wtorek, 3 października 2017

O uroku muchomora

Amanita muscaria czyli muchomor czerwony to  oprócz krawców i prawdziwków najbardziej wyczekiwany przeze mnie  grzybowy kapelusz. No nie ma że nie ma, sam urok i wdzięk! Jakże smętny byłby jesienny  las bez czerwieni upstrzonej białymi kropkami. Nic tylko w bliskich  mi lasach smętna zieloność mchu i  co najwyżej bordowy, dość upiorny odcień surojadkowej czapeczki ( bardziej żywe odcienie  czerwieni są jakoś mniej występujące w rodzinie Russulaceae - wśród sporej  gromady gołąbków czerwonym kapeluszem poszczycić się mogą  gołąbek wymiotny, błotny, ceglastoczerwony  i śliczny, wszystkie hym... tego... pół jadalne w związku z czym ich stanowiska zanikają ). Niemal  na okrągło wyświetlają mi się dzięki szpiegowskim zapędom  Wujka Google reklamy supergrzybni  grzybów leśnych, niestety tylko tych niezwykle szlachetnych. No cóż, urodę grzybów stawiamy daleko za ich walorami smakowymi, urodziwy prawdziwek to taki zdrowy, nierobaczywy grzyb który ląduje w suszarce, zalewie octowej, solance a nie w ogrodzie. Grzyb jest w końcu po to żeby go zeżreć a nie podziwiać nie myśląc w ogóle o  żołądku.  Nie da się ukryć że naród grzybiarzy ma cóś merkantylne podejście do tematu. Co się nie da zeżreć lub sprzedać  to bedłka, psiorek, trujak i badziew. Cacane grzyby to takie do pożarcia, choćby były  tak smętne jak wybielone, hodowlane  pieczarki. Bedłki leśne i polne można kopać, niszczyć i w ogóle się nie przejmować ich stanowiskami bo co z tych psich grzybków  za pożytek. W tym stosunku do grzybów odbija się stosunek społeczeństwa do lasów i w ogóle do przyrody - coś czego nie wykorzystujemy może dla nas nie istnieć! Ogół jeszcze widać nie wpadł  na to że bioróżnorodność stanowi o jakości życia, może powinien pozastanawiać się trochę nad bezpłciową w smaku hodowlaną pieczarką. Co prawda wątpię aby  dotarła smętna  prawda o przyszłych  hodowlach  grzybów leśnych (  tacy którzy jedli prawdziwe pieczarki z pastwisk końskich wiedzą co mam na myśli używając słowa smętna ) ale może coś się przebije, zakiełkuje  i skończy się dzielenie grzybów na te które powinny w lesie rosnąć i tych których mogłoby tam nie być bo nam do niczego nie są potrzebne.




Ogrodnicze podejście do grzyba jest takie - grzyb w ogrodzie to patogen, pasożyt i  pijawka. No tak, w mało którym ogrodzie rosną ku  uciesze serc  grzyby kapeluszowe, wszelkie grzyby w ogrodzie wydają się podejrzane i najlepiej  żeby w ogóle ich nie było. W głowie ogrodnika na hasło grzyb uruchamia się  automatycznie myślenie o grzybkach  typu czarna pleśń albo tam innym mączniaku. Grzyb kapeluszowy w ogrodzie  też nie kojarzy się najlepiej, człowiekowi ogrodowemu otwiera się  w mózgu połączenie synaptyczne "Opieńka - zabójca drzew"! Oczywiście istnieje  mikoryza ale to są dobre i pomocne grzybki, jak te bakterie w jogurcikach co to pozwalają nam  panować nad florą i fauną przewodu pokarmowego (  ludziom można różne głupoty wciskać, zarządzanie drobnoustrojami zbudowało wiele  fortun choć drobnoustroje na nas  żerujące mają się świetnie ). Znaczy mikoryza cacy ale lepiej żeby nic innego grzybnego  nie wyrosło bo jeszcze rośliny zniszczy ( akurat to jestem wstanie zrozumieć, choć  silna roślina dobrze zaadaptowana czyli  dobrze posadzona  nie powinna się grzybowi dać ) albo co gorsza cudny tyrawnik upstrzy.


A mnie się marzą ogrodowe muchomory, prawdziwe a nie takie z misek emaliowanych pociągniętych  czerwoną  farbą. Posadziła ja dużo brzózek, sosenka  u mnie występuje ale muchomor się nie zalągł mimo zaproszeń. Na  skraju lasów spotykam, ba, na porąbkach i łąkach przyleśnych widuję ale  w moim zadrzewionym przeca ogrodzie  muchomorom się nie podobie. Może za mało piaseczku, może gleba zbyt  głęboko uprawiana, może powietrze  ódzkie jest be, może towarzystwo nie do  końca takie jak trzeba - no nie rosną! Na trawnikach przy jezdni spotykam zajączki, ledwie parę metrów od  bramy  hacjendy a  w ogrodzie sukces pod tytułem czernidłak czyli  łee. I to mimo wywalania corocznego grzybowych jadalnych  "obierek" i  sadzenia łąkowych  muchomorów. O próbach zaflancowania kupną grzybnią leśności  Alcatrazu też nie ma co marzyć - ktoś wie  gdzie można kupić  grzybnię muchomora? Ech, to nie jest niepowodzenie, to klęska. Zostaje mi odwiedzanie muchomorów w lesie i przy okazji cieszenie oczu gołąbkami o czerwonych  kapeluszach  i śmiertelnie niebezpiecznym krewnym moich ulubionych  grzybków.


6 komentarzy:

  1. A mój kolega, który swego czasu zasadził w ogrodzie 14 świerków i zrobił taki sobie młodniak - zagajnik i wrzucił tam obierki z maślaków, to mu wyrosło w tamtym roku 47 grzybów. Przypuszczam, że obrzydliwiec oprócz tych maślaków przywiózł z lasu także worek ziemi albo i dwa, bo tak się głupio uśmiechał i dlatego mu te grzyby wyrosły. U mnie rosną tylko jakieś psiary w czarcich kręgach na trawniku i na starych karpach po ściętych jabłonkach. Ale wyglądają bardzo ładnie, więc ich nie usuwam, bo i po co. Może ślimaki je zeżrą i dadzą spokój liściom funkii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też podejrzewam Twojego kumpla o niecne knowania.Ja tam ciągle grzybowe obierki wywalam i nic!:-/

      Usuń
  2. taaa ..., mam podobne przemyślenia co do stosunku do przyrody rodaków. najważniejsze to żeby dało się do ryja włożyć i rwą w ilościach hurtowych jak leci, nawet a właściwie głównie ci co mienią się miłośnikami przyrody.
    u mnie na hektarze rosną różne cuda wianki w sensie grzybów, rozpoznaje z nich tylko kanie a kolo głupiej somsiadki w mchu cale stada muchomorców :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie niestety nadal grzybowa kicha, choć oczy wypatruję. Co do tzw. rodaków to odnoszę wrażenie że mają dodatkowe żołądki w miejscach gdzie ludzie mają mózg. Abo takie sprawne liczydełko tam majo.;-)

      Usuń
  3. Mam ogród przylegający do sosnowego lasu i w ogrodzie też dużo sosen i brzóz. Gleba do niczego. Ale za to grzybów na jesieni jest mnóstwo. Z jadalnych dużo kani i maślaków, trochę podgrzybków, czasem rydz się trafi a w tym roku wyjątkowo było nawet kilkanaście prawdziwków. Jest też sporo innych, których nie odróżniam. Śliczne czerwone muchomorki są każdego roku, nawet 2 m od drzwi wejściowych do domu. A w cienistym miejscu, między bukszpanami, znad barwinka, wyrasta co roku sromotnik bezwstydny. Niestety zwraca uwagę nie tyle swoją urodą co smrodem, który wydziela. Ponieważ rośnie tuż przy ogrodzeniu, zawsze się zastanawiam, co myślą sobie moi sąsiedzi, którzy czują ten zapach ;) Parę lat temu aplikowałam gdzie niegdzie kupną grzybnię tych szlachetnych gatunków, ale nie wiem czy te borowiki to jej zasługa. A może też tego, że robaczywe grzyby nie lądują w kompoście, ale wyrzucamy je w trawę pod drzewami. Choć jestem przekonana, że kupne grzybnie i inne próby zasiedlania są na nic, jeśli warunki w ogrodzie są nie takie, jak grzyby lubią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bezwstydny jest posadzony prawilno, żeby sąsiedzkiego żurawia zapuszczanego nie było.;-) Ponoć grzybnia się zalęga parę lat, może to i rzeczywiście stąd te borowiki. Niestety ostatnie zdanko Twojego komenta wydaje mi się adekwatne do mojej sytuacji. To znaczy grzyby i owszem u mnie się zalęgają, tylko nie te co trzeba!;-)

      Usuń