Taa... czułam że podczas mojej nieobecności w chałupie Felicjan da popalić Cio Mary i Małgoś - Sąsiadce i to czucie było jak najbardziej słuszne. Ukochany kotecek tym razem postanowił wznieść się na wyżyny makiawelizmu - najsampierw utwierdził otoczenie że on w ciężkiej chorobie spożywa niemal wyłącznie rozrobione do odpowiedniej gęstości kocie paszteciki, głównie zalega na poduszkach, wychodzi na dwór kiedy już naprawdę musi , niespecjalnie reaguje na otoczenie czyli jakby gaśnie a po utwierdzeniu otoczenia w tym temacie wziął i zaniknął. Na długo zaniknął. Cio Mary w stresie poszukiwała kocich zwłok na terenie posesji, Małgoś - Sąsiadka i Ciotka Elka wyznaczały kolejne punkty w których Felicjan mógł się schować by godnie, po kociemu odejść z tego świata. Resztą kociego towarzystwa nikt się specjalnie nie przejmował, żarcie zostawiane było na parapetach, ponieważ znikało błyskawicznie ( znaczy tak że trzeba było dokupić nowe zapasy ) wszystko z nimi wydawało się być OK. Kiedy mła wróciła do domu zastała na stole rozpaczliwy list od Cio Mary ( wariacje na temat "Nie dopilnowałam!" ) i czuwającą mimo późnej pory Małgoś - Sąsiadkę, w której drzemała nadzieja że dźwięk mojego głosu przywoła Felicjana nawet z zaświatów. Cały ranek po przylocie szukałam gada, drąc gębę do zachrypnięcia - nic! Przyznam że dopadły mnie wyrzuty sumienia z powodu zostawienia chorego kota w domu podczas gdy ja radośnie woziłam tyłek po świecie. Co prawda Felicjan przed moim wyjazdem był w dobrej formie ( zarobiłam pazurem w oko, ropiało trzy dni i zrobił bardzo brzydką rzecz z moją ulubioną poduchą - do wyrzucenia ona, niestety ), jadł przyzwoicie i spał na grzbiecie z czterema łapami w górze - nie sądziłam że może mu się nagle pogorszyć. Przeca bym go bardzo ciężko chorego nie zostawiła! Kolejny dzień i nawoływanie od nowa. Obłażenie terenu z coraz większym niepokojem, właściwie przestałam szukać żywego kota, chciałam tylko zlokalizować zwłoki coby pogrzeb był przyzwoity. Rezultat żaden. Małe i dochodzącego Epuzera podkarmiałam w domu, świętych pasztecików nie tknęłam - jadły swoje konserwy. Paszteciki kłuły oczy i przypominały o Bardzo Złym Kocie, postanowiłam schować i dać towarzystwu dopiero jak minie mi żałoba. Wieczorem drugiego dnia po powrocie usłyszałam z daleka znajomy miauk pełen pretensji.
Jak ta matka pingwina, która w liczącej tysiące kolonii rozpozna głos swojego pisklęcia wiedziałam że to moje wredne pisklę. Zawołałam zrywając się z wyra i za chwilę widziałam całego i zdrowego Felicjana na parapecie. Sierść błyszcząca, boki pełne, złość w oku - norma, żadnych oznak zabidzenia czy choroby. Niemożliwe żeby nie żarł! Ponieważ postanowił pobić rekord bóstwa i zmartwychwstał dopiero po pięciu dniach to ślady po pięciodniowej ascezie powinny być dobrze widoczne - a tu nic! Taa... tajemnica nagłego wzrostu apetytu dziewcząt i Epuzera wyjaśniona! Do domu wszedł lekko się o mła ocierając ale bez przesady, żadnych czułych powitań, pierwsze kroki do miski i ryk że jeszcze niepodane. Na pewno nie jadł cały dzień bo natentychmiast wsunął swój dzienny przydział, odbeknął i przymiauczał dziewczynki, po czym udali się gromadką zająć moje wyro. Czym prędzej zadzwoniłam do Cio Mary żeby ją poinformować o szczęśliwym odnalezieniu się Felka ( byłam pełna obaw czy Cio Mary zechce niańczyć koty podczas mojej ekskursji do Rzymu, ale Cio Mary to fighter będzie trenowała przebywanie z Felicjanem pod jednym dachem ) i polazłam z radosnym info do Małgoś - Sąsiadki ( niestety Małgoś mało wychowawczo wybaczyła mu wszystko i odbyło się dopieszczanie, skutek jest taki że dziś rano ryczał żeby mu podać śniadanie do wyra ). Potem szybciutko do wyra coby wyszarpać kawałek miejsca dla się. W nocy Felicjan postanowił wybaczyć mła wycieczkę i zostałam należycie udeptana, z mruczeniem i ślinotokiem. Od rana zajęty jest ponownym wprowadzeniem do świadomości mła swojego ulubionego wizerunku "kota specjalnej troski". Nie dam się nabrać! Ja tu kuźwa paszteciki rozrabiam a on wpieprzał konserwy z kawałkami miąs! Koniec z karmieniem w wyrze i namawianiem na spacerki. No i z zaleganiem na moich poduchach, czas na normalne życie a nie jechanie na chorobie i złym samopoczuciu. Jak stary cwaniak potrenuje z Cio Mary przed Rzymem to mu się odechce numerów z zanikaniem! Cholerny don Felicjano, capo di tutti capi mojej kociej mafii. Mafii, bo pozostałe tyż dobre - normalnie to prowadzą do drugiego kota, ryczą jak nie są w stadzie a teraz była cisza, omerta. Już ja im urządzę Dzień Kota - będą zwykłe puchy a wołowinę zeżrę sama!
Nasikaj im do wyr oraz kuwet. Zobaczysz, jak się będą słuchać. :-)))
OdpowiedzUsuńJeszcze będę im pluć do posiłków! :-)
UsuńKoniecznie!
UsuńDziś Felicjan usiłował zanurzyć swój ryjoniec w mojej kawie. To tak w nawiązaniu do plucia.;-)
UsuńHłe, hłe, hłe, ma chłopak podejście wychowawcze ;)))) Felicjan, Feluś, Felunio, cholera słodka jedyna! Wyczuł moment. To nie sztuka "się odnaleźć" gdy wszystkim emocje szaleją i można tylko ścierą po pręgowanym zadzie zebrać, ale trzeba umieć wyczekać moment, gdy emocje sięgnęły zenitu i wszyscy się rzucą tulić i kochać, że jednak żyw się kot nawrócił. Bestyja!
OdpowiedzUsuńFelunio już zdążył mnie podrapać, na razie nie raczył pochlać. Dziś bardzo stanowczo odmówiłam rozcieńczania paszteciku i zeżarł go normalnie, śmiem nawet twierdzić że z wyraźną przyjemnością. Jednak nie chce jeść na podłodze, ryczy żeby mu podawać na obrusie w wyrku. Musimy to przepracować z tym symulantem ( jest chory ale co sobie dodaje to dodaje ). Po południu zostanie wywalony na dwór przemocą, niech polata z dziewczynami a nie tylko zaleganie na poduszkach i kombinowanie jakby tu. :-)
UsuńMchiavelli w kociej skórze. Wirtuoz manipulacji. Nie masz z nim szans, znów cię udepcze :-) ale próbuj, może się uda być jednak na szczycie stada :-)
OdpowiedzUsuńŻycie mła z Felicjanem to nieustająca walka. Felicjan po prostu czuje że musi być numero uno. Niestety Szpagetka ma dokładnie takie samo poczucie a ostatnio Sztaflik zaczęła przejawiać niepokojące skłonności. Tylko Okularia skoncentrowana jest na czymś a właściwie kimś innym ( nasza kocia Marilyn Monroe dla ubogich uwodzi obecnie jednego pręgowanego z sąsiedztwa ). :-)
UsuńKoty to zdecydowanie nie moja specjalność. Zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńKoty są trudniejsze w obsłudze ( zwłaszcza uprawiane stadnie ) niż psi. Jakoś więcej wśród nich się trafia intrygantek i intrygantów. Psi na ich tle jaśnieją świetlanym przykładem źwierząt w miarę obliczalnych i godnych zaufania ( urwania ze smyczy i wykopki w śmieciowej puszce sąsiada się nie liczą ;-) ). :-)
UsuńOdnaleziony brat bliźniak Czajnika. Felicjan znaczy.
OdpowiedzUsuńJak rozumiem tyż masz przejścia, znaczy znasz te numery. Taa... nic nie wie o życiu kto nie służył w marynarce i nie mieszkał z kotem! ;-)
UsuńWitam ja też lubię i podziwiam koty.Może podpowiesz mi co robić z moim kotem 17 letnim Maksymilianem,czytam bloga i wiem że dobrze znasz ich zwyczaje i charaktery.Maks wylizał sobie brzuszek z sierści i schudł od lata 3 kg ważył 8,30.Często pije i częściej domaga się jedzenia, mimo to bardzo schudł. Jest kotem dosyć nerwowym po przejściach.W lecznicy bywamy sporadycznie bo walczy i wyje jak lew.Wydaje mi się po tym co wyczytałam w necie może to być cukrzyca. Jak to zbadać nie narażając go na stres wizyty u weta czy jest to możliwe ktoś mi poradził jak pobrać krew z uszka do paska glukometru zrobiliśmy tak ale nie było krwi,nic a uszko kłute dwa razy potem już się baliśmy to robić,poradź co teraz nie mam znajomych z kotami raczej to psiarze.Proszę o odpowiedz będę wdzięczna Wanda.
OdpowiedzUsuńMaksymilian ma 17 lat, stracił w parę miesięcy ponad 1/3 Maksymiliana i wyłysiał na brzuszku - nie ma zmiłuj trza do dohtora. To nie jest czas dla kotociotek z interneta i ich dobrych rad. Zadzwoń do weta, ustal jaki lek i w jakiej dawce można podać Maksymilianowi na uspokojenie, tak żeby nie zaburzył obrazu krwi i pojawcie się w lecznicy. Po mojemu Maksymilian potrzebuje zrobienia przynajmniej zwykłej morfologii ( choćby dlatego że jeżeli to cukrzyca to trzeba sprawdzić jej wpływ na nerki ) a kto wie czy nie bardziej specjalistycznych badań krwi a może i badań kału. Jedyna dobra rada jakiej mogę Ci udzielić to ta żebyś nie czekała dłużej ze zdiagnozowaniem Maksymiliana, no niestety trza to wziąć na klatę. Napisz proszę jak już będziesz coś wiedziała. Maksymilianowi życzenia zdrowia przesyłamy. :-)
OdpowiedzUsuń
UsuńDziękuję tak zrobię. Mieszkamy w Łodzi na Radogoszczu może jakieś sugestie na weta nie mamy dobrych doświadczeń jeden to się go nawet bał(mężczyzna)Pozdrawiam.
Jutro zadzwonię do Dżizaasa bo ona ma kontakt z takimi co trochę koty zaklinają ( Maksymilian wyraźnie potrzebuje zaklinania ). Napiszę co i jak wieczorkiem. Trzymajcie się.
UsuńDżizaas korzystała ze swoimi maluchami z usług w lecznicy "Alf". Tam przyjmuje dr Zakrzewski. Lecznica jest na ulicy Lewej 20. Jak się zdecydujecie to zadzwońcie, umówcie konkretnie wizytę ( czekanie z Maksymilianem chyba nie wchodzi w grę ) i jakoś to będzie. Daj znać jak poszło.
UsuńBardzo dziękuję,odezwę się.
Usuń