Kiedy tylko mła wróciła była z Italii i doszła do się po podróży, wylazła na swoje Podwórko ucieszyć oczy chwałą jesieni - kwitnącymi marcinkami. Złagodziły te kwietne widoczki stres który mła odczuła kiedy z miasta Rzym przeniosła się z powrotem do miasta Ódź ( nie żeby Ódź była taka najgorsza, mła jest przecież odziańska do szpiku kości, chodzi tylko o to że Rzym w wydaniu wakacyjnym to cóś całkiem inszego niż Ódź codzienna ). Jakoś sobie dzięki tym kwitnącym łanom poradziła z przejściem od ruin starożytnych do ruin XIX i XX wiecznych. No bo oczy pieszczone różem, błękitem, fioletem i bielą, no bo motyle i pszczoły oblatują i cieszą oczy całkiem inszymi barwami a uszy słodko brzmiącym bzyczeniem, no bo jesień w północnej Europie jest piękna całkiem inaczej niż ta z jej cieplejszych regionów. Mła poczuła dzięki marcinkowemu kwitnieniu że nie jest tak źle tu gdzie sobie mieszka, wicie rozumicie taka uroda jabłoni obsypanych czerwonymi jabłkami przemawia do niej tak mocno jak uroda winnych gron różnego kształtu i koloru zawieszonych na winorośli, a może nawet mocniej. Cała urodność naszej jesieni dotarła do mła kiedy patrzyła na pawiki obsiadające marcinkowe kwiaty
Jak już kiedyś na blogim pisałam uprawiam w Alcarazie co się tylko da marcinkowego: astry nowo - belgijskie Symphyotrichum novi-belgii, , astry nowo - angielskie Symphyotrichum novae-angliae , astry krzaczaste Symphyotrichum dumosum , astry bocznokwiatowe Symphyotrichum lateriflorum, astry wrzosolistne Symphyotrichum ericoides . Rosną u mnie zarówno odmiany i zwyczajne kundelki, które postanowiłam zatrzymać ze względu na urodę ich kwiatów. Co roku zastanawiam się wiosną czy aby areał uprawy marcinków nie jest zbyt duży ( wiecie jak to jest kiedy roślina późno kwitnie a tu czeka na wsadzenie zielenina o wcześniejszym terminie kwitnienia ) i co roku go zwiększam. No bo jakże to tak - jesień bez masowego kwitnienia marcinków? Sucha - Żwirowa tylko w trawach?! W żółciach i rdzach, bez odrobiny fioletu?! Bez błękitu i różu za to z mnóstwem szarości które nijak będą wyglądać przy przebarwiających się jesiennie trawach i liściach krzewów?! No nie da rady, bez marcinków będzie wyglądała ta moja podwórkowa rabata kiepsko.
Poza tym w marcinkach pięknie prezentują się koty, he, he, he. Zuchwały Mruciu, tocząca się Sztaflik i skradająca Szpagetka czernią futerek paszą do wszystkich odcieni kwitnących marcinków, podobnie jak czarno - biała Okularia. Natomiast Pasiak z tymi szarościami zającowatymi z elementami rudego zdecydowanie najlepiej wypada w pastelowych marcinkach posadzonych w centralnej części Suchej - Żwirowej. To bardzo słoneczne miejsce i Pasiak wyjątkowo lubi się tam układać ( Mrutek oczywiście po Pasiaku biega, bo wicie rozumicie te motyle tak kusząco latają - jesienią u mła jest wysyp rusałek pawików, w końcu po to mła uprawia pokrzywy żeby sobie jesienną porą na pawiki na rozchodnikowych i marcinkowych kwiatach żerujące popatrzeć ).
Co roku w październiku mła czuje ze przydałoby się przesadzić marcinki w nowe miejsca kiedy mła dobrze widzi różnice w barwie ich kwiatów. Tylko że zawsze cóś, w tym roku mła za dużo nie może grzebać w ziemi bo musi oszczędzać kręgosłup co powinien być trzymany przez mięśnie a mięśnie jakoś go porządnie trzymać nie chcą ( mła czekają nudne ćwiczenia a nie ulubiona ogrodowa praca dorywcza typu wyszpadluję to a potem padnę - mła w ogóle udaje że nie rozumie dlaczego te mięśnie takie wredne, stara się nie myśleć że one dodatkowy worek cinżki muszą dźwigać, znaczy że trza jej dupsko odchudzić a to jest bolesne dla jej rozżartego jestestwa ). Przyjdzie jej znacznikami coolorek kwiatów zaznaczać i paciorki do Dorofieji Muczennicy zmawiać w intencji braku ciekawości u srok i braku szaleńczych postrzeleń kocich ( mła ma gryplany na miejsce po byłych bukszpanach, irysy i marcinki mają w nich niepoślednią rolę ).
Baardzo, baaardzo miłe widoki. Prześliczności i śliczności. Ale gdzie czerwienie i ciemne, najciemniejsze fiolety? Są? Nie żeby cóś powyższym zestawieniom brakowało, skąd, sama urodna bajka..
OdpowiedzUsuńWściekły róż,bardzo ciemny i jeszcze ciemniejsze bordo powinnam teraz przesadzić na właściwe miejsca na tyle Suchej - Żwirowej, no ale z przyczyn wiadomych nie przesadzę jeno tylko zaznaczę. Mój kręgosłup czuje już nadchodzącą zmianę aury. No dupanda! :-/ Różyczkę wiadomo prześlę Ci w związku z tym wiosną, upomnij się o nią jakby mła sklerotycznie się zachowała. :-)
UsuńOk, bardzo chętnie. Chyba że dopadnie mnie moja własna skleroza.
UsuńMła zobaczyła jakby więcej odrostów, mam nadzieję że Bobusie zniosą nuitkę w masie? ;-)
UsuńJakżeby śmieli nie znieść 😀😀😀
UsuńTo OK. :-)
UsuńTo są naprawdę przepiękne kwiaty, bardzo lubię też ich prezentację na zdjęciach, idealne modelki. :) Zdjęcia świetne, tak miło popatrzeć, a jesień kocham. Cieszy mnie ta pora roku tak bardzo. Pozdrawiam Cię serdecznie, życząc pięknych dni. :))) <3
OdpowiedzUsuńMła tyż lubi jesień, o ile to nie jest jesień bardzo, bardzo mokra. Jesienią kwitną marcinki i jest wysyp grzybów. No i herbata jakoś tak inaczej smakuje. ;-)
UsuńJuż wiem - zajoncem!
UsuńZ nutą bergamotki. ;-D
UsuńCudne kwiecie, też je lubię. We wszystkich kolorach i wysokościach.
OdpowiedzUsuńNadmienię, że paczunia w biedroneczki i kwiateczki doszła, i teraz podlega kwarantannie.
Cium, cium, dziękuję!
Ja tę paczkę oplułam zapobiegawczo jadem żmii hodowanej na memłonie ( czyli własnym ). ;-)
UsuńJadem kota???
UsuńSzpagetkowym! W ramach bonusego może być jeszcze kociwłos w ilości rozsądnej.;-)
UsuńJak mam to sobie wyobrazić? Trzymasz kota, równocześnie wyciskając mu gruczoły jadowe na opakowanie przesyłki?
UsuńSzpagetka sama się zapluwa ze złości kiedy mła ją bierze na ręce ( znaczy opka ) żeby innych kotów nie mogła podstępnie podgryzać ( ona nie zaczepiana wrzeszczy fałszywie że ją leją a potem bierze się z tym rykiem "Ratunku, ratunku!" do gryzienia - kłamliwa małpa ). Kota przerywanie jej brzydkich zabaw uznaje za przejaw chamstwa ze strony mami i się popluwa. Taka z niej kobra, ;-)
UsuńMiałam kiedyś w bliskiej okolicy tzw. stare działki, czyli teren, z którego działkowiczów wyrzucono, ale długo, bo przez dobre 25 lat nikt tam nic nie robił. Miałam tam metę na różne kwiatki, także na marcinki. Ostatnio okropnie rozmnożyła się tam nawłoć i zagłuszyła niemal wszystko, a w zeszłym roku zaczęto budować bloki mieszkaniowe i skończyło się kwietne eldorado.
OdpowiedzUsuńTwoje marcinki cudne i tak ich dużo, bardzo mi się to podoba:)
Nawłoć to straszne ścierwo ogrodowe a poza ogrodem prawdziwa plaga. Marcinki niby też z Hameryki Północnej ( Hamerykany to się lubio rozpychać, he, he, he ), niby ekspansywne ale cóś bardziej szlachetne, nie wyłażą na ogół z ogrodów i pól nie atakują. Marcinków musowo zeby było sporo, mała kępka nie robi żadnego wrażenia.
UsuńOj, to zupełnie nie mój klimat! Marcinki akceptuję jedynie na cudzych zdjęciach ;-)
OdpowiedzUsuńNo ale przyznaj, na zdjęciach wychodzą cudnie. Fotogeniczne so! :-)
Usuń