środa, 30 kwietnia 2014

Szpagetka powypadkowa!


Nie pisałam o tym wcześniej bo bałam się zapeszyć. W piątek wieczorem miałam tzw. nerwy bez powodu. Cholera, moje nerwy bez powodu zawsze mają powód! Żadna tam kobieca intuicja po prostu wrażenie że coś jest nie tak bo jakieś drobne szczegóły realu nie są ze sobą spójne. Szpagetka nie zawsze zjawia się w określonej porze posiłkowej ale na pewno nie odpuściłaby sobie śledzenia siostry przy posiłkowaniu, znaczy jak się pojawia Sztafi to w jakiś czas potem jest i Szpagetka. To było pierwsze ostrzegawcze pik. Drugie nastąpiło przy deszczu - moje dziewczyny nie lubią moczyć futer. Sobotni ranek upłynął mi na szukaniu kota i próbach wmówienia sobie że jest spoko a Szpagetka zaleguje po sąsiadach. Kocia część rodziny zachowywała się jednak dość dziwnie, za bardzo przylepna była i żadne moje samouspokajania nie zadziałały. I dobrze! Po południu znalazłam małą przy szopie, zmoczoną i z niewładnymi tylnymi kończynami. Szybki bieg do Mamelona i Sławek zawiózł nas do całodobowego Veta. Diagnoza - złamania kończyn tylnych, trzeba składać. W myślach pożegnałam się z wyprawą do Ewandki czyli Tajemniczej Krainy Tajojów i z olbrzymią częścią planowanych zakupów roślinnych. Szpagetka została w szpitaliku, gdzie ją ustabilizowali i przygotowali do operacji. W poniedziałek była składana a we wtorek rano ją odebrałam. Jesteśmy właśnie po pierwszej wizycie kontrolnej, pracujemy nad opuchlizną pooperacyjną. Jutro mamy następną kontrolkę i jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli czyli ładnie otęchnie to dostaniemy już leki do domu. Szpagetka je z apetytem co bardzo dobrze wróży, sikandko też w porządku. Powoli oddycham i odstawiłam już uspokajacze ( łyknęłam bo stres związany ze zwierzętami jest u mnie zawsze trudniejszy do opanowania niż ten związany z ludźmi tzn. mogę robić za kierownika od decyzji i pielęgniarko - sprzątacza przy człowieku bez znieczulenia się ale przy zwierzaku już mi bez wspomagacza trudniej ). Szpagetka usiłuje chodzić a reszta kotów powolutku przezwycięża strach związany z jej dziwnym wyglądem ( kołnierz ) i zapachem ( vetowe wonie ). Podchodzić za blisko jeszcze nie podchodzą co jest dobre bo nie mam roboty z pilnowaniem czy aby ktoś nie pomaga przy usuwaniu szwów. Teraz zostaje nam wolniutkie dochodzenie do siebie czyli rehabilitacja. Fotki Szpagetki nie zamieszczam bo wygląda niewyjściowo z łysymi, czerwono sinymi łapkami, a Szpagetka jest z kotów zwracających uwagę na wygląd ( nie to co Lalek zwany inaczej Królem Uświnionych ).

2 komentarze:

  1. Trzymam kciuki za Szpagetkę, skoro ma apetyt to wszystko jest na dobrej drodze. :) Akurat wczoraj nasza (mojej córki) kota imieniem Ninja zmieniła płeć na męską (przy pomocy Vetki) i "za karę" ma podobno nosić teraz imię Gender. Tak to bywa z jajecznym świętem, czyli Wielkanocą - nawet kotce "wyszli jajka". Córka bardzo przeżywa wizyty u weterynarzy, bo jedni nam w znanej klinice zmarnowali podobną do sznurówki, króliczą jamniczkę długowłosą, uwielbianą Abisię... i choć lat minęło, trauma u niej została.
    Pozdrawiam Wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szpagetka ma się znacznie lepiej, leki już podaję w domu. Teraz sześć do ośmiu tygodni zrastania i wyciąganie drutów. Ja o genderyzm podejrzewam Okularka. A co do vetów to mogłabym książkę napisać, na szczęście znalazłam dobrego dohtora i się trzymam. Dzięki za trzymanie kciuków, przyda się.

    OdpowiedzUsuń