Miałam pisać kiedyś tam ale dzisiaj było tak zimno że piecuchowałam przed kompem porządkując zdjęcia. No i urodziłam wpis, tak przy okazji. Będzie troszki głębiej grzebane w historii Palácio de Monserrate niż ma to miejsce w folderach bo Gosię zainteresowała historia tej miejscówy a nie tylko pitu - pitu o odbudowie w stylu "sintrzańskiego romantyzmu" dla przypadkowych turystów.
Najprawdopodobniej na miejscu dzisiaj stojącego budynku stała niegdyś kaplica. Wieść gminna niesie że była to kaplica grobowa chrześcijanina który został zabity przez Maura. Rzecz miała miejsce na długo przed rekonkwistą Dom Afonso Henriquesa.Czy to prawda wiedzą chyba tylko zawodowo interesujący się archeologią okolic Lizbony, mnie nic o śladach owej kaplicy nie udało się wyszukać. Pewne jest za to że w 1540 roku duchowny, niejaki Gaspar Preto postanowił zbudować kaplicę poświęconą Matce Bożej Monserrate, wówczas tereny dzisiejszego pałacu i ogrodów go otaczających należały do Hospital do Todos - os - Santos czyli Szpitala Wszystkich Świętych w Lizbonie. Szpital od 1530 roku był prowadzony przez Zgromadzenia św. Jana Ewangelisty, stąd duchowieństwo mogło dysponować co powstanie na ziemiach należących do szpitala. Dlaczego te szpitalne tereny przeszły w prywatne ręce mogę tylko przypuszczać - 27 października 1601 budynek szpitala w dużej części strawił pożar, być może potrzeba kasy na odbudowę sprawiła że w tym samym roku historii ziem dzisiejszego Palácio de Monserrate pojawia się familia Mela e Castro. Dzierżawa została zamieniona ostatecznie we własność w roku 1718, kiedy to Dom Caetano de Melo e Castro, comendador de Cristo e Vice -rei da India nabył w Sintrze dobra. Wicekról przebywał wraz z rodziną w Goa, przykapliczne zabudowania były użytkowane przez osoby zarządzające majątkiem.
Tak było do roku 1755, kiedy wszystkie budynki mieszkalne zostały zniszczone przez wielkie trzęsienie ziemi. W roku 1790 Dona Francisca Xavier Mariana de Faro Melo e Castro wynajmuje majątek ziemski niejakiemu Geradowi DeVisme, bogatemu angielskiemu kupcowi, jednemu z założycieli spółki DeVisme, Purry & Mellish mającej monopol na handel brazylijskim drewnem. Udziela też pozwolenia na postawienie pałacu i och, ach ( jesteśmy w kraju katolickim ) na zburzenie XVI wiecznej kaplicy ( spokojnie wzniesiono nową, resztki starej wykorzystano później jako tzw. romantyczną ruinę ). W roku 1793 na scenę wkracza William Beckford, angielski arystokrata, który w gorszeniu angielskiej opinii publicznej mógł konkurować z samym Byronem ( Beckford miał tzw. zaangażowaną znajomość z kuzynem, młodym hrabią Devon ). Ten niezwykle popularny wśród portugalskiej arystokracji Brytyjczyk zasłynął z urządzania wnętrz pałacowych według najnowszej mody z Wysp, urządzania imprez w urządzonych wnętrzach a także rzecz jasna z urządzania ogrodów w XVIII wiecznym angielskim stylu. Ponoć Beckford sam zaprojektował wodospady ( trzeba było przekierować strumyk ) a także konstrukcję zwaną Arco de Vathek ( "Vathek" to tytuł wydanej w 1786 roku słynnej, napisanej w języku francuskim powieści autorstwa Beckforda - tak, Brytol pisał po francusku! - opisującej lubieżności i autorytarne zapędy kalifa Vatheka ).
Przypisuje się mu też autorstwo fałszywego menhira. Niestety słodkie życie Williama w Portugalii szybko się skończyło, w tym kraju istniała spora i licząca się brytyjska diaspora której nie podobało się prowadzenie ich rodaka. Beckford pożegnał się z Portugalią i wyjechał do Hiszpanii, gdzie natychmiast związał się z dwiema mężatkami i dwunastoletnim chłopcem odreagowując prześladowania spowodowane poprawnością obyczajową brytyjskich kupców. Nie ma co rozumiejąco świntuszkować ani nierozumiejąco świętoszyć, William nawet dziś wzbudzałby emocje. Niestety po jego wyjeździe Palácio de Monserrate totalnie podupadło. Wiadomo że do 1840 roku pierwotny budynek był pozbawiony opieki, ołowiany dach został skradziony, a niektóre sufity się zawaliły. W roku 1856 José Maria de Castro powrócił z Goa i postanowił zbudować rezydencję w Lizbonie. Majątek rodzinny w Sintrze wystawiono na sprzedaż. Nabył go Francis Cook, spadkobierca tatusiowej firmy Cook, Son & Co., jeden z trzech najbogatszych Brytyjczyków swoich czasów. To właśnie temu kolekcjonerowi sztuki i miłośnikowi ogrodnictwa zawdzięczamy obecny wygląd Quinta de Monserrate. Przede wszystkim Cook zatrudnił Sir Jamesa Knowlesa do przebudowy pałacu. Ze starego, neogotyckiego palácio została konstrukcja zasadnicza że się tak wypiszę, wszelka inszość to fascynacja Indiami Mogołów przerobiona na architekturę. Oczywiście wszystko w takim XIX wiecznym rozumieniu tematu, znaczy różne zdziwności się zdarzają bo architektoniczne cytaty nie są dosłowne. Mnie w mieście Odzi mieszkającej, w miejscu pełnym eklektycznych pałaców i willi takie dziwa nie dziwią.
Do prac nad ogrodem zatrudnia najlepszych fachowców brytyjskich - ogrodnika Williama Stockdale'a, botanika Williama Nevilla i Jamesa Burta ( nazwijmy go mistrzem ). Quinta de Monserrate zostaje letnią rezydencją rodziny Cook.Uważa się, że podczas budowy pałacu i tworzeniu ogrodów pracowało ponad 2000 osób, z których 50 zajmowało się wyłącznie ogrodem. Po zakończeniu prac Cook zatrudnił około 300 osób, aby opiekowały się domem, parkiem i rodziną przebywającą w posiadłości od czasu do czasu. Kupił też 13 sąsiednich gospodarstw i klasztor kapucynów, stając się solidnym właścicielem ziemskim i pracodawcą dla wielu ludzi. Znaczy Francis Cook stał się kimś w Portugalii a gdy do wydawania kasy na siebie dodał wydawanie kasy na innych ( wybudował dwie szkoły podstawowe dla dzieci personelu, w Galamares i Colares ), król Dom Luis I nadał mu tytuł wicehrabiego Monserrate i Brytyjczyk powiększył grono portugalskich arystokratów ( spoko, niedługo potem został w United Kingdom baronetem ).
Posiadłość była w posiadaniu rodziny Cooków do 1947 roku, kiedy Sir Herbert Cook zmuszony był sprzedać farmę po tym, jak rodzina straciła znaczną część majątku w pierwszej połowie XX wieku ( w tle były jeszcze brzydkie naziolskie historie ) Przy okazji tej sprzedaży rozproszono cenne wyposażenie i kolekcję sztuki. Saúl Fradesso da Silveira de Salazar Moscoso Saragga antykwariusz z Lizbony kupuje pałac ale bardzo szybko go sprzedaje. W roku 1949 państwo portugalskie kupuje 143 hektary tzw. Tapada de Monserrate. Serra de Sintra, czyli Góry Sintra w roku 1995 zostają wpisane w rejestr światowego dziedzictwa UNESCO jako krajobraz kulturowy. W roku 2010 rozpoczęto prace nad restauracją Palácio de Monserrate i ogrodu liczącego obecnie 33 hektary powierzchni. Bardziej właściwie byłoby napisać ogrodów, bo mamy tu różne typy ogrodów. Ogród Japoński, Meksykański, Różany ( restaurowany pod patronatem księcia Walii ), Dolinę Paproci czyli Vale dos Fetos, Caminho Perfumado czyli Perfumowana Ścieżkę, Lagos Ornamentais co można przetłumaczyć jako Jeziora Ozdobne. W tym wszystkim zagubione ruinki, łuczki, dziwne kamienie i tego typu ozdóbstwa. Żeby solidnie zwiedzić trzeba sporo czasu i dobrych butów, ogród położony jest na stoku.
Teraz o tzw. osobistych wrażeniach. Wiem ze większość z oglądanych tu roślin to egzoty, u nas mające szansę na jako taką wegetację jeno w szklarniach i to nie zawsze tych chłodnych. Bezczelnie jednak przyznam że wali mnie to totalnie, zarówno klimacik Ogrodu Meksykańskiego, kameliowe uroki Ogrodu Japońskiego podziwiam z należytym szaconkiem ale bez zazdraszczania. Bardzo brzydko mi się jednak robi kiedy widzę jak wszędobylskie są w tym ogrodzie paprocie. Występują masowo nie tylko w przynależnej im dolince, bezczelnie zasiedlają cały ogród wkurzając mnie paprociowo niedopieszczoną swą przedpotopową urodą. Choćby dla tego totalnego zapaprociowania warto zobaczyć ten ogród.
Dobra - teraz widowiskowy prawie o każdej porze roku Ogród Meksykański.
Jak widzicie jest baaardzo egzotycznie. Jednak ten ogród wygląda teraz świetnie, w przeciwieństwie do takiego Ogrodu Różanego, który dopiero czeka na swoje chwile chwały. Szczególnie urzekły mnie ciepłolubne żmijowce, potężni krewniacy naszych pospolitych żmijowców rosnących na ugorach. Wersja egzotyczna tej rośliny prezentuje różne odcienie niebieskości kielichów i jakby odmienne kolory pręcików. Przyciągają ślepia i choć kwitną obok ich stanowiska jeszcze bardziej egzotyczne protee to one kradną serca. Pszczoły serc nie mają ale też żmijowcowymi kwiatami solidnie były zainteresowane, focąc musiałam uważać żeby żmijowiec nie ujadził. Niestety piękny i miododajny Echium candicans pochodzi z Madery i szans na przeżycie naszej zimy ni ma! Owszem wciska się u nas co bardziej zapalonym i co bardziej naiwnym ogrodnikom jego nasionka ale uprawa tej rośliny w naszych warunkach jest tak samo realna jak uprawianie jakarandy czy afrykańskiego tulipanowca. Za to mogę uprawiać spokojnie takiego szaraka zaobróżkowanego, jaki jest na sąsiednim zdjątku. Straszny przymilas, najpierw napadł Gosię, kręcił się koło Mamelona a potem mnie obdarzył łaskami. Uciekł dopiero gdy zobaczył rodzinę z bardzo małym małoletnim zmierzajacych w jego kierunku. Inteligentna z kociny bestyjka, he, he.
Teraz jeziorka i insze strumyczki.
Chyba najsłynniejsza "mała architektura" w tym ogrodzie - kaplica zaplątana w korzenie figowca.
No i paprocie, paprotki, paproteczki. Nie tylko w Dolinie Paproci, wszędzie, "po całości" jak to mawia Ewa. Zapaprociowanie totalne!
No a teraz śpijcie razem z aniołami. Niech Wam się śnią bajki z mchu, paproci i 1001 nocy.
Ech... tak sobie pomyślałam czytając i oglądając, ze ten kawałek co to mam i nie idzie mi w żaden sposób, ktoś taki jak w poście to zrobił cudeńko... ech...
OdpowiedzUsuńpozdrowienia zostawiam :)
A czytałaś iloma rączkami to zrobił? Jego własne rączki to głównie wypisywały czeki.;-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie się zaczęłam lubieżnie rozmarzać, jak mój domek obsadzić figowcami i korzeniami figowców w szczególności. Ach, jak tam pięknie!
OdpowiedzUsuńZwracam uwagę że figowcem obsadzono byłą kaplicę czyli sztuczną ruinkę. Nie doprowadzaj domostwa do tego stanu! Koty i psy muszą mieć dach nad głową! Walić figowce!;-)
UsuńZadowolę się dzikim winem...
UsuńWinobluszcz jest w naszym klimaciku wystarczająco romantyczny. Howgh! :-)
Usuń