Kitty spowodowała u mła chęć napisania podróżniczego postu innego niż te, które mła zazwyczaj wstawia. Mła stara się od ładnych paru lat żeby przy wpisach podróżniczych dużo fotek było, tak żebyście mogli poczuć klimat miejsca. Wicie rozumicie, obraz wart tysiąca słów. Z drugiej strony fotografia to największa kłamicielka, mła foci głównie to co się jej podobie, tak że nie macie za bardzo obiektywnego obrazu tych miejsc, które mła odwiedza, tylko taki przefiltrowany przez młowość. Dlatego mła postanowiła że wpis o miejscu, które mła wcząsnęło tak, że ponad rok nie mogła zabrać się do opisania swojego w nim pobytu, bo nie wiedziała jak opisać tę zdziwność, będzie bez fotek. Nie że mła tam w przyszłości nie skrobnie czegóś jeszcze i nie zamieści zdjątek, ale że tak powiem wpis wprowadzający będzie bezfotkowy. W naszym małym dyskursiku pod wpisem o Sestri Levante, rozkminiającym Roman holiday Kitty, mła napisała że są na tym świecie miejsca, które są dla mła poza estetyką, mła je bardzo mocno odczuwa, choć ich uroda nie jest z tych oczywistych czy nachalnych. Dwa włoskie miasta uchodzą za szczyt urody albo za absolutną tragedię estetyczną i w obu tych miastach jest coś, co sprawia że mła czuje się w nich u siebie. Uwaga - nie mam wrażenia że jestem osobą z zewnątrz, turystką, która po prostu dobrze czuje się w mieście - mła bezczelnie czuje się z tymi miejscami silnie związana. O ile w przypadku Rzymu mła jest sobie w stanie wytłumaczyć te uczucia tzw. kolebką kultury i innymi podobnymi bzdetami, o tyle poczucie że mła należy do Wenecji ciężko jest wytłumaczyć w sposób racjonalny tak od a do z.
To troszki zakrawa o metafizykę, mła w przeciwieństwie do większości turystów miała bardzo duży problem by w Wenecji się zgubić. Szczerze pisząc nigdy mła to się nie udało do końca, co wywołało u Mamelona lekką podejrzliwość w kierunku mła uczącej się na pamięć z netu układu miasta. Mła tak naprawdę poza wyznaczeniem kościelnej wieży jako punktu orientacyjnego naszej kwatery i mostu Rialto za którym jest rynek oraz miejsca gdzie jest market okoliczny, punkty strategiczne, do których dojście cza znaleźć, bo to ważne by Mamelon czuła się kulinarnie zabezpieczona, nie prześledziła straszliwie dokładnie tego labiryntu uliczek i mostków na kanałach, by spamiętać kiedy i gdzie przechodzi. Po pierwsze nie chciało jej się, po drugie czuła że nie musi, choć miasto uchodzi za zgubliwe z powodu scieśnienia. No i nie musiała. Jedyny raz kiedy pętliła to wtedy kiedy ciągnęła lekko już podgrypioną Mamelona w kierunku pewnej torre. Raczej dlatego że Mamelon była słabowita i mła zależało na tym by dojść jak najszybciej, najkrótszą drogą, co zresztą się udało kiedy tylko Mamelon przestała słuchać GPS a zaczęła słuchać mła.
W Wenecji mła przeżywała nieustające déjà vu i to wcale nie w rejonach turystycznych, z których foty i filmiki można znaleźć w necie. Dla porządności mła każdego wieczoru przeglądała trasę, którą powinnyśmy przejść, po czym wyłaziłyśmy i mła szła zupełnie inaczej, na czuja i nagle zamiast po pół godzinie, byłyśmy na miejscu po kwadransie. Raz czy drugi rozumiem, ale przełażenie nieoznaczonymi głównym kierunkiem sotoportego mła uprawiała nagminnie. GPS przestał być wyrocznią i Mamelon karnie dreptała za mła, zupełnie nie zdając sobie sprawy że nie idziemy jak mapa każe, tylko jak mła się chce. Jeżeli miejsce w którym jesteś nie jest dla ciebie plątaniną obcych ulic a bardzo czytelnym układem, to nie czujesz się w nim obco i nie ma że nie ma. O zdziwności tej przynależności do miejsca niech zaświadczy układ urbanistyczny Wenecji. Stara Wenecja jest położona na dwóch wyspach, które przecina wielkie S Canale Grande. Oprócz kanałów robiących za szlaki, w Wenecji są uliczki zwane calle, place i placyki zwane campo, oraz sotoportego, czyli przejście pod budynkiem. Sotoporteghi w Wenecji jest mnóstwo, łączą calle z campo albo kanałem, albo biegną wzdłuż kanału, turyści na ogół je mijają, choć przeca niby są oznaczone, tylko że tak po włosku, he, he, he. Mła bała się wejść w Wenecję, zwłaszcza że przyjechała do niej nocą ciemną i podczas sztormu, ale kiedy już wlazła, to plątanina różnego rodzaju szlaków komunikacyjnych przestała być problemem. Natentychmiast.




O, juz rozumiem skad sie wziela inspiracja na Wenecje, z moich zdziwnych uczuc, ktore targaly mna w czasie Roman Holidays i ktore wisza nade mna nawet teraz :) Otoz cie zaskocze, ale przeciez ja w Wenecji tez juz bylam , dokladnie w roku 1994! To bylo w tym samym czasie co Trieste. Wrazenia z Wenecji byly bardzo przyjemne, choc tez zdziwne, ale inaczej niz Twoje. Bylysmy krociutko , tylko dzienna taka wycieczka z Triestu pociagiem, do Sw. Marka kolejka byla na pol dnia, wiec odpuscilysmy i zaluje , ze nie poplynelysmy gondola, ale cena 100€ byla zaporowa. Uznalam tez, ze gondola to ja wole poplynac z kochankiem, a nie z kolezanka :) I niech kochanek funduje:) Taba - Ty absolutnie bylas w jakims innym wcieleniu Wenecjanka ! Ta znajomosc uliczek, miejsc, to uczucie , ze to sie zna, a nigdy sie tam wczesniej nie bylo ...czytam o tym w wielu miejscach ... Nie ma wytlumaczenia, tylko metafizyka i inne wcielenia. W ogole dziwne jest jak odczuwamy pewne miejca, jedne wywoluja niechec i zimne dreszcze, a inne cos w rodzaju otulania ciepla kolderka... Wenecje pamietam mila, sliczna, cudownie sie po niej chodzilo po tych mostakach, ale moje zdziwne uczucie polegalo na tym, ze mialam wrazenie , ze wszystko to naokolo to jest atrapa, wygladalo to jak sprane, splukane dekoracje w teatrze.. Jak makieta. Zdaje sie, ze teraz Wenecja jest mocno odnowiona, fasady odmalowane, odswiezone, tyle moge powiedziec ogladajac rozne filmiki na youtubie. Pewnie znow mialabym inne uczucie:) A on tym, ze jest zbudowana na drewnianych palach, absolutnie fenomenalna technika , dowiedzialam sie cos tak chyba z rok temu dopiero z jakiegos dokumentu w tv... Genialne - i stoi do dzis bez gnicia, dlatego, ze pod palami tymi sa jakies niezwykle maziste, smolowate torfowiska, do ktorych nie ma dostepu powietrza, wiec zadne zyjatka nie ruszaja... Kitty
OdpowiedzUsuńTeraz jak to czytam, to chyba cos mi sie pomylilo z waluta! Przeciez euro wprowadzono w 2000, czyli mogly to byc Deutsche Marki albo Dulary. Na pewno nie liry i nie zlotowki, bo pamietam , ze drogo bylo 🤣Kitty
UsuńMła jest z tych mało mistycznych Kitty, no i przeca zdaję sobie sprawę że Wenecję przebudowywano, calle znikały podobnie jak rio, pojawiały się nowe. Wenecja się bardzo zmieniała i nadal zmienia. Mła sądzi zdroworozsądkowo że musiała czytać, widzieć albo cóś i zapamiętać to wszystko, jedyne co mła mocno dziwi to jest to że zapamiętała taki ogrom informacji. Zupełnie jakby gąbką była. W przypadku innych miejsc mła to się nie zdarza. Wiedziałam że ten fragment Castello, dzielnicy w której mieszkałyśmy był kiedyś ogrodami. Mła doczytała że ci od Sante Francesco della Vinia mieli winnice przy klasztorze, ale wiem, choć nie wiem skąd, że tam był też ogród i nasza chałupa na nim stała. Co do podróży gondolą to nadal zarąbiście cenna, nie skorzystałyśmy, ale mła może ci napisać o "tanim" dopłynięciu łodzią nocną porą do Celestii, od strony laguny, bo pływanie w Wenecji ma swoje ograniczenia i nie wszędzie wpłyniesz po zmroku. Sztorm taki że Mamelon od razu zrozumiała że laguna to też morze, łódką bujało że tylko patrzeć było jak nas pieprznie o nabrzeże a o dopłynięcie trzeba było prosić, bo nikt nie miał ochoty wchodzić do rio od strony laguny. Dopływ za jedyne 80 euro, największy wydatek podczas naszej wycieczki - żegnajcie cudne szkiełka. Mamelonowi po tym pływaniu przeszła ochota na wszelkie zabawy z gondolą, tym bardziej że Mamelon z tych, którzy jadą do Rygi czekając na przystanku na vaporetto. Co do atrapy, króciutko byłaś, pewnie kręciłaś się po San Marco, może troszki po Dorsoduro, mła przyuważyła że tam przeważnie chodzą jednodniowi turyści. Wenecja jest bardzo różna, są dzielnice opustoszałe, zamieszkane przez turystów i takie gdzie mieszkają lokalsi i chodzi się do warzywniaka na rogu. Pokażę troszki takiej mniej znanej Wenecji, będą zdjątka z okolic stadionu i "zapływni" dla vaporetti.
UsuńZgadzam się z Kitty - Ty w którymś z poprzednich żyć byłaś Wenecjanką, na bank. Czasem człowiek tak ma, że nagle w jakimś miejscu czuje, że jest jakby u siebie, wszystko jest znajome i wie, co jest za rogiem (a czasem wręcz przeciwnie, odpycha go i wszystko jest na nie). Ale żeby aż tak, jak u Ciebie... zadziwiające. Ja generalnie wszędzie się gubię, po dwóch zakrętach tracę orientację, zdarza mi się nawet w moim niezbyt dużym mieście. A nie wiedzieć czemu w Brukseli wiedziałam, gdzie trzeba iść, jakoś wszystko było znajome i wiadome, czułam się jak u siebie. Z tym że mnie Bruksela jakoś bardzo nie zauroczyła i wcale nie planuję tam wracać. Ale dziwnie było.
OdpowiedzUsuńNo nie wiem. Bardziej stawiam na mój gąbczasty mózg, pewnie różne info się w nim zalęgły i wychodzą, kiedy mła się nie spodziewa. Widzisz mła w Brukseli musi baaardzo uważać żeby się nie zgubić, cholerne uliczki jakoś tak promieniście się rozchodzą, miejsce dla mła obce. W Wenecji, która przeca przebudowywana wiele razy, trafianie tam gdzie chce się trafić bezproblemowe. Rzekłabym na Aborygena - myślisz o jakimś miejscu i trafiasz. A wiem że w Wenecji ludzie kręcą się w kółko, turyści od razu rozpoznawalni po srajfonach i ajajfonach z włączonymi ekranami.
UsuńEee , mozg mozgiem, ale cus mi tu sie widzi, ze juz tam w tej Wenecyji mieszkalas, moze jako gondolier , a moze jako kotka , albo i Sforza jakas, i cus ci w duszy zostalo. Ja mialam dwa razy w zyciu " premonition" i sprawdzilo sie w 100%. Jako studentka bylam przejazdem w Berlinie Zachodnim, na jedna noc i wyjezdzajac , cos mi mocno mocno mowilo, ze ja do tego miasta wroce i bede tu mieszkac . Ha ha, i rowno po 5 latach urodzilam tam dziecko i zostalam obywatelka Berlina Zachodniego. I swiadkiem upadku Muru, u moich stop sie byl rozsypal. Drugie przeczucie dotknelo mnie znowu pare lat pozniej, kiedy to po repatriacji do Polski wylecialam w podroz sluzbowa do UK. Bylam i w Londynie, i w Dublinie , ale to lecac nad Manchesterem doznalam silnego uczucia, ze mnie z tym miejscem ( brzydkim i przemyslowym nota bene ) cos kiedys mocno zwiaze. I rany kota po niecalych 10 latach zamieszkalam tam w okolicy🙈 I wlasnie minelo ...kupe kupe lat ! Tego sie nie da wytlumaczyc i nie zamierzam. Sa rzeczy nadprzyrodzone i wiem, ze ludzki mozg to nieodgadniona zagadka, zdolna do wszystkiego. Kitty
UsuńNo cóś jest na rzeczy z tymi odczuwaniami. Mła jednakże jak zawsze sceptyczna, znasz mła. ;-D
UsuńCzyli co, więcej Serenissimy nie nawiedzisz bo już ją znasz? Eeee, skoro Ona taka Twoja to raczej niemożliwe. Wrocisz. Ja w niej byłam za krótko, niecałe pół dnia nieustannego poganiania, półgodzinny kurs gondolą, galop przez plac św.Marka a najwiecej czasu poświęcone targowisku, jego przemyslowej czesci. Teraz sobie myślę że chodzilo o ciuchy które chciala zakupic kadra wycieczkowa i kupiła, a jakze. Poligloci tam sprzedają, to wiem.
OdpowiedzUsuńHe, he, he, Romi, mła już po wsięściu do autobusu na lotnisko zapowiedziała Mamelonowi że tu wrócimy. Mamelon nie protestowała, bowiem jak stwierdziła wcześniej "Wiem na czym polega Wenecja". Tak, to stwierdzenie może jest trochę zdziwne ale bardzo prawdziwe, Wenecja nie jako miejsce tylko dzianie się. Naprawdę nam się w tej Wenecji przydarzało. Przedeptałyśmy co się dało i Mamelon, która była niegdyś tak ja i Ty, pół dnia w Wenecji, doszła do wniosku że w Wenecji jest w zasadzie po raz pierwszy. Usiłowałam ją nieco naprostować, bo przeca wówczas wlazła do Bazyliki San Marco, ale Mamelon się upierała że była w całkiem innym miejscu. Na targu też byłyśmy ale jak się zapewne domyślasz przy rybkach i frutti di mare. Jesteśmy niepoprawne, zawsze lądujemy przy żarciu. Mamelon się w ogóle tak rozbestwiła że tym razem to ona ostatnie dni dietowała ze względu na woreczek. Na rybnym rynku tyż są poligloci. ;-D
UsuńNo cudnie, ciepelkiem powiało ze zdjęć😃
OdpowiedzUsuńGorące fotki to tak bardziej w poprzednim wpisie, he, he, he. ;-D
OdpowiedzUsuń