Mła zajmuje ręce, po to by zająć głowę. Z powodu pogody odpada zajmowanie się ogrodem, prognozy meteorologów sprawdziły się w 100%. Jest zimno, wietrznie i mało zachęcająco nie tylko do tego by ogrodować ale nawet do tego by wyleźć na spacer. Mła po porannym obowiązku z Panem Dzidkiem to w zasadzie powinna odetchnąć przy gotowaniu nieskomplikowanego zupiszcza i trochę wyciągnąć rapetki, coby odpoczęły po tym ciągłym bieganiu. Tylko tak się ostatnio porobiło u mła że wyciągnięcie rapetek wzmaga u niej gonitwę wierzgniętych myśli i mła wstaje natentychmiast, by czymś się zająć. Padło na segregowanie szklanych koralików, które mła zbiera powolutku do haftowania obrazka, który ma być umieszczony pod wypukłą szybką w owalnej ramce, co do której mła ma pewne ale. W związku z tym ale ramka w połowie wykonana a mła czeka pełna nadziei że jej jaka koncepcja do głowy przyjdzie.
Jak na razie zamiast koncepcji przychodzą głównie wierzgnięte myśli. Mła wie że nie jest sama, że Rabarbara pożegnała Muszelkę, Kocurrek drży o Alexa po rozstaniach, które były jej udziałem, że Bziczek pożegnał kociczkę i Dziewczynkę, Agatek kotkę a Psica w Swetrze potężną część stadka. Mła pamięta jak Romi pożegnała Lisiunię, Łojca i za jakiś czas Gacunia, pamięta jak jej ciężko z tym było. Nasze zwierzaczki to nie koniec, ile swoich netowych dziefczyn pożegnało bliskich. Mła te odejścia nie były obojętne, tak już ma że nie musi znać osobiście by odczuć. Nie ma Wspaniałego, nie ma Latającego Holendra, poobijane przez te odejścia mężów Star, Ninka, Agniecha. Dodupność rozstań przygniatająca więc trza sortować koraliki i marzyć o wyjeździe, zająć ręce, post napisać, z kotami porozmawiać o złym zachowaniu. Spróbować jak to się pracuje tym igło - szydełkiem i to nie tak niecierpliwie jak to się zdarzyło mła ostatnim razem, kiedy wbiła szydełko dwa razy w tkaninę i już była tak wkurzona tym że nie łapała prawidłowo nitki że rzuciła ustrojstwo w cholerę. Wykrzesać z siebie tę cierpliwość, bez kurwienia i rzucania, powolutku się nauczyć operować narządkiem. Mła opanuje technikę i zacznie tworzyć z głowy obrazek, tworzenie zawsze mła pomagało na życiowe smutki. Mła czuje że teraz też pomoże i za jakiś czas jej wpisy nie będą z tych dołujących. Hym... mła obarcza czytaczy swoim smutkiem, za co przeprasza, bo mła musi trzymać twarz w realu. Za dużo koło niej innych smutków żeby mła miała dokładać rodzinie, przyjaciołom czy somsiadom swoje własne smutki.
Mła niedługo Pana Dzidka postawi a potem wyjedzie. Mła odetchnie i Wy też, czytacze młowego bloga odetchniecie od tego smętku, co to go mła rozsnuwa. Do przodu, po prostu będziemy wszyscy do przodu. Dalej i dalej od smutku. Dzisiaj są fotki domowe a w Muzyczniku Ania Szałapak.
Mła się cieszy kwitnieniem magnolek póki może, prognozy nie pozostawiają złudzeń - jeszcze troszkę a tepale magnolek będą miały mało ciekawy coolor zaparzonej dwa dni temu herbaty. Ulubiona magnolka naszych kotów, ta od zalegania w słoneczne dni, wygląda w tym roku zjawiskowo. Mła chcąc się tym kwitnieniem nacieszyć jeszcze bardziej, nieco z magnolki uszczknęła i postawiła sobie doma, znaczy na stole w kuchni, z którego w tej chwili ulatują wonie bynajmniej niekuchenne, bo słodko a delikatnie pachnące magnolki to nie jedyne stołowe kwitnienie. Mła przyniosła z ogrodu sporo zielonego, postraszona tą zmianą pogody na zimową. Pan Dzidek pociesza mła że może ci od prognoz się pomylą ale ponieważ mła ostatnio obrywa od losu, to cóś słabo wierząca w dobry obrót spraw.
Jestem potwornie zmęczona, za dużo tego wszystkiego na mła. Muszę odpocząć jak najszybciej, bo inaczej to się źle dla mła skończy. Nie wiem co gorsze, to że mła psychika siada, czy że fizycznie jakaś taka niewydolna. Stawiam na główkę, nie na ciałko. Głową u mła trza się zająć to ciałko się dostosuje. Mła ma wrażenie że z główko będzie troszki ciężej dojść do ładu niż z samym ciałkiem, bo u mła się zalęgły wierzgnięte myśli, które tak naprawdę są strasznie gupie. Wicie rozumicie, przemyślenia typu - Dlaczego wszystko spada na mnie? Mła sobie zdawa sprawę z tego że takie myślenie to kretynizm, ludziom przydarzają się o wiele gorsze historie niż te, które są udziałem mła. Szpagetka odeszła po długim, kocim życiu, kochana do granic bałwochwalstwa, Pasiak raczej wybrał nowy dom a nie zginął, ludzie którzy opuścili mła na zawsze żyli długo i przeważnie szczęśliwie, niesprawność Pana Dzidka jest z tych do wyćwiczenia, mła jest w miarę zdrowa. Obiektywnie to nie jest źle.
Obiektywnie tak, subiektywnie mła czuje że jest dodupnie. Potyczki z systemem opieki zdrowotnej nie wpływają na mła optymistycznie, dla Pana Dzidka rehab poszpitalny na NFZ najwcześniej w czerwcu bądź lipcu i to po wykłóceniu się, trzeba myśleć o prywatnym rehabilitancie albo o prywatnym leczeniu szpitalnym na oddziale rehabilitacyjnym. Bo po tych miesiącach czekania na rehab, to nie będzie już czego rehabilitować, takie sprawy jak stawianie pacjenta na nogi robi się prędko. Szczerze pisząc to mła nie przyjmuje do wiadomości że w systemie za mało kasy, za mało to jest lekarzy i dobrze wyszkolonego personelu średniego. Na temat jakości wykształcenia młodszego wiekiem personelu mła się nie będzie wypowiadać, bo sama by się mogła rychło stać pacjentką oddziału udarowego. No ale czego wymagać od ludzi, którzy krojenie sekcyjne człowieka oglądają na ekranach monitorów? Niestety mła jeszcze potyczki z tym naszym systemem zdrowotności powszechnej czekają. Ech...
Paskudnie że pogoda zimowa wraca, mła znika wraz z nadejściem chłodów możliwość podładowania baterii w ogrodzie. Ogród działał na mła odstresowująco, mimo zaniedbań młowych względem niego, jakby wszystko jest w nim na swoim miejscu. Chałupa mła takowego odprężenia nie zapewnia, mła nie jest się w stanie odstresować w domu w takim stopniu w jakim jest w stanie zrobić to w ogrodzie. Liczenia na podładowanie baterii kotami raczej nie wchodzi w rachubę, koty jeszcze na mła obrażone, choć jesteśmy po pierwszych mizianiach. Mrutek ogólnie zdystansowany, Sztaflik całymi dniami poza domem i śpiąca nocami w szafie. Okularia wybyła niemal na całą dobę, za to Ryjek stale denerwująco i szkodliwie towarzyszący, najrzydziurny i upierdliwy do nieprzytomności. Ryjkowa nachalność nie dotyczy jedynie mła. Ostatnio przymilał się do roweru Pana Listowego, samego Pana Listowego olał ale o rower było ocieranie z tych namiętnych.
Marzę o wakacjach, o szybkim wyjeździe podczas którego jedynym zmartwieniem mła będzie to, co by chciała dzisiaj zwiedzać i co pochłonąć na obiadek. O ciepełku wiosennym, o pięknych widokach i jedzonku innym niż to codzienne. O morzu niebiewskim i niebie bezchmurnym, o egzotycznych zapachach, wąskich kanionach uliczek otoczonych wiekowymi budynkami. Widzę siebie w stanie ćwierćobnażonym pokonującą w klapkach drogę na rybny targ i tak całkiem przypadkiem przechodzącą w pobliżu lodziarni albo cukierni. Hym... zaraz mam wizję własnej osoby wyłażącej z tych przybytków z absolutnie nietuczącą za to bardzo solidną porcją lodów pistacjowych albo mrożonego kremu z limoncello. Krótko pisząc południa Europy mła trzeba dla szybkiego podreperowanie duszy. Zdjecia dziś ogrodowe a Muzycznik wysoce artystyczny - Pani Ewa z Panem Zbyszkiem. Za oknem właśnie pada śnieg.
Mła leczy serce zbolałe i zbliznowaciałe po odejściu Szpagetki wszystkim czym się da. Znaczy na chama zajmuję głowę i ręce czym tam podleci. Mam czym. Zrobiłam solidny przegląd info i odwaliłam prasówkę, mam nadzieję że na miesiąc starczy i świat, który nam się ostatnio coś szybko zmienia, troszki wyhamuje z tą zmiennością. Tym bardziej że ludzie coraz bardziej zmęczoni Ryżyzmem, zaczynają "otorbiać" problem, znaczy ignoruje się występy, zakładają najgorsze i robią swoje, co zdaniem mła z czasem uspokoi sytuejszyn międzynarodową. Te pretensje Amerykanów do reszty świata się wypalą. Polityczne wyszły już z szoku po występach a mendia się zakałapućkały tymi sensacjami. Jeszcze trochę a będziemy mieli ignorowanie kolejnych oświadczeń najwyższego amerykańskiego urzędnika. Mła się aż nie chce wierzyć że to tak szybko postępuje, ten spadek znaczenia przeca kraju z olbrzymią gospodarką. No ale jest, jak jest, świat się w końcu nieustannie zmienia, trza to brać na klatę i kiwać głową ze zdumieniem że ci od teorii przeciągania liny mieli rację. Wicie rozumicie - przy przeciąganiu liny często się zdarza że padają obaj przeciągający, tylko w różnych odstępach czasu. Ech... tak po prawdzie europejski problem z amerykańskim mentalem polega na różnym postrzeganiu wolności - w USA jest "wolność do" w
Europie "wolność od". Europa nie rozumie tych gorzkich żalów za petrodolarem, który pozwalał sprzedawać najlepszy amerykański produkt - walutę, kiedy ma na europejskich ulicach stada migrantów z Bliskiego Wschodu. Ich obecność jest efektem chęci utrzymania petrodolara w grze, co Europę, której usiłuje się zabrać "darmowe" amerykańskie wsparcie zaczęło wnerwiać.
Duża część ludzi w USA z kolei uważa że mamy rzeczywiście darmowe wsparcie militarne, nie zdając sobie sprawy z ceny jaką za to płaciliśmy. Ponadto większość Yankees kompletnie nie kuma europejskiego mentalu, jesteśmy dla nich niewolnikami państwa. Hym... tego że są niewolnikami sroższego pana, czyli korporacji, jakoś zauważyć nie chcą, goniąc to swoje american dream. Smętny ten rozłam Zachodu. Za miesiąc z hakiem u nas wybory prezydenckie, mła ma jednak wrażenie że właściwie jest już po wyborach. Szczerze pisząc nawet mła się pisać o tych wyborach nie chce, kampania prezydencka nudna jak flaki z olejem, w dodatku wszyscy zdają sobie sprawę że chodzi o wybór notariusza. Mła zatem uważa że łobowiązek prasówkowy odwalony i tymi wszystkimi politycznymi gierkami typu geopolo, wybory prezydenckie i inne teatry polityczne zajmować się już w tym miesiącu nie musi. Tak po prawdzie to są dla mła ważniejsze sprawy na tym świecie, którymi będzie zasypywała smutek.
Na ten przykład mła obecnie przeżywa dość silny wkarw związany z leczeniem Pana Dzidka. Szpital w osobie młodego lekarza zaćwierkał że będzie wypisywał Pana Dzidka z oddziału udarowego, zamiast na oddział rehabilitacyjny, to do domu. Wszystko fajnie, tylko że super osiągnięciem Pana Dzidka jest samodzielne stanie przy chodziku, przy pierwszym kroku leeeciał... Nie wiem jak ma ten rehab w domu przebiegać, co z pójściem do łazienki czy z posiłkami? Przecież to jest formalnie samotny, stary człowiek, sąsiedzi pomagają ale państwo też się powinno trochę poczuć - facet płacił ponad dzieści lat składki a teraz co? Wiem że szpital nie przytułek ale tu qurcze o rehab chodzi a nie o trzymanie staruszka na szpitalnym garnuszku w nieskończoność. O terapię, bo przywracanie sprawności to leczenie. Mają go usprawniać teraz a nie za pół roku. Za pół roku to będzie po ptokach. Pan Dzidek się nie wykłócał o ten oddział rehabilitacyjny, cieszył się że niedowładów wielkich nie ma. Przestraszył się dopiero przy próbie poruszania. Mła się martwi żeby ciśnienie mu nie skoczyło na tym udarowym z tych nerwów. Co za dupanda! Oczywiście mła ze swej strony podjęła kroki po pogadance ze starą pielęgniarką i Pan Dzidek zaczął ociupinkę dreptać, wypłakując, bo rozruszanie nie jest przeca ani łatwe, ani przyjemne. Obecnie mła usiłuję wymusić na owym młodym doktorze choć tydzień rehabu szpitalnego, na innym oddziale. Na moje oko tyle wystarczy żeby Pana Dzidka można było dalej rehabilitować w domu.
Ogród u mła leży odłogiem, zarówno w Alcatrazie jak i na Suchej - Żwirowej porasta trawa. Mła obiecuje sobie że się zabierze ale najsampierw odgruzuje chałupę, co też proste nie będzie, bo nie dość że mła ma tzw. swoją robotę, to teraz jeszcze mła ten szpital wypadł, sprzątanie u Pana Dzidka i kto wie co będzie dalej. Cała mła nadzieja w tym że sąsiadka Ela będzie pomagać w doglądaniu a jakby co ciężkiego na nas trafiło to są jeszcze chłopaki z dołu. Jak widzicie czasu na ogród mało i w związku z tym ogrodowanie mła sprowadziło się ostatnio do kupienia pierwiosnków kluczyków, które mła zamierzała posadzić w okolicach Najpiękniejszej. Mła w ogrodzie bywa z doskoku, patrzę co tam kwitnie, jakie rośliny trzeba wspomóc, co ewentualnie rozsadzić ( wygląda na to że mła będzie musiała popracować na serio z miodunkami i odtworzyć ułudkowe łączki razem z tymi z zawilców leśnych, nie mylić z zawilcami gajowymi ). Mnóstwo roboty mła czeka, szczerze pisząc to nie wiadomo jak mła temu ma podołać, bo u mła siły jakby już nie te co kiedyś. Mła odczuwa że ząb czasu nieco ją nadgryzł. Ech... "Gdy się człowiek robi starszy, wszystko w nim po trochu parszywieje" - jak pisał Boy - Żeleński. Mła ma takie wrażenie że u niej to parszywieje nie tak po trochu ale po całości. Takie podłamstwo ma psychiczne, które się na słabość fizyczną przekłada. Widzę że to nie idzie u mnie w dobrym kierunku, do przekonania że żyję pożyczonym życiem jeszcze nie doszło ale cóś nie najlepiej jest z odczuwaniem u mła. To przez to że odejście Szpagetki było tą kroplą, która przelała czarę goryczy, w ciągu ostatnich dwóch lat pochowałam pięć bliskich mi osób i jeszcze Szpagetkę. Straciłam też Pasiaka. Trochę dużo jak na jedną mła.
Cholera, znowu narzekam, znów się ze mła ulewa. Ech... Niby zajęć od groma a na narzekanie to się zawsze czas znajdzie. To ponarzekam ogrodowo, zawsze to milsze niż zwyczajne skwierczenie. Nie że Alcatraz jakiś niewdzięczny czy coś, nic z tych rzeczy. Alcatraz zostawiony sam sobie dokonuje selekcji, rośliny, które mu nie paszą mało dyskretnie wykańcza, to co mu podpasiło sieje się jak wściekłe i powoli zadarnia ogród. Jeżeli o coś mam do Alcatrazu pretensje, to o zbytnie sprzyjanie siewkom paskudnych jesionków. Natomiast temu co Alcatraz wyprawia z ciemiernikami, mła przyklaskuje. Jak tak dalej pójdzie to mła się zastanowi nad owacją na stojąco, bowiem Alcatraz postanowił zamienić się w Ciemiernikowszczyznę po całości. Mła się ten pomysł bardzo podoba, ogrodowanie najbardziej cieszy mła wczesną wiosną. Późną wiosną, latem i jesienią ogród jest jedną wielką bazą kotów, mła w tych porach bardziej skupia się na ogrodowaniu na Suchej - Żwirowej. Alcatraz sobie dziczeje, koty w nim szaleją, pojawia się żywina typu krewni Posrywka a mła sobie może urządzać drzemki na kocyku w cieniu drzew. Ponieważ jestem miastowa do bólu, to odgłosy fabryczne mła w tych zaleganiach nie przeszkadzają. Za to wczesną wiosną Alcatraz pięknie zakwita i cieszy oczy mła i jej serducho zgnębione ciemnością i chłodem zimy. Niestety Alcatraz nie ma wpływu na Wielkiego Pogodowego, który od czasu do czasy lubi się wyzłośliwić. Niekiedy naprawdę wrednie. No i teraz będzie właściwe narzekanie.
W tym roku Wielki Pogodowy wyzłośliwiał się już w lutym, na przemian racząc nas dniami aż nadto ciepłymi jak na przedwiosenną porę, po to by zaraz przymrozić i to tak solidnie. W związku ze związkiem, mła jest dość mocno poszkodowana w ciemiernikowych zasobach. Roślinom w zasadzie nic się nie stało ale wiele odmian, zwłaszcza z serii HGC, ma pouszkadzane kwiaty. Mróz załatwił pąki i dopiero teraz niektóre z tych odmian pokazują normalnie rozwinięte z kolejnych pąków kwiaty. No niestety, mieszańcowe ciemierniki są bardziej wrażliwe niż te podstawowe dla naszego klimatu gatunki i nie zawsze człowiek może się cieszyć takim ciemierniczym kwitnieniem, jak to w ogrodach Francji czy Wielkiej Brytanii. Wielki Pogodowy tak kombinuje żeby się ogrodnik żyjący w Europie Środkowej zbytnio nie rozhulał - tydzień ciepełka i srruu, cztery mocno mroźne nocki! Taka polityka Wielkiego Pogodowego sprawiła że mła nie tylko martwiła się kwiatami ciemierników. W tym roku to nawet krokusy oberwały i to solidnie, bardzo krótko cieszyłam się urodą tzw. krokusów botanicznych, głównie Crocus chrysanthus. Najpierw ich kwiaty zarobiły marznącym deszczem a potem domroziło.
Na szczęście w ogrodzie oprócz rarytetnych ciemierników mnóstwo swojskich siewek produkujących bardziej odporne kwiaty. Mła dzięki temu może się cieszyć w tym roku całkiem niezłym kwitnieniem, mimo złośliwości Wielkiego Pogodowego.
Ciemiernikom towarzyszą wiosenne cebulaczki: cebulica syberyjska w paru formach, śnieżniki w odmianach i puszkinie. Dają czadu też fiołki odoratki i powoli zbierają się do lepszego kwitnienia przymrożone wcześniej bratki. Dają radę, jak ta dziczyzna, która u Ani Bzikowej powoli wypełza spod Projektu.
Teraz mła się martwi kolejną prognozą kiepskiej pogody, w weekend ma zacząć mrozić nocami, dla miasta Odzi przewiduje się w porywach cztery na minusie. No a właśnie zaczęły kwitnąć magnolki. Taa... Jak tu nie podejrzewać Wielkiego Pogodowego o małpią złośliwość?!
Dobra, tyle tego ulewania się i narzekania. Spróbuję cóś obejrzeć i może nawet zasnę. Ostatnio ciężko u mła ze snem, nerwy ze mła wychodzą albo co, bo mimo zmęczenia słabo sypiam. Głównie wałkuję w myślach pokonywanie przez Pana Dzidka domowych tras z chodzikiem, trzeba to jakoś z głową zorganizować, żeby było bezpiecznie. Ech... Nic to, jakoś to będzie, zawsze jest jakoś. Dziś fotki ogrodowe a w Muzyczniku same cymesy z Krakowa od Zygmunta Koniecznego.