Trzecia i ostatnia część wpisu o Księżym Młynie i okolicach. Potrzeby mieszkaniowe fabryk Scheiblera były olbrzymie, w 1885 roku zatrudniano w nich na 5 006 pracowników, 2 642 osoby to kobiety. Do liczby tej należy dodać 394 robotników pracujących w farbiarni i apreturze, w czym 59 robotnic farbiarni i 9 apretury, w tym 28 małoletnich - pracowało 15 dziewczynek i 13 chłopców. Tych małolatów to dodaje tak żeby obraz Scheiblerów nie by ł zbyt cukierkowy, bo w łódzkich fabrykach istniał zwyczaj niezatrudniania w tak ciężkich działach osób małoletnich. Tej zasady przestrzegał nawet taki tuz jak Izrael Kalmanowicz Poznański. U Scheiblera pracowało 51% kobiet, większość miała rodziny. Doliczcie sobie zatem jeszcze jakieś parę tysięcy dzieciaków. Było dla kogo budować. Jak już wiecie z poprzednich wpisów XIX wieczne europejskie zespoły
fabryczno - mieszkalne były na ogół a odrębnymi jednostkami położonymi w pobliżu miast. Były one powiązane
komunikacyjnie
z miastami, głównie za pomocą linii kolejowych, które
zapewniały dostawy surowców i wywóz gotowych materiałów. W Łodzi
jest więcej niż jeden taki zespół ale Księży Młyn jest najbardziej znanym. Charakterystyczne dla tych przyfabrycznych dzielnic było dążenie do uporządkowania zabudowy i czytelny
podział na trzy główne części funkcjonalne: produkcyjną, mieszkalną i rezydencjonalną. Budynki
przemysłowe tworzyły często zespoły wielowydziałowe zapewniające cały cykl produkcyjny, z czasem dzielnice obrastały w różne udogodnienia. Historia Księżego Młyna była właśnie taka "etapowa", co i raz coś na osiedlu przybywało.
Jednakże pierwsze w Łodzi przyfabryczne osiedle nie znajdowało się na Księżym Młynie. Podczas budowy "Centrali", czyli pierwszej swojej fabryki, Karol Scheibler zrealizował tez budowę pierwszych domów dla robotników na tzw. Wodnym Rynku. Dziś mało kto kojarzy te domy znajdujące się w opłakanym stanie technicznym, z budynkami wznoszonymi przez fabrykanta. Wszystko przez to że w latach komuny otynkowano czerwoną cegiełkę, coby porządniej wyglądało. W końcu te domy stoją tak ze widoczne są z jednej z głównych arterii miasta, alei marszałka Józefa Piłsudskiego. Te pierwsze familoki powstały w latach 1865 - 68, tak konkretnie to przy północnej części Wodnego
Rynku. Czy miasto będzie je ratować nie wiadomo, na razie wygląda na to że decyzji jeszcze nikt nie podjął. Stan budynków jest tak zły że ściany podparte są balami. W takiej sytuacji ciężko coś myśleć o skuwaniu tynków z ponad 150 letnich budynków. W lepszej sytuacji są domy familijne przy ulicy Przędzalnianej, tu prędzej niż później dotrze gentryfikacja. Okolica zresztą jest wdzięcznym polem dla takich działań, zespoły
fabryczno - mieszkalne na Wodnym Rynku i ulicy Przędzalnianej są integralnie połączone z zielonymi terenami
parku Źródliska, jednym z najpiękniejszych łódzkich parków, takich z 400 letnim zadrzewieniem. Zresztą na samym Księżym Młynie też zielono, podczas budowy robotniczego osiedla planowo założono wielką zieloną aleję przecinającą Księży Młyn. To w końcu miało być miasto ogród, wiem że to się mało kojarzy z legendą brudnej Łodzi, no ale takie są fakty.
W latach 1870 -1877 powstał zasadniczy szkielet całego układu
przestrzennego nowego założenia na Księżym Młynie,
z przędzalnią, osiedlem mieszkalnym ze szkołą oraz rezydencją z ogrodem.
Wszystkie trzy części składowe "fabrycznego miasteczka" zostały uwzględnione i zachowano spory zapas terenu, zdając sobie sprawę że z czasem został kompleks będzie się rozrastał. Był uzupełniony o kolejne budynki fabryczne, budynek
straży
pożarnej, szpital oraz przylegający folwark. Główną gwiazdą osiedla
była rzecz jasna przędzalnia, która dawała pracę i kasę. Ta przędzalnia stała się największym budynkiem fabrycznym
Łodzi,
najnowocześniejszym zakładem włókienniczym na ziemiach Królestwa Polskiego, ba, także jednym z najnowocześniejszych budynków tego typu w Europie. Uważa się że skala tego projektu, jego wielkości i formy stylistyczne wyznaczyły nowy kierunek w
budownictwie
przemysłowym. No wicie rozumicie, to jest ogrom, budynek jest rzeczywiście monumentalny. To czterokondygnacyjna fabryka z nieotynkowanej cegły, zbudowana na planie wydłużonego prostokąta o wymiarach 207 x 35,5 metrów. Budynek flankują cztery ośmioboczne wieże o wysokości 27 metrów. Wyglądają jak wzięte ze starego zamczyska, w ich zwieńczeniu widnieją
bowiem motywy zaczerpnięte z architektury obronnej, zobaczycie tu krenelaże i blanki. Te
same
motywy architektoniczne powtórzone są w mniejszych wieżyczkach nadbudowanych na wieżach, co potęgując wrażenie wielkości obiektu. Część
centralną z głównym wejściem podkreśla podwyższony
ryzalit, który został zwieńczony ażurową wieżyczką. Hym... groźna twierdza kapitalizmu.
W latach 1873-1875 powstała główna
część zespołu mieszkalnego, który został usytuowany tuż przy przędzalni. Układ osiedla jest prosty i symetryczny, koszarowy do bólu. Osiedle
składało się początkowo z 18 piętrowych,
murowanych i nieotynkowanych domów, ustawionych
w trzech rzędach po sześć w każdym.
Wymyślności nie było, żadnych ozdóbstw na ceglanych elewacjach, prosta forma architektoniczna. Na
osi głównego budynku fabrycznego przez całe osiedla biegnie wspomniana już wielka aleja obsadzona lipami, aleję zamykał budynek szkolny. Ten układ był bardzo funkcjonalny i nowoczesny, nawiązywał do szachownicowego układu sieci ulic miasta, wicie rozumicie, taki amerykański, różniący się od układu innych polskich miast, które miały jakieś grody, podzamcza i całe mnóstwo zaułków. Pomiędzy szeregami budynków jak i poszczególnymi budynkami zostawiono dość dużą przestrzeń. Ta duża przestrzeń
między szeregami domów przeznaczona była na
podwórka, tam znajdowały się nieodzowne dla życie mieszkańców budynki gospodarcze i przydomowe ogródki. W domach familijnych, przy głównej alei, mieściło się przeciętnie 18 mieszkań. Były to mieszkania o różnym standardzie. Większość to mieszkania jednoizbowe o powierzchni 25 metrów kwadratowych i dwuizbowe o powierzchni 40 metrów kwadratowych. Lokale przeznaczone dla kadry inżynieryjno technicznej i administracji były większe i miały osobne wejścia. W tej części osiedla mogło zamieszkać 312 rodzin, co jak na potrzeby fabryki było ilością znikomą. Dlatego do połowy lat 80 nastąpiła dalsza rozbudowa i powstało na osiedlu kolejne siedem domów.
W ciągu niespełna
trzydziestu lat infrastruktura mieszkaniowa należąca do Towarzystwa
Akcyjnego
Manufaktur Bawełnianych Karola Scheiblera osiągnęła takie rozmiary że znalazła się w czołówce inwestycji tego typu w
Królestwie
Polskim. W kwietniu 1892 roku firma Scheiblera informowała władze, że w domach
familijnych należących do jego firmy mieszkało 6085 osób, były to rodziny
2618 osób zatrudnionych w fabrykach Spółki. Na początku XX wieku zbudowano długi szereg domów dla robotników wzdłuż
ulicy Przędzalnianej, dochodzący do ulicy Rokicińskiej
( czyli obecnie alei marszałka Józefa Piłsudskiego ). Z mieszkań
fabrycznych
korzystało ogółem około 35% zatrudnionych w scheiblerowskich zakładach.
Tak duże miasteczko musiało mieć swoją infrastrukturę i jak wiecie z poprzednich wpisów, było w zasadzie samowystarczalne. Zaplecze usługowe, szkoła z domem dla nauczycieli, klub dla robotników,
konsum, pierwszy w Łodzi i trzeci na ziemiach polskich szpital fabryczny a po latach to nawet boisko sportowe. W 1913 roku firma dysponowała 75 domami familijnymi, w których
zamieszkiwała ponad jedna trzecia załogi fabryki. Na inwestycjach w samej Łodzi się zresztą nie skończyło. Wielkim problemem miasta była nieustająca epidemia gruźlicy. Nie radziły sobie
z tym problemem zachorowalności nawet najprężniejsze fabryki. Zięć Scheiblera, Edward Herbst, w 1901 roku
stwierdził, że korzystniejsze dla firmy byłoby wybudowanie sanatorium dla
chorych
niż wypłacanie im zapomóg. Stąd idea wywożenia dzieci "dla lepszego powietrza" i działania podjęte w tym kierunku.
Jak już jesteśmy przy Edwardzie Herbście, to trzecim elementem zespołu fabryczno - mieszkalnego była rezydencja fabrykanta, składająca się z głównego budynku mieszkalnego - pałacu, pałacyku lub willi, ogrodu oraz zaplecza gospodarczego. Usytuowanie willi Herbstów było zgodne z zasadą całego założenia - żyjemy w bezpośrednim sąsiedztwie fabryki. Pierwsi łódzcy fabrykanci chcieli mieć całodobowo oko na interes, stąd wznoszono siedzibę właściciela fabryki tuż obok źródła zysków. Dopiero drugie pokolenie zaczęło budować swoje siedziby nieco dalej od fabryk, jednakże nigdy zbyt daleko. Budowę willi Herbstów na Księżym Młynie rozpoczęto przed 1875 rokiem, w którym to roku miał miejsce ślub najstarszej córki Karola Scheiblera, Matyldy, z Edwardem Herbstem, dyrektorem fabryki. Willa Herbstów była znacznie bardziej elegancka niż domostwo papy Scheiblera, plutokracja zaczęła wchodzić w rolę mecenasów sztuki. Nie chodziło już o to by pokazać zamożność domu, teraz gra toczyła się o to by widocznym stał się dobry smak jego właścicieli. Zamożność można było odczytać z rozmiarów fabryki i osiedla, dom to siedziba muz a nie kupiecki kantor. Willa Herbstów wzniesiona w stylu toskańskiego renesansu może wydawać się nieco dziwnym zjawiskiem na tle ceglanych murów "warownej" fabryki, czy koszarowego osiedla. Jest to jednak budowanie charakterystyczne dla epoki i tego typu założeń, w Łodzi zatem to nic zdziwnego.
Miasteczko Scheiblera w 1910 roku obejmowało
rozległy teren,
w obrębie którego można wyróżnić można było kilka zespołów fabryczno - mieszkalnych.
Dlatego jest tak wyjątkowe. Niestety w jego wielkości leżała też jego słabość, kiedy nadszedł kres wielkich fabryk i tuzy produkcji zaczęły wykładać się na interesach z rosyjskim rynkiem, to zrobiło się cinko. Wielu fabrykantów poszło z torbami, innym powodziło się gorzej niż w złotej erze łódzkiego przemysłu. Jednak najgorsze było dopiero przed nimi. Najpierw przyszedł czas zwany wielkim kryzysem, potem przyszła wojna, a potem komuna, która zmiotła świat fabrykantów a robotnikom miała zapewnić tzw. godne życie. Godne życie oznaczało bloki komunalne bądź spółdzielcze, fabryki same bloków nie budowały. Księży Młyn jednak nie opustoszał, ogólny głód mieszkaniowy na to nie pozwolił. Jednakże mieszkania znajdujące się w tej dzielnicy nie uchodziły już za godne pożądania, Księży Młyn tracił na wartości, bo robiono tu tylko to co absolutnie musiano by chałupy się nie zawaliły. To dotyczyło nie tylko budynków robotniczych, tak działo się z fabrykami i długi czas z rezydencjami fabrycznymi. Kiedy komuna padła wcale się nie poprawiło, pojawili się szabrownicy w upadłych i opuszczonych fabrykach. Pełna groza, dziś mająca miejsce w opuszczonej EC2, klejnociku socrealizmu. To że coś jeszcze stoi zakrawa na cud, po tych wszystkich ekipach złomiarzy i miłośników cegiełek.
Zmieniać to się zaczęło od rewitalizacji dawnej fabryki Izraela Poznańskiego, dzisiejszej Manufaktury. Do ludzi dotarło że miasto może mieć drugie życie i to w starych murach. Oczywiście szło jak po grudzie, australijska firma deweloperska usiłująca przywrócić do życia dużą przędzalnię na Księżym Młynie nie podołała i padła. Jednakże z czasem opanowano sztukę umiejętnego podłączenia się do unijnego cyca i jakoś to idzie. Raz wolniej, raz szybciej ale Księży Młyn powolutku podnosi się z upadku. W fabryce zrobiono lofty, dostawiono nowe budynki w "fabrycznym stylu", nie tak dawno pozyskano inwestora do renowacji drugiego fabrycznego, krowiastego straszliwie budynku. Postawiono na mieszkaniówkę ale nie znaczy to że osiedle bez rozrywek. Są knajpki, rzut beretem do Monopolis i w sumie dość niedaleko do Galerii Łódzkiej a to już prawie śródmieście i te kina i teatry. Jednocześnie dzielnica zaciszna bo położona za parkiem Źródliska i naprawdę zielona. Pewną dzikość znamionuje choćby taki Koci Szlak. Ma Wrocek swoje krasnoludki pomarańczowo - alternatywne a miasto Ódź ma kocie figurki na Kocim Szlaku. Przy Muzeum Kinematografii, czyli dawnym pałacu Scheiblera, stoją sobie Filemon i Bonifacy, a na Księżym Młynie, na uboczu, jak typowa kocia ścieżka leży sobie uliczka przy której stoją kocioludki. Od czasu do czasu przemyka obok nich któś kocio prawdziwy, w okolicach knajpek i kawiarni czyhają hym... bywalcy.Nie ze nachalni czy cóś, tacy jakby bardziej pewni swego i nie zmuszani do umizgów czy natręctw.
Nigdy nie byłam w Łodzi - koniecznie trzeba to nadrobić. Piękne historie i obiekty. Uwielbiam ten industrialny styl. No lista miejsc do odwiedzenia rośnie. Pozdrawiam i dziękuję za ten ogrom wiedzy.
OdpowiedzUsuńNa terenach pofabrycznych troszki się teraz w mieście dzieje, obecnie budują przy alei Piłsudskiego, na Widzewie. Przerabiają dawne zakłady Widzewskiej Manufaktury. Podawam link do oblookania - https://www.urbanity.pl/lodzkie/lodz/zespol-mieszkaniowo-biurowy-wima,b16280. Hym... pełno tego, mła obecnie odczuwa przesyt czerwonej cegiełki, choć zdaję sobie sprawę że dobrze że to ludziom będzie służyć a nie stać jak jakiś szkieletor.
UsuńMonumentalne budowle, robią wrażenie. Do cegielki jestem przyzwyczajona, bo sporo jej widzę na wyjeździe.
OdpowiedzUsuńW moim miescie brak solidnych inwestorów i pomysłów na zadbanie o takie dawne budynki :(
W mieście Odzi tyż jest średnio różowo, mnóstwo budynków niszczeje bo miasto nie ogarnia. Mła troszki to rozumie, bo Ódź jest największym kamienicznikiem w Polszcze, z drugiej strony miejskie sobie też nieraz w kulki leco. :-/
OdpowiedzUsuńWiesz, niekiedy niewiele potrzeba, żeby cos zmienić, ale u nas z tego co widze, coraz bardziej dziwaczne te zmiany, ot żeby ten czy ow zgsrnać kasę, a czy to co robi ma sens to juz niekoniecznie.
UsuńDorko u nas za to niektóre pomysły kompletnie od czapy, szczególnie te dotyczące parków. No ale jazgotania o tym jaka to władza dobra jest mnóstwo. Owszem, w porównaniu z niektórymi inszymi miastami jest znośnie ale żebyż to było tak cudownie to nie powiem. Chętnych na kasę zawsze pełno się kręci kole miejskich, jak muchy kole goowna latajo wokół tych możliwych profitów. Część zwykłych pazernych, niektórzy z prawdziwymi pomysłami, różnie to jest. Wg. jakich kryteriów miejskie te łaski rozdajo to mła nie kuma, zdziwne to.
UsuńAno własnie.
UsuńRadości samorządów, natura każdej władzuchny jakby mendliwa. ;-D
UsuńBardzo ciekawy wpis.
OdpowiedzUsuńCieszę się że zaciekawiło. :-D
UsuńJa tylko nie rozumiem, czemu uparcie twierdzisz, że Twoje miasto nazywa się Ódź. Prawidłowa nazwa to oczywiście Uć. Przysięgam, na własne oczy widziałam tak zaadresowany list 😀.
OdpowiedzUsuńTeż widziałam taką pisownię🤣
UsuńNo co Wy dziefczyny? Jedyna prawidłowa nazwa to miasto Ódź, to miasto musi być obowiązkowe i ł nieobecne. To ponoć stąd że na pytanie skąd człek jest należało odpowiadać że z miasta Odzi, a nie że złodzi albo złodziej. ;-D
UsuńBardzo fajnie ze starają się trzymać styl w dostawianych budynkach, fajnie ze renowują i rewitalizują. Super. Mnie się najbardziej podobają dwie rzeczy - oczywiście świadczy to o mnie nienajlepiej, pierdulara ze mnie wychodzi. Kotoludki i użycie lilaróżów i słodkiego różu w kompozycjach zieleniarskich. Uważam że trafili w dziesiątkę z nimi. Ludzko się zrobiło w ich okolicach, moderna i wytworna cegła przestała przywalać. Koci szlak😄😄😄.
OdpowiedzUsuńTam w ogóle jest życie, ludzie pieski wyprowadzajo, nawet nie jakieś rasowce tylko prawdziwne kundelki. Mła się nawet w ploty wdała z mieszkańcami, dowiedziała się o somsiadach i wogle. Znaczy jak na normalnym osiedlu. ;-D
Usuń