Była Sylwik, króciutko bo w biegu, jak to Sylwik. Na zaszopiu a właściwie na zakanciapiu u Mamelona stoją śliczniaste siewki języczników. Mła zamierza je posadzić dopiero po upałach, wcześniej nie zaryzykuje. Ponarzekałyśmy we trójkę na pogodę, która jest parszywa zarówno na Żuławach jak i w mieście Odzi, pokiwałyśmy głową nad tegorocznymi stratami wśród zielonego, westchnęłyśmy na myśl o tym jaki ogrom roboty nas czeka i we dwie popatałyśmy Sylwikowi na pożegnanie. Potwierdziło się - susza jest w całej Polszcze, nawet tam gdzie sucho właściwie być nie powinno. Oczywiście skala zjawiska jest różna, zdaje się że im bardziej na zachód i południe tym mniej ciekawie. Dobra, koniec tych biadoleń bo i tak jestem wystarczająco dobita rzeczywistością.
Ponieważ nie za bardzo mogę wyżyć się ogrodowo to wyżywam się mieszkaniowo. Nadejszła wiekopomna chwila w której dojrzałam do wymiany mebli kuchennych. Od pewnego czasu urządzałam sobie małe burze mózgów z Mamelonem na temat mojego umeblowania kuchennego. Mamelon jest najodpowiedniejszą osobą do urządzania burzy mózgów w tym temacie ponieważ dumnie o sobie mówi "Ja, córka stolarza". To jest taka córka która odróżnia wieniec jakiś tam od stelażu, płyciny od tych dech co robią boczki, wie co to jest płyta stolarska i w ogóle! Po prostu mła nie wyobraża sobie siebie samej zostawionej z tymi wszystkimi meblami, odciętej od Mamelonowej wiedzy którą ona pozyskała od swojego Taty. Czysta groza, zważywszy na to że współczesne mebelki kuchenne na ogół wykonywane są z szesnastki ( płyt o grubości 16 mm, najczęściej z żywicy i pyłu drzewnego ), w sprawie wieńca to montujący odesłaliby do kwiaciarni a w ogóle meble to składa się tylko raz w ich meblowym życiu i trzeba podążać za modą ( niedługo będziemy kupować meble z papieru a płacić będziemy jak za te wykonywane z litego drzewa - w końcu papier to celuloza, dżewniane so meble, jasne - nie?! ). Mła postanowiła przy wsparciu mentalnym Mamiego udać się przetartą ścieżką i kupić stare, prawdziwe meble kuchenne i po prostu je odnowić.
Obecnie mła zasiada do OLX - ów i innych sprzedajów i szuka czegóś dla się odpowiedniego. Swoje typy już ma, Mamelon najspamierw zadrżała ze zgrozy jak zobaczyła co sobie mła upatrzyła ale potem wyczuła zarówno szlachetność materiału jak i stylu i doszła do wniosku że należy poruszać się w tej estetyce która mła sobie wymyśliła bo to do mła pasi. Znaczy przyklepane i zaaprobowane. Teraz tylko pozyskiwanie, czyszczenie, składanie, malowanie i wykończenia. Znaczy mnóstwo roboty przede mną. Kiedy na nią znajdę czas powiedzieć ciężko bo teraz jestem tak naprawdę zarobiona inszymi sprawami po dziurki w nosie. Finansowo nie jest źle, nie są to straszne pieniędze bo ludzie pozbywają się drewnianych mebli coby sobie mebelki z szesnastki zafundować ( pikne co cud ) ale robota żeby z takich mebelków cóś swojego wykombinować zajmuje sporo deficytowego dla mła czasu. No nie ma lekko!
Dziś za ozdóbstwo robią fotki ogrodowe, nieostre zresztą bo wiaterek był i w ogóle. Mła jednak dawno nie fociła ogrodu a blog w końcu w zasadzie ogrodowy więc fotki blogoczytaczom się należą jak psu zupa!
Piękne różane zdjęcia, u mnie kwitnie mnóstwo okrywowych i też jakieś pojedyncze takie większe, kocham róże! Pozdrawiam niedzielnie! ;)
OdpowiedzUsuńU mnie w tym roku najlepiej radzą sobie te róże które mają dużo chińskich genów, kwitną praktycznie na okrągło. Angielki znoszą upalne lato gorzej, dopiero teraz zabierają się do powtórnego kwitnienia. Jednak to powtórne zdaje się wcale nie będzie takie spektakularne. :-/
UsuńCiekawam efektów meblowych działań :) A ogród i susza, ech... płakać się chce.
OdpowiedzUsuńMeblowe działania na razie w kąt, tak do końca tygodnia poważniejsze decyzję odkładam bo muszę co inszego wykonywać ( mocno niechętnie ale muszę ). Lekko ni ma! Jednak gryplan jest a mój faktor, Ciotka Elka znaczy, przeszukuje kuchnie swoich znajomków w celu pozyskania dobra. ;-)
UsuńRozwazania meblowe znam, i podążam w podobnym kierunku, chciałabym już dotrzeć do kuchennych tematów, nie będzie lekko, i nie wiem na ile małżonek mój, zwanydomowym bohaterem i mistrzem sztuki odnawiania mebli strzyma moje wymysły.Pewnie znow trzeba bedzie isc drogą kompromisu.
OdpowiedzUsuńW domu mła to mła jest bohaterką, choć przyznaje że mła bezczelnie szuka na kogo by to bohaterstwo zwalić. ;-)
Usuńpiekne rośliny u Ciebie
OdpowiedzUsuńDość wymęczone w realu, na fotkach tak świeżo wyglądają. :-/
Usuńa ja mam po kokarde staroci, odnawiania, w przyszłym roku wielka rewolucja w kuchni, meble z 16tki, ze znanego wszystkim dyskontu na I, z szufladami co się same zamykają i z szafkami z których nie lecą kornikowe kupy do talerzy. na starość odrobina luksusu mi się należy. od miesiąca siedzę w farbie, pędzlach, gwoździach, deskach, ogród zarósł pod sufit. wczoraj wlazłam na dłuższą chwile i dopadła mnie zgroza, wszystkie bukszpany zamieniły się w smętne kikuty. ćma bukszpanowa, sucz jedna, gardzi laurowiśnią, rododendronami i kameliami - nie żałowałabym jej, wpergolila mi wszystkie ukochane bukszpany. dziś było wielkie rzniecie i całopalenie.
OdpowiedzUsuńNo cierpisz z przesytu ale jest nadzieja że dyskontowe mebelki Cię wyleczą. ;-) Z mebelkami z dyskontu I jest tak ze zależy na jaki model trafisz, są takie bardziej wytrzymałe i są totalne badziewia ( niestety przewaga tych ostatnich cóś wzrasta ostatnimi czasy ). Kochana Ty się ciesz z tej farby i dech, co byś mogła robić w ogrodzie podczas upałów i huraganów? Toż to niebezpieczne, uprawa ekstremalna i w ogóle! ;-) U mła dwa bukszpany zechlane! Zamierzam zabić tę latającą małpę, rozważam opcje najmniej szkodliwe dla innych owadów.
UsuńFakt, mam 17wieczny, hiszpański mebel w bardzo dobrym stanie, że srebrnymi okuciami, intarsjami, wykładany maso. Jak na niego patrzę to sama sobie zazdroszczę ale 19wieczny kredens w kuchni to już inna bajka, lubię go ale nie w tej konfiguracji. Na kuchenne meble z dyskontu nie dam nic złego powiedzieć, w stosunku do swojej ceny są w porządku. Poza tym przyjemność składania ich :D
UsuńZnajoma podpowiada, że sąsiedzi w zeszłym roku zmuszeni byli ściąć swoje bukszpany i pięknie im odrosły, na co poniekąd liczę. Bukszpany to hardkory.
Tylko że one meble są takie plastikowe, ładne, zaprojektowane i w ogóle ale do mła nie pasujo. Mła może mieć meble ze sklejki, nie musi być lity dąb byle było cóś bardziej swojskiego niż te laminaty od których mła się robi zimno ( mła lubi jak kuchnia sprawia wrażenie tzw. ciepłego pomieszczenia ). Mła doszła do wniosku że ona jako stetryczałość będzie najlepiej się czuła w kuchni ze stetryczałymi mebelkami ( lekka próchnica może być ;-) ). Moje dwa bukszpany zaatakowane przez wrażego owada nie wyglądają hardcorowo, bida z nędzą a nie twardy krzew! :-)
Usuńto jusz kwestia gustu, wiadomo bez dyskusji. ja nie odbieram ich laboratoryjnie, maja być proste bez wodotrysków, najlepiej w wersji bazowej czyli białe a klimaty robio dodatki. gorzej bym się czuła w kuchni rustykalnej pełnej gzymsów, zawijasów i co tam stolarzowi fantazja podpowiedziała.
UsuńA ja tam zadowolona jestem z mojej kuchni ze sklepiku na literę I. Już ponad 10 lat się trzyma dzielnie i nie zamierza popuścić. I cóż z tego, że nie jest z litego drewna. Nie będę przepisywać tekstu leloop, ale wszystko działa i pasuje. A że nie zamierzam przenosić tej kuchni nigdzie więcej, to i pojedyncze składanie mebli mnię nie obrzydza.
OdpowiedzUsuńJa tam lubię i nowoczesne, i stare, i dlatego u nas w domu panuje mieszanina stylów, eklektyzm stosowany indywidualnie. Ma być praktycznie, ma działać, ma być mało do sprzątania.
A ogród deszcz raz podlał.
Poza tym jest beznadziejnie i nie mam ochoty na nic.
Pewnie udało Ci się trafić na odpowiedni model, no i ponad 10 lat temu mebelki były robione jakby lepiej. U mła tyż jest straszny eklektyzm, można się nawet pokusić o to by określić go jako eklektyzm straszący. :-) U mła tyż jakby beznadziejnie ale mła musi łobowiązki wypełniać i nie za bardzo ma czas na roztrząsanie dupandy która ją otacza i własnego braku ochoty do działań wszelakich. Krótko rzecz ujmując zalatanie nie pozwala mła na nic innego niż tylko zalatywanie potem spracowanego ludzia. ;-)
UsuńWłaśnie przepłukałam paszki. Zalatywały.:-)))
UsuńObowiązki wypełniać mus, ale beznadzieja i tak się czai.
Otusz to, otusz to, ma być praktycznie i ma działać i jeszcze musi się wszystko zmieścić. Eklektyzm mile widziany :)
UsuńAle dobrze jak przy okazji grzeje serduszko, no nie? Mła ma różne dziwactwa, nigdy u niej nie było zlewu ze stali - jednoznaczne skojarzenia ze stołem sekcyjnym jej się robiły w główce. Takoż samo ze stalowymi michami i pojemnikami, już ja wiem co się do takich mich ładuje żeby zanieść do zważenia. Brrr! Widzicie jaka z mła jest trudna osoba i ile nią pozaestetycznych powodów kieruje przy urządzaniu chałupy.;-)
UsuńGroza mnie przeszyła na wylot: ja żadnych remontów i zmian już nie chcę. Jak buk dał, tak trzeba mieszkać!
OdpowiedzUsuńJa tyż odczuwam lekką grozę, szczególnie jak pomyślę o opalarce. Co do zmian mieszkaniowych - co tam buk, te mebelki to głównie sosna. ;-)
UsuńJa koniecznie ale to koniecznie poproszę sprawozdania z urządzania kuchni. Bardzo pomału, za namową męża dojrzewam do zmiany mebli kuchennych, choć lubię moją kuchnię. Głównie lita sosna, prawdziwa cegła, bez nowoczesnych rozwiązań technicznych. Mąż jest zwolennikiem laminowanych błyszczących frontów, szkła na ścianie, taśm ledowych itp. A mnie przerażenie ogarnia jak oglądam takie kuchnie w gazetach, internetach i salonach meblowych. Nawet niektóre ładne, ale nie u mnie! Ja się w tym nie odnajduję. Kompromis trzeba wypracować, więc wymyśliłam że zgodzę się na te niektóre nowoczesne bajery, te sprytne wysuwane szafki, ciche domykania i inne, ale niech to będzie ubrane w zewnętrzną formę, która nie będzie dla mnie tak straszna. Takie odnowione stare meble, jak planujesz, to byłoby moje marzenie … Tylko jak to pogodzić z tymi naprawdę praktycznymi szafkami cargo, którymi mąż się zachwyca? Ech! A renowacja starych mebli jest moim planem na emeryturę :)
OdpowiedzUsuńPs. Stalowych misek też nie cierpię! :) Wiem że to praktyczne, lekkie i w ogóle super wygodne, ale to za mało żeby ich używać do czegokolwiek w domu
Na razie to mła jest na etapie koncepcji bo zanim ruszy to przede wszystkim musi wiedzieć czego chce. Na przykład już wie że nie chce szuflad wielkich, które są wygodne i w ogóle ale które mają się nijak do tego co mła kojarzy się ze słowem kuchnia. Mła ma podobnie jak Wilczyca, nie lubi fidrygansów i kolumn jońskich w mebelkach użyteczności codziennej ale laminatów to mła tyż nie lubi. Mła uważa że siaty do garów zamontować na rolkach to można i w starym mebelku ( pod warunkiem że on nie antyk przedwieczny ) i niczemu to nie szkodzi, Mła się na ten przykład podobają rozwiązania dyskontu na I, które ułatwiają życie ale nie zawsze podobie się forma w której owe rozwiązania zawarto. Praktyczne szafki majo ćwierć wieku gwarancji w praktycznym dyskoncie na I, meble które zamierzam wykorzystać są już mocno przeterminowane ale po oczyszczeniu z farby wyglądają świeżutko, jakby wczoraj je zrobiono i to nie z pyłu drzewnego i żywicy czyli plastiku ( i coś mła ćwierka że będą świeżutkie także wtedy kiedy mebelki z dyskontu na I będą zapychały wysypiska ). Szczerze - zamieniać drewno na plastik jak dla mła to trochę nie tego. Wiadomo, jak się kupuje mebelki bo nic nie ma i człowiek się urządza to czemu nie, kuchnie z dyskontu I są praktyczne i dobrze zaprojektowane. No ale jak się ma kuchnie w cegiełkach i drewnie to jest trochę tak jakby wyrzucać przedwojennego mercedesa bo nowy volkswagen tak ślicznie błyszczy. Ode mła możesz powiedzieć mężowi że wg. wszelkich oznak na niebie i ziemi za jakieś 10 lat dyskont na I wprowadzi nową naturalną linię, gdzie nie będzie żadnych bajerów. Nazwie ją "Gulgot Gulgot" co po szwedzku oznacza powrót do natury. mebelki kuchenne będą wykonane z masy celulozowej powstałej bez użycia żywić ( cud technologii ), okleina na nich typu sosna skandynawska, won z ledami bo nie ma jak światło świec, bajery też won bo ma być przaśnie i za to wszystko dyskont na I skasuje pieniędze. I jeszcze będzie ćwierkał że ratuje świat bo ta natura mebelkowa to za kolejne 20 lat będzie podlegała recyklingowi. Nie mam złudzeń po wizycie w restauracji dyskontu I - swego czasu podawano tam steki, dziś są mrożone "pierwsi kurze" w cieście w roli mięsa. Ciekawe co będzie występowało w roli mięsa za lat 5? ;-)
Usuńgdyby kuchnie z drewna zrobił mi pan stolarz Małecki, który dopasował rodzicom szafę i szafko-półki do krzywych prlowskich ścian 50 lat temu to bym po rencach całowała i na własnych rencach nosiła. ale stolarzowie Małeccy w dobie obecnej są na wymarciu a jeśli są to kosztują perdyliardy (podziwiałam niedawno kuchnie z drewna zrobiona na zamówienie do kamiennego dworu, drobnych dziesiąt tysi euro), na dyskont mnie jeszcze stać.
Usuńnie mam już siły na brikolerstwo, które uprawiam od ponad 20 lat, skrobanie, malowanie, dopasowywanie i tak w wykonaniu amatora pozostanie amatorskie. żeby to miało ręce i nogi trzeba mieć warsztat i warsztat. chce kupić, zmontować i używać, jeśli starczy na 20 lat to gitara, dłużej nie przewiduje żyć a jeśli nawet to będzie mi to już zwisać :0
mięso będzie sztuczne, już jest. zresztą ja i tak go nie jadam a jeśli już, od święta, to kurczaka od sąsiadki. w dyskoncie jadam gravlaxa.
a zestawienie cegieł z prostym, dyskontowym laminatem uważam za zgrabny mariaż. ledy-sredy, inox, baterie na sprężynach to są już dodatki, które się podobają albo i nie.
Mła ma stolarza w familii ale on jest renowator z wykształcenia ( wicie rozumicie - snycerka w organach barokowych mu się marzy bo mógłby się wykazać bardziej niż przy chlebowym zasuwaniu czyli odtwarzaniu stolarki okiennej i drzwiowej w starych kamienicach ) więc mła zasunął kiedyś tekst że jeśli chodzi o poziom wykonania to amatorzy z zacięciem biją na łeb tzw. obecnych stolarzy. Mamelon i mła są z tego pokolenia, które jeszcze pamięta że fachowiec to pragnął się wykazać, znaczy mebelek musiał być zrobiony tak żeby było widać w nim maestrię robiącego. Hym... pewnie dlatego nawet ta masowa produkcja z "warstatów" z lat 40 czy 50 XX wieku jest jakościowo lepsza niż późniejszy fabryczny badziew. Mła zdaje sobie sprawę że dopasowanie kredensów będzie wymagało ich obecności w stolarni ( tu podciąć, tam uzupełnić listwą coby drzwiczki się otwierali, rozmontowanie nóżków i przygotowanie pod cokół, itd. ) jednakże jest to sprawa o tylko nieco większym stopniu złożoności niż składanie gotowych mebelków. ;-) No i koszt - jak się policzy wszystkie pierdoły które trza dokupić do gołych szafek a potem zlewy - srewy bo to pod wymiar i te wszystkie dopasowania pod tytułem nie mieszkam w standardowym budownictwie, potrzebuję tego więcej a tego mniej, to tania kuchnia przestaje być taka tania ( umeblowanie kuchni nigdy zresztą nie było tanie ). Po wczorajszej wizycie w dyskoncie I mła się zastanawiała po jakiego grzyba kumplet który jej zdaniem był znośny miał szafki czterdziestki z szufladami, za to nie miał sześćdziesiątek inszych niż to co pod zlewem. O osiemdziesiątkach można zapomnieć ( taa... przeca można złożyć takową szafkę z dwóch czterdziestek z szufladami, tylko po cholerę mi tyle szuflad ), obudowy na lodówki to tak musowo z dużą zamrażarką, rozmiar obudowy na piekarnik uniemożliwia mła postawienie obok inszej szafki niż wspomniana czterdziestka. No tak, mła zawsze może przesunąć wodę, komin z wentylacją i w ogóle rozwalić chałupę. I postawić sobie tę gwarancję na lat 20 z hakiem. Aha, nie ma kuchni bez szafek wiszących których jako osoba karłowata nie cierpię. Oni mają bzika na punkcie wykorzystania przestrzeni i szafki są wszędzie ( można je sobie co prawda w niektórych kumpletach odpuścić ale to bywa problemogenne ).
UsuńGravlaxa pożeram u Mamelona, ona ma wprawę w gravlaxowaniu, natomiast w dyskoncie I to ja od zawsze polowałam na torcik wiadomo jaki. Hym... a tak w ogóle to mła nie zauważyła ososia, morszszszuk był, taki z rozgotowanymi warzywkami w charakterze garnitura. Mła postanowiła skupić się na frytkach. ;-)
amator z zacięciem a amator z musu, choć nie powiem zdolny, to dwa osobne byty a i robienie tego pod chmurka i zwijanie bo Norwegowie zarządzili deszcz to co innego niż przestronny warsztat z oprzyrządowaniem. jak już wspomniałam, za staram i zbyt zmęczonam, już mnie to nie bawi.
Usuńczy my mówimy o tym samym dyskoncie ? w dyskoncie na I kupuje się na sztuki a nie na komplety i w takiej konfiguracji drzwiczek czy bądź szuflad (ja jestem z opcji szuflad bo nienawidzę szukać torebki drożdży w czeluściach, na kolanach) oraz szerokości szafek w jakiej klient se życzy, a jak nie życzy se szafek wiszących tak jak ja, to mu się ich na sile nie wciska, na tym przecież cala zabawa polega. to co na wystawkach to fantazja pracowników i maksymalny wycisk z oferowanych produktów, żeby udowodnić, ze nawet w 20metrowej kawalerce możesz mieć kuchnie jak w pałacu.
Gravlaxa tez se umi zrobić sama o niebo lepszego niż w dyskoncie ale przecież se nie będzie wiozła kanapki z gravlaxem do lasu :P torcik to nawet nie wiem jaki, dla mnie istotniejszy jest dżem z moroszki ale to już w sklepiku i ewentualnie daim'sy pomarańczowe, jak so.
Ja też byłam przekonana jako i Ty że wszystko można ale się okazało że jednak nie do końca i nie ze wszystkim coby mła chciała i mła by urządzało. Owszem można sobie poszaleć ale projekt ma ograniczenia ( nawet ładnie mi wytłumaczono jakie ). Z tą szerokością szafek to jest tak że istnieje zjawisko pod tytułem listwa maskująca jak centymetrów brakuje natomiast wymiar jest pod standard i w zgodzie z projektem. Znaczy jest jak wszędzie - o jak fajnie i cudnie dopóki nie przechodzimy do konkretów. Będziesz kupować to zobaczysz. Na siłę nic nie wciskajo ale dół w tym co mi jeszcze podchodziło jakoś nie pasił do przechowywania talerzów ( a drzwiczków odpowiednich w opcji szafkowej nie było bo od talerzów jest górka, takie pomyślenia było projektanta że mało komu w tym konkretnym projekcie drzwiczki się przydadzo i akurat w tym zestawie nie dostaniesz, dostaniesz za to w innych ).
UsuńCo do moroszki to mła dżemik tyż pożera ale to se bierze do domu. Natomiast w I żre frytki narzekając że nijak im do tych Z McDonalda. Mła robi głupio bo w ogóle żadnych frytek nie powinna z tym swoim grubym tyłkiem żreć. No ale jest łakoma. :-)
to jest ta różnica robienia pod wymiar (drogo) a kupowania standardów (mniej drogo ale nie do końca), coś za coś, mnie to jednak nie robi, nie muszę mieć jak z katalogu, bez przesadyzmów. mam już swoje trzy projekty, muszę tylko zdecydować się na jeden i uciułać.
OdpowiedzUsuńmoroszki przecież tez nie pożeram na miejscu tylko celebruje w domu z greckim z Grecji jogurtem.
O rany, tyż pożerasz z dżogurtem!!!! Z dżogurtem to moroszka najlepsza. :-)
OdpowiedzUsuńEch... zamiary wymiary, domiary... :-/
pielęgnuję w ten sposób moje szfeckie wspomnienia, gdzie dżem z moroszki jest w KAŻDYM sklepie :D
UsuńJa w ten sposób pielęgnuję głównie te zbędne kilogramy. ;-D
UsuńJak to miło przeczytać, że ktoś też nie przepada za wiszącymi szafkami :) Bo już myślałam że ja jakaś nienormalna jestem. Wszyscy wokół robią w kuchni szafki niemal pod sufit na całej długości ściany, zachwalając wygodę, wykorzystanie miejsca i dużo przestrzeni do przechowywania a ja się przed tym bronię jak jakiś dziwak ;)
OdpowiedzUsuńZnam całkiem sporą gromadkę atywieszaczy szafkowych. Hym... wg. mła to kuchnia jest dla mła a nie dla popisów projektantów na temat jak optymalnie wykorzystać przestrzeń. Kuchnia mła ma tak z 20 m kwadratowych powierzchni, mła sobie nic nie będzie wieszać bo po co. :-)
OdpowiedzUsuń