No i jak było? Generalnie było przez większość sezonu dodupnie! Ledwie parę miesięcy zimowych ( w lutym było nawet cóś na kształt śnieżnej zimy, parodniowe ale było ), wiosennych ( tak po prawdzie to pierwsza susza była w kwietniu, potem jakoś szło do połowy maja ) było w miarę OK, później zaczęła się jazda. Hym... po tym sezonie wielu ogrodników cierpi z powodu wypalenia i to dosłownie. Ilość strat koszmarna, nawet pisać mła się o tym nie chce. Mam wrażenie że w końcu do ludziów dotarło że niezależnie od tego kto lub co odpowiada za zmianę klimatu to najwyższy czas cóś zacząć z tym robić. Przede wszystkim zająć się w Cebulandii prawdziwą gospodarką wodną, nie pierdołami w stylu przekop Mierzei Wiślanej czy superlotnisko w Baranowie ( które to inwestycje są nam potrzebne jak dziura w moście a ich powstanie czy raczej próby powstania mają na celu grabież publicznej kasy ), tylko czymś co rzeczywiście przełoży się na długoterminową poprawę jakości życia w naszym kraju. Jak już oczadziały "suteren" oprzytomnieje po wszystkich pińcetplusach i czynastkach ( mój barometr polytyczny w postaci sąsiada wyraźnie wskazuje na postępujący proces trzeźwienia ), to poprawienie stanu wód w Polsce uważam za cóś najbardziej palącego, może nawet bardziej niż poprawę stanu jakości powietrza, o co też się prosi i to na biegu. Znaczy polityka klimatyczna zaczęła mocno dotyczyć ogrodników. Tak, tak, stara to prawda że jak człowiek polityką się nie interesuje to ona zainteresuje się nim. Mła tak sobie myśli że naród nasz do partyzantki nawykły i jeszcze trochę to co odważniejsze jednostki same kanały będą kopać, fotowoltaikę bez wspomagania zakładać a na koniec śmieci przerabiać. A potem złośliwie odmówią płacenia podatków albo co, he, he, he. Znaczy sezon ogrodniczy został zdominowany przez problemy ogólnośrodowiskowe. Teraz foty bo co ja Was będę stresować jeremiadami na koniec roku!