sobota, 20 grudnia 2025

Przygotowanie do świątecznych dyskusji politycznych

Kochani teraz macie podkład do świątecznych dyskusji politycznych, zawsze się znajdzie ktoś, kto między karpiem a pierogami zacznie temat że ten i tamten jest ryjem i wszyscy kradną. O ile na to drugie możecie się zgodzić bez bólu, o tyle drugie może Was rozjuszyć. Najzdrowiej poruszyć temat pogody i olać polityczne wycieczki. Zdecydowanie polecam opcję -  "Wystarczy że znoszę polityków na co dzień, w święta nie muszę." Jeżeli jednak macie ochotę na tradycyjną, solidną, świąteczną awanturę przy stole, to poniżej macie troszki opracowany materiał.  

Świat staje na głowie. Prezydent US krytykuje konsumpcjonizm Amerykanów, prezydent Rosji krytykuje zbrojenia pacyfistycznej do bólu Europy, czekam zatem na ten  dzień,  w którym papież wezwie wiernych do wyboru świadomego rodzicielstwa i radzenia sobie z tym zadaniem wszelkimi możliwymi sposobami. Wicie rozumicie, piekło zamarza. Polityka mendialna staje się "realną", przywódcy zapewniają że jest świetnie, choć rzeczywistość skrzeczy, w związku z czym powoli, powoli zaczyna się gotować w elektoratach. W US przygotowania do wojenek, bo akta Epsteina, których publikację wymusił Kongres, wyszły ocenzurowane, co oczywiście od razu rodzi pytania jakie to treści ocenzurowano i czy aby na pewno tylko dane osobowe ofiar (  całe strony na czarno, śmierdzi z daleka i pod niebiosa, będzie jazda! ) i za progiem koniec Obamacare, czyli dotowanego przez państwo ubezpieczenia medycznego, z którego w 80% korzystają wyborcy w stanach, w których wygrali Republikanie. Małe Rubio robi jakieś akrobacje w polityce zagramanicznej US,  jakieś wojenki wenezuelskie, bombardowanie Syrii, ale w zeszłym tygodniu wyszedł wywiad z Susie W., szefową personelu Białego Domu, która zaczęła mówić takie rzeczy o obecnej ekipie zarzundzającej US,  że od razu ruszyły spekulacje że część ogarnięta obecnej administracji,  już planuje odwrót na z góry zaplanowane pozycje.  Zdaje się że zaczyna się na dobre  rozpad MAGA i na niespełna rok przed wyborami uzupełniającymi Republikanie żrą się między sobą, głównie o to że ich prezydent, nie robi tego co miał robić. Moim zdaniem Republikanie, jak i ich elektorat,  so gupi - "Make America Great Again",  nie "Make Americans Great Again". Przeca głosowali na to pierwsze.

W Rosji też trwa zaklinanie rzeczywistości, były tradycyjne coroczne pytania do Wujka Wowy i oczywiście nie padły te najistotniejsze. Jednakże lud coś tam pomrukuje że SWO trwa już niemal tyle co Wojna Ojczyźniana. Rosjanie robią się zmęczeni, tym bardziej że sankcje, które nie działają, duszą rosyjską gospodarkę. Oczywiście Wujek Wowa ma gdzieś, co tam sobie lud pomrukuje,  ale obecnie elity rosyjskie zaczęły się cóś niepokoić. Wujek Wowa zatem zwrócił się do rodziny, obecnie to familia zaczyna obejmować poważne stanowiska w państwie. Cóś to bardziej zaawansowane niż w US, bo tam Pierwszy Zięć jeszcze nie otrzymał oficjalnego stanowiska. Rosjanie usiłują ratować swoją gospodarkę wszelkimi możliwymi sposobami, sprowadzają z Indii masowo pracowników do fabryk ( spodziewajcie się zatem ukraińskich nalotów na fabryki ), przestali dotować paliwa na rynku krajowym, podnoszą VAT na co się da a nawet ustami szefowej Banku Centralnego, Elwiry Nabiuliny, przekazali Wujkowi Wowie że zaraz nie będzie kasy na zbrojenia. Elity rosyjskie wkurza to, że Chińczycy nie traktują Rosji jak partnera, tylko jak kolonię. Łudzą się że Amerykanie będą traktowali ich inaczej, Europa bardzo Rosję w kwestii porządnego traktowania rozpieściła. Na razie jednak wygląda na to że Europa nie zamierza Rosji sobie odpuścić, z czego amerykańska administracja powinna być zadowolniona, bo w końcu chcą odizolować US od wschodniej półkuli. Najciekawszą sprawą związaną z gospodarczym upadkiem Rosji jest wzrost gospodarczy w krajach Azji Centralnej. Te wszystkie Tadżykistany i Uzbekistany, nagle zaczęły się rozwijać.

Europa tańczy, dwa kroi w przód, jeden krok w tył. Cóś tam robi ale tak by nikt się do niej nie przyczepił. Tak wyszło z rosyjską kasą zdeponowaną w Belgii że zamrożono ją bezterminowo, jednocześnie wyprodukowano prawniczy bełkot, który pozwoli ją przejąć po tym kiedy Ryży i cooledzy znikną z Białego Domu. Tak się porobiło że Europa chroni kasę przed Amerykanami a nie przed Rosją. Zdaniem mła trzeba kasę  było brać teraz, ale mam wrażenie że część Europy postanowiła przykrócić ambicje Niemiec, które zaczęły kreować się na lidera. My byliśmy między młotem a kowadłem, wojnę powinny finansować aktywa agresora, nawet prywatne, bo to majątki ludzi objętych sankcjami, z drugiej strony pozwalanie Niemcom na opowieść o przywództwie to proszenie się o kłopoty. Wybraliśmy po taniości i zarazem po jasności w kwestii sprawczości UE, no i przerżnęliśmy razem z Niemcami. Za to na osłodę mamy zwycięstwo w sprawie Mercosur, w której nam z Niemcami nie po drodze. Europa postanowiła pokazać KE że w sprawie  Mercosur to będzie decydować po przetrawieniu, rozpatruję to w kategorii pokazania Ursuli kto tu rządzi. W Europie trwają zabawy w podgrupach, my olaliśmy "Putin Boys" czyli dawnych "Chłopaków z Wyszehradu"  i teraz jesteśmy państwem bałtyckim. Zacieśniamy prędko kontakty ze Skandynawią. No i bardzo dobrze! To jest dla nas właściwy kierunek w tej chwili, trzeba wyrwać się z tego ciążenia byłych demoludów w stronę rosyjskiej mentalności.

W kraju ciekawie tak, że aż za. Prawica nam się przepoczwarza, jeszcze nie wiadomo w co. Mła dziwi że trwa jeszcze fikanie Brauna. Mła w życiu z tym facetem zgadzała się w jednym - nie szczepi się dzieci powierzonych państwu środkiem w fazie badań klinicznych, kiedy: a - dzieci nie są grupą szczególnie narażoną, b - umieralność z powodu patogenu jest na takim poziomie jak umieralność na grypę. Przypadek Grzegorza B. to taki jak z zegarem, zepsuty zegar też dwa razy na dobę podaje prawidłowy czas. Jednakże wygląda na to że pogląd Brauna na szczepienia dzieci nie wynikał z czegóś szlachetnego, tylko z polityki siły wspierającej. Grzegorz B. gra ewidentnie dla rosyjskiego miru, to widać, słychać i czuć.  Tzw. zoologiczny antysemityzm, negowanie  skali Holocaustu, opowieści o handelku z Rosją, takie w stylu komunistycznych genseków, sekciarski katolicyzm, wręcz proszący się o ekskomunikę. Ech... wszystko to tak wybujałe i teatralnie zapodawane że aż dziw że ktoś to kupuje. No jednak kupują, głównie sieroty po żrącym się PiSie, spragnione prostego wytłumaczenia skomplikowanych problemów. Zdaniem mła przyszła pora na rozwiązanie kłopotu, państwo znaczy musi pokazać że fikanie ma granicę a sytuacja się wyklaruje. Nawet naszej proamerykańskiej prezydenturze dobrze to zrobi  (  Karol ostatnio jakby w rozsypce, bo w US bałagan, kontynuuje więc walkę Anżeja Sebastiana z meblami i na tym szlus, bowiem na europejskie szczyty, czyli te naprawdę decydujące o naszej przyszłości,  Karola, człowieka, który został prezydentem się nie zaprasza, bo w Europie świadomi że prerogatywy prezydenckie w Polszcze to takie se ). 

No dobra, to by było na tyle, jeszcze raz upraszam - nie dajcie się wciągnąć w żadne polityczne dyskursy przy stole, po cholerę Wam ma się żółć ulewać. Świąteczne menu na produkcję żółci wystarczy. W Muzyczniku kolęda z Francji.

czwartek, 18 grudnia 2025

Rzecz o zachowaniu twarzy

Mła ostatnimi czasy zaczęła zwracać uwagę na pewien pojawiający się w życiu publicznym motyw - Jak zachować twarz? Wicie rozumicie, kupa ludzi ze świecznika ma gębę, na którą długo pracowali w pocie czółka i z talentem równym temu Gombrowicza, no a teraz chcą mieć twarz. No niestety, twarz to sprawa jednorazowa, zastąpisz gębą i już jej nie masz. Na przykład liberalne elity bardzo chcą być liberalne, tylko po srowidowych obeszczeniach w ten ich liberalizm otwarcie się wątpi. Konserwatywne elity bardzo chcą być ostoją porządku, tylko po kretynizmach konserwatystów, które z porządkiem mają mało wspólnego, nikt rozsądny nie podejrzewa ich o obronę konserwatywnych wartości. Chcenie mienia twarzy nie wystarcza, trzeba brać odpowiedzialność na klatę. Nie ma brania na klatę ciężaru własnych czynów, nie ma twarzy. Nie pomoże dyrektywa o ustawiania w szopce figurki przewodniczącej KE, obowiązująca od 2027 roku, kiedy chcemy wprowadzać cenzurę, nie pomoże czterdzieści tysięcy słów na minutę wygłoszonych w dzień Bożego Narodzenia,  jacy to szanujący tradycję jesteśmy, kiedy tożsamość Zachodu wymieniamy za walutę niewiadomego pochodzenia. Politycy nie mają twarzy, mają gęby, nie są zatem szanowani. Na Zachodzie to bardzo widoczne, na świecie nieco mniej, ale proces się zaczął. Nawet w mordorach i orkolandach prestiż władzy spada, trzeba tam coraz mocniej dociskać ludzi, żeby chcieli w gębach zobaczyć twarze. Do ludzi dociera, niestety ze wzrostem kosztów życia,  jaka to szopka i stajenka licha, ta cała nasza  świecznikowa polityka. Dla mła to zdrowy proces, brak szacunku to kwestionowanie autorytetu, to prędzej czy później zmieni nam system zarządzania ludźmi.   Dzisiejszy wpis ozdabiają świąteczne kocie kartki a w Muzyczniku mła zapodaje cóś prawosławnego.


środa, 17 grudnia 2025

Meldunek Mrutkowy w trakcie ogarniania chałupy

Mrutek pojechał z mła na kontrolę uszka, jutro wynik. Z gabinetem nasz Pan Mrutek oswoił się na tyle że zaczął mieć żądania. Wicie rozumicie, nie wyjdę z transporterka, nawet nie próbujcie wytrząsać, bo to nic nie da, proszę mię tu od razu saszetkę powitalną zapodać. A ostrzegałam żeby Mrutka nie rozbajdywać! Oczywiście po wyłudzeniu żarcia robił za gwiazdę, łepek nadstawiał do pobrania próbki z uszka, czule pomrukiwał w kierunku personelu, który przyszedł się nim masowo zachwycać. Ba, Mrutek wykonywał polecenia ( "Przejdź tu Mruciu, pokaż jeszcze uszko przez wzierniczek." )! Madka musiała go szybko w kontenerek władować, bo gotów był lecznicę zwiedzać. W uszku postępy znaczne ale Dochtorowa z ostrożnością podchodzi, bo ostatnio spotkała się u kotów z trudno leczącymi się zapaleniami, z problemem polipków. Nasz gwiazdor w drodze powrotnej tradycyjnie już ryczał na wysokości sklepu drobiowego, także skarmienie wyrównawcze tyż było robione. Teraz zabieram się do ogarniania nieogarniętego, ta moja chałupa to stajnia Augiasza, jedno skończę, w drugim już bordello się lęgnie. Przede mną zadanie detektywistyczne godne Herkulesa Poirot - ktoś postanowił przyozdobić wysprzątaną podłogę gołąbkiem, który zszedł był z tego świata jakiś czas temu. Jest krąg pięciu podejrzanych o robienie z chałupy prosektorium. Pocieszam się tym że to przynoszenie truchełek to jeszcze nie jest najgorsze, Mariolka  ma w domu fachowców na ten przykład. Do tego  meldunku króciutkiego o zdrowiu Mrutka dołączam fotkę miśka stawiającego pasjansa i świąteczny Muzycznik.
 

wtorek, 16 grudnia 2025

Serenissima - merletto di Burano

Mła się od razu przyzna, wcale nie coolorowe domki i lokalna słodycz, zwana bussolà ( takie złotawe  ciastko w kształcie pierścienia, robione z jajek, mąki, cukru i masła ) mła ciągnęły do Burano. Mła chciała zobaczyć merletto veneziano, grande punto di Venezia.  Koronki Kochani, w koronki mła rzuciło. W Burano znajduje się muzeum koronki weneckiej i szkoła jej wytwarzania. Dzięki Fundacji Adriana Marcello, która doprowadziła w 1981 roku  do otwarcia muzeum, zorganizowania serii udanych wystaw tematycznych oraz kursów teoretycznych i praktycznych na temat sztuki koronkarskiej w Wenecji i Burano, aby zapobiec ponownemu zapomnieniu sztuki koronkarstwa  ( wyjaśnię później dlaczego ponownemu  ) można cieszyć oczy koronkami zarówno starymi, jak i tymi powstającymi obecnie. Ledwie postawiłyśmy stopy na stałym lądzie a już koronki nas napadły, w pierwszym sklepie z lnem w postaci różnej,  były koronki. Przede wszystkim jednak była babcia, nonna, która je wykonywała. Pracowicie cerowała rozpiętą na wałeczku tradycyjną formę. Babciny fartuszek był ozdobiony piękną reliefową koronką, za nią wisiał obrus, którego wykonanie zajęło dwa lata ( niestety, w tym sklepie, jak w wielu sklepach z koronkami w Burano, nie wszystko wolno fotografować, zazdrośni o te swoje wzory ). Babcia pokazywała, co i jak podpiąć szpileczką, gdzie wbić igiełkę i jakie sztuczki nią czynić. To wszystko skomplikowane robione spracowanymi acz zadbanymi dłońmi. Babcia rozmowna i bardzo miła, rozpromieniała się kiedyśmy z Mamelonem ochały i achały  nad koronką. Tak się jakoś zrobiło że koło babci urósł tłumek, oczywiście gotowych babcię przy robocie filmować. Dlatego mła zrobiła ledwie parę zdjęć i uszłyśmy ze sklepu, żeby babcia miała czym oddychać.

Jeżeli chcecie zobaczyć zbiory muzeum musicie udać się na Piazza Baldassarre Galuppi, tam gdzie stoi gotycki pałac podesty, który stał się siedzibą władzy w czasach kiedy do Burano przeniesiono podesturę  z Torcello, czyli  w XVII wieku. Pałac pierwotnie miał inną, szerszą fasadę, w stylu gotyckim, z blankowaną wieżyczką gibelińską, zegarem i małą kopułą zwieńczoną dzwonem miejskim, który dzwonił na zebrania Rady Podesty. Obecnie mieści się tu  urządzona Scuola del Pizzo ( Szkoła Koronki ) i Museo del Pizzo  ( Muzeum Koronki ). W Museo del Pizzo eksponowanych jest ponad dwieście unikatowych dzieł z kolekcji szkoły, powstałych między XVI a XX wiekiem,  przechowuje się tam również archiwa szkoły oraz inne dokumenty i dzieła sztuki związane z koronkarstwem w Wenecji. Szkoła i z czasem  muzeum powstały zimą w 1872 roku, dzięki staraniom hrabiny Andriany Marcello i Paola Fambriego,  którzy postanowili  wskrzesić upadłą w końcu XVIII wieku tradycję koronkarstwa z Wenecji i Burano, mając na celu przede wszystkim poprawę trudnej sytuacji ekonomicznej miasteczka. Starsza koronkarka  Vincenza Memo, znana jako Cencia Scarpariola, ostatnia żyjąca osoba, znająca wszystkie sekrety sztuki koronkarstwa, została poproszona o przekazanie ich nauczycielce szkoły podstawowej Annie Bellorio D'Este , która z kolei przekazała tę wiedzę swoim córkom i grupie młodych kobiet. W ten sposób w  pałacu Podestà narodziła się Szkoła Koronki z Burano. Dzięki zleceniom hrabiny Marcello i szeregu wpływowych dam, z którymi się konsultowała, w tym księżnej Saksonii, księżnej Hamilton, hrabiny Bismarck, księżniczki Metternich, królowej Holandii i królowej Małgorzaty, koronkarstwo i handel koronkami rozkwitły ponownie. W 1875 roku w szkole koronkarskiej uczyło się ponad 100 uczennic. W 1905 roku w szkole koronkarskiej uczyło się 590 dziewcząt, z czego 555 zajmowało się produkcją koronek, a ich dochód ze sprzedaży wynosił 154 802,72 lirów, co nie było wówczas małą sumą.

Motywy tych nowych koronek zaczerpnięto z repertuaru przeszłości: wszystkie typologie stylistyczne zostały w ten sposób odtworzone, często z techniczną precyzją przewyższającą oryginały, ale ikonograficzne elementy koronek  inspirowane secesją i art déco pozostały cóś skromne. Działalność koronkarska szkoły trwała przez dziesięciolecia,  dzięki hojnym zleceniom od rodziny królewskiej i funduszom rodziny Marcello, ale zmieniająca się moda i ogólny spadek zamożności arystokracji, spowodowany przez I wojnę światową a także tendencja do utrzymywania wzorców ikonograficznych z przeszłości, niezwykle wysoki koszt rękodzieła w porównaniu z produktami przemysłowymi,  oraz konkurencja ze strony licznych innych ośrodków, które powstały we Włoszech, sprawiły, że wszelkie wysiłki  utrzymania koronkarstwa w Burano poszły na marne. Coraz częściej, począwszy od końca XIX wieku,  weneckie koronki typu Gros Point, które ponownie  zyskały ogromną popularność zastępowano  nie tylko koronką igłową, ale także wyrobami robionymi szydełkiem i maszynowo. Stare koronki rozbierano i przerabiano, aby dopasować je do aktualnych trendów, a płaskie weneckie koronki igłowe miewały nawet podszyte brzegi, aby nadać im modny, ciężki wygląd. Coraz mniej było nowych siateczek.  Po drugiej wojnie światowej produkowano z koronek w Burano jedynie drobne akcesoria i pamiątki turystyczne a w latach 70 XX wieku domowe szkoły i warsztaty koronkarskie zaczęły zanikać. Jednakże dekadę później inicjatywa konsorcjum wspieranego przez podmioty publiczne i prywatne, doprowadziła do powstania muzeum i odradzanie się tej sztuki, głębszego zrozumienia jej wartości kulturowej.

Jak głosi stara legenda, tradycja produkcji koronek w Burano  narodziła się dzięki pewnemu rybakowi.  Rybak miał być niezwykle przystojny, do tego stopnia że upatrzyła go sobie cud urody syrena, która wyśpiewywała mu o swojej do niego miłości. Rybak jednakże był głuchy na te dźwięki, bowiem w Burano czekała na niego ukochana przez niego dziewczyna. Syrena pokumała że z romansu nici i w nagrodę za ten męski opór na dźwięki i wdzięki, podarowała rybakowi welon ślubny z morskiej piany, aby mógł darować go ukochanej. Przyjaciółki narzeczonej rybaka przytkało jak zobaczyły to cudo i dawaj czym prędzej je odtwarzać domowym sposobem. No i tak narodziło się koronkarstwo na wyspach laguny.  A jak to było naprawdę? Koronki siatkowe, a następnie igłowe, pojawiły się we Włoszech około XV wieku, ewoluując z plecionych pasmanterii ( reticella ). Reticella w Wenecji i okolicach przekształciła się dość szybko, bo w ciągu niecałych dwóch stuleci  we wspaniałą koronkę zwaną punto a relievo - koronką reliefową. W Bibliotece Narodowej w Muzeum South Kensington można zobaczyć wzory tej koronki zaprojektowane przez Vinciolo, Vicellia i Isabellę Parasole. Publikacje te faktycznie pochodziły z Wenecji, powielano je we Francji, Niemczech, Belgii i Anglii, szybko wzbudziły ogromny entuzjazm, a koronkarstwo rozpowszechniło się szeroko. Tak naprawdę to  początkowo wszystkie inne koronki były jedynie imitacjami koronek weneckich. Zaczęło się od prostych geometrycznych wzorów ale już w końcu XVI wieku techniką punto di aria wykonywano wzory inspirowane  kwiatami, zwierzętami,  gronami owoców.

Jeżeli nie pamiętacie czym było punto di aria to bezczelnie odsyłam Was do wpisu o koronkach z Brugii, w którym wyjaśniłam czym była reticella i technika punto di aria. Około roku 1620 koronkę igłową  wenecką wykonywano w dwóch formach: jako koronkę wenecką wypukłą ( znaną w Europie pod francuskim terminem gros point de Venise  lub też włoskim punto a relievo, czyli po naszemu koronka reliefowa ),  oraz koronkę wenecką płaską ( po francusku to point plat de Venise ). Gros point de Venise w oryginale, to  XVII wieczna   koronka  charakteryzująca się  częściowo wypukłymi falistymi wzorami kwiatowymi z dodatkowymi motywami kwiatowymi w formie reliefu ( w przeciwieństwie do geometrycznych wzorów wcześniejszej reticelli ). Tę wypukłość wzoru uzyskano dzięki zastosowaniu kordonka,  obszywano nim, czy też wiązką nici lub włosiem końskim, powierzchnie, które miały być podniesione.  Robiono to taką techniką jak obszywano dziurki do guzików. technika niby prosta, ale efektowna,  dzięki niej krzywizny wzoru upodabniają koronkę do reliefu rzeźbiarskiego  W połowie XVII wieku ten typ  wyprzedził popularnością  koronki flamandzkie i stał się najbardziej pożądanym rodzajem koronki w ówczesnej modzie europejskiej. Nie było w tej koronce niczego zwiewnego, to ciężka forma, świetnie pasująca do ciężkich tkanin, popularnych w pierwszej połowie XVII wieku. Ceny koronek weneckich były z tych wysokich, w końcu towar luksusowy, prestiżowy. Od połowy wieku XVII wzornictwo zaczęło nabierać pewnej lekkości, formy zaczęły być nieco delikatniejsze, nie tracąc jednak  nic z wielowymiarowości.

Te stworzone w drugiej połowie XVII wieku delikatniejsze formy to także coraz bardziej popularne wraz z upływem czasu małe, delikatnie rozrzucone po koronce gwiazdki, łączące coraz drobniejsze elementy koronki, pomagające tworzyć różnorodność efektów . Ten tzw. ścieg rozetowy oraz drugi, cięższy i bardziej uroczysty, ścieg kontrastujący, znany jako "conttagliato",  uwypuklający te zwoje i duże wzory bordiur, były dwoma najpopularniejszymi rodzajami koronkarskiego haftu, które rozprzestrzeniły się z Wenecji na całe Włochy i dalej,  zwłaszcza na Francję, gdzie koronki igłowe na przełomie wieków XVII i XVIII nadal osiągały bajeczne ceny. Oczywiście te trzy typy koronek weneckich to nie było wszystko, co wyczyniano igłami i nićmi. Koło roku 1650  powstał typ koronki nazwanej point de Venise à réseau ( co można  tłumaczyć jako wenecka koronka z siateczką ),  która była niejako czymś w rodzaju sprzężenie zwrotnego z Francji. W tym kraju w pierwszej połowie wieku stworzono koronkę która miała tło  z siateczki zamiast ze sztywnych prążków. Technika tworzenia była taka że charakterystyczną siateczkę podłoża koronki wykonano z drobnych, regularnych ściegów, często podwójnie skręconych.  Dzięki temu motywy ( kwiaty, zawijasy ) są lżejsze, ponieważ nie są obrysowywane grubym reliefem, w przeciwieństwie do Gros Point de Venise. Technika ta umożliwiła tworzenie bardzo wyrafinowanych i drobniejszych koronek, stanowiących alternatywę dla kosztownych point de France ( point de France to rodzaj koronki igłowej opracowany pod koniec XVII wieku we Francji,  charakteryzujący się bogatymi i symetrycznymi detalami oraz wykorzystaniem symboli kojarzonych z królem Francji Ludwikiem XIV, takich jak słońca, słoneczniki, lilie i korony ). Ten typ koronki weneckiej był bardzo popularny w  XVIII stuleciu.

Koronka różana ( point de rose ), czyli koronka z motywem róży,  często trójwymiarowym, była mniej okazała niż gros point , ale jeszcze bardziej zdobiona wieloma małymi pętelkami ( picots ) i rozetkami. Z kolei koronka z cieńszymi paskami nici ( brides ) i motywami takimi jak pikotki i gwiazdki przypominające płatki śniegu nazywana była point de neige ( koronką śnieżną ). Te koronki zyskiwały coraz większą popularność w XVIII wieku. Znacznie bardziej pasowały do zmian zachodzących w modzie. Zanikała fascynacja Europejczyków tkaninami tak ciężkimi od metalowych nici że noszenie ich było udręką. Coraz bardziej popularne robiły się wielowątkowe jedwabie o satynowym splocie, zaczęto doceniać urodę wzorów subtelnych, których raport sprawiał wrażenie pewnej swobody i asymetrii, w modzie zaczęło miłościwie panować rokoko. Najpierw jeszcze teatralne, napuszone nieco stylem Króla Słońce, od czasu francuskiej regencji coraz bardziej swobodne, kończące się noszeniem przez towarzyszki Marii Antoniny batystowych sukienko - koszulek rodem z Antyli.

To absolutnie nie była moda do której pasowały gros point de Venise.  Jednakże nadal ją wytwarzano, ta piękna  śmiało wzorzysta, trójwymiarowa koronka, niekiedy przypominająca rzeźbioną kość słoniową, zachowała popularność  w XVIII wieku jako element  wyposażenia wnętrz i użytku kościelnego. Bardzo pasowała do teatralnych ornatów, tak lubianych przez Kościół Katolicki. Motywy  płynących wzorów o barokowym rodowodzie  były haftowane ściegiem skręconych z nitek ażurków i mogły być zdobione wzorami z ich bloków lub rzędów. Ponadto te XVIII wieczne koronki posiadały krawędzie motywów  mocno ukształtowane wiązkami nici , często pokrytymi ozdobnym ściegiem ażurkowym i dodatkowo zdobionych pikotami. Motywy były czasami łączone krótkimi, nieregularnie rozmieszczonymi paskami ażurków, ale często ich brakowało, a motywy były po prostu łączone w miejscu, w którym się stykały. Całe historie biblijne mogła opowiadać ta ciężka koronka gros point, nienadająca się do zdobienia lekkich jedwabi i muślinów a tak pasząca do złotogłowia ornatów .

Do zdobienia XVIII wiecznych ciuszków służyły wspomniane już koronki weneckie o  lżejszych wzorach i bogatszych zdobieniach  - rose point ( róża zazwyczaj podniesiona ) i delikatna point de neige, w której wzór był niemal ukryty pod falbankami z pikotek. W tych koronkach o średniej grubości,  ażurki łączące motywy były często bogato zdobione. Do łask powróciła nieco mniej lubiana w XVII wieku, choć dość popularna w jego ostatniej ćwierci,  point plat, płaska koronka igłowa bez obszywanych konturów motywów. Na początku XVIII wieku wenecki przemysł koronkarski mocno podupadł i nigdy tak naprawdę się nie odrodził. To nie znaczy że nie robiono koronek, ale to tak bardziej domowo, do użytku własnego, bez eksportowania wyrobów. Wówczas to na wyspach laguny kopiowano wzory i techniki koronkarskie z innych krajów. Wielkie dni weneckiej koronki należały już do historii. Trzeba było czekać aż do roku 1872,  kiedy wraz  z powstaniem szkoły koronkarskiej na Burano, po raz pierwszy wskrzeszono tę starą sztukę "na poważnie".

Mła zaciągnęła Mamelona do Burano, bo jak tu się oprzeć podwójnie wskrzeszonym koronkom. Jedno szczęście że to był ostatni dzień naszych odwiedzin Wenecji i niewiele nam zostało kasy, jakieś marne rupie. Gdybyśmy pojechały do Burano wcześniej, to ja bym śpiewała na przystani w Mestre a Mamelon by mi na bębenku zrobionym z garnka przygrywała, w nadziei że któś nam jakiś grosik na żarło rzuci. Wicie rozumicie, w  Mestre, bo w starej Wenecji to by nam mandat jak nic przysolili. Oczywiście jak się domyślacie koronki w sklepach Burano nie należą do tanich souvenirów, jeżeli są tanie to są dziełem maszyn, w dodatku takich obsługiwanych przez małe chińskie rączki. Cóż, kiedy nie ma kasy to może by tak samej do igiełki usiąść? Mła jednakże nie podejrzewa siebie o taką cierpliwość jaką miała nonna, haftująca igiełką przez dwa lata ten cud za jej plecami wiszący. Mamelona to w ogóle o żadną cierpliwość nie podejrzewam, na ogół  w naszym dwuosobowym stadku to mła robi za ten bardziej cierpliwy egzemplarz. Hym... jednakże dzieci z Burano dają radę, w szkolnym muzeum jest wystawa ich prac. Małe koroneczki z coolorowych nici, widać jak wraz z kolejnymi etapami nauki wzory i techniki robią się coraz bardziej skomplikowane. Zatem może kiedyś, o ile nie oślepnę, to pokuszę się o skręcanie nitek, ozdobne cerowanie, wykonywanie pikotek i haftowanie ściegiem "conttagliato" reliefów koronki. Może, jednakże przed mła tyle odłożonych "na zaś" robót że koronkowanie vel pizzowanie lub merlettowanie zrealizować mogłaby tak kole osiemdziesiątki.