czwartek, 30 stycznia 2025

Kampanijne cichosza


Łupu - cupu, łupu - cupu, w naszej Cebulandii trwa polityczna napiendralanka, zwana kampanią prezydencką, którą pies z kulawą noga w świecie realnym się nie interesuje. Za to mendia przeżywajo i za siebie i za elektorat. Wicie rozumicie, te sondaże, te zwroty akcji, nowi bohaterowie i złowieszcze spiski. No a elektorat na to dłuuugi ziew, taki z rozwartą paszczą. PiSdnięte wpatrzone  w Ryżego z Ameryki równie bezmyślnie jak swego czasu bracia szlachta w Bonapartego, PeOwe za to święcie wierzące że Płemieł im  wszystko załatwi przy minimalnym, niemal zerowym wysiłku z ich strony. Reszta udaje że się liczy ale tak naprawdę nie ma  żadnego znaczenia. Mła złośliwie postanowiła w tym roku głosować na takiego spoza systemu, żadnego z kandydatów partii zasiadających w naszym parlamencie. A nóż widelec się uda i mła w drugiej turze nie będzie musiała wybierać mniejszego zła. Kandydaci zajmujący pole position w wyścigu prezydenckim są dla mła "bez właściwości", obaj.  Osoba kandydacka Rafau Płonąca Planeta kontra Przyłóż Dudku  Garsoniera Nawrocki są nudni jak flaki z olejem. Jakoś mła się nie chce uczestniczyć w kolejnej odsłonie walki fraka z kontuszem. Szymon Rotacyjny jest gwiazdą zeszłego sezonu, Sławomir Opój niby kontynuować by mógł alkoholową tradycję wrosłą w urząd ale zdaniem mła jedna choroba filipińska na półwiecze wystarczy. Na prawicy wyrasta nam kolejny gwiazdor na miarę międzynarodową, wyglądający jak pełen godności rabin ze sztetla Grzegorz z Braunowa, ksywa Strażak. Ten jest przynajmniej showmenem. We mła drzemie  słodkie podejrzenie że Grzegorz z Braunowa nienawidzi Żydów z tego samego powodu z którego  kardynałowie  Burke i Sodano oficjalnie nie cierpieli homoseksualistów. Mła jakoś najłatwiej w ten sposób wytłumaczyć sobie ten wybiórczy antysemityzm. Tak, tak, wybiórczy, bowiem od lat Grzegorza z Braunowa zaprząta myśl jakby tu na tronie polskim osadzić pewnego Żyda z Galilei.  Taa... Szczerze pisząc nie znam innych punktów programu politycznego Grzegorza z  Braunowa ale sama koronacja mnie odstręcza, mła nigdy nie była monarchistką.


Marek Jakubiak to na szczęście na pewno republikanin i niestety na tym jak dla mła jego zalety prezydenckie się kończą. Pomysłodawca powrotu bykowego. No cóż, starszy człowiek, może chce sobie dzieciństwo przypomnieć albo co? Magdalena Biejat wyrosła z Razemków ale po kolejnym odseparowaniu się tej partii od rzeczywistości została kandydatką Lewicy.  Wg. niej najważniejszym problemem w Polsce anno Domini 2025 jest brak legalnej aborcji i brak karty LGBT oraz brak azylu dla nielegalnie przekraczających granicę migrantów w czasie trwania  działań hybrydowych prowadzonych przeciw Polsce przez Białoruś. Stopień odlotu pani Biejat oceniam bardzo wysoko, zdaniem mła ona szybuje  prawie na tym poziomie co  Grzegorz z  Braunowa, ten  chce zamordowanego przez Rzymian Żyda na tronie, ta  zielonych ludzików w Polsce. Niestety albo i na szczęście Madzia nie ma takiej zdolności do robienia szumu wokół swojej osoby  jak Grzegorz z Braunowa. Zandberg Adrian to taka sama pieśń przeszłości jak Szymon Rotacyjny. Osoby do rozpatrzenia, znaczy takie, o których ludzie nic nie wiedzą i może jeszcze dadzą się nabrać to: Maciej Maciak, Marek Woch i Wiesław Lewicki. Niestety mam wrażenie że wszyscy oni kręcili się już kole jakiejś władzy, samorządowej, dyskretnie zarzundowej, panowie  z apetytem na władzę i apanaże, wybory prezydenckie traktujący jako zakładanie biznesu pod tytułem partia polityczna. Cóś podobnego usiłuje teraz robić niejaki Stanowski, taki internetowy Mazurek. Znaczy dziennikarz lubiejący się z władzą PiSdniętych ale mam wrażenie że tak naprawdę to lubiejący z każdą władzą, która zasponsoruje. Dwie niewiadome  na  liście to Katarzyna Cichos i Piotr Szumlewicz, niewiadome dlatego że nie jestem pewna czy do 24 marca uda im się zebrać 100 000 podpisów. Może się uda, Szumlewicz ma nawet cóś jakby program. Kandydatów jak widzicie mnogo, tylko wybierać jakby nie ma w kim. 

W tym wpisie za ozdóbstwo robią nadal ilustracje Jana Marcina Szancera, w Muzyczniku nadal Earth, Wind and Fire.

środa, 29 stycznia 2025

Świat urojony

Stałosię. Przeżywam urojenia razem ze sporą częścią ludzkości. Znaczy po latach wmawiania nam że poprawność polityczna polega na zamilczaniu niewygodnych tematów i że istnieje cóś tak "wspaniałego" jak oświecona jednomyślność, znaleźliśmy się w czarnej dupie, w której każde kłamstwo jest łykane jako prawda "przemocą tajona" i nawet co bardziej racjonalnie myślący zaczynają uważać że cztery żółwie na których opiera się skorupa ziemska mogą być jeżeli nie prawdziwe to przynajmniej prawdopodobne. Taki stan rzeczy długo nie potrwa, ludzie nie lubią żyć w środowisku niedookreślonym, w którym wszystko jest płynne, bo nie jest ono bezpieczne. Obecnie  żyjemy w rzeczywistości urojonej, do której wepchnęły nas media i informatyczny przełom i cierpimy na dysonans poznawczy, bo nasze prawdziwe, jak najbardziej realne życie nijak nie przystaje do tego co nam wyziera ze srajfonów i innych ekranów. Nie ma tysiąca i jednej płci jako głównego problemu ludzkości ale też to nie nielegalni imigranci stoją za tym że Europa czy Stany mają kłopoty. Politycy z prawa i lewa opowiadają bzdury i urządzają teatr, który media transmitują, bo to się znacznie bardziej  opłaca niż drążenie skąd tak naprawdę biorą się kłopoty gospodarek krajów niegdyś wysoko uprzemysłowionych.  Nikt nie lubi słuchać czy czytać o koniecznościach, ograniczeniach własnych potrzeb, czy to prawdziwych, czy wyimaginowanych. Nie lubią tego zarówno miliarderzy jak i zwykli zjadacze chleba.

Jeszcze mniej chętni  są politycy do rozliczania polityki, którą prowadzili. Dotyczy to tak samo Ryżego z Hameryki jak i Makreli z Reichu, którzy przeca niby tacy różni a kłamali w celu utrzymania władzy tak samo. Nie że podobnie, kłamstwo to kłamstwo jeżeli dotyczy np. sprawy istnienia ludzi. Tak, z  grubej rury, istnienia czyli życia. Żadne z tej dwójki zaślepione własnym ego nie zauważyło kiedy przekroczyli granicę i zamienili się w szczurołapa z Hameln, wyprowadzającego ludzi na manowce.  Stawiam dolary przeciwko  orzechom że obydwoje po latach będą oceniani jako grabarze zaufania do partii politycznych  czy  nawet polityków. Politycy rządzą społeczeństwem, które uważa że reprezentują oni interesy większości z poszanowaniem praw mniejszości a mandat otrzymali dlatego że są od wyborczej masy  mądrzejsi. Prawda nas wyzwoli co  oznacza że w końcu społeczeństwo nie będzie mogło udawać że nie widzi - politycy  nie reprezentują tego, kogo mowią że reprezentują a sporo z nich jest po prostu głupich i nie nadaje się do niczego innego tylko do tworzenia kreacji polityka, co jest czymś innym od bycia politykiem. Mła wybrała dwa najbardziej jaskrawe przykłady politycznych odlotowców, choć nie ma złudzeń że taki Sleepy Joe czy ten obecny  Ciamciaramcia na stanowisku brytyjskiego premiera, to wzór jak powinno się wypełniać łobowiązki zawodowe. Oni tylko na tle totalnych odlotów jawią się jako w miarę ogarnięci, jednakże tak naprawdę daleko im do bycia reprezentantami większości z poszanowaniem praw mniejszości.

No i qurna, nie zmienią tego żadne mendia, tak jak tego że w przypadku politycznego oszołomstwa mogą co najwyżej  wyprodukować bohaterów o krótkim terminie ważności. A tymczasem nasz realny świat toczy się po swojemu, jak coś ludziom nie pasuje to jest odrzucane, vide zielonowalizm czy idiocovidyzm. Dzieje się tak dlatego że do coraz większej liczby ludzi dociera że otacza nas medialne kłamstwo. To widać po wynikach takiej Mety czy zaciemnieniu przez Afrykanera sytuacji finansowej X. O klasycznych mendiach typu gazety, radio czy telewizja mła tylko napomyka, bo w ich wypadku wiarygodność szoruje po dnie od dawna. Algorytmy Youtube staną się niedługo tematem takiej debaty publicznej, której Big Tech chce za wszelką cenę uniknąć, bo kto wie czy za progiem nie czyha open source. Mła ma wrażenie że coraz więcej z nas ma ochotę obudzić się z informatycznego koszmaru i nie być  rozgrywanym półprawdami, ćwierćkłamstwami i ordynarnym oszustwem przez ludzi mających  chętkę  na władzę. Mła wyczuwa że idzie jakaś realna zmiana, ludzie wychowani w dobrobycie zaczynają mieć  dość obecnego stanu rzeczy, rozjeżdżania się ich oczekiwań z realem, realu z jego wizją w mendiach i hym... politycznej bezkarności. Makrela, która zafundowała Europie wojnę w imię zysków koncernów czy Ryży zwalniający skazanych przez amerykańskie sądy, czyli takie z ławami przysięgłych, ludzi szturmujących Kapitol ( co kosztowało życie osób ze służb go chroniących! ), bo reprezentowali dupka, który nie mógł pogodzić się z przegraną, to jaskrawe przykłady politycznej  bezkarności.

Może to zmierzch ery "wielkich polityków", może czas na urzędniczyny i inny sposób sprawowania władzy?  Nie wiem ale cóś się w nas samych zmienia, rozczarowani plemiennymi sporami bardziej realnie patrzymy na to co nas otacza i co  nijak nie przypomina obrazka z mendiów. W końcu zostanie osiągnięty krytyczny punkt niezadowolenia takiej masy ludzi że nie sposób będzie dalej jechać z rzundzeniem w ten sposób jak obecnie. Żyjemy w XXI wieku a na stołkach największych mocarstw siedzo staruszki żyjące przeszłością, które usiłują wmówić komu się da że "dawniej było lepiej" a już najlepiej to w czasach ich młodości.  Najgorzej to jak taki do świadomości nie dopuszcza że świat się zmienił. Same z tego problemy na świecie że polityczne to i te  prawicowe i te lewicowe  są  niedopasowane do rzeczywistości  i że nadal tkwią w schematach myślowych typowych dla XX wieku. Nawet te niby młodsze wiekiem odstajo i nie wiedzą jak bardzo zmienia się społeczeństwo. Nie ma tak że tylko prawactwo wsteczne. Tak, tak,  tzw. progresywna lewica jest na czele peletonu wsteczników posuwających  się w ruchu odwrotnym do kierunku wskazówek zegara ( mła wychowana  w czasach cyferblatu i wskazówek a nie  wyświetlaczy ) a zasuwa tak że te grupy mniejszościowe, które niby chronić miała to już w sporej masie odpadły, bo zorientowały się że kierunek jednak nie ten. Prawica oczywiście dzielnie goni, co poniektórzy to najchętniej wróciliby do czasów Dickensa. No nic, koniec wydziwiania, do tekstu o  świecie nierzeczywistym jak ulał pasują ilustracje  Jana Marcina Szancera, radość oczu mojego dzieciństwa . W Muzyczniku piosenka jak najbardziej stosowna.

niedziela, 26 stycznia 2025

Brugia - po mieście "po turystycznemu" - część druga

Dziś dalsza część turystycznej przebieżki po Brugii, trasa jednodniowych wycieczek. Wzdłuż kanałów zwanych tu reien, co ponoć pochodzi od nazwy rzeki Reie. Nazwa rzeki wg. niektórych źródeł mogła być też pierwotnym określeniem miasta. To się wzięło stąd ze celtycka nazwa rzeki Rogia przypomina nazwę Brugia. Rogia to w języku Galów "woda święcona", hym... etymologia znaczy szlachetna. Wg. źródełek, które  uznają odrzeczną nazwę Brugii, w wyniku  ewolucji nazwa wody, Rogia lub Ryggia, stała się również nazwą miasta Bryggia.  To B przed R jest wiązane z  skażeniem do którego  doszło  w w czasach najazdów Wikingów, chodzi o  staronordyckie słowo bryggja, oznaczające pomost lub nabrzeże. Nazwa Brugia wykazuje podobieństwo do Bryggen, historycznego portu w Bergen, który zresztą podobnie jak Brugia był od XIV wieku ważnym miastem Ligi Hanzeatyckiej.  Mła to się zdawa że Celty sobie a nawa miasta powstała w czasach skandynawskich najazdów. Brugia była ośrodkiem do którego łatwo było się dostać z morza  rzeką, ten pomost i nabrzeże bardzie wskazują na lud morski, że tak to określę, jako na ten, któremu miasto zawdzięcza swoją nazwę. Najstarszym źródłem materialnym, w którym po raz pierwszy pojawiła się nazwa miasta, są monety datowane według najnowszych ustaleń na lata 864 - 898. Są na nich takie formy nazwy miasta jak: Bruggas, Bruccas, Briuggas i Briuccas.

Historyczne centrum jest dobrze zachowane, zwłaszcza średniowieczny układ ulic. Na to że Brugia wygląda jak wygląda niewątpliwie wpływ miało też XIX wieczne budowanie w neogotyckim stylu. Było tak powszechne że powstał taki podtyp stylu, znany jako neogotyk brugijski. W wieku XIX  wiele starych budynków zostało odrestaurowanych, przebudowanych w tym stylu. Jednakże Brugia jest przeca znacznie starsza niż gotyckie  czy nawet romańskie budowanie, już  w  II wieku naszej ery, była tu osada galijsko - rzymska. Między IX a XII wiekiem miasto dzięki ważnemu portowi rzecznemu, który w gruncie rzeczy był prawie portem morskim. stało się międzynarodowym centrum handlowym, jednym z najważniejszych w Europie. Utworzenie w 1134 roku Zwin, kanału nawigacyjnego pomiędzy Brugią a morzem, zapewniło przetrwanie połączenia. W 1089 roku Brugia została ogłoszona stolicą  hrabstwa Flandrii, a od XIII do XV wieku Brugię uważano za centrum  gospodarcze północno - zachodniej Europy.  To właśnie tu powstała pierwsza na świecie giełda. Ze względu na swoje znaczenie jako centrum handlowego w Brugii powstał pierwszy na świecie budynek giełdy. Złoty wiek Brugii trwał od około 1280 roku do roku 1480,  miasto  liczyło wówczas cóś ze 46 000 mieszkańców. Wyglądało wówczas jak wzorcowe miasto średniowiecza, otaczał je mur a centrum otrzymało nawet drugi mur miejski, którego część bram przetrwała próbę czasu. Burgundzka rodzina panująca uczyniła Brugię swoją siedzibę, co przełożyło się na obecność wielu znamienitych artystów,  malarzy i architektów.  Śmierć Marii Burgundzkiej w 1482 roku i zamulenie kanału spowodowało upadek znaczenia Brugii. Historycy spierają się dziś czy  Brugia zbiedniała czy tylko przestała się bogacić.

XVI wiek nie był dla Brugii łaskawy, nie dość końca Burgundii,  zamulenia kanału i zmiany biegu rzeki to jeszcze hrabstwo Flandrii w dynastycznych  układach przypadło królestwu Hiszpani, królowie tego kraju byli także hrabiami Flandrii od roku 1592 do 1713 roku. Hiszpańskie panowanie Brugii nie służyło,  wojny religijne i upadek handlu, te klimaty.  Potem nastąpiło panowanie austriackie, aneksja francuska i zjednoczenia z  Holandią i Belgią, tak jak w innych miastach Flandrii. Rewolucja przemysłowa w XIX wieku nie dotknęła Brugii w większym stopniu, jedyne o co brugijczycy wówczas walczyli to o  prawdziwy port morski w pobliżu. Wraz z modą na odkrywanie gotyckiego dziedzictwa, Brugia zaczęła też robić za atrakcję turystyczną. Kiedy zbudowano port w Zeebrugge w 1896 roku a  wystawa prymitywów flamandzkich w 1902 roku okazała się sensacją brugijczycy już wiedzieli co robić. Port to zawsze  biznes a na  własnej historii to już Włosi pokazali jak zarobić. Od tego czasu miasto jest atrakcją turystyczną, podczas obu wojen światowych Brugia została prawie całkowicie uchroniona przed zniszczeniem, bo bardzo mocno starano się by uniknąć zniszczeń. Dziś wycieczki tupią wzdłuż kanałów i wysłuchuje przewodników nadających o  zabytkach cz  miejscowych zwyczajach, np. o corocznej Procesji Krwi Świętej odbywającej się w Dzień Wniebowstąpienia w Brugii odbywa się Procesja Krwi Świętej, relikwii, ktorą Diederik van Alsace przywiózł z Jerozolimy do Brugii czy odbywającej się co pięć lat  Procesji Złotego Drzewa upamiętniającej  ślub Karola Śmiałego i Małgorzaty Yorku w  1468 roku.

Turyści drepczą najczęściej wzdłuż kanału Langerei, począwszy od ulicy Dijver przez chyba najbardziej znaną ulicę Brugii - Rozenhoedkaai. Kiedyś handlowano tu solą, w średniowieczu na Langerei w tym miejscu znajdowała się przystań, gdzie rozładowywano statki z solą, jednakże w XVIII wieku na ulicy wyrosły stragany z dewocjonaliami, wśród których największym powodzeniem cieszyły się różańce i stąd nazwa ulicy, hym... Różańcowa. Dreptanie po tych ulicach to cóś jak dreptanie po nabrzeżach Canale Grande w pobliżu Ponte Rialto w Wenecji, taki punkt bez zobaczenia którego pobyt w Brugii się nie liczy. Dlatego jest tam dość tłumnie, to jest trasa jednodniowych wycieczek z Brukseli do Brugii i Gandawy.  Szlak  do kościołów, szpitala świętego Jana i do beginażu, zatem nawet po przewaleniu się jednodniowych wycieczek, miejsce dość ludne. Przechodząc przez park w którym wystawiono ocalałe kolumny podtrzymujące niegdyś  krytą przystań Waterhalle dochodzi się przez uroczy mostek w pobliże kościoła Maki Bożej Najświętszej Marii Panny i Muzeum Gruuthuse, któremu mła poświęci troszki więcej czasu. Mła co prawda nie była w środku ale już  ogląd "po wierzchu" ja usatysfakcjonował na tyle ze postanowiła Wam nieco przybliżyć ten fragmencik miasta.

Wypada zacząć od niejakiego Baldwin z Lede, któren otrzymał w lenno tzw. gruut, możliwość warzenia i sprzedaży piwa oraz nakładania na innych piwowarów w okolicy konieczności wykupienia konieczność wykupienia takiego zezwolenia od lennika. Z czasem  gruutrecht oznaczał także możliwość nakładania podatków na samo piwo. Ten monopol na warzenie napitku i zyski uzyskiwane z jego sprzedaży  Baldwin z Lede otrzymał od innego Baldwina, hrabiego Flandrii, który do historii przeszedł jako  Baldwin IX.  Sprawa miała miejsce około roku 1200. Rodzina  Baldwina z Lede zaczęła się wówczas pisać jako  rodzina Van Brugge i była i pozostała jedyną rodziną w czasach feudalnych, której nazwisko było jednocześnie  nazwą miasta. Z powodu  wiadomego  lenna do rodziny przylgnęło nazwisko Gruuthuse, bo dzięki monopolowo ród  zdobył  bogactwo, status i wpływy, czego widocznym dla wszystkich  obrazem była ich rezydencja zwana Domem Panów Gruuthuse, zbudowana w jakże prestiżowym sąsiedztwie kościoła Matki Bożej Najświętszej Marii Panny. Dwór Gruuthuse posiada kapilcę modlitewną połączoną z tym kościołem. Według wielu historyków ród Gruuthuse, ludzi wzbogaconych na piwie,  był  najważniejszą z patrycjuszowsko szlacheckich  rodzin w Brugii w czasie od XIII do XV wieku. Rodzina ta jako swoje "zawołanie" miała  "Plus est en vous" , co można przetłumacz jak o  "Więcej jest w tobie". Szlachectwo  we Flandrii zdobywano nie tylko na polach bitewnych, od zawsze ceniono w tym regionie Europy umiejętności rozwijania biznesu. 

Najbardziej znanym z rodu  był Lodewijk van Gruuthuse, książę Steenhujis  i hrabia Winchester ( tytuł hrabiowski przyznał mu król Anglii Edwarda IV w 1472 roku, za udzielenie gościny wygnańcowi w czasie wojny Dwóch Róż! )  a w latach 1462 - 77 był namiestnik Holandii i Zelandii. Był znany  jako mecenas i  kolekcjoner dzieł sztuki, był żołnierzem, dyplomatą i politykiem dworu burgundzkiego w czasach jego świetności. Urodził się w roku 1427 i całe jego życie upłynęło wśród  blasków i cieni  burgundzkiego panowania. Wicie rozumicie, brał udział w takich wydarzeniach jak: Turniej  Białego Niedźwiedzia, Bankiet Złotego Bażanta, był kawalerem orderu Złotego Runa, katolickiego zakonu rycerskiego, powołanego do życia  w 1430 roku w Brugii przez Filipa Dobrego, uczestnikiem wojny z Gandawa, która zawdzięcza mu ponoć ocalenie. Łączył merkantylizm z tzw. rycerskością, był typowym przedstawicielem elit które twardo stąpały po ziemi a jednocześnie swoje życie wewnętrzne jak i towarzyskie tworzyły wokół epoki przemijającej, forma przypominająca epos rycerski a pod spodem handelek. Lodewijk zbierał rękopisy z pięknymi  miniaturami,  hym... w czasach druku. To mów wszystko.  Starszy o cztery lata brat Lodewijka, Jakob van Brugge, znany też  jako Jácome de Bruges, został dworzaninem Henryka Żeglarza i wylądował na świeżo odkrytych Azorach, na Terceirze zaflancował siedemnaście flamandzkich rodzin. W XV wieku na Azorach wylądowało w sumie 2000 Flamandów, stąd stara nazwa archipelagu  - Ilhas de Flamengos. Na wyspach zostały po nich wiatraki i dzieci z niebieskimi oczami. Tacy to byli ci panowie  Gruuthuse.

Gruuthuse Hof  i znajdujący się na Naadelstrat, niedaleko Jan van Eyckplein,  Bladelin Hof to rezydencje z czasów burgundzkich, tzw. pałace miejskie. W XV wieku tego typu  budowanie było powszechne tylko we włoskich miastach i we Flandrii. Gruuthuse Hof ma wiele XIX wiecznych wtrętów, Bladelin Hof jest bardziej autentyczny, więcej w nim średniowiecznego budowania. W Gruuthuse Hof najlepiej poszło kaplicy, w zasadzie cała jest XV wieczna. Jednak gruuthuse Hof to nie tylko budynki, Muzeum Gruuthuse, czyli to co znajduje się wewnątrz dawnego dworu panów Gruuthuse to całkiem insza inszość, naprawdę warta zobaczenia. Jeżeli mła jeszcze kiedyś zajedzie do Brugii to na pewno nie odpuści zwiedzania. Przede wszystkim oblooka manuskrupty. Oczywiście nie jest to cała kolekcja Lodewijka, ta niestety uległa rozproszeniu, sporą jej część można dziś podziwiać w zbiorach francuskich. No ale troszki się ostało. Muzeum Gruuthuse zostało odnowione w latach 2014 - 2019 pod kierunkiem architektów z pracowni B - juxta, ze szczególnym uwzględnieniem zachowania dziedzictwa historycznego. Doceniono to i renowacja to uzyskała Europejską Nagrodę za renowację w Barcelonie w roku 2023. Po oblookaniu budynku Muzeum Gruuthuse turyści zazwyczaj drepczą do kościoła Matki Bożej Najświętszej Marii Panny a potem do Sint - Jahnshospital i Begijnhofu Ten Wijngaerde.  W następnym wpisie udamy się tak troszki poza tę typowo turystyczną trasę, znaczy pójdziemy w miasto tam gdzie rzadko jeżdżą dorożki i pływają  łodzie z turystami.