sobota, 11 listopada 2017

Wypiek narodowy improwizowany

Święto narodowe już mamy czyli coroczna "napiendralankę" szczerzepolskich z europejskocentrycznymi ( może by tak obstawiać u bukmacherów kto komu co w tym roku a dochód z zakładów - zawsze u buków jest dochód -  przeznaczyć na szczytny cel, na ten przykład prawdziwe finansowanie leków dla seniorów ). Jako nieuczestnicząca na bieżąco w tym przedstawieniu buffo jakie  fundują nam  polityczni, nie będę też śledzić z wypiekami na gębie marszów, wieców i innych pochodów, poświętuję sobie narodowo w domu i ożywię tradycję bliską sercu ludziów znad  Wisły - sobotnio - niedzielny  wypiek będzie robiony.  Wicie rozumicie, kiedyś rządna  gospodyni to ze wstydu by się spaliła gdyby na dzień siódmy tygodnia wypieku w domu nie zrobiono.  Co to za dom  w którym słodkiego w święto nie ma?!  No na pewno nie szczerzepolski! W byłym zaborze rosyjskim pod słodkie pijano  herbatę, w byłych zaborach pruskim i austriackim chłeptano kawusię ale  słodkie  do przegryzania było przedrozbiorowe. Umiłowanie słodkiego smaku gdzieś w nas Polanach siedzi i choćby przyszło tysiąc  diabetologów, których wsparłoby tysiąc katolickich teologów to i tak pokuszenie słodkościami zbierałoby swoje  żniwo. Taa, mieszkam w mieście które cudzoziemców zadziwia liczbą cukierni. No rzecz jasna oczywizda, żydowsko  - niemieckie miazmaty i pełzająca rusyfikacja zatruwały naród trującą słodyczą makagigów, wafli, serowników w cieście drożdżowym ale ludność miasta Odzi ze wsi się wywodzi, więc  rzucania się na słodkie nie da się zwalić tylko na masonów i cyklistów. Polskie ci jest, a juści! Jak ten chlebek codzienny miodem odświętnie posmarowany.

Dobra uzasadnienie pożerania słodkiego w święto narodowe już mamy  ( solidnie naciągane ,  bardzo "prawdziwie historyczne" i absolutnie od czapy czyli IPN owskie ), teraz będzie o wypieku. Przede wszystkim nie będę  niczego  piekła  bo piekarnik wabi koty oczekujące że wylezie z niego mięcho o cud smaku.  Wykonam cóś na kształt sernika na zimno ale z jogurtu ( bo sera zapomniałam nabyć ). Jogurtu mało więc poratuję się troszką budyniu,  bo mleka akurat nie zapomniałam kupić. Coś czuję  że w smaku  może być to obrzydliwe więc budynia będzie mało. W międzyczasie przygotuje składniki na  tort  pigwowy z kremem sułtańskim, który to wypiek uskutecznimy z  Ciotką  Elką na tzw. zabawach w podgrupach w poniedziałek.

Niezbędna  do  tego czegoś na zimno dziś robionego będzie mi garaletka i jakiś owoc ( niestety  słoikowo - puszkowy, bo nie pomyślałam żeby  świeżutki zakupić ). No i  śmietana do ubijania  bo śmietana  ratuje  wszystko. Taki sernik sklerotyczno - leniwy ( no bo albo zapomniałam  o składniku albo  mnie  się wyczynów  nie chce uskuteczniać ) wykonywa się prosto i bezstresowo.  Po wykonaniu przeprowadzony  zostanie test  na Małgoś - Sąsiadce, a potem pożremy to słodkie  świństwo strasznie narzekając  że  żelatynowate jak uśmiech  jednego z wicepremierów i na zimno, że owoce  z puszki,  że garaletka to gruszkowa a trzeba było cytrynową poświęcić i  że za mało tej śmietany a za dużo  budynia. No ale słodkie w  święto będzie, nasz własny patriotyczny sernik na zimno. Prawdziwie polski improwizowany z bele czego,  średnio strawny i kto  wie czy nawet niepowodujący sensacji.




Dobra, wykonałam,  Małgoś - Sąsiadka czyli  pilot oblatywacz wykazuje oznaki  życia więc można  pożerać. Jest co prawda rzeczywiście  na wpół jadalny ale nie takie żaby jedliśmy. Zamkniem oczy, rozewrzem szczęki a potem mocno zaciśniem zęby ( żeby nie wrócił ) i jakoś się przełknie, he, he.

9 komentarzy:

  1. Zainspirowałaś mnie. W ogóle to Twoje ostatnie pomysły super są. Zrobiłam więc deser patriotyczny, biało-czerwony, szybko i przyjemnie. Opisałam na blogu i powołałam się na Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, czuję się powołana! Co do moich "wspaniałych" pomysłów to właśnie jestem w trakcie przeglądu zadań wykonanych. Oj, kiepskawo!:-/

      Usuń
  2. A gdzie akcenty biało-czerwone? Chociaż galaretkę mogłyście wiśniową dać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Garaletka czerwona nie została zakupiona bo... nie została.;-) Musi wystarczyć moje czerwona krwią polską tętniące serce z którym oną słodycz wykonałam. Jestem po próbunku. No cóż, budynia i tak było za dużo!

      Usuń
  3. Ty to potrafisz człowieka zdenerwować takimi zdjęciami! :) Idę sobie zrobić kisiel! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, patriotyzm ciastowy w naszym domku zawstydziłby niejednego narodowca. Z okazji świątecznej dane było mi pożreć ciotczynego drożdżowca, sąsiadkową szarlotkę i kruche z ostatnimi śliwkami. :-)

      Usuń
    2. Na takie dictum można odpowiedzieć jedynie miłozwierzem: https://milozwierz.cupsell.pl/produkt/2691225-She-Never-Die-d-t-Plakat-.html

      Usuń
  4. Aż musiałam sprawdzić w guglu, co to takiego "makagigi". No, nie wiedziałam... W Warszawie się chyba tego nie jada, albo mocno niedoinformowana jestem.
    Ale wyczyn patriotyczny szczerze podziwiam, choć i sama zdobyłam się na szarlotkę (z jabłek ze słoiczka) w tym samym duchu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Makagigi to słodycz miniona, podobnie jak wypiek zwany szalet. Było, minęło, odeszło razem z ludźmi. Czasem robi się po domach, podobnie jak germańskie Vainillekipferl ( ciastka bezjajeczne ) czy ruskie wariacje na temat ciasta drożdżowego.

      Usuń