Mam nadzieję że szczęśliwie znieśliście różaną podróż prze wieki średnie i XVI, XVII i XVIII stulecie. Witamy w wieku XIX, a konkretnie to witamy w Malmaisone, domu cesarzowej Józefiny i w jej ogrodzie który był na początku XIX wieku największym światowym rozarium. To właśnie z tym miejscem na ogół wiąże się proces w wyniku którego mieszańce róż zyskały zdolność wielokrotnego kwitnienia. Tak, tak, wszystkie znane nam jak na razie róże ( damascenki powtórnie kwitnące i róże portlandzkie do ponownego nieśmiałego kwitnienia potrzebują sprzyjającego klimatu ) kwitły co prawda świetnie i długo ale tylko jeden raz w sezonie. Teraz będzie wielki różany skok, czyli róże europejskie spotkają się ze swoimi azjatyckimi kuzynkami. Wymiana genów w powszechnej świadomości "zrobiła się" w ogrodzie cesarzowej rozwódki, gdzie ogrodnikiem był pan Vibert. Fajnie ale to legenda bo tak naprawdę to nie w tym francuskim ogrodzie spotkały się po raz pierwszy róże z dalekiej Azji i z Europy.
Róża burbońska Rosa x bourboniana
Na wodach Oceanu Indyjskiego znajduje się wyspa Réunion należąca do archipelagu Maskarenów. Wysepka jest taka że główną uprawą była ( i chyba jeszcze jest ) trzcina cukrowa i tzw. korzenie. Klimacik zwrotnikowy, żyzna gleba wulkaniczna i zamorska Francja. Historycznie to było jak w innych koloniach z dobrą ziemią pod uprawy - plantacje, plantacje, plantacje. Najpierw uprawiali je dla francuskich właścicieli afrykańscy niewolnicy, potem sprowadzono robotników z Chin. Oprócz chińskich robotników na wyspie jeszcze przed nimi pojawiły się chińskie róże ( najprawdopodobniej tzw. 'Old Blush China' vel 'Parsons' Pink China' ). Plantatorzy przybyli na Île Bourbon, jak nazywano wówczas Réunion, przywieźli z Europy róże galijskie, damasceńskie. Róże rosły w wulkanicznej glebie świetnie i dość szybko wypełzły z ogrodów na wolność, różanymi żywopłotami dwurzędowymi ( z dwu różnych odmian róż - wspomniana wcześniej chińska 'Parsons' Pink China' i europejska 'Autumn Damask' ) obsadzano granice posiadłości. No a na wolności to totalna rozwiązłość, znaczy swobodna wymiana genów. I tak potomkowie europejskich róż z Réunion pozyskali od chińskich krewnych zdolność wielokrotnego kwitnienia. W 1817 Eduard Périchon znajduje siewkę róży mającą cechy róż europejskich i azjatyckich. Roślina ciekawa ale pan Périchon nie jest botanikiem tylko właścicielem ziemskim.
Szczęśliwym zdarzeniem losu napatoczył się z kolei niejaki pan M. Bréon , botanicznie bardziej uświadomiony, który różę opisał jako Rose Eduard i wpadł na pomysł aby jej nasiona wysłać swojemu znajomemu panu Antoine Jacques, ogrodnikowi księcia Orleanu. Pięć cennych nasion zostało zasianych wcale nie w Malmaisone ale w ogrodach Neuilly i w 1821 roku pojawiły się w Europie pierwsze wielokrotnie kwitnące róże, sztuk dwie ich było no ale cud nad cudy. Burbonkami zostały za sprawą Redouté który w 1824 roku nadał im nazwę od nazwy wyspy gdzie nasiona hybryd powstały. A gdzie w tym wszystkim pan Vibert i rozarium Malmasione? A pan Vibert postanowił skopiować to co udało się na dalekiej wyspie, a że marzyły mu się prawdziwie czerwone róże zajął się krzyżowaniem róż chińskich o czerwonych kwiatach z portlandkami ( czyli hybrydami damascenek II typu okazjonalnie powtarzającymi w mocno ciepłym klimacie kwitnienie ). I stąd to częste wiązanie powstania róż burbońskich z ogrodem Malmaisone. A jakie są burbonki? - rożne. Wczesne odmiany dość niestabilne, mają przewagę cech róż europejskich bądź azjatyckich. Te późniejsze, będące wynikiem wielokrotnej hybrydyzacji łączą najlepsze cechy obu grup róż. Kwitną stabilnie, choć nie wszystkie odmiany powtarzają kwitnienie. No i niektóre z odmian mają płatki w odcieniach "prawie czerwieni", tak jak marzyło się panu Vibert ( choć ogniście czerwone tak naprawdę bywają remontanki, ale to już inna bajka ).
Teraz będzie o różach, które w zasadzie u nas nie rosną ( za zimno dla nich ) ale bez historii których ciężko byłoby dziś mówić o współczesnych różach .
Róże herbaciane Rosa x thea
Nie to nie będzie o różach złotawych jak herbata słabiutka co to smutne i jesienne, o mieszańcach herbatnich czyli współczesnych różach - nic takiego nie kryje się pod angielskim terminem Tea Rose. To będzie historia prawdziwych róż herbacianych, grupy która pojawiła się na początku XIX wieku. Skąd nazwa róża herbaciana? Od zapachu herbaty z otwieranych drewnianych herbatnic. Taką wonią świeżo otwartej herbacianej puszeczki ponoć pachniała chińska róża sprowadzona do Londynu w roku 1810, najprawdopodobniej krzyżówka Rosa chinensis z Rosa gigantea. Róża przepiękna z tym że możliwa do uprawy jedynie w ogrodach zimowych, delikates nad delikatesy. Oczywiście usiłowano czym prędzej chiński delikates krzyżować z burbonkami żeby uzyskać nieprzerwanie kwitnące róże o pięknym zapachu, odporne na chłody. Efekt tych krzyżówek to właśnie owe róże herbaciane, rośliny które do świata róż ogrodowych wprowadziły większą paletę kolorów kwiatów i przede wszystkim inny ich kształt ( do tej pory odmiany pełnokwiatowe miały tzw. ćwierć rozetkową budowę kwiatów - czyli płatki jakby w czterech grupach układały się wokół centrum kwiatu ). Jeżeli dziś zachwycamy się wydłużonymi pączkami czy też przepięknym, bardzo regularnym spiralnym układem płatków, wywinięciem uroczym ich brzegów to wiedzmy że to wszystko współczesne odmiany róż zawdzięczają delikatnym różom herbacianym.
A skąd nazwa róża bengalska która często jest wiązana z różami herbacianymi? Róże chińskie używane do krzyżówek często przybywały z Chin via Indie, zdarzało się że odpoczywały nieco przed dalsza podróżą i przybywały na statkach płynących z tej części brytyjskiego imperium i niektórzy uważali że są to róże indyjskie. Teraz trochę o zapisie łacińskim - prawidłowo zapisujemy tę grupę Rosa x thea ale ponieważ tak samo zapisywałoby się się łaciną nazwę współczesnych mieszańców herbatnich wymyślono dla tych nowoczesnych róż zapis Rosa x thea hybrida. Tak śledząc łacińskie oznaczenia możemy mieć pewność z jaką konkretną grupą róż mamy do czynienia. Nieco skomplikowane ale da się ogarnąć. Niestety róże herbaciane to nie są róże dla naszego klimatu, podziwiać na fotkach albo jak się trafi w szklarni czy za granicą, westchnąć i odpuścić. Jak chcemy przywołać choć trochę prawdziwie herbacianego czaru to możemy spróbować zapuścić odmianę 'Glorie de Dijon', uchodzi za dość odporną. W niektórych w szkółkach możemy natknąć się na róże herbaciane wśród oferty tzw. róż chińskich czyli róż będących najczęściej różnego typu mieszańcami z przewagą genów chińskich róż. Sadzimy na tzw. własne ryzyko, nie namawiam do tego bo herbaciane damy i w ogóle chińskie róże są kapryśne.
Róże noisette Rosa x noisettiana
Za Atlantykiem na początku XIX wieku właśnie okrzepło nowe państwo. W ówczesnych amerykańskich ogrodach wschodniego wybrzeża jeszcze nie spotykało się często rodzimych roślin, królowały rośliny z Europy łącząc byłą kolonię jak pępowiną z ogrodami starego kontynentu. Róże nie stanowiły wyjątku. Róże noisette narodziły się w okolicach Charleston w Karolinie Południowej, największego amerykańskiego portu na południu Stanów, skąd do Europy w XVIII wieku płynął ryż uprawiany na plantacjach. Niedługo po ryżowej gorączce wypłynęły stąd róże nowej grupy, ale zanim do tego doszło pewna róża pokonała drogę w odwrotnym kierunku. Na początku wieku przypłynęła z Francji od pana Ludwika Noisette do jego brata Filipa 'Old Blush China', najnowszy w Europie chiński różany hicior. Pan Filip najprawdopodobniej w ramach tzw. kontaktów towarzyskich obdarzył sadzonką tej róży swojego sąsiada Johna Champneya. To w ogrodach tego człowieka doszło do narodzin noisettianek, które przez tylko złośliwy kaprys losu nie są nazywane champneykami. Otóż w ogrodzie pana Champneya rosła sobie spokojnie, nie wchodząc specjalnie nikomu w oczy z narzucającą się urodą, róża piżmowa Rosa moschata. To jej krzyżówka z francuską sadzonką róży chińskiej była pierwszą różą noisette - ta odmiana do dziś jest dostępna w szkółkach, acz rzadko - 'Champney’s Pink Cluster' się nazywa. Róże noisette są urocze, zakwitają ciut później niż inne stare róże ( to cecha po róży piżmowej ), no może z wyjątkiem niektórych róż portlandzkich ( też wpływ Rosa moschata ). Wzrost mają słuszny, kwitną niemal cały sezon i jeszcze do tego mają charakterystyczny piżmowy zapach kwiatów. Nie trzeba było długo czekać kiedy róże noisette zostały użyte do krzyżówek z innymi różami, przy ich udziale powstały takie odmiany jak 'Duchesse de Montebello' czy 'Madame Plantier'. Jednak moim zdaniem najpiękniejsze krzyżówki róż noisette to te z różami herbacianymi. Kwiaty powalające, zapach wielu odmian jedyny w swoim rodzaju. Jest tylko jedno ale - nie znoszą naszego klimatu. Nawet w klimacie Francji czy Anglii mieszańce noisette z udziałem genów róż herbacianych bywają mocno kapryśne, mimo to zrobiły tam swego czasu prawdziwą karierę. Jednak i w naszym klimacie rosną róże z genami róż noisette, to mieszańce piżmowe. No ale to już temat na osobny wpis.
Róża remontanka Hybrid perpetual
A teraz o dziwnej grupie róż, która tak właściwie nie ma łacińskiego zapisu ( Rosa x bifera jest sporadycznie używany ), nie wiem czy z tego względu że jest wielokrotną krzyżówką wielokrotnie krzyżowanych hybryd czy po prostu ich twórca pan Laffay miał pecha i jego nazwisko nie zostało przypisane do tej grupy róż. Te mocno hybrydowe róże ( wszystkie są tetraploidami, mają dwadzieścia osiem chromosomów i są na ogół sterylne ) nazywa się remontankami lub z angielska Hybrid perpetual.Wbrew nazwie nie są jednak wiecznie kwitnące, po prostu lepiej niż róże burbońskie powtarzają kwitnienie. U podstaw stworzenia grupy mamy mieszańca damasceńskiego ( najprawdopodobniej różę portlandzką ) i trzeciopokoleniowego mieszańca Rosa indica ( to indica to wg. Redouté, raczej chodzi o mieszańca róży chińskiej , najprawdopodobniej różę burbońską ). Remontanki okazały się tak ciekawą propozycją dla ogrodników że bezczelnie zaczęły wygryzać z ogrodów burbonki. Co prawda nie zawsze są obsypane kwiatami, ich kwitnienie nie jest tak stabilne jak to z jakim mamy do czynienia w przypadku starszych grup róż. Za to trwa dłużej, choć np. nie może konkurować z takim kwitnieniem jak to róż noisette. Remontanki mimo że kwitną ponownie jesienią nie kwitną spektakularnie, to nie jest jesienne obsypanie kwiatami do jakiego nas współczesnych przyzwyczaiły mieszańce herbatnie ( nie róże herbaciane po raz kolejny zaznaczam, choć te też pięknie kwitną jesienią ) i ich potomkowie. Pierwsze remontanki powstały w latach trzydziestych XIX wieku lecz ich dni chwały przypadają na następne trzy dekady. Dopiero gdzieś koło roku 1890 remontanki zaczęły ustępować w ogrodach miejsca nowoczesnym różom. Jakie to krzewy? - różne i różniste. Jak to z mieszańcami wielokrotnymi bywa różne cechy po przodkach z nich wychodzą, odmiany remontanek potrafią się nieźle różnić wyglądem liści i kwiatów ( choć kwiaty na ogół są budowy rozetowej ). Wiele odmian ma piękne czerwone kwiaty, to właśnie wśród róż tej grupy mamy pierwszy raz do czynienia z tak mocną, prawdziwą czerwienią wielopłatkowych kwiatów.
Dziś w ilustracjach nie tylko Redouté ( nikt nie jest wieczny, w dniach chwały remontanek Redouté uprawiał już Niebieskie Rozarium ). Pozwolicie że przed wpisami na temat róż nowoczesnych nabiorę nieco oddechu i różanego dystansu, no zbiera mi się z lekka na rzyg różany więc zarządzam przerwę na odpoczynek i podjęcie innych tematów. Do róż rzecz jasna wrócę ( tak, grożę! - he, he ) ale może w przyszłym miesiącu, albo nawet w przyszłym roku. Przed nami w końcu pernetiany, piżmaki, mieszańce herbatnie, floribundy i tak dalej. Oj, niedobrze mi!
Nabieram pomału ochoty na jakąś różę właśnie starych odmian :)
OdpowiedzUsuńAch, gdybym tylko miała swój kawałek gumienka. Niewielkie gumno dla 5-6 kurek, roślinności spożywczej i kilku fanaberii ozdobnych trzymających jednak naturalny fason.Rozmarzyłam się :)
Masz balkon Psie. Przy odpowiednim zabezpieczeniu donicy i części zielonych przed spragnionymi kontaktu( he, he, he ), można by taką jakąś z mniejszych róż zapuścić. Z tym że w Twoim wypadku lepiej dłużej kwitnącą ( w końcu "na oczach" ma być ). Gorzej z kurami i marchewką!;-)
OdpowiedzUsuńBalkon mam wąski jak kiszka, do tego 5 kotów spragnionych kontaktów - jak ładnie to ujęłaś; budowlańca (czasami wkurzającego Boba Budowniczego), który mi wiecznie zawala balkon swoimi szpejami, a na domiar złego na 11. kondygnacji hula taki wicher, że rosną mi tylko poziomki na płask w skrzynce!
UsuńMa to swoje dobre strony, bo jak latem wywieszam upraną pościel, zdarzało się, że zanim powiesiłam ostatnią sztukę, pierwsza była sucha!
Czekamy na gumienko i marzymy. Nie chcę zapeszać ale wygląda na to, że gumienko się pomału, pomalutku, pomalusieńku ucieleśnia! :)))
Bosze! To ja trzymam kciuki i nawet kotom zraz skleję pazury gumą do żucia ( mściwie stwierdzam że im się należy za to co zrobiły z dekoracją grzybkową, więc będą trzymały za karę pazury w intencji ) jak się ziści to jestem w stanie odkłada zrobić z jakiejś super różycy!:-)Ja tez kiedyś mieszkałam wysoko, wysoko i jeszcze pamiętam tę radość jak winda wysiadała. Gumienko to inne życie.:-)
Usuń