poniedziałek, 27 lutego 2023

Nasz przemijalnik

Końcówka lutego i niby przedwiośnie. Niby bo i owszem, ptocy pitulili, rośliny zaczynają kwitnienie, dzień zdecydowanie dłuższy ale ten paskudny, drobny lecz złośliwie klejący się śnieżek, te ścięte  nocnym przymrozkiem kałuże, ten wilgny ziąb włażący do do domu, kiedy mła otwiera okna, te wszystkie paskudności są zdecydowanie zimowe. Mła najbardziej dobija ołowianymi chmurami zasnute  niebo, które tylko przez nieliczne chwile jest czysto niebieskie. Żeby nie było pełni szczęścia to kiedy ono ma ten śliczny odcień błękitu to zazwyczaj duje na zimno i człowiekowi chce się jak najszybciej  do domu, gdzie wietrzysko go nie przewieje. Ech... ta końcówka zimy  pogodowo wredna, mła na wszelki wypadek żre wszystkie swoje wzmacniacze. Grypska, srovidy, rinowirusy - wszystkie sezonowe choróbska atakują teraz masowo ale szczęśliwie władzuchna zapomniała słowa lockdown  i paciorki zmawia coby sobie społeczeństwo radości srandemii nie przypomniało i pytać się nie zaczęło a dlaczegoż to teraz nie ma lockdowna i nie ratujemy prawie że zdechłej ochrony zdrowia?

Może władzuchna by chciała jakby niewygodne pytanka  padły,  to żeby odpowiedź  na nie wygenerowała sztuczna inteligencja ale podobno sztuczna okazała się być ćwierćinteligencją  bo się zapętliła na liczbie pi i trzeba ją było ludziem skorygować. Ach czemuż, ach czemuż to mła nie dziwi? Władzuchna zatem nie ma co liczyć że ją sztuczna osłoni i będzie za nią diodami świecić ze wstydu. Prawilno, mła jest zdania że sztuczna inteligencja jeszcze długo nie zastąpi naturalnej głupoty, he, he, he. Sezonu choróbsk straszliwych nie ogłoszono choć umieralność ostatnimi czasy była taka że w czasach covida złego by się redaktory zapiały ze zgrozy i szczęścia, rozsądne ludzie jednak nie potrzebują wytycznych z mendiów żeby wiedzieć kiedy jest kichowato. Mła stara się być rozsądna, w tłumy się nie pcha, co czeba je, popija i wogle. Mimo "pocisków zawistnego losu" stara się nie podupadać na duchu bo jak duch słabnie to i ciału się cóś słabo robi.

Małgoś tyż  mimo zawirowań z ciśnieniem pozbierała się jakoś po "niesprawiedliwym" bo zbyt wczesnym odejściu Wujka Jo. Info o Wujku Jo usiłowałam sprzedawać jej na raty ale nie przechytrzyłam starej lisicy. Wiedziała, nie wiem skąd bo trzymaliśmy przy niej  fason i gęby na kłódkę ale wiedziała. Jak to mawiają za mistrzem Willem - więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie niż się wyśniło waszym fizjologom, he, he, he.  Mało racjonalnie, intuicyjnie i z metafizycznym odjazdem Małgoś rozwaliła strategię informacyjną zarzundzoną przez mła. Starszy syn Małgoś po tych wszystkich naszych próbach obchodzenia złego tematu, skonfrontowany ze świadomością i rozeznaniem sytuacji przez mateczkę stwierdził krótko - "Jakby mnie tabletką w twarz napluła". Hym... Małgoś tabletką celowo nie pluje, raz tylko miała atak kaszlu i się synusiowi niechcący tabletką oberwało, z tym jej wiedzeniem jest podobnie. Wcale nie chcąc wiedzieć po prostu o tak ważnych dla mła i Cio Mary sprawach wie. Wszak Małgoś zawsze przepadała za Cio Mary i Wujkiem Jo. Synusie i mła to co inszego, nas się nawet krytykuje od czasu do czasu. Starszy synuś się wyzłośliwia - "Lady Małgorzata rozstawia personel",  odpowiedź niby głuchego pieńka błyskawiczna - "Bo nie będę piła dla zdrowia tego kwasu buraczanego, co go  Stasiu zrobiłeś".

Mamelon zamieszkująca z Pępkiem Świata, któremu dla niepoznaki dali imię Sławencjusz,  też ma typowe dla personelu gwiazdy przejścia. Nasz Sławencjusz wymyślił sobie że mu rehab niepotrzebny. Mamelonowi nie grało, mła nie grało za to Sławencjuszowi grało wręcz symfonicznie. Bo on się w szpitalach należał i dosyć tego! Mła się zrobiło Sławencjusza żal bo rzeczywiście zaliczył w ciągu pół roku parę placówek więc popytała znajomków medycznych czy aby Sławencjusz na pewno musi po tym co mu się przytrafiło rehaba mieć. Skutek jest taki że mła obecnie robi wśród znajomych  medyków za taką  niespełna rozumu, która nie kuma oczywistości. Taa... normalnie cud że mła własną fizjologię jeszcze kontroluje, taka to gupia z niej pindzia. Co prawda mła mniema  że jakby nie wiedziała że ma fizjologię to i tak by kontrolowała co cza ale medyczne na nią tak paczały jakby nie były cóś tego pewne. A wszystko przez Pępek Świata, na łbie stanę  a Sławencjusz na rehabie wyląduje za tę porutę com ją przeżyła ( choć przede wszystkim powinien tam wylądować ze względu na stan zdrowia, to jest niestety konieczne - biedny Pępek Świata i biedna Mamelon ).

W niedzielne paskudne popołudnie mła się udała przewietrzyć ciało bezstresowo. Mła co prawda lata jak wściekła ostatnimi czasy ale zawsze pod presją czasu, ze stresem w charakterze bagażu obowiązkowego.  A w niedzierlę mimo tego że pogoda była mało zachęcająca, oględnie rzecz ujmując, mła postanowiła zrobić przeżartemu słodyczami ciału dobrze i wyprowadzić je na spacer, coby się dotleniło podejrzanym ódzkim powietrzem i odstresowało na memłonie miejskiej przyrody. Mła udała się wraz z ciałem i aparatem fotograficznym nad jedną z  naszych osiedlowych rzeczek. Wybrałam tę największą,  której nikt nie śmiał oficjalnie nazywać Smródką, nawet w czasach,  kiedy na taką nazwę zasługiwała. Pokątnie to i owszem się mawiało ale tak oficjalnie o dopływie Warty to nie wypadało. No wicie rozumicie, przemysł włókienniczy i co te biedne ludzie majo robić z szambem a Warta wpada do Odry a za Odro Niemce siedzo i paczo co wodą płynie. Hym... teraz paczą co płynie ze Śląska, bo przemysł włókienniczy to w mieście Odzi historia a służby miejskie mają prawo do kontroli sposobu usuwania ścieków.  Niby insze służby pilnują jakości wód ale z tym to bywa tak że śmiech na sali. Głównie dociska miasto, które musi się wykazać przed unijnymi że zasysanej kasy nie przeputało. Zdaniem mła za tę kasę którą dostało mogłoby zrobić znacznie więcej ale tu pojawia się bolączka nie tylko miasta Odzi ale wszystkich polskich miast - urzędniki średnio kompetentne, Panie tego, i procedury średnio racjonalne to okrutne połączenie.

Na ódzkim odcinku Ner, rzeka o prabałtosłowiańskiej nazwie, jest w miarę czysty. Pewnie dlatego że miejska oczyszczalnia ścieków znajduje się u krańca jego miastowych dróg ( Ner płynie przez miasto dwoma korytami ). Po kontakcie z oczyszczalnią wody Neru kwalifikowane są jako wody III klasy, niestety. I tak dobrze bo bez oczyszczania to byłyby pozaklasowe. W rzece i nad rzeką na "moim" przedoczyszczalnianym odcinku jest całkiem normalnie, znaczy "biologia się pleni",  jak mawiała Stara Janiakowa. Rośliny wodne i nadwodne, ryby, ptoki i skorupioki pospołu ze straszliwymi ilościami ślimorów i owadów, znaczy jest tak jak być powinno i tylko ilość śmiecia harmonię psuje. Część nadrzecznych łąk porosła trzciną i wierzbą i stała się ostoją ptactwa. W niektórych miejscach łąki się zachowały i należy paciorki wznosić do Najwyższego że to łąki podmokłe, niektóre zalewane bo inaczej deweloperka by się już rzuciła i czym prędzej zabudowała jakimiś ohydkami, smarując przy tej okazji miastowym aż niemiło. Wystarczy że okolice  gdzie rzeczka Gadka wpada do Neru padły łupem deweloperstwa, reszty  powinno się twardo bronić bo budowanie w bezpośredniej bliskości rzeki jest generalnie gupie. Niszczy się to czego niszczyć się nie powinno a jednocześnie wcale się ludziom dobrze nie robi. Ner może wygląda niewinnie i po drodze do mła ma dwa zbiorniki: Stawy Jana i Stawy Stefańskiego, ale to nie znaczy że nie potrafi nieźle przybrać. Mła pamięta jak parę lat temu wzięło mu się i wylało po letnich ulewach, nie na darmo na odcinku rzeki płynącym przez fragment miasta zbudowano wał powodziowy.

Mła lubi chodzić nad swoją river, uczestniczyć w prywatnym życiu kaczek. W prywatnym bo mła ich nie dokarmia, popisy kaczki robią przed tymi, którzy je dokarmiają. Wykonują przed publisią rzut w wody rzeczki i  pływanie synchroniczne: pląsy  w kółeczku oraz  nurkowanie z wystawianiem kuprów i łapek. Ze mła to żadna publiczność, nie ma się co wysilać. Dla mła to dobre jest  stanie na brzegu rzeki, czyszczenie piór, wypychanie sąsiada z okolic tego pieńka co robi za pomost, sprawdzanie co tam pod powierzchnią przez zanurzenie dzioba. Żadnego artystycznego podejścia do tematu ptactwo wodne, zero wysiłku twórczego, nawet jakby wzgardliwa ignorancja bo kaczki cóś słabo płochliwe. Przypominają te rozpuszczone zainteresowaniem łyski z wód Skaldy, widziane przez mła w Gandawie. Tamte potrafiły być tak pewne że płynęły tuż przy kajakach, a co bezczelniejsze uważały się za uprzywilejowane w ruchu rzecznym. Taa... małe pterodaktyle, cwaniury.

Razem z mła kaczkom przyglądała się jeszcze jedna osoba, na szczęście leniwie. Osoba gruba, w ledwie dopinającej się obróżce. Osobę nawoływano ale miała to mocno gdzieś, więc mła postanowiła Osobę zadenuncjować coby się nie zgubiła. Okazało się że Osoba chadza na spacerki na smyczy, jak czarny półpers Szatanek z sąsiedniej ulicy. Ale Osoba jest z tych sprytnych i dlatego przy obróżce ma dzwoneczek, tak na wszelki wypadek, jakby przyszło jej do głowy policzyć dokładnie kaczki, kiedy szczwanie uda się jej wypiąć ze smyczki. Osoba uwielbia spacery nadrzeczne, co prawda mieszka w domku z ogródkiem ale jest wyprowadzana dla rozrywki bo ogródek jest dla Osoby mało satysfakcjonujący ( dopiero niedawno w ogródku uprawianym przez poprzednich właścicieli w stylu tujowo - trawnikowym posadzono normalne drzewa i krzewy bzu  ). Osoba okazała się przytulaśna i to mimo tego że mła ją zakapowała. Nawet dała się mła pomiąchać przy ogonie.

Kiedy mła przyszła do domu i napiła się gorącej herbaty z wkładem energetycznym postanowiła się uwalić przy swoich  Osobach. Niektóre z tych Osób, np. te trzymające tyłki na poduszkach, były bardzo niezadowolnione gorszącym faktem położenia się przez mła wcześnie w wyrku, mła jednakże potrzebowała takiego rozpasania, czasu na zależenie i pomyślenie sobie o rzece nad którą jej pradziadek ponoć wzniósł pierwszy mostek "dla ludzi", znaczy nie drogowy, jeszcze dziś kojarzony przez mocno starszych ludzi z jego nazwiskiem. Taki mały mostek a mła się poczuła jak spadkobierczyni na wpół mitycznego plemienia Neurów, wilkołaczych ludzi o których pisał Herodot. To ponoć oni stoją za nazwami Ner, Nurzec  czy Narew. Miło mła było robić fotki z następcy tej kładki, którą kiedyś tam pradziadek do spółki z sąsiadami postanowił urządzić na rzece, by łatwiej było ludziom dojść do innych ludzi. Pradziadka dawno nie ma ale mostek w tym miejscu jest, ostał się i nadal skraca drogę do znajomków. Taki  mały, opierający się czasowi  nieprzemijalnik w przemijającym świecie. Jak długo postoi nie wiadomo ale okazał się trwalszy niż życie pradziadkowych dzieci. Prawie to pocieszające rozchwianą egzystencjalnie mła. Dziś macie do wpisu fotki ogrodowe, nadrzeczne i domowo kocie. W Muzyczniku Czesiu ze stosowną piosenką.


16 komentarzy:

  1. Życie trwa, te mostki to jednak bezcenne, niby maleńki okruch. I piękne że to mostek do ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osoby przepiękne. Te spotkane, kocia i kacze nie mają co prawda tak przytulnego tła (jak by było do dziobów kaczuchom na panterce?), ale prawie dorównują osobom domowym.

      Usuń
  2. Osoba faktycznie na zabiedzoną nie wygląda, więc łakome spoglądanie na kaczuszki to gruba przesada. Ty masz mostek pradziadkowy, ja kapliczkę postawioną ongiś przez moich pradziadków pomiędzy polami , a dziś stojącą pośrodku sporego miejskiego osiedla - dla mnie to taka trochę myślowa trampolina w przeszłość.
    U nas w niedzielę szans na spacer nie było, duło i chwilami sypało, ale stadko krokusów pod wiciokrzewem już w gotowości bojowej, niech no tylko pojawi się trochę słońca, to otworzą pąki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiscie, ten przedwiosenny czas jakiś zimniejszy jest i przykrzejszy, niźli zima w całej swojej krasie śnieżno-mroźnej. Po prostu wszyscy jesteśmy już tym chłodem zmęczeni. I łakniemy słońca, ciepła, odżycia po kilku miesiącach gawrowania. Łakniemy też jakichś pozytywnych zmian w przestrzeni publicznej, ale tu nie widać, by nadchodząca wiosna miała coś w tej mierze zmienić na lepsze.
    Przepiekne są Twoje ciemierniki. Kiedyś miałam jednego, jasnoróżowego i mi niestety zmarniał, zadeptany przez piesuńki zapewne.
    Dobrze, że osoby niczego nie zadeptują a co najwyżej udeptują, Ciebie Tabo, ich opokę i wyspę domowej szczęsliwosci.
    Fajna ta Twoja rzeczka oraz kaczusie na jej brzegu. Dobrze, że są jeszcze takie miejsca w miastach, że jest gdzie odetchnąć od miastowych spraw od swoich własnych zmór.
    Zdrowia Tobie i wszystkim Twym bliskim życzę oraz napływu sił witalnych i ciepełka za oknem!:-)*:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocie piękności!!! ❤️❤️❤️
    Mało mało!

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje ciemierniki twierdzą, że zima w pełni. Żadnego kwiatka.
    Gdzie ten mostek??? Na zdjęciu miał być czy ja już nie umim czytać ze zrozumieniem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że perfidnie prowokujesz Tabaazę do zabrania głosu Szanowna Agniecho, słusznie, niech da. Proszę.

      Usuń
    2. No weź. Mamy niedzielę, 5 marca, a una nic. Nieodpowiedzialna taka. Bo jak mi skoczy ciśnienie z nerwów, to una mnie z tyj Odzi nie uratuje. A już widzę, jak mój Latający wzywa pogotowie w języku obcym. I ono do nas przyjeżdża po 45 minutach ( to taki raczej minimalny czas oczekiwania sprzed chyba lat siedmiu , teraz pewnie będzie dłużej lub może wcale.. ).
      U nas śnieg wali. Jak to na wiosnę.

      Usuń
    3. U mnie nie ma Latającego, nie ma kto wzywać pogotowia w jakimkolwiek języku, ale śnieg i nerwy tak. Są. Stanowczo proszę o wydanie z siebie znaków pisarskich o Tabaazo.

      Usuń
  6. buahahaha Sztuczna inteligencja długo nie zastąpi naturalnej głupoty...hahahahaha Też tak myślę. :D Ależ się stęskniłam, zdrówko mi szalało...typowe... Tyle gór do przejścia, ale jakoś się idzie. :) Mnie to przedwiośnie męczy...ciśnienie...każdy podmuch wiatru, ciągłe zmiany, rano mróz, potem ciepło i łeb i uszy szaleją... Chodzę po ziemi jak istny zombiak...chyba zabiję sobie brawo, że jeszcze mnie to potrafi rozśmieszyć. ;D Piękne zdjęcia wykonałaś, pooglądałabym kaczki razem z Tobą, urocze miejsce, dobre towarzystwo, tego mi potrzeba. :) Boże, jak ja pragnę, by ludzie na całego zaczęli walczyć o naturę. Utul, proszę ode mnie kotki i siebie również. Bardzo mocno Cię przytulam. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie pamiętam, czy pisałaś o tych fiołkach alpejskich, które kwitną wczesną wiosną w Twoim ogródku, co to za odmiana ? Czy rozmnażają się u nas same ?

    OdpowiedzUsuń
  8. No ja mam nadzieję, że tam Mrutek ze swoim szarym przyjacielem nie narozrabiali na tyle, że nam Tabazze wcięło 😶

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorry że tak późno zasiadam do odpowiedzi na komenty ale jestem po prostu tak zmęczona że nawet kompa nie chciało mła się odpalać. Mła ostatnio ogarnia sytuację a ma do ogarniania sporo, więc jej cinko idzie ze wszystkim innym. Nietypowa pralka dla Cio Mary znaleziona, kupiona, zamontują we wtorek, Małgoś ćwiczona, Irenka wyzastrzykowana, Sławencjusz pogodzony z rehabem, choć mła głównie przez telefon jadziła. Lokatorzy mła w trakcie ogarniania, bo część wyraźnie nie wie na jakim świecie żyje, głównie ci młodsi, których radośnie kieruje z ichnimi pretensjami do życia w kierunku naszego zarzundu. Moja ulubiona fraza ostatnio to - Pan napisze do premiera co Pan o tym sądzi, on się weźmie i pochyli. Nie będę Wam cytowała co na takie dictum moje lokatory odpowiadajo, na miejscu premiera to bym się nie pochylała w obecności moich lokatorów pod żadnym pozorem. Pasiak wybył w sobotę po śniadaniu pełen ciężkich pretensji za "trzymanie przemocą w domu" i się jeszcze nie objawił. "Trzymanie przemocą" było konieczne bo Pasiak był z lekka pobity, przez towarzystwo z dawnego rybnego, jak to nazywają ludzie kamieniczkę w której mieszka stado kotów. Rybnego nie ma w tym budynku z 10 lat ale wszyscy uparcie ćwierkają że któś się wprowadził albo wyprowadził z rybnego. Odzianie tak majo, pitulo od zawsze że cóś jest na Andrzeja choć ulicy św. Andrzeja nie ma chyba od 1945 roku. Jest za to ulica Andrzeja Struga, z którym odzianie zaraz przeszli na ty. I tak jest dobrze że nazwa ulicy Tuwima jakoś funkcjonuje, choć moja Babcia i Mama używały wymiennie nazw Przejazd i Tuwima. Jesteśmy w mieście Odzi zaskakująco konserwatywni w temacie nazw ulic, choć w inszych tematach to my tak hop do przodu. W każdym razie Pasiak się nie objawił i nie wiem czy nadal bryluje na innych salonach, czy też siedzi w szopie obrażony. Oczywiście się martwię, co on zapewne ma gdzieś, bo on po tym przemocowym siedzeniu w domu twierdził że nie może ze mła wytrzymać bo mła tłamsi jego osobowość i on nie będzie mła dopieszczał tylko leczył się z uzależnienie ode mła. Spoko, jednej rzeczy Pasiak na pewno nie wyleczy a mianowicie uzależnienia od miski. Może gdzie indziej tyż dobrze jeść dają ale u nas cztery razy w tyźniu mięcho.
      Co do mostka to ja z niego fociłam, samego mostka nie fociłam bo to następca kładki pradziadkowej i żadna urodność. Ot, taki zwykły mostek. Mariolka ma lepszy obiekt do focenia, kapliczki czy boże męki od mostków ciekawsze. U mła najciekawsza jest rzeka i jej mieszkańcy, z rzeka im najbardziej do pyszczków czy dziobów. ;-D Co do politycznych mła unika bo jak wzięła i otworzyła portal info to się na nią tak wylało że mła poczuła się jak w grze kompowej, nadświaty jakoweś i ścinanie przeciwników jak w klasycznej napiendralance. Mendia bawią się w kreowanie realu ale mła odnosi wrażenie ze coraz częściej kreują tylko wirtualne światy bo publisia zaczyna mieć wylane na te zabawy. chłodno jest nadal i nawet śnieży, mła się czuje dodupnie bo przeziębiona ale ciemierniki i cyklamenki dajo radę. Ten wiosenny cyklamen to Mariolko cyclamen coum czyli cyklamen dyskowaty. Sieje się i daje radę spoko, zarówno gatunek jak i odmiany. Można sadzić w Polszcze centralnej to i na zachodzie się uda. No chyba że trafi biedaczyna w Góry Izerskie. ;-D Odnowiona niech zbiera siły na wiosnę, nie ma co żałować ulubionej pory roku, tegoroczna zima była taka se. No bo śniegu to było w sumie nie tak wiele, w mieście Odzi prawie niezauważalnie dla mła te śnieżenie przeszły, tylko grudzień był popadliwy śnieżnie należycie. W lutym to właściwie takie plucho śniegi były, dziś pada, jutro się topi, pojutrze szklanka. Grypowo za to było, co jest dodupne. Muszę kończyć bo Mrutek kopie, zajęłam miejsce Mrutkowe żeby Wam odpowiedzieć a Mrutek uznał to może nie za przestępstwo ale na pewno za wykroczenie. ;-D

      Usuń
    2. Pasiaczek może zrobić męski dłuższy rajd, u mnie już nocą słuchać było śpiewy, raz Rysia, dwa jakaś inna kocia osobistość na osiedlu. U mnie też pogoda taka bardzo fe, ja z lekka zdycham po bobusiowaniu. I zdaje się że wykończyłam im szpadel, a pigwowca i tak nie udało mi się ruszyć.

      Usuń
    3. Pigwowce to twardzi zawodnicy, nawet kiedy wydawało mi się, że maużonek zwyciężył i wykopał zbója, to po czasie odrósł z pozostawionych korzeni, więc w efekcie przekopków mam dwa- w nowym i starym miejscu. I się poddałam. Podobnie z paruletnim berberysem Thunberga, nie do ruszenia i - tak jak u Ciebie- szpadel poległ. Tak więc ciurkadełka z wodą nie będzie:(
      Taba, dzięki za info o cyklamenie, porozglądam się za nim, bo co roku mnie nim nęcisz :)
      Pasiak na gigancie pewnie ma się nieźle, skoro jeszcze nie zatęsknił.

      Usuń
    4. Pasiaczek w domu siedzi z maścią na uchu i brzydką miną na pycholu, bo mła zamknęła okno i nie można się udać do rybnego w celu dokonania zemsty.
      Co do pigwowca - potrafi odbić po latach, twarda roślina.

      Usuń