czwartek, 10 sierpnia 2023

Mrs. Smith jedzie do Waszyngtonu vel placement do bólu nachalny

Mamelon i mła z okazji niedawnych  imienin Mamelona ( tak, Mamelon ma swoje śnięto w dzień śniętej Mamelonicji od Robót Zaniechanych ) i odczuwalnej przez mła potrzeby ukulturalniania nas obu, żebyśmy mchem obskurantyzmu i porostem ignorancji nie porosły ( Mamelon nie przejawiała chęci czerpania z krynicy kurtuly, bo miała podejrzenia co do  jakości tejże krynicy, związane  z nachalnością reklam kurtularnych a poza tym po prostu jej się nie chciało bo się nie chciało  ). Ponieważ zarówno Mamelon  jak i mła z kurtulą wysoką mają do czynienia tylko wtedy kiedy spotykają Wandzię, mamę Ewy, to nie liczcie na sprawozdanie teatralne ( tym bardziej że  sezon teatralny w sierpniu się nie trafia ) czy opowieści z filharmonii. Mamelon i mła po prostu udały się do kina i to na coś co je nie odmóżdży! Znaczy zamiast trzygodzinnego filmu o zmaganiach kerownika planu Manhattan z rzeczywistością,  wybrałyśmy film,   który zapowiadano jako kino lekko nielekkie, zabawne i przyjemne. Polazłyśmy na "Barbie" mając nadzieję na cóś w rodzaju inteligentnej rozrywki. Wyszło średnio bo rozrywka była średnio inteligentna, poza tym reagujemy wysypką na przeprowadzane powyżej pewnej granicy lokowanie produktu. Po seansie zgodnie uznałyśmy że jesteśmy za stare i w ogóle nie ten target, bo  kiedy my bawiłyśmy się lalkami i pluszakami to nawet nie wiedziałyśmy o istnieniu Barbie, świat pewexowych zabawek dla nas  nie istniał. W czasach siermiężnego Gomułki Mamelon wprowadziła ulepszenia w swojej PRLowskiej kukle, polegające na stworzeniu w niej czegóś na kształt przewodu pokarmowego a mła jedynie gapiła się na osobistą, ruską,  olbrzymią lalę i wracała czym prędzej do świata pluszaków. Dla nas Pewex to były dżinsy a nie Barbie i w związku z tym nie podchodzimy emocjonalnie do wszystkiego co tyczy laleczki, nie ma sentymentalnych ciągotek i rozrzewnienia zalewającego mózg.

To pewnie przez ten brak odpowiedniego podkładu nałożonego w dzieciństwie, na  nas ten róż w postaci Barbianego  uniwersum się nie trzymał. Zapomniałybyśmy o filmie w mniej niż dobę po  seansie, gdyby nie wojna ideolo, która się wokół tej, hym... nie znalazłam lepszego określenia, mielizny rozpętała.  No bo o dziełko kruszą kopie różni tacy ideologicznie wzmożeni, jakby to jaki manifest był a nie zwykłe zarabianie kasy i to  takie z gatunku "Za wszelką cenę nie urazić widza".  Szczerze pisząc to nie wiem  o co ten szum, pomijając kwestię oczywistą czyli tzw. fame tworzony w celu lepszej sprzedaży produktu ( chodzi zarówno o film jak i kukłę  ), mam wrażenie że więcej rozgrywa się poza salą kinową niż na ekranie. Kontrowersje na zamówienie, ech... "Barbie" jako głos  pokolenia?  Boszsz... miej to pokolenie w opiece, bo społeczniaki  zdawa się utrzymują ludzi na poziomie wiecznie dorastających nastolatków. Kultura masowego sprzeciwu młodszych pokoleń wobec status quo, od czasu beatników,  poprzez hippisów, tych od "No Future" i reszty,  przeżywa intelektualny zjazd ( im bardziej masowa kolejna fala sprzeciwu, tym głupsze założenia  ). Teraz kultura sprzeciwu nie jest już nawet oddolna, scenariusze piszą w podobie do tych z  Hollywood lat  czterdziestych XX wieku, he, he, he. Dla mła "Barbie" to taka wersja "Mr. Smith Goes to Washington",  na seansach którego to filmidła  Kapitol wraz z Białym Domem umierali  ze śmiechu, bo chyba jako jedyni odbierali rzecz jako taką, którą nakręcił  Frank Capra - komedię znaczy. Zwykli widzowie za to się przejęli i  było bredzenie o kinie społecznie zaangażowanym. Taa... Dla mła potencjał komediowy Barbianej historyjki jest taki se, mła się uśmiechała ale nie śmiała.

Najbardziej przemawiały do mła kwestie zapodawane z offu przez Helen Mirren i postać Szefa Mattela, grana przez Willa Ferrera, reszta bawiła średnio. Tzw. propagandy feministycznej się mła nie dopatrzyła, chyba że takiej w strasznej wersji pop, znaczy dla przygłupich nastolatek, którym trza szuflować do głowy i w sumie to już nie propaganda tylko nadświat tak nierzeczywisty że nie do uwierzenia, tak jak i propagowania jedynie słusznej lewicowej wersji świata. Tam jest raczej klasyczne amerykańskie w kupie siła i wszystko będzie dobrze.  Jedyne  co się unosiło  nad tym filmikiem w  odbiorze mła, to smrodek wyciskania kasy, niczym nieprzysłonięty, ba, nawet radośnie podany na tacy, bo widz się przeca tylko dobrotliwie uśmiechnie i pokiwa  głową nad korpianym podejściem do świata widzianego przez pryzmat kasy. Nic groźnego, wentylek. Żaden "Żywot Briana". Smrodek zmieniał nasilenie, od początkowego smrodu strasznego do smrodka tolerowanego ale paskudnego, takiego towarzyszącego tym wszystkim przedsięwzięciom, kiedy wielki kapitał zarabia na tzw. "lewicowej" wizji świata, która z lewicą to ma wspólny źródłosłów. Jak już macie na jaki blockbuster  iść do kina,  to jednak lepiej  idźcie na film Nolana. Unikniecie takiego akurat znośnego dla korpianych poziomu krytyki, uderzającej po łapkach a nie walącej po łbie, stereotypowych opowiastek o stereotypach, wysłuchiwania komunałów i tego wszystkiego disneyowego w klasycznym różowym sosie. Guma do żucia dla oczu i mózgu, ładnie opakowana w papierek z logo firmy, która stroszy nieswoje piórka. Mła by zadusiło, gdyby w  kwestii stroszenia cudzych piórek zmilczała. Rzekoma rewolucyjność produktu Mattela i bezczelność z jaką ta kwestia jest zapodawana budzi we mła antykorporacyjnego zwierza, bestię złośliwą i kształconą w przekonaniu że żeby zrozumieć zjawiska, które badają nauki społeczne, trza znać fakty. 

Nie wystarczy wciskać dzieciom do głów że istnieją pewne mechanizmy  i  zadawać zadanka typu porównaj rewolucję angielską z francuską, rzecz jasna  bez znajomości wielu istotnych faktów, które piszącym  programy nauczania wydają się, nie wiedzieć czemu,   mało istotne. O faktach trza uczyć, inaczej działanie mechanizmu nie zostanie zrozumiane. Nikt nie jest bowiem w stanie prawidłowo opisać rzeczywistości nie posiadając danych. Nie będziemy rozumieli tego uczucia dejavu, które pojawia się kiedy,  jak nam się wydaje,  historia zatacza koło. Nie będziemy nawet świadomi tego że to uczucie jest fałszywe. No głąbami będziemy, które każdą głupotę damy sobie wcisnąć, taką jak np. ta że lalka "Barbie" to wyraz emancypacji kobiet. Lalka "Barbie" to przede wszystkim wyraz chęci dopisania kolejnych zer na kontach udziałowców korpo, jest tak rewolucyjna jak Kongres Wiedeński i powrót monarchii Bourbonów we Francji. To Mme Bertin, główna kreatorka mody  Ancien Régime mawiała -  "Il n'y a de nouveau que ce qui est oublié",   czyli - "Tylko to jest nowe co zostało zapomniane". Tak, ta sama  Marie-Jeanne  Bertin  znana jako Rose Bertin , która stworzyła lalki Pandora, które w czasach przedżurnalowych robiły za manekiny z modowymi nowinkami. Nie były to jednak pierwsze lalki "modowe", nic z tych rzeczy, sprawa jest starsza. Takie lalki krążyły pomiędzy europejskimi dworami, a kiedy pojawiły się żurnale trafiły do dziecięcych pokojów. Lalki europejskie aż do połowy XIX wieku nie przedstawiały dzieci tylko osoby dorosłe, najczęściej kobiety. Nie zakładano im dziecięcych strojów tylko "dorosłe" ubrania. Niektórym dorabiano biust, choć nie było to powszechne. 

Zdziecinnienie większych  lalek ( pomijam tu miniaturki z domków dla lalek, które rozpowszechniały się w Europie od XVII wieku  ) nastąpiło  w trzeciej ćwierci XIX wieku a masowo to w czwartej ćwierci tegoż wieku.  Wyszło to naprzeciw rozwojowi nauk behawioralnych, kiedy usystematyzowano wiedzę o rozwoju człowieka i do powszechnej świadomości wdarła się ta zdziwna myśl a potem dobrze w niej zagnieździła, że dziecko od osoby dorosłej różni się emocjonalnie a nie tylko intelektualnie. To była dość długa droga od  powiastek tego zwyrodnialca Rousseau, który własne dzieci oddał do przytułku żeby je "opancerzyć" przeciw trudom życia, do tworzenia podstaw psychologii. Lalki dzieci, z którymi  małolaty mogły się utożsamiać albo traktować jak młodsze rodzeństwo to był powszechny model  do lat pięćdziesiątych XX wieku. Ledwie trzy, cztery pokolenia  dzieci bawiły się takimi lalkami. Lalka Mattela widziana z tej perspektywy to raczej regres niż rewolucja i nie bez przyczyny wiąże się jej pojawienie z ponowną seksualizacją dzieci.  Zwracam w tym miejscu uwagę na słowo ponowną, bo drzewiej miano świadomość że  człowiek to istota pciowa od początku. Kiedy mła widzi i słyszy te bzdury o lalce "Barbie" jako rewolucyjnej zmianie, która pozwoliła wyjść dziewczynkom z zaklętego kręgu biologii, to mła się nóż w kieszeni otwiera. Jesteśmy biologią i  wyjść nam się nie da z tego prosto i nie wiadomo czy w ogóle się uda, to po pierwsze. Po drugie to po co wychodzić? Barbie będzie strażakiem ale nie będzie mamą? A co to za wybór  w sytuacji kiedy wyboru być nie musi? Dziś nawet traktorem można jeździć bez ryzyka opuszczenia macicy. Quźwa, ale mi emancypacja! Kasa z tworzenia rzeczy zgodnych z socjologicznymi trendami i tyle. Oczywiście wyjaśnienia na temat prawdziwej historii lalki "Barbie" nie padają, byłyby nie na bazie i nie po linii. Jest za to a teraz my Mattel  wychodzimy na przeciw nowym potrzebom.

Na sam koniec, po ponad godzinnym filmowym wkładaniu do  głowy dobrochciejstwa Barbionów jest klepnięty  całkiem nowy model - Barbie poszukująca i samoświadoma. Musisz ją mieć! Samoświadomość zaczyna się od ginekologa, no bo społeczeństwa wymierają i trza ratować systemy emerytalne, więc Barbie ku chwale światowej ekonomii pewnie niedługo zrozumie że dzidziusie są fajne. Albo i nie zrozumie,  bo dorosłe kobiety będą  miały na to wylane a  ich coraz mniej liczne dzieci będą się bawić w nadświatach wirtualnych, jak ta urocza dwulatka z uspokajającym srajfonem w rękach, którą mła zoczyła w Mediolanie. Mła obstawia to drugie, na miejscu Mattela myślałabym o grach i to raczej unisex, bo mła wydawa się że to będzie tryndne wśród rodziców, zacieranie różnic między pciami, które obecnie w realnym świecie są w przypadku młodych ludzi olbrzymie ( wybory polityczne młodych wyborców różnią się diametralnie w zależności od pci nie tylko w Cebulandii, później przychodzi rozum do głowy i ekstrema znikają ). Nikt nie chce mieć problemów z hodowaniem a co dopiero z hodowaniem ekstremisty, he, he, he. Dzisiejszy wpis ozdabiają fotki dziecinnych chciejstw a w Muzyczniku Dolly Parton śpiewa o tym co jest ukryte pod barbizmem zapuszczonym w dzieciństwie.

41 komentarzy:

  1. Barbie mnie nie rusza. Nie moja zabawka, nie mój ideał kobiecości. Filmu nie oglądałam i nie chcę oglądać, odporna jestem na urodę laleczki i ewentualne modne przesłania. Za to z całego serca polecam serial Dobry Omen. Poza dwoma zgrzytami które się mi wyrwały przy oglądaniu sezonu drugiego zabawa doskonała. Zgrzyty nie są aż tak wielkie żeby być świnią i zdradzać fabułę. Baaardzo jestem ciekawa czy serial trafiłby w Twe gusta.
    A teraz, ponieważ nie komentowałam poprzedniego posta, napiszę o czymś co od jakiegoś czasu wali mi po mózgu w temacie "kto nie z nami ten przeciw nam". Przykładem info o wykluczeniu z wystawy poświęconej zjawisku Harry Pottera autorki, pani J.K.Rowiling. Podobno doszło do tego na skutek wygłoszonego przez nią stwierdzenia "tylko kobiety mają menstruację". Kurator wystawy, osoba trans, natychmiast wykluczyła z wystawy autorkę świata Harry'ego porównując ją do dementora, wysysającego radość i szczęście. No rany.
    Jakiś absurd. Nie mam oczywiście dostępu do kontekstu, wypowiedź pani J.K.R podano wyrwaną z niego, ale jakoś nie dowierzam by autorka robiła za dementora. I zdanie nie brzmi "tylko menstruacja robi kobietę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze jedno. Zdanie jak dla mnie jest spoko i podanie go jako powodu usunięcia J.K.R z wystawy pokazującej jak by nie było jej twórczość go jest przegięciem. Nie wiem czy reszta wypowiedzi J.K.R. też jest spoko. Jeśli nie, to rodzi się pytanie czy tylko tacy o poglądach aktualnie właściwych mają prawo do własnej twórczości. Osobiście lubię np. pisanie Pilipiuka, to wydawane jako książki, a poglądów autora wyrażanych na blogu nie podzielam. I co? Nie wydawać bo na prywatnym blogu, bez redakcji i cenzury pisze to czego nie muszę czytać? A jak czytam, to nie raz mam ochotę nawrzeszczeć na niego? Wyprosić z imprezy Wojsławickiej w temacie Jakuba Wędrowycza (bohater literacki Pilipiuka)?

      Usuń
    2. Mła ten nadgorliwy lorettyzm (od Loretty z "Żywota Briana" ) podciąga pod triumfalistyczne "Teraz, k...a my! " Nie było po mojemu to teraz będzie! Tylko że zaraz się większość odwinie i ekstremalne poczucie mojejszości zostanie przycięte na jeża tuż przy skórce. No bo tak się na dłuższą metę nie da żyć, tolerancja nietolerancji żadnemu społeczeństwu nie wyszła na dobre. Inna bajka to społeczne skutki nadmiernej tolerancji, zrozumienie sytuacji osób trans i prawne uznanie płci innej niż biologiczna prowadzi do nadużyć, jak zresztą każda zmiana prawa powiększająca zasób praw obywateli. Zawsze się znajdą jacyś tacy, którzy będą chcieli zostać mistrzynią olimpijską, jednocześnie będąc takim cudem jak kobieta z fiutkiem. Mła tak sobie myśli że po tych latach prawnego rozpasania powoli przychodzi otrzeźwienie. Prawo ma służyć jak największej liczbie członków społeczeństwa, poszanowanie praw mniejszości nie oznacza że mniejszość narzuca innym swój sposób widzenia świata. Małżeństwo między dorosłymi ludźmi nie musi być determinowane przez płeć, to umowa społeczna i tyle. Religijne mniemania to religijne mniemania, ich miejsce w świątyni i życiu wierzącego a nie w życiu całego społeczeństwa. Nikt nikomu nie każe wychodzić za osobę konkretnej płci, swoboda gwarantowana prawem. W wielu krajach to działa i nawet nasza histeryczna prawica nabiera wody w usta kiedy zaczyna się przechodzić do statystyk dotyczących zdarzeń kryminalnych w związkach czy tzw. zagrożeń społecznych płynących ze zdziwności relacji. Mniejszy procent wśród homolubnych sprawia kłopot, heterycy są nie do pobicia w kwestii przemocy domowej czy zabójstw w rodzinie.. Z drugiej strony usiłowanie dyskryminowania za "nieprawomyślność" to daleko idące nadużycie ze strony co bardziej walniętych LGBT, mła stawa na stanowisku jak największej swobody wypowiedzi. Tak nawiasem pisząc to jeden ze znajomych Cio Mary ostatnio stwierdził że tak go część środowiska LGBT i ileś tam jeszcze liter wkurzyła odlotami że poważnie rozważa zarzucenia nazywania siebie gejem i powrotu do starej nazwy homosia, bo określenie pederasta źle mu się kojarzy z czasem schyłkowej komuny. Takie to bordello robią krzykacze i nawiedzeni we własnym środowisku, że i tam powoli dojrzewa chęć kopnięcia w tyłek tych najgłośniejszych. Co do oddzielenia dzieła od mistrza to temat rzeka, mła może kiedy wpis na ten temat skrobnie.

      Usuń
    3. Z całkiem innej beczki - jak sikanie Cacka? Posrywek na wolności, sąsiad Maciek dwa dni temu zgarnął jeża z ulicy bo padało i zaniósł do naszego chateau, święcie przekonany że to Posrywek. A Posrywek w tym czasie ani myślał wyleźć z chałupy bo mokro. Wczoraj zoczył tego nowego i w nim się zagotowało, wyniósł się do ogrodu i zdawa się że w nocy usiłował tego nowego wywalić z chateau do palazzo, który nie jest chętnie nawiedzany przez koty, czyli gorszy. Do domu nie wraca, pilnuje chateau. I bardzo dobrze, bo robił się rzundzący. Mła serce nie boli bo Posrywek wyszedł na własną prośbę, stał pod drzwiami i fukał, nawet żarło go nie obchodziło. W ogrodzie mam małą jeżarnię, tak się porobiło.

      Usuń
    4. Jeżarnia dobra rzecz, niech będzie, ślimorom na pohybel i ku chwale Alkatrazu😀. Z Jacuniowym laniem przy okazji frontu deszczowo-burzowego wyszedł inny kłopot. Tak bardzo boi się burzy, że leje ze strachu tam gdzie jest, pod siebie i w trakcie ucieczki. Panicznej i na oślep.

      Usuń
    5. Leje deszcz, leje kot. Jest w tym logika.

      Usuń
    6. Grunt że leje, to że w różnych miejscach to tylko niedogodność. Mła nadal sprząta po wyczynach Posrywka, szarogęszącego się w chateau i ogrodzie, cóś na temat niedogodnościowania wie. Agniecha może mieć rację, Cacunio jak ten pogodynek sucho podczas suszy, pada znaczy lać trza. Ciekawe jak rozwiąże kwestię opadów śniegu? ;-D

      Usuń
  2. Barbi - nie znam, nigdy nie słyszałam. :-)
    No powiedzmy. Kiedy byłam mała to Barbi nie było. Pewex mi się nie utrwalił w świadomości jako źródło przyjemności dla dzieci, bardziej perfumy, jakieś sprzęty gospodarstwa domowego, dżinsy... Z takimi przedmiotami mi się kojarzy.
    I jaki to przaśny sklep jednak był. W moim mieście rodzinnym średniowojewódzkim.
    Lalki mnie raczej nie interesowały ogólnie.
    I tak całe to Barbi-szaleństwo mnię ominęło. A że i córeczki mi się nie przytrafili, a i rodzina nierozległa, to nawet rykoszetem nie nie trafił fenomen Barbi.
    I nie żałuję.
    A że sąsiad Maciek nie odróżnił Posrywka od obcego jeża, to wręcz niewiarygodne, karygodne i o pomstę do nieba wołające zaniedbanie.
    Obrugałaś go?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barbie szaleństwo to nic przy tym wiekopomnym dziele filmowym. Mła się właśnie dowiedziała z "Guardiana" że obejrzała dekonstrukcję ikonicznego feminizmu. A mła, qurna, widziała tylko zarabianie kasy i humor drugiego gatunku. Tępa dzida znaczy jestem. :-D Mój boszsz... czego to się ludziom nie usiłuje wmówić.
      Somsiada Maćka to nie ma co opindalać, to dostarczyciel jeży do Alcatrazu. A tak w ogóle to kolo śmietnika rano był widziany młody lis. Mła musi pilnować Pasiaka, który lubi się kręcić w okolicach śmieciowych koszy. 8-O

      Usuń
  3. I dla mnie Barbie to zupełnie obcy świat. Mojej ponad trzydziestoletniej córce kupiłam w dziecinstwie jakieś dwie czy trzy niby Barbie - tanie podróbki z supermarketu (bo koleżanki miały), ale też nie widziałam u niej entuzjazmu w zabawie tymi plastikowymi potworkami. Z tego, co pamietam wszystkie te laleczki kończyły swój zywot pięknotek w kącie z obcietymi włosami i pomalowanymi mazakami buziakami. Natomiast pamietam, że dziecie me kochało lalki szmacianki - szyte przeze mnie ze starych podkoszulek, wypychanych watą. Zdumienie mnie ogarnia, gdy czytam o istnej manii dotyczącej Barbie i Kena. A już rozpacz ogarnia, gdy dowiaduje się, że np. w Estonii imiona Barbie i Kena nadawane dzieciom z roku na rok staja się coraz popularniejsze. O tempora, o mores!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zważywszy że Barbie to zdrobnienie od Barbary to może i insze imiona zdrabniać. W dokumentach Ania zamiast Anny, Lusia zamiast Lucyny itd. Mania nazywania dzieci imionami bohaterów masowej wyobraźni to stara sprawa. Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte to wysyp Wiolett, potem ze swojskiej Anielki zrobiono Andżelikę, z lat osiemdziesiątych jest trochę pamiątek po Isaurze. Zbitka językowa Alexis Kozioł czy Ken Szeląg ma swoisty urok. Czekam aż ktoś nada name Bob the Builder na cześć bohatera dzieciństwa. Na ludzką fantazję można liczyć. Biedne te dzieci, ofiary wyobraźni.;-D Szmacianki to są lalki do przytulania, Barbie, to jak się im lepiej przyjrzeć, lalki domkowe. Zupełnie inna bajka. Dla mła Barbie to konsumpcjonizm wkładany do głów maluchom, hodowanie klienta. Kup laleczce nowe limitowane ubabranko i samochodzik oraz torebkę. Żadne Barbie na wózku czy z zespołem Downa tego nie przykryją, Barbie na wózku w tym przypadku oznacza tylko chęć wyłudzenia kasy od rodziców wózkowych dziewczynek. Malowanie lalek mazakami jest zdrowsze niż ciągłe kupowanie ubranek. Howgh!

    OdpowiedzUsuń
  5. Taba, lubię Goslinga Ryana, taki ładny on :) Obejrzę jak wrzucą na jakąś platformę streamingową. Raczej rozrywkowo, bo Barbie to nie moje klimaty. Lalki szmacianki lubię i tak już zostanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopadłam, ktoś zamieścił.na Viderku. I szczerze? Nie dałam rady obejrzeć. Podziwiam Tabs i Mamelona że wytrwały w kinie. Żaden Gosling tu nie pomoże.

      Usuń
  6. Ja w kinie cudem wytrzymałam. Napiszę o barbie tylko się ogarnę.
    Omg zmiany zmiany a tu nie ma wpisu tabs a już jest 18 dzień miesiąca. Skandal! Mrutku skandal!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upraszamy o znak życia.
      ( Napisało mi się "żucia" ale to jednak nie to samo, więc poprawiłam )

      Usuń
  7. Kurka wodna, dwa tygodnie bez korespondencji z miasta Uć wygląda niepokojąco...
    Tabs ???

    OdpowiedzUsuń
  8. ❤️🌊❤️❤️❤️🌊🌊🌊❤️🌊🌊🌊❤️❤️❤️🌊❤️🌊❤️❤️❤️🌊🌊🌊❤️🌊🌊🌊❤️❤️❤️🌊❤️

    OdpowiedzUsuń
  9. 🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐾🐱🐱🐱🐱🐾🐾🐾🐾🦔🦔🦔🦔🦔🦔

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam czarne myśli. Tabazello, trzym się dzielnie.

      Usuń
  10. Tabi, daj znak życia. Niepokoimy się.

    OdpowiedzUsuń
  11. Obawiam się, że Tabi potrzebuje czasu dla siebie :(
    Ściskamy ! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  12. Stanowczo błagam o słówko. Bo zaczynam się poważnie martwić.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zdecydowanie też się byśmy chcieli dowiedzieć. Przeczuć dużo. Oby Kotki zdrowe! Bo one najlepiej podnoszą na duchu jak zdrowe...
    🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️🐱❤️

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziewczyny napiszę to co wiem i na co mam pozwolenie.

    Będzie przerwa miejmy nadzieje że krótka w blogowaniu nie tylko ogrodowym. Piszącej nam Tabaazelli Wspaniałej jest potrzebna chwila na złapanie oddechu i wypoczynek, co w pełni zrozumiałe bo Małgoś odeszła z wyczekaną Cichą. Małgoś już jest TAM i miejmy nadzieję że to "TAM" jest tak interesujące jak Małgoś oczekiwała a impreza pożegnalna była dokładnie taka jak Małgoś chciała.

    Tłumaczyć nie muszę z czym wiąże się takie towarzyszenie w odchodzeniu ulubionej osoby. Kochanej. Wielomięsieczne towarzyszenie.

    Przerwa potrzebna, sam wszechświat zafundował ją na wypoczynek Tabaazie resetując dostęp do netu. Dlatego piszę ja, a nie Miłościwa Tabaaza Wspaniała za co oczekujących na znak życia od Tabaazy przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie napisałam, Tabi ma plany wyraźnie wskazujące że ma Jej się na życie. Co bardzo pocieszające.

      Usuń
    2. No to życzymy Tabi dokładnie tego, czego jej potrzeba i usuwamy się grzecznie na bok.

      Usuń
    3. Och, wielkie dzięki, Romano, za informacje, bo już bardzo mnie martwiło to milczenie i całkowite zniknięcie Taby z netu, niech spokojnie dochodzi do formy po pożegnaniu tak bardzo przez nas lubianej i podziwianej Małgoś.

      Usuń
  15. Niech Malgos bedzie szczesliwa po tej drugiej stronie ... Wszyscy chyba bez slow wiedzielismy, ze nieuniknione sie wydarzylo. I niech Taba odpoczywa i niech znajduje czas dla siebie i niech zbiera sily na codziennosc.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzięki za wieści, bo ja już zaczęłam gorączkowo kombinować, kto ze znajomych ogrodników może mieć kontakt do Mamelona (miałam kiedyś, ale mi wywaliło system i wszystko poooszlo)

    OdpowiedzUsuń
  17. Romanko,, dzięki za wieści. Tabazie ptzesyłam poklady ciepłych , wspierajacych myśli.

    OdpowiedzUsuń
  18. I ja dziękuję za wieści. Chyba wszyscy mieli na myśli Małgoś...

    OdpowiedzUsuń
  19. Przycupnieci czekamy w cichości i przesyłamy ciepłe myśli 🍁🍂❤️

    OdpowiedzUsuń
  20. Małgoś ma już się dobrze, mam nadzieję, że i Taba powoli się polepsza.
    Moja babcia zawsze mówiła na cmentarzu: no tak, oni już w domu a my ciągle w gościach :) W każdym razie, myślę i czekam...

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeju, Tabaaza, chyba nas nie porzucisz ???

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie martw się. Sama palpitowałam co prawda już ostro, ale przed momentem dostałam balsam na palpitacje, odpowiedź na zaniepokojonego maila. Tabs żyje, jej komp zdaje się że niezbyt. Ale będzie dobrze, komp trafia na reanimację, jest szansa że Tabaaza się odezwie we własnej niepowtarzalnej osobie, tak szacuję że pod koniec przyszłego tygodnia. Czyta nas, ale nie komentuje😀 Pisze że odpoczynek Jej posłużył. O to przecież chodziło😀😀😀. Koty mniej więcej zdrowe, przywlokly skądś świerzbowca, co jak wiem z doświadczenia upierdliwe do walki. I tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, złota kobieto, za "updejcik", zastanawiałam się dość długo, jakie by tu rdzennie polskie słowo mogło być synonimem, ale nie znalazłam. Więc zanieczyściłam swój język ojczysty ohydnym, i to jeszcze ze spolszczoną pisownią i zdrobnionym anglicyzmem.
      Tabaazie nadal życzymy coby świat jej sprzyjał.

      Usuń