O ile do Villa Medici idzie się oglądać urodę całego założenia o tyle do Villa Farnesina, znanej też jako Villa della Farnesina, tupie się głównie ze względu na znajdujące się w jej wnętrzu freski. Dziś willa jest siedzibą Accademia Nazionale dei Lincei, niemal stale otwarta dla publiczności, mimo trwających na okrągło prac renowacyjnych. Budynek znajduje się przy via della Lungara, w dzielnicy Trastevere, naprzeciwko olbrzymiego Palazzo Corsini. To taka lepsza część Zatybrza, leżąca kwadrans albo dwadzieścia minut drogi od Piazza San Pietro. Willa jest pierwszą poważną nowożytną rzymską willą, uchodzi za jeden z najbardziej reprezentatywnych budynków architektury renesansowej początku XVI wieku. Wybudowano ją w latach 1506 - 1512
w stylu dojrzałego
renesansu. Dlaczego dojrzałego? Bo w Italii
renesans zaczął się w XV wieku, w czasie w którym reszta Europy śniła nadal gotycki sen. Willę zaprojektował architekt
Baldassare Peruzzi
na zlecenie majętnego kupca i bankiera o dużych wpływach w Państwie Kościelnym, Agostino Chigi. Baldassarre Peruzzi stworzył pierwowzór rzymskiej willi podmiejskiej ( wszak Zatybrze było na początku XVI wieku jakby osobnym od Rzymu bytem ), a jej budowa odbiła się szerokim echem, także dlatego, że od 1511 roku, po ukończeniu murów, rezydencja była ozdobiona freskami według niezwykle rozbudowanego programu ikonograficznego, których wykonanie powierzonego największym artystom epoki pracującym w Rzymie i okolicach. Wnętrza willi malował sam Peruzzi, Sebastiano del Piombo , Raffaello Sanzio i chłopaki z jego szkoły (w tym Giulio Romano ) oraz występny Il Sodoma.
Zanim mła zacznie się rozpływać nad willą, troszki Wam napiszę o czasach w których powstała, bo w Rzymie na początku XVI wieku mocno się działo, jak prawie zawsze zresztą, ale inaczej niż to sobie wyobrażamy poprzez pryzmat kultury masowej. Spytać ludzia o renesans rzymski to wychodzą klisze - występny ród Borgiów, Juliusz II zmuszający Michała Anioła do malowania sufitu Sykstyny, stado artystów rozkopujących Rzym w poszukiwaniu artefaktów. No i to by było na tyle. Poznajmy klimaty rzymskie z wczesnych lat cinquecento. Papież Aleksander VI czyli Rodrigo Borgia zszedł był z tego świata w roku 1501, po pontyfikacie uchodzącym za jeden z hym... "najbujniejszych" w dziejach. Do roku 1507 będzie żył jeszcze jego syn Cesare, kierujący się w życiu starorzymską maksymą Aut Caesar, aut nihil. Cesare źle rozpoznał kardynała Giuliana della Rovere, miał go za sojusznika a tymczasem wyhodował sobie najzacieklejszego wroga i szczwany Cezare musiał uchodzić z Państwa Kościelnego, tak zakończyła się era Borgiów w Rzymie. Giuliano della Rovere, Piemontczyk, imię papieskie Juliusz sobie zostawił ponoć na cześć Juliusza Cezara. Taa... panowie mający w życiorysie kościelną służbę ( Cesare Borgia też był swego czasu kardynałem ) inspirowali się jednym z najskuteczniejszych i najbardziej bezczelnych i bezwzględnych polityków rzymskich a nie żywotami świętych. Większy mieli apetyt na kielich świeżej krwi niż na niewinne potrawy z korzonków. W wyniku polityki prowadzonej przez Juliusza II, mimo toczonych wojen Państwo Kościelne pozostało niezależne i scentralizowane, zachowując wpływy dyplomatyczne i polityczne przez cały XVI wiek.
I to mimo reformacji czy splądrowania Rzymu przez wojska cesarza Karola V. Następcą Juliusza II zeszłego w roku 1513, został Giovanni di Lorenzo de' Medici, kuzyn aktualnie panującego we Florencji Giulia, który to Giovanni przybrał imię Leon a numerek porządkowy miał dziesiąty. Leon X był ostatnim papieżem, który przyjął święcenia kapłańskie dopiero w chwili wyboru. Tak, tak to drzewiej bywało, co niejedną i niejednego zadziwi. Zaciąganie pożyczek spłacanych odpustami czy urzędami kościelnymi za to nie powinno dziwić, ten papież przeca był przede wszystkim politykiem a dla polityka mieć kasiorkę na wydatki to mus. Leon X zmarł w 1521 roku, podobno na na malarię, choć byli tacy co podejrzewali otrucie. Kolejnym papieżem został na króciutko Niderlandczyk, Adriaan Florenszoon Boeyens, który panował jako Hadrian VI do roku 1523. Niech Was nie zmyli to że on chodząca świątobliwość i niby reformator, bo te jego reformy to były takie że strach się bać. Zwalczał luteran ale i humanistów, których uważał za potencjalnych heretyków. Reformy Hadriana VI spotkały się z ogólnym protestem, kiedy kipnął umieszczono na drzwiach jego lekarza napis -"Oswobodzicielowi Miasta". Giulio de’ Medici, który jako Klemens VII panował w Rzymie do roku 1534 jest ostatnim papieżem renesansu, któremu kres w Rzymie położyła sacco di Roma w roku 1527. Tak, wiem u nas renesans w tym czasie właśnie rozwinął się z pąka i pięknie kwitł ale w Rzymie się zakończył. Zamiast w starożytności zaczęto grzebać się w tym co pozostawili Ojcowie Kościoła, a spuścizna starożytnych filozofów była przyjmowana o tyle o ile potwierdzała chrześcijańskie widzenie świata. Dojrzały renesans miał się świetnie w Rzymie w okresie rządów wspomnianych pięciu
papieży i to takich z osobowościami że hej. Potem się zmieniło i tyle.
W tym złotym okresie tzw. miasto i hierarchia kościelna pogrzebały dawne, na poły jeszcze feudalne stosunki i żyły ze sobą całkiem dobrze. Doszło do swoistej desakralizacji Rzymu, przypominał on świeckie monarchie jak nigdy dotąd. Nie dlatego że hierarchia była tak wyluzowana w stylu sex, drugs and rock and roll. Państwo Kościelne przeżywało już skandale podobne do tych, które zafundowali mu Borgiowie a może nawet i gorsze. Zmieniło się jednak miasto, ludzie je zamieszkujący mieli nieco inny stosunek do kościelnej arystokracji. Wszyscy czuli że religia stanowi dla władzy kościelnej sztafaż, miasto akceptowało to i ciągnęło ze swoich stosunków z kościelną władzą pożytki. Drzewko kultury podlewane rzeką pieniędzy rosło i miało się świetnie, Rzym uchodził nie tylko za stolicę chrześcijaństwa, to była też stolica kultury, miasto spadkobierca antyku. Erazm z Rotterdamu, krytykujący grzechy papieży, potępiał sacco di Roma opisując miasto takimi słowami: "nie tylko twierdzą religii chrześcijańskiej i życzliwą matką talentów literackich, ale i spokojnym domem muz, co więcej – wspólną matką wszystkich ludów". Taka była rola tego miasta na początku XVI wieku. Luterańscy landsknechtowie, stanowiący główny trzon sił katolickiego cesarza grabiąc Wieczne Miasto zgasili ogień, który rozpalono we Florencji a podsycano w Rzymie, ogień przy którym ogrzewała się cała Europa. Takie okresy wzmożenia kulturalnego czasem nam się przytrafiają, właściwie nie wiadomo od czego zależą, co właściwie sprawiło że Wiedeń z przełomu wieku XIX i XX był miastem Freuda, Mahlera i Klimta? Co sprawiło że Rzym z przełomu wieku XVI i XVI był miejscem w którym się działo? Politycznie było cinko, obyczajowo jak zawsze - góra i dół społeczeństwa solidnie na bakier z normami, ekonomicznie tak se. No a w kulturze się działo.
Dobra, nie myślmy o przykrościach, nacieszmy się urodą niespokojnych czasów rzymskiego renesansu. Do Rzymu zaczęli wówczas zjeżdżać z całej Italii i nie tylko z niej, naprawdę ciekawi ludzie, którzy w papieskim mieście pragnęli zrobić karierę. Różnego rodzaju karierę, miasto pełne było aspirujących artystów, ludzi interesu, którzy chcieli stać się przydatni papiestwu i z tej okazji nieźle zarobić, spragnionych władzy kardynałów
in spe, którzy bardziej niż teologią interesowali się polityką, dam wyzwolonych z duszących pęt konwenansu, kobiet które nigdy damami nie były ale za to miały aspiracje, o których niejedna dama nie śmiała nawet pomyśleć, podejrzanych szpiegów w przebraniu szacownych ambasadorów, zwariowanych miłośników antyku, którym marzyła się restytucja "prawdziwego" cesarstwa, osiedleńców z innych krajów tworzących swoje kolonie, wykłócających się namiętnie czy to z rzymianami czy z innymi osiedleńcami, nieporzucających nadziei na odnowę Kościoła reformatorów z poczuciem misji, ludzi którzy przybyli do Rzymu w nadziei znalezienia jakiejś klamki u której będą mogli się zawiesić. Znaczy było tak jak teraz tylko bardziej, he, he, he.
Jednym z przybyszów, świeżakiem w Wiecznym Mieście był bardzo bogaty
sieneński bankier Agostino Chigi, który zrobił wokół siebie szum występując w roli wielkiego mecenasa sztuki i
celebryty. To nie był żaden self made man, nic z tych rzeczy, Agostino był człowiekiem ustosunkowanym, spadkobiercą mieszczańskiej fortuny która pozwoliła jej posiadaczom wyszlachetnieć, he, he, he. Urodził się Agostino w roku 1466 w Sienie jako syn Margarity Baldi i Mariano Chigi,
bogatego sieneńskiego bankiera, który również zajmował wiele stanowisk
politycznych w Republice: był gonfalonierem w 1485, konsulem w 1490 ,
kapitanem w 1493 i ambasadorem papieża Aleksandra VI w roku1502. Młodszy brat Agostino, Sigismondo, poślubił w 1507 Sulpizię Petrucci,
córkę Pandolfa, pana Sieny, a jednym z jego
potomków był papież Aleksander VII. Jak widzicie rodzina była "odpowiednia". Agostino rozpoczął terminowanie u swojego ojca, który działał i w
Sienie i Viterbo. W 1487 Mariano wysłał go do Rzymu , aby pracował w
spółce z innym Sieneńczykiem, Stefano Ghinuccim, w banku Giulio i
Antonio Spannocchich, synów tego Ambrogio Spannocchi, który był bankierem
Piusa II. Szczęśliwie się złożyło bowiem w
1492 roku świeżutki papież Aleksander VI odebrał Medyceuszom zarządzanie watykańskimi
finansami i powierzył je Spannocchiemu. Agostino, który był bezwzględnym cwaniakiem, wykukał mistrza Ghinucciego i związał się z papieżem
Borgią bez pośredników. Taa... ten miłośnik sztuki sfinansował krwawe wojenki syna papieża, Cesare Borgii. Pożyczał też pieniądze innym spragnionym władzy, Guidobaldo da Montefeltro i Piero de' Medici. Uwielbienie muz mu w tym absolutnie nie przeszkadzało. W 1502 roku wraz z ojcem i przyjacielem Francesco Tommasim założył w Rzymie
Banco Chigi i stał się człowiekiem o takim znaczeniu że nazywano go Agostinem Wspaniałym. A dorobił się w przyspieszonym tempie tej wspaniałości z wpływów ze sprzedaż ałunu Tolfa i dlatego cieszył się również protekcją
papieża Juliusza II, potem Leona X a sułtan ze Stambułu ćwierkał o nim jako o najznaczniejszym chrześcijańskim kupcu. W tych słodkich początkach stulecia pan bankier urządzał w Watykanie wystawne przyjęcia dla rozrywki
papieży i w tym okresie udało mu się na trwałe wpisać w annały historii sztuki, jako jednemu z najznamienitszych mecenasów. Teraz będzie o życiu uczuciowym Agostino bo Villa Chigi wybudowana została z powodu uczucia i to bardzo silnego.
Agostino był małżonkiem Margherity Saracini, niestety nie był to związek szczęśliwy, z powodu braku dzieci jak głosiła plotka. Agostino niby z tej tęsknoty za brakiem potomka, he, he, he, wziął sobie za kochankę piękną i wytworną kurtyzanę Francescę Ordeaschi
( lub Ardeasca ), rodem z Wenecji, ówczesnego światowego zagłębia kurtyzan najwyższej jakości. Wieść gminna niesie że to dla niej Agostino wybudował willę, choć daty nieubłaganie przemawiają za tym że willa została wzniesiona przez Agostino raczej z miłości do własnej osoby. Mniej to romantyczne, choć nie wiem dlaczego bo w tym czasie ta miłość własna to było bardzo silne uczucie. Kilka miesięcy po śmierci
pierwszej żony Agostina, Francesca oficjalnie została panią willi Chigi,
co nie oznacza że została żoną. Na to przyszło jej poczekać. No i teraz będzie o prawdziwym uczuciu, o które nikt by takiej osoby jak Agostino Chigi nie podejrzewał. Po kilku latach grzesznego związku , Agostino poślubił matkę swoich
dzieci, konkretnie to w sierpniu 1519 roku, a obrzęd małżeński odprawiał sam
papież Leon X. Tak Agostino Chigi, jeden z najpotężniejszych ludzi w Państwie Kościelnym, i nie tylko w nim, i Francesca Ordeaschi ex kurtyzna, zostali jak najbardziej godnym szacunku stadłem. Rzymski ród nigdy nie wstydził się korzonków sięgających zabaw weneckich. A to za sprawą miłości uwiecznionej przez sztukę. Że była prawdziwa to jasne, kobietę o wątpliwej przeszłości Agostino przedłożył nad
szlachciankę Margheritę Gonzagę, naturalną córkę markiza Mantui
Franciszka II Gonzagi, którego herb w rodzie Chigi mógł podnieść
jeszcze bardziej prestiż Agostino. Z Francescą Agostino miał pięcioro dzieci: Lorenza Leone, Alessandro Giovanniego, Margheritę i
Camillę. Piąte dziecko miało się
urodzić po śmierci ojca, która nastąpiła w roku 1522.
Pogrzeb wybitnego bankiera, w którym uczestniczyły tysiące ludzi, był
prawdziwym triumfem pośmiertnym, wydarzeniem godnym przydomka Wspaniały. Pojawili się przedstawiciele najpotężniejszych nazwisk
renesansowej Europy.
No i stada artystów. Agostino Chigi jest pochowany w Rzymie w rodzinnej kaplicy
zaprojektowanej przez Rafaela i wzniesionej wewnątrz bazyliki Santa
Maria del Popolo. Francesca przeżyła męża zaledwie o siedem miesięcy, umierając
jako bardzo bogata wdowa i dziedziczka fortuny. Są tacy, którzy sądzą że z powodu tego bogactwa została otruta. Jednak
sława legendarnej pary sprawiła, że zwyciężyło przekonanie, że
przedwczesna i tajemnicza śmierć Franceski to z żalu po miłości. Sehr romantisch.
Agostino zlecił budowę willi na prawym brzegu Tybru, miejsce to wyglądało wówczas zupełnie inaczej - nie było tej kamiennej niecki, którą w XIX wieku ograniczono Tyber. To była podmiejska willa w pobliżu rzeki, dziś wciśnięta jest pomiędzy bulwar Lungotevere Raffaello Sanzio a via della Lungara, w samym sercu Rzymu i nie przywodzi na myśl sielskich klimatów. Z okien pierwszego piętra budynku widać co prawda rzekę ale poprzez sznur samochodów jadących po wyżej niż willa położonym bulwarze. Willowości w tym za grosz ale cóż nam robić? Świat się zmienia i nie każda willa ma takie szczęśliwe położenie jak Villa Borghese, czy Villa Medici. Jednakże ogród, mimo że nie jest już położony wśród wielu innych ogrodów w miejscu zwanym La Lungara, nadal jest prawdziwie włoski - ze strzyżonymi parterami z bukszpanu i cytrusowymi drzewkami. W donicach cała kolekcja historycznych odmian cytrusów, na czele ze słynną Citrus limon var. fiorentina, wyhodowaną wg. legendy w ogrodach Medyceuszy. Dom niegdyś był znacznie ściślej związany z ogrodem a to za sprawą loggii, tej części budynku w której zacierała się granica pomiędzy domem a ogrodem. Do dziś ostała się jedna loggia i to oszklona, ze względu na ochronę malowideł. Jedno z przylegających do owej loggii pomieszczeń, Sala di Galatea,
również niegdyś było loggią, z łukami wychodzącymi na ogród, zamkniętymi jednak częściowo murem a częściowo szkłem w 1650 roku. Loggie służyły jako sceny dla organizowanych przez
właściciela przyjęć i przedstawień teatralnych. Niby w domku ale na świeżym powietrzu. Takie powiązanie ogrodu z willą,
nawiązuje do modeli witruwiańskich, tak miłych sercu architektów renesansu. Projektant willi, Baldassare Peruzzi, wywodził się z wioseczki pod Sieną, Ancaiano, kształcił się w Sienie u Pinturicchio i
Francesco di Giorgio Martiniego. Przypisuje mu się projekt Villa le Volte rodziny Chigi, wiadomo też w Sienie,
w latach 1502-1505 zaprojektował willę na
obrzeżach miasta dla Sigismonda Chigi, brata Agostino.
Peruzzi był zatem jakby rodzinnym architektem Chigich, otrzymywał jednak zlecenia nie tylko dlatego że był ziomkiem rodu. Baldassare był po prostu dobrym architektem. Zajmował się zresztą nie tylko architekturą, malował i to nieźle, rzeźbił, tworzył fortyfikacje, Był także znany z tworzenia tzw. dekoracji efemerycznych, znaczy dbał o oprawę festynów, pogrzebów, triumfów. Zaangażowany w różne
dziedziny działalności, był jednym z nielicznych, których można było
nazwać człowiekiem renesansu, podobnie jak Rafael czy Michał
Anioł wpływał na rozwój sztuki w wielu dziedzinach. Aż dziw że krótko po śmierci popadł w zapomnienie i odkurzono jego twórczość dopiero w XIX wieku.
Budynek, który Peruzzi stworzył, różni się od rzymskich, z
przełomu wieków projektów Bramantego, uchodzącego za architekta nowego stylu, choćby wyglądem elewacji - nie ma boniowań,
ani łuków w oknach parteru, ani kolumn, ani marmurowych elementów okładziny. Brakuje tego mocnego plastycznego reliefu elementów
architektonicznych elewacji, mamy za to harmonijne i zupełnie nierzeźbiarsko potraktowane dwa rzędy pilastrów
toskańskich, które lekko zarysowują się na ścianie. Elewacja niższego od parteru pierwszego piętra zwieńczona jest poniżej gzymsu
reliefowym fryzem aniołków i girland, pośród których znajdują się małe okienka.
Pierwotnie budynek miał również duże powierzchnie elewacji pokryte freskami, jednak do dziś zachowały się tylko małe nieczytelne
ślady tej malatury. Willa została uzupełniona o oddzielny pawilon, być może
przeznaczony na stajnie, którego projekt przypisuje się Rafaelowi.
Plan willi miał kształt litery u, z tej koncepcji różne wille i pałacyki się później ulęgły. Peruzzi nie był świadomy że willa wyrosła na swojej poprzedniczce z czasów rzymskich. Wykopki archeo w XIX stuleciu ujawniły znajdujące się pod częścią ogrodu resztki luksusowego
domu z czasów Augusta, który to dom miał być rezydencją Marco Vipsanio Agryppy i
Giulii Maggiore. Jednakże to nie z racji nowinek architektonicznych Villa Chigi uchodziła i nadal uchodzi za perełkę, sam Peruzzi, mimo tego że kształcony przez Pinturicchio, nie zapewniłby willi takiego rozgłosu. To wielkie nazwiska związane z artystycznym fermentem, który
charakteryzował Rzym na początku XVI wieku, pracujące nad ozdobieniem domu spowodowały że jest to jedna z najsłynniejszych rzymskich willi.
Najbardziej znanym z artystów zatrudnionych przy ozdabianiu willi był Raffaello Sanzio, jeden z tych renesansowych geniuszy malarstwa który nie potrzebuje nazwiska żeby być znanym. Rafael znaczy. Namalował w tej willi samodzielnie ledwie jeden fresk ale za to jaki. Cała dawna loggia a obecnie sala nazwana została od tematu tego dzieła - Sala di Galatea. Fresk Rafaela nosi tytuł Triumf Galatei, choć XVI wieczni rzymianie uważali, jak i współcześni turyści uważają że jest to triumf Rafaela.
Obok fresku Rafaela w sali znajduje się monumentalny Polifem autorstwa
Sebastiano del Piombo ( powstały w latach 1512-1513), pierwsze dzieło weneckiego artysty w
Rzymie, gdzie przybył w ślad za swoim protektorem Chigim.
Temu artyście sala zawdzięcza także osiem z dziesięciu lunet z
mitologicznymi obrazami, malowanymi szczególnie delikatnymi tonami,
typowymi dla weneckiego koloryzmu. Przedstawiają tematy mitologiczne, które dziś znane są raczej historykom sztuki albo tym, którzy zajmują się kulturą antyku:
Tereus ściga Filomelę i Prokne po źle przyrządzonej kolacji z własnego syna Itysa,
Aglaurus i Herse usiłują zajrzeć do koszyka do którego nie powinny zaglądać,
Dedal ze zdziwkiem patrzy co się dzieje z Ikarem, choć powinien wiedzieć że to kara za zepchnięcie Perdixa, przedstawione na innej lunecie, Scylla obcina włosy Niso, Boreasz porywa Orejtyję,
Zefir zakochany jest we Florze.
Inna luneta przedstawia monochromatyczną głowę, która zgodnie z tradycją została namalowana przez Michała Anioła , który
przybył odwiedzić swojego przyjaciela Sebastiano del Piombo i chciał dokopać z lekka Rafaelowi, którego uważał za swojego największego rywala ( Misiek miał charakter z tych ciężkich ).
Baldassarre Peruzzi i chłopaki z jego warsztatu wykonali freski na sklepieniu, tam również po całości niemal
motywy mitologiczne. Dziesięć spandreli
( podwójne w rogach, w sumie jest ich czternaście ) z różnymi postaciami mitologicznymi i
symbolicznymi oraz dziesięć sześciokątów z różnymi bóstwami,
w pozostałych trójkątnych przestrzeniach namalowano monochromatyczne cherubiny, konie i fantastyczne stworzenia. Grecko - rzymska mitologia była dla XVI wiecznych wykształciuchów tym, czym dla dzisiejszych jest klasyka kina. Odbiorca masowy nie doszuka się śladów "Dolce Vita" Felliniego w "La Grande Bellezza" Sorrentino, po pierwsze dlatego że żadnego z tych filmów nie obejrzy, po drugie jakby obejrzał przypadkiem to i tak by nie kumał dlaczego Marcello nie ma supermocy a Gambardella jest starszawy i włóczy się po mieście w sumie nie wiadomo po co, zamiast walczyć z młotem w ręce. Zwykłemu człeku z XVI wieku nic nie mówiły postacie namalowane na ścianach i sklepieniach willi, ludziom wykształconym i owszem, bowiem były bohaterami ich wyobraźni, łatwo rozpoznawalnymi po atrybutach. Tak jak rozpoznawano św. Piotra po pastorale i kluczach, tak dla ludzi kulturalnych było jasne że facet ze skrzydełkami koło stóp i z kaduceuszem to Hermes vel Merkury. Dla nas jest to dziś mniej czytelne, dzieci nasiąkają mitologią przefiltrowaną przez Hollywood, więc w starych malowidłach jako osoby dorosłe mało czego się dopatrzą, nawet jeżeli będą "kształcune".
Inne czasy, inna wyobraźnia, inaczej się ją mebluje. Cóś tam z
opowieści antycznych zostanie ale to nie oznacza że ludzie dopatrzą się
tego w przedstawieniach do których potrzebny jest kolejny filtr, wiedza o
tym jak antyk postrzegano w czasach renesansu. A postrzeganie różniło się od naszego i to znacznie, więc galimatias i nieczytelność. Na szczęście sztuka to nie dochodzenia co obabrazek przedstawia tylko formy, coolory i emocje. Dlatego każdy może czerpać radość z urodnych fresków willi. Mła tylko tak pituli o tej mitologii dla tych co lubią nie tylko widzieć ale i wiedzieć. Pośrodku sufitu, w regularnym
ośmiokącie umieszczono herb Chigi, flankowany jest dwiema dłuższymi scenami: po lewej Sława ogłasza ziemską chwałę
bankiera, zresztą tuż obok Perseusza zabijającego Meduzę co jest ciekawe samo w sobie, po prawej prawda Elu, nimfa niebiańskiego bieguna powożąc wśród gwiazd, przypomina, jak
ziemskie zaszczyty zależą od ich łaski. Bo sufit kryje w sobie tajemnicę, w sześciokątach w których widzimy
mitologiczne postacie są odniesienia do astronomii i astrologii - Wenus w Koziorożcu, Apollo czyli bóstwo solarne w Strzelcu, co
ponoć przywodziło na myśl znak Agostino, który urodził się pod znakiem Panny ( ascendent w momencie
poczęcia ). Są w tych sześciokątach przedstawieni Herkules i lew nemejski, Herkules i hydra lernejska ,
Leda i łabędź ( wskaźniki ruchów astrologicznych ), Jowisz w
Byku ( łagodny wpływ, który determinuje hojność i wspaniałomyślny
charakter Agostino ), Saturn w Rybach. Tak, tak, to
przedstawienie osobistego horoskopu Agostino Chigi i do rozczytania tego to już trzeba wybitnego specjalisty dziedzin wielu. Mła odpada w przedbiegach. Malowidła w sali retuszowano w 1863 roku i restaurowano w latach 1969 - 1973, to mła Wam może zapodac z pewnością.
Teraz będzie o najsłynniejszym fresku w willi, to dla niego głównie przychodzą tu turyści. Fresk Rafaela nosi tytuł Triumf Galatei, przedstawia nimfę na rydwanie
ciągniętym przez delfiny, wśród świątecznego orszaku morskich stworzeń. Ponieważ jest jednym z wielu fresków w tym pomieszczeniu, to zazwyczaj wzrok błądzi zanim człek się zorientuje że "ten Rafael to na wejściu". Historia tego malowidła jest równie romantyczna jak historia "willowa" Agostino i Franceski, tylko bardziej prawdopodobna.
Według źródełek różnej czystości, Rafael i Margherita Luti poznali się
właśnie w czasie kiedy w willi Agostino Chigi Rafael zaczął tworzyć
freski. Margherita dostarczała do willi chleb z rodzinnej piekarni
znajdującej się na Trastevere ( stąd jej ksywka Fornarina czyli
Piekareczka). Po tym jak Rafael zoczył młodą kobietę kąpiąca się w
Tybrze niedaleko willi, to się wziął i zauroczył tak poważnie że
spędzał z Margheritą
więcej czasu niż w pracy, w związku z czym Agostino wpadł na pomysł
zainstalowania na jakiś czas
Margherity w swojej willi. No tak, Agostino rozumiał porywy serca. Rafael nie ożenił się z siostrzenicą
kardynała Bibieny, Marią, Fornarina wygrała. Niestety nie ukończył też
fresków dla Agostina Chigiego. Margherita była
ponoć pośrednio odpowiedzialna za swawolne prowadzenie się mistrza, a w
rezultacie śmierć malarza w wieku zaledwie lat 37. Tak to Eros i Tanatos
pojawiali się w historii willi, zarówno mieszali w losach gospodarza jak i najsłynniejszego wykonawcy fresków. Triumf Galatei, namalowany w 1512 roku,
jest pierwszym obrazem
Urbinate, na którym pojawia się jego ukochana Margherita. Jej rysy
możemy zobaczyć na słynnym portrecie "La
Fornarina", który mła oglądała w Palazzo Barberini, w przestawieniu
Madonny zwanej Sykstyńską i na obrazie zwanym "La Velata". Co prawda szam rafael jakby zaprzeczał w sprawie modelki do postaci Galatei ale kto by mu tam wierzył. Legenda o
miłości Rafaela i Margherity, która była nie tylko kochanką malarza,
ale także jego muzą i kto wie czy nie potajemnie poślubioną żoną,
rozpalała wyobraźnię oglądających domniemane portrety pięknej
Trasteverini. Chyba do dziś rozpala, sądząc po tłumku zwiedzających Sala
di Galatea. Teraz troszki o temacie przedstawienia. Jego źródłem był Teokryt ( "Idylle" ) lub Owidiusz ( "Metamorfozy"
), być może przefiltrowany przez Poliziano, lub Apulejusza ( "Złoty
osioł" ) . Fresk przedstawia nimfe Galateę płynącą morskim rydwanem w
kształcie muszli, ciągniętym przez dwa delfiny i prowadzonym przez
chłopca Palaemona vel Portuno, bożka morskich portów, otoczonego pochodem trytonów i nereid. Na niebie nad tym orszakiem czuwają trzy amorki, które
mierzą w towarzystwo miłosnymi strzałkami, czwarte puttciątko, na które
skierowany jest wzrok Galatei, trzyma ukryty za chmurą pęk
strzał, co ma symbolizować czystość platońskiej miłości. Obok tego malowidła , na sąsiednim fresku czai się Polifem, syn Hefajstosa vel Wulkana, ten sam który śledził Galateę aż wyśledził dwoje kochanków w świetle księżyca nad
morzem - Galateę i pasterza Ákisa. Zaślepiony wściekłością rzucił w biednego pasterza dużą masę
lawy, miażdżąc go i pozbawiając życia. Galatea płakała wszystkimi łzami
nad ciałem ukochanego; Zeus i bogowie zlitowali się i
przekształcili krew pasterza w małą rzekę Ákis, która wypływa z masywu z
Etny, znajduje się tam małe źródło, " sangu
di Jaci", jak nazywają je Sycylijczycy, o czerwonawym zabarwieniu
spowodowanym obecnością tlenków żelaza. Rzeczka wpada do małej plaży w pobliżu Capo Molini ( w Santa Caterina ),
gdzie spotykali się kochankowie. Ech... Eros i Tanatos.
Loggia di Psiche lub po prostu La Loggia zlokalizowana jest pomiędzy dwoma skrzydłami budynku. Pięć jej łuków,
jak już wspominalam, obecnie osłoniętych jest szkłem ochronnym. Szarość i beże, bardzo elegancko, ściany w stiukach z elementami malarstwa iluzjonistycznego. Podłoga z tych nad którymi wzdycha Agatek ale mało kto zwraca uwagę bowiem wszyscy gapią się w sufit. W loggii
powałę zdobi namalowany al fresco cykl z Opowieściami o Kupidynie i Psyche,
zaczerpniętymi z Apulejusza. Jest to dzieło Rafaela i uczniów, wiec wszyscy wzdychają. Ciekawe czy by tak wzdychali gdyby do nich jasno dotarło że właściwie to pomysł był Rafaela, zaprojektował pewne motywy, gdzieniegdzie dotknął muru pędzlem ale tak po prawdzie to jego uczniowie -
Rafaellino del Colle, Giovan Francesco Penni, Giulio Romano, nanieśli szkice wg. kartonów mistrza na tynk. Girlandy roślinne to dzieło ucznia
Giovanniego da Udine ( namalowane w 1517 warzywka, owoce i kwiaty, konserwował a także "doprawił" Carlo Maratta w latach
1693 - 1694, jeden z bardziej znanych rzymskich XVII wiecznych malarzy, który popadł w zapomnienie nie wiedzieć czemu, szczęśliwie przemalowano niebieskie tła i usunięto przerobione kontury postaci podczas renowacji w 1930 roku ). Mła się tak sama siebie zapytowywała patrząc na inszych zwiedzających uzbrojonych w komórkowe aparaty. Tajemnica mundialu, ludzie kochają nazwiska, choć dla mła ta malatura byłaby urocza choćby nawet Rafael zlecił jej wymyślenie uczniom, sam udawszy się na radosne pitigrilli z Fornariną.
Choćby takie girlandy, mła była zauroczona pomysłem zielonym, obecność roślinnych plecionek na sklepieniu loggii nawiązuje do widocznej za ochronnymi szybami zieleni ogrodu. Na girlandach można
rozpoznać około dwustu gatunków botanicznych, głównie uprawnych, w tym liczne rośliny importowane z obu Ameryk, świeżynki odkryte zaledwie
kilka lat wcześniej.
Na przykład
Cucurbita pepo . var.
runda 'Nicei' czy
Cucurbita maxima Duchesne var. 'Marina di Chioggia', toż kabaczek i dynia były wówczas egzotami w europejskich ogrodach. Są też znane jeszcze z czasów starożytnych melony, gatunki takie jak:
Cucumis sativus ,
Cucumis melo var.
flexuosus,
Cucumis melo var.
reticulatus,
Cucumis melo var.
inodorus. Wszystkie przedstawione nader apetycznie. Sadownictwo reprezentują:
Cydonia,
Pyrus communis,
Malus domestica,
Sorbus domestica
,
Mespilus germanica ,
Prunus persica,
Prunus domestica,
Prunus avium. Sadownicze uprawy cieplejszego klimatu to obrazy cytrusów:
Citrus medica i
Citrus aurantium. No i nie mogło rzecz jasna zabraknąć owoców granatu
Punica granatum i
Vitis vinifera, bez winorośli girlandki byłyby bez polotu czy cóś. Oczywiście to nie jest tak że girlandki to tylko radości spożywcze, zielenina jest wręcz ućkana roślinami kwitnącymi takimi jak:
Papaver somniferum,
Papaver setigerum,
Inula helenium,
Rosa gallica,
Rosa x
damascena,
Rosa x
alba. Mła nawet znalazła troszki irysów, choćby
Iris laevigata var.
albopurpurea. A wszystko to w liściach
Corylus avellana i igiełkach
Pinus pinea. Dobra, koniec uniesień botanicznych, przejdźmy do mitologii czyli do opowieści o Kupidynie i Psyche, historii podobnej do tej, która przydarzyła się Agostino i Francesce. Eros vel Kupidyn był bogiem a Psyche zwykłą śmiertelniczką podniesioną do rangi bogini, mezalians jak się patrzy. I tak zespół jednej z najbardziej prestiżowych pracowni malarskich w Rzymie przełożył na język alegorii historię romansu uszlachconego patrycjusza i weneckiej kurtyzany. Naprawdę jest sehr romantisch.
Na sklepieniu jest mnóstwo bogiń, bogów, boginek i boginków, no wiecie rozumicie osób z drugiego a na nawet trzeciego szeregu mitologicznych bóstw. Hym... to cały system olimpijski, jak najbardziej figuratywnie oddany, antycznie obnażony i wogle. Zacznijmy od przedstawień Rady Bogów i Uczty Weselnej, znajdujących się w centralnej części sklepienia. Obie imprezy odbywają się w obłokach, rozwieszonych między girlandami. W dodatku obie są "fałszywymi gobelinami", nie pytajcie mła dlaczego Rafael postanowił namalować na suficie gobeliny - mła nie wie, podejrzewa tylko że ma to cóś wspólnego ze splendorem. Przypatrując się uważniej towarzystwu możemy zobaczyć jak to co malował Michał Anioł w Sykstynie wpłynęło na innych malarzy. Figury ze sklepienia willi nie mają tej siły wyrazu co postacie namalowane przez Toskańczyka ale patrząc na muskulaturę bogów i uroki powłoki cielesnej bogiń, też dość muskularnych, trzeba przyznać że inspiracja wyszła dziełu na dobre i że malarze, którzy się do tego przyłożyli dobrze odrobili lekcję, którą zachodniej sztuce dał Michał Anioł. Tak na marginesie to Buonarroti, który był diablo zazdrosny o Santiego zarówno z powodów artystycznych jak i całkiem nieartystycznych, mocno interesował się pracami w willi. Legendę o studium z Sala di Galatea już znacie ale wcale nie legendarne jest informowanie ciekawego Michała Anioła o jakość fresków z willi. Udokumentowane jest zainteresowanie mistrza - w liście datowanym na1 stycznia
1519 roku, niejaki Leonardo Sellaio pisał do swego rodaka Michała
Anioła o rychłym odsłonięciu malowanych w 1518 roku fresków, określając je jako ""chosa vituperosa a un gran maestro; pegio assai che l'ultima Stanza del palazo assai", co oznacza "rzecz obelżywa dla wielkiego mistrza, znacznie gorsza niż ostatnia stanza w pałacu". Chodzi rzecz jasna o stanze malowaną przez Rafaela w Pałacu
Apostolskim.
Na spandrelach namalowano różne
epizody z opowieści o Kupidynie i Psyche. Wśród historyków sztuki chodzi taka teoria że twarz Psyche
jest najprawdopodobniej wizerunkiem Franceski Ordeaschi. W żaglach nad lunetami szaleją małe putta ze zwierzakami rodem z mitów i z
atrybutami różnych bóstw pobliskich spandreli.
Mamy słodkie amorzęta z całą masą symboli jasnych dla wykształconych ludzi tamtej epoki a dla nas słabo czytelnych. Putto z orłem. putto z trójzębem, putta i Cerber, putto z bronią,
putto z gryfem,
putto z kaduceuszem, putto z panterą, putto z fletnią, putto z z hełmem i tarczą putto z hełmem i tarczą, putta i harpia, putto i krokodyl z włoska zwany pięknie coccodrlillo, putto, lew i konik morski, putta ze wstęgami. No i bądźcie tu mądrzy.
Mła nie jest człowiek
rinascimento w związku z tym pogubiła się na etapie putta z gryfem i odpuściła sobie śledztwo co do czego pasi i o czym nam to mówi. Willę można zwiedzać z audioprzewodnikiem nagranym w paru językach ale mła nie skorzystała i nie wie jak omawiane jest w takim przewodniku malowidło w La Loggia, być może solidnie a być może w stylu "po prawej postać namalowana przez X i przechodzimy do kolejnej sali". Powała podzielona jest na dziesięć spandreli
odpowiadających filarom i czternaście żagli nad łukami. Sceny ze spandreli są dla mła jeszcze mniej czytelne niż amorzęta z atrybutami, trzeba znać mit w klasycznych opracowaniach i jeszcze wiedzieć z którego to klasycznego opracowania czerpano w konkretnym przypadku a czerpano z wielu.
Mła się na ten przykład dowiedziała po czasie że trzy urocze damy, które przyciągnęły jej oko to siostry Kupidyna, Gracje, które za namową brata miały interweniować u mateczki Wenus żeby nie wkurzała się na Psyche. Taa... teraz to mła wie jak dużo nie wie.
Mitologiczne zagwozdki to nie wszystko co ma taki oglądacz bardziej dociekliwy do pokonania, atrybucja poszczególnych fragmentów pracy zbiorowej może takim chcącym koniecznie zobaczyć "prawdziwego Rafaela" spędzać sen z powiek. Na wszelki wypadek zatem mła zaznacza że dość obła kobitka stojąca na rydwanie ciągniętym przez gołębie to jest "prawdziwy Rafael". Podobnie jak Wenus i Ceres ze spandreli na fotce obok, Junona wyszła już spod pędzla Giulio Romano. Moim zdaniem przy pracy przy tych akurat fragmentach Rafael był wyraźnie wyczerpany przez Fornarinę, mła przedkłada nad te przedstawienia te urocze trzy Gracje namalowane przez Giulio Romano z ostatniej fotki powyżej. Szczerze pisząc dla mła nie ma też tak wielkiego znaczenia czy to sam Rafael czy jednak Giulio Romano malował Kupidyna całowanego przez Jowisza zgadzającego się na związek z Psyche i czy prawa czy lewa strona ciała Merkurego wyszła spod ręki mistrza. Jest dobrze i to jest ważne. Dla mła największym odkryciem było to ile mogą do dzieła wnieść niby mało istotne fragmenty malowane przez malarza który nie cieszy się jakąś wielką sławą. Girlandy namalowane przez Giovanniego da Udine mła zauroczyły choć to prace artysty, który był uważany za takiego pittore, któremu można powierzyć malowanie groteski, koszy z owocami, girlandek ale do malarstwa narracyjnego to się cóś słabo nadaje i nie dopuszczać. A przeca to był niezły malarz w typie o wiek późniejszych małych mistrzów z Niderlandów, z lekkim pędzlem charakterystycznym dla tych co się zachwycili antycznym malarstwem. Flamandowie i Holendrzy by go docenili, Włosi pognali do robienia dekoracji. Ech... Mła będzie głosić chwałę Giovanniego da Udine, faceta, który przywrócił nowożytnemu światu sztukę stiuku, który malował przepiękne groteski, który kwiaty róż malował tak że można rozpoznać blisko spokrewnione krzyżówki. Zdaniem mła La Loggia w połowie by nie była tym czym jest gdyby nie udział w jej zdobieniu Giovanniego da Udine.
Tuż obok La Logia, po lewej stronie znajduje się Sala del Fregio. Tak do końca nie znamy jej przeznaczenia, może była salą recepcyjną dla klientów Agostino a może czymś w rodzaju studiolo? Przypuszczamy i tyle. Za dekorację Sala del Fresio odpowiadał Baldassarre Peruzzi, no i ta sala jest taka peruzziowa, znaczy ten renesans taki przefiltrowany przez jego styl. Na ścianach podobnie jak w Sala di Galatea wymalowano draperie z tkanin. Bardzo dokładnie i pięknie, aż kusi żeby zabytek pomacać. Mła doczytała że podejrzewa się iż niegdyś na ścianach wisiały gobeliny ale jak było naprawdę z wystrojem tej sali tego nie wie nikt. Nazwa sali, to del Fregio, wywodzi się od fryzu autorstwa Baldassarre. Na tym fryzie oczywiście tematy mitologiczne, wszak ludzie kulturalne byli mitami naładowane jak dzisiejsze nastolatki światem gier. Sięgnięto do dzieła Owidiusza "Metamorfozy", freski miały ilustrować kontrast i napięcia między sferą apollińską i sferą dionizyjską , znaczy opowiastki o tym czym kierować winien się człowiek - uczuciami namiętnymi czy rozumem? Jak wiadomo zarówno właściciel willi jak i główny wykonawca fresków w niektórych sprawach stawiali zdecydowanie na uczucie. Freski wypadają nieco archaicznie przy malaturze Sala di Galatea i La Loggia, nie ma się co dziwić bo jest to pierwsza rzymska praca Perozziego. W tym malarstwie znacznie więcej jest z malarstwa sieneńskiego, dalekie echo Pinturricchia.
Po wejściu do willi człowiek najpierw powinien prawilno skierować swoje kroki do pomieszczenia zwanego atrium, choć tak po prawdzie to westybul, utworzonego w XIX wieku, z którego wchodzi się do Loggii Psyche. Jednakże kierunek zwiedzania jest taki że zaczyna się zwiedzanie od Sala di Galatea, z której wchodzi się do Loggii Psyche, z której z kolei wchodzi się do Sala del Fregio. Następnie wraca się i wchodzi do atrium z którego urodna klatka schodowa prowadzi na pierwsze piętro, na którym znajdują się kolejne sale ozdobione freskami. Mła wie że w tej włoskiej willi to mało kto się rozgląda po XIX wiecznych pomieszczeniach, jednakże mła się wzięła i rozejrzała. Jest to pomieszczenie powstałe najprawdopodobniej po tym kiedy zorientowano się że ogrody willi kryją pozostałości starożytnych rezydencji Marco Vipsanio Agryppy i Giulii Maggiore. Jednocześnie malatura sufitu atrium nawiązuje do fresków z sąsiednich sal.
Po marmurowych stopniach włazimy na piętro i wkraczamy do La Sala delle Prospettive. Po naszemu to Pokój Perspektyw, został namalowany w stylu
iluzjonistycznym w latach 1518-1519 przez Baldassarre Peruzziego i
pomocników, tak aby stwarzał wrażenie loggii. Tych fałszywych loggii są tak po prawdzie dwie, z kolumnami, zza których roztaczają się widoki na Rzym, i widok na
mocno jeszcze wiejskie Trastevere. A jednak niektóre elementy tych kompozycji ostały się w krajobrazie, choć zostały przesłonięte przez nowe budynki wyrosłe przez wieki od czasu kiedy namalowano freski. Długi
fryz okalający pomieszczenie w górnej części ścian przedstawia sceny
mitologiczne, które namalował Peruzzi i malarze z jego warsztatu, sorry - szkoły. Jak porównamy je z freskami z fryzu z Sala del Fregio to możemy sobie uświadomić jak mocno zmieniło się malowanie sieneńczyka, toż to zupelnie insza inszość. Kompozycja, coolory, wykorzystanie iluzjonistycznych elementów nawiązujących do antyku, znaczy mła chodzi o to że poszczególne sceny oddzielają wizerunki herm z kobiecymi popiersiami. Wszystko jest mniej statyczne i tak bardziej na bogato, figury ukazane są w takich pozach by czuć było dramat.
Zaprawdę, jest bardzo po rzymsku. Nad kominkiem znajduje się fresk "Kuźnia Wulkana". Mła go nie widziała, był zasłonięty bo przechodził renowację, mła sobie mogla pooglądać kratę kominka i tyle. Freski z tej sali, o zgrozo, zostały całkowicie przemalowane
w 1863 roku, ale na szczęście odzyskano je po renowacji przeprowadzonej w latach
1976 - 1983.
W Sala delle Prospettive Agostino Chigi wydał swój bankiet weselny w roku 1519, podobno wnętrze zrobiło furorę, wyglądało bowiem na o wiele większe niż w rzeczywistości jest. No i ten pomysł z widokami tego co naprawdę znajdowało się za murami był nowatorski. Mła oglądała ten dawny Rzym z ciekawością i zastanawiała się hym... co do czego przypasić. Poległa po całości, zbyt mało zna miasto i jego historię żeby się pokusić o nazwanie konkretnych miejsc na podstawie tych fresków. No ale mła to i tak jest spoko zwiedzająca osoba, tacy co zwiedzili willę w roku 1527 to w ogóle się malarstwem nie przejmowali. Podczas sacco di Roma w Villa Agostini stacjonowali landsknechtowie Karola V, ozdobili oni freski w sali perspektywicznej rysunkami własnego pomysłu a także napisami. Do dziś łatwo dostrzec graffiti i zdawa się że jest pewna zagwozdka konserwatorska - no bo z jednej strony na
ścianach to powinny być freski takie jak były w roku 1519, z drugiej napisy i rysunki pochodzące z czasów splądrowania Rzymu to świadectwo historii. Zachować bazgroły źle, usunąć też niedobrze. Mła jest za opcją zostawienia ich tam gdzie są, urodzie pokoju szczególnie jakoś nie szkodzą, za to przypominają o czymś o czym większość turystów przybywających do Rzymu nie wie - o tym że miasto było splądrowane w czasach nowożytnych w sposób podobny do tego w jaki w roku 455 splądrowali je Wandalowie. Mła taki stan rzeczy dziwi bo przeca do Rzymu nie przybywają w większości niepiśmienni, no ale jest jak jest. Dobrze więc że te urocze kaligrafie i mniej urocze rysuneczki widoczne na ścianach zastanawiają.
W sąsiednim pomieszczeniu zwanym Sala delle Nozze di Alessandro e Rossane, była sypialnia małżeńska państwa Chigi. Została ozdobiony freskami w roku 1517 ale najsłynniejszy w tej sali fresk ukończono w roku 1519. Tematem fresków są sceny z życia
Aleksandra Wielkiego, wybór tych historii miał na celu gloryfikację klienta,
utożsamianego z człowiekiem wpływającym na losy wielu ludzi i mecenasem sztuk w tzw. w Italii czasach klasycznych.
Scena zaślubin Aleksandra i Roksany, ( po włosku to imię cóś ładniej brzmi - Rossane ) jest wisienką na torcie. Fresk na całej północnej ścianie ( to solidne wymiary - 370 x 660 cm ), oparty został na klasycznych źródłach
literackich, taka niby archeologiczna próba rekonstrukcji obrazu greckiego malarza Aezione z IV wieku p.n. e., poprzez opis
dokonany w II wieku przez Luciana z Samosaty. Na fresku często pojawiają się odniesienia do zbliżającego się
zaślubin Aleksandra i Rossane, wiele aspektów symbolicznych, nie zawsze
dających się rozszyfrować, odnoszących się przez nawiązanie do klasyki z więzi łączącej Agostino z jego
kochanką i przyszłą żoną. Choćby takie uskrzydlone cherubiny czy zapalona
pochodnia, symbol zaślubin, podtrzymywana przez boga Hymeneusa,
ukazana za półnagim Hefajstionem, towarzyszem Aleksandra. Inne epizody
związane z cyklem wodza to rodzina Dariusza przed Aleksandrem, na
ścianie wschodniej, Aleksander Wielki oswaja Bucefała ( zdaniem mła Bucefał i Aleksander na tym przedstawieniu są dosyć do siebie podobni ), oraz Aleksander w bitwie
na ścianie południowej. Przypuszcza się że w niektóre partie fresku ze sceną zaślubin mógł komponować czy nawet malować Rafael. Jednak ustalonym autorem fresków w tej sali jest jest Giovanni
Antonio Bazzi zwany z racji upodobań Il Sodoma.
Tak naprawdę to nie do końca wiadomo jak z tym przydomkiem Bazziego było. Wiadomo że on sam czasem się przydomkiem podpisywał i poświadczał od 1512 roku, Giorgio Vasari twierdził że wzięła się ksywka właśnie z nawyków seksualnych malarza ale są i tacy, którzy twierdzą że nazwa była wynikiem żartu. Ma o tym świadczyć to że Bazzi nosił przydomek z dumą, dla tzw. jaj. Jeszcze inni uważają, że przydomek nie miał nic wspólnego z XVI wiecznym znaczeniem słowa sodomia, ale był dowcipną toskanizacją przezwania malarza w języku piemonckim ( "su, 'nduma! " - chodź, chodźmy!), co ma się odnosić do zachęty do pośpiechu. No cóż, mła się skłania do wersji Vasariego, Bazzi
ożenił się w młodości, ale wkrótce rozstał się z żoną. Dürer też rozstał się z żoną, przyziemną Agnes Frey, a Botticelli to się nawet nie ożenił, co było ewenementem w jego sferze i w czasach w których żył. Podobnie było z Leonardem da Vinci, neoplatonizm się szerzył, he, he, he. Nic to nowego pod slońcem, ciekawe jak świat by wyglądał bez tych "innych", zdanim mła cóś smutno. Dobra, wróćmy do fresków. Istnieją ponoć odniesienia w tych malowidłach do ukrytej wiedzy, alchemicznej
hermeneutyki, z czterema fazami Wielkiego Dzieła ( nigredo , rubedo ,
citrinitas , albedo ) opisanymi przez kryptograficznie symbole. Mła odpada, astrologia w Sala di Galatea to było dla mła zbyt dużo a co dopiero hermetyczna wiedza tajemna. Z tą zagadką zostajecie sami, drodzy Czytelnicy. Freski w tej sali, retuszowane przez niestrudzonego w retuszowaniu Carlo Maratta , zostały odretuszowane i odrestaurowane w
latach 1974-1976 .
W Sala delle Nozze di Alessandro e Rossane sporo zwiedzających wgapia się w zaprojektowany przez Peruzziego kunsztowny sufit kasetonowy, w którym umieszczono dwanaście małych paneli ze scenami z "Metamorfoz" Owidiusza. Te sceny namalowano
później, malował Maturino, prawdopodobnie z pomocą
młodego Polidoro da Caravaggio. Mła jednakże nie podziwiała kasetonów, mła była totalnie pod urokiem puttciąt. Malowane w 1519 a już zwiastujące manieryzm, słodkie i urocze, bezczelnie figlarne. Dla mnie to one właśnie "robiły" to pomieszczenie. Kolejna salka miała w sobie coś ze smutku muzeum okręgowego, piękne renesansowe meble ( repliki? ), przyzwoity sufit, malowane w XIX wieku okiennice i ... kaloryfer i plastikowa doniczka z zieleniną. Poczułam się swojsko.Brakowało tylko pani pilnującej leniwie drzemiącej na fotelu w rogu sali. Ech... to były klimaty, nie to co wszędobylskie kamery. W XVII, XVIII i XIX wieku sale willi radośnie poprawiano, malowano na nowo i w związku z tym nie wszystkie pomieszczenia przypominają "same siebie" z lat nastych XVI wieku. W XIX wieku.
Malowidła ścienne nawiązują do malarstwa pompejańskiego, dziś konserwatorzy mają zagwozdkę czy pod tymi malaturami nie kryją się starsze prace. W końcu w ogrodach willi jest wykopek ze starożytną chałupą i to taką że ho, ho. Tzw. Casa Farnesina jest tylko w połowie odkryta, diabli wiedzą co znajduję się pod domami Trastevere. Jak do tej pory w starożytnym domiszczu, odkrytym kole 1880 roku z okazji robót drogowych i nieckowania Tybru, znaleziono perełki rzymskiego malarstwa. Willa, której zaledwie połowę odkopano, została wzniesiona dla starożytnej mlodej pary. Tak, tak, miłosne gniazdko doby renesansu uwito na miłosnym gniazdku z czasów antycznych.
Takie to zdziwności się dziejo, Trastevere romantyczne jak mało który zakątek w Rzymie. Tę starożytną wykopkową willę można porównać do Villa dei Misteri w Pompejach czy Horti Luculliani w Rzymie, gdzie można odnaleźć scenograficzny smak rodem z czasów hellenistycznych, zwłaszcza na elewacjach skierowanych w stronę morza lub doliny ( a w tym przypadku rzeki ). Malatury znalezione podczas wykopków znalazły się one wraz ze stiukami w Museo Nazionale Romano, części Palazzo Massimo . Stanowią one jeden z głównych przykładów dekoracji pomieszczeń w tzw. trzecim stylu pompejańskim. Znamy nawet imię jednego z twórcow, w tzw. gabinecie B na sygnaturze na ścianie widnieje imię malarza z pracowni, który stworzył dekorację - Seleukos, imię pochodzenia syryjskiego. Malowidła z La Sala Nera i gabinetu B pochodzą z lat 30 - 20 p.n.e.. Tzw. malowidła ogrodowe, przypominające te z fresków w nimfeum willi Liwii ( 40-20 p.n.e. ), najstarszych malowanek ogrodowych znalezionych w Rzymie, przedstawiaja fontanny. Mla jest ich bardzo ciekawa, dlatego planuje podczas kolejnego wypadu do Caput Mundi zobaczyć co przechowują w Palazzo Massimo.
Wraz ze śmiercią
Agostino Chigiego w 1520 roku willa podupadła i została pozbawiona wyposażenia oraz
dzieł sztuki. W 1580 roku teren z budynkiem został kupiony przez kardynała Alessandro
Farnese i tym samym przyjął swoją obecną nazwę - Villa Farnesina. Z tego okresu pochodzi
niezrealizowany projekt połączenia Palazzo Farnese z Villa Farnesina
zadaszonym przejściem. W 1714 roku posiadłoś stała się własnością Burbonów z
Neapolu , a w 1864 urząd objął tam ambasador Bermudez de Castro, który
dwa lata później zapoczątkował serię poważnych renowacji. W 1884 roku zrobiono Rzymowi dobrze, znaczy otwarcie Lungotevere polegało na zniszczeniu części ogrodów i loggii
nad rzeką, które być może zaprojektował Rafael. Taa... jak się ma za dużo zabytków to nie wiadomo co trza zniszczyć. Od 1927 roku obiekt należy
do państwa włoskiego, które w latach 1929-1942 przywróciło go Akademii
Włoskiej i kilkakrotnie w latach 1969-1983 przeprowadzało w nim renowacje. Dziś jest używany przez
Accademia dei Lincei jako reprezentacyjna siedziba i mieści, na
pierwszym piętrze, Narodowy Gabinet Grafiki. Podobno, bo mła nie widziała.W Wiili bowiem nadal szaleją konserwatorzy, no i bardzo dobrze! Dobra, pookładałam Was kagańcem oświaty, jak to ładnie ujęła Mariolka, he, he, he. Mła pisze rzadko to musi być treściwe.