piątek, 18 października 2019
Codziennik - Paprotny Słój, zielone domowniki, kocia integracja i prace ogrodowe i Złe
Nie wiem czy pamiętacie jeszcze słodkie rojenia mła o małej szklarence i paludarium. Jak to zwykle u mła forsa na szklarenkę poszła na cóś całkiem inszego i mła może sobie dalej szklarenkowo roić. A właściwie to by mogła bo konieczność zmusiła ją do działania. Sylwik przywiozła w tym roku oprócz pięknie podhodowanych języczników ( dzielnie wsadzone, kręgosłup kwęka "O madko!" ) malutkie siewki Dryopteris sieboldii. Naprawdę malutkie, takie które sobie w gruncie nie poradzą. Mła postanowiła zrobić im domowe przedszkole. W tym celu w swojej ulubionej szklanej hurtowni ( która się niestety zwija z powodu naszej wspaniale rozpędzonej gospodarki ) nabyła drogą kupna dosyć wysoki szklany słój. W słoju tym urządziła cóś jakby "przyjazne paprociom środowisko" za pomocą paru kamyczków, sporej ilości murszejącej kory brzozowej, ziemi próchniczej wymieszanej z niewielką ilością torfu, dwóch malutkich bluszczy do towarzystwa ( bluszcze starannie odseparowane ) i z odrobiną mchu. Coby kompozycja była bardziej wzniosła ( w sensie wertykalna ) mła zainstalowała gałązkę z przyklejoną wikolem oplątwą ( która na razie pasi do tego ogródka we szkle jak pięść do nosa ale jak paprocie się wzmocnią a bluszcz troszki rozrośnie to oplątwy zajmą cały słój dla siebie ). Hym... okazało się że mła jest na czasie, tera wszyscy sadzą w słojach. Ciekawe tylko czy wiedzą jak utrzymać taki ogródek w dobrej formie? Oprócz zasłojowania małych paprociąt od Sylwika starałam się podpieścić nieco rośliny domowe insze rośliny domowe. No cóż, po podpieszczeniu nie wszystkie wyglądają dobrze ale mam nadzieję że to stan przejściowy. Po tym jak Mrutek nadmiernie zainteresował się asparagusami oraz , nie wierzę w to nadal, araukarią, mła pomyślała sobie że jak już ma się cóś pojawić na jej parapetach to najlepiej żeby było uzbrojone w kolce, niespecjalnie smaczne i nie kusiło Mrutka delikatnymi pędami. Mła będzie uprawiać kaktusy ( powrót po latach ) i sukulenty. Prawie przez pół roku mła jest pozbawiona przez klimat zielonego i mła z tego powodu ma cóś jak dyskomfort. Koty i zielone w domu słabo do się paszą ale mła podejmie kolejną próbę ( słój jest naprawdę głęboki, nie da się łapskiem wyciągnąć zielonego, a kaktusy kłują ).
Co u kotów? Przedwczoraj w nocy Sztaflik wbiegła do pokoju przez uchylone okno, padł krótki rozkaz w kierunku Mrutka i nastąpiło szybkie wybycie dwóch kotów. Potem słyszałam z ogrodu ryk Ocelota 2. Hym... wczoraj i dziś przy wspólnym kocim śniadaniu żadnych powarkiwań i pomruczeń ze strony Sztaflika, Mrutek czekał kulturalnie w kolejce do michy, wszystkie koty kuszały bez zaglądania do cudzych misek a po śniadanku spokojnie lizały futra. Spokój, mniłość i zgoda - aż mła zatkło! Po przeglądzie Mrutka jestem nieco bardziej spokojna o to czy sobie poradzi jako wychodzący kocurek, tylko dwa podrapki i jedna pchła. Mruti od jakichś dwóch, trzech dni zaprzestał obsesyjnego śledzenia dziefczynek. Teraz już ich nie goni tylko wraz z nimi goni insze koty. Oczywiście Sztaflik nadal w roli dowódcy wojsk a Mruti jak ten młody leutnant któremu marzy się zostanie adiutantem. Niestety oprócz samowiedzy że Mrut is brut, Mrutek odkrył w sobie żyłkę śmieciarską ( po madce rozmiłowanej w wysortach to ma ). W środę został złapany na przeglądzie naszych śmietników i mła się najadła wstydu ( bo wyglądało jakby z niedożywienia szukał a przeca on wypasiony i wynynowany i w ogóle ). Szpagetka i Okularia głównie spędzają czas u Małgoś - Sąsiadki za oknem, odchodzi opalanie na parapetach. Po południu przenoszą się do Alcatrazu, który zdąży do tej pory wyschnąć z porannej rosy. Sztaflik patroluje granice naszej hacjendy - wiadomo, obcy czyhają! Aha, Mrutek wczoraj rozpoczął udeptywanie z mruczeniem, teraz już jesteśmy jego prawdziwą rodziną.
W ogrodzie pięknie i złoto, mła się zebrała w sobie i wykopała zaschłego rodka. Macicy szczęśliwie nie musiała zbierać z gleby ale kręgosłup jej mówił różne takie brzydkie rzeczy. Na miejsce po rodku mła posadziła kalinę japońską Viburnum plicatum ssp. plicatum 'Grandiflorum' . Mła się zdecydowała na taki ruch dlatego że na swoim poprzednim stanowisku ta kalina rosła po prostu źle, wydaje mi się że z powodu cięższej gleby ( mimo mojego działania w kierunku uczynienia gleby lżejszą jakoś słabo mła wyszło to podglebie pod kalinę ). Na stanowisku po rodku powinno być jej lepiej, półcieniek, gleba lżejsza i próchnicza ( resztek po torfowej mieszance pod rodka jakoś starannie nie wygrzebywałam ) i wokół rośliny takie bardzo do kaliny paszące. Żeby było jej miło to niedaleko posadziłam cebulki narcyza 'Sweet Love'. Kaliny japońskie kwitną u mnie w ogrodzie na początku maja ale nie wiem czy w przyszłym roku będę mogła liczyć na kwiaty. Wydaje mi się że roślina raczej będzie się aklimatyzować i na kwitnienia nie ma co specjalnie liczyć. Jutro chcę pokombinować z przesadzaniem inszych krzewów, co nie będzie proste bo te insze krzewy to między innymi oczary, które przesadzania nie lubią. Na szczęście jeszcze malutkie i systemy korzeniowe niespecjalnie rozbudowane, jednak stres jest. Szykuje się niezła jazda w ogrodzie ale pogoda piękna więc nie ma co narzekać.
W netowych wiadomościach za to przyszło do mła złe. Nie, nie chodzi o nasz kabaret polityczny tylko o coś bardziej ponurego. Rzeczywistość laboratoryjna. Wylazło szydło z worka i wreszcie ludzie zobaczyli jak w realu wyglądają testy na zwierzętach. Mła się modli o jak najszybszy rozwój biotechnologii w kierunku który pozwoliłby uniknąć wszelkich ( wszelkich!!! ) eksperymentów na zwierzętach. Tym bardziej że jak się okazuje nie są one wcale miarodajne i wiele leków czy kosmetyków dopuszczanych do używania przez ludzi okazuje się po jakimś czasie pełne skutków ubocznych ( jeden enzym nie występujący blisko spokrewnionego z nami ssaka i wszystko się wali ). Pomijam tu fuckt że koncerny to i tak przebierają nogami żeby leki wprowadzać i żeby okres obserwowania występowania skutków ubocznych był jak najkrótszy. Tak w ogóle to dobrze byłoby znać zleceniodawców wiwisekcji i od tej strony naciskać, bojkotując towary ( o ile zakup leków. jestem jeszcze w stanie zrozumieć, o tyle zakup kosmetyków czy żarła absolutnie nie ). Dlatego dobrze byłoby się przyjrzeć tym firmom które niby nie zlecają badań na zwierzętach tylko zlecają to inszym podmiotom. Hipokryzję trza tępić! A co do laboratorium niemieckiego to nie różni się ono ( choć niby powinno ) od laboratoriów w Indiach czy innych Chinach. Takie horrory się na świecie dzieją nie tyle w imię nauki co w imię pragnienia kasy!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Podobają mi się te słoiki z zielonym, tylko właśnie też myślałam, jak to wszystko się rozrośnie, to po słoiku. A rośliny szybko rosną w takiej szklarni...
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że gusta sałatkowe Mruta egzotyczne są, chociaż mój Bzik kiedyś zeżarł rosiczkę synowi. Dokumentnie. Kosza mu nie wypominaj, rodziny się nie wybiera, nawyki zostają, kto jak się nauczy tak śpi i mruczy.
Masz teraz fajną, uszeregowaną kocią bandę :)
O testach na żywych istotach myśleć się nie da...Robim co możem, kupuję mało kosmetyków, staram się i tyle.
U mnie przez długi czas słoiki z zielonym robiły za ogród z powodu brzydkich kocich zachowań ( zarówno św. pamięci Laluś jak i św. pamięci Felicjan traktowali czasem rośliny jako uprawę zielonego dla kotów ). Teraz mła zaryzykowała z kaktusami i choć już były inspekcje to kaktusy się obroniły. Co do śmietnikowania Mrutka - to jakiś atawizm po przodkach się odezwał, bo Mrutek z dobrego DeTe jest - wypiescony, pachnący i wyedukowany przyjechał ( od razu się z madką przywitał i zaprezentował uroki, no widać kindersztubę! ;-) ). Aha, rośliny w słoiku wcale tak szybko nie rosną o ile dobierze się odpowiednie gatunki. Mój słoik ma troje małych najważniejszych lokatorów - paprocie. Akurat w tym wypadku bardzo bym chciała żeby one w miejscu nie stały tylko wzmocniły na tyle system korzeniowy coby je można było szybciutko zaogrodować. :-)
UsuńW sprawie laboratoriów mła się przemogła i śledzi info w oczekiwaniu na ujawnienie firm zlecających "badania", choć później to odchorowuje. :-(
uwielbiam twoje domowe pomysły i aranżacje. Uwielbiam twoje opowieści o kotach. Uwielbiam twój ogród jest po prostu bajeczny o każdej porze roku. Życzę zdrowia :)
OdpowiedzUsuńMoje domowe pomysły kończą się tym że na rozłożonej w kuchni malarskiej folii stoją dwa meble a mła jest upieprzona farbą od stóp do głów! Moje kocie pomysły kończą się tym że wczoraj z wieczora Mrutek był zdejmowany z drzewa a Pan Andrzejek huknął z drabiny. Moje ogrodowe pomysły kończą się tym że środku podwórka jest olbrzymia kupa zielonego zamieniająca się w kompost. A fotografia najkłamliwszą ze sztuk! :-)
UsuńWiadomo, że nie samą ładnością można, gdzieś musi być miejsce dla brzydoty i nieładu.
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie z tym mocowaniem na wikol!
Klej ma być przede wszystkim nietoksyczny a smarowaniu podlega tylko "dupka" oplątwy, która drewnieje i tak i jest w zasadzie "nieożywioną" częścią żywej rośliny. :-)
UsuńCo do ładności i porządku - u mła teraz wszechogarniający bordello! :-O