wtorek, 8 września 2020

Awaryjnik


Mła  miała dziś robić zupełnie cóś innego niż robiła, zdarza się że real fika  i robi  człowiekowi figle. Nasz Pan Andrzejek przywitał wiek emerytalny utratą słuchu w jednym uchu i pogorszeniem słyszenia w drugim. No  bo przeca przed emeryturą zapragnął był dorobić  do świadczenia i wylądował przy maszynach tkackich, zdaje się że żakardówkach starego typu których  łomot niegdyś budził bladym świtem naszą kamieniczkę - żakardówki w nocy nie pracowały, sąsiedzi zagryźliby fabrycznych nawet za komuny. No i się dorobił, po laryngologach jeździ i klnie w stresie na czym świat stoi na sparaliżowaną pandemicznie służbę zdrowia bo ta czynność mu podobno ciśnienie obniża  i oddech reguluje. W przerwach składa samokrytykę, znaczy o pazerności własnej  nam opowiada.

Do tej pory jakość słuchu Pana Andrzejka miała na nas wpływ znikomy. Ot, człowiek się nadzierał na pół ulicy jak z nim dyskurs prowadził i tyle. Tym razem groza  głuchoty nam się objawiła w całej okazałości. Pan Andrzejek postanowił odmoczyć  przypalony garnek, wydawało mu się że zakręcił  dobrze kurek.  Kap, kap, kap a Pan Andrzejek nie słyszał ale za to Małgoś cinżko głuchą obudziła z przedpołudniowej drzemki ( taka półsjesta po drugim śniadanku, przed południową półkawką ) Niagara z sufitu. Nie usłyszała jej  ale poczuła. Narobiła porządnego rabanu, który niestety do Pana Andrzejka nie dotarł. Dobrze że biegnąc  bez laski do mieszkania mła nie wywaliła się na mokrych kaflach i nie obtłukła.


Mła i Ciotka Elka dobiły się do  Pana Andrzejka, którego skala odmaczania gara przeraziła tak że się nam cóś za bardzo blady zrobił. Skończyło się na tym że  było bardzo, bardzo wielkie  wycieranie a przy  okazji solidne  mycie podłóg ( no bo jak  już ta woda była ). Małgoś  i Pan Andrzejek pomagali w pracy w ograniczonym zakresie ze względów wiadomych. Obydwojgu zapodałam leki, postraszyłam covidem którego można  dostać z nerwacji i osłabienia ( taa... )  i szorowałam, ścierałam, wiaderka pełne wody wynosiłam i wylewałam. Teraz ich mieszkania schną a mła przekonuje swój  kręgosłup żeby nie przesadzał w kwestii noszenia  wiaderek. Niech on nie będzie taki mięczak!  Niestety pracka z wodą mła nie posłużyła na  podziębienie które sobie wczoraj przywlokła  z latania po mieście i wieczornego spacerku.

Hym... mła czuje w sobie Mocz i to nie jest najmilsze znane  jej uczucie. Małgoś parzy dla mła żurawinkę a mła wyciągnęła grubaśne wełniane skarpety.  Mój boszsz... dopiero pierwsza dekada  września a mła w skarpetonach, chlająca napar z żurawiny i kombinująca jakby tu zalec w wyrku. Mła się zastanawia  czy nie zaryzykować wpadnięcia w szpony nałogu i znów  sobie  nieprzynalewkować?  Niby jej  nie trzęsie ale strzeżonego nikt z niczego nie ostrzyże. Przeca kieliszek nalewki pod tytułem literatka,  wypity przed  pójściem w kojo,  cinżkim alkoholizmem nie grozi. Chyba? Ech, będę  się martwić dopiero  kiedy koty zaczną przynosić  białe  myszki, chlapnę sobie  dla zdrowotności.


Dziś w związku z katastrofą naturalną mła jedynie umyła jedno  okno i przy okazji zrobiła sesję swoim sukulentom. Były już przedstawiane  na blogim. Troszki się moje  Sukulentowo rozrosło, częściowo za sprawą podbierania od familii sadzonek,  np. takie  haworsje, które Cio Mary z uporem zalewa, mła uratowała im życie zabierając z "naprawdę dobrze podlanej" doniczki część roślin którym udało się nie zgnić. Cio Mary znana jest z manii podlewania wszelkich roślin, sąsiadce która kiedyś poprosiła ją o podlewanie kwiatów podczas nieobecności podlała nawet jakieś  sztuczności z IKEA . Sukulenty  to nie są odpowiednie rośliny dla Cio Mary, zdaniem mła Cio Mary sprawdziłaby się w uprawie bagiennych.

Havorthia fasciata czyli haworsja pasiasta  ( fotka nr 1 ) to sukulent który mła pamięta z dzieciństwa, uprawia się to prosto i bezboleśnie. Byle tylko roslina miała dużo słoneczka i nikt jej ogromnymi ilościami wody  nie katował. Młą dorobiła się też  za sprawą familiarnego uszczknięcia odmiany 'Big Band' ( to ta  na drugiej  fotce ) oraz Haworthia limifolia x longiana ( fotka nr 6 ). Zakupiła z kolei  mła malutki okaz Haworthia limifolia  ( fotka nr 3 ). Mła ma tyż jedną haworsje o której nie wie co ona za jedna, jakoś się nie złożyło z prawdziwymi poszukiwaniami. Szczerze pisząc mła nie szukała zaciekle  bo jej zaczęło nagle tyle ładnych haworsji się pojawiać, a ceny miały niewygórowane,  że  czym prędzej wylazła z tematu.  Zielony zakupoholizm to nadal zakupoholizm!



A teraz to mła słucha  wieczornego cykania świerszczy, awantur w wykonaniu Szpagetki w ogrodzie ( nie chciała wrócić do domu, wyzywa Ocelota 2 ), pogłaskuje chłopców ( Sztaflik i Okularia pomagają Szpagetce ) i prezentuje  Wam projekt jesiennego ubabranka dla mła. To efekt odwiedzin bloga  Romany i oblookania plażowych obrazów Jacka Pałuchy.   W muzyczniku piosenka  rozgrzewająca.


18 komentarzy:

  1. Powalona i porażona zostałam wizją modową,ocieram oczy nią oślepione oraz boczki co się wytrzęsły jak należy. Dawno się tak nie uśmiałam. Też tak chcę. Tylko jak utrzymać te żywe etole? Sardynki i mięsko po kieszeniach, biżuteria z kocich chrupków, tiurniura z ulubionych saszetek? Chyba, że chodzi tylko o efektowne wejście, a potem etole, jak kwiaty rzucone w publikę. Szał!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż za szyk😃

    Sukulenty ładniuchne, co mi przypomniało, że pora przypomnieć córce , żeby moje maleństwa nawodniła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wszystko to misiowate, puszyste i naturalne! ;-) Mła swoje najnowsze musi odwodnić. ;-)

      Usuń
  3. Zapodaj sobie jutro (albo i dziś jak masz) solidną dawkę soku z pomarańczy. Mocz na razie ze mną i ja rządzę, ale bywało różnie i wiem co piszę. Sok pomaga, a przyjęty ranną porą ułatwia dzień, leczy. Panienki z temperamentem też.😀 Dziękuję

    Biedny Pan Andrzejek, szkoda mi go bardzo. To on leczy pozytywnymi wibracjami? 😉 A sukulenty mimo ich zwodniczej przytulności wolę podziwiać u Ciebie. Tak na oko to milusie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam mendarynki i chlam je. Po południu polezę po sok z pomarańczy. Pan Andrzejek to raczej teraz wibracje tylko odbiera, jak ten głuchy wąż. Nie wszystkie sukulenty są kłuwsze. ;-)

      Usuń
  4. Etola z kota niewiele się chyba różni od etoli z sukulenta, etola z sukulenta wygląda mi na bardziej stabilną. Może warto spróbować?
    Niech Mocz będzie z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Ty, pewnie że się różni etola kocia od sukulentowej! Sukulentowa nie mruczy, choćbyś nie wiem jak głaskała. A stabilność? Po co stabilność jak tu można wariacje na temat uprawiać - od odważnych stylizacji ( ogony zasłaniajo oczy ) do klasycznego nakarczku.
      Mła ma wrażenie że Mocz już jakby troszkę ze mną bardziej jest, dziś kuracji część dalsza ( tym razem bezalkoholowa ).

      Usuń
    2. Nasiadówki na wywarze z pietruszki?

      Usuń
    3. Sok po południu wychlany i jeszcze jutro mła bombnie, z pietruszką to byłaś blisko bo Małgoś ugotowała zupkę zwaną pietruszajką a Ciotka Elka przyniosła troszki prawdziwej kiszonej kapusty. Teraz u mła się na czole pojawi literka oznaczjącą witaminę ( nie mylić z tą oznaczającą zarazę ). ;-)

      Usuń
    4. Jak to miło, że tak o Ciebie tam dbają.
      Przyszły do mnie zamówione cebulunie ze Świata Kwiata, że się podzielę z Tobą moją radością. Leżą sobie na tarasie i czekają. Krokusiki żółte korolkovii czy cóś, śnieżyce, szachownice i inne cuda wianki, żeby nasze karczowniki miały co na deser pałaszować w długie zimowe wieczory, w swych przytulnych podziemnych korytarzach i komorach. Dlaczego nie mam takiej małej, malusiej bomby atomowej, żeby je załatwić humanitarnie?
      Życząc zdrowia, oddalam się, by pomieszać w garnkach z powidłem.

      Usuń
    5. A nasze Eurobulby milczą! :-/ Mła je jutro pogoni! Tym bardziej że zamierza wzbogacić dietę gryzoni o korzonki liliowca a dobrze by było roślinkę już posadzić. Nie ma to jak czułe serduszko zapewniające karmę występnym gryzoniom. ;-)
      Pewnie że o mła dbają, kto by naszych gwiazd starszych wysłuchiwał i potakująco głową kiwał jakby mła się kipnęło. Mła teraz tyż udaje się do zajęć, tylko musi najsampierw przekonać Mrutka że nie jest Kapitanem Żbikiem ( śledzi w ogrodzie takiego osobnika, któren skradł serce Okularii ) i trza się odliczyć na śniadanku ( właśnie po całonocnej obserwacji została zdjęta przemocą z punktu obserwacyjnego agentka Szp - 9 ).

      Usuń
    6. A moja kota ma skaleczoną nóżkę. Życie na łonie natury. Wygląda, że na coś ostrego się nadziała. Biedna.

      Usuń
    7. Bardzo biedna, pilnuj tej nóżki coby się nie paprała.

      Usuń
    8. To kot mutant, odpukać. Już się zagoiło.

      Usuń
    9. Mutant to mało powiedziane, wyraźnie ma supermoce. ;-)

      Usuń
  5. Twoja kaktusiarnio-sukulentarnia bardzo mi się podoba i w moim guście całkowicie. Mam nawet donice, które pasowały by do naszej epoki. Pamiętam, jak jako dziecko sadziłam pierwsze kaktusy i sukulenty. Ziemię podkradałam z klombu na osiedlu, doniczki miał tata, nie wiem, pewnie w ogrodniczym czy na rynku kupował, a chyba miał po prostu używane. Ale pewnie o tym już tu pisałam, skoro już pisałaś o sukulentach, bo ja wszędzie o tym piszę. (bo mi nie na słuch, a na pamięć się rzuca) ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mła sukulenty mają jedną wielką zaletę ( oprócz urody rzecz jasna ), koty są nimi absolutnie niezainteresowane. To po prostu nie są dla nich rośliny ( nie każdy kot ma w sobie samozaparcie Felunia ). W domu rodzinnym mła było dużo sukulentów, Mama mła je bardzo lubiła. Spokojnie z pamięcią jeszcze nie jest tragicznie, mła sprawdziwszy - nie pisałaś. ;-)

      Usuń