Sypie. No i dobrze, bo od czego jest zima? Od sypania. Mła się cieszy, bo zasypało jej troszki tych smuteczków, które się ostatnio objawiły. U Gosi i Piotrusia pożegnali Pacusia, lichutki już był i nie trza go było męczyć, więc sobie usnął. Gosia i Piotruś z lekka rozjechani, wiadomo. Mła szczęśliwa że Szpagetka mimo paskudyzmu ranki przy apetycie i niegrzeczna, znaczy mła ma przynajmniej kotę w formie, choć niewątpliwie nadal chorą. Cieszę się tym co jest i nadal mam nadzieję, zawsze to coś. Ech... Jakby było mało w rodzinie choroba, ta z najgorszych. Dopadło naszą kuzynkę, która diagnozą zarobiła jak kulą między oczy. Musimy się szybko pozbierać, bo na pewno będzie potrzebowała pomocy w ogarnianiu terapii. Mła się martwi dlatego że to mocno starsza pani, która pochowała męża i syna, nie wiem czy więź z wnuczką będzie wystarczająca by wzbudzić u niej chęć do życia. No a wiecie, to jest podstawa, vide sąsiadka Cio Mary będąca w stanie terminalnym od ponad 8 lat. Medycy stosują terapię a jednocześnie badają tę niesamowitość. Jak widzicie za dobrze się mła w ten weekend nie bawiła, cóż robić. Obejrzałam sobie na spokojnie "Perfect Days", bo filmy Wendersa to mła ogląda w wyciszeniu, bo jej zdaniem inaczej się nie da. Może mła ma limfatyczny, starczy gust ale ten film bardzo się mła spodobał, po tych wszystkich smutnościach był jak balsam na rany. Codzienność zamieniona w sztukę i to tak bez zadęcia, najprościej jak można. Wicie rozumicie miłośnikom kina akcji nie polecam ale szukającym innych wrażeń to i owszem. Fotki dziś domowe, szkoda że woni goździków, olibanum, bergamoty i neroli ulatniających się z kominka zapachowego nie mogę Wam do tych fotek zapodać. W Muzyczniku bardzo nastrojowo Anna Maria.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz