Życie realne zawsze ważniejsze niż to wirtualne, ostatnio napakowany do granic możliwości tzw. życiowymi sprawami real zostawiał mi baaardzo mało czasu na matrix. Teraz jakby powoli sytuacja się normuje ( tfu, tfu, tfu! ), znaczy trafiają się wolne chwile których nie spędzam pracowicie w ogrodzie ( choć powinnam bo zapuszczenie Alcatrazu wręcz powala, na Podwórku lepiej ale i jego stan mógłby wpędzić glancystę w depresję, he, he ), na robieniu dżemików czy odkurzaniu moich domowych "bogactw". Czas na poleniuszenie z netem. Co prawda grozi to wkurwem bo człowiek niechcący przeczyta jak to teraz zamiast obozów harcerskich organizują dzieciom "szkolnym podstawowym" obozy survivalowe albo kolejny news o Nadszyszkowniku, pladze naszej przyrody ojczystej. Jednak szczęśliwie net ma rejony do których można się udać bez narażania na wylew po zalewie informacyjnym "pospolitym", ciemny internet miłośników zielonego, bez infopulpy za to z mnóstwem wiadomości do przyswojenia, pomysłów godnych rozważenia a niekiedy nawet wprowadzenia w swojej uprawie zielonego i ludziów jak najbardziej realnych, "niefirmowych", nie botów, którzy za tym ciemno zielonym wirtualem stoją. Ba, człowiek się naczyta a potem sam zaczyna produkować czytanie. Taka konsekwencja leniuszenia się z netem.
A co tam na sierpniowych rabatach? Powolutku wchodzimy w schyłek lata, kwitną rozchodniki i pierwsze marcinki. Kłoszą się molinie, wcześnie kwitnące miskanty i obiedka. Ten przekropny ale ciepły lipiec posłużył trawom na Suchej - Żwirowej, wyglądają dobrze a niektóre kępy nawet bardzo dobrze. Furorę w tym roku robi zatrwian szerokolistny czyli Limonium latifolium, genialna roślina późnego lata jak dla mnie, wymarzona na Suchą -Żwirową. Cieszę się że dokupiłam jej trochę na początku lata, teraz jest na co popatrzeć. Mgiełkowy zatrwian szerokolistny pasi mi do kwitnących w tej chwili anafalisów perłowych Anaphalis margaritacea, no urok "suchatków" jest roztaczany. "Zwyczajne" bylinowe uroki zafundował nam w tym sezonie hyzop kwitnący różowymi kwiatami, zakwitł a ja czym prędzej nabyłam drugą roślinę w Szewczykowie. Niech jedzie tą zamarynowaną baraniną, jest tak urodny że zasługuje na więcej miejsca na Podwórku. Oczywiście kwitnącym teraz roślinom nie poświęcam całego ogrodowego czasu. Nadal moja uwaga skupiona na bródkach, bo ciągle jestem w trakcie sadzenia irysów. Ledwie zakończyłam sadzenie SDB, teraz muszę dość szybko brać się za TB. Jak zwykle dylematy typu "Czy 'Fred And Ginger' będzie dobrze prezentował się przy 'Dancing Ghost', czy jednak lepiej posadzić go przy jakiejś różowo lub wrzosowo kwitnącej odmianie?". Stoję wsparta na szpadelku, pochylam się i opieram brodę o stylisko i kombinuję. Ponieważ kombinowanie zabiera mi sporo czasu sąsiedztwo radośnie ukuło tezę że robię za stracha na ptactwo.
No ale co to by było za ogrodowanie bez zamyśleń, opierania się o szpadel i straszenia ptactwa? Ersatz i namiastka! Owszem czas troszki goni z sadzeniem bródek, nie lubieją lube kłącza sadzone być po dwudziestym sierpnia ale to nie znaczy że trzeba padać na twarz i wyrabiać normy jak przodownik pracy. Sadzeniem roślin dobrze się jest cieszyć, jak irysy nie zakwitną w przyszłym sezonie to zakwitną za dwa lata. Po co się spinać niepotrzebnie, to nie jest tak że kłącze weźmie i padnie. Zamiast pracowicie wkopywać kłącza uwalam się na pseudokocyku i piknikuję. Dzień wniebowstąpienny mnie natchnął żeby popiknikować w towarzystwie bardziej uduchowionym niż przyziemne i co tu dużo ukrywać, merkantylne towarzycho kotów. Piknikowałam z Po Trzykroć Przedziwną Przenajświętszą Panienką, świętym Józefem Mocno Semickim i siostrą Barbarą od Tajemnicy Poczęcia. Całe to święte towarzystwo adorowała znana tercjarka i orędowniczka ziela wszelakiego ( u wysokiej choć nie najwyższej Instancji ) pszczółka Marianna ( na zdjątku powyżej pobożnie wpatrzona w Przenajświętsze Oblicze ). Towarzystwo rzeczywiście na poziomie, o zaglądaniu do mojej miski z lodami czy pochłeptywaniu kawy nawet mowy nie było ( a nie tak jak niektórzy, co to mają we łbach poprzewracane i nie wiedzą na czym im te ogoniaste tyłki mają leżeć i do czego wolno a do czego nie wolno zapuszczać żurawia ). Święte Towarzystwo obstawione ostało pozyskanym na spacerze zielem polnym, żeby świątecznie mu było.
Chyba łaski zostały wyproszone bo pogoda była taka w sam raz a w ogrodzie ponownie zakwitły bodziszki, pojawiło się sporo krewnych Marianny i motyli ( był nawet paź królowej ale nie zdążyłam sfocić ). No i wielką łaską był ten dzień na łapanie oddechu w Alcatrazie, leżąc na pseudokocyku wgapiałam się w niebo i oddychałam razem z nim ( wicie rozumicie, czasem ma się takie odczucie że niebo oddycha - dziś tak właśnie było ). Dobrze spędzony czas - leniuszenie poranne z netem, piknik w Przenajświętszym Towarzystwie, straszenie ptactwa przeze mnie opartą na szpadelku i wgapianie się w niebo. Nawet koty jakieś grzeczniejsze!
No pięknie, sierpniowo i tak Matkoboskozielnie. Jak należy.
OdpowiedzUsuńByło należycie i to aż tak że dziś mi się nic nie chciało robić. Świąteczność mnie dopadła ale chyba było mi to potrzebne.:-) A jak potrzebne to znaczy trza kontynuować to "łapanie oddechu".;-)
UsuńJakieś zbocze (skarpę, stok) widzę na zdjęciach. Ja mam podobnie w ogrodzie. Trzy nieduże górki (prawdopodobnie pobudowlane) postanowiłam zachować. Oczami wyobraźni widziałam tam posadzone piętrowo byliny jak w angielskim ogrodzie. O, ja naiwna! Prawie nic na tym cholerstwie nie chce rosnąć. Nie wiem, czy to wina ziemi, czy braku wilgoci w podłożu. Przez pierwsze trzy lata próbowałam różnych bylin, ale właściwie tylko hosty dają radę. Daj proszę przy okazji trochę więcej zdjęć tego zbocza, to się zainspiruję. Tylko, że moje górki są prze pół dnia w cieniu.
OdpowiedzUsuńU mnie te górki to kupa gruzu wykopanego z Suchej - Żwirowej i stare karpy drzew. Część do wywiezienia część do wykorzystania, co zostanie z gruzu do rozplantowania, przykrycia humusem i zapomnienia, pniska z korzeniami zamierzam obsadzić ale nie wiem jeszcze czym. Tak to na razie jest. Jak podejdę z pieleniem bliżej to sfocę Tę "urodność".;-)
OdpowiedzUsuń