piątek, 23 października 2015
Sybiraczki
Po wyprowadzce z Alcatrazu irysów bródkowych, honoru rodziny Iris bronią w nim irysy syberyjskie. Znacznie bardziej niż bródkowce sybiraczki odporne są na różne takie "zawiłości losu" powodowane przez cięższe gleby ( czytaj wilgotność gleby sybiraczkom służy a bródkom niekoniecznie ). Gleba Alcatrazu wydaje się być stworzona "pod sybiraczki", to dobra, miejscami dość ciężka, w miarę żyzna ziemia. Piochy, tak kochane przez bródki, mam w zasadzie tylko na podwórku i w okolicach alcatrazowego kasztanowca. Na tym ostatnim stanowisku uprawa kochających słońce bródek nie ma jednak najmniejszych szans. Emigracja kolekcji irysów bródkowych na "podwórkową ziemię" była konieczna, choćby z powodu moich nieustających walk z mokrą zgnilizną ( prawda jest tak że przepuszczalna gleba to jedyne skutecznie i długofalowo działające lekarstwo na tę przypadłość ).
Sybiraczkom zagniwanie kłączy w alcatrazowej ziemi nie grozi. Wilgotność gleby jest wręcz dla nich optymalna, nie bagienko ale ziemia nie ulegająca szybkiemu przesuszeniu to jest podłoże najbardziej lubiane przez irysy syberyjskie. Mrozoodporność zadowalająca, nie tak jak w przypadku niektórych odmian irysa mieczolistnego vel japońskiego czyli Iris ensata. Poza tym nawet gatunek i "podstawowe" odmiany irysa japońskiego potrzebują latem większej ilości wody dla utrzymania dobrej kondycji, niż najbardziej wyrafinowane odmiany sybiraczków. Sybiraczki zatem nie były właściwie jakimś niesamowicie trudnym przedmiotem wyboru dla Alcatrazu, one były tzw. opcją optymalną. Można napisać że irysy syberyjskie były Alcatrazowi pisane.
Szczęśliwie współpracę z Iris sibirica rozpoczęłam u zarania mojego panowania w Alcatrazie i w związku z tym dysponowałam zarówno jakąś wiedzą na ich temat ( a to zawsze podstawa przy wprowadzaniu jakiejś rośliny do ogrodu i to nie tylko takiej dominującej na rabatach ) jak i materiałem roślinnym. Przygodę z sybirakami rozpoczęłam od tzw. czystego gatunku. Hym,....tego.... czystość tego gatunku jest sprawą dyskusyjną, roślina od której zaczęłam uprawę nie pochodziła z naturalnych stanowisk tylko z ogródków działkowych. Nawet w naturze irysy syberyjskie posiadają nadzwyczajną zdolność krzyżowania się z krewniakami a co dopiero gdybać na temat czystości gatunku rośliny uprawianej w ogrodach od stuleci ( ten irysek z ogródków działkowych to raczej takiej ogrodowej proweniencji ). Nie mam pojęcia czy mój najstarszy sybiraczek nie jest przypadkiem mieszańcem, badań genetycznych na nim nie czyniłam. Nazywam go rośliną o cechach zbliżonych do gatunku, tak jest najbezpieczniej z botanicznego punktu widzenia ( w moim wypadku z punktu widzenia członkini MEIS ).
Rodzimy obszar występowania Iris sibirica obejmuje południową, środkową i zachodnią Europę, Turcję, Kaukaz i Syberię. Wyróżnia się parę podtypów ale nie będę się nad tym rozwodzić bo to sprawa dla "poważnie zairysowanych" a nie mająca właściwie znaczenia dla takiego "normalnie" ogrodującego. Szczególiki wyróżniające podtypy gatunku i występujących w naturze mieszańców o cechach dominujących irysa syberyjskiego nie są aż tak istotne, by wpływało to na dobór tych a nie innych roślin na rabaty i wykorzystywanie ich w kompozycjach ogrodowych. Oddajmy botanikom co botaniczne, a ogrodowym co ogrodowe. Są instytucje powołane do zajmowania się roślinami pochodzącymi z naturalnych stanowisk, a ogrodnicy lepiej niech zajmą się irysami syberyjskimi po ogrodowemu.
Znaczy zachęcam do uprawy mieszańców, zarówno tych diploidalnych jak i tetraploidów. Jest ich na tyle dużo, o różnej budowie i różnych terminach kwitnienia ( różnica pomiędzy rozpoczęciem kwitnienia przez mojego najstarszego sybiraczka a rozpoczęciem kwitnienia przez ostatniego kwitnącego u mnie irysa syberyjskiego wynosi prawie miesiąc ), różnej wysokości i różnych barwach, tak że można ich używać do woli, bez uczucia wkradającej się na rabaty nudy. Specjalną uwagę poświęcam w tym miejscu kolorom, bo tak naprawdę dopiero od niedawna prace hodowlane amerykańskich szkółkarzy doprowadziły do poszerzenia palety barwnej kwiatów irysów syberyjskich. To już nie tylko nieustająca wariacja na temat błękitu, ciemne fiolety, róże czy biele. Od pewnego czasu mamy do czynienia z odmianami w kolorach żółci i w barwach "zbliżonych do czerwieni".
W Polsce "wyhodowaliśmy" bardzo cenionego w irysowym światku Lecha Komarnickiego, który zajmuje się w tej chwili głównie irysami syberyjskimi. Jego odmiany charakteryzujące się tym co ja określam jako "urok dziczyzny", to bardzo dobre irysy do ogrodów naturalistycznych , o dość klasycznej budowie kwiatów, bardzo dobrze się rozrastające. Zamierzam zaprosić do Alcatrazu odmianę 'Wycieruch' de domo Komarnicki. Ponoć jeden z najszybciej przyrastających sybiraków, mało kłopotliwy diploid. Uroczy jest też 'Nowy Styl', stosunkowo świeżutka ( z 2012 roku ) odmiana Lecha Komarnickiego, której budowa kwiatu ma dla mnie coś z budowy kwiatu irysa mlecznego. To są takie raczej diploidalne wyrafinowane przyjemności dla "zanaturalnionych", ale jak się chce mieć "więcej kwiatu w kwiecie" to można sięgnąć do odmian 'Krzysztof' czy 'Polonez'. Tetraploidy rozrastają się nieco wolniej ale za to kwitną naprawdę przepięknie.
Za naszą zachodnią granicą mamy szkółkę Tambergów, to też jest wysoka półka. Rośliny od tych hodowców cieszą oko, mniej kieszeń, ale zawsze są warte swojej ceny. Przyznaję bezczelnie że w tym wypadku rzucam się raczej na tetraploidy i mieszańce międzygatunkowe ( na przykład takie Iris sibtosa 'Magenta Sibtosa' czy Iris Cal - sib 'Elfenkind' są jak dla mnie urodne do bólu ), choć jest wyjątek - 'Hohe Warte', diploid widziany przeze mnie na polu testowym w Wisley, miłość od pierwszego wejrzenia. Angielscy ogrodnicy też go docenili przyznając tej odmianie w 2005 roku Award of Garden Merit RHS. Przy wyborze mieszańców Tambergów lektura na temat "krwi" jest nieodzowna. Od ilości genów poszczególnych gatunków zależą bowiem warunki uprawy co ma duże znaczenie w przypadku irysów Cal -sib ( mieszańców dwóch sekcji - irysów syberyjskich i irysów wybrzeża Pacyfiku ) czy Sino - sibirica czyli inaczej mieszańców Chrysographes. Zabawy z mieszańcami międzysekcyjnymi są moim zdaniem zabawami dla zaawansowanych, początkującym lepiej zacząć od sybiraczych diploidów i starszych tetraploidów Tambergów ( dla kieszeni milej, a i starsze odmiany "sprawdzone w bojach" ).
W Stanach hodowla irysów jest znacznie bardziej popularna niż w Europie, sybiraczków to też dotyczy. Chyba najbardziej znaną "sybiraczą" szkółką jest hodowla Marty Schafera i Jana Sacksa. Wielokrotni zdobywcy Morgan - Woods Medal, najwyższego wyróżnienia AIS dla irysa syberyjskiego ( w 2015 roku medal przypadł mojemu wymarzeńcowi z tej szkółki - wiedziałam że tak będzie - 'Humors Of Whiskey' ) wprowadzili mnóstwo odmian na najwyższym poziomie. U siebie też mam parę ich odmian - 'Fond Kiss' i 'Roaring Jelly', przybyłe od Ewy i Andrzeja i pozyskaną z innego źródełka 'Banish Misfortune'. Wszystkie trzy odmiany zostały nagrodzone Morgan - Woods Medal. Wszystkie trzy dobrze rosną, choć 'Fond Kiss' potrzebowała nieco czasu żeby się zaaklimatyzować.
Robert Hollingworth to kolejny wielokrotny zdobywca Morgan - Woods Medal. W Polsce chyba najbardziej znanym irysem syberyjskim jego hodowli jest odmiana 'Jewelled Crown'. W Alcatrazie rośnie nieco mniej znana choć zasługująca na uwagę ( w końcu też ma Morgan - Woods Medal w CV ) odmiana 'Strawberry Fair'. Być może przyczyną mniejszej popularności tego różowego irysa jest to że dość wolno się w naszych warunkach klimatycznych rozrasta ( ale spoko, po okresie "sadzonkowym" rusza z kopyta ). W 2013 roku Morgan - Woods Medal otrzymała kolejna odmiana Hollingwortha, którą widziałabym chętnie w Alcatrazie. 'Swans In Flight' robi wrażenie przede wszystkim wielkością kwiatów. Nie przepadam za "białymi sybiraczkami" bo odmiany o jednolicie białych kwiatach, o ile te nie mają ciekawej budowy, są na dłuższą metę nudne. W tym wypadku jednak biel jest naprawdę wielka, he, he.
Teraz trochę o sybiraczkach na rabatach. Zacznę od tego że ich uprawa jest znacznie mniej kłopotliwa niż uprawa bródek. Nie ma przesadzania kłączy co trzy lata, sybiraczek musi posiedzieć w ziemi zanim nam się ładnie rozkępi. idealnie jest gdy ma leciutko kwaśną ziemię, dość długo trzymającą wilgoć i duuużo słoneczka. Można co prawda uprawiać sybiraczki na stanowisku półcienistym ale na oszałamiające kwitnienia to za bardzo wtedy nie ma co liczyć. Kwiaty owszem się pojawią, ale nie w takiej ilości żeby było to spektakularne wydarzenie. O dziwo ( a może i nie, nie jestem biegła w genetycznych zawiłościach ) z półcienistymi stanowiskami lepiej radzą sobie tetraploidy, choć i one mają ilość wytworzonych kwiatów uzależnioną od ilości słonecznych promieni. Diploidy rosnące w bardziej zacienionych miejscach nie dość że mają mniejsze kwiaty to jeszcze produkują ich mniej od tetraploidów rosnących na takich samych stanowiskach. Znaczy na słońce z nimi! Zadbajmy też o odpowiednie towarzystwo dla sybiraczków, toż po kwitnieniu to "trawsko", sybiraczkom "dobrze robią" rośliny o dużych liściach albo takie o liściach "ciekawych" ( wszystko,byle tylko przełamać tę "trawiastość" ).
Nawożę sybiraczki głównie kompostem, czasem od wielkiego dzwonu dobrze rozcieńczoną gnojowicą. Nie okrywam na zimę choć przy niektórych tetraploidalnych "supermieszańcach" niby trzeba ( no może jak będą zapowiadać mrozy bez śniegu to zadziałam ). Generalnie to przypominam sobie o nich w porze wycinania liści wczesną wiosną, potem mam jeszcze taki nawrót myślenia przy nawożeniu, a później to zapominam. Kwitnienie dopiero mnie sybiraczkowo uaktywnia!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Do sybiraczków zachęcać mnie nie musisz, bo to mi ulubieńcy na równi z trawami i liliowcami. Co prawda rozpasana odmianowo nie jestem, ale wszystko przed nami ;). Do ensat jednaj jeszcze nie dojrzałam, jedna wegetuje u mnie już od kilku lat i chyba dlatego nie chwyciły mnie za serce.
OdpowiedzUsuńPikutku ensaty są problematyczne, zimą muszą mieć bardziej sucho ale korzonki nie mogą być narażone na mróz. Jak okrywa śnieżna mała to źle, jak za duża to źle, wiosenne przymrozki potrafią pozbawić kwiatów równie skutecznie wykłaszające się znacznie póżniej niż w maju ensaty tak samo jak wykłaszające się w tej porze bródki. Ponoć kwestia podmarzania korzonków. Właściwie poza gatunkiem i paroma odmianami to reszta lubi w ogrodzie "przyproblemić". W Bolestraszycach mają hardcory na polskie warunki, jak już sadzić to raczej takie "bolestraszyckie". W ogrodach miejskich o ile jest na tyle wilgoci w glebie że można jakąś "pijawkę" zapuścić, można takiej uprawy "wyrafinowanej" ( czyli nowych odmian ) spróbować. Wiadomo, miasta mają specyficzne warunki klimatyczne. Jednak trzeba być zakręconym, bo żeby się dochować tzw. łanów kwitnących trzeba się nieźle narobić ( bagienka - srenka i te klimaty ). Prosta jak sama widzisz to ta uprawa ensat nie jest, w większości wypadków wygląda to tak - "Ale pięknota, nabędę!" - po czterech latach bez kwiatów a z marną "trawką" w charakterze listowia jest - "Won mi stąd!". Sybiraczki są znacznie prostsze w uprawie, a efekt przy niektórych tetraploidach może być porównywalny z tym jaki uzyskuje się poprzez sadzenie ensat.
OdpowiedzUsuńNa razie z pewnością pozostanę przy sybiraczkach, ale nie jestem pewna, czy po wiosenne wizycie a Bolestraszycach nie skuszę się na jakiegoś hardcora ;)
OdpowiedzUsuń