środa, 29 października 2025

Meldunek o stanie zdrowia Mrutka

Mła najsampierw przeprasza że nie odpowiedziała jeszcze na wszystkie komentarze, zalatana jestem bo w tym roku grobing mam nieco większy z przyczyn różnych i jeszcze mła doszły vetowo - medyczno - staruszkowe sprawy. Mła jutro powinna być obrobiona, przysiędzie wieczorkiem i poodpisuje.Teraz o najważniejszym czyli wynikach Mrutka. Mruciu ma w uszku gronkowca i o zgrozo - pałeczki ropy błękitnej, co oznacza bolesność. Mrutek przeciwbólowo dostaje mięso drobiu pasionego kukurydzą a te cholerne bakterie trujemy teraz dousznie dwufazowo - najpierw płukanka odsłaniająca gady a potem, po pół godzinie antybiotykiem w nie. No i tak dwa razy dziennie, Mrutek już nie jest kłuty, co przyjął z zadowolnieniem, bo mimo tego że zastrzyk podskórny, to jednak zawsze to naruszenie kociej godności. Dziefczynkom Mrutek po wizycie u Dohtorowej opowiadał że wyhodował sobie ropę błękitną, bo jak wiadomo ma błękitną krew. Ten blękit ropy to potwierdzenie szlachectwa, rabolatoryjne. Kiedy Okularia cóś tam zaczęła Kasiuleńce wymrukiwać o pospolitych blokersach z Wrocka, we Mrutku zagrało i usiłował karcić plotuśnicę, madka musiała interweniować i przypomnieć Mrutku że on teraz rekonwalescent i wogle delikutaśny. Okularia pyskowała że owszem,  jest kutaśny a Kasiuleńka z przejęcia zrzuciła z kuchennego blatu talerz z arcopalu, który się potłukł, o dziwo. Tyle razy madce lądował na glebie i nic a tu mistrzowskie pchnięcie Kasiuleńki i po talerzu. Sztaflik i Helenka nie uczestniczyły w tym zamieszaniu, obie dziś przyjmowały w ogrodzie dawno niewidzianego Ocelota Drugiego, Helenka wyraźnie nim zauroczona, Sztaflik po prostu się przywitała ze starym kumplem.

Dobra, to by było na tyle tego meldunku. Fotki są dyniowe, młowy zbiór szklanych dyń z roku na rok większy. Dokupiłam za grosz  kolejne wysortowe chryzantemy. Na razie głęboko ponacinałam, obrałam mocno z liści i wstawiłam prawie po łebki do wody ze wspomagaczem. Jak do siebie dojdą to zrobię bukiet. W Muzyczniku Happy Mondays - troszki zdziwny tekst ale mła ma taki zdziwny nastrój.

niedziela, 26 października 2025

Weekendownik - lejnia, pogryzki i wojny pościelowe

Leje i jesiennie a mła przemyśliwa i realizuje domową logistykę. Mła w ramach własnego pomysłu programu oszczędzającego energię postanowiła skończyć z dogrzewaniem pralnio - suszarni. Efektem tego oszczędnościowego programu był wydatek kasy na zakup większej ilości pościeli, bo przeca mła sypia z kotami, prać trzeba tylko z suszeniem już jakby słabo, bo wicie rozumicie suszenie w pomieszczeniu, w którym temperatura zimą oscyluje kole 10 - 13 stopni to nie jest za dobry pomysł. Suszenie na dworze odpada, bo przeca ludzie w piecach palą, duża część wunglem. Zdobyczne pościele - mła nie tylko kupowała, zrobiła zabór u Cio Mary -  te "nowe kumplety" mają rozwiązać jej problem z suszeniem zimowym. Mła po prostu zużyte zmiany pościeli przetrzyma w koszu i wypierze hurtem wiosenną porą i wysuszy na ciepełku, na zewnątrz. W jakieś ładne wczesnowiosenne dni wykonam wielkie pranie, jak to nasze prababki miały w zwyczaju.

Nie wiem czy to rozbajdanie Mrutiego, co to mu  madka załatwiła z racji choroby uszka ( wiecie te przebłagalne pienia o wystawieniu mandaciku za przekroczenie piękności, mła je mu wyśpiewuje po każdym ukłuciu! ), czy czar nowości, bo koty uwielbiają zalegać w świeżej pościeli,  ale dziefczynki toczą wojenkę obronną z napastniczym Mruciem, któren uznał że wyrko ze świeżą pościelą jest wyłącznie jego i usiłuje z niego wygryzać - dosłownie - inne kotowskie ( "Madka Mrutek gryzie,  bo jest na prawie, Szpagetka Najpiękniejsza Mrutku prawo do wyrka przekazała w spadku!" ). Sztaflik przekonuje dziefczynki  że Mrutek jest kłamicielem i Pambuk go słusznie uszkową  chorobą pokarał jako uzurpatora i wrednego gryziciela. Madka wyraziła się jasno że jeszcze jedna awantura między kotami, w której to ona odniesie jak zwykle najcięższe rany, skończy się wyprowadzką całego stada do pralni. Będą tam sobie mogły zalegać w koszu z brudną pościelą i  w niskich temperaturach, co pozwoli im ochłonąć.

Czyszczenie Uszka Mrutiego to dramat, zdaniem Mrutka to ma być zdecydowanie tragedia. Zdziwne, bo mła robi to samo co Pani Dohtor, u której na stole podczas czyszczenia uszka Mrutek robi za  kota opanowanego i pełnego godności. Hym... w domu  za to madkę czyszczącą ostrożnie uszko traktuje niedelikatnie i niegodnie. W ogóle madka ma troszki pretensji do Mrucia za tzw. podejście do leczenia, np.  uważam że ustawianie się do zastrzyku tuż przy drzwiach lodówki świadczy o tym że Mrutek ma transakcyjne podejście do wykonu terapii, którą madka ma zalecenie na Mrutku stosować. Z madki się czasem w kierunku Mrutka ulewa, szczególnie jak Mrutek się madce odgryzie, dosłownie,  ale Mrutek twardo daje odpór. Gapi się na madkę tak że jej się robi głupio że uszko Mrutka zapuściła. Jak już Mrutek uzna że madka należycie skruszona to zaczyna się molestowanie madki  o żarcie a to, zważywszy na wagę Mrutka,  jest temat śliski. Madka stara się udawać że nie wie o co kaman ale Mruciu to Pan Sugestywny, nawet kretyn  by się zorientował że to o żyr chodzi. Mła stara się nie ulegać, Mrutek niby ustępuje ale dosłownie po chwili zaczyna zaczepiać dziefczynki i usiłuje wywoływać awantury, co nieuchronnie prowadzi do kolejnych podgryzań mła. Mła przygroziła ostatnio Mrutku że jak jeszcze raz madkę zębem zahaczy, to zostanie zapisany  do kociego psychologa behawiorysty, bo madki zdaniem jest niedojrzałym emocjonalnie manipulantem z merkantylnym stosunkiem do otoczenia.

Fotki wczorki i zdziśki, troszki niekompletne, bo mła nie zabrała aparatu na popołudniowe leśne wyjście. Gotuję grzybki i rosół, co to miał być na obiad ale nie był, bo akurat na moment przestało padać a las kusił. Koty oczywiście śpiewają. Przymilne się zrobiły bo wyczuły że mła bawiła się z inszymi kotami i nawet psy się kole mła kręciły ( tak przy okazji lasu mła wstąpiła po kozi serek i jajka wsiowe a tam zwierzyńce i to takie rozpuszczone i przyzwyczajone do hołdów ). Zazdrość zagrała ale nie stosują obecnie obrazy tylko przylepność, ciekawe co odwaliły jak mła nie było?  Przylepność kocia podejrzana cóś. W Muzyczniku piosenka dla Gryziciela, niech sobie nie myśli że tylko mandaciki za przekroczenie piękności madka mu będzie  śpiewać. Zmieni się ilość nóżków i będzie  piosenka o Mrutku.

czwartek, 23 października 2025

Liguria - Chiavari

Chiavari w dialektach liguryjskich Ciâvai albo Ciàai to takie miasto, które mła uczciwie przedeptała, przynajmniej jego najstarszą część. Zatem mogę o nim napisać coś więcej niż o miasteczkach przez które tylko przejeżdżałam.  Miasto jest spore,  liczy coś kole 30 tysięcy mieszkańców, prawie tyle co Rapallo.  Pochodzenie nazwy miasta jest niepewne, naukowcy pochodzenie toponimu łączą z celtycko - liguryjskim rdzeniem "klavo"  lub z  łacińskim "clavulis" oznaczającym plantację ( domyślnie plantację drzew oliwnych ), co ponoć ma pochodzić słowa clavula - roślina - z hym... rustykalnej wersji łaciny.  Końcówka ulis zamieniła się na końcówkę  ari, co jest charakterystyczne dla toponimów w Ligurii.  Jeżeli dziwi Was możliwość pochodzenia nazwy od czegóś inszego niż łacina, to mła Wam wyjaśnia że Ligurowie byli uważani już w starożytności za lud stary i bardzo odrębny. Hezjod, który żył  na przełomie wieku VIII i VII p.n.e.  uważał Ligurów za główny naród Zachodu. Opisywał trzy wielkie ludy, które określał jako barbarzyńców, którzy kontrolowali znany wówczas świat: Scytów na Wschodzie, Etiopów w Afryce, Ligurów na Zachodzie.  Rzecz jasna Ligurowie mieli w tym czasie zamieszkiwać tereny znacznie większe niż malutka  Liguria.  Ze względu na starożytność pochodzenia do dziś toczy się debata czy  Ligurowie  byli ludem przedindoeuropejskim, czy też pierwszą falą Indoeuropejczyków. Sąsiedztwo ludów proto - celtyckich a potem Celtów wywarło duży wpływ na język liguryjski, jak i kulturę. Nie zmieniła  tego do końca nawet romanizacja, która przyszła wraz z podbojem rzymskim. Ligurowie zostali obywatelami rzymskimi, takimi troszki innymi. To zdziwne ale po tych tysiącleciach, wędrówkach ludów itd.,  w Ligurii nadal mocno czuje się tę inność, ta kraina  sprawiła na mła wrażenie bardziej "swojej własnej" niż Sycylia, która zdaniem mła jest państwem w państwie. Hym... im bardziej poznaję Italię, tym mocniej do mnie dociera jakim zlepkiem inności  jest i ile trzeba było zaparcia żeby z tych inności zszyć jedno państwo.

Żeby było śmieszniej ludzie, którzy Italię zszywali,  byli tak po prawdzie ludźmi pogranicza. Wicie rozumicie,   Nino Bixio, Giuseppe Mazzini oraz  Giuseppe Garibaldi,  po cesji Nicei na rzecz Francji zostali obywatelami Chiavari.  ze względu na koneksje  rodzinne. To  pozwoliło im to pozostać obywatelami Włoch. Taa... dodajcie do tego że prawdziwy twórca risorgimento, Cavour, był tak  w zasadzie bardziej Francuzem niż Włochem. Zdziwne to  zjednoczenie włoskiego państwa, zrobione przez ludzi z pogranicza kultur. A może i nie, może kontakt z kulturą prowincji Francji uczynił ich bardziej włoskimi? Dobra, przejdźmy do historii miasta, choć może lepiej zacząć od geografii - Chiavari leży na początku Doliny Fontanabuona, pierwsze wsie w niej położone stanowią tzw. zaplecze Chiavari. Miasto położone w centrum Zatoki Tigullio, było dla tych miejscowości  zarówno centrum administracyjnym, jak i centrum gospodarczym.  Inaczej niż w przypadku Cinque Terre nie było tu mowy o odcięciu od świata, przeciwnie w Chiavari historia toczyła się niemal w takim tempie jak w Genui. Najstarsze ślady osadnictwa  w rejonie dzisiejszego Chiavari datuje się na VIII - VII wiek p.n.e. W I wieku p.n.e. Chiavari posiadało już murowane budynki, odkryto to podczas archeowykopków  w latach 60 XX wieku. Te wykopki prowadzone na terenie przyległym do Zatoki Tigullio  ujawniły grobowce z płyt łupkowych, z niezłym wyposażeniem, znajdowano tam cenne artefakty z brązu, żelaza i złota.  W czasach Cesarstwa Rzymskiego Chiavari, zwane Tigullia, było znane jako ważny ośrodek nadmorski, z portem handlowym. Po upadku Cesarstwa Zachodnio - Rzymskiego miasto zostało spustoszone najpierw przez pochodzących z Jutlandii Germanów, zwanych Herulami w, a następnie dzieła zniszczenia dokonali bliscy krewni Herulów - Goci.  Po tzw. wojnach gockich miasto przeszło w ręce bazyleusów bizantyńskich.

W roku 641 miasto stało się własnością Longobardów. Ponoć za sprawą  króla Rotariego, pochodzącego z rodu Arodingów z Jutlandii, który poślubił  Gundepergę, córkę słynnej Teodolindy, która pozwoliła przetrwać katolicyzmowi na północnych terenach Italii ( to były czasy kiedy w państwie Longobardów trwała nieustanna wojenka między arianami i katolikami ). Po Longobardach do Chiavari zawitała władza Franków, z tym że tak nie do końca, miastem bowiem zarządzali przedstawiciele longobardzkiego rodu Obertenghi. Ten ród wykroił sobie niezły kawałek terytorium, zarządzał nie tylko częścią Ligurii, ale też częścią Piemontu i Toskanii, prawie całą Emilia Romani, z wyłączeniem Bolonii, całą Lombardią + to co dziś naszywamy kantonami romańskimi w Szwajcarii. Najbardziej znanym przedstawicielem rodu przed rokiem 1000 był ten, od którego utworzono nazwisko rodowe, markiz Mediolanu, Oberto I, zwany Wielkim. To praszczur obecnej dynastii władców brytyjskich. Tak, tak, Karol III to spuścizna po Longobardach. Z dokumentów wydanych w czasach panowania rodu Obertenghi, konkretnie to papiru z roku 980, wiemy że miasto nazywano wówczas Clavaro i że posiadało coś zwanego Cittadela. W XI wieku tereny wschodniej Ligurii zostały podporządkowane rosnącej w siłę Republice Genueńskiej. Tak po prawdzie to było to podporządkowanie w weneckim stylu, strony się dogadały.   Genueńczycy  rozbudowali w XII wieku  cytadelę i nie tylko. Republika i jej genueńscy konsulowie zbudowali na nowo  miasto w latach 1147 - 1178, wznieśli  mury obronne  w 1167 roku, których  ślady  do dziś w niektórych częściach historycznego centrum są wyraźnie widoczne i zachowane w dość dobrym stanie. Aby lepiej bronić nowej cytadeli  na wzgórzu,  i  pierwszej dzielnicy mieszkalnej zwanej Borgolungo, zbudowano castello , który miał być zabezpieczeniem przeciwko rodzinie Malaspina, która miała taką chrapkę na Chiavari że podjęła próbę oblężenia miasta w 1172 roku.

W 1243 roku oficjalnie ustanowiono Chiavari wolną gminą  pod władzą Republiki Genueńskiej i także  w tym stuleciu Chiavari wybrano na siedzibę wikariatu  Riviera di Levante. Sto lat po pierwszym oblężeniu rodu Malaspina,  miasto zostało ponownie oblężone przez hrabiów Fieschi , którzy  zawierając sojusz z rodem Malaspina, zdołali zusammen "uwolnić" gminę spod dominacji Republiki Genui. Układ był taki że Chiavari było  jakby lennem Genui rządzonym przez ród Fieschi. To trwało  do 1332 roku, w którym Genua dokonała pomyślnego podboju  i wybrała gminę na siedzibę przyszłego kapitanatu lewantyńskiego, który objął niemal w całości terytorium Zatoki Tigullio i Dolinę Fontanabuona. Za czasów kapitanii miasto aktywnie uczestniczyło w genueńskim handlu morskim  a nowi ludzie w mieście, parający się rzemiosłem, począwszy od 1368 przenosili się ze starej Via Ravascheri, zyskującej  wówczas status  ulicy patrycjuszy, na dzisiejsze Caruggio Dritto ( Via Martiri della Liberazionei Via Vittorio Veneto ) tworząc nową dzielnicę handlową. Układ urbanistyczny Chiavari został zatem ponownie zmodyfikowany, umieszczono dwie główne ulice handlowe i kilka bocznych alejek niejako w centrum cytadeli. Ulice biegnące w kierunku morza były uznane za mniej prestiżowe i były przeznaczone pod budynki dla mniej zamożnych rodzin. W 1393 roku  rodzinie Fieschi udało się ponownie przejąć miasto od Genui, lecz tylko na krótko, gdyż wkrótce potem powróciło ono do statusu gminy pod panowaniem genueńskim.  Republika ponownie znacznie wzbogaciła strukturę budowlaną, wznosząc nowe okazałe budynki i te słynne portyki wzdłuż głównych i bocznych ulic,  ponadto, na wyraźne życzenie Genui, cała działalność miejska, taka jak wymiar sprawiedliwości, została skoncentrowana wewnątrz Cytadeli. Do dziś w "części administracyjnej"  przetrwał stary gmach sądu, taka pamiątka po czasach dominacji Genui.

Układ architektoniczny pozostał niezmieniony aż do końca XVI wieku, potem w obrębie murów zaczęto budować nowe pałace szlacheckie w późnorenesansowym  stylu. Najwięcej takich budynków było wznoszonych na głównych ulicach, dzisiejszych via Ravaschieri i via Stefano Rivarola, gdzie wznoszono lub przebudowano pałace, które były  bardzo podobne do tych genueńskich. W 1648 roku Chiavari było na tyle znaczącym ośrodkiem że Rebublika Genueńska nadała mu status miasta. Za ten rozwój i tę  miastowość przyszło Chiavari zapłacić słoną cenę, w latach 1656-1657 miasto nawiedziła zaraza, która oprócz licznych ofiar zarażonych  w wyniku miejskiego  stłoczenia,  sprowadziła załamanie społeczne i gospodarcze spowodowane depopulacją. Miasto bez ludzi podupadło, zaczęło się  odradzać dopiero w XVIII wieku.  Wtedy  to podjęto decyzję o zburzeniu murów od strony zachodniej, wzniesionych przez Genueńczyków, i budowie nowych osiedli mieszkaniowych oraz nowych dróg, zachowując jednocześnie styl architektoniczny i połączenie ulicy z portykami. W roku 1747 Liguria przeżyła najazd wojsk austriackich, potem przez ten region przetoczyła się armia napoleońska w 1797 roku. Napek utworzył  pseudo wolną Republikę Liguryjską a Chiavari zostało stolicą Departamentu Apeninów, który sobie trwał aż do klęski Napka w 1814 roku. Po Kongresie Wiedeńskim Liguria została prowincją Królestwa Sardynii.

Los Ligurii i Chiavari złączyły się z tym Królestwa Sardynii, które tak dużą rolę odegrało w zjednoczeniu Włoch. Chiavari, będące już siedzibą dawnego departamentu napoleońskiego, zostało wybrane na stolicę prowincji w  1819 roku. W 1859 roku ze stolicy prowincji zmieniło się w  stolicę dystryktu prowincji Genua, który zniesiono w  1926 roku. Pod koniec XIX wieku w Chiavari ustanowiono nową diecezję. W XIX i XX wieku z Chiavari i Doliny Fontanabuona mnóstwo ludzi emigrowało do Ameryki Łacińskiej, ustanowiono w tym mieście nawet konsulat Peru, który zlikwidowano dopiero w 1989 roku. Najchętniej emigrowano do Peru, Chile, Argentyny i Urugwaju. Nie jest przypadkiem, że wiele ulic w Chiavari nosi nazwy  południowoamerykańskich miast ( Corso Lima, Corso Valparaíso, Corso Buenos Aires, Corso Montevideo itd. ). Jak Wam pisałam okolice Chiavari to miejsce dla  ludzi tworzących nową rzeczywistość i niegodzących się na stary porządek. Jesienią 1969 roku w hotelu Stella Maris, należącym do instytutu religijnego, zorganizowano konferencję z udziałem niejakiego Renato Curcio   i około siedemdziesięciu członków tzw. "Metropolitalnego Kolektywu Politycznego" Mediolanu.  Wśród członków tego komitetu było wielu z tych, którzy w następnym roku założyli taką zdziwną organizację, bynajmniej nie religijną, którą  nazwali "Czerwone Brygady". Ponoć symbol tej terrorystycznej grupy, pięcioramienna gwiazda, nie miała odnosić się do tej radzieckiej czerwonej zwiezdy, tylko wywodzi się od emblematu hotelu Stella Maris, który jest zresztą do dziś obecny na budynku. Taa... takie malutkie, prowincjonalnie przyjemne Chiavari, atmosfera buntu jakimś cudem się udziela ludziom politycznym przebywającym w mieście, he, he, he. Może to spadek po wolnych gminach, a może po współtwórcach współczesnych, zjednoczonych Włoch?

Na szczęście miasto jest znane  nie tylko z powodu polityków z nim związanych, Chiavari jest miejscem, w którym narodziło się słynne krzesło  "chiavarina" vel "campanino". Chiavarinę stworzył w 1807 roku stolarz Giuseppe Gaetano Descalzi ( znany jako "Campanino", bowiem  pochodził z rodziny dzwonników ), który na zlecenie ówczesnego prezesa Towarzystwa Ekonomicznego Chiavari, markiza Stefano Rivaroli, przerobił niektóre modele empirowych francuskich krzeseł, upraszczając ciężkie dekoracje i przede wszystkim  zmniejszając przekroje elementów konstrukcyjnych, co uczyniło krzesło lekkim. Pierwotnie stosowanym drewnem była dzika wiśnia i klon, do których dodawano buk i czasem jesion. Wszystkie gatunki drewna pochodziły z okolicznych lasów.  Siedzisko wykonano z cienkich pasków wierzby bagiennej, tkanych ręcznie osnową i wątkiem bezpośrednio na ramie krzesła i wiązanych według systemu opracowanego przez samego Descalziego. Chiavarina była najpopularniejszym krzesłem  pierwszej połowy XIX wieku, dopiero wyroby Thoneta, z giętego drewna, tańsze w produkcji i prostsze w montażu, zdetronizowały włoski model. Do dziś jednak w Chiavari są stolarnie, które specjalizują się w wytwarzaniu krzeseł chiavarina.

Kościoły Chiavari to przeważnie barokowe budynki. Oczywiście wiele z nich ro znacznie starsze konstrukcje, tylko z czasem przebudowane. Główna świątynia Chiavari to bazylika katedralna Sanktuarium Nostra Signora dell'Orto, znaczy Naszej Pani w Ogrodzie. Jedna z najważniejszych w całym regionie Tigullio, poświęcona  patronce miasta. Właściwie to współpatronce, bowiem  Nostra Signora di Montallegro di Rapallo jako chroniąca cały region Golfo Tigullio, chroni również Chiavari.  Budynek bazyliki zaczęto wznosić w 1613 roku jako upamiętnienie objawienia maryjnego, które miało miejsce 2 lipca 1610 roku. Kościół był wielokrotnie przebudowywany, dziś więcej w nim XIX wiecznego budowania niż tego barokowego. Bardzo charakterystyczny jest  imponujący marmurowy pronaos zaprojektowany przez architekta Luigiego Polettiego w 1836 i ukończony dopiero w 1907 roku. Pod koniec XIX wieku Chiavari przeżywało budowlany boom, wzniesiono wówczas wiele willi a i sporo starych budynków uległo modernizacji. Niekiedy nadawano nowym konstrukcjom "średniowieczny sznyt", jak np. Pałacowi Sprawiedliwości na Piazza Giuseppe Mazzini. Zbudowany w obrębie Cytadeli, na "starym miejscu", powstał w 1886 roku według projektu Giuseppe Partiniego, inspirowany jest  toskańskim gotykiem.

Chiavari to nie tylko obręb dawnej Cytadeli i ulice z portykami, z których to portyków to miasteczko jest znane. To też liczne palazzo. Villa Rocca już znacie, oprócz tego zespołu pałacowo - ogrodowego w Chiavari  można oblookać całkiem dobrze zachowane pałacowe budynki. Palazzo Falcone Marana, przy via Raggio został zbudowany około 1730 roku zgodnie z kanonami klasycznego stylu genueńskiego baroku. Fasadę zdobi marmurowy balkon wieńczący imponujący portal. Palazzo Franzone, znany także jako Casa Garibaldi, został zbudowany w XV wieku. Pod portykami znajdują się płaskorzeźby w trzech łupkowych portalach przedstawiające walkę Lapitów z Centaurami, winobranie i Matkę Boską z Dzieciątkiem z XV wieku. Palazzo Gagliardo, dawniej Palazzo De Scalzi, zbudowany w  1750 roku, swoiście uroczy. Palazzo Masina, znany również jako "pałac  czarnych portyków". Budynek, pochodzi z pierwszej połowy XIII wieku, ma wysoką loggię z czterema ostrołukowymi łukami umieszczonymi w rustykalnej podstawie z łupku.  Pierwotna fasada tego pałacu była gotycka do bólu, ujawniły to  niedawne prace restauracyjne pałacu. Palazzo Ravaschieri, który znajduje się przy ulicy o tej samej nazwie w historycznym centrum miasta, został wzniesiony  XVII wieku, na miejscu wcześniejszej, średniowiecznej konstrukcji.  Palazzo  Torriglia  zbudowany został na początku XVII wieku dla  rodzina Maschio, która sprzedała go szlacheckiemu rodowi Torriglia w 1670 roku. Insza wersja historii jest taka  że pałac należał do rodu Vacca lub Vaccà z Chiavari, której ostatnia spadkobierczyni, Porzia, poślubiła Giovanniego Torriglię, wnosząc mu pokaźny majątek w posagu. To właśnie Giovanni, w latach osiemdziesiątych  XVII wieku  zainicjował projekt rozbudowy, który nadał pałacowi obecną formę, włączając trzy średniowieczne domy szeregowe. Owdowiała Porzia Torriglia Vacca  nadzorowała budowę dużego tarasu z widokiem na Piazza Mazzini. W XIX wieku na parterze mieścił się Albergo della Posta, w którym przebywały tak znakomite osobistości, jak przyszły papież Pius IX ( 1825 ), Giuseppe Garibaldi  ( 1849 ), Alessandro Manzoni ( 1852 ) i Aleksandr Iwanowicz Hercen ( 1869 ). Pierwotnie mieściła się tu galeria obrazów z dziełami szkół genueńskiej, neapolitańskiej i weneckiej, którą w 1985 roku przeniesiono do sal Palazzo Rocca .

Jak wspomniałam są też w Chiavari liczne wille. Willa lub pseudo zamek Badaracco, wybudowany w 1925 roku w stylu neogotyckim przy Via Fiume, stareńka Willa Casaretto, pomiędzy Piazza Mazzini a Via Casaretto, która wygląd zawdzięcza rodzinie Veneroso, która ukształtowała obecny wygląd willi w ostatnich dwóch dekadach XVIII wieku. Zasypanie pierwotnej fosy między budynkiem a Cytadelą ostatecznie doprowadziło do powstania dużego ogrodu w XVIII wieku. W XIX wieku stała się własnością braci Giacomo, Michele i Pietro Casaretto, armatorów z Chiavari, stąd jej nazwa. Jak widzicie to nie tylko klasyczne kurortowisko, Chiavari ma długą historię, to nie tylko plaża i marina. Dla mła to żyjące własnym życiem miasteczko, które nie jest straszliwie nadmorsko - turystyczne. Owszem, latem jest najazd ale nie żyje się w nim "pod turystę". Do sklepów chodzą miejscowi, tak jak i do knajpek. He, he, he, nie znają tu pesto genovese, trzeba prosić o pesto a otrzyma się najprawdziwsze pesto genovese na świeżo ucierane przez dziadka na zapleczu sklepu. Podają tu też cud przekąski z miniaturowych bakłażanów i maleńkich cukinek. Na targu rybnym dostaliśmy świeżutkie mule, sprzedawca wybierał i nie wciskał byle czego, jak to się zdarza w większych miejscowościach. Plaże w Chiavari może nie są z tych zachwycających ale nie są brudne czy coś nie tego. Da się zamoczyć w mare a to najważniejsze. Dla lubiących kurortowe klimaty jest deptak pod pachnącymi piniami i palmami. Bardzo fajne miasteczko, warte dłuższego pobytu i solidniejszego dreptania.