środa, 30 października 2019

"Smęteczki jesienne" i inne radości przedlistopadowe

No i po babio letniej  pogodzie, znaczy  przynajmniej  w tym tygodniu.  Na szczęście  mła  powsadzała ostatki cebul, które kolejny  raz nabyła "po taniości".  Przy  okazji to  w "jej  Leroju" robili  czystkę  wśród  oplątw i  mła  nabyła za  psie pieniędze owe roślinki.  Konkretnie to za jakieś  trzydzieści procent  wyjściowej  ceny ( która  zresztą zdaniem  mła  była  wzięta z  sufitu ). Słoje i  wsadzanie  cebulek oraz  ekspresowe  odwalenie obiadu  dla  Małgoś  - Sąsiadki  i dla  się  to  było  wszystko   co mła zrobiła  w niedzielę  w którą  można dłużej  pospać.  Po południu kręgosłup się  zemścił  za całokształt i mła  musiała wziąć  tabletkę przeciwbólną po której  zapadła w  sen  jak ta Królewna  Śnieżka po jabłuszku.  Sen  się  wziął i przeciągnął i tak  mła przespała  pół  niedzieli w którą  można  dłużej  pospać. A roboty upiększające  domowe czekały, czekały i nadal czekają! Mła  sobie  w niedzielny  wieczór postanowiła że się weźmie  znów  solidnie do pracki jak  tylko  ryzyko nawrotu  tego  cholernego bólu się zmniejszy, zazwyczaj   to uśpienie  złego trwa trzy  dni.

A tu  Agniecha mebelków  się  domaga  za nic  mając  fakt  że  ten cholerny lakier schnie 20  godzin przy  drugim nakładaniu ( przy  pierwszym 4 ) a wyschnąć  musi  bo  inaczej  szuflady  mła  się skleją.  W poniedziałek mła  zamiast odpoczywać  jak  sobie  przyrzekała wzięła się za zaprawy   na suficie w miejscu  gdzie  kiedyś  było zalanie ( głupio bo kręgosłup cóś  zaczął przebąkiwać o tym że przydałoby  się  jakieś  wsparcie typu gorsecik albo cóś ). Domalowywała  na  wysokościach, szpachlowała i w ogóle  była jak ten  pszczółek. No i te wnętrza  szuflad mła  sobie umyśliła,  nie poleci po  nich  farbami  kredowymi  bo  są za drogie  i za długo z tym  lakierem  by to trwało. Mebelki  zostaną wewnętrznie  zaakrylowane i  nie ma że  nie ma. Uchwyty odfrunęły  z  królikami,  nietypowy  rozstaw  mocowań i trzeba by  szpachlować i się  bawić  a nowe  uchwyty albo  za  duże i  nie paszą  do  mebelków albo trza  by  dziurwę  koło  szpachlowanych  dziurw  nawiercać i  mła  wyszło  z  tego  wszystkiego że  najlepiej  to  by  było ubrać  mebelki w  "garnitur  dwurzędowy" czyli  wkręcić  zamiast  uchwytów   jakieś  dwie urodne gałki. Mła  nawet odpowiednie naszła przeglądając wtorkowym popołudniem  razem z  Mamelonem internety ale musi poczekać  do pierwszego  bo za  darmo  raczej  jej  ich  nie wyślą. We  wtorek mła  zaczęła  szufladkoprojekt  realizować ( rzecz jasna  na  akrylowaniu  się nie skończyło - to by było za proste ).


A co  poza  meblami i remontami i  końcem  ogrodowania?  Ano  znów  my przeszli  na  czas  zimowy.  Ponoć UE miała cóś  zmienić  ale politykom z  różnych  krajów  po prostu  robić  się  nie chce i ma  być  jak  było.  No cóż, to  już  wiadomo  czego będzie  dotyczyła  przyszła  kampania  do parlamentu  EU i kto  wie  czy  nie  do parlamentów  krajowych -  jak  ludzie  czegoś  naprawdę  chcą  to lepiej  ich  nie ignorować powołując  się  na niemożność  bo  znajdą  się  tacy politycy  którzy  rzecz uznają  za możliwą  i co  wtedy?  Tym  bardziej że zaprzestanie zmian  czasu  nijak  się  nie  da podpiąć  pod  populizm, rozdawnictwo  i  w ogóle a ma zdaje się  coraz  więcej  zwolenników    wśród   europejskich  społeczeństw.  Ociężałe doopska trza  będzie podnieść  i cóś  zrobić konkretnego  zamiast przysypiać w parlamentach i bajki w mediach  opowiadać. Ech... na  naszym  podwórku jest prawie  tak  ciekawie  jak w GB, a może  nawet  ciekawiej  bo  mła przeczytawszy że nasz  nowy szef NIK nabył ów najsłynniejszy bordello w  Polszcze  w ciekawych  okolicznościach.  Ja tu  nie chcę  nic  krakać  ale to zaczyna przypominać   klasyczny  numer  ze słupem na który  łobecni  rzundzący  tak  się oburzali. Zastanawiam  się  czego  jeszcze Pan B. mógł  się  tykać - fałszerstwa pieniędzy,  paserstwa, handlu hurtowego  prochami? Qrcze , co  tydzień niespodziewanka! A po  wyborach jakoś  nic  się  nie  zmieniło, zapowiadane  cudowności  powoli  znikają  z obiegu  medialnego a narodek  z lekkim kacem  pobalowym czeka  na  następny  festiwal  obietnic  i  walkę o  naszość, która  będzie  miała  miejsce przed  wyborami prezydenckimi. Niby  fajerwerki polytyczne so ale tak naprawdę to jest jesiennie  i szaro, dobrze  że  są  koty.  Za dobrą  wiadomość  mła  uznaje  ostatnie info o tygrysach  które trafią  do przytuliska w Hiszpanii via  Poznań ( jest ściepa bo leki  i  żywność  kosztują a miasto nie ma  budżetu z gumy ), niestety nie w komplecie  bo już jeden biedak transportu nie przetrzymał.


U  kotów mniejszych a nie tygrysów to jest tak że im  zimniej na  dworze  tym  między  nimi cieplejsze uczucia.  Jest  wspólne  spanie  w  wyrze, choć  Sztaflik  zwana  obecnie  Wielką  Siostrą  nadal  zaznacza  odrębność (  znaczy albo zajmuje  swoją część  wyra  na  wyłączność  pod  groźną  zagryzienia albo podsypia  na krześle ).  Mrutek  nadal  się  socjalizuje choć  nie  wiem  czy  kierunek  tej  socjalizacji  jest prawilny ( wymyślił że jak  poczuje głód  to  będzie  go sygnalizował  gryząc madkę ). Mieliśmy  wizytę  Nowego  Rudego, kocurka  z trzema  białymi  pierścionkami  na ogonie -  Mrutek  był  zachwycony bo  kolejny  kocur go odwiedził.  Dziefczynki  też  były  miłe, co jest  raczej  dziwne  bo   po  odejściu  Felicjana zaciekle broniły terytorium. Okularia  podłapała  chyba  ostatniego  w tym  sezonie  kleszcza ( mimo tego że  termin  działania  oprysku  antykleszczowego  jeszcze  nie minął ) a Szpagetka pluje  glukozaminą.  Znaczy  norma, no i  dobrze!



Dzisiaj  mam  dla  Was  jesienne  piosenki, takie  wspominki z lat młodości mła.  Tylko  jedna  jest prawdziwie  jesienna  ale druga   też  się  tak mła "autumnalnie" kojarzy. Oprócz  piosenek są  rzecz  jasna  fotki.  Pierwsze  dwie  dla  Agniechy, coby nie było że  mła  się leni  zamiast odnawialnictwo  meblowe uprawiać. Wnętrze  szufladków  ma  być takoż  samo interesujące  jak wnętrze takiej  jednej  która  filozofię  studiowała ale na szczęście  jej  nie  zaszkodziło. Poza tym  są  foty  cinżkiego bordello  na  moim  stole kuchennym, mła  zrobiła słoje  z  zielonym  ale  mebelki na  których słoje  mają  stać  to  tralala.  Są też  zbliżenia zasłoikowanych roślin ( liść  dębowy especially  for Gaja ). No i jest cóś  tam cóś  tam z ogrodu - różane ostatki ( wczoraj  ścięłam ostatnie kwiaty żeby mróz ich  nie załatwił ) i pierwsze "zimowe" kwitnienie -  moje  "niemieckie ciemierniki" pokazały  pąki.


sobota, 26 października 2019

Wrzuta meblowa czyli sprawozdanie z robót

Idzie  jak  po  grudzie, jak krew  z nosa, jakby chciało  a nie  mogło. Meble powoli  stają  się nowymi  meblami a ja  w tzw.  międzyczasie (  znaczy  w czasie  kiedy  mebelki schły )  pomalowałam ścianę  na coolor  bardziej  mła paszący, odświeżyłam  drzwi akrylem, powalczyłam  z  sufitem. Taa... a tak  się  niewinnie  zaczęło  od pomysłu  na  przerobienie mebelków z  Wyszkowa.  Jak  mła  następną razą  najdzie ochota  na przeróbki to  siędzie  na  rękach i poczeka  aż  jej owa ochota przejdzie, najlepiej to   bezpowrotnie.  No  bo mła się  wzięła i zakręciła -  w kuchni stoją niedorobiona komódka i "takie cóś", w  pokoju druga a  mła  z kotami przeciska  się  boczkiem, sunąc  po  folii malarskiej która  niczego  nie  chroni odkąd  Sztaflik wymyśliła  zabawę "A teraz  drzemy pazurami  folię, będzie fajnie!". Jakby  było mało  to mła  ma  problem  z uchwytami szuflad, stare  były  paskudne  a nowe  które  mła  się  podobią są   niewymiarowe.  Te zaś które  paszą  są  równie  paskudne jak te  stare (  a może nawet paskudniejsze ). Relaks,  jednym słowem  zjawisko opisując! Mła  zaczyna postękiwać  bo ona  jest mała i w związku  z tym  ma mały zasięg rączków, (  złośliwie  zwanych  przez  Sławencjusza plastusiami ) znaczy daleko nimi  nie sięgnie.  A mieszkanko  to mła  ma w starym  budownictwie i  drabina  w czasie jakichkolwiek  remontów  czy  wielkich sprzątań  jest  najlepszą przyjaciółką mła. No i teraz  mła wszystko  boli, nogi od  włażenia i złażenie  wielokrotnego  z drabiny, ręce  od prawilnego  trzymania  wałka  z  farbą,  kark bo  mła  musiała głowę i ręce nieustannie  podnosić, dłonie  bo  jak  mła ścierała farbę na mebelku to  z dociskiem. Ech... mebelków się  mła  zachciało!  Mła  jest głupia i to mimo tego że  jest  wiekowa!

Było tak.


A jest tak.



czwartek, 24 października 2019

Codziennik - czas leci jak szalony a praca wre!




Dżizuuu, ten  czas to leci  jak pierdolino i  litości  nie ma  dla  mła! Działam  na paru  frontach i tak  po  prawdzie  to  mam  dwa razy bitwę  nad Sommą  i raz kocioł kole  Stalingradu. Pierwsze  dwa przypadki  to sadzenie  roślin i renowacja  mebelków -  wszystko  trwa  o  wiele  za długo i są w związku  z tym ofiary ( niektóre  doniczki  z  bylinami  straciły cześć  naziemną bo wzięła i zanikła - na  szczęście  pamiętam  co  gdzie  rosło ),   trzeci  przypadek  to remont  lekstryczny - cóś  mła się  zdaje  że  do  niego  w tym roku  nie dojdzie i czas się poddać coby  jakieś  resztki  zdrowia psychicznego ocalić. Co prawda piendrolnięcie jest  teraz w narodzie  na porządku  dziennym, mła usłyszała  że wynik wyborów  jest kontestowany. Ostatnio  jak  jeden  w  Turcji  kontestował to przy  powtórce kontestunek  mu przeszedł za to szybko musiał  wojnę  wymyślić  bo  trza  było  wadzę  utrzymać. Mój  boszsz... myślicie  że  na kogoś  napadniemy? Oszczelamy o poranku albo co? Taa... i żeby  to jeszcze  było o  co się  pultać. No  chyba  że  rzundzące usiłują  załatwić pierwszą jaskółkę  w nadziei  że  zatrzymajo  wiosnę, he, he, he. Polityczne są bardziej  irytujące  niż  dzieci z ADHD,  w  dodatku  dzieci  jakby  usprawiedliwione  a polityczne to  w ogóle. Dobra, do rzeczy  milszych.


Mła  szczwanie korzystając  z pogody zrobiła  grobing i  jest już po.  Tak  szczerze pisząc  to tylko  w jednym  wypadku  miała  dużo  roboty z przycinaniem gałęziorów  starego żywotnika a poza tym lighcik  bo  mła lubi nawiedzać swoich  bliskich nieżyjących i mimo  że  nie szoruje nagrobków to cóś  tam   swoim   w prezencie  przynosi.  Tylko  1 listopada mła nie cierpi odwiedzin u  zmarłych i tego  nie robi.  Mła  nie lubi tłumu, podobnie  jak jej  krewni więc  do swoich zmarłych żadnych gości  nie zaprasza i przy  grobie   nie  wystaje. Pogoda  teraz ładna, taka  w sam raz  na odwiedziny to mła  polazła. Rozbabranym  mebelkom  cmentarna wycieczka  mła na rozbabranie  nie pomogła - stoją  nadal "w robocie".  Troszki mła  ma z nimi  problema  bo  kolor  podkładowy, któren  miał delikatnie przebijać  przez  kolejne warstwy farby okazał  się  ciut  za  zimny jak  na  gust  mła. Mła  się ratowała  kupnym  barwnikiem  ale świeżą miętę,  subtelną oliwkę, rozbielony ugier i kremową  biel wcale  nie  jest łatwo  połączyć  w coś miłego  dla oka.

Niby  wszystkie składniki są OK ale to co razem  tworzą to  już  może  niekoniecznie.  Na  szczęście  mła  ma dużo  papieru ściernego. Ale  za to  przy  tym  ściernym  papirze robi się też  zdziwnie  bo  moje  mebelki  to  lata sześćdziesiąte które  cóś  nie paszą  do  stajlu shabby chic. Ciotka  Elka  jest przerażona  moją  działalnością  w roli  renowatora  kolorysty, natomiast  Małgoś - Sąsiadka zaczęła  cóś  brzdękać o  tym  że przydałoby  się odświeżyć jej kredens  kuchenny.  Mła rzekła "Zapomnij, chyba  że  nabędziesz szlifierkę  kątową wraz  ze  szlifierzem.",  Małgoś w związku  z tymi słowami  zasadza  się  na  Januszka.  Jej  nieświadome  zagrożenia  dziecię ma sporą  szansę na zwabienie  przez mamusię w pułapkę zmontowaną  z uczuć (  wicie  rozumicie, staruszka  w opuszczeniu, która  nie śmie  dzieciom  czasu  zabierać - wielka  rola  Małgosi,  dzięki takiemu przedstawieniu pojawiła  się kiedyś upatrzona  wykładzinka i została  położona prawilno jakby przedwojenny  fachowiec  kładł  ).

Ponieważ  mebelki cóś  nie tego mła  wychodzą  to ona  postanowiła  dopasować  do  nich  coolor jednej ściany  w  myśl  zasady  remont  należy rozpocząć  od  zakupu ozdobnego  gadżetu. Myślała  długo  marszcząc  niskie  czółko  i wyszło  jej że  mebelki cóś  lepiej  będą  wyglądać  jak się  za nimi  pojawi   kolor brązowy.  W  związku  z  nową koncepcją  udała się po  farbę do Leroja , gdzie akurat (  ach, cóż to  za przypadek! ) kerownik ogrodowego wrócił  z urlaubu i cebulki przecenili.  Co prawda  nie o tyle o ile  się  mła  marzyło ( znaczy nie  rozdawali  za darmo  w ramach promocji ) ale  zawsze cóś  tam taniej.  Mła  zakupiła  i  mimo niestosownej  wysokości  przeceny  to się  nawet  zastanawia  czy  aby  jeszcze  kole  szafirków  się zakręcić. Odmiana  jest urocza, 'Baby's  Breaht' się nazywa. To  szafirek groniasty,  z łacińska nazywa  się  Muscari  neglectum, został znaleziony  na  Cyprze ( tam  się  takie  Afrodyty rodzą )  i co  tu  dużo  pisać - robi w  ogrodach  furorę. Powody  są  dwa: pierwszy  - jest  znacznie bardziej "lodowaty"  niż  słodko  błękitna  odmiana 'Valerie  Finnis', dwa - mimo  cypryjskiego  pochodzenia  jest  wytrzymały  na zaalpejskie  warunki ogrodowe.  Niestety  mła musiała się  dość  szybko odcebulkować bo czas  gonił   i  wybierać farbę ( miała  zgryza bo osiołkowi itd.  ). Skończyło  się  na tym że  nabyła środek  gruntujący  i farbę odporną  na ścieranie  co  się nazywa "indyjski  palisander".  Teraz  trza zgruntować ścianę  i  ją zapalisandrować, nie patrząc  przy  tym  na  sufit, któremu  też przydałoby  się  pociągnięcie  farbą (  takiej opcji  nie ma  bo  jeszcze  skończę  na  ocieplaniu  fundamentów  albo podnoszeniu  piętra ).





W ogrodzie, znaczy  w Alcatrazie i na Podwórku   mła  się pojawia  z  doskoku i działa  jakby  ją  ktoś  gonił.  Po prawdzie to nie  cóś  ale któś  ją gania, może  nawet  nie tyle  ją  co wszystko  co  się  rusza -  Mrutek odkrył Alcatraz i po prostu zwariował  ze  szczęścia.  Lata jak  pershing z jednego końca  ogrodu w  drugi -  za dziefczynkami, za listkami  które opadają, za ostatnimi owadami, za mła, za  wyimaginowanym  ktosiem.  Mój  boszsz... ja  wyobrażam  sobie jak on roznosił  Dom Tymczasowy,  wierzę  we  wszystkie  opowieści o  Mrutkowych  działaniach roznoszących i anarchistycznych  zapędach.  Dziefczynki  też  są  dobre - Sztaflik  pokłóciła o  Mrutka  ze  Szpagetką (  która pierwsza pokazuje mu zęby  i zaznacza ważniejszość ).  Skutek  był taki że  Szpagetka  się obraziła i postanowiła  spać  w kuwecie ( "Niech ta głupia kląkwa vel klunkwa   wie że  cierpię jak prawdziwa królowa  na wygnaniu! Proszę, z łóżeczka  na którym   trzymam  tyłek  na poduszce do gnoju!" ).

Na szczęście kuweta  była  nieużywana  bo  Mrutek już jest świadom  - "Madko,  tylko przymuły lejo w kuwecie jak  mogą  wyjść  na dziczyznę i zaszczycić szczynką kasztanowca." Rano z  zemsty  Szpagetka  napadła  podstępnie na jedzącą  Sztaflisię i  ryczała że  Sztaflik  ją  bije  wyrywając  jednocześnie  siostrzyczce kłęby  sierści. Sztaflik  też  ryczała tyle że z bólu i zaskoczenia  a potem się ociewiuchała,  odgryzła  i kazała wszystkim  odwalić, pokazała  zęby   i na cały dzień  wyszła  z domu ( jak  na nią to  bardzo długo ).  Wieczorem  wołałam  ją   ja, Okularia  i  Mrutek, Szpageton siedziała  w domu i grożąco pomrukiwała.  Sztaflik wróciła przed  dziesiątą i zjadła  kolację odwrócona  do  Szpagetki  tyłem, potem przelazła  na sztywnych  łapach  do  wyra i nie patrzała w  kierunku wyrodnej siostruni.  Z godnością  zniosła  dosiedlenie  Mrutka i  Okularii, na  wskakującą Szpagetkę  warczała, patrząc  rzecz jasna na  punkt  na  ścianie.

 Mrutek  wymrutał  mła  do  ucha - "Madko dzieje  się  cóś  dziwnego, one się pobiły a ja jestem w odstawce, nikt  mnie  nie leje." A mła  mu  na to "Jak  byłam maumą Felicjana to one  się nawet czasem  kochały, Felicjan  łał je obydwie.  Pamiętaj  Mrutku, niektóre uczucia nie pojawiają się  same  z się.". Mrutek na to "To  ja też  zrobię  że  się  będą kochać. Felicjan, Laluś i  Danuś to  byli  mucho macho, kiedy ja taki  będę?".  Mła odpowiedziała "Za jakieś następne  trzy  kilo na grzbieciku, dlatego madka  jest zadowolona  z kuszania koteczków". Mrutek  postanowił  kuszać wyczynowo  i nawet  nauczył  się mła poganiać żeby  szybciej  się   zwijała jak  żarciucho  serwuje, ryczy jak  Okularia, której  zawsze  mało. Nabiera  ciałka żeby  czarnule  znów  się  kochały, taka to dobra  z niego  kocina. I tak  mła upływa  czas pędzący na  gadkach  z kotami ( dobrze że nikt  tej  mojej  z nimi  paplaniany  nie wysłuchuje, kandydatka  ze  mła na  "słyszącą  głosy"  jak ta malowana ), doskokowej uprawie ogrodu, okazjonalnych grobingach i  malowaniu  wyczynowym. Cud  że ona znalazła go  trzoszki  coby  ten post  napisać.


P.S. Zawitał do nas coby  obejrzeć  małego Mrutiego dawno  niewidziany  Epuzer ( nie był  widywany  od  wniebowstąpienia Felicjana, podobno  roznosił   plotki że uknułyśmy  z dziefczynkami  spisek  w  wyniku  którego Panu  i  Władcy  się  zeszło ). Obniuchał, pokazał  kła ale  nie atakował,  Mrutek zastuporował  z  zachwycenia! Sztaflik  przerwała  idyllę i  zarządziła  atak  radziecki  na Epuzera (  Okularia  się  wyłamała a  Mruti nadal   był  w  stuporze,  więc  atak  był   jedynie  w  wykonaniu  czarnul - Epuzer spiesznie  się oddalił, ale  pomiaukiwal  że  jeszcze wpadnie ). Teraz  Mrutek ślęczy  w oknie  i wyje w nadziei  że  to wpadnięcie  będzie  rychłe.  Hym... wyczekiwany wzorzec  męski? Sztaflik  bardzo  zdenerwowana, co i raz  Mrutka  dopada i obsztorcowuje  za te zachwyty  nad  Epuzerem, postanowiła  olać "po samczemu"  różane  krzewy, normalnie  kocie LGBT  atakuje  tęczą.  Coś  czuję  że  znów  nasza  Kota  Naczelna  będzie miała  sesję  dendroterapii, znaczy będzie  się  uspokajała przy  brzózkach (  na  fotkach  jest taka  sesja  terapeutyczna, Sztaflik  tak  się  zapamiętała że "papierek  brzozowy" ząbkami  rwała ).

niedziela, 20 października 2019

Mła na stanowisku renowator ozdabiacz kolorysta

Muchachas y muchachos mła  się  wzięła  i zabrała za przygotowanie  mebli.  Nie, wcale nie  kuchennych, mła  ruszyła z meblami  do pokoju.  Musiała  bo ostatnimi czasy  ciuchy przechowywała głównie  na  suszarkach. Szczerze pisząc  to planowała  insze  rozwiązanie  meblowe ale podkusiło ją bo oglądała  jak  Naczelna  urządza  Kuriozę i  zamiast rozpocząć  kuchenne  meblowanie mła  się  rzuciła na meble  pokojowe. Mła  znalazła  sobie do przeróbki  cóś z kumpletu  mebelków  z lat sześćdziesiątych XX  wieku czyli  takich  samych  antyków  jak ona.  Tytuł  mebelków  mła  jest  nieznany,  ale mła  za to  wie  że one  z  Wyszkowa.  Znaczy  z przesławnej  Fabryki  Mebli  i  Urządzania  Wnętrz w  Wyszkowie, która to  fabryka  produkowała głównie  mebelki  z przodków  MDF,  z perspektywy lat patrząc  takie  paździerzowe  mercedesy ( mebelki  z dyskontu na  I to przy tym  małe fiaty -  Wyszków z lat  sześćdziesiątych po pięćdziesięciu latach nadal się  nie sypie ).  Mebelki so  w typie "na nowe M3", rozmiary w sam  raz  do mieszkań  w gomułkowskich blokach. Meble  mła  zdaje  się pochodzą sprzed  ery  meblościanek, kumplet  był  taki  że  szafa, komoda z czterema szufladami, mebelek z suwanymi  drzwiami i  nadstawką  czyniącą  z niego  sekretarzyk  bądź  barek (  co kto lubi ) i oszkloną "dwupółeczką".

Z  tego  co mła sobie  przypomina to  było  cóś  jeszcze, jakby  stolik.  No i kiedyś  tam, w  mieszkaniu  rodziców  mła,  kumplet  takich  mebelków uzupełniały  fotele  pod  tytułem "Ewa" (  mła cóś  nie  ma sentymentu  do  foteli na  nóżkach à la anteny Sputnika ).  Hym... pełny czar lat  sześćdziesiątych, design małej  stabilizacji.  Niestety  mebelki zbierane  więc w stanie  różnym. Komódka poprzodkowa  jako  tako, reszta nie  bardzo (  mama  Doroty Zofija twierdziła  że  na jednym  z  mebelków  jej  syn  el  Pablo naprawiał jakieś rowerowe  części - ślady są ).  Mła  się poradziła  średniej  siostry, natchnęła  się Naczelną  i zakupiła  papier  ścierny i farbę kredową.  No  i teraz  mła ściera, odkurza, odtłuszcza, odmalowuje i  tak  da capo al  fine.  W przerwach  robi  przegląd  następnego  mebelka  coby znaleźć  miejsca do  naprawienia ( szufladkę podbić, wyłomek uzupełnić  szpachlówką, itp. ). Roboty  jest sporo  także że nie gniewajcie  się że wpis  krótki  i że  nie ma  zdjątków (  a  zdjątków  nie ma  bo  jak tylko obiektyw  widzą  to do mebelków obrabianych schodzą  się  pozerki i pozer, a mebelkom świeżo malowanym  wcale  to  nie służy ). Dzisiejszy  wpis ozdabiają  za to  ilustrację   nieznanego mła  autora i  z nieznanej jej też opowieści o  niedźwiadku, łosiu i dwóch  świnkach. Może  i  dobrze  że  nieznana  ta opowieść  to sobie  z ta obsadą  mła własną  historyjkę  będzie  wymyślać przy  malowaniu mebelków.
P.S.  Izydor  odkryła -  to są prace  Ingi  Moore, bardzo  znanej ilustratorki  książek  z  Australii (  która  co prawda urodziła się w  Anglii i do GB z Australii  jako  dorosła dama powróciła ) .  A  mła  jest po prostu ćwokiem  bo  nie rozpoznała obabrazków!

piątek, 18 października 2019

Codziennik - Paprotny Słój, zielone domowniki, kocia integracja i prace ogrodowe i Złe



Nie wiem  czy pamiętacie jeszcze słodkie rojenia mła o małej  szklarence i paludarium.  Jak to zwykle  u mła  forsa na szklarenkę poszła  na cóś  całkiem inszego i mła może  sobie dalej  szklarenkowo roić. A właściwie to by mogła  bo konieczność  zmusiła  ją  do działania. Sylwik  przywiozła  w tym roku oprócz pięknie podhodowanych języczników ( dzielnie  wsadzone, kręgosłup kwęka  "O madko!" ) malutkie  siewki  Dryopteris  sieboldii.  Naprawdę malutkie, takie  które  sobie  w gruncie nie poradzą.  Mła postanowiła  zrobić im domowe przedszkole.  W tym celu w swojej ulubionej szklanej  hurtowni ( która się  niestety zwija z  powodu naszej wspaniale rozpędzonej gospodarki ) nabyła  drogą kupna dosyć  wysoki szklany słój.  W słoju  tym urządziła  cóś jakby "przyjazne paprociom środowisko" za pomocą  paru  kamyczków, sporej ilości  murszejącej kory brzozowej, ziemi próchniczej  wymieszanej  z niewielką ilością torfu,  dwóch malutkich bluszczy  do  towarzystwa (  bluszcze starannie odseparowane ) i z odrobiną  mchu.  Coby kompozycja była bardziej wzniosła ( w sensie wertykalna ) mła zainstalowała  gałązkę  z przyklejoną  wikolem  oplątwą ( która na razie pasi  do tego ogródka  we szkle jak pięść  do  nosa ale  jak paprocie się wzmocnią  a bluszcz troszki rozrośnie to oplątwy zajmą  cały słój dla siebie ). Hym... okazało się że  mła  jest  na czasie, tera wszyscy sadzą w słojach.  Ciekawe  tylko czy wiedzą  jak utrzymać  taki  ogródek w dobrej formie?  Oprócz   zasłojowania  małych  paprociąt od  Sylwika  starałam się podpieścić  nieco  rośliny  domowe  insze rośliny  domowe.  No cóż, po podpieszczeniu nie wszystkie  wyglądają  dobrze ale mam  nadzieję że to stan przejściowy. Po  tym jak  Mrutek nadmiernie  zainteresował  się  asparagusami oraz , nie  wierzę w to nadal,  araukarią, mła  pomyślała  sobie  że  jak  już  ma się cóś pojawić  na jej parapetach to najlepiej żeby  było uzbrojone  w kolce, niespecjalnie smaczne i nie  kusiło Mrutka delikatnymi  pędami. Mła  będzie uprawiać  kaktusy ( powrót po latach ) i sukulenty.  Prawie przez pół roku mła jest pozbawiona przez  klimat zielonego i mła z tego  powodu ma cóś  jak dyskomfort.  Koty i zielone  w  domu słabo  do się paszą ale mła podejmie kolejną  próbę ( słój  jest naprawdę głęboki, nie da  się łapskiem wyciągnąć  zielonego, a kaktusy  kłują ).



Co u kotów?  Przedwczoraj w nocy  Sztaflik  wbiegła  do pokoju przez uchylone okno, padł krótki rozkaz  w kierunku  Mrutka i  nastąpiło  szybkie  wybycie dwóch kotów. Potem słyszałam  z ogrodu  ryk  Ocelota 2.  Hym... wczoraj i dziś przy wspólnym kocim śniadaniu żadnych powarkiwań i pomruczeń ze  strony Sztaflika,  Mrutek  czekał kulturalnie  w kolejce do  michy, wszystkie koty  kuszały  bez  zaglądania  do  cudzych  misek a po śniadanku spokojnie  lizały  futra. Spokój, mniłość i zgoda - aż  mła  zatkło! Po przeglądzie Mrutka jestem  nieco  bardziej spokojna o to czy sobie  poradzi  jako  wychodzący kocurek, tylko dwa podrapki  i jedna pchła. Mruti od jakichś  dwóch, trzech dni zaprzestał obsesyjnego śledzenia  dziefczynek. Teraz już ich  nie  goni  tylko  wraz  z nimi goni insze  koty.  Oczywiście Sztaflik  nadal w roli dowódcy wojsk a Mruti  jak ten  młody leutnant  któremu marzy się zostanie adiutantem. Niestety oprócz samowiedzy że  Mrut is  brut, Mrutek odkrył w sobie  żyłkę śmieciarską ( po madce rozmiłowanej w  wysortach to  ma ). W środę został  złapany na przeglądzie naszych śmietników i mła się najadła  wstydu (  bo  wyglądało  jakby  z niedożywienia  szukał a przeca on wypasiony i wynynowany i  w ogóle ). Szpagetka  i  Okularia głównie spędzają czas u Małgoś - Sąsiadki za oknem, odchodzi opalanie  na parapetach.  Po południu przenoszą  się do Alcatrazu, który zdąży  do tej pory  wyschnąć  z porannej  rosy. Sztaflik patroluje granice  naszej hacjendy - wiadomo, obcy czyhają! Aha,  Mrutek  wczoraj  rozpoczął udeptywanie  z mruczeniem, teraz  już  jesteśmy jego prawdziwą rodziną.




W ogrodzie pięknie i złoto, mła  się  zebrała  w sobie   i wykopała zaschłego rodka.  Macicy  szczęśliwie  nie musiała  zbierać  z gleby  ale kręgosłup jej mówił różne  takie  brzydkie rzeczy.  Na  miejsce po rodku  mła posadziła kalinę japońską Viburnum plicatum ssp.  plicatum  'Grandiflorum' .  Mła  się  zdecydowała na taki ruch  dlatego że na swoim poprzednim  stanowisku  ta  kalina rosła po prostu źle, wydaje  mi się  że  z powodu cięższej  gleby ( mimo mojego działania w kierunku  uczynienia  gleby lżejszą jakoś  słabo mła  wyszło  to podglebie pod kalinę ). Na stanowisku po rodku powinno  być  jej  lepiej, półcieniek, gleba lżejsza i próchnicza ( resztek  po  torfowej  mieszance pod  rodka  jakoś  starannie  nie wygrzebywałam ) i  wokół  rośliny takie bardzo  do kaliny paszące. Żeby  było jej  miło   to  niedaleko  posadziłam  cebulki  narcyza 'Sweet Love'.  Kaliny  japońskie  kwitną  u mnie  w ogrodzie  na początku maja ale  nie  wiem  czy w przyszłym roku będę  mogła  liczyć  na kwiaty.  Wydaje  mi się  że roślina raczej będzie  się  aklimatyzować i na kwitnienia  nie ma co specjalnie  liczyć. Jutro chcę pokombinować z przesadzaniem inszych  krzewów, co  nie będzie  proste bo  te insze  krzewy to  między innymi oczary, które  przesadzania  nie lubią.  Na szczęście jeszcze malutkie i systemy korzeniowe  niespecjalnie  rozbudowane, jednak  stres  jest.  Szykuje  się niezła  jazda w ogrodzie ale pogoda  piękna więc  nie ma  co narzekać.




W netowych wiadomościach  za to  przyszło  do mła  złe.  Nie,  nie  chodzi o nasz kabaret  polityczny tylko o coś bardziej  ponurego.  Rzeczywistość  laboratoryjna.  Wylazło szydło z  worka i wreszcie ludzie  zobaczyli jak  w realu wyglądają  testy na  zwierzętach.  Mła  się  modli o jak najszybszy  rozwój biotechnologii w kierunku który pozwoliłby uniknąć wszelkich ( wszelkich!!! ) eksperymentów na zwierzętach. Tym bardziej  że jak  się okazuje  nie są  one  wcale miarodajne i  wiele  leków czy kosmetyków   dopuszczanych do używania  przez ludzi okazuje się po jakimś  czasie pełne  skutków ubocznych ( jeden enzym nie występujący blisko  spokrewnionego  z nami  ssaka i  wszystko się  wali ).  Pomijam  tu fuckt że  koncerny to i tak przebierają  nogami  żeby leki  wprowadzać i żeby okres obserwowania  występowania  skutków  ubocznych był jak najkrótszy.  Tak  w ogóle to dobrze  byłoby znać zleceniodawców wiwisekcji i od tej strony naciskać, bojkotując towary (  o ile zakup leków. jestem  jeszcze  w stanie zrozumieć, o tyle  zakup  kosmetyków  czy  żarła absolutnie  nie ).  Dlatego  dobrze  byłoby  się  przyjrzeć  tym firmom  które  niby  nie zlecają badań  na zwierzętach  tylko zlecają  to inszym podmiotom.  Hipokryzję  trza  tępić! A  co do laboratorium  niemieckiego to nie różni  się ono ( choć  niby powinno ) od laboratoriów w Indiach  czy  innych  Chinach.  Takie horrory się na świecie  dzieją nie tyle  w imię nauki  co  w imię pragnienia kasy!

wtorek, 15 października 2019

Wysortowy cebulowy szał!


Połowa  października i nastał  nam  czas wysortów. Mła kręci  się jak  fryga  w cebulkowych stoiskach kiedy tylko  jej się trafia okazja ( a trafia się bo mła  z racji wykonywania łobowiązku kamienicznego  co i raz  wędruje  do tzw. miasta ).  Okazje są takie że  mła  wprost  nie może  sobie odmówić, niby  walczy z łakomym  swym jestestwem  ale  solidnie  przeżyna.  No bo  jak tu sobie odmówić piętnastu cebuleczek ślicznych krokusów 'Firefly' za jedyne  trzy złocisze  polskie?  No  nie da  się! Mła próbowała  ale  wyszło że z mła żaden fighter, ona tylko tak  z łobowiązku z sobą  się  mocowała bo przeca pieniędze są potrzebne na insze rzeczy a w myślach to ona już  te cebulki sadziła.  No  wicie  rozumicie, teraz mła  sama  nie  wie  jakim  cudem wydała na cebule prawie  pięć  dych ale  fakt  jest fucktem - w portfelu pięć  dyszek było  a  pięć  zyla  się  zostało. Nooo, mła się tarza w zakupowej rozpuście!  Hym... ale jak tu się  nie tarzać gdy  widzi  się przecenione  cebulki ulubionego narcyzka 'Thalia', albo takiego inszego roślinnego pięknota  narcyzowego jak ten z grupy jonquilla co się nazywa 'Sweet Love'.  No nie ma  mocnych na takowe  pokuszenia.  A takie  dwadzieścia cebulek  szafranu 'Tricolor' za niecałe  cztery złocisze, a dziesięć  cebulek Galanthus woronowii za taką samą  cenę, a kolejne opakowania Galanthus elwesii ? - no się pokusiło! Wychodząc  ze  sklepu  dojrzałam jeszcze cebulki krokusowe   'Prins  Claus', raczej niewdzięcznej odmiany.  Znów  za te  trzy złote piętnaście  cebulek  było! - jak tu nie brać?!  I co  z tego że  niewdzięczna?! Tania za to!

Kasjerka, obserwująca  moje miotania w cebulkowym podeszła do sprawy  spokojnie, ponoć przede mną był  taki  jeden  co wszystkie przecenione szachownice  wymiótł i ten  mój rzut  na ladę kapersami specjalnie na  niej wrażenia  nie zrobił. Nabiła sumę i stwierdziła  jak  się mła  wydawało z  lekką  dezaprobatą - "To nawet pięćdziesięciu złotych Pani  nie zapłaci". Pewnie ten od szachownic  zapłacił  więcej.  Mła  wrażliwa  na krytyczny  ton  głosu dokupiła sobie w  sklepie obok parę cebulek  czosnku  białawego i teraz czuje  się prawdziwą jawnogrzesznicą. Mła wydała pół stówy na cebule! Rozpasanie! Z drugiej strony kiedy przyjdzie w wiosna i  zakwitną narcyzy 'Winston Churchil', które mła posadzi  jak zawsze  niedaleko  narcyzków  'Thalia' to mła  nie będzie  żałowała tych  jesiennych zakupów, za pięć  dych zakwitnie jej mnóstwo radości.