'James Galway' to róża autorstwa Davida Austina, "austinka" vel "angielka" znaczy. Wprowadzona została na rynek w roku 2000 ( prezentacja na Chelsea Flower Show ) i od tego czasu dość szybko rozprzestrzenia się po ogrodach. Szybko, bo zdrowa i mało kłopotliwa z niej róża a o takich właśnie krzewach marzą ogrodnicy. Krzew wysoki, docelowo osiąga około 250 cm wysokości i ponad 300 cm szerokości. To docelowo oznacza dwa, trzy lata w optymalnych warunkach. W ogrodzie Magdzioła luba różyczka zamieniła się w potwora przed którym trzeba chronić inne róże. Kwitnie zjawiskowo, naprawdę jest na czym oko zawiesić, natomiast przycinanie to Magdzioł uskutecznia jak ja na forsycji - dwa razy w sezonie. Kwiaty tej odmiany są lekko spłaszczone ( ale bez przesady ) i mają nieco ciemniejsze środki. Liczą średnio około 41 płatków i pachną jak tzw. stare róże. Odmiana jest wynikiem krzyżowania róży Austina 'Heritage' z siewką. Kwiaty zebrane są w małe klastry, pojawiają się w zwiększonej ilości raz na jakiś czas przez cały sezon. Kwitnienie wiosenno - letnie jest oczywiście najbardziej obfite, ale i jesienna porą można obserwować piękne ukwiecenie tej róży. W chłodniejszym klimacie zaleca się solidniejsze cięcie, w ciepłych rejonach tnie się ją nieco wyżej ( i wtedy właśnie zmienia się w potwora ). Nazwana została na cześć Sir James'a Galwaya, wirtuoza fletu ( różę "wiolonczelistkę" już mam, sprawę różanej małej orkiestry kameralnej muszę jednak bardzo głęboko przemyśleć - miejsca ledwie starczy na kwartet ).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz