piątek, 6 października 2017

Deszczydła październikowe czyli Alcatraz i Podwórko z wody

Cóś się zapowiada że tegoroczna jesień będzie najbardziej deszczową jesienią od ładnych paru lat. Może to i dobrze że natura nieco się nawilży, wszak minione susze powodowały liczne ogrodnicze narzekania. Jednak człowiek nie byłby sobą gdyby nie narzekał na to o czym jeszcze tak niedawno marzył - natura ludzka już taka jest że z lubością ludzkość wiesza psy na tzw. spełnionych marzeniach. Zawsze jest za sucho, za mokro, za gorąco, za zimno, za wietrznie, za spokojnie - no po prostu za! Nie dogodzisz Wielki Pogodowy. Jakiś czas temu doszłam do wniosku że nie ma co się zamartwiać  pogodą na którą jako jednostka nie mam zbyt wielkiego wpływu  ( nawet nie do końca jestem przekonana że całe nasze ludzkie stad ma wpływ na klimat, myślę że prawda o wpływie działań ludzkich na ocieplenie klimatu leży gdzieś tak mniej więcej po środku  pomiędzy racjami "zielonych"  klimatologów  a przeciwników twierdzenia  o decydującym wpływie ludzi na zmianę klimatu ). Zmiany są nieuchronne, nie istnieje constans ( nawet nie jestem przekonana że tzw. Absolut trwa w doskonałej niezmienności ), wszystko płynie jak powiedział jakiś czas temu pewien mądry Grek, więc trzeba brać to co życie daje i nie oglądać się za siebie bo to co było to było a teraz jest to co jest. Niby jesień pora nostalgiczna ale jakoś teraz nie tęsknię za minionymi słonecznymi wrześniami i październikami, cóż po nich - wspominki i tyle. Lepiej pogapić się na ogród pławiący się w  trzystu pięćdziesięciu odmianach  deszczu.



A ogród mimo ciągłego zraszania, zlewania, suszenia  Ksawerym czy tam innym Wolfgangiem jesiennieje poprawnie, znaczy nie gnije i nie wygląda na przemoczony ponad miarę. W tzw.  "zwischenrufach"  suchych zakłócających niemal nieustanne lanie robię mu zdjęcia i jestem zdumiona kondycją roślin widoczną na fotografiach. Wiele późno letnich  bylin jeszcze kwitnie, dopiero co zgasły ostatnie kwiaty floksów i jeżówek, nadal kwitną wczesne odmiany marcinków, rozchodniki i werbena patagońska. Niezbyt wysokie temperatury tegorocznej wczesnej jesieni zakonserwowały kwitnienia, przyznam że ku mojej uciesze ( i stąd pewnie ten brak żalu za zeszłoroczną wczesną jesienią, która powodowała zaschnięcie liści i ich opadanie, zupełnie pomijając fazę przebarwień i dość szybkie  przekwitanie bylin ). Oczywiście są i minusy takiego namakania roślin, liście  niektórych róż nie wyglądają najlepiej ale nie są to rzeczy z którymi nie mogę się pogodzić. Zresztą  po mojemu to na tę ilość wilgoci wokół krzewu to różane liście nie wyglądają tragicznie, w końcu krzewy nie są łyse, liści na nich całkiem sporo i tylko  część z nich jest porażona grzybami. Da się przeżyć, pryskać antygrzybowo nie ma co, wiosenną porą dokona się oprysku przeciwko grzybkom ( spoko, fugnicyd najprostszy z możliwych ).


Powolutku zaczynają przebarwiać się trawy, poczynając od "indiańskich " miskantów i  obiedki szerokolistnej. Oczywiście zaczęło mnie kusić zakupowo, marzą mi się porządne  kępy rozplenicy o złotawych źdźbłach. Posadziła by ja te trawska przy brzózkach. Na nieszczęście portfela znalazłam odmianę 'Hameln Gold' w szkółkach  zaprzyjaźnionych, oj niedobrze! No ale z drugiej strony inwestycja wieloletnia, w końcu  rozplenice całkiem nieźle rosną na Podwórku,  a złotawe plamy traw są atrakcyjne niemal całorocznie. Jakbym nie starała się tego pomysłu ze złotawymi rozplenicami sobie obrzydzić ( głównie za pomocą  wizji suchego chlebka i wody na śniadanie, obiad i kolację   ) to wyłazi  na to że obrzydzanie niewiele daje ( może choć trochę  wreszcie zeszczupleję ) i jak dobrze pójdzie to w przerwie  między deszczami posadzę miłe trawki podwórkowym brzózkom do towarzystwa. Rozmyśliwam też nad jeszcze jedną kępą obiedki rosnącej na Suchej  - Żwirowej. To ładna trawa, mało kłopotliwa i niezbyt ekspansywna (  nie licząc samosiewu, he, he, he ). Robi ładną kępę, ma piękne kłosy. Pomysł nie jest nowy, cóś mi świtało już w zeszłym roku w czasie jesiennym ale dopiero teraz rzecz się konkretyzuje ( wraz  z planami przesadzkowymi bylin ).  Poza tym czuję się  dotrawiona, tegoroczne zakupy ostnic i molinii zaspokoiły  mój apetyt na trawy.



A co w dużym ogrodzie czyli Alcatrazie?  Paprotnie i jesiennie, znaczy paprocie nadal zielone ale liście drzew powolutku zaczynają się przebarwiać. Pora wczesna więc nie jest to jeszcze przebarwianie spektakularne ale początki festiwalu żółci, pomarańczu i czerwieni są już widoczne. Na razie najbardziej złociste nie są wcale liście drzew tylko liście funkii układających  się już  do zimowego snu. Te rosnące w głębokim cieniu są nadal  letnio wybarwione lecz funkie rosnące w półcieniu zrobiły się pięknie złotolistne.Tak, złota jesień w tym roku zaczyna się od parteru. Co prawda złota jesień zapowiada się w tym roku mało słonecznie, ale w końcu będzie. Może nawet potrwa nieco dłużej niż zwykle. Czego sobie i Wam Ogrodowym życzę.



4 komentarze:

  1. U Ciebie zawsze jest pięknie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaprzeczam z całą stanowczością - jest normalnie, jak to u osób z tzw. obowiązkami na głowie.;-)

      Usuń
  2. Bardzo ładnie wygląda ta przebarwiająca się obiedka. Na zdjęciach sklepów internetowych, sfotografowana jako zielona, nie trafiała mi do przekonania. A w tej jesiennej szacie jest kusząca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiedka to zacna trawa, warto się na nią skusić.:-)

      Usuń