czwartek, 31 grudnia 2020

Wpis Sylwestrowy

Mła zrobiła  przerwę w przebieżce po giardino i napisze Wam cóś na Sylwka. Średnio miłego  bo i rok był taki niemiły ( za mła trzy  grudniowe  pogrzeby: Danieli,  Ciotki Basi i jej depresji, no i słoneczku jej dzieciństwa się nie udało,  jak się okazało przeziębienie zwykłe mogło je wykończyć a co dopiero grypa czy covid ). Mła stara  się bardzo mieć  dobry nastrój ale  proste to nie jest. Na szczęście na polytycznych zawsze można liczyć. Nasze się starajo jak mogo ale  chyba już mało mogo  bo ludziska zaczęli  ich olewać  ciepłym  moczem a one polytyczne nie chcąc żeby ów fakt olewczy ujrzał  światek, wycofują się z tego czym  właśnie ludziskom groziły albo usiłujo puszczać oczko. Przy okazji kradno na potęgę ( ponoć ostatnio bank podpiendrolili ) bo im się wydawa  że to nie oni będo oddawać. Nie tylko u nas takie zabawności, zdaje  się  że w Hiszpanii jest podobnie. Dla mła jednak zdecydowane  pierwsze miejsce na podium, ze sporą przewagą nad innymi, majo brytyjskie polytyczne.

Normalnie to mła by się zarykiwała ale w czarnych  chwilach się tylko uśmiechnęła ( z politowaniem ) - facet z mopem na głowie  zaćwierkał o mutacji ( o której wiedziano od września ) po czym brytyjska opinia publiczna  dostała w prezencie a little Brexit. 48 godzin i podpisano to czego się nie dało podpisać przez cztery lata. I jedyne czego teraz pragnie facet z mopem na głowie to to żeby cooledzy od brexitu  powiedzieli  że jest cool - że Brytole są samodzielni, samorządni i w ogóle  Imperium. Co prawda są tam w tej  umowie z UE jakieś pierdoły skutkujące brakiem  terytorialnej integralności UK, koniecznością  przestrzegania unijnych przepisów dotyczących towarów eksportowanych na rynki  UE, koniecznością płacenia kasy za to że  się z UE  handluje i najgorsza dupanda czyli osłabieniem City ale kto by się tam tym przejmował jak  dostanie paszport w kolorze blue. Ten numer z zamknięciem francuskiej  granicy i zbieg okoliczności czyli podpisanie umowy były niemal  tak śmieszne  jak rzund  włoski i Makrela razem wzięci. Dupek zza Oceanu miał już swoje pięć minut i powoli się o nim zapomina ( i dobrze, choćby ze względu na estetykę ).  Mła zatem czuje się troszki rozweselona i  podniesiona  nieco na duchu przez polytycznych, przynajmniej raz na cóś się przydali.


Ogrodowo to ten rok nie był najciekawszy, niby było nieco więcej czasu na prace ogrodowe  ale atmosfera jakoś nie sprzyjała. Bareizmy przeszkadzały w szkółkowaniu, wiele ogrodujących  siedziało w domu wystraszonych wirusem  który  mógł na nich czyhać nawet na leśnych ścieżkach ( dlatego rzund w  mundrości swojej pozamykał lasy ). Mła niby cóś tam w  ogródku robiła  ale efektów specjalnie nie widać.  Dla mła był to rok pożegnania z bukszpanami, azjatyckie ścierwo się rzuciło  a specjalistyczny  w Odzi był zamknięty. Na temat sprowadzanych bakterii przesyłanych pocztą czy kurierem mła słyszała różne  opinie, zdaje się że  bakterie żeby działać  potrzebują pitolenia się z nimi jak ze szczepionką wiadomej firmy. Nie zawsze  się w glebie aktywizują, nie są wcale  tak proste w  obsłudze  jak mikoryzy.  Skutek jest jaki jest - bukszpanowe wykopki. Jesienią zwaliło się drzewo na Suchą -  Żwirową dla dopełnienia bukszpanowego koszmaru. Za to prace ogrodowe trwały jeszcze w grudniu, tuż przed świętami mła sadziła cebulki kupione po zeta  za paczkę w Leroyu. Gryplanów  ogrodowych na przyszły rok nie robię, będzie co ma być. Mam tylko nadzieję że pogoda  będzie sprzyjała ogrodowaniu, gdyby miała być taka  jak w tym roku to nie byłoby tak źle.

Jeśli chodzi  o kocich członków rodziny to sezon mieszany - Szpagetka przestała używać  tylnej łapki ze względu na deformacje stawów po wypadku i operacji i objawił się nam  Pasiak, któren zdecydował się z nami zamieszkać. Hym... nadal jesteśmy atrakcyjni ( choć po prawdzie to nie my a Mrutek jest taki seksowny brunet co na niego nawet kocury lecą ). Na szczęście poza nieszczęsną przykurczoną łapką Szpagetki wszystko z nią w porządku ( nie licząc zgryźliwości charakteru ale chrome damy  tak majo ), ząbki wyczyszczone, ropni  niet, apetyt w normie ( nawet ekscesy są w jej wykonaniu typu rzuty ciałem o lodówkę ) i regularne udeptywania i ślinienia mła. Sztaflik zrobiła się po przyjściu Pasiaka bardziej przytulaśna ( bardzo częste  sesje ocierań ), znaczy twardo dąży do  dopieszczeń  a Okularia  jeszcze bardziej żyrta   ( robi  głupie oczka kiedy mówię jej o odchudzaniu ).   Mruti postanowił być niszczycielski jak prawdziwe  kocury i muszę przed nim chronić  firanki ale poza tym sama słodycz.
 
Pasiak wychodzi w praniu ale ogólnie to jest przytulasem i chrapolem, rodzina  go zaakceptowała choć nadal obnosi  się z klejnotami ( Pasiak znaczy, nie rodzina ). U Mamelona w tym roku odeszła  Zuzia, dla mła  to tyż smutek bo Zuzia pamiętała wszystkie koty i Azunię, hym... odeszła  epoka.  Z dobrych ludzkich rzeczy  to Tatusia  nie udało się wykończyć mimo tego że jeden medyczny utytułowany się wziął i przyłożył. Z profesórami tak bywa, czasem prof  nie bywa profi. Mła udało się wyjechać na wakacje i zrobiła w jeden tydzień to co miała zrobić  we dwa, znaczy zwiedzała  wyczynowo. Ani  nie zgrubła  ani nie schudła, ale kręgosłup dał jej w tym roku popalić ( mła usiłuje  kwiczyć reguralnie, cinżko jej idzie bo zapomina ). Magdzioł ma swoje kłopoty, Cio Mary narzeka na stawy a Wujek  Jo na nic  nie narzeka  co zdaniem  Cio Mary jest niepokojące. Ciotka Elka i Małgoś - Sąsiadka w jako takiej  formie, choć  Małgoś  cóś w lekkich pretensjach że wszyscy majo covida a ona nie ( jej dzieci przechorowały i Małgoś brak  choróbska u się  uznała za syndrom wykluczenia - powiedziałam co o tym myślę i  mamy trzeci dzień zalewajkę, znaczy obraza jest ).



Co mła ma w gryplanach nieogrodowych - jak już mła pisała w poście wigilijnym w  planach Toskania,  mła ma kupione bilety do  Bolonii na wrzesień. Ponieważ  Andaluzja w przyszłym roku odpada ( mła uparła się ją zwiedzać bardzo wczesną  wiosenną porą ) to mła się naprawdę wielodniowo dopieściła Toskanią, którą zawsze chciała zobaczyć w jesiennej  szacie. Chałupę ma zamówioną zarówno w okolicy San Gimignano jak i we Florencji i zamierza pobujać  się nieco  po krainie Chianti ( znaczy wieczory z butelką, może niekoniecznie chianti, w Toskanii jest mnóstwo świetnych winnic w okolicach Montepulciano, Montalcino, Carmignano  - oprócz oczu trza  dopieścić  wątrobę ). Mła chciałaby zobaczyć Pizę i Sienę i tak jej jakoś wypadło że mieszkanie baza w San Gimignano jest najlepszą opcją kiedy chce się poruszać  samochodem  po głównych miastach Toskanii jak też uroczych miasteczkach ( no dobra, mła się przyzna - w San Gimignano jest bardzo znana lodziarnia, wiecie że mła może nie chlać  wina ale lodów nie jest w stanie sobie odmówić ). Ogrodowo to mła chce zobaczyć w Toskanii dwa miejsca - ogrody w okolicach Lukki i Giardino Boboli we  Florencji. Tak szczerze pisząc  żaden z tych ogrodów nie umywa się do tych z Tivoli i okolic  Viterbo, więc mła nie jest pewna czy insze plany zwiedzalnicze nie wykopią ogrodów z kalendarza wakacyjnego. To wszystko dopiero we wrześniu ale mła zamówiła teraz bo to jest  kwestia ceny za te przyjemności. Na polskie wakacje  należycie spędzone mła za bardzo nie stać, na zagramaniczne to tylko wówczas kiedy planuje z dużym wyprzedzeniem. Mła ma nadzieje że polytyczne nieczego nie wymyślą bo nie ma ochoty jechać  z Pippi do Duppi szlakiem Tuwima i Słonimskiego. Wszytko to mła już pisała wcześniej ale teraz powtórzyła  bo się delektuje.



 
No i to właściwie wszystko.  Dzisiaj zamiast fot polytyków które by pasiły do pierwszej części  wpisu, macie moje stado. One są prawie tak  bezczelne jak polytyczne ale znacznie ładniejsze. Potem jest ogródek zimowy, we fragmentach.  Złote bomby i chujinka  to u Mamelona, która tak jak  mła, z całej świątecznej imprezy najbardziej lubi ubieranie dżefka i robienie dekorów.  A ten mały na ostatnich fotkach to nowy synek Dżizaasa o którego została stoczona wojna z tzw. właścicielami, którzy mało go nie wykończyli.  Obecnie w formie dobrej, Dżizaas twierdzi że aż  za, stąd upalenie części wąsów które się przydarzyło podczas kontroli piekarnika z ramienia Stowarzyszenia  Źwierząt Domowych ( Tytus i Jeffik - Wasyl już wiedzą że do piekarnika się zagląda w inszym  czasie i tyż się da cóś ukraść ). W muzyczniku macie tzw. gorące rytmy. Wszystkiego dobrego Wam życzę w tym Nowym Roku. Żeby żywina nie chorowała i Wy tyż, żeby nikt na Was nie zarabiał rujnując Wam  cóś więcej niż tylko plany wakacyjne, żebyśmy po prostu odetchnęli choć na moment od głupoty i chciwości polytycznych wszelkich opcji. No, żebyśmy się wszyscy  trzymali i odliczyli w w przyszłego Sylwestra.

środa, 30 grudnia 2020

Tivoli - Villa d'Este - część II

Ogród zaprojektowany przez Pirro Ligorio rozciąga się  ( hym... właściwie to  opada) od strony tylnej fasady willi w stosunku do obecnego wejścia do budynku  ( kiedyś była  to fasada przednia ) i jest podzielony na tarasy i zbocza, z centralną osią podłużną i pięcioma głównymi osiami poprzecznymi. Łącząc ze  sobą  punkty  ogrodu znajdujące się na różnych  wysokościach wykorzystano schemat architektoniczny typowy dla miast rzymskich.  Oryginalne wejście do willi zostało umieszczone na starożytnej via del Colle, w pobliżu kościoła San Pietro, którego budynek  nadaje jeszcze więcej  uroku kompleksowi willowemu ( nie dość  że  willa urocza to jeszcze sąsiedztwo godne ). Pomiędzy willą a ogrodami znajduje się jedno z największych osiągnięć renesansowego  ogrodnictwa - duży taras, ten ma  długość 200 metrów i  nazwany Vialone. Rozciąga się z niego  panoramiczny  widok nie tylko  na ogrody ale  i  na  okolicę. Został zbudowany w latach 1568-1569. Kardynałowie wykorzystywali to miejsce do pokazów fajerwerków, gier, widowisk i uroczystości, znaczy po raz pierwszy od czasu starożytności ich prywatne zabawy ogrodowe nie były chronione przed wzrokiem ciekawskich wysokimi  murami. Pierwotnie był zacieniony przez dwa rzędy wiązów, z wyjątkiem przestrzeni bezpośrednio przed willą, którą pozostawiono pustą  coby zachować uroczą panoramę. Letnie upały spędzane  na nasłonecznionym tarasie to akurat nie była żadna przyjemność, bardzo ceniono cień który zapewniały drzewa albo zadaszenie loggii. Taras z jednej strony otoczony jest Fontanną Europy, a z drugiej ogromną loggią i belwederem w formie łuku triumfalnego zwanego Cenacolo.

Struktura ta zapewniała cień latem, a także wspaniałe  miejsca widokowe, prawdziwe belvedere.  Pierwotnie miała być ozdobiona we wnętrzu dekoracją sztukatorską, złoceniami i freskami, ale się tak nie stało. Pośrodku tarasu znajduje się podwójna loggia, zwana Gran Loggia,  wykonana w latach 1566–1577 z trawertynu. Dwie klatki schodowe zapewniają dostęp do salonów ceremonialnych na dolnym piętrze, a na górnym poziomie tworzy się taras przy  apartamentach  kardynała. Na poziomie tarasu znajduje się nimfeum czyli grota, w której znajduje się Fontanna Ledy . Oryginalna rzeźba fontanny, przedstawiająca Ledę i Jowisza w łabędziej formie oraz czwórkę dzieci: Helenę, Klitajmestrę, Kastora i Polluksa, został sprzedany w XVIII wieku i obecnie znajduje się w Galerii Borghese w Rzymie. Posąg został zastąpiony bezgłowym posągiem Minerwy znalezionym  w ogrodzie Palazzo Manni w Tivoli. Oryginalna fontanna zawierała nową w tamtym czasie sztuczkę hydrauliczną - woda tryskająca z wazonu trzymanego przez Ledę uderzyła w metalowy dysk, co spowodowało odbijanie się błysków światła na ścianach groty.  Pośrodku Vialone  umieszczono w 1930 roku kopię starożytnej rzymskiej fontanny, marmurowej misy wspartej na centralnej kolumnie i trzech pilastrach. Oryginał znajduje się teraz w Luwrze. Oryginalna fontanna czyli Fontanna Koników Morskich, którą Ippolito przeniósł był z Villa Adriana  do swojego ogrodu, znajduje się obecnie w Muzeum Watykańskim. Fontanna Europy   ukończona w 1671 roku ( obecnie pusta bo posąg Europy obejmującej byka jest przechowywany  w Villa Albani w  Rzymie )  znajduje się na północno-wschodnim końcu ogrodu. Fontannę Ledy  jak i tę podróbkę starożytności możecie oglądać  we wpisie poprzednim, mła zdecydowała się je tam umieścić ponieważ one związane są z budynkiem willi  bardziej niż z ogrodem.


Mła teraz  napiszę pochwałę tarasu bo wydawa przy tej williczance cuddów fontannowych jego rola może Wam umknąć. Dla mła bardzo ważne  było poznanie  rejonu willowego w okolicach Rzymu, bowiem to stąd wywodzi się tak naprawdę idea ogrodów powiązanych ściśle  z krajobrazem. Takie ogrody, strasznie formalne jeśli chodzi o nasadzenia jak i mniej formalne, cóś  w typie naszych parków, które  zwano gajami,  projektowali sobie starożytni Rzymianie. Widok  z ogrodów willi był integralnych składnikiem założenia, byle gdzie willi  nie rolniczej a takiej z pięknymi ogrodami nie zakładano. Po upadku cywilizacji Cesarstwa Zachodnio - Rzymskiego i regresie który po tym wydarzeniu nastąpił,  Europa  na tysiąc lat zarzuciła tę koncepcję ogrodową.  Przez całe  średniowiecze królowała idea  hortus conclusus, wywodząca swój rodowód ze wschodu  a konkretnie to z terenów Persji. Takowy ogród pasował do  chrześcijańskiego świata, do koncepcji izolacji człowieka od natury, uważanej przez wczesnośredniowiecznych chrześcijan za przeciwieństwo świata idei, pętającej człowieka dążącego do zbawienia. Taka filozofia odrzucenia natury na rzecz dążenia do tego "co poza nią" w ogrodnictwie manifestuje się ascetycznymi założeniami z symbolami w roli głównej. Ogród jest traktowany jako odbicie świata idei, rządzą nim reguły nie wywodzące się z praw natury a z doświadczeń innego  rodzaju. Kamienno  - żwirowe ogrody zen w Japonii i średniowieczne założenia ogrodowe  na dziedzińcach klasztorów mają ze sobą wiele wspólnego, choćby to że obydwie te koncepcje ogrodowania dobrze  się miały  na gruncie  życia konsekrowanego. Wyizolowanie ze świata natury ogrodów średniowiecznej Europy czy jak i wyizolowanie  z niej ogrodów świata islamu  trwało póki największe znaczenie miała opowieść o tym że "...zasadził Bóg ogród w Edenie na wschodzie",  ogród został następnie zamknięty i odizolowany od reszty ziem.

Zmiana nastawienia człowieka do natury odbywająca się  wskutek  zaniechania dosłownego interpretowania przekazu biblijnego oraz szukanie innych źródeł inspiracji poza kręgiem chrześcijańskim ( tu mła upatruje głównej przyczyny zmiany podejścia do koncepcji ogrodniczych - w krajach protestanckich, ze względów oczywistych nie sięgających do  antycznych  źródeł tak obficie jak  sięgano w Italii,  w  wyniku  krytycznej  analizy Biblii nie pojawiły się rewolucyjne projekty ogrodów  ) przyniosła ogrodom częściowe wyzwolenie z murów.  Nie otaczały ich już tak ciasno zieleni. Taras   ( starożytny jak najbardziej  bo wywodzący się ze słynnych ogrodów Semiramidy, he, he, he  a tak naprawdę to z Egiptu starożytnego, Rzymianie przyswoili  sobie tę koncepcję i ją znaturalizowali w górzystym kraju ) położony w najwyższym punkcie ogrodu łączył jego użytkownika z naturą, choć w inny sposób  niż ten w jaki dziś taką łączność rozumiemy.  Człowiek wystawiony na widok  publiczny podczas korzystania  z uroków ogrodu ( to co działo się  na tarasie można było obserwować z różnych punktów okolicy ) utracił prywatność, ogrody stały się ponownie miejscami publicznymi, takimi które świadczyły o statusie ich właściciela. Z jednej strony otwarty, tarasowy ogród stawał się elementem pejzażu, wtapiał się w naturę z drugiej strony tracono intymność  kontaktu z zielonym, ogród zamieniał się w plac prestiżowych zabaw. Taki paradoks się wytworzył że połączenie przestrzeni i łączenie kawałków  natury oddaliło człowieka od  istoty ogrodnictwa - kontaktu z samym zielonym. Jednakże zdaniem mła taras zasługuje na pochwałę, gdyż uświadomił człowiekowi że nie da się wyizolować kawałka natury i zachować w stanie niezmiennym. Natura to ciągłe zmiany a widok zmieniających się wraz z porami roku i w ogóle  z czasem okolic  ogrodu, łatwiej to człowiekowi uświadamia. Skala zjawiska, inaczej odczuwana   niż  zmiany świata roślin w zamkniętych ogrodach  nie zostawia złudzeń że człowiek jest w stanie naturę okiełznać, może ją tylko  w jakimś  stopniu wykorzystać  albo  się jej podporządkować. Za tym całym "teatrem wodnym", cudownościami inżynieryjnymi, maszynami kryje się ta nie całkiem chciana świadomość.

Dobra, wracamy do wycieczki. Na spacerek kardynał udawał się z tarasu do cześci ogrodu zwanej ogrodem górnym  schodami które musiały być albo urocze albo reprezentacyjne.  Pierwsze zacienione ścieżki, przylegające do ściany oporowej tarasu, prowadziły z jednej strony ogrodu do drugiej. Kardynał przechadzając  się po wydzielonym przez położenie poziomie był uczestnikiem  pewnego spektaklu.  Wicie rozumicie ogrody manierystyczne były swojego rodzaju teatrem w którym grano  sztuki "na temat" ( czasami grano dosłownie, znaczy przedstawienia  odbywano w takim a takim miejscu, fajerwerki planowano tak coby widowiskowo było jak najbardziej, muzyczki słuchano ). Po drodze kardynał mijał kilka grot, które są wbudowane w ścianę oporową.  Grota w ogrodzie manierystycznym  rzecz ważna. Groty pojawiły się już w ogrodach starożytnych – w okresie hellenistycznym, i były miejscami rezydowania bóstw a właściwie półbóstw ( groty nie były jakimiś "poważnymi" świątyniami choć odbywały się w nim misteria, bardzo rzadko występowały w nich bóstwa większego kalibru takie jak Dionizos czy Diana ) . Nimfeum to rodzaj groty, często ze źródełkiem bijącym wewnątrz. Odrodzenie koncepcji groty nie jako miejsca sprawowania kultu a raczej jako miejsca sekretnego , takiego w duchu neoplatońskiej wizji natury, nastąpiło w ogrodach XVI wieku. Starano się wówczas naśladować groty znane głównie ze starożytnych źródeł tekstowych. Inną inspiracją były wnętrza słynnego pałacu Nerona w Rzymie, zwanego Złotym Domem które uparcie nazywano w XVI wieku grotami. Groty urządzano zarówno w parkach i ogrodach, jak i w przyziemiach ogrodowych  casino, dekorowano stiukiem, imitującym kamienie szlachetne i półszlachetne różnobarwnym szkłem, kamykami i muszlami. Ustawiano w nich rzeźby, oczywiście zgodne z programem symbolicznym groty, wstawiano urządzenia wodne: źródełka, fontanny, kaskady i strumienie, a także poruszane hydraulicznie "automaty". Groty symbolizowały wnętrze ziemi, skąd wydobywano cenne kruszce i kamienie, w którym trwa nieustanna metamorfoza w stylu alchemicznej transmutacji ( tak to sobie wyobrażano ) cudownych bytów pławiących się w wodach podziemnych. Takie czaderskie  groty mijał podczas spacerku  kardynał Ippolito.

Na południowo-wschodnim końcu ogrodu , tuż pod Fontanną Europy, znajduje się Grota Aegle i Asklepiasa . Grotę zdobią płatki kamienia nazębnego, mozaiki i kolorowe fragmenty muszelek oraz niewielka część oryginalnego fresku. Pierwotnie znajdowały się w nim dwa posągi; Asklepiasa, boga medycyny, znajdującego się obecnie w Luwrze i Aegle, córka Asklepiasa, bogini uzdrawiania ( obecnie w Muzeum Watykańskim ). Loggia Pandora znajduje się w środku alejki zwanej  Aleją Kardynała,  tuż poniżej środka willi. Ta część ma wybudowane  podcienia wychodzące na ogród.  Niegdyś w loggii było nimfeum wbudowane w ścianę, ozdobione mozaikami oraz posągiem Pandory i dwoma posągami Minerwy. Pandora wylewała wodę z dzbana, symbolizującą zło świata. Posągi zostały sprzedane w XVIII wieku,  Pandora i jedna z Minerw są teraz w Muzeum Kapitolińskim. W XIX wieku nimfeum zostało przekształcone w kaplicę chrześcijańską,  było to ulubione miejsce  Franciszka Liszta, który zadedykował kaplicy dwa utwory muzyczne.  Grota Diany znajduje się na końcu Alei Kardynała, poniżej Gran Loggia. Jest to duża komora, ozdobiona w latach 1570-72 przez Paolo Caladrino oraz Curzio Maccarone i całkowicie pokryta mozaikami scen mitologicznych, z wizerunkami ryb, smoków, delfinów, pelikanów i innych zwierząt, a także orłów i jabłek ( pigwy i jabłka  to herbowych owoce rodu d' Este, całkiem  ich sporo na grotach i  fontannach - są na  fotce powyżej ).

Jej centralnym elementem była rustykalna fontanna z posągiem bogini Diany, w dużej niszy ozdobionej stiukowymi reliefami przedstawiającymi krajobrazy, morze i statek. Wszystkie posągi zostały sprzedane w XVIII wieku i znajdują się obecnie w Muzeum Kapitolińskim w Rzymie.  Z wyposażenia Groty Diany wciąż można zobaczyć niektóre oryginalne płytki podłogowe majoliki z XVI wieku. Poniżej Groty Diany znajduje się chodnik, który  przechodzi koło trzech grot. W centrum znajduje się Grota Herkulesa, którą pokrywa tzw. Loggetta Kardynała. Pod tą grotą znajdowała się cysterna i część hydraulicznych maszyn zasilająca  fontann poniżej. W grocie znajdowały się niegdyś stiukowe  płaskorzeźby  przedstawiające zwierzęta i prace Herkulesa. Posąg Herkulesa spoczywający dawniej w grocie znajduje się obecnie w Muzeum Watykańskim. Grota Pomony ( na fotce powyżej )  jest podobnie skonstruowana jak  Grota Herkulesa. Niektóre oryginalne dekoracje mozaikowe są nadal widoczne ( słabo ). Woda wlewała się do fontanny z maski z białego marmuru, którą znaleziono podczas odnawiania fontanny w 2002 roku.  

Pod loggią Pandory, na głównej osi ogrodu willi znajduje  się Fontanna Bicchierone  ( znana również jako del Giglio  ),  jest jedną z dwóch fontann stworzonych dla willi przez Gian Lorenza Berniniego. Została wykonana w latach 1660-1661 na zamówienie kardynała Rinaldo I d'Este. Niecka fontanny ma kształt dużej muszli, która sięga aż do poziomu tarasu. Pośrodku znajduje się ząbkowany Bicchierone ( kubek lub kielich ), z którego woda tryska do góry  ( mła już wie skąd  się wzięła fontanna z rybkami i muszelką, którą kiedyś dawno, dawno temu,  podziwiała jako dziecko w jednym z tzw. kurortów PRLu - wszystko przez Bicchierone Berniniego, mamy winnego ). Bernini nadzorował budowę fontanny, a po jej inauguracji w maju 1661 roku zmniejszył wysokość tryskającej wody, aby nie zasłaniać widoku z Loggii Pandory ( bo artystą był w przeciwieństwie  do twórców fontanny z rybkami i muszelką ) . Fontanna, choć nie była częścią oryginalnego projektu ogrodu, pięknie wpisała  się w ogród, Bernini cofnął zegar i poddał się artystycznemu klimatowi tego miejsca.  Znaczy naprawdę wielkim artystą był. Kole Bicchierone  znajduje  się tzw. Loggetta Kardynała, taki mały taras z balustradą otoczony przez wysokie żywopłoty laurowe. Ponoć było to ulubione miejsce kardynała, w którym przesiadywał i obserwował budowę ogrodu, od czasu do czasu urządzał też dysputy nad poezją w gronie  przyjaciół.  Wkrótce po jego śmierci ustawiono tam duży posąg Herkulesa z chłopcem Achillesem w ramionach. Był to jeden z trzech posągów Herkulesa ( patrona  Tiburtiny i  "przodka" rodu d'Este ) w centralnej części ogrodu ( znaczy wzdłuż centralnej osi ). Obecnie posąg  znajduje  się w Luwrze. Patrząc z dołu na ogród, wszystkie były widoczne, wyrównane z loggią willi u góry.



Schodzimy troszki niżej i przejdziemy teraz do osobnego ogrodowego świata - do Fontana dell'Ovato.   Na lewo od Viale delle Cento Fontane ( o której  będzie poniżej ),  nieco oddalona od głównych ogrodowych szlaków jednakże nie osłonięta bo  widoczna z różnych części ogrodu, znajduje się Fontana dell'Ovato lub fontanna Tivoli. Zaprojektował ją  Pirro Ligorio, zbudowana została  w 1567 roku. Wody rzeki Aniene wpływają do tej fontanny przez kanał, który przechodzi pod miastem. Nazywa Fontana dell'Ovato wzięła  się  od  owalnego kształtu exedry. To solidna fontanna,  z dużym basenem pośrodku, do którego  spadają z różnych  poziomów wody, tworząc  w głównej części kurtynę  wodną.  Mła dopiero  przy tej  fontannie uświadomiła sobie z jak różnorodnym  opracowaniem tworzywa mamy  do czynienia w  Villa d'Este.  Nie mam na myśli marmurów, trawertynów czy majolik, mam na myśli wodę, która była głównym tworzywem dla Pirro Ligorio. To sposób jej  rozprowadzania decydował o efekcie a nie "oprawa" fontanny. No mła niby o tym wiedziała  ale wiecie jak to jest, obraz, zwłaszcza taki oglądany żywcem, wart tysiąc a słów.  Pojęcie  teatru wodnego nabrało dla mła  właściwego znaczenia dopiero przy tej fontannie. Hym... może nie ma w tym nic zdziwnego, w końcu Fontana dell'Ovato znana jest również jako "królowa fontann".  Takie  miano nadał jej ponoć  arcybiskup Sieny Francesco Bandini Piccolomini, goszczący u kardynała   Ippolito. 

Ta fontanna  wyróżniająca się spośród tej masy fontann, zdrojów  ciurkadełek zarówno formą jak i  szczególnym opracowaniem detali, mła zgadza się z tymi wszystkimi  którzy uważają że nie jest to już  fontanna z okresu manieryzmu, to fontanna barokowa, wyprzedzająca swoje  czasy zapowiedź tego co z wodą będzie robił Bernini.  Rozmiar, te groty na sterydach dają taki efekt, no i te wszystkie   skały i ozdobne głazy, którymi Curzio Maccarone stworzył scenografię przedstawiającą góry Tiburtini, z których wypływają trzy rzeki, Aniene , Erculaneo i Albuneo  reprezentowane przez trzy posągi. W centrum fontanny znajduje się Sibilla Tiburtina lub Albunea, trzymająca  małego Melicertesa, syna nimfy Ino, symbolizującej rzekę Albuneo, wykonana przez Giglio della Vellita. Po obu stronach w niszach stoją dwa posągi bogów rzek autorstwa Giovanniego Malanca, przedstawiają rzeki Aniene i Erculaneo. Na szczycie skalistej części widać widać położoną wyżej fontannę Pegaza, która wydaje się pasować do Fontana dell'Ovato i dopełniać jej kompozycję. Marmurowa balustrada zamyka scenografię części skalnej. To piękne  owalne nimfeum, w którego filarach znajduje się w specjalnych niszach dziesięć nimf nereid wylewających wodę z waz, dzieło Gian Battisty Della Porta według projektu Pirro Ligorio, zrobiło na mła wielkie wrażenie. Nie wiem czy to odosobnienie  tego miejsca, częściowa separacja od głównego ogrodu, czy mała liczba zwiedzających ( głównie Dżizaas i mła ),  słońce  które wyjrzało zza chmur, sprawiło że to jest dla mła "jej miejsce" w ogrodach Villa d'Este.



W tej barokowej w formie fontannie tylko obramowanie basenu jest rodem z manierystycznych opracowań tematu. Wykonane z barwnej ceramiki nadającej rustykalny wdzięk fontannie łączą ten zakątek z innymi fontannami  ogrodu.  Te płytki z motywem owoców  pigwy czy jabłuszek, orły rodu  d'Este, lilie królów Francji są w części oryginalne.  Mła podziwiała  jako  pamiątki po smaku dawno minionej  epoki, mimo że nie przepada za tego rodzaju majoliką jakoś nie wyobraża sobie  Fontana dell'Ovato  bez niej. W niszach "pomieszczenia"  fontanny znajdują się dwa posągi Bachusa wykonane w stiuku, dwie nieco rustykalne tryskające fontanny, niedawno odrestaurowane.  Plac zdobią dwa duże kamienne stoły choć mła to zawieszała bardziej wzrok na rosnących tu platanach, trzy z nich posadzono w XVI wieku. Po południowo-wschodniej stronie placu znajduje  się budynek oparty o nasyp. W nim jest  nisza z  Grotą Wenus,  zbudowaną w latach 1565-1568 według projektu Pirro Ligorio. Ponoć  kiedyś na  tym miejscu znajdowało się starożytne nimfeum. Oryginalnym  posągiem  w grocie była figura Wenus podobna do Wenus Kapitolińskiej w towarzystwie  dwóch puttów. Nic  się nie ostało w tym miejscu w którym n iegdyś w upane dni wypoczywano,  można  tylko wypatrzyć ślady monochromatycznych malowideł przedstawiających groteskowe postacie. No, są jeszcze  kafelki i rzeźbione ściany groty. Jak wspomniałam z placu  Fontana dell'Ovato widać  Fontannę Pegaza. To fontanna z okrągłą misą pośrodku której znajduje się duża skała, na której na której umieszczono posąg mitycznego skrzydlatego konia Pegaza, moim zdaniem szalejącego z radochy. Kompozycja przypomina historię Pegaza,  który przybył na Górę Helikon w Beocji i uderzając kopytem o ziemię spowodował wytryśnięcie zdroju o nazwie Aganippe vel Hippokrene, świętego dla Muz bo dającego natchnienie. Za  Fontanną Pegaza  widać romański kościół San Pietro alla Carità, zbudowany w V wieku na miejscu rzymskiej willi - prawdopodobnie tej samej na terenach  której stoi Villa d'Este, a w której być może pomieszkiwał wywodzący się z Tivoli  papież Simplicjusz.



Z Fontana dell'Ovato symbolizującej Tivoli i góry Tiburtiny przechodzi się do Fontana La Rometta, symbolizującej Rzym. Przechodzi się przez sto metrów alejki  przy której  Pirro Ligorio umieścił sto fontann. To się  pięknie po włosku nazywa Viale delle Cento Fontane. Trzy poziomy małych  strumieni wody wylewa się z masek albo inszych  form. Dysze zasilać mają niby wody trzech rzek:  Albuneo, Aniene, Ercolaneo,  znaczy  trzy dopływy Tybru  ( Tybr reprezentują wody La Rometta), chodziło o to  co by  uświadomić gościom kardynała że siła z  gór Tiburtiny ( reprezentowana przez wody fontanny  dell'Ovato ) płynie do Rzymu. Hym... kardynałowi wcale   nie o wody rzek tu chodziło, to był program  polityczny przerobiony  na fontanny, zdroje i kaskady.   Fontanny zostały zbudowane w latach 1566  - 1577. Oryginalna aleja fontann miała więcej dekoracji, w tym małe łódki ( symbol św. Piotra który był rybakiem i zarazem symbol władzy papieskiej ) porozmieszczane na przemian z wazonami z terakoty wzdłuż górnego kanału (  te terakotowe wazy obsadzone były  drzewkami owocowymi ) a ściana  fontanny została ozdobiona rzeźbionymi tablicami przedstawiającymi sceny z Metamorfoz  Owidiusza. Pierwotnie Sto Fontann to były dwa rzędy  antropomorficznych masek ( każda o innym wyrazie tej hym... tego... twarzy ),   i trzeci rząd tryskaczy, łódeczek i obelisków ale  w  roku 1685  Francesco II z Modeny dodał wzdłuż krawędzi górnego kanału symbole  drogie kardynałowi Ippolito - lilie francuskie i orły rodu d'Este. Woda jest wychwytywana przez drugi kanał, który doprowadza ją do wylewek w postaci masek, z których dociera do dolnego kanału.  Ta fontanna  często się  psuła, marmury nie wytrzymywały, że tak rzecz określę. .

Jak każdy inny element ogrodu, kanały fontanny miały swój udział w planie symbolicznym; reprezentowały akwedukty, które Rzymianie budowali w celu dostarczania wody do Rzymu. Trzeba zdawać  sobie sprawę że to co ogladamy teraz, choć bardzo malownicze z powodu urody roślin, jest właściwie  ruiną fontanny. Tak cudnie fontanna zapuszczona. Siła wody zniszczyła wiele z marmurowych ozdób ( choćby zniszczyła napisy które miały maski z dolnego rzędu ). Już w  XVII wieku po raz pierwszy usiłowano restaurować  tę fontannę. Ponownie usiłowano odnowić ją w latach dwudziestych  XX wieku ale zdecydowano się   ostatecznie w 1930 roku przywrócić ją do obecnego kształtu pięknej  ruiny. Dziś ściany fontanny  są  tak porośnięta zielonym , że można zobaczyć niewiele z  pozostałej "przy życiu" dekoracji.  Mła przyzna się że  jej się ta zieloność podoba jednakże słychać  głosy że fontannę należałoby odrestaurować. No  nie wiem, stopień jej zniszczenia  wydaje mi się na tyle  duży że bym  tego raczej nie ruszała. Za dużo  rzeczy trza by odtworzyć a fontanna z XXI wieku udająca taką z wieku XVI nie będzie autentyczna. Raczej  kontrolowałabym  stan zapuszczenia i nie pozwalała na dalszą degradację masek ale odnawiać  fontannę  jak starówkę w  Warszawie czy Gdańsku - cóś nie bardzo. Viale delle Cento Fontane weszły na stałe do włoskiej sztuki i literatury, szczególnie za sprawą  Gabriela d'Annunzio.  Do  niewłoskiej  sztuki  tyż  weszły, choć do takiej bardziej masowej.  Scena bankietu w filmie "Ben Hur" Williama Wylera z 1959 roku  odbywa się na tle tej fontanny. No w końcu orły d'Este   prawie  jak orły rzymskie, he, he, he. Aha, tak naprawdę w Sto Fontann to około trzystu tryskaczy.

Fontana La Rometta czyli Rzymek  lub mały  Rzym znajduje się  na końcu Viale delle Cento Fontane,  to wspaniały punkt widokowy z którego  można  podziwiać rzymską równinę. Zaprojektowana przez Pirro Ligorio, z  osobistymi wtrętami Ippolito, została zbudowana w 1570 roku przez twórcę fontann Luigiego  Maccarone. Pierwotnie fontannę zdobiła wiele  grup rzeźbiarskich symbolizujących zabytki starożytnego Rzymu (  był Łuk Tytusa, Łuk Septymiusza Sewera, Łuk Konstantyna, Kolumna Trajana , Panteon, Koloseum i tak dalej ), wszystkie wykonane przez Pierre de la Motte , według projektu Pirro Ligorio. Śladu po nich ni ma, duża część została zburzona w 1850 roku  bo się i tak rozsypywała, gdyby nie rysunki  Venturiniego  z 1685 roku nic by o dawnym kształcie  fontanny La Rometta nie było wiadomo.  Na początku XVII wieku fontanna Rometta została wzbogacona o nowy element  - sztuczną górę poprzecinaną grotami i jaskiniami, na lewo od zabudowań miasta. Na szczycie sztucznej góry znajduje się posąg boga rzeki Aniene, trzymającego w ręku miniaturę Świątyni Sybilli. Posąg postaci przedstawiającej Apeniny, trzymającej w ramionach górę  jest na wpół ukryty w grocie. A jak fontanna wygląda dziś - zestaw mis i dysz ma swoje centrum w dużym basenie z przedstawieniem Rzymu na tronie.  Umieszczona na dużym tarasie, oferuje odwiedzającym wspaniały widok ze znajdującej się z tyłu części tarasu do której  prowadzi  most przecinający zakrzywiony kanał reprezentujący Tybr, zasilany dwoma strumieniami, co ma symbolizować wpływanie  rzeki Aniene do  Tybru. W centrum drogi wodnej stoi starożytny rzymski statek, reprezentujący wyspę Tiburtinę , miejsce będące łatwym punktem przeprawowym na rzece ( na tej wyspie znajdowały się niegdyś także liczne szpitale, do których prawdopodobnie nawiązuje przebywający pod mostem wąż, symbol boga medycyny Eskulapa  ). W centrum fontanny stoi posąg Roma Vittoriosa uzbrojona ( znaczy kask, pancerz, włócznia ) dłuta Pierre de la Motte, wykonana w 1568 roku. Niedaleko można  zoczyć  Romulusa i Remusa  dojących  zapamiętale Wilczycę (  grupka wykonana przez  de la Motta, umieszczona w ogrodzie w 1611 roku ).
 



Fontanna jest swoiście urocza, znaczy ruinka pasuje  do Viale delle Cento Fontane, nie razi odnawianiem na siłę. Podobnie jak w przypadku alei Stu Fontann zniszczenia są zbyt duże  i zbyt dawne żeby dało się odtworzyć jak to drzewiej wyglądało nie psując czaru staroci. Qrcze, nie wyleźliśmy jeszcze z górnego ogrodu a wpis już jest solidny. Mła  napisze część trzecią, bo inaczej brnięcie przez wpis będzie męką nad mękami a mła się uparła coby Wam naprawdę  przybliżyć  włoski ogród manierystyczny w najlepszym wydaniu, prawdziwy giardini delle meraviglie.