Po raz pierwszy ujrzałam tego bodzicha w szkółce Beth Chatto i poczułam ślinotok. Zignorowałam fakt że nie zapamiętałam tej rośliny z pięknego ogrodu Beth tylko jak głupia rzuciłam się na szkółkowy okaz. Wielki Ogrodowy przykładnie ukarał mnie za nie do końca przemyślany zakup. Pierwsza sadzonka przywieziona z Anglii pożegnała się z Alcatrazem pierwszej zimy ( była udziałowa czyli dzielona po powrocie z ekskursji ). Jak tylko bodzio pojawił się w Polsce czym prędzej nabyłam i zaczęłam tzw. hodowlę z dopieszczeniem. Podłe bydlę a nie świetny bodzio czym prędzej podłapał grzyba, za nic mając moje dobrutki, czułe przemowy i tym podobne praktyki ogrodniczo - guślarskie. Pięknego odcienia kwiatów niemal nie zauważało się na tle zniszczonych czarnym grzybiskiem liści. Totalna podłamka! Następny sezon był lepszy, grzybisko nie pokazało się przez większą część sezonu. Niestety zdrowa roślina osiągnęła właściwe dla siebie rozmiary i ujawniła nie najlepszą stronę "swojej osobowości". Otóż nie da się ukryć że 'Ann Folcard' jest bodziszkiem rozlazłym, o pokroju który da się określić jako typ "jeszcze trochę a wypełznę z ogrodu". Dotarło do mnie z całą "oczywistą oczywistością" że to jest bodziszek który będzie się gdzieś tam pokładał między innymi roślinami ale na cud tzw. łanu kwitnącego to nie mam raczej co liczyć. Tak to jest jak człowiek zauroczy się kwiatami a nie przyjdzie mu do głowy sprawdzić jak wygląda pokrój rośliny. Znaczy kara musi być! Nie było innego wyjścia jak bodziszka przesadzić, bo na dotychczasowym stanowisku wyglądała okrutnie. Wybór padł na Podskarpek gdzie było wymieszanie słoneczka z cieniem w jak mi się wydawało odpowiedniej proporcji i miłe towarzystwo z funkii i innych bodzichów. To "mieszana" ekspozycja na słoneczko okazała się strzałem w dziesiątkę, stare stanowisko było zbyt zacienione ( słonko krótko do południa i jeszcze krócej po południu ) i mimo tego że kwiaty tej odmiany w cieniu nabierają tonów głębokiego fioletu, to liściom atakowanym przez grzyby, brak słońca w godzinach popołudniowych wyraźnie nie służył.
Na nowym stanowisku Ann uwolniła się od grzyba i wreszcie mogłam docenić urok jej żółtawych, w kolorze likieru chartreuse, wiosennych liści. Kwitnie obficie i długo, a kwiaty rzecz jasna najpiękniej wyglądają w "godzinach cienia". Pokrój jest jeszcze bardziej rozlazły niż na starym stanowisku ale na szczęście tuż przy Ann rośnie stadko funkii, których liście są przetykane przez pędy rozlazłego bodzia. Najważniejsze znaczy to znaleźć tej odmianie odpowiednie stanowisko, z przepuszczalną ale niezbyt piaszczystą glebą, właściwym "balansem" słoneczka i cienia i dobrym sąsiedztwem wokół ukrywającym nieporządny pokrój rośliny. Wtedy można się cieszyć wiosennym odcieniem liści i ich późniejszą barwą, przypominającą zielone jabłka ( papierówka ten kolor ), że o wspaniałym kolorze kwiatów tylko napomknę. Teraz metryczka i takie tam "mundrości" - odmiana 'Ann Folkard' została znaleziona w 1973 roku w Lincolnshire, w ogrodzie należącym do ogrodnika amatora Oliviera Folkarda. Bodziszek jest wynikiem krzyżówki Geranium procurrens ( to ten właśnie rodzic odpowiada za rozlazłość 'Ann Folkard', po nim są te pełzające pędy ) i Geranium psilostemon ( cacy, ten bodziszek przekazał geny odpowiedzialne za kolor kwiatów ). Bodziszek został wyróżniony przez RHS Award of Garden Merit w 1996 roku.
No tak! Znaczy, że nie tylko ja odkrywam w tym sezonie rozlazłość bodziową. U mnie rozlazłością szczególnie pokazują się Brook Side i Kendall Clark. Będę musiała zweryfikować im siedlisko, włażą i kwitną jako: piwonie, lilie i wszystko co jest blisko. ;)
OdpowiedzUsuńAnn Folkard zdecydowanie ma kolor zjawiskowy.
'Kendall Clark' ma szansę się poprawić na nowym siedlisku, w Alcatrazie rośnie bez wykładek. Jeśli chodzi o 'Brookside' to u mnie na dziś jest cieniutko. Tatuś tej odmiany to Geranium clarkei 'Kashmir Purple', cieniutkie pędy to spadek potatusiowy z którym się teraz użeram. Ale spoko, różane krzewy podtrzymają jakoś to bodziszkowe towarzystwo ( znaczy taką mam nadzieję ).
Usuń