sobota, 11 lutego 2023

Żałość i Medycyna

Nie do uwierzenia, tzn. mła nie chce wierzyć że dalej się pęta wokół medycznych. Żałość jej dudę ściska. W środę mła od rana naszykowana coby z Mamelonem udać się po Sławnecjusza i przywieźć go w domowe pielesze a tu cichutkie skrobanie do drzwi i mła słyszy swoje imię. Nie Małgoś to chrapiąca słodko po nocnej sesji z biszkopcikami ( wiadomo że apetyt na biszkopcik to przychodzi tak kole trzeciej w nocy, kiedy się ogląda półlegalnie powtórki starych filmów zamiast się snem regenerować ),  nie są to kocie miauki bo kocyndry  do madki nie mówią po  wymieniu ( termin wymienie pochodzi od czasownika wymieniać, w sensie wyliczać  ) i nie jest to Mamelon bo  my umówione cóś później niż bladym świtkiem. Mła otwiera drzwi a za nim zgięta w paragraf  i mało wdzięcznie owinięta wokół chodzika Pani Irenka! Jakby to określić - stoi ale tak bardziej w poziomie. Mła od razu wiedziała że taka poza znaczy jedno - staw biodrowy nie jest na swoim miejscu! No i dalej to klasyka. Do upadniętej we własnym mieszkaniu Irenki, która nie wychodziła ostatnio na dwór coby się nie poślizgnąć, mła woła pogotowie, paciorkując by to była ta sama ekipa, która zjawiła się  do Małgoś, bo faceci są bardzo konkretni i pacjenci się uspokajają, co przy takich z nadciśnieniem tętniczym ma znaczenie. Uff... zostały paciorki wysłuchane, mła widzi jak idą Rysio i Misio i wie że nie będzie łzawych opowieści tylko konkret i szpital,  bo trza prześwietlić. Dziń dybry, dziń dybry, rozpytanko o Małgosię i wyrażenie podziwu dla twardości staruszki i panowie  przystępują do akcji. Prześwietlić mus, tomograf mus ale uspokajająco do mła i przede wszystkim do Irenki że na ratownicze oko to nie złamanie, co najwyżej pęknięcie ale  i na to  ratowniczej pensji  by się nie postawiło. To cóś jak stłuczenie z częściowym  wywichnięciem, luźne obręcze, jakieś takie zdziwne terminy. Irenka nieco podniesiona na duchu, napasiona przeciwbólowym i zwalającym ciśnienie, które z racji stresu zaczęło osiągać niebezpieczne wartości, powoli puszcza przedramię mła. Hym... mła szczęśliwa że tym razem nie ma siniaków, bo uchwyty paniczne  pań starszych bywają silne i siniakotwórcze.

Irenka zapakowana w ubabranku jedzie na SOR, mła leci przygotować Małgoś śniadanko z wiejskich jajek na miękko i tabletek. Małgoś poinformowana natychmiast domaga się Gieni do omówienia problemu Irenkowego wypadku, Gienia schodzi z Rukim, pojawia się  jak deus ex machina Ciotka Elka, Pan Dzidek wisi na telefonie bo widział pogotowie i niepokoi się o Małgoś. We mła pod powieką się zapala ostrzegwacze światełko, odwracam cielsko  i bardzo stanowczo wypowiadam się do Gieni na temat wychodzenia z psem na smyczy. Ruki ma być wypuszczany tylko na podwórko i bez smyczy, wyprowadzany na porządny spacer będzie  po południu i na pewno nie przez Gienię tylko przez Krzysia albo Kubę. Gienia nawet nie pikuli krnąbrnie, jak to ma w zwyczaju, wszystkie damy wiekowe wiedzą że w domu sobie można gugu zrobić a co dopiero na dworze w czas zimowy. Mła zawiadamia rodzinę Irenki, starając się nie wywołać paniki i zabiera się za robienie obiadku. W tym czasie w mieszkaniu  Małgoś trwa sabat. Przychodzi młodszy syn Małgosi i mła rozgania towarzystwo, Małgoś zagania do leżakowania, wydawa instrukcje i razem z Mamim udajemy się po Sławencjusza, który przebiera nogami coby jak najszybciej wyrwać ze szpitala. Szybko się nie da,  bo misiowaty dohtor o znanym nazwisku i dobrej ręce ma zwyczaj osobiście odprawiać pacjentów, których kroił. Sławencjusz z dohtorskim pozwoleństwem i licznymi wytycznymi ( spoko, znajomość  natury ludzkiej nieobca dohtorowi więc nie było tzw. nierealistycznych wymagań ) ucieka po drodze zahaczając o rehab i przytomnego rehabowego, który nauczył go zakładać gorsecik. Na tempo do domu gdzie czeka obiad przygotowany przez Mamelona, Sławencjusz katowany w szpitalu ryżem z buraczkami i szpinakiem z pseudomięsem pochłania błyskawicznie posiłek i radośnie uwala sie przed telewizorkiem. A z wykończonej Mamelona schodzi powietrze, razem ze stresem.


Dla mła jednak to nie koniec dnia,  szybko do domu, Małgoś oczekiwa na podwieczorek i wieści o Sławencjuszu i Irence, którą pół godziny przed przyjściem mła przywiozła z SORu rodzina. Ratownicze oko  dobrze oceniło sytuację, szczęśliwie obyło się bez chirurgii ale za to porządny ortopedyczny rehab się zapowiada. Nogę trzeba musowo odciążać, zapisanie do przychodni zrobione i mła doglądać będzie tylko z doskoku o poranku i późnym wieczorem, reszta spoczywa na chrześnicy Bożence. Gienia ma wyfasowane buty antypoślizgowe a Ciotka Elka zakaz wychodzenia bez Włodzimierza gdziekolwiek, nawet na schodach jej nie chcę widzieć. Na wszelki wypadek zadzwoniłam do Pabasi, ona też miewa pomysły typu "Rozstawię tę małą drabinkę na balkonie i na nią wejdę, bo cóż się może stać?". Mła mogłaby nie zdzierżyć kolejnego występu przed lekarzem - "Bo ja spadłam Panie Doktorze w dół, w końcu zawsze spada się w dół." Rozważam wypisanie na naszej tablicy rozpiski administracyjnej - "Zabranie się upadków! Zawinione upadki czyli wszystkie upadki bez względu na to gzie zostaną wykonane,  będą karane zabraniem 13 i codziennym podawaniem buraczków zasmażanych razem z ryżem." 

No dobra, tyle sprawozdań. Na osłodę koty na fotach, Pasiak dał się zdjąć fragmentarycznie, Sztaflik uciekła, reszta się załapała. W Muzyczniku Kovacs i "My Love".

14 komentarzy:

  1. O matko i córko! Szał niebieskich ciał czyli szpitalik i dom opieki w jednym a do tego terror kociambrowy na dodatek. Oj, masz Ty ręce pełne roboty.Oraz ogrom cierpliwości i siły ducha. Kłaniam się w pas, Tabaazo i ściskam Cię serdecznie!:-)*

    OdpowiedzUsuń
  2. O! - cyrk na kółkach!
    Musisz dopisać " bez soli" na swym rozporządzeniu.
    W związku z tym, że soli trzeba używać na posypywanie zewnętrznych powierzchni płaskich, by się seniorzy nie ślizgali.
    Zapytam podstępnie, czy nie przydałaby się tam następna butelka z "Izerskich Źródeł"?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zazdroszczę, a cierpliwość do starowinków masz nieprzeciętną. Dla mnie jakiekolwiek podobne dzialania dzialają jak przewalenie tońy wegla malą łopatką, a nerwy na postronku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Doktor Misiu i ratownicy Rysio/Misio oraz majaczący w dali przytomny rehab, to skarby, ale skarby są skarbami bo rzadkie i lepiej nie ryzykować. Można na nie nie trafić (na te skarby) więc zakaz upadków/wypadków słuszny. Oby był skuteczny.
    Fascynujące, buraczki z ryżem, w życiu bym nie wpadła że można je użyć jako zastraszacza. Mogą działać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj zakaz przewracania się powinien być wszędzie! Po swoich doświadczeniach... Stresu tyle i szarpanina z orteza to jest... O korzystaniu z wanny i WC to już wcale nic nie mówiąc....

    OdpowiedzUsuń
  6. Taba, no jakbym czytala powiesc Chmielewskiej ! Fabula samo zycie, choc wyszedlby z tego niezly film akcji, w porywach z czarna komedia 😂 Pozdrawiam cala ekipe z Toba na czele - i niech ci wikend minie troszkie spokojniej , wsrod kocich pomrukow i z jakas dobra naleweczka przy boku🌷🍷🌷

    OdpowiedzUsuń
  7. Kociszcza urocze jak zwykle😃

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko, ależ to szczęście w nieszczęściu, że udało się uniknąć złamania ! I Sławencjusz powrócon na Mamelonowe łono. W sumie post można uznać za optymistyczny, może to optymizm taki bardziej w stylu Poniedzielskiego, ale zawsze :) Koty wyglądają na wykończone tymi dziejącymi się wokół nich historiami, słusznie więc próbujesz zastopować ekscesy współmieszkańców. Dajcie kotom trochę odpocząć !

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeju, czy ty tam prowadzisz jakiś dom spokojniej ;) starości? Bo staruszki do ciebie jak do miodu leco :DDD
    W każdym razie dobrze, że dobrze i Pani Irenka jednak pion utrzyma. Sławencjuszowi bardzo współczuję: ryż z buraczkami! Kto to wymyślił?

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziefczynki, sorry że Wam wszystkim jednym komentem odpiszę ale mła się tak zapuściła że nie odpowiedziała na wszystkie komenty pod poprzednim wpisem. Mła tak naprawdę to dopiero dziś sobie oddycha. I tak ma dobrze, Mamelon zmienia opatrunki facetowi, mła ma zdecydowanie spokojniej z babskimi staruszkami.
    Co do domku spokojnej starości, część lokatorów i sąsiadów zarazem, jest w wieku słusznym. Trzymają się i tak nieźle, bo młodzi sąsiedzi też nie tak rzadko chorują i w porównaniu ze staruszkami z choróbsk wcale nie wychodzą szybciej. Wiadomo, materiał przedwojenny lepszej jakości był. Jeśli chodzi o świadomość że u nas teraz staruszkowy szpitalik to wieść się niesie. Rozmawiałam z sąsiadką z kamieniczki Pana Dzidka, ona tyż tak do mła z ulitowaniem cichutko - "Oj, to teraz ma pani dom opieki". A tu z pokoju drugiego dobiega głos Głuchego Pnia, któren ma medycznie stwierdzoną głuchotę z pomocą właściwego sprzętu - "I hospicjum ma!" Rany, kobita zapodała mła tekst niemal szeptem! Musiałam Małgoś przygrozić zabraniem pilota za podsłuch.
    Co do źródełek z Gór Izerskich to cala gorzelniana produkcja mogłaby teraz we mła wejść, to się może i czyta jak Chmielewską ale real słodki nie jest, bo Rysio i Misio, dohtor o znanym nazwisku i dobrej ręce czy ogarnięty rehab to nie jest powszechność naszej opieki medycznej, jak to Romi zauważyła. Mła w domu jest w stanie ogarnąć wiele ale jak ma do czynienia z lekarzem pierwszego kontaktu, który każe niechodzącemu pacjentowi, takiemu z zastrzykami antyzakrzepowymi, zaleceniem oklepywania i sporadycznej pionizacji do czasu właściwego rehabu, przyleźć do siebie i to mimo zaniesienia karty SORowskiej w zębach to we mła cóś się gotuje. Tym razem to nie mła zrobiła grandę a medyczną opienrdolił z dołu do góry przy innych pacjentach krewny Irenki. Lekarz pojawił się po kwadransie od tej awantury, więc sobie wyobraźcie jak było ostro. Krewny co prawda się zarzekał że żaden bluzg nie padł ale co myśli o jakości wykonywania zawodu przez pańcię powiedział. Mła zapaciorkowała dziękczynnie bo pierwszy kontakt Małgoś to przychodzi i osłuchuje i jeszcze do nas sam z siebie wydzwania. Do Irenki musowo jej kontakt musiał przyleźć bo tam chodziło też o osłuch i przenośne EKG. Przez telefoon się tego nie zrobi. Wiecie, w takich sytuacjach wcale mła nie jest do śmiechu.
    Co do kotów - wiosna idzie sądząc po stopniu upierdliwości i bycia zawsze nie z tej strony okna czy drzwi. Bożydar pojechał do nowego domu, w eleganckim kontenerze do którego sam wlazł. Na odchodnym pobił się z Pasiakiem i Pasiak nie ma teraz lewego dolnego kła, któren został w Bożydarze. Bożydarowi nic nie jest podobno dzień mu wystarczył żeby mieć domowych pod pazurem, Pasiak ma braki w urodzie i zszarganą reputację w fabryce, bo to on prowokował Bożydara i robił napady. Szpagetka miała problemy gastryczne bo się przeżarła, wyjadając na bezczela z cudzych misek. Przerwa posiłkowa była. Dziś już je normalnie a mła pilnuje żeby kuszała tylko ze swojej miski. Co do buraczków i ryżu to one podobno tak małosolne że nie ma co brakiem soli przygrażać. Zestaw autorstwa szpitalnego kateringu. Chyba chodzi o to żeby chorzy mniej jedli. ;-D

    OdpowiedzUsuń
  11. Faktycznie, niecodzienne jawi sie Twoja kamienica, że tak wszystko wespół zespół się odbywa. U nas takich zażyłosci nie ma .

    OdpowiedzUsuń
  12. Bo to rzadkie ogólnie Doruś. Miejsce musi mieć w sobie ludzi ciekawych ludzi i nie może być przeludnione.

    Tabi, dziękuję za Sharon Kovacs. Ma głos taki za jakim przepadam. Z głębią, tu nie chodzi o to czy głos wysoki czy niski, ale o wyrazistość. Ma.

    OdpowiedzUsuń
  13. A to Bożydar! Biedny Pasiaczek.

    U nas nie jest przeludnione, 8 rodzin, zamieszkalych tu od baaaardzo dawna. No ale znamy sie na dzien dobry i ploteczki na kl.schodowej.

    OdpowiedzUsuń
  14. U nas niby nie tak mało ale chyba dużo robi to że część osób jest starsza i jest też sporo singli. No i taka Małgoś to mieszka ponad 60 lat, wie więcej o kamienicy niż mła.
    Mła też lubi takie głosy "z osobowością". No wiesz Romi, barwa, tembr, frazowanie.

    OdpowiedzUsuń