Podskarpek i Zabukszpanie to rabata długa i rozciągliwa. Konkretnie to rozciąga się od krzewów zimozielonych ( mahonie i berberysy + bukszpan ) posadzonych przed kasztanowcem ( za nimi leży ukryte fiołkowisko ) porzez pdwyższenie terenu tuż przy granicy działki aż do magnolki 'Powder Puff'. Od Tyrawnika oddziela tę rozciągliwą rabatę stary żywopłotek bukszpanowy sadzony przez Stryja Mieczysława, którego to żywego płotka nie jestem w stanie się pozbyć ze względów sentymentalnych, choć pasi do koncepcji ogrodowych jak pięść do nosa. Od zachodniej strony Podskarpek i Zabukszpanie graniczą z nasadzeniami przy oczku wodnym. Granica jest bardzo płynna bo nasadzenia przyoczkowe nie odbiegają klimatem od nasadzeń Podskarpka i Zabukszpania. Na Podskarpku i Zabukszpaniu rosną głównie bylinowe cienioluby którymi podsadzoe są drzewa i krzewy. W najwyższym punkcie Podskarpka rośnie jarzębina o przewieszających się pędach Sorbus aucuparia 'Pendula'. Podsadzona jest czerwonolistnymi dąbrówkami i żurawkami o ciemnoczerwono - fioletowych liściach. Za jarzębiną zaczyna się królestwo funkii które sięga aż do stanowiska kloników japońskich. Oczywiście nie tylko hosty rosą w tym miejscu, sporo innych bylin im towarzyszy, hosty są jednak gatunkiem dominującym w nasadzeniu.
Wiosną oczywiście było łysawo, normalka jak to przy dużej ilości host. Rośliny z nich piękne ale wyłażą stosunkowo późno i wczesna wiosna w nasadzeniach hostowych to nie jest coś co ogrodnik widziałby u siebie z radochą. Na szczęście tę "wadę" można zmienić w zaletę - przy hostach bardzo dobrze radzi sobie cebulowa drobnica a i narcyzki czy tulipany też spokojnie można zapuścić. Przy magnolkach trzeba jednak dość ostrożnie dobierać odmiany tych dwóch ostatnich cebulaczków bo zdarzają się zgrzyty ( szczególnie jak hurtownia uraczy nas czymś innym niż zamawialiśmy i budzimy się pełni grozy z żółciastymi odmianami na tle mocnego różu kwiatów takiej magnolki 'Susan' na ten przykład ). Starałam się dobierać odmiany cebulaczków wcześnie kwitnące - narcyzki to głównie kurduplaste posadziłam, w sam raz pasujące do malutkich botanicznych tulipanów. Moje nasadzenie cebulaczkowe pod magnolką ( Magnolia loebnerii ) 'Powder puff' to mieszańce z grupy cyclamineus 'Jack Snipe', 'Jet Fire', uczenie zwany Narcissus minor ssp.pumilus czyli odmiana 'Rip van Winkle' ( bardzo stary ogrodowy narcyz - w uprawie już przed 1885 rokiem ), mieszańce jonquilla 'Sun Disc' i 'Pipit', mały mieszaniec tazetta 'Minow', tulipany Tulipa turkiestanica i Tulipa tarda.
Rosną tam też tulipanowe mieszańce, dość wczesne. Niestety zapomniałam i nazwy odmiany i nazwy grupy do której ona przynależy. Nic to, grunt ze pasują i nie są z tych zanikających po jednym sezonie nówek. Troszkę później niż to wczesnowiosenne cebulaczkowe nasadzenie kwitnące razem z magnolką 'Powder Puff' ( tzw. zestaw papieski, he, he ) zakwitają narcyzy z grupy mieszańców triandrus, w tym moja ulubiona odmiana 'Thalia'. Ten piękny biało kwitnący narcyz wraz z gromadą szafirków robi odpowiednie tło dla późno kwitnących magnolek 'Betty' i 'Susan'. W zeszłym roku na Podskarpku zagościła magnolia 'Vulcan' ale jeszcze nie jest niczym cebulowym podsadzona. Czekam jak sobie poradzi z naszą zimą ta nowozelandzka piękność. Może zresztą "nie pójdę w cebulaczki" przy jej podsadzaniu, okolica raczej zapaprocona więc pewnie coś paprotnego się tej magnolce trafi.
Na Podskarpku rośnie jeszcze jedna magnolia - Magnolia sieboldii. Ona głównie podsadzona jest krokusami i cebulicą ze śnieżnikiem. Jest u mnie już parę lat niestety jakoś nie mogę doczekać się jej kwitnienia, pocieszam się że za to liście przepiękne i kształt ma elegancki. W tej części Podskarpka rosną też rodki: 'Old Port', 'Purple Splendour', 'Erato', Ann Lindsay' i 'Prof. Horst Robenek'. Niektóre będą wymagały formowania bo patykowacieją i kształt nie jest taki jak być powinien. Sekator i zażyte rodki to jest dobrze dobrana para ale zawsze mam lekkiego stracha przed cięciem, który bierze się z początków ogrodowania kiedy to uważałam że rododendrony to straszliwie wrażliwe egzotyczne krzewy. Żadna z wyżej wspomnianych odmian do delikatesów się nie zalicza, twarde hardcory które można spokojnie formować tuż po kwitnieniu.
Rodki łączą się z tą częścią rabaty co do której mam mieszane uczucia. Zamysł był taki że małym japońskim azalkom dobrze zrobi towarzystwo miniaturowych iglaczków. Wyszło to nasadzenie baaardzo średnio, iglaczki w charakterze towarzystwa się raczej nie sprawdziły. Może dlatego że nie rosną w jakimś wielkim skupieniu a może po prostu zwyczajnie nie pasują do azalek. No, w każdym razie mnie ta część rabaty nie powala ale takie iglaczo - azalkowe nasadzenie już chyba zostanie bo żal wykopywać igiełkowe cudeńka a o wykopywaniu azalkek jak najbardziej paszących do rododendronów to lepiej w ogóle nie wspominać. Chyba zostaje mi jedynie opcja doiglaczenia czymś malutkim ale za to w większej ilości. Może wtedy rabata azalkowo - iglacza nabierze charakteru. Pożyjemy, zobaczymy!
Oczywiście lato na Podskarpku i Zabukszpaniu należy do host. Rosną w rozmiarach naprawdę solidnych , maluchów raczej mam mało -jakoś do mnie nigdy nie przemawiały. Dużym hostom towarzyszą trzykrotki Tradescantia grupa Andersoniana, mniejsze podsadzam "płożeńcami". Kiedyś na Podskarpku uprawiałam sporo odmian żurawek Heuchera, ostatnio znacznie ograniczam ilość odmian na rzecz większej ilości egzemplarzy niewielu odmian tej rośliny w Alcatrazie. Co za dużo to niezdrowo a mojemu ogrodowi mnogość nowych odmian żurawek wcale nie wychodziła na dobre. Bardzo kolorowe, jaskrawe liście tworzyły mi na rabacie tzw. "ciechocinek". Teraz mnożę stare, dość długowieczne odmiany i robię z nich możliwie duże kępy. Mniej krzykliwe kolory znacznie bardziej pasują mi do reszty roślin uprawianych na Podskarpku. Na Zabukszpaniu z kolei hostom towarzyszą trawy i rutewki Thalictrum . Jestem zauroczona rutewkami i śmiem twierdzić że powoli ale nieustająco staczam się w otchłań kolekcjonerstwa! Uprawiam rutewkowe "piciumy", maleństwa co z 15 centymetrów nad poziom gleby wystają jak też olbrzymy typu 'Elin' czy Thalictrum uchiyame, czy Thalictrum rochebrunianum. Na Zabukszpaniu jest w ogóle straszna rozpiętość wzrostu pomiędzy poszczególnymi roślinami - przylaszczki Hepatica, kopytnik Asarum, trochę solidniejsze bergenie Bergenia a tuż obok rutewki albo niedaleko rosnące świecznice.
Staram się dosadzać jakieś "średniaki" ale coś ciężko mi idzie, brunnery Brunnera czy miodunki Pulmonaria nijak do prawdziwych "średniaków" zaliczyć nie mogę. Zostają mi zatem do łagodzenia tych dysproporcji wzrostu pomiędzy bylinami zasiedlającymi Zabukszpanie i Podskarpek nasadzenia z paproci.
A wszystko to powinno być w miarę widoczne, tworzyć piękne plamy i tworzyć urocze zadarnienie z którego wyrastają drzewa i krzewy. No bo magnolki i jarzębinka to nie są jedyne duże drzewo - krzewiaste na Podskarbku i Zabukszpaniu. Wspomniałam już o stanowisku kloników japońskich Acer japonica, niedaleko nich rośnie uroczy karłowaty kasztanowiec ( nazwa gatunku i odmiany jest domniemana bo kupiony jako bezimienny ).
W granicy nasadzenia rosną w najwyższej części Podskarpka świerki Picea omorica 'Pendula', Picea abies 'Inversa', daglezja Pseudotsuga menziesii 'Glauca Pendula'. Nieco niżej berberysy o narkrapianych bielą liściach, a jeszcze niżej na stanowisku oddzielającym Podskarpek od Zabukszpania rosną kielichowce Calycanthus i parocja Parrotia persica 'Pendula'. Drzewa i krzewy liściaste "robią" jesień na Podskarpku i Zabukszpaniu, zadaniem iglaków jest zapewnienie cienia ( ale nie takiego ogromniastego tylko "pendulkowatego" ). Podskarpek i Zabukszpanie to rabata której szkielet nie będzie już ulegał zmianie ( co najwyżej doją małe iglacze kosteczki do azalek japońskich ), natomiast sprawa tzw. podsadzeń jest nadal mocno rozgrzebana. Oceniam że około 60% części bylinowej rabaty będzie wymagało przesadzenia. To jest sporo latania ze szpadelkiem ale zrobienie porządków uważam za konieczne bo w obecnej chwili Podkarpek i Zabukszpanie przypominają zbiór kolekcjonera zieloności a nie porządnie zakomponowaną rabatę. Ponadto rabacie trzeba dać trochę czasu ze względu na hosty. Invitrzaki muszą dojrzeć żeby można było je traktować jak prawdziwy surowiec do tworzenia rabat. Znaczy przed Podskarpkiem i Zabukszpaniem jeszcze długa droga, parę lat minie zanim rabata uzyska dojrzały wygląd.
wtorek, 28 stycznia 2014
sobota, 25 stycznia 2014
Karnawał w Ryjo!
Powinnam dokończyć napoczęty wpis o Podskarbku i Zabukszpaniu ale w "tę noc upojną" jakoś nie jestem specjalnie ogrodowo nastrojona. W związku z tym będzie wpis o niczym, totalny karnawałowy luzik zbaczający w stronę ryjkowych przyjemności ( żarciuszko ). Na dworze skrzypiąco i mroźnie a w domu ciepełko, koty i perspektywa powrotu Dżizaasa z imprezki z Bellunią ( ciekawe czy będzie śpiew na ustach i czy rano uda mi się dobrać do resztek postimprezowych chipsów ). Przyznam że jakoś mnie tradycyjne rozkosze karnawałowe ( ymc, ymc, ymc ) nie kuszą, pewnie sprawa wieku i tuszy ale o takim żarciuszku towarzyszącym ymcowaniu to zawsze przyjemnie porozmyślać. Dziś zresztą jestem rozbestwiona nie tylko myślami bo Mamelon wykonał popisowego tatarka, Małgoś sąsiadka wystąpiła ze śledzikiem a w lodówce jest tzw. "pływanie w majonezie" czyli dwie urocze sałateczki, takie w sam raz na krzywy ząbek. Hym, właściwie to do pełni zakąskowego szczęścia ( muszę się czymś rozgrzać przy takim mrozie ) brakuje tylko koktajlu z krewetek ale niestety nie zaryzykuję zamiany ryjka w ryj ( po morskich wielonogach i innych ślimorowatych mam usta jak Angelina Jolie, tylko reszta ciałka nie ma nic wspólnego z Angeliną he, he ).
Przyuważyłam że niektórzy to anielskie insynuacje względem moich upodobań żarciuszkowych ujawnionych w blogu snują ( anielskie dlatego że jednej pani starszej o imieniu Sara, żonie niejakiego Abrahama aniołowie ponoć skutecznie zainsynuowali "niespodziewankę" - na miejscu Abrahama byłabym podejrzliwa, he,he ). Pudło Kochaneńcy, dopóki skrzydełka insynuującym nie wyrosną to insynuacje nic nie warte. Żadna to "niespodziewanka" zaskakująca damy w wieku "niepoborowym" tylko zwyrodniałe rozżarcie napędzane zimą. A że smaczki dziwne i raczej mało popularne? No cóż każdy ma jakieś tam podejrzane preferencje. Taka Małgoś Sąsiadka ( lat w porywach 85, oficjalnie 79 ) zastanawiała się ostatnio nad koktajlem Sprite'a z winem musującym zwanym całkiem bezprawnie szampanem. Spriteszampiter to jest dopiero próba dla podniebienia, zahaczam tu tylko leciutko o ewentualne postępowanie z zaspritoszampitrowaną Małgoś - Sąsiadką - ciekawe czy byłyby śpiewy i co by wyszło jakby dodać do tego Red Bull'a? A wyczyny kulinarne Cio Mary testowane na biednym Wujku Jo? A rybki smażone na tranie, którymi niegdyś zajadała się Magdzioł ku zgrozie i nieopisanemu cierpieniu rodziny ( smród spowodował u Dżizaasa trwałe uszkodzenie części komórek odpowiadającej za normalną percepcję woni czosnku )? Ha, na tym tle korniszonkowo - schałwione jedzonko nie jest znów takim ekscesem, taka tam drętwa, zwyczajna sprawka dietetyczna. No może leciutki karnawałowy odlot.
Post wygląda na pisany popołudniem ale to dlatego że czas na moim blogu jest nadal pacyficzny, mam nadzieję że to są takie przyrównikowe szerokości pacyficznych długości, w zimną noc ciepełko pożądane i jakoś lepiej mi się myśli o Palau niż o Aleutach. A w ogóle to chyba mrozy znów tak długo nie potrwają, Lalek z Felicjanem zażądali wyjścia na dwór i obecnie Felicjan usiłuje zrobić karnawał w Ryjo Lalkowi. Słyszę ryki pod moim oknem. Zanim udam się z misją pokojową ( wezmę trzepaczkę ) nadmienię że "czas bójczany" zazwyczaj zwiastuje ocieplenie.
Przyuważyłam że niektórzy to anielskie insynuacje względem moich upodobań żarciuszkowych ujawnionych w blogu snują ( anielskie dlatego że jednej pani starszej o imieniu Sara, żonie niejakiego Abrahama aniołowie ponoć skutecznie zainsynuowali "niespodziewankę" - na miejscu Abrahama byłabym podejrzliwa, he,he ). Pudło Kochaneńcy, dopóki skrzydełka insynuującym nie wyrosną to insynuacje nic nie warte. Żadna to "niespodziewanka" zaskakująca damy w wieku "niepoborowym" tylko zwyrodniałe rozżarcie napędzane zimą. A że smaczki dziwne i raczej mało popularne? No cóż każdy ma jakieś tam podejrzane preferencje. Taka Małgoś Sąsiadka ( lat w porywach 85, oficjalnie 79 ) zastanawiała się ostatnio nad koktajlem Sprite'a z winem musującym zwanym całkiem bezprawnie szampanem. Spriteszampiter to jest dopiero próba dla podniebienia, zahaczam tu tylko leciutko o ewentualne postępowanie z zaspritoszampitrowaną Małgoś - Sąsiadką - ciekawe czy byłyby śpiewy i co by wyszło jakby dodać do tego Red Bull'a? A wyczyny kulinarne Cio Mary testowane na biednym Wujku Jo? A rybki smażone na tranie, którymi niegdyś zajadała się Magdzioł ku zgrozie i nieopisanemu cierpieniu rodziny ( smród spowodował u Dżizaasa trwałe uszkodzenie części komórek odpowiadającej za normalną percepcję woni czosnku )? Ha, na tym tle korniszonkowo - schałwione jedzonko nie jest znów takim ekscesem, taka tam drętwa, zwyczajna sprawka dietetyczna. No może leciutki karnawałowy odlot.
Post wygląda na pisany popołudniem ale to dlatego że czas na moim blogu jest nadal pacyficzny, mam nadzieję że to są takie przyrównikowe szerokości pacyficznych długości, w zimną noc ciepełko pożądane i jakoś lepiej mi się myśli o Palau niż o Aleutach. A w ogóle to chyba mrozy znów tak długo nie potrwają, Lalek z Felicjanem zażądali wyjścia na dwór i obecnie Felicjan usiłuje zrobić karnawał w Ryjo Lalkowi. Słyszę ryki pod moim oknem. Zanim udam się z misją pokojową ( wezmę trzepaczkę ) nadmienię że "czas bójczany" zazwyczaj zwiastuje ocieplenie.
piątek, 24 stycznia 2014
Przyszła zima!
No i przyszła! Nie to że niespodziewanie, pewne oznaki już widziałam pod koniec zeszłego tygodnia - Małgoś - Sąsiadka zaczęła domagać się kapusty kiszonej pod różnymi postaciami, Dżizaas wykończyła miodek pitny, Mamelon pożerał okrutne ilości cytrusów a Sławek i Wujek Jo uznali że dzień bez rosołu jest dniem straconym. Koty też miały apetyt jak rzadko i nawet leczenie "zemsty zza grobu" ( tak się kończy polowanie na miejskie gołębie ) nie miało wpływu na ilość pożeranego mięska. Mnie nosiło w dziwne rejony kulinarne tzn. przegryzałam chałwę korniszonkiem a ciotczyny Puszek zażądał wyprowadzania o ludzkiej porze czyli w okolicach dziewiątej rano. Takich oznak zbliżającej się zimy nie sposób przegapić.
Z jednej strony dobrze że już jest, w końcu styczeń, znaczy pora na nią najwłaściwsza. Z drugiej strony będę musiała dokupić paliwka żeby kocie tyłki nie pomarzły, a to mnie wcale nie cieszy ( znam lepsze sposoby upłynniania kasy ). Trudno jak już jest to postaram się znaleźć jakieś jej dobre strony. Pierwszą dobrą rzeczą jest przylatywanie sikorek na podokienny modrzewik. Ciotka Elka tradycyjnie wywiesiła słoninkę robiąc dobrze sikorkom i kotom ( oblężenie parapetów i czułe miauki przywabiające - sikorki za szybą się uwijają a kaloryfery zamontowane pod parapetami podgrzewają kocie doopki - pełnia szczęścia ). Drugą dobrą rzeczą jest śnieg - przyznam się że bardzo martwił mnie ten pierwszy marznący opad, lodowisko się robiło i rośliny nie wyglądały w tym lukrze na optymistycznie oczekujące wiosny. Rodki prezentowały się wręcz tragicznie, coś w stylu "Good bye, schodzę!". Na szczęście odtajało z lekka i poprószył normalny śnieg. Przykołderkowało należycie ale bez kretyńskich zasp, pierwsze tegoroczne odśnieżanie nie było ciężką orką tylko przyjemnym "ruchem na powietrzu", jak to mawiała moja Babcia Wiktoria. Mamy może mrozik ale nie było u nas śnieżycy co jest trzecią dobrą zimową rzeczą. Czwartym plusem jest otaczająca nas biel, jeszcze nie ubrudzona przez miastowe wyziewy.
Jest czysto i cicho, podczas wieczornego powrotu od Mamelona śnieg skrzypiał mi pod butami a w domach sąsiadów paliły się światełka małych lamp ( znak że ludziska w fotelach i na kanapach zimują w zaciszu domowych pieleszy, "duże światło" sufitowe zazwyczaj oznacza posiłek albo jakąś akcje - spokojne zimowanie albo pracka zazwyczaj obsługiwana jest przez lampki ). Taka zimowa przytulność z tych okien wyziera, nic nie ma w tym widoku z okrucieństwa zimy jakie zna przyroda i ludzie którym nie świeci się żadne światełko. Jest śnieżnie i zimno ale przytulnie. Znaczy zimowe wieczorne światełko małych lamp jest piątą dobrą rzeczą. Szóstą zaletą zimowego czasu jest to że wraz ze śniegiem na Małgoś - Sąsiadkę i Ciotkę Elkę spływa chęć robienia pączków, racuchów i faworków! To jedna z największych zalet domowej zimy. Już trwają narady i prowadzone są porównania - czy mąka szadkowska jest bardziej "nadająca się" czy też należy zostać przy szymanowskiej, czy do pączków jednak krupczatka czy królowa mąk. Rozważana jest optymalna ilość użytego masła, wyższość spirytusu nad octem, jakość domowej konfitury i powideł walczy z podejrzanym kolorem kupnej marmolady różanej ( "Farbują to świństwem, mówię Pani że farbują" ).
Zbliża się wraz z weekendem smażalniane szaleństwo ( "I te pączki to proszę Pani byle przeciąg zdmuchiwał, takie leciutkie ciasto było" ). Ja w końcówce tygodnia zamierzam pożerować na Małgosi i Ciotce Elce, poczytać co nieco ( siódma dobra rzecz - niektóre książki są po prostu "zimowe", czytanie ich w innej porze roku nie jest już tak przyjemne ), podjąć kolejne próby wychowania kotostwa ( Felicjan, nasz domowy socjopata, wykazał zachowanie społeczne - ruszył na ratunek Sztaflikowi, której zakrapiałam oczy - pogryzł mnie w jej obronie, znaczy mimo wszystko uznaję że było to zachowanie w jakiś tam sposób godne i przystojące kociemu dżentelmenowi i w ogóle empatyczne w stosunku do drącej się "ciężko doświadczonej" Sztafi ). Ponadto zasiądę sobie wieczorkiem i oblookam porządny film a nawet włączę się w serialowe życie ( mroczny 'True Detective' przed snem + lampeczka z promilami i kotostwo leżące przy mnie - ósma dobra zimowa rzecz ). Dziewiąta dobra zimowa sprawa to jest słonko, słonko zachęca do spacerów w okolice naszej jedynej godnej łódzkiej góry ( wzniesienia mamy liczne ale porządną górę jedną ) i którejś z naszych trzech okolicznych rzeczek ( tych mamy dostatek ), które to spacery są dziesiątą dobrą zimową rzeczą. No, zima wydaje mi się z lekka obłaskawiona i udomowiona, he, he.
Z jednej strony dobrze że już jest, w końcu styczeń, znaczy pora na nią najwłaściwsza. Z drugiej strony będę musiała dokupić paliwka żeby kocie tyłki nie pomarzły, a to mnie wcale nie cieszy ( znam lepsze sposoby upłynniania kasy ). Trudno jak już jest to postaram się znaleźć jakieś jej dobre strony. Pierwszą dobrą rzeczą jest przylatywanie sikorek na podokienny modrzewik. Ciotka Elka tradycyjnie wywiesiła słoninkę robiąc dobrze sikorkom i kotom ( oblężenie parapetów i czułe miauki przywabiające - sikorki za szybą się uwijają a kaloryfery zamontowane pod parapetami podgrzewają kocie doopki - pełnia szczęścia ). Drugą dobrą rzeczą jest śnieg - przyznam się że bardzo martwił mnie ten pierwszy marznący opad, lodowisko się robiło i rośliny nie wyglądały w tym lukrze na optymistycznie oczekujące wiosny. Rodki prezentowały się wręcz tragicznie, coś w stylu "Good bye, schodzę!". Na szczęście odtajało z lekka i poprószył normalny śnieg. Przykołderkowało należycie ale bez kretyńskich zasp, pierwsze tegoroczne odśnieżanie nie było ciężką orką tylko przyjemnym "ruchem na powietrzu", jak to mawiała moja Babcia Wiktoria. Mamy może mrozik ale nie było u nas śnieżycy co jest trzecią dobrą zimową rzeczą. Czwartym plusem jest otaczająca nas biel, jeszcze nie ubrudzona przez miastowe wyziewy.
Jest czysto i cicho, podczas wieczornego powrotu od Mamelona śnieg skrzypiał mi pod butami a w domach sąsiadów paliły się światełka małych lamp ( znak że ludziska w fotelach i na kanapach zimują w zaciszu domowych pieleszy, "duże światło" sufitowe zazwyczaj oznacza posiłek albo jakąś akcje - spokojne zimowanie albo pracka zazwyczaj obsługiwana jest przez lampki ). Taka zimowa przytulność z tych okien wyziera, nic nie ma w tym widoku z okrucieństwa zimy jakie zna przyroda i ludzie którym nie świeci się żadne światełko. Jest śnieżnie i zimno ale przytulnie. Znaczy zimowe wieczorne światełko małych lamp jest piątą dobrą rzeczą. Szóstą zaletą zimowego czasu jest to że wraz ze śniegiem na Małgoś - Sąsiadkę i Ciotkę Elkę spływa chęć robienia pączków, racuchów i faworków! To jedna z największych zalet domowej zimy. Już trwają narady i prowadzone są porównania - czy mąka szadkowska jest bardziej "nadająca się" czy też należy zostać przy szymanowskiej, czy do pączków jednak krupczatka czy królowa mąk. Rozważana jest optymalna ilość użytego masła, wyższość spirytusu nad octem, jakość domowej konfitury i powideł walczy z podejrzanym kolorem kupnej marmolady różanej ( "Farbują to świństwem, mówię Pani że farbują" ).
Zbliża się wraz z weekendem smażalniane szaleństwo ( "I te pączki to proszę Pani byle przeciąg zdmuchiwał, takie leciutkie ciasto było" ). Ja w końcówce tygodnia zamierzam pożerować na Małgosi i Ciotce Elce, poczytać co nieco ( siódma dobra rzecz - niektóre książki są po prostu "zimowe", czytanie ich w innej porze roku nie jest już tak przyjemne ), podjąć kolejne próby wychowania kotostwa ( Felicjan, nasz domowy socjopata, wykazał zachowanie społeczne - ruszył na ratunek Sztaflikowi, której zakrapiałam oczy - pogryzł mnie w jej obronie, znaczy mimo wszystko uznaję że było to zachowanie w jakiś tam sposób godne i przystojące kociemu dżentelmenowi i w ogóle empatyczne w stosunku do drącej się "ciężko doświadczonej" Sztafi ). Ponadto zasiądę sobie wieczorkiem i oblookam porządny film a nawet włączę się w serialowe życie ( mroczny 'True Detective' przed snem + lampeczka z promilami i kotostwo leżące przy mnie - ósma dobra zimowa rzecz ). Dziewiąta dobra zimowa sprawa to jest słonko, słonko zachęca do spacerów w okolice naszej jedynej godnej łódzkiej góry ( wzniesienia mamy liczne ale porządną górę jedną ) i którejś z naszych trzech okolicznych rzeczek ( tych mamy dostatek ), które to spacery są dziesiątą dobrą zimową rzeczą. No, zima wydaje mi się z lekka obłaskawiona i udomowiona, he, he.
poniedziałek, 20 stycznia 2014
Ciemiernikowszczyzna
Ciemiernikowszczyzna jest zdecydowanie za mała aby uznać ją za pełnoprawną alcatrazową rabatę. Zajmuje stosunkowo niewielką część zacienionych stanowisk w ogrodzie. Istnieją co prawda plany rozbudowy Ciemiernikowszczyzny ale nie ma się co zajmować rabatą in spe tylko pokazać to co już jest ( no, niekiedy to było bo stara kępa Mamuśka odeszła w niebyt a na jej miejscu pojawiły się nowe sadzonki ).
Moim pierwszym ciemiernikiem był ciemiernik biały noszący w języku dawno wymarłym zmyłkowe miano Helleborus niger. Nawet nie bardzo już dziś pamiętam gdzie go kupiłam, dość odległa to przeszłość. Za to jak mnie pamięć nie zawodzi to posadziłam tego pierwszego ciemiernika na pięknym słonecznym stanowisku. Nie rósł więc musiałam doczytać o wymaganiach i mimo ostrzeżeń na temat grymasów rośliny przy przesadzaniu zaryzykować zmianę stanowiska. Ciemiernik przeprowadzkę zniósł z nieksiążkową wręcz godnością i w szybkim tempie zaczął zmieniać się w Mamuśkę!
Z jednego ciemiernika nagle przeszłam na etap Ciemiernikowszczyzny. Nasienniki ze "zmumifikowanym" kwiatem są tak ozdobne ze prawie nigdy ich nie usuwam i w tym leżała cała zagadka błyskawicznej ekspansji ciemiernika. Najpierw niedaleko Mamuśki przyuważyłam małe ciemierniczki, później znajdowałam je nawet w dość odległych od przyszłej Ciemiernikowszczyzny zakątkach ogrodu. Jak się okazało nasionkami ciemiernika zajęły się mrówki i poroznosiły je po ogrodzie. Poprzenosiłam całe to młodociane towarzystwo w pobliże Mamuśki i nagle odkryłam że mam całkiem porządne nasadzenie z ciemiernika. I tak narodziła się Ciemiernikowszczyzna.
Apetyt jak wiadomo rośnie w miarę jedzenia, im bardziej było u mnie ciemierniczo tym więcej wyczytków na temat ciemierników robiłam i tym bardziej pragnęłam rozszerzyć o inne gatunki moje ciemiernikowe nasadzenia. Ciemierniki wschodnie Helleborus orientalis nabyłam w jednym z moich ulubionych ogrodniczych sklepów na Gojawiczyńskiej ( czegóż fajnego roślinnego ja z tego dobrego miejsca nie mam ) i to grupowo - trzy dobrze rozrośnięte, kwitnące rośliny w bardzo porządnej cenie. Największym atutem tych żywcowych zakupów była możliwość wybrania egzemplarzy o pięknie wybarwionych kwiatach. Ciemierniki orientalne uzyskane z siewu mają różne zabarwienie płatków dlatego czasem następuje zdziwko gdy kupuje się rośliny bez kwiatów. Odmiany ciemiernika orientalnego to albo selekty albo też "podpinane" pod gatunek mieszańce Helleborus orientalis x Helleborus niger. "Czysty" gatunek wschodni ma zdaje się kwiaty ciemnoczerwone, szeroka paleta barw, te wszystkie nakrapiania, lamóweczki i tym podobne ozdóbstwa wydają mi się raczej przynależne mieszańcom. Nie jestem botanikiem i przyznam się że wyśledzenie tego co u mnie pod nazwa ciemiernik wschodni rośnie przerasta moje możliwości. W każdym razie wszystkie ciemierniki wśród których dokonałam wyboru trzech moich egzemplarzy miały ciemno zabarwione płatki co skłania mnie do uznania że nawet jeżeli trafiły mi się mieszańce to jakieś takie do gatunku zbliżone. Nie wiem dlaczego na hybrydy ogrodowe rozciąga się nazwę gatunku, tajemnica handlowców jak przypuszczam.
Jak już byłam usatysfakcjonowana tym że na Ciemiernikowszczyznie zagościł inny kolor kwiatów niż biały, jak grom z jasnego nieba spadło na mnie chciejstwo posiadania ciemiernika o pełnych kwiatach. Wystarczyło jedno, dobrze zrobione zdjęcie odmiany 'Mrs Betty Ranicar' żeby wywołać ślinotok! Helleborus x hybridus 'Mrs Betty Ranicar' bo tak brzmi pełny tytuł Jej Ciemierniczej Wysokości została oczywiście kupiona jako ciemiernik wschodni a ja postanowiłam sobie odpuścić dochodzenia ciemiernicze bo doszłam do wniosku że wystarczy mi walka z określeniem gatunku Iris pumila używanym wobec irysów SDB. Śledzenie zawiłości gatunkowo - odmianowych nie miało zresztą sensu po wysępieniu od naszego tabazowego coolegi Marka pięknych siewek ciemiernika, przy których powstaniu pracowały pszczółki.
Marek postanowił nas obdarować siewkami już kwitnącymi ( i przy tej okazji po raz kolejny składam wielkie podziękowania ) żeby być pewnym że kwiaty sadzonek będą miały zwiększoną ilość płatków. "Marczanki" okazały się przepiękne, nie dość że pełnokwietne to jeszcze z lamówkami zwanymi picote albo z kropkami. Pełnia ciemiernikowego szczęścia! W tym niej więcej radosnym czasie Miłka dorwała w OBI ciemiernika o kwiatach typu daliowego, już pierwsza fota zrobiła duże wrażenie ( spotęgowane jeszcze potem przez oblookanie w sieci pozyskanej przez Martę odmiany 'Tutu' ). Dotarła do człowieka wiedza o różnych typach ciemiernikowych kwiatów. Przyznam się że ślinotok miał siłę Niagary! Jakoś na szczęście nie udało mi się nabyć wymarzeńca przed okrutnym lutym 2012 roku, na szczęście bo Ciemiernikowszczyzna bardzo ucierpiała owej pamiętnej złą pamięcią dla ogrodników pory.
Ciemierniki dość dobrze znoszą nasze zimy, pod jednym wszakże warunkiem - kołderka śniegowa musi być! Bardzo powoli odbudowuję stan sprzed paskudnej, bezśnieżnej zimy. Nie udało mi się uratować Mamuśki która z racji pochodzenia powinna być bardziej odporna niż ciemierniki wschodnie, 'Mrs Betty Ranicar' cudem przeżyła ale jej stan pozostawia wiele do życzenia, jedna z "Marczanek" odeszła bezpowrotnie. Nie tylko mnie zalewała fala żalu, lament po ciemiernikach niósł się od Wrocławia do Zamościa! Ogrodnicy to jednak wieczni optymiści, nie trzeba było długo czekać żeby zaczęli uskuteczniać zakupy ciemiernikowe. Ja postanowiłam skoncentrować się głównie na mieszańcach ogrodowych. Przed zimową hekatombą podjęłam próby dogadania się z ciemiernikami Helleborus foetidus i Helleborus sternii ale to był raczej monolog z mojej strony. O ile jestem w stanie zrozumieć fochy tego ostatniego to postawa cuchnącego jest dla mnie wielką niewiadomą. Miał w zasadzie wszystkie potrzebne ciemiernikom do rozwoju warunki a jednak złośliwie postanowił odmówić współpracy.
Normalne jest że po kwitnieniu cuchnący lubi odlecieć zostawiając po sobie w charakterze wspomnienia mnóstwo siewek ale mój miał tendencje do odlotu jeszcze przed kwitnieniem. Nie to nie, użerać się z opornym nie mam zamiaru! Teraz troszkę o roślinach towarzyszących ciemiernikom. Moje rośliny rosną w bluszczowisku, mają wycięte ( dosłownie ) okręgi wypełnione dobra dla nich ziemią ( z dolomitem ). Bardzo pilnuje tego żeby bluszcz ciemierników nie atakował ale w zamian za to mam piękne tło dla kwitnących kwiatów co szczególnie jest ważne przy ciemiernikach wschodnich i mieszańcach, gdyż ich liście nie są specjalnie ozdobne po zimie a niekiedy nie ma ich w ogóle. Dosadzam na Ciemiernikowszczyźnie narcyze, niekiedy nienajlepiej dobierając odmiany ( 'Bridal Crown' to była pomyłka , znacznie lepiej wypadło towarzystwo z odmiany 'Thalia' ). Obecnie Ciemiernikowszczyzna powoli ale nieustająco rozpełza się na drugą stronę kamiennej ścieżki prowadzącej w stronę fijołkowiska pod kasztanowcem zwanym Kasztanem. Myślę że takie nasadzenie będzie nieźle wyglądało choć z klasyczną rabatą niewiele ma wspólnego. Ciemiernik w roli rośliny "obwódkowo - przyścieżkowej" jest jak najbardziej na miejscu, mimo pełnych "ogrodowych" kwiatów ma w sobie jakiś urok "dziczyzny" pasujący do ścieżki z nieobrobionych kamieni ( no i jednak trochę o przyszłości Ciemiernikowszczyzny wcisnęłam, he, he ).
Moim pierwszym ciemiernikiem był ciemiernik biały noszący w języku dawno wymarłym zmyłkowe miano Helleborus niger. Nawet nie bardzo już dziś pamiętam gdzie go kupiłam, dość odległa to przeszłość. Za to jak mnie pamięć nie zawodzi to posadziłam tego pierwszego ciemiernika na pięknym słonecznym stanowisku. Nie rósł więc musiałam doczytać o wymaganiach i mimo ostrzeżeń na temat grymasów rośliny przy przesadzaniu zaryzykować zmianę stanowiska. Ciemiernik przeprowadzkę zniósł z nieksiążkową wręcz godnością i w szybkim tempie zaczął zmieniać się w Mamuśkę!
Z jednego ciemiernika nagle przeszłam na etap Ciemiernikowszczyzny. Nasienniki ze "zmumifikowanym" kwiatem są tak ozdobne ze prawie nigdy ich nie usuwam i w tym leżała cała zagadka błyskawicznej ekspansji ciemiernika. Najpierw niedaleko Mamuśki przyuważyłam małe ciemierniczki, później znajdowałam je nawet w dość odległych od przyszłej Ciemiernikowszczyzny zakątkach ogrodu. Jak się okazało nasionkami ciemiernika zajęły się mrówki i poroznosiły je po ogrodzie. Poprzenosiłam całe to młodociane towarzystwo w pobliże Mamuśki i nagle odkryłam że mam całkiem porządne nasadzenie z ciemiernika. I tak narodziła się Ciemiernikowszczyzna.
Apetyt jak wiadomo rośnie w miarę jedzenia, im bardziej było u mnie ciemierniczo tym więcej wyczytków na temat ciemierników robiłam i tym bardziej pragnęłam rozszerzyć o inne gatunki moje ciemiernikowe nasadzenia. Ciemierniki wschodnie Helleborus orientalis nabyłam w jednym z moich ulubionych ogrodniczych sklepów na Gojawiczyńskiej ( czegóż fajnego roślinnego ja z tego dobrego miejsca nie mam ) i to grupowo - trzy dobrze rozrośnięte, kwitnące rośliny w bardzo porządnej cenie. Największym atutem tych żywcowych zakupów była możliwość wybrania egzemplarzy o pięknie wybarwionych kwiatach. Ciemierniki orientalne uzyskane z siewu mają różne zabarwienie płatków dlatego czasem następuje zdziwko gdy kupuje się rośliny bez kwiatów. Odmiany ciemiernika orientalnego to albo selekty albo też "podpinane" pod gatunek mieszańce Helleborus orientalis x Helleborus niger. "Czysty" gatunek wschodni ma zdaje się kwiaty ciemnoczerwone, szeroka paleta barw, te wszystkie nakrapiania, lamóweczki i tym podobne ozdóbstwa wydają mi się raczej przynależne mieszańcom. Nie jestem botanikiem i przyznam się że wyśledzenie tego co u mnie pod nazwa ciemiernik wschodni rośnie przerasta moje możliwości. W każdym razie wszystkie ciemierniki wśród których dokonałam wyboru trzech moich egzemplarzy miały ciemno zabarwione płatki co skłania mnie do uznania że nawet jeżeli trafiły mi się mieszańce to jakieś takie do gatunku zbliżone. Nie wiem dlaczego na hybrydy ogrodowe rozciąga się nazwę gatunku, tajemnica handlowców jak przypuszczam.
Jak już byłam usatysfakcjonowana tym że na Ciemiernikowszczyznie zagościł inny kolor kwiatów niż biały, jak grom z jasnego nieba spadło na mnie chciejstwo posiadania ciemiernika o pełnych kwiatach. Wystarczyło jedno, dobrze zrobione zdjęcie odmiany 'Mrs Betty Ranicar' żeby wywołać ślinotok! Helleborus x hybridus 'Mrs Betty Ranicar' bo tak brzmi pełny tytuł Jej Ciemierniczej Wysokości została oczywiście kupiona jako ciemiernik wschodni a ja postanowiłam sobie odpuścić dochodzenia ciemiernicze bo doszłam do wniosku że wystarczy mi walka z określeniem gatunku Iris pumila używanym wobec irysów SDB. Śledzenie zawiłości gatunkowo - odmianowych nie miało zresztą sensu po wysępieniu od naszego tabazowego coolegi Marka pięknych siewek ciemiernika, przy których powstaniu pracowały pszczółki.
Marek postanowił nas obdarować siewkami już kwitnącymi ( i przy tej okazji po raz kolejny składam wielkie podziękowania ) żeby być pewnym że kwiaty sadzonek będą miały zwiększoną ilość płatków. "Marczanki" okazały się przepiękne, nie dość że pełnokwietne to jeszcze z lamówkami zwanymi picote albo z kropkami. Pełnia ciemiernikowego szczęścia! W tym niej więcej radosnym czasie Miłka dorwała w OBI ciemiernika o kwiatach typu daliowego, już pierwsza fota zrobiła duże wrażenie ( spotęgowane jeszcze potem przez oblookanie w sieci pozyskanej przez Martę odmiany 'Tutu' ). Dotarła do człowieka wiedza o różnych typach ciemiernikowych kwiatów. Przyznam się że ślinotok miał siłę Niagary! Jakoś na szczęście nie udało mi się nabyć wymarzeńca przed okrutnym lutym 2012 roku, na szczęście bo Ciemiernikowszczyzna bardzo ucierpiała owej pamiętnej złą pamięcią dla ogrodników pory.
Ciemierniki dość dobrze znoszą nasze zimy, pod jednym wszakże warunkiem - kołderka śniegowa musi być! Bardzo powoli odbudowuję stan sprzed paskudnej, bezśnieżnej zimy. Nie udało mi się uratować Mamuśki która z racji pochodzenia powinna być bardziej odporna niż ciemierniki wschodnie, 'Mrs Betty Ranicar' cudem przeżyła ale jej stan pozostawia wiele do życzenia, jedna z "Marczanek" odeszła bezpowrotnie. Nie tylko mnie zalewała fala żalu, lament po ciemiernikach niósł się od Wrocławia do Zamościa! Ogrodnicy to jednak wieczni optymiści, nie trzeba było długo czekać żeby zaczęli uskuteczniać zakupy ciemiernikowe. Ja postanowiłam skoncentrować się głównie na mieszańcach ogrodowych. Przed zimową hekatombą podjęłam próby dogadania się z ciemiernikami Helleborus foetidus i Helleborus sternii ale to był raczej monolog z mojej strony. O ile jestem w stanie zrozumieć fochy tego ostatniego to postawa cuchnącego jest dla mnie wielką niewiadomą. Miał w zasadzie wszystkie potrzebne ciemiernikom do rozwoju warunki a jednak złośliwie postanowił odmówić współpracy.
Normalne jest że po kwitnieniu cuchnący lubi odlecieć zostawiając po sobie w charakterze wspomnienia mnóstwo siewek ale mój miał tendencje do odlotu jeszcze przed kwitnieniem. Nie to nie, użerać się z opornym nie mam zamiaru! Teraz troszkę o roślinach towarzyszących ciemiernikom. Moje rośliny rosną w bluszczowisku, mają wycięte ( dosłownie ) okręgi wypełnione dobra dla nich ziemią ( z dolomitem ). Bardzo pilnuje tego żeby bluszcz ciemierników nie atakował ale w zamian za to mam piękne tło dla kwitnących kwiatów co szczególnie jest ważne przy ciemiernikach wschodnich i mieszańcach, gdyż ich liście nie są specjalnie ozdobne po zimie a niekiedy nie ma ich w ogóle. Dosadzam na Ciemiernikowszczyźnie narcyze, niekiedy nienajlepiej dobierając odmiany ( 'Bridal Crown' to była pomyłka , znacznie lepiej wypadło towarzystwo z odmiany 'Thalia' ). Obecnie Ciemiernikowszczyzna powoli ale nieustająco rozpełza się na drugą stronę kamiennej ścieżki prowadzącej w stronę fijołkowiska pod kasztanowcem zwanym Kasztanem. Myślę że takie nasadzenie będzie nieźle wyglądało choć z klasyczną rabatą niewiele ma wspólnego. Ciemiernik w roli rośliny "obwódkowo - przyścieżkowej" jest jak najbardziej na miejscu, mimo pełnych "ogrodowych" kwiatów ma w sobie jakiś urok "dziczyzny" pasujący do ścieżki z nieobrobionych kamieni ( no i jednak trochę o przyszłości Ciemiernikowszczyzny wcisnęłam, he, he ).
sobota, 18 stycznia 2014
Rabaty Alcatrazu - Ciepłe Monstrum
Zanim Ciepłe Monstrum zostało nazwane Ciepłym Monstrum na sporej części przyszłej monstrualnej rabaty istniała tzw. Żółta Grządka. Rosły na niej wszelkie złocistości jakie udało mi się zgromadzić w ogrodzie. Już w czasie pierwszego masowego kwitnienia złocistości zorientowałam się że żółć w nadmiarze bywa okrutna. Jednokolorowa rabata była wprost łobrzydliwa - płaska, bez wyrazu mimo odblaskowego kolorku i zróżnicowanych liści, no po prostu tragedia i Wielki Babol Nasadzeniowy! Czym prędzej usiłowałam zmienić sytuację poprzez wprowadzenie roślin o kwiatach w kolorze pomarańczy i czerwieni. Było lepiej ale nadal męcząco. Sprawę rozwiązało dopiero wprowadzenie roślin o białych, kremowych i łososiowych kwiatach, wtedy rabacie wyraźnie się polepszyło.
Dosadzanie nowych roślin skończyło się tym że Żółta Grządka rozrosła się do monstrualnych rozmiarów i została Ciepłym Monstrum. Od sąsiedztwa rabatę oddziela pas iglaków mających za zadanie stworzyć barierę wizualno - akustyczną ( pan Dzidzio i przebój lata "Ramona" ). Jak to z barierowcami bywa najmniejsze to te iglaki nie są. Spory cis, cyprysiki, dwa złociste żywotniki i nagle człowiek widzi że robi się coś nie halo. Usiłowałam wrażenie iglaczej ściany zniwelować poprzez nasadzenie iglaków o krzaczastych formach i ciekawym "uigleniu". I tak pojawiły się żółtoigielne cisy ( obecnie dzielnie sekatorkowane do zwartych, półkulistych form ), cyprysiki Chamaecyparis pisifera 'Filifera Nana' i Chamaecyparis pisifera 'Filifera Aurea Nana' i żeby było trochę mniej monotonnie świerk kłujący czyli Picea pungens w odmianie 'Glauca Globosa'. Od oczka wodnego rabatę oddziela wielki jałowiec Juniperus communis 'Depressa'. Wśród bylin takie samo stopniowanie jak przy iglakach, sporą część Ciepłego Monstrum zajmują niskie byliny pasujące do nasadzeń z irysów SDB. Na Ciepłym Monstrum znajduje się Pumiloton nr 1, moje pierwsze "karłowe" irysowisko.
Swego czasu przy ścianach szopek oddzielających Alcatraz od Podwórka rosły porzeczki "w masie", podobnie jak miało to miejsce w przypadku Landryna. Po pożegnaniu się z porzeczkami postanowiłam to miejsce zakrzaczyć czymś co nie będzie miało owoców. Z żelazną konsekwencją podchodząc do tematu posadziłam dwa pierwsze krzaki - porzeczkę złotą Ribes aureum i pigwowca japońskiego Chaenomeles japonica ! Pierwszy krzak posadzony został dla zapachu kwiatów bo urodę to ma więcej niż dyskusyjną ( dziś jest dyskretnie ukryty za irgą ). Woń przypominająca mocny zapach kwiatów lewkonii niesie się po Alcatrazie w cieple kwietniowe dni. Natomiast pigwowiec to wspominek ( odsadka ) po panowaniu Stryja Mieczysława. Nie wiem jakiego typu to mieszaniec, nazwy odmiany nie znam - mam tylko przypuszczenia. Kolor kwiatów jest genialny, niesamowity odcień czerwieni ( zdziwne jest to że odmiana zaczyna kwitnienie w kolorze czerwieni o pomarańczowym odcieniu a kończy obsypana kwiatami w kolorze szkarłatu ). Oczywiście obydwa krzaki już w pierwszym sezonie zaowocowały, porzeczka to nawet irytująco obficie!
Później dosadziłam trochę irg Cotoneaster, dużych tawuł Spirea, dereni Cornus alba sibirica i złotlina Kerria japonica a nawet wygospodarowałam miejsce na kalinę buldoneżkę Viburnum opulus 'Rosea'. Na zakończenie w rogu ogrodowej działki podkusiło mnie i posadziłam sumaka octowca Rhus typhina i niedaleko od niego rokitnika pospolitego Hippophaë rhamnoides, przypadki rozpełzań na Ciepłym Monstrum załatwiałam sobie od samego początku ( obecnie walczę z zawleczoną żubrówką ). Nie tak dawno poprzesadzałam ukorzenione z odkładów derenie a stare krzaki zamierzam wykopać wraz z podstępnym rokitnikiem. Miejsce po dereniach będzie oczarkowe, taki mam przynajmniej plan. Pięknie wczesną wiosną i jesienią a neutralne tło z zielonych liści latem.
Ciepłe Monstrum jest w jak wszystkie moje rabaty bylinowe rabatą trzysezonową. Niestety z jesiennymi nasadzeniami jest na nim kiepsko. Wiosna to wysyp tulipanów, najbardziej cenię stare odmiany, dające normalne cebule przybyszowe i rzadko podłapujące wirusy. Nie dla mnie różne podejrzane nówki co to zanikają po jednym sezonie. Byliny wiosenne dopasowane terminem kwitnienia do irysów SDB, kolory kwiatów rzecz jasna ciepłe a i wzrost jak już pisałam taki żeby esdebięta były dobrze wpasowane. Na rabacie oprócz irysków karłowych rosną też irysy IB, BB i TB, jednak to nasadzenia SDB stanowią największą procentowo część rabaty. Musiałam pogodzić się z faktem że po kwitnieniu w maju "karłowate irysowisko" pozostaje zielone a ciężar kwitnienia przenosi się na środek rabaty.
Czerwiec to czas tzw. bylin podstawowego doboru. Do kwitnących irysów dołączają peonie, wysokie dzwonki, krwawniki. W lipcu zaczyna się szaleństwo liliowców. Swego czasu zostałam zabakcylowana i zdobywałam te rośliny wszelkimi możliwymi sposobami. Bylina jakby stworzona dla leniwca jakim jestem, minimum wysiłku maksimum efektu! Szczególnym sentymentem darzę odmiany wyhodowane przez brata Stefana Franczaka, wyjątkowo dobrze rosnące w naszym klimacie. Alcatraz szczyci się sporymi kępami odmian 'Słowik' i 'Laura'. Oprócz "Franczaków" na Ciepłym Monstrum kwitną liliowce "nowszej generacji" i właściwie to ja już liliowców w zasadzie nie powinnam sadzić bo rabata w lipcu może sprawiać wrażenie monokulturowej.
Na szczęście wysiewają się rudbekie i w nieskończoność dzielę złocienie nazywane margaretkami. Posadziłam też trzcinniki Calamagrostis acutiflora 'Overdam', bardzo dobre trawy do "rozluźniania" rabat na których szczyt kwitnienia wypada w lipcu i sierpniu. Bardzo sobie też chwalę opisany w grudnu krwiściąg Sanguisorba officinalis, wykonuje u mnie podobną robotę do traw - nadaje lekkości nasadzeniom bylinowym. Niekiedy uda mi się z tym nadawaniem lekkości przesadzić. Zapuściłam sobie przymiotno łąkowe i to było kolejne "mylne zapuszczenie" na Ciepłym Monstrum, drobno biało kwitnące tak, straszliwie się siejące nie. Od niedawna na Ciepłym Monstrum hoduję lilie - azjatki i orienpety. Jak na razie ani nasadzenie nie wygląda ani lilie nie powalają. Nie wiem czy nie zrezygnuję z liliowej uprawy na tej rabacie i nie pójdę w kierunku nasadzeń z hortensji bukietowej, Ciepłe Monstrum by mi się wtedy łączyło pięknie z Landrynem.
No i kwiatostany hortensji przedłużyłyby sezon kwitnień, który właściwie kończy się na dzielżanach. Potem to już właściwie tylko miskanty poprzecznie paskowane i mój ukochany 'Variegatus' i przbarwiające się liście krzakowego tła są ciekawe. Bylinowe nasadzenia jesienne na monstrualnej rabacie nie powalają, astry wrzosolistne późno kwitną, marcinki o większych kwiatach na Ciepłym Monstrum nie rosną ( błąd bo białe wyglądałyby nieźle z trawami ) a słynna "stokrotka na sterydach" czyli Leucanthemella serotina bardzo wolno w alcatrazowych warunkach przyrasta ( nad czym niezwykle boleję ) i nie można jeszcze o niej mówić jako o porządnej kępie robiącej wrażenie. Nie ma co ukrywać że przede mną jeszcze sporo pracy, mnóstwo czyszczenia gleby z głupich "mylnych zapuszczeń", przesadzania roślin na właściwe dla nich miejsca, dobieranie towarzystwa tak aby nie tylko w czasie kwitnienia było cool a potem to morze trawiastych liści i monotonia okrutna. Trzeba zbierać siły do monstrualnego wysiłku.
Dosadzanie nowych roślin skończyło się tym że Żółta Grządka rozrosła się do monstrualnych rozmiarów i została Ciepłym Monstrum. Od sąsiedztwa rabatę oddziela pas iglaków mających za zadanie stworzyć barierę wizualno - akustyczną ( pan Dzidzio i przebój lata "Ramona" ). Jak to z barierowcami bywa najmniejsze to te iglaki nie są. Spory cis, cyprysiki, dwa złociste żywotniki i nagle człowiek widzi że robi się coś nie halo. Usiłowałam wrażenie iglaczej ściany zniwelować poprzez nasadzenie iglaków o krzaczastych formach i ciekawym "uigleniu". I tak pojawiły się żółtoigielne cisy ( obecnie dzielnie sekatorkowane do zwartych, półkulistych form ), cyprysiki Chamaecyparis pisifera 'Filifera Nana' i Chamaecyparis pisifera 'Filifera Aurea Nana' i żeby było trochę mniej monotonnie świerk kłujący czyli Picea pungens w odmianie 'Glauca Globosa'. Od oczka wodnego rabatę oddziela wielki jałowiec Juniperus communis 'Depressa'. Wśród bylin takie samo stopniowanie jak przy iglakach, sporą część Ciepłego Monstrum zajmują niskie byliny pasujące do nasadzeń z irysów SDB. Na Ciepłym Monstrum znajduje się Pumiloton nr 1, moje pierwsze "karłowe" irysowisko.
Swego czasu przy ścianach szopek oddzielających Alcatraz od Podwórka rosły porzeczki "w masie", podobnie jak miało to miejsce w przypadku Landryna. Po pożegnaniu się z porzeczkami postanowiłam to miejsce zakrzaczyć czymś co nie będzie miało owoców. Z żelazną konsekwencją podchodząc do tematu posadziłam dwa pierwsze krzaki - porzeczkę złotą Ribes aureum i pigwowca japońskiego Chaenomeles japonica ! Pierwszy krzak posadzony został dla zapachu kwiatów bo urodę to ma więcej niż dyskusyjną ( dziś jest dyskretnie ukryty za irgą ). Woń przypominająca mocny zapach kwiatów lewkonii niesie się po Alcatrazie w cieple kwietniowe dni. Natomiast pigwowiec to wspominek ( odsadka ) po panowaniu Stryja Mieczysława. Nie wiem jakiego typu to mieszaniec, nazwy odmiany nie znam - mam tylko przypuszczenia. Kolor kwiatów jest genialny, niesamowity odcień czerwieni ( zdziwne jest to że odmiana zaczyna kwitnienie w kolorze czerwieni o pomarańczowym odcieniu a kończy obsypana kwiatami w kolorze szkarłatu ). Oczywiście obydwa krzaki już w pierwszym sezonie zaowocowały, porzeczka to nawet irytująco obficie!
Później dosadziłam trochę irg Cotoneaster, dużych tawuł Spirea, dereni Cornus alba sibirica i złotlina Kerria japonica a nawet wygospodarowałam miejsce na kalinę buldoneżkę Viburnum opulus 'Rosea'. Na zakończenie w rogu ogrodowej działki podkusiło mnie i posadziłam sumaka octowca Rhus typhina i niedaleko od niego rokitnika pospolitego Hippophaë rhamnoides, przypadki rozpełzań na Ciepłym Monstrum załatwiałam sobie od samego początku ( obecnie walczę z zawleczoną żubrówką ). Nie tak dawno poprzesadzałam ukorzenione z odkładów derenie a stare krzaki zamierzam wykopać wraz z podstępnym rokitnikiem. Miejsce po dereniach będzie oczarkowe, taki mam przynajmniej plan. Pięknie wczesną wiosną i jesienią a neutralne tło z zielonych liści latem.
Ciepłe Monstrum jest w jak wszystkie moje rabaty bylinowe rabatą trzysezonową. Niestety z jesiennymi nasadzeniami jest na nim kiepsko. Wiosna to wysyp tulipanów, najbardziej cenię stare odmiany, dające normalne cebule przybyszowe i rzadko podłapujące wirusy. Nie dla mnie różne podejrzane nówki co to zanikają po jednym sezonie. Byliny wiosenne dopasowane terminem kwitnienia do irysów SDB, kolory kwiatów rzecz jasna ciepłe a i wzrost jak już pisałam taki żeby esdebięta były dobrze wpasowane. Na rabacie oprócz irysków karłowych rosną też irysy IB, BB i TB, jednak to nasadzenia SDB stanowią największą procentowo część rabaty. Musiałam pogodzić się z faktem że po kwitnieniu w maju "karłowate irysowisko" pozostaje zielone a ciężar kwitnienia przenosi się na środek rabaty.
Czerwiec to czas tzw. bylin podstawowego doboru. Do kwitnących irysów dołączają peonie, wysokie dzwonki, krwawniki. W lipcu zaczyna się szaleństwo liliowców. Swego czasu zostałam zabakcylowana i zdobywałam te rośliny wszelkimi możliwymi sposobami. Bylina jakby stworzona dla leniwca jakim jestem, minimum wysiłku maksimum efektu! Szczególnym sentymentem darzę odmiany wyhodowane przez brata Stefana Franczaka, wyjątkowo dobrze rosnące w naszym klimacie. Alcatraz szczyci się sporymi kępami odmian 'Słowik' i 'Laura'. Oprócz "Franczaków" na Ciepłym Monstrum kwitną liliowce "nowszej generacji" i właściwie to ja już liliowców w zasadzie nie powinnam sadzić bo rabata w lipcu może sprawiać wrażenie monokulturowej.
Na szczęście wysiewają się rudbekie i w nieskończoność dzielę złocienie nazywane margaretkami. Posadziłam też trzcinniki Calamagrostis acutiflora 'Overdam', bardzo dobre trawy do "rozluźniania" rabat na których szczyt kwitnienia wypada w lipcu i sierpniu. Bardzo sobie też chwalę opisany w grudnu krwiściąg Sanguisorba officinalis, wykonuje u mnie podobną robotę do traw - nadaje lekkości nasadzeniom bylinowym. Niekiedy uda mi się z tym nadawaniem lekkości przesadzić. Zapuściłam sobie przymiotno łąkowe i to było kolejne "mylne zapuszczenie" na Ciepłym Monstrum, drobno biało kwitnące tak, straszliwie się siejące nie. Od niedawna na Ciepłym Monstrum hoduję lilie - azjatki i orienpety. Jak na razie ani nasadzenie nie wygląda ani lilie nie powalają. Nie wiem czy nie zrezygnuję z liliowej uprawy na tej rabacie i nie pójdę w kierunku nasadzeń z hortensji bukietowej, Ciepłe Monstrum by mi się wtedy łączyło pięknie z Landrynem.
No i kwiatostany hortensji przedłużyłyby sezon kwitnień, który właściwie kończy się na dzielżanach. Potem to już właściwie tylko miskanty poprzecznie paskowane i mój ukochany 'Variegatus' i przbarwiające się liście krzakowego tła są ciekawe. Bylinowe nasadzenia jesienne na monstrualnej rabacie nie powalają, astry wrzosolistne późno kwitną, marcinki o większych kwiatach na Ciepłym Monstrum nie rosną ( błąd bo białe wyglądałyby nieźle z trawami ) a słynna "stokrotka na sterydach" czyli Leucanthemella serotina bardzo wolno w alcatrazowych warunkach przyrasta ( nad czym niezwykle boleję ) i nie można jeszcze o niej mówić jako o porządnej kępie robiącej wrażenie. Nie ma co ukrywać że przede mną jeszcze sporo pracy, mnóstwo czyszczenia gleby z głupich "mylnych zapuszczeń", przesadzania roślin na właściwe dla nich miejsca, dobieranie towarzystwa tak aby nie tylko w czasie kwitnienia było cool a potem to morze trawiastych liści i monotonia okrutna. Trzeba zbierać siły do monstrualnego wysiłku.
środa, 15 stycznia 2014
Rabaty Alcatrazu - Landryn
Moje ogrodowanie w Alcatrazie właściwie zaczęło się od Landryna. Landryn nie był rzecz jasna jeszcze wtedy Landrynem tylko przestrzenią przy starej gruszy rozciągającą się do okrutnych szopek. Tuż przy szopkach rosło coś na kształt miniplantacji czarnej porzeczki - stare, nieprześwietlane od czasu odejścia Stryja Mieczysława krzaki posadzone w trzech rzędach po siedem sztuk. Plantacyjkę od reszty ogrodu odzielała ścieżka i wąska rabata z irysami. Przy gruszy dawniej były grządki w stylu nagrobkowym ( prostokącik wyczyszczonej gleby lekko wzniesiony, wypisz, wymaluj "grobek"! Kiedy ja objęłam Alcatraz w posiadanie "grobki" już nie istniały, zostały tylko porzeczki i te kłącza irysów, którym udało się przeżyć wieloletni brak zabiegów należnych irysom bródkowym. "Najsampierw" pożegnałam się z porzeczkami, wzięłam byka za rogi i wszystkie stare krzaki porzeczkowe ( było ich znacznie więcej w całym ogrodzie, nie tylko przyszły Landryn był zaporzeczkowany ) odfrunęły z królikami. Mój Wielki Ogrodowy jak olbrzymi mi się wtedy wydawał odporzeczkowany Alcatraz! Jakby ogolił kto brodatego derwisza i odnalazł dotychczas ukrytą pod tym zarostem młodą, interesującą twarz. Landryn natychmiast zrobił się rabatą "do wzięcia".
Jak to na początku ogrodowania bywa zaczęłam od ustrzelenia byka, prawdziwego przewodnika stada! Zafundowałam Landrynowi iglaczka, jałowca płożącego co to w sam raz pasuje do gruszy ( na szczęście jakoś udało się bezgrzybowo roślinom koegzystować przez pewien czas, potem stareńka grusza odeszła do Niebieskich Ogrodów ). Do dzisiaj ten ten mój wymysł rośnie sobie na przodzie rabaty bylinowej a ja ze względu na mój sentymentalny stosunek do wymysłu ( "ach dawny bracie czas" ) nijak nie jestem w stanie się go z tego tak wyeksponowanego miejsca pozbyć.
Z czasem pojawiły się iglaki okalające oczko wodne i mój błąd jakoś się wtopił w ogród ( albo mnie się tak wydaje bo przyzwyczaiłam się do błędu ). Na Landrynie oprócz iglaka wylądowały w tym samym mniej więcej czasie tawuły japońskie. Wdzięczne te krzaczydła robią na rabacie za "wieczny kolor" i za trwałą, "czteropororoczną" strukturę. Dzięki nim i zostawianym na zimę pędom sedumków rabata nie wydaje się w sezonie jesienno - zimwym gołym klepiskiem. Tawuły wymagają dość częstego przystrzygania jeżeli mają być towarzystwem dla bylin. Moje landrynowe egzemplarze docinam staranniej niż podwórkowce, staram się im nadawać półokrągły, zwarty kształt, przy którym dobrze wyglądają powycinane liście chabra białawego , trawiaste liście irysa syberyjskiego czy urodne listowie bodziszków. Trzy do czterech razy w sezonie solidne kształtowanie tawuł ma miejsce, nie ma zmiłuj.
Sedumki jako jedyne z bylin pełnią podobną rolę do tawuł - są bardzo architektonicznymi roślinami, mimo niewielkiego wzrostu stwarzają na rabacie bardzo zwartą strukturę porządkującą przestrzeń. Swego czasu myślałam że podobną rolę przyjdzie spełniać liściom piwonii. Owszem piwonia sprawdza się jako struktura ale do porządkujących widok rabaty sedumków piwoniom daleko. Mniej sztywne i masywne piwoniowe liście na Landrynie stanowią "delikatniejsze tło" dla solidnych i krzepkich sedumków. jak pisałam sedumkowe pędy zostają na zimę, przepięknie wyglądają oszronione i jeszcze mi się nie zdarzyło żeby położył je nawet duży śnieg. Świetna z sedumków roślina!
Oprócz tawuł japońskich rosną na Landrynie i inne krzewy, na myśli mam róże, które czasem są traktowane jak całkiem nie krzakowa kategoria ( moim zdaniem niesłusznie ). Nie jest ich co prawda zbyt wiele ale warto odnotować tę różaną obecność. Najstarszą różą na rabacie, prawdziwą weteranką jest angielka 'Mary Rose'. Wdzięczne to krzaczydełko autorstwa Austina jest bezproblemowe, świetnie kwitnące i godne polecenia do różnego typu nasadzeń. Jedna z najlepszych róż wśród tych z którymi miałam do czynienia. Twarda zawodniczka znosząca zimowe ekscesy klimatu niczym różany dzikun, odporna na grzybowe infekcje w czasie mokrego lata, kwitnąca bardzo obficie latem i jesienią. Kwiaty nie są tak "upakowane" płatkami jak kwiaty innych odmian angielek i może dlatego ta róża tak pięknie wygląda w nasadzeniach typu "country style". U mnie jest najważniejszym różanym punktem na "miejskim" Landrynie.
Landryn jest rabatą kwitnącą w trzech sezonach. Najwcześniejsze kwiaty na nim zakwitające to przebiśniegi, krokusy i fiołki kwitnące w okolicach magnolki 'Alexandrina', która zastąpiła gruszę. Po prawdzie to magnolka rosła kiedyś na Tyrawniku ale rozrastający się Landryn ją wchłonął, wiosenne cebulaczki na Landrynie najpiękniej chyba reprezentuje szafirek, w gatunkach i odmianach mnogich posadzony. Najpiękniejszymi wczesno wiosennymi bylinami są na Landrynie sasanki. Podobnie jak szafirki uprawiam parę odmian ( z gatunkami poszło mi ciężko, za mało alpinaryjne podłoże że się tak wypiszę ). Nie ma dla mnie brzydkich sasanek, wszystkie są urocze i przepięknie puchate. Sasankuję w innych częściach Alcatrazu i zamierzam sasankować na Podwórku, tak wdzięczna roślina zasługuje na wiele stanowisk.
Po wczesno wiosennych kwitnieniach przychodzi czas przetaczników, zawilcy leśnych, firletki i bodziszków. Jest to też czas irysów SDB i IB. Na Landrynie znajduje się jeden z Pumilotonów, rosną na nim irysy niższych kategorii w barwach "ciekłej słodyczy" ( określenie zapożyczone od Cio Mary ). Bez przesady jednak z tym słodyczyzmem, jest tam też całkiem spora grupa irysów w odcieniach koloru niebieskiego i bieli, że o pięknej wrzosowej barwie odmiany irysa IB 'Jo Bangles' ledwie się zająknę. Pasują takie barwy do kwiatów astrów alpejskich czy wcześnie kwitnących bodziszków. Nawet jarzeniowa firletka w odpowiednim towarzystwie mniej jarzy.
W końcu maja i na początku czerwca nadchodzą dni chwały i na Landrynie zakwitają irysy TB! Dawniej kwitły na nim masowo irysy staruszki dziś zawane nobliwie historycznymi odmianami irysów. Rosły sobie bezproblemowo i co roku pięknie zakwitały. Obecnie wylądowały na historycznym irysowisku na Podwórku a na Landrynie zagościły nowsze odmiany. Niestety nie ustrzegłam się wtopy. Zaczęłam "nowoczesne irysowanie" od odmian Ghio, które niezbyt dobrze spisywały się w mikroklimacie Alcatrazu. Nie było niby tragicznie bo kłączka jakoś tam przyrastały a i liście zdrowe ale kwitnienia były sporadyczne a w niektórych przypadkach w ogóle ich nie było.
Dopiero po niewczasie doczytałam że irysy Joe Ghio uważane są za dość kapryśne bródki. Postawiłam więc na irysy o których zdrowiu i odporności na nieciekawe warunki klimatyczne słyszałam i czytałam. Oczywiście miały być tylko hardcory ale wyszło jakoś że i delikatesy zostały przemycone ( z irysami bródkowymi jest u mnie tak że jestem jednocześnie celnikiem i przemytnikiem - schizofreniczna sytuacja ). W sumie w ramach Landryna jest parę stanowisk irysów. Największą grupą jest tzw. Zannka 1 czyli zestaw odmian w odcieniach błękitu i bieli. Są też stanowiska z irysami w odcieniach fioletu i różu. Oczywiście nie same bródki na Landrynie występują, znalazło się też miejsce dla grupy irysów syberyjskich.
Lato to na Landrynie czas liliowców, bodziszków, mikołajków i floksów. Kiedyś tam próbowałam sadzić na mojej landrynkowej rabacie lilie orienpety, guzik z tego wyszło bo liliom wyraźnie Landryn nie odpowiadał. Z liliowcami poszło znacznie lepiej choć nie jestem do końca usatysfakcjonowana ( potrzebowałam raczej wysokich roślin a liliowce to średniaki ). Środkowo - tylne partie rabaty obsadziłam więc floksami i przetacznikowcami. Dodałam trochę traw dla towarzystwa jesiennym marcinkom które zamykają nasadzenia Landryna ( dalej to już tylko krzakory jaśminowca i żylistka, no i ściana szopki z hortensjami ). Przyznam że letnia pora na Landrynie nie jest najciekawsza, akurat ten sezon jakiś taki niedopracowany nasadzeniowo mi wyszedł. Niekiedy wydaje mi się że Landryn jest za bogaty. Zbyt wiele jest na nim posadzonych roślin o drobnych kwiatach, dosadzam liliowce o dużych kwiatach by naprawić to "rozdrobniczenie" a potem widzę że nie o to mi chodziło. Wieczne letnie niezadowolenie tak można krótko opisać mój stosunek do landrynowych kwitnień w lipcu i sierpniu. Może sytuacja się poprawi jak porozrastają się floksy i podrosną hortensje bukietowe dyskretnie rosnące tuż przy ścianie szopki. Teraz zbyt ciekawie latem nie jest, sądzę że Alcatraz na piękny lipiec i sierpień będzie musiał jeszcze ze dwa albo i nawet trzy sezony poczekać.
Jesień należy zdecydowanie do marcinków, zresztą nie tylko na Landrynie one się wtedy obnoszą z urodą. U genezy nazwy Landryn jest nic innego tylko marcinkowe szaleństwo we wrześniu i październiku, to od kolorów kwitnących na tej rabacie masowo różowych jesiennych astrów powstała jej nazwa. Landryniaste marcinki kwitły na Landrynie. Obecnie bardzo się staram aby Landryn jesienią nie był tak okrutnie różowiasty, dosadzam marcinki w kolorach głębokiego fioletu i łagodnego błękitu. Wydzieliłam też zacienione miejsca ( są takowe i na tej rabacie) na stanowisko jesiennych zawilców o białych kwiatach. Marzą mi się jasno paskowane miskanty w masie żeby landrynowe nasadzenia jeszcze bardziej zyskały na lekkości. Bardzo późno jesienne kwiaty, zakwitające w drugiej połowie października chryzantemki zwane dąbkami niestety odmówił ze mną i Alcatrazem współpracy i najprawdopodobniej na kwitnieniu marcinkowym landrynowy czas kwiatów będzie się kończył. No cóż, nie można mieć wszystkiego, Landryn i tak ładnie się przez cały sezon ogrodowy spisuje.
Jak to na początku ogrodowania bywa zaczęłam od ustrzelenia byka, prawdziwego przewodnika stada! Zafundowałam Landrynowi iglaczka, jałowca płożącego co to w sam raz pasuje do gruszy ( na szczęście jakoś udało się bezgrzybowo roślinom koegzystować przez pewien czas, potem stareńka grusza odeszła do Niebieskich Ogrodów ). Do dzisiaj ten ten mój wymysł rośnie sobie na przodzie rabaty bylinowej a ja ze względu na mój sentymentalny stosunek do wymysłu ( "ach dawny bracie czas" ) nijak nie jestem w stanie się go z tego tak wyeksponowanego miejsca pozbyć.
Z czasem pojawiły się iglaki okalające oczko wodne i mój błąd jakoś się wtopił w ogród ( albo mnie się tak wydaje bo przyzwyczaiłam się do błędu ). Na Landrynie oprócz iglaka wylądowały w tym samym mniej więcej czasie tawuły japońskie. Wdzięczne te krzaczydła robią na rabacie za "wieczny kolor" i za trwałą, "czteropororoczną" strukturę. Dzięki nim i zostawianym na zimę pędom sedumków rabata nie wydaje się w sezonie jesienno - zimwym gołym klepiskiem. Tawuły wymagają dość częstego przystrzygania jeżeli mają być towarzystwem dla bylin. Moje landrynowe egzemplarze docinam staranniej niż podwórkowce, staram się im nadawać półokrągły, zwarty kształt, przy którym dobrze wyglądają powycinane liście chabra białawego , trawiaste liście irysa syberyjskiego czy urodne listowie bodziszków. Trzy do czterech razy w sezonie solidne kształtowanie tawuł ma miejsce, nie ma zmiłuj.
Sedumki jako jedyne z bylin pełnią podobną rolę do tawuł - są bardzo architektonicznymi roślinami, mimo niewielkiego wzrostu stwarzają na rabacie bardzo zwartą strukturę porządkującą przestrzeń. Swego czasu myślałam że podobną rolę przyjdzie spełniać liściom piwonii. Owszem piwonia sprawdza się jako struktura ale do porządkujących widok rabaty sedumków piwoniom daleko. Mniej sztywne i masywne piwoniowe liście na Landrynie stanowią "delikatniejsze tło" dla solidnych i krzepkich sedumków. jak pisałam sedumkowe pędy zostają na zimę, przepięknie wyglądają oszronione i jeszcze mi się nie zdarzyło żeby położył je nawet duży śnieg. Świetna z sedumków roślina!
Oprócz tawuł japońskich rosną na Landrynie i inne krzewy, na myśli mam róże, które czasem są traktowane jak całkiem nie krzakowa kategoria ( moim zdaniem niesłusznie ). Nie jest ich co prawda zbyt wiele ale warto odnotować tę różaną obecność. Najstarszą różą na rabacie, prawdziwą weteranką jest angielka 'Mary Rose'. Wdzięczne to krzaczydełko autorstwa Austina jest bezproblemowe, świetnie kwitnące i godne polecenia do różnego typu nasadzeń. Jedna z najlepszych róż wśród tych z którymi miałam do czynienia. Twarda zawodniczka znosząca zimowe ekscesy klimatu niczym różany dzikun, odporna na grzybowe infekcje w czasie mokrego lata, kwitnąca bardzo obficie latem i jesienią. Kwiaty nie są tak "upakowane" płatkami jak kwiaty innych odmian angielek i może dlatego ta róża tak pięknie wygląda w nasadzeniach typu "country style". U mnie jest najważniejszym różanym punktem na "miejskim" Landrynie.
Landryn jest rabatą kwitnącą w trzech sezonach. Najwcześniejsze kwiaty na nim zakwitające to przebiśniegi, krokusy i fiołki kwitnące w okolicach magnolki 'Alexandrina', która zastąpiła gruszę. Po prawdzie to magnolka rosła kiedyś na Tyrawniku ale rozrastający się Landryn ją wchłonął, wiosenne cebulaczki na Landrynie najpiękniej chyba reprezentuje szafirek, w gatunkach i odmianach mnogich posadzony. Najpiękniejszymi wczesno wiosennymi bylinami są na Landrynie sasanki. Podobnie jak szafirki uprawiam parę odmian ( z gatunkami poszło mi ciężko, za mało alpinaryjne podłoże że się tak wypiszę ). Nie ma dla mnie brzydkich sasanek, wszystkie są urocze i przepięknie puchate. Sasankuję w innych częściach Alcatrazu i zamierzam sasankować na Podwórku, tak wdzięczna roślina zasługuje na wiele stanowisk.
Po wczesno wiosennych kwitnieniach przychodzi czas przetaczników, zawilcy leśnych, firletki i bodziszków. Jest to też czas irysów SDB i IB. Na Landrynie znajduje się jeden z Pumilotonów, rosną na nim irysy niższych kategorii w barwach "ciekłej słodyczy" ( określenie zapożyczone od Cio Mary ). Bez przesady jednak z tym słodyczyzmem, jest tam też całkiem spora grupa irysów w odcieniach koloru niebieskiego i bieli, że o pięknej wrzosowej barwie odmiany irysa IB 'Jo Bangles' ledwie się zająknę. Pasują takie barwy do kwiatów astrów alpejskich czy wcześnie kwitnących bodziszków. Nawet jarzeniowa firletka w odpowiednim towarzystwie mniej jarzy.
W końcu maja i na początku czerwca nadchodzą dni chwały i na Landrynie zakwitają irysy TB! Dawniej kwitły na nim masowo irysy staruszki dziś zawane nobliwie historycznymi odmianami irysów. Rosły sobie bezproblemowo i co roku pięknie zakwitały. Obecnie wylądowały na historycznym irysowisku na Podwórku a na Landrynie zagościły nowsze odmiany. Niestety nie ustrzegłam się wtopy. Zaczęłam "nowoczesne irysowanie" od odmian Ghio, które niezbyt dobrze spisywały się w mikroklimacie Alcatrazu. Nie było niby tragicznie bo kłączka jakoś tam przyrastały a i liście zdrowe ale kwitnienia były sporadyczne a w niektórych przypadkach w ogóle ich nie było.
Dopiero po niewczasie doczytałam że irysy Joe Ghio uważane są za dość kapryśne bródki. Postawiłam więc na irysy o których zdrowiu i odporności na nieciekawe warunki klimatyczne słyszałam i czytałam. Oczywiście miały być tylko hardcory ale wyszło jakoś że i delikatesy zostały przemycone ( z irysami bródkowymi jest u mnie tak że jestem jednocześnie celnikiem i przemytnikiem - schizofreniczna sytuacja ). W sumie w ramach Landryna jest parę stanowisk irysów. Największą grupą jest tzw. Zannka 1 czyli zestaw odmian w odcieniach błękitu i bieli. Są też stanowiska z irysami w odcieniach fioletu i różu. Oczywiście nie same bródki na Landrynie występują, znalazło się też miejsce dla grupy irysów syberyjskich.
Lato to na Landrynie czas liliowców, bodziszków, mikołajków i floksów. Kiedyś tam próbowałam sadzić na mojej landrynkowej rabacie lilie orienpety, guzik z tego wyszło bo liliom wyraźnie Landryn nie odpowiadał. Z liliowcami poszło znacznie lepiej choć nie jestem do końca usatysfakcjonowana ( potrzebowałam raczej wysokich roślin a liliowce to średniaki ). Środkowo - tylne partie rabaty obsadziłam więc floksami i przetacznikowcami. Dodałam trochę traw dla towarzystwa jesiennym marcinkom które zamykają nasadzenia Landryna ( dalej to już tylko krzakory jaśminowca i żylistka, no i ściana szopki z hortensjami ). Przyznam że letnia pora na Landrynie nie jest najciekawsza, akurat ten sezon jakiś taki niedopracowany nasadzeniowo mi wyszedł. Niekiedy wydaje mi się że Landryn jest za bogaty. Zbyt wiele jest na nim posadzonych roślin o drobnych kwiatach, dosadzam liliowce o dużych kwiatach by naprawić to "rozdrobniczenie" a potem widzę że nie o to mi chodziło. Wieczne letnie niezadowolenie tak można krótko opisać mój stosunek do landrynowych kwitnień w lipcu i sierpniu. Może sytuacja się poprawi jak porozrastają się floksy i podrosną hortensje bukietowe dyskretnie rosnące tuż przy ścianie szopki. Teraz zbyt ciekawie latem nie jest, sądzę że Alcatraz na piękny lipiec i sierpień będzie musiał jeszcze ze dwa albo i nawet trzy sezony poczekać.
Jesień należy zdecydowanie do marcinków, zresztą nie tylko na Landrynie one się wtedy obnoszą z urodą. U genezy nazwy Landryn jest nic innego tylko marcinkowe szaleństwo we wrześniu i październiku, to od kolorów kwitnących na tej rabacie masowo różowych jesiennych astrów powstała jej nazwa. Landryniaste marcinki kwitły na Landrynie. Obecnie bardzo się staram aby Landryn jesienią nie był tak okrutnie różowiasty, dosadzam marcinki w kolorach głębokiego fioletu i łagodnego błękitu. Wydzieliłam też zacienione miejsca ( są takowe i na tej rabacie) na stanowisko jesiennych zawilców o białych kwiatach. Marzą mi się jasno paskowane miskanty w masie żeby landrynowe nasadzenia jeszcze bardziej zyskały na lekkości. Bardzo późno jesienne kwiaty, zakwitające w drugiej połowie października chryzantemki zwane dąbkami niestety odmówił ze mną i Alcatrazem współpracy i najprawdopodobniej na kwitnieniu marcinkowym landrynowy czas kwiatów będzie się kończył. No cóż, nie można mieć wszystkiego, Landryn i tak ładnie się przez cały sezon ogrodowy spisuje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)