Miało być o skalniakach i tam innych alpinariach ( zdjęcia już zdążyłam wkleić ) ale Wilczyca wywołana z lasu mnie myśl podsunęła na całkiem inszy temat - jak to jest z tą tradycją ogrodniczą w Cebulandii? Uwaga będzie długo i zawile! Przypomniane zostaną wiadomości ze szkół i postawione zostaną tezy, he, he, he. Będzie przemądrze a nawet przemądrzale, więc jak ktoś nie przepada z tzw. dywagacjami to śmiało może pominąć ten tekścik
Kraj Kwitnącej Cebuli jak długi i szeroki ogrodowo tują stoi, do do tego że żywotnik ulubionym drzewem Polaków nikt kto choć trochę po kraju jeździł nie ma wątpliwości. Narzekania profi od zieleni tego nie zmienią, tym bardziej że profi sami tujaczą aż miło ( albo i niemiło ). Jednak co takiego się u nas stało że egzot jakim jest żywotnik zawitał w okolice strzech, skąd nagle taki wybuch mniłości narodu do nie najpiękniejszego z wiecznie zielonych drzew. Czy drzemało to uwielbienie w przeszłości i nagle wybuchło, czaiło się gdzieś we wsiowych przedogródkach, wychynęło z przydomowego warzywniaka? Wszak w Polsce spłachetki ziemi jakie na ogrodowanie "ozdobne" przeznaczała większość ludzi nie były traktowane jak "lasu czar" czy też "egzotyczny park dworski". Ogród ozdobny to był ogród kwiatowy a nie las, a na wiecznie zielonego egzota jakim jest czy raczej był żywotnik, przerażająco przeważająco wielkiej części społeczeństwa nie było po prostu stać.
Ogródki nasze powszechne, uprawiane ku uciesze oczu, czasem nosa to stosunkowo świeża sprawa. Nadymamy się podczas rozczytywania o ogrodach Anny Wazówny, duma nas rozpiera że ta księżna Izabella i te jej Powązki, duma przemienia się w pychę że ta córka księżnej Izabelli, księżna Maria ogrodniczyła teoretycznie - boszsz... jaka to tradycja. Taa, tradycja uprawy roślin dla uciechy oka przypisana do ułamkowej części procenta narodu, absolutnie obca pojęciowo ogółowi społeczeństwa mniej więcej do połowy XIX wieku. Nie da się pisać o tradycji ogrodniczej nie babrząc się w historii ekonomii kraju, nie ma zmiłuj. Teraz będzie przynudzanie. Chłopstwo pańszczyźniane, które było największą grupą społeczną na ziemiach polskich aż do połowy XIX wieku, w dupie za przeproszeniem miało radość dla oka tworzoną własnymi rękami. Chłopstwo uprawiało w okolicy zagrody głównie to co pozwalało mu przeżyć a i tak przednówek w czasie kryzysów zbierał gorzkie żniwo. Napakowani przez dominujący w kulturze przekaz o sielskości dawnego życia w polskich dworach i dworkach, zapominamy o tym że ten dworkowy stajl życia nie dotyczył grubo ponad trzech - czwartych społeczeństwa. Ani mieszczaństwo ( ze względów urbanistycznych ), ani chłopstwo ( ze względów ekonomicznych ) nie uprawiało własnych ogrodów ozdobnych. Takowych nie uprawiali też polscy Żydzi. Ogrody ozdobne były jedynie rozrywką magnaterii, importowaną z zagramanicy jako cóś modnego, wicie rozumicie - must have.
Dworkowym powszechnie wystarczał wirydarzyk, przekształcony z czasem w ogród kwiatowy, luźno oparty na nowinkach kompozycyjnych z wiktoriańskiej Anglii i szlus, radością dla oka był sad, warzywnik czy "łąki umajone", "bór przepastny" itd. Na tle Europy do końca XVIII wieku nie wyróżnialiśmy się za mocno, prawie wszędzie było podobnie jak u nas. Nawet w ciepłej, niby sprzyjającej ogrodnikom strefie basenu Morza Śródziemnego ozdobne ogrody nie były powszechne, prędzej można było spotkać plantację róż czy lawendy z których pozyskiwano korzyści wymienialne na pieniążki. Ogólna bida nie sprzyjała uciechom oczu, uciechy żołądka a tak naprawdę jego potrzeby były ważniejszą sprawą. Dopiero ich zaspokojenie pozwoliło na wytworzenie się chęci uprawy roślin sprawiających człowiekowi przyjemność jedynie swoim wyglądem, wśród coraz bardziej głębokich warstw społeczeństwa. Na ziemiach polskich ten czas przyszedł kiedy zniknął obowiązek pańszczyźniany, koniec półniewolnictwa oznaczał więcej czasu którym warstwa chłopska mogła rozporządzać.
Brak przymusu pańszczyźnianego spowodował powstanie zainteresowania sztuką wszelaką wśród ludności wiejskiej, znaczy tej jej części która nie musiała za chlebem udać się do miast i zamienić w tzw. klasę robotniczą. Co bogatsi chłopi przyswajali zewnętrzne atrybuty wyższej warstwy społecznej po uprzednim ich przetworzeniu. Stąd na ten przykład reminiscencje strojów XVIII wiecznego mieszczaństwa w strojach ludowych ( tzw. przepływy kulturowe były leniwe jak ja w listopadzie ) . Z przyswojeniem charakterystycznego dla dworu sposobu urządzania ogrodu ozdobnego było znacznie ciężej, raz że taki ogród był jedynie elementem całego założenia w które wchodził sad, parki itd. , a które to założenie warstwa ziemiańska traktowała jako niepodzielną całość, sprawiającą wszelkimi elementami radość oczom ( patrz opis ogrodu w "Panu Tadeuszu", te wersy o Zosi skarmiającej marchewką chłopskich młodocianych i "Był sad" ), dwa z powodu szczupłości miejsca jakie na ogród ozdobny można było przeznaczyć i ilości czasu potrzebnego do jego uprawy bez znacznego uszczerbku dla sytuacji materialnej chłopa. Przyswojono i przerobiono zatem coś co można nazwać ogrodem kwiatowym, złożonym z bylin i roślin jednorocznych, czasem też z warzyw czy drzew owocowych ( jak dobra gleba to trza wykorzystać ).
To ogrody kwiatowe, jak najbliżej chałupy położone to reminiscencje po dworkowych klombach, "ściągniętych" do dworkowych ogrodów z zagramanicznych wzorów ( bo i u nas przeca wydawano książki o ogrodnictwie, na ten przykład "Malowniczy ogrodnik czyli nauka zakładania malowniczych ogrodów w nowym stylu i gustownego przyozdabiania ich kwiatami" autorstwa Hermana Hetzscholda, wydano to w Wilnie w roku 1855 ). Gdzieś po drodze z dworku do chałupy wyleciała altanka, cudnie pnączem obrośnięta ale za to pojawiły się piwonije i co lepsiejsze "pańskie kfiotki". Takie wiejskie kwiatowe ogródki, coraz powszechniej powstające od połowy XIX wieku to tak naprawdę "naszość". Dlaczego to jest "naszość"? - bo to było najpowszechniejsze, rozlewało się po kraju. To co było tragedią polskiego ziemiaństwa XIX wieku czyli jego dość szybka pauperyzacja, przymusowa przemiana w tzw. "inteligencję miejską", konieczność szybkiego odnajdowania się w systemie kapitalistycznym w fazie dzikiej, nie pozwoliło na wytworzenie się znaczącej społecznie warstwy na tyle dobrze uposażonej że byłaby zainteresowana zakładaniem ogrodów jedynie dla przyjemności, nie wykluł się zatem bo nie mógł charakterystyczny dla niej typ założenia ogrodu ozdobnego. Uwięziona w micie dworkowym wąska grupa społeczna nie stworzyła ani w oparciu o ten mit ani w kontrze do niego żadnego nowoczesnego a odrębnego od innych nacji sposobu planowania ogrodu, który byłoby w stanie przeniknąć do szerszych kręgów. Nie sądzę że tę ogrodową jałowość twórczą się da zwalić na sprawę zaborów, przynajmniej nie bezpośrednio. Mniemam sobie że dojrzewanie do wytworzenia zjawiska pod tytułem "Ogród taki i siaki" wymaga znacznie więcej czasu, całej ery bogatego, sytego społeczeństwa w którym niemal wszystkie warstwy społeczne zdążyły w jakiś sposób, w mniejszym lub większym stopniu skorzystać na systemie . Zapóźnienie ekonomiczne jest tu pojęciem kluczem bo o brak oryginalności nikt nas raczej posądzić nie może ( do cholery, stworzyliśmy własny strój narodowy ).
To mniemanie mnie się wzięło i wlazło w łeb kiedy zastanawiałam się nad tym dlaczego Brytyjczycy stworzyli aż tyle typów ogrodów nazywanych angielskimi. Uwaga, będzie solidne przynudzanie o historii GB. Zaczęło się od tzw. rugów chłopskich które w Anglii na przełomie XV i XVI wieku spowodowały wzrost ludności miejskiej, wskutek czego Anglia znalazła się wśród krajów, które i owszem trzeba było dokarmiać ( naszym zbożem na ten przykład ) ale gdzie nie rozwinął się system oparty na folwarku, jako podstawie dobrobytu państwa. No plantacji nie było z niewolnymi bo folwark w istocie plantację przypominał ( przypominał bo chłopi mieli swoje prawa, które nieraz całkiem sprytnie wykorzystywali przeciwko panu ). Plantacje to wyspiarze zakładali w koloniach w czasach kiedy istniała już GB ( brytyjskie plantacje w Ameryce a szczególnie na Karaibach były właściwie obozami koncentracyjnymi, w połowie XVIII wieku długość życia niewolnika od momentu przywiezienia na plantację wahała się od trzech miesięcy do pół roku, więc jednak znacząco różniły się od polskich folwarków ), w samej Anglii a potem w Wielkiej Brytanii podstawą dobrobytu był handel i troszkę później przemysł. Można sobie wysnuć mniemanie że nie mamy wielkich ogrodowych tradycji bo swego czasu zamiast na kapitał postawiliśmy na stary, sprawdzony system feudalny, z prawie całkowicie zniewoloną siłą roboczą w roli głównej. Wszędzie tam gdzie postawiono na folwark pańszczyźniany najpierw był okres wielkiej prosperity, gospodarka folwarczna przynosiła ogromne dochody, później wywołała kryzys. Tak sama z się, bo sprzyjała stagnacji przez zbyt łatwe pozyskiwanie pieniądza.
W Wielkiej Brytanii nie dość że namiętnie rugowano to szybko wprowadzono system czynszowy, który jako system mniej socjalny ( tak, folwark zapewniał socjal, kosztem wolności ale trudniej w razie czego było zdechnąć z głodu ) wymusił na ludziach znalezienie innego sposobu utrzymania a tzw. inny sposób utrzymania poprzez tworzenie nowych warstw społecznych rozwalał stary feudalny porządek. Brytyjczycy uchodzący dziś za najbardziej klasowe społeczeństwo Europy u zarania powstania GB byli społeczeństwem w którym bardzo łatwo było pokonać barierę klasową, pieniążki ten cud czyniły czyli kapitalizm ze wszelkim dobrodziejstwem i niedobrodziejstwem inwentarza wkraczał na scenę. Oczywiście kapitalizm wszędzie zaczynał się krwawo, zmiany ustroju tak majo, ale mniej więcej od końca XVII wieku zapewnił nieustający wzrost gospodarczy na Wyspach. Ten jakże niesprawiedliwy system pozwolił przetrwać kryzys jakim był bunt amerykańskich kolonii, zniósł zniesienie niewolnictwa i spowodował że w XIX wieku Wielka Brytania była największym ze światowych mocarstw ( a sprowadziło ją ponownie do poziomu niewiele znaczącego państwa nic innego jak konserwowanie XIX wiecznego modelu "który się sprawdzał" - to tak gwoli bajaniom o "przywiązaniu do tradycji" - może być nadmierne ). Prawie trzysta lat wzrastającego dzięki systemowi kapitalistycznemu dobrobytu coraz szerszych kręgów społecznych + ponad stuletni okres bez wojen na Wyspach + sprzyjający klimat = przepis na angielskie podejście do ogrodnictwa. Taa, a teraz sobie przypomnijmy jak z silnego państwa, będącego regionalnym mocarstwem zostaliśmy, tak naprawdę z powodów ekonomicznych ( słaba ekonomia = słaba polityka ) częściami składowymi innych państw i przestańmy się dziwić że nie stworzyliśmy aż do końca XX wieku klasy średniej, która byłaby społecznie znacząca i pozwalała sobie na ogrodowanie dla przyjemności. Dobrze że stworzyliśmy inteligencję, he, he.
Teraz będzie konkretnie o ogrodach - oglądając pokazowe ogrody w GB oblookujemy najczęściej to co powstało na przełomie wieków XIX i XX, ogrody mocno zamożnej części społeczeństwa. Ich utrzymanie było na tyle kosztowne że dla ochrony zabytków budownictwa i ogrodów powołano taką instytucję jak National Trust. Społeczeństwo bogate mogło w czasach największego rozkwitu cóś takiego powołać, bowiem wytworzyło warstwę usiłującą chronić stworzone przez nią dobra kultury materialnej. Dobra zostały udostępnione za niewielką opłatą do zwiedzania wszystkim którzy chcieli je zobaczyć i to uważam za jedno z większych kulturalnych osiągnięć Brytyjczyków w minionym wieku. Z roli konserwatora pomnika pewnej klasy społecznej National Trust stał się z czasem strażnikiem wartości kultury wspólnych dla wszystkich Brytyjczyków, ( głównie tzw. aspirującej warstwy średniej, której powstanie zawdzięcza się paskudnemu i niesprawiedliwemu kapitalizmowi ). Planowanie ogrodów uznano za wartość godną nazwy narodowej , ba, zrobiono z ogrodowania niezły biznes. Uprawianie ogrodu w GB, choćby to były spłachetkowe ogródki , sprawia że włączasz się w długą tradycję. Uprawiasz ogrodnictwo jak lady Vita w Sissinghurst albo pani pastorowa, skromny domek na przedmieściu staje się castle a ty jesteś Brytyjczykiem - tak można by to opisać. Oczywiście ogrodowanie nie jest powszechne. Wbrew wyobrażeniom reszty Europy Brytyjczycy nie uprawiają ogrodów i ogródków chętniej niż tacy Niemcy na ten przykład. Stworzyli jednak cały przemysł ogrodniczy, podkreślam słowo przemysł, opierający się na resentymentach.
W Cebulandii resentymenty zwiększają sprzedaż koszulek z żołnierzami wyklętymi, piknie rzezanych szkatułek z Zakopca i wódki wyborowej ( wspomnienie przymusu propinacyjnego, he, he ). Polskie założenie ogrodowo - dworkowe nie przekłada się na współczesność a ogródki przy wiejskich chatach nie mogą być wzorem bo są "wiejskie" a w tym kraju wiejskości się wstydzimy bo przypomina nam że my wszyscy z wyjątkiem jakichś tam śladowych części procenta to z "chamów" się wywodzimy. Brytyjczycy stworzyli country garden lub cottage garden, typ ogrodu uprawianego na wsi ( głównie przez klasę średnią ), silnie związanego z krajobrazem kulturowym a my stworzyliśmy coś co da się nazwać tujizmo - tyrawnikowacizną stosowaną, która ma za zadanie zatrzeć ślady naszego "nieodpowiedniego" pochodzenia. Nie wiem ilu pokoleń jeszcze trzeba by w kraju w którym mit wartości warstwy szlacheckiej jest dominujący w przekazie kultury, powstała klasa społeczna która wreszcie pozwoli sobie na sięgnięcie po spuściznę wsi. Najprawdopodobniej wystarczą trzy pokolenia względnego dobrobytu, może mniej bo informatyzacja czyni cuda, by wytworzyła się klasa średnia na tyle silna, że nie będzie odczuwała straszliwych kompleksów związanych z pochodzeniem z uboższych warstw społecznych. Może wtedy sięgniemy po "naszość" a może i nie, wszak unifikacja pozwala łatwo pozbyć się wszelakich kompleksów.
I to by było na tyle mniemanologii stosowanej na temat polskiej tradycji ogrodowej. Wracam do nieszczęsnych tuj. Olśniło mnie swego czasu że było to dżefko które w czasach komuny robiło za rarytet sadzony w tzw. zieleni miejskiej. No i jest odpowiedź na nurtujące wielu ogrodników pytanie - "Dlaczego większość polskich ogrodów przypomina zieleń miejską?". Odpowiedź ma w sobie coś z prostoty urządzenia zwanego cepem - "Żeby uciec ze wsi utożsamianej z biedą.". Nie żeby to było świadome, podskórna to sprawa, przykrywana dla niepoznaki chęcią oszczędzenia sobie pracy w ziemi. No bo jakże to tak pracować ręce glebą brudząc, pany się nie brudzo.
Dzisiejszy wpisowe ozdóbstwa to przełomowe, znaczy z przełomu XIX i XX wieku, malarstwo polskie i brytyjskie o tematyce ogrodowej ( no dobra, te ule Stanisławskiego to bardziej sadowe ).
Podobne mam przemyślenia, chociaż to może w moim przypadku za duże słowo (przebłyski wśród chaosu może lepiej), jeżeli chodzi o nasz narodowy styl ogrodowy czyli jego brak oraz przyczyny tego. Dzięki za uporządkowanie tematu.
OdpowiedzUsuńUpraszam o podanie autorów obrazów nr 1, 4 , 6. Pomimo, że zaliczyłam historię sztuki, to nie potrafię odnaleźć twórców w swojej jakże dziurawej pamięci.
Na pierwszym i 4 oraz 2 to ten sam ogród :). Nie jestem specjalistką od Mehoffera, ale tak mi się w oczy rzuciło.
Usuńdwa Mehoffery i jeden Malczewski :)
UsuńCzytam sobie właśnie dzieło o polskim ogrodzie na razie jestem w klasycyzmie. Po części Twoje wywody są zgodne z teoriami w dziele zawartymi. Na pewno polskie ogrody wywodzą się z ogrodu kwaterowego; w jakimś sensie najpierw użytkowego, potem powiązanego z ozdobnością (np. łąka) i wypoczynkiem (gaj, zwierzyniec do polowań).
OdpowiedzUsuńA w wiejskich ogrodach tradycja kwaterowości trwała bardzo długo, w zasadzie ja ją jeszcze pamiętam.
Ogród nie był tożsamy z ogrodem ozdobnym - i ta idea mi się podoba i bym ją kultywowała jako polski ogród. Z ciekawostek: moja podlaska koleżanka zakłada co wiosnę ogród. Oczywiście jest to warzywnik. A z rozmowy zorientowałam się, że zakładanie ogrodu co roku jest tam powszechne.
Co do tuj - z lat szkolnych (Technikum Terenów Zieleni za Gierka) nie pamiętam aby tuja była szczególnym rarytasem. Raczej begonie były wtedy :). Tuje w formie żywopłotów na posesjach - i to raczej nieliczne. Celebrytką stała się chyba w latach 90., a jeden szkółkarz ma taką teorię, że Smaragd stał się przebojem po wizycie papieża w Radzyminie, gdzie były szpalery z tej odmiany właśnie.
Wspominasz Ogród malowniczy, ale nie zapominajmy o Sztuce ogrodniczej Siarczyńskiego, Postaci ogrodów Sierakowskiego dziełach Czartoryskiej, Morskiej, Józefa Strumiłło. Na każdą tezę można znaleźć przykłady.
Cyba nie będzie nadużyciem jak dam link do Ogrodnika https://polona.pl/item/malowniczy-ogrodnik-czyli-nauka-zakladania-malowniczych-ogrodow-w-nowym-stylu-i,MzI1ODMyOA/4/#item
albo do korespondującego z Twoim mojego dawniejszego wpisu blogowego http://www.ogrodyewy.pl/polski-ogrod-gra-w-skojarzenia/
Linków do wiedzy nigdy dosyć, dawaj ile możesz. :-) Ja tak do ogrodów po miejsku podchodzę, znaczy rozumiem że przy szeregowcu to trudno o ten borek, sadek i w w ogóle o wszystkość. Jednak między Wielkim Ogrodowym a prawdą chyba prędzej zniosłabym wszystkość niż tujo - tyrawnikizm po całości. Kwaterowość to ja też pamiętam i nie uważam żeby było to takie paskudne, jak to mi się kiedyś wydawało. Po prostu nie było w tym dla mnie wówczas nic ciekawego bo fascynowało mnie brytyjskie podejście do tematu. Przerobiwszy, dojrzawszy, normalka. Gdybym miała ogród na wsi to dziś zastanowiłabym się solidnie nad koncepcją ogrodu użytkowego _( spokojnie, nie żeby zraz kartoflisko i masowa uprawa korzeniowych ) przechodzącego w kwiatowy i nad uporządkowaniem przestrzeni poprzez wyznaczenie kwater. Nawet dżefka owocowe by się pojawiły, choć może słowo dżefka nie jest odpowiednie bo jabłonków niskopiennych to ja cóś nie tego. Zakładanie coroczne przy użytkowym jakby wymagane, no nie ma że nie ma ale za to na pewno nie są to ogrody nudne jak te tuje z tyrawnikiem. :-)
UsuńCo do tuj to z mojej perspektywy to łóne się pojawiły jako możliwe do dostania bezproblemowego w latach 90. Mamelon swoje stare egzemplarze zdobywała podstępem w latach 80, zdrowo kombinując. Wyposzczeni tujowo byliśmy w naszej okolicy, ale za to teraz nadrabiamy ze ho, ho! ;-)
no właśnie, u nas na wsi na DŚ tak samo postrzega się ogród- jako ogród użytkowy zakładany co roku.
UsuńA w Centralnopolsce bywa różnie, są wsie gdzie nie uświadczysz ogrodu "w starym stylu". Mam wrażenie że co roku coraz mniej coroczni9e zakładanych ogrodów użytkowo - ozdobnych pojawia się w podłódzkich okolicach. :-/
UsuńJedynkę i czwórkę popełnił Józek Mehoffer a szóstkę Jacuś Malczewski. Na tle słodzizny z Wysp ( 7 - 11 ) to widać że insza liga, ciekawsza. :-)
OdpowiedzUsuńjesssu, już się więcej nie odzywam
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o tuje w ogrodzie, to mam je w formie żywopłotu, ale nie z tej przyczyny, że mi się podobają, ale że stanowią świetną barierę dla wiatrów nadmorskich. Dzięki nim w moim ogrodzie mogą rosnąć wrażliwe rośliny. Jeżeli chodzi o przestrzeń publiczną to nie rozumiem sensu ich sadzenia np. nad stawem wiejskim :(
OdpowiedzUsuńW mojej wsi powstaje park ze stawem i powiedzcie jak wyperswadować Sołtysowi "tuje nad stawem wiejskim".
UsuńNie da się. My już próbowaliśmy :(
UsuńWszystkim naraz odpowiadam.:-)
UsuńTak mnie te tuje nadstwaowe wkarwiły że się zaplułam i wpisu na tematy kretynów którzy mają pojęcie o krajobrazie dokładnie takie samo jak szczególnie słabo widzący kret, wzięłam i dokonałam. Czytanka na temat parku we Wrocku też do uspokajających nie należała, boszsz... widzisz i nie grzmisz!
Fafik strasz sołtysa upublicznieniem "piąkna nadstawowego" w necie i możliwością rozlepienia na tablicach ogłoszeniowych w okolicy co ładniejszych netowych komentarzy.
Wietrzyku co inszego żywopłot w tworzywa dostępnego i twór pod tytułem ogród, a co innego tujo - tyrawnikizm! W przestrzeni publicznej chyba by trzeba zakaz sadzenia żywotników wprowadzić żeby upiększacze krajobrazu zrezygnowali z możliwości tujkowania. Po prawdzie to nie mam złudzeń że czegoś cudnego by nie wymyślili, na ten przyład "łany srebrnego świerka", albo coś w tym guście. Wszak nie o sadzenie żywotników tak naprawdę tu chodzi co o bezmyślność nasadzeń z nimi w roli głównej ( żywotnik dobrze posadzony jest wszak dżefkiem miłym w odbiorze ).
Wilku możesz spokojnie wyć i się po wilczemu odzywać, nawet o Dowton Abbey!;-)
Ten dworek Mehoffera to w Jankówce, skarpka z kfiotami, sad pod skarpką. Bardzo po dworkowemu. Mam wrażenie że on jest chyba przedstawiony na wszystkich trzech "Mehofferach". :-)
Tabciu nie wkarwiaj się i nie pluj na komputer, bo ci jeszcze padnie, jak mój swojego czasu i co będziemy czytać.
OdpowiedzUsuńStraszenie S. (celowo z dużej litery, bo pan ma tak rozdęte ego, że nie wiem, czy wszystkie bukwy nie powinny być duże) nie ma najmniejszego sensu. W naszej rzeczywistości społeczno-geograficznej obowiązuje parafraza znanego porzekadła: "sołtys na zagrodzie równy wojewodzie". Weź i takiego strasz. Opinię tak zwaną publiczną ma gdzieś, sam dla siebie jest opinią :).
W końcu to jednak tylko stary facet. I tylko stare dobre metody, a nie lincz wirtualny się sprawdza. Używam swego podstarzałego kobiecego wdzięku (w granicach werbalnych oczywiście) i pomalutku indoktrynuję dziada. Sztuka by moje przekonania przyjął za swoje, a wtedy zrobi po sznureczku co należy. Miał zamiar wyciąć wszystkie stare drzewa (u nas jesiony) i zakładać tujowe szpalery. Dzisiaj już zaakceptował ich obecność w przestrzeni parku. I jeszcze jedna dobra wiadomość: kadencja kończy się za rok, a realizacja parku przeciągnie się w czasie z powodu ograniczonych funduszy.
Dżizuu, dziadek nadgrobny urobiony przez Szeherezadę! Fafik litości nie masz. ;-) Jednak fuckt, na S O Ł T Y S A akcja w stylu "To moje własne przemyślenia są, uświadomiłem Pani Joli jak ważne jest..." może okazać się tym co skutecznie powstrzyma szpalerkowanie tujowe.;-)
UsuńDokładnie. Odbierasz telepatycznie :) Przemyślenia w sprawie jesionów już się wykluły... Teraz: adin, dwa, tri,... przeforsujemy wierzbę płaczącą. A co tam, niech sobie zapłacze nad ogrodowaniem w stylu wiejsko-nowobagackim.
UsuńDobre knujstwo zawsze się sprawdza, he, he.;-)
Usuńtylko straszne jest to, że trzeba uciekać się do takich działań. A prawilny sposób zagospodarowania zielenią powinien być wpisany do planu miejscowego, a nie tak wicie rozumicie po uważaniu sołtysa...
UsuńJakiego planu miejscowego, Meg nie rozśmieszaj bo mam zajady! Cud by to był gdyby plan istniał, taki na 100% a nie szczątkowy. O wpisie konkretyzującym gospodarowanie zielonym to w ogóle głucho, bo wiadomo że takie wpisy to głównie na Marsie są potrzebne. Ech... :-(
Usuń