piątek, 10 lipca 2015

"Złe" uczynki kociej rodzinki

Koty a inne żywe stworzenia - temat rzeka i to taka zdradliwa, z wirami i wartkim prądem. Wiadomo że za słodkimi mruczeniami, ocierkami i przytulankami kryją się cechy, których istnienie u zwierząt domowych człowiek nie zawsze sobie ceni. No cóż, w przypadku kotów i ludzi to jest tak że jedne drapieżniki mieszkają z drugimi i te drugie są  inaczej zsocjalizowane i na dodatek mają schizofrenię i zdziwne, sprzeczne z naturą wymagania wobec tych pierwszych.  Z punktu widzenia  kota nijak chyba nie idzie zrozumieć dlaczego jedne polowania są cacy ( gryzonie ) a inne to już be ( ptaszki ). Kociambry mają prawo być solidnie zdezorientowane. Wszystko przez to że koty awansowały. Nie są już zwierzętami chroniącymi domostwo przed plagą gryzoni, nie pracują w ten sposób na możliwość przebywania w "domowym" środowisku stworzonym przez człowieka. Teraz "w zakresie obowiązków" kot ma  przytulanie się i upewnianie człowieka w mniemaniu że bez niego kot sobie nie poradzi. Człowiek uzbrojony w trucizny "na wszystko" ( a nie tylko na biedne gryzonie ) przestał w kocie widzieć naturalnego sprzymierzeńca przeciwko wrażej przyrodzie czyhającej na ciężko wyhodowane żarło ( nikt nie lubi takich co to na tzw. krzywy ryj, nawet  jak to "dzika przyroda" ). Od pewnego czasu człowiek zaczął sobie cenić towarzystwo ptaszków i motylków, miłej dla oka i ucha drobnej żywiny, która przypomina uwięzionym w miastach ludziom ( już ponoć połowa ludzkości jest miastowa ) o sielskich okolicznościach przyrody.

A te okoliczności wcale nie były ( i nie są nadal ) takie sielskie. Nasze życie w miastach pozbawia nas realnego oglądu rzeczywistości - zboża, podstawa żywieniowa prawie całej ludzkości, same się nie hodują, przechowują ( trujemy zwierzęcą konkurencję i siebie przy okazji na potęgę ) i w cudowny  sposób nie zamieniają w inne produkty. Ględzimy o hodowli sztucznego mięsa  ( bo masowo mordujemy zwierzęta na żarło ) a problem mamy z tradycyjnym rolnictwem. Coś tam niby zaczyna się przebąkiwać o rolnictwie zrównoważonym, ale real będzie musiał nas solidnie przycisnąć żebyśmy wprowadzili globalnie tego typu rozwiązanie. Wypasieni karmą wysokobiałkową, rozbestwieni dostępem do świeżej i wolnej od zbyt dużej ilości bakterii wody, nie zmuszani do walki o przeżycie,  zapomnieliśmy że przyroda to nie tylko ptaszęce pitu, pitu i tirrli, tirli  i szumek motylich skrzydeł - Matka Natura jest suką! Zwierzęta się zjadają, nawet urocze słowiki i nie mniej urocze jaskółki to mięsożerne potwory. My jesteśmy wręcz nieprzyzwoicie mięsożerni tylko ukrywamy to przed sobą, żeby zagłuszyć różne takie myśli, które nachodzą człowieka kiedy ma na tyle dobrze że kondycja pozwala mu na filozoficzne rozmyślania o moralności. "Głód nie zna litości" jak mówi stare hinduskie przysłowie, nas  nażartych do rozpuku stać  na litość. No i  przykro nam się robi, kiedy nasi pupile, równie jak my  objedzeni dla czystej rozrywki, jak nam się wydaje,  polują na mniejszą żywinę.

A tymczasem to taka sama "naturalna naturalność" ( że tak tautologicznie przetworzę klasykę ) jak w przypadku świergolenia ptaszków i podjadania "naszego"  żarełka  przez myszki. ( nasze to ono jest głównie w naszym mniemaniu, he,he ).  Koty zabijają małe ssaki, ptaki i robaki bo koty są drapieżnikami. Drapieżniki po prostu tak mają i niewiele można na to poradzić. Wszelkie zachowania kota, także te miłe, wynikają z faktu że zwierzak jest drapieżnikiem. Sami będąc drapieżcami żywiącymi się mięchem jakoś lepiej powinniśmy to rozumieć. No tak, ale koty  to jednak są wredne bo takie psy na przykład to ptaszków nie ubijają i myszek nie gonią, a za motylkami tylko tak sobie podskakują. Prawda to ale nie do końca! Jeden pies porządnie przez człowieka wychowany  rzadko kiedy ma ochotę na krwiożercze akcje ( chyba że jest jamnikiem czyli przewodnikiem stada i robi wszystko na co mu tylko przychodzi ochota ). Ze stadkiem psów już tak prosto nie jest -  hierarchia jest bardziej płynna że się tak wypiszę i pobudzanie agresji jest o wiele łatwiejsze niż w przypadku "samotnika". Psy polują w stadzie i dla każdego , kto widział takie  psie polowanie jest jasne że dopiero wówczas psy zachowują się w "pełni naturalnie" ( jak wilki i likaony ). Kiedyś wykorzystywaliśmy tę psią umiejętność pracy  w stadzie, sami awansując się na "samców alfa". Teraz jest to dla nas be, bo widok zagryzanego stworzenia jest dla nas współczesnych czymś szokującym i wręcz obrzydliwym. Hierarchia którą wytworzyły sobie  psie stada jest w gruncie rzeczy bardzo podobna do tej, która funkcjonuje w ludzkim społeczeństwie. Dlatego psu i człowiekowi zawsze było tak łatwo się porozumieć i prościej jest wymusić na psie posłuszeństwo ( "Nie Azorek, teraz nie polujemy" ).

Koty nie polują w stadach (  w rodzinie kotowatych tylko lwice współpracują  w czasie polowań ), są  myśliwymi indywidualnymi - znaczy mogły liczyć tylko na siebie i swoje własne zdolności. Stanowisko samca alfa  w ludzkim  ( no i  w psim, he, he ) rozumieniu tego pojęcia właściwie u kotów nie istnieje i koty nie podporządkowują się w ten sposób jak robią to psy ( niby truizm ale zawsze warto podkreślać bo człowiek nie wiadomo dlaczego oczekuje psich cech od kota - o dziwo od siebie nie oczekuje cech wielorybich ).  Koty  domowe nie polowały nigdy z człowiekiem, ale polowały w zgodzie z ludzkim interesem.Człowiek łaskawie pozwalał im przebywać w swoim pobliżu ( znaczy nie często na nie polował ), bo przyuważył że koty polują na drobne zwierzęta, które zagrażają jego własnej egzystencji.  Koty zaczęły być doceniane przez ludzi dopiero na etapie rewolucji agrarnej ( psy zostały udomowione na etapie zbieracko - myśliwskim ), znaczy pokochano je kiedy zaczęliśmy grzebać się w ziemi (  od początku towarzyszyły  różnej maści uprawiaczom gleby - tak, tak, kot przyjacielem ogrodnika, takim co to szpaki przetrzebi ).  Teraz  nam się mocno pozmieniało  -  mąka jest ze sklepu, podobnie jak większość owoców  czy warzyw (  nie tylko w mieście, na wsiach też ), a trzebienie szpaków jest absolutnie passé. Dla kotów jednak nie jest, umiejętność łapania żywiny zawsze może się kotu przydać a pół żywy szpak stanowi świetny obiekt do treningów ( wypuścić i znów złapać). Kot działa w zgodzie z naturą, to my ukrywamy sami przed sobą że do niej przynależymy i pozujemy na kogoś kim chcemy być - panem Bogiem z natury wyzwolonym.

Sama mam takie odjazdy. Serce mi się kraje jak słyszę ten triumfalny ryk Sztaflika, który  kota wydobywa z siebie zawsze,  kiedy tylko uda się jej  upolować jakąś  żywinę. Zazwyczaj paciorkuję wtedy szybko w intencji "złapania szkodliwego gryzonia" ( ale nie wiewiórki ) i ochrony "patszków niebieskich". Niestety nie zawsze polowanka  kocie  układają się po mojej myśli - dobrze jest jak to gryzoń i jest szybko uśmiercany. Szczęśliwie się składa że  moje łowczynie i łowcy są bardzo skuteczni, małe stworzonka rzadko przeżywają pierwszy atak ( czyli nie często odbywa się charakterystyczna dla kotów "zabawa" - w istocie ćwiczenia umiejętności łowieckich - z ofiarą ). Najpaskudniej jest mi wtedy kiedy w kocich pazurach i zębach lądują ptaki, żaby czy malutkie jaszczurki,  martwię się o nasze nietoperze, które też są dla kotów bardzo atrakcyjne. Czy jest jakieś wyjście, które zapewni ptakom, żabom i małym gadom bezpieczeństwo. Swego czasu wypuszczałam koty na dwór  dopiero króciutko przed południem, w porze kiedy wydawało mi się że ptaki nie są już tak aktywne i trudniej je będzie kotom namierzyć. Szczerze pisząc  to niewiele jednak dało, oprócz tego że  przez jakiś czas miałam lepsze samopoczucie. Felicjan wbiegający do domu z upolowanym kosem wyleczył mnie skutecznie ze złudzenia że takie postępowanie załatwi sprawę. Złudzenie  że może jednak ograniczy liczbę ofiar też dość szybko zostało rozwiane przez tzw. real. Mam pięć kotów, które polują - to duża koncentracja myśliwych jak na niewielki w sumie obszar łowiecki jakim jest Alcatraz. Co zostaje - zero wyjść kotów z domu? Znaczy prawdziwy Alcatraz, więzienie dla zwierzaków od zawsze wychodzących (  cztery z moich kotów to znajdy, tylko Felicjan jest takim prawdziwym kotem domowym - nie wychodził z domu przez pierwszy rok swojego życia ).  Poza tym do ogrodu przyszłyby wówczas dzikie koty ( no bo Lalek stojąc na środku ogrodu  nie ryczałby ostrzegawczo w kierunku dzikusków  ) i łasice ( są w mojej okolicy takowe ) a ja  rozpylałabym repelenty. Dzwoneczek na kocią szyję? Pomysł wydawał się dobry dopóki tatowa Psota nie zawisła na obróżce, o mały włos nie tracąc przy tym życia. A w ogóle to  przylatują do nas ptaszki drapieżne ( pamiętam mord na wróblu dokonany w moich berberysach - dla wróbla to "wsio ribka" czy ubił go wędrowny  ptak drapieżny czy kot lub łasica ), w okolicy kasztanowca mieszkają sobie bynajmniej  mało przyjacielsko usposobione wobec innych ptaków ( i nie tylko ptaków ) sroki.

Mój ogród nie jest jakimś wyizolowanym miejscem gdzie ja panuję nad wszystkim niepodzielnie a prawa natury stosowane są wybiórczo. Takich grzybów nie ma! Jeżeli ktoś sądzi że panuje nad  rzeczywistością ogrodową   tak na 100% to jest jeszcze na etapie słodkich złudzeń. Jeżeli zapraszamy do ogrodu jakiekolwiek  żywe stworzenie to zaraz za tym stworzeniem przylezie inne, które się nim żywi. Niektórzy uważają że  jest opcja - trujemy co nam się nie podoba. Cicho sza, nikt nic nie wie - a nieproszony i nieupodobany zniknie w tajemniczych okolicznościach. Pomijając  moralny aspekt sprawy to musimy truć żywinę wiecznie, czyli zostajemy pełnoetatowym członkiem rodu  Borgia. W dodatku prędzej czy później  dotrze do nas info  że trucie żywiny łażącej po otwartej przestrzeni jest głupie bo nad trucizną, którą uniósł w sobie biedny delikwent już kontroli nie mamy ( trucizny z zawartością pewnych substancji  to zgroza dla środowiska, wybiją zapraszane i pożądane ptaszki które żywią się owadami wylęgłymi na trupkach ofiar  ludzkiego trucicielstwa  ).  Możemy też zacząć jawne polowania i zamienić ogród w teren łowiecki i nawet zawiązać wraz z familią kółko  łowieckie, z tym że wtedy dowiadujemy się dość szybko że nie wolno zabijać zwierząt z powodu naruszenia przez nich terenu naszego wypięlęgnowanego ogródka. Zostaje  wiara w repelenty, czyli w środki mające odstraszyć  niechcianych gości. Niektóre są bardzo skuteczne, kocie towarzystwo nie lubi miejsc repelentowanych. Co prawda można się wtedy liczyć ze zwiększonymi stratami wśród roślin ( pozdrowienia od nornic i karczowników ), no ale  kocich "szkodników" nie ma!

Parę lat temu Niemcy tak starannie zapanowali nad kocią populacją że konieczne stało się sprowadzenie kociambrów z Polski. Miejscowe łasice nie wyrabiały, czy co? Nie bardzo wiem jakimi metodami Niemcy osiągnęli aż taki Ordnung  ( strach się bać przez wzgląd na tzw. zaszłości historyczne) jednak zdaje się że z powodu wzrostu liczby gryzoni nie dostrzegli oni specjalnych  pozytywów w tym wielkim porządku. Może więc tak po prostu ma być - kot robi dobrze gryzoniowej i ptasiej populacji bo wybija słabsze ( znaczy dające się upolować ) osobniki a ja głupio przeżywam bo wierzę że kotek to takie dobre stworzonko i tylko puszkowej soi mu do szczęścia potrzeba - normalnie weganin. No i ja  oczywiście też jestem dobra i w ogóle bardzo pro eko bo kurę to tylko na paszy kukurydzianej bez GMO ( taka kura jak wiadomo popełnia z chęcią zaszczytne samobójstwo żeby znaleźć się na talerzu ) a wołowinę to dawkuję  sobie dlatego  baaaardzo ostrożnie bo  nadmierne pogłowie bydła to jałowienie ziemi i efekt ocieplenia mózgu w kupie. W chwili jasności dociera do mnie że  nie zmienię praw natury, mogę jedynie usunąć  kotom pazury ( organy rozrodcze już mają usunięte, ciekawe co im jeszcze po pazurach można usunąć - pewnie iść na całość czyli całego kota ).  Z naturą się nie wygra, ci co z nią walczą tracą czas i energię na z góry przegrana walkę.To dziwne jak sami będąc częścią natury jej nie lubimy ( pewnie przez świadomość że musimy  kiedyś kipnąć i że nic  z tym nie możemy zrobić - tak przypuszczam ).

"Ale koty nie zjadają ofiar, dla rozrywki tak sobie polują" - zabawa nie służąca niczemu nie istnieje nawet w ludzkim świecie (  przyczyny wszelkiej zabawy są tylko dobrze ukryte ), kocie zabawy mają znacznie lepiej widoczne powody. Koty zdobycz chowają w bezpiecznym miejscu ( zawsze może się przydać jak w misce zabraknie ). Solidnie  nażarte psy potrafią  to czego nie są w stanie zjeść zakopać ( żeby np. towarzystwo z miski nie wyżarło ), koty postępują w gruncie rzeczy podobnie. Są zdobycze, które nadają się do natychmiastowego pożarcia - sprawa  rybek uprowadzonych na sąsiedzkie terytorium przez mojego własnego Wiktorka i tam zjedzonych ( Ciotka Elka  twierdziła że Wiktor szanował moje uczucia i dlatego zechlał rybki u sąsiadów, he,he ),  a są też  takie które najlepiej przynieść do domu i ofiarować osobie, która napełnia miski ( obudzić się z maseczką z martwej myszy na  twarzy - niezapomniane przeżycie ). Jeżeli pojmie się że niechętnie zdobycz przyjmuję ( czyli natychmiast wynoszę pod kasztanowiec nr 1 )  przynosi się ją ponownie i chowa pod komodą ( ulubione miejsce Sztaflika, Felicjan preferuje okolice pralki ). Na szczęście koty chwalą się udanym polowaniem, w przeciwnym wypadku  na ślad świetnych łowów naprowadziłby mnie dopiero smrodek padlinowy ( i pewnie  latem muszyska ). Czy świadomość że kociambry działają jak selekcjonerzy ptasiej czy też żabiej populaci wpływa jakoś  kojąco na moje samopoczucie?  Nie bardzo, niby wiem i rozumiem ale emocje biorą  czasem górę ( "Kto jest wredną francą i ubił ptaszka? Ja się pytam kto? Zero żarcia będzie i wtedy bidę poznacie i sobie polować będziecie mogły!" ). Zdrowy kot ponoć poluje, więc nie życzę moim kotom braku polowania z powodu chorób. Raczej tak mi się marzy rozleniwienie ich do tego stopnia żeby im się po prostu nie chciało. Z Lalkiem niemal  mi się udało, niestety  wygląda jak kot z ostatniego obrazka.Co prawda sam nie poluje ale zabiera zdobycz innym kotom czyli w sumie taki to niepełny sukces.


2 komentarze:

  1. Jeśli mamy kociaka to naprawdę dość istotne jest to, aby go dobrze wychować. Mi spodobał się artykuł o kotach w https://www.mojebielsko.pl/perskie-powinienes-wiedziec/ i moim zdaniem jest tak, iż na pewno wielu z nas również tak myśli.

    OdpowiedzUsuń
  2. W moim mniemaniu kociaki są wielce fajnymi zwierzętami i na pewno warto jest je mieć u siebie w domu. Również fajnie opisano je w http://smakterrarium.pl/ciekawostki-na-temat-kotow-maine-coon/ i ja uważam,iż takie pupile są naprawdę świetne. W takiej sytuacji ja również myślę o tym aby wziąć jeszcze kolejnego kotka do siebie do mieszkania.

    OdpowiedzUsuń