Ech... fajnie to już było. A teraz real jak zwykle dokopał. Niespodziewanie poszliśmy na pogrzeb, tata naszej Gosi odszedł. Tak ni z gruchy, ni z pietruchy, kiedy wszyscy w familii martwili się raczej stanem mamy Piotrusia, babci Marysi. Na swój sposób jest to odejście szczęśliwe, bo szybkie i senne, niemniej dla rodziny strasznie zaskakujące, bowiem tata Gosi trzymał się całkiem nieźle i poza standardowymi dolegliwościami związanymi z wiekiem, z którymi przeca da się jakoś żyć, nie chorował na paskudności. Ostatnio co prawda narzekał na zdrowie ale wyglądało to na zaostrzenie tych zwykłości, nic ze spraw bardzo poważnych. No a teraz mieliśmy pogrzeb i dla wszystkich szok. Na wszelki wypadek przepytałam natentychmiast Tatusia na temat jego wszystkich poumawianych wizyt lekarskich i odebrałam uroczystą przysięgę że nie będzie tradycyjnego przekładania "bo przecież nic się nie dzieje". To nie jedyna zła wiadomość, dziś czytałam u Hany i Ninki, że i na Ninkę spadło cóś podobnego. Niby takie oczekiwane, więc z przygotowaniem ale smutek to zawsze smutek. Człowiek może być jak najbardziej przygotowany, ba, nawet kibicować jak najszybszemu odejściu a smutek i tak się w nim rozpełznie.
Nie chcę Was tu smutkami truć, doniosę o tych lepszych stronach życia. Jest ich przeca całkiem sporo, choć przytłoczonym smutkami ciężko to zauważyć, trzeba bowiem z całej siły utrzymywać uważność a tu człowieka boli. No to jest tak; koty zdrowe i mimo tego że Pasiak nadal w delegacji mła z ich stanu jest ogólnie zadowolniona, Cio Mary kończy w tym miesiącu swoją dłuższą przygodę ze stomatologią, ogród kwitnie, choć nie dlatego że mła się nad nim pochyla i dba o rabaty, nowe książki są w domu do przeczytania i to takie smaczne, przed mła jeszcze przed latem kolejna podróż do miejsca mocno innego niż to w którym na co dzień mieszka a jesienią czeka ją grzybobranie w towarzystwie Tatusia i Dżizaasa. Naprawdę nie jest źle, mła ma na co czekać i z czego się na co cieszyć. Oczywiście codzienność dokopie od czasu do czasu ale u mła zdrowie jeszcze jako takie, samopoczucie nie takie znów najgorsze, roboty ogrodowej huk więc nie ma na co za bardzo narzekać.
Co do ogrodowych pomysłów to mła jest od zeszłego roku w fazie azalek japońskich jeśli chodzi o nasadzenia Alcatrazu. Mła zdawa sobie sprawę z tego że jej egzemplarze nie urosną do takich rozmiarów jak te potworne krzewiszcza znad Lago Maggiore czy Lago Como, będą oczywiście mniejsze, co jednakże nie znaczy że nie będą spektakularne w fazie kwitnienia czy wybarwiania liści. Azalka japońska odpowiednio dopieszczona urodna co cud. Mła myśli też o kolejnych azalkach zrzucających liście, uprawianie krzewów wydawa się jej najwłaściwsze dla Alcatrazu, choć nie czarujmy się, uprawa dużej ilości krzewów kwitnących oznacza podlewanie i zasilanie, to nie są samograje bezobsługowe, jak to wiele osób myśli. No ale wiecie jak to jest z fazami, nie da się z tym za bardzo nic zrobić, samo musi minąć. Każda faza zostawia po sobie w ogrodzie ślad, w jakiś sposób go wzbogaca, choć mła przyznawa że to wzbogacanie tworzy chaos. Alcatraz na pewno nie jest ogrodem porządnie zaprojektowanym, zbyt wiele w nim było błędnych koncepcji nasadzeniowych i wybaczonych wypaczeń.
Jeśli chodzi o Suchą - Żwirową to mła czeka cóś w tylu orka na ugorze, co bardzo mła złości, dlatego tematu nie rozwinę. Teraz zatem będzie z innej beczki. Mła podczas majówki ukulturalniała się średnio, Beksiński to tak jej przypadkiem wypadł, mła raczej spędzała czas w stylu Tatuś, koty, wino i śpiew. Hym... jak się okazało życie baletowe kosztowało mła spodnie. Podczas tych nocnych włażeń przez okno ( lokatorzy porządnie pozamykali o 22 kamienicę, ponieważ ona "daleko od szosy" cały dzień przy ładnej pogodzie stoi sobie z drzwiami otwartymi na oścież bo krzesełka się wynosi do ogrodowania i plot i wogle ruch jest ) mła sobie podarła nogawkę w miejscu niezszywalnym. No dupanda! Po takich stratach mła postanowiła przystopować i w tym tygodniu prowadzić się kulturalnie. Jak to z postanowieniami bywa cóś nie pykło i skończyło się poniedziałkowym wieczorem z winem u Mamelona. Taa... wtorek wieczorem spędziłam w wyrze przebłagując na wszelki wypadek wątrobę ziółkami i wreszcie cóś filmowego oglądając. No i tak oblookałam film o staruszkach pod tytułem "Jules".
Sama już jestem sklerotyczną staruszką, nie rozpoznałam Bena Kingsleya, mimo że nie miał na sobie tony charakteryzacji. Znaczy na pewno film o mojej grupie wiekowej. Taki słodko - gorzki, żadne tam wielkie kino ale dobrze zagrane i myślę że spoko do obejrzenia. Raczej kariery nie wróżę, choćby z tego powodu że jednak trzeba osiągnąć pewien wiek by móc bardziej wczuć się w klimat, no i pewnie krytycy będą się wymądrzać że pomysł staruszki i kosmici już był, bo prawie czterdzieści lat temu nakręcono "Kokon". Tylko "Jules" nie jest o radościach i nieradoścach domu starców, odmłodnieniu i dalekiej podróży z dobrymi E.T., to jest opowieść o czymś innym i nie jestem pewna czy młodsi krytycy filmowi będą mieli pojęcie o czym. Pewnie uznają to za kolejną uroczą opowiastkę o staruszkach, zajmując się lukierkiem a nie pieczywem. Reżyser, Marc Turtelaub, też nie jest młodzieniaszkiem, scenarzysta Gavin Steckler jest młodszy ale mła ma wrażenie że to jest jeden z tych filmów, który pociągnęli aktorzy, starzy aktorzy. W każdym razie mła nie żałowała seansu. No i to by było na tyle codziennika. Dobra, mła powróci po przerwie do relacji z podróży, tak w weekend. No chyba że padnie po ogrodowaniu.
Taki ogród otoczony murem, to jednak jakiś pozytywny mikroklimat ma, zauważam sobie na stronie, porównując twojego kielichowca z moim, którego zbrązowiałe, poczerniałe, pomarszczone, wysuszone ( to był ten mróz -7 pewnej kwietniowej nocy ) liście właśnie są w fazie rozsypywania się, a nowe pączki jeszcze się nie otwarły. Kwiatów w tym roku nie będzie więc miło je pooglądać na Twoich zdjęciach.
OdpowiedzUsuńMróz załatwił mi kokorycze i nawet KONWALIE . Oprócz całej masy innych roślin, o których wspominać nie będę. Coś tam odrasta, więc jest pozytywnie.
Najlepsze, że mam okropnie wielkie zaległości w warzywniaku, życie zabiera mi czas przeznaczony na ogrodowanie, i wyobraź sobie, nawet dymki jeszcze nie posadziłam, ale co tam, cebula zawsze zdąży urosnąć. Zresztą, gdzie tu się spieszyć, kiedy dziś rano termometr wskazywał +2.
Wyrazy współczucia, droga Tabo, ludzie odchodzą, zupełnie nie licząc się ze zdaniem tych co pozostają. Egoistycznie.
O i pytanie do specjalistki, poeticusy mi w tym roku nie zakwitły, choć liście mają bujne. Dlaczego?
Tak szczerze pisząc to z tymi poeticusami pojęcia ni mam. Przyczyn może być sporo, od cholernej muszki, choróbsk, do wyjałowienia gleby. Najlepiej byłoby je wykopać po zasychaniu liści i przejrzeć cebule. Co do strat mrozowych to mła ne ma liści na magnolkach i części kloników, funkie oberwały po całości, kwiaty irysów SDB są tak zdeformowane że nie focę. Mróz załatwił całkiem sporo roślin, dziwnie bo jakby miejscami, znaczy niektórym egzemplarzom gatunku się udało, inszym nie. Warzywniak nie królik, nie odfrunie. ;-D Co do spraw wnerwiających czyli odejść ludzko - zwierzęcych, czasu, który nie jest z gumy, choć fizyka twierdzi inaczej, temperatur takich se - mła trenuje trudną sztukę akceptacji. Bardzo trudną. :-/
UsuńMyślę sobie, że to może być ostatnia z wymienionych przyczyn. Na pewno je wykopię, bo od 17 lat w jednym, naprawdę kiepskim miejscu rosną. Takim, co to wiesz, posadziłam tymczasowo, bo nigdzie nie było miejsca, i zostały...
UsuńSztuka akceptacji trudną jest. Też się uczę i idzie mi kiepsko.
No to chyba rzeczywiście po tych latach należy się poeticusom cóś od życia. Tymczasy i prowizorki to trwałe są co cud, prawidłowość taka. Co do sztuki akceptacji to mła niestety stwierdza że powtarzanie materiału nie powoduje że mła jakoś cudownie mądrzeje. Ech...
UsuńEch...
UsuńCo nie znaczy że mła nie będzie nadal próbować zmądrzeć. Najlepiej tak na stałe.
UsuńTak czy siak Alcatraz śliczny. Z braku czasu mój ogród musi sobie radzić sam i przeważnie sobie radzi. Wykańczający mnie semestr letni sprawia, że niemal zarzuciłam ogrodowanie na rzecz kotowania - bo to towarzystwo się samo nie obsłuży - i w ogródeczku panuje zasada "kto przeżyje wolnym będzie, kto umiera..." itd.
OdpowiedzUsuńAle przy włażeniu przez okno wyobraźnia ruszyła mi z kopyta i śmiechem niemal ryknęłam :D Wiele bym dała, żeby taką akcję zobaczyć na żywo.
Delegację Pasiaka przegapiłam. Domyślam się, że kwitnie miesiąc maj, a kochaś poszedł w siną dal. Oby się szczęśliwie do domu nawrócił! <3
Pasiak wyszedł był w marcu ale wychodził od początku roku na parę dni w tygodniu. Mła szalała a on wracał zadbany i nażarty. Są podejrzenia że ma trzeci dom, trzeci bo się okazało że włamywał się do Pusiowych i tam też pomieszkiwał. Co do włażenia przez okno to niestety mła zaliczyła wpadę nie tylko ze spodniami. Kiedy wyraziła najbardziej popularnym polskim przekleństwem składającym się z pięciu liter swoją dezakceptację dla sprawności własnej powodującej stratę spodni, to na drugi dzień usłyszała od wypełzniętego na słoneczko Włodzimierza "O jak późno pani wróciła". Znaczy dezaprobata wyszła cóś za głośno. :-/
UsuńMoże trzeci dom Pasiaka też szalał z niepokoju i postanowił Pasiaku ukrócić te wycieczki? Miejmy nadzieję, że jednak było szczęśliwe zakończenie, ech...
UsuńBądź człowiekiem! Zamontuj kamery i wrzucaj takie fajne filmki jak akcja "okno" :D Przeboleć nie mogę, że nie miałam coli, popcornu i miejsc w pierwszym rzędzie :))))))
Dobra, to zamiast kamerki cała żałosna prawda o tym wchodzeniu. Dwa razy to się zdarzyło podczas majówki, przy czym raz to była totalna kompromitacja. Po tym winie i laj, laj, laj, laj mła czuła że w pęcherzu u niej mocz. No i albo to starość i problemy z czymaniem moczu albo stary numer czyli najbardziej się chce na ostatniej prostej. Nie że zalałam się kompletnie, znaczy moczem, ale nieco się posikałam. To wtedy ta karwa poleciała. No i tak dołączyłam do grona zaszczanych pijusów, cholera po trzech lampkach wina wypitych w ciągu paru godzin i przejedzonych. Czysta groza. Co do trzeciego domu Pasiaka to mła nie ma złych przeczuć, które towarzyszą kocim wypadkom. Wiesz jak to jest, narastający niepokój że coś jest nie halo. Tego się czymam.
UsuńOj, jak ja znam te ostatnie proste. Krępująca sprawa doprawdy. Ale jest takie cóś, feminost się zwie, no i zupełnie inna ta prosta pszepani!
UsuńAno wiem, jak jest z tymi przeczuciami. Za pierwszym i drugim razem jak Kunisko przepadło to nie było takich podskórnych mrówek, a teraz.... Aż mi się chce płakać na samo wspomnienie, że ile razy lazłam w nocy siku, to zaglądałam na szafę, czy może jest. Choć czułam, że na marne, ale nadzieja była podszyta rozpaczą. A ona już biedna nie żyła... Pasiak jest wytrawny włóczykij. Jeszcze się objawi gadzina przebrzydła, co to litości nie ma dla pańcinych nerwów!
Mła na ogół nie ma problemów z czymaniem, dorobiła się nawet ksywki Ajronowy Zwieracz, niesłusznie bo mła tak sobie myśli że pojemność pęcherza chyba ma większą. Mła tak wykoncypowała jeżdżąc po świecie z lejkami, które po wypiciu kawy natentychmiast szukają toalety. ;-D Mam problemy kiedy jestem przeziębiona i wtedy kiedy absolutnie mieć ich nie powinnam, znaczy kiedy po nocy głębokiej wchodzę do własnego domu przez okno i myślę że kibelek powinien stać tuż przy oknie. ;-D
UsuńNo właśnie o takim uczuciu piszę, niby nie wiesz a wiesz. Z Pasiakiem tak nie ma, mam wrażenie że jego decyzję o porzuceniu domu na rzecz innego, bo on cwany jest, baza musi być, spowodowały częste uszne przeglądy. Był po nich bardzo obrażony. :-/
jest cudownie :O
OdpowiedzUsuńHym... w realu jest tak sobie. :-/
UsuńJak zwykle pięknie pokazujesz to, co Cię otacza i w domu, i w ogrodzie. Wiem, jak to jest z tymi zdjęciami. Wrzucam coś na fb, a dziewczyny mówią, że mam taki porządek! A ja przycięłam zdjęcie tak, że tego co nie trzeba nie widać i tyle.
OdpowiedzUsuńZnów Ci zazdroszczę narcyzów, u nas widziałam raz i nie kupiłam, bo następnego dnia wyjeżdżałam do córki. Ale jeszcze mam nadzieję.
Co do akceptacji, to niby zaakceptowałam, ale okazuje się, że nie do końca, bo kolejne podobne wydarzenia wpędzają mnie w ten sam dół. Tyle że już znam drogę na górę i trochę mi łatwiej.
Szlachetna sztuka kadrowania ma się świetnie. ;-D Mła widziała ostatnio uwielbiane przez się lewkonie, niestety e cenie odstraszającej, parę niezłych spodni bym za te kilka sztuk kfiotów kupiła. Poniuchałam w kwiaciarni i tyle. Co do akceptacji to mła ścieżkę do góry zna na pamięć, ale bywa że mła się nią cóś ciężko idzie. Ech...
UsuńMi oglądanie i czytanie wchodzi - pan Marcin Mortka rządzi! Polecam :)
OdpowiedzUsuńPewnie coś wrzuce tylko ogarnę dostep do kompa ...
Kocurrku Ty tam nic nie ogarniaj za bardzo tylko odpoczywaj kiedy możesz, teraz wszystko na Twojej głowie. Podczytuj, oglądaj a obowiązkami dziel się z Młodym.
UsuńI znów się cieszę, że tu przyszłam i przeczytałam. Bo (cytując klasyka) "bełabym w życzeniu" obejrzeć ten film. Nie wiem jednak, gdzie, więc na razie zadowoliłam się pięknymi zdjęciami (bo bełabym chętna na te stare, najpiękniej pachnące narcyzy). Już wyczaiłam, w którym zapuszczonym ogrodzie u nas na wsi są, więc zapewne dokonam w jesieni zuchwałego uprowadzenia cebulek!
OdpowiedzUsuńMła film widziała na CDA, tak trochę przypadkiem bo włączyłam tzw. nowości. Mam wrażenie że jest też w streamingach ale nie czaję których, bo nie oglądam w sezonie letnim za często. Poeticusy czyli stare narcyzki jak najbardziej warte uprowadzenia cebulek. Posadź je dosyć głęboko, nie bardzo przesadnie ale zdecydowanie głębiej niż np. zalecają sadzić cebulki tulipanów. :-D
Usuń