sobota, 4 listopada 2017
Listopadowa przebieżka pobieżna po Alcatrazie
Słońce wreszcie się pokazało i mogłam dziś trochę przelecieć się po Alcatrazie, tak bez ryzyka przemoczenia się do suchej nitki ( rośliny trochę obeschły, przedzieranie się przez trawska, krzewy i inne zarosłości odbywało się na wpół sucho ). Alcatraz i Podwórko obecnie mają zakola i hym... powiększające się miejsca bezlistne. Nie jest łyso ale złota jesień wyraźnie ma się ku końcowi. Tak specjalnie złota to ona zresztą w tym roku nie była, mokre lato i jeszcze bardziej mokre wrzesień i październik nie sprzyjały super pięknym przebarwieniom. Był to też średni jesienny sezon dla miłośników preriówek. Palczatki wylegające to nie jest to co tygrysy lubią najbardziej. Za to bardzo dobrze rosły w tym roku molinie i miskanty. Cóś za cóś, fylozoficznie rzecz ujmując.
Bylinków kwitnących w zasadzie już ni ma, na Podwórku powoli dogasają październikowe asterki. W ten bezkwietny i wpółdobezlistny czas moje ślepia zaczepiają o paprocie. No, dla paproci cały ten sezon był w zasadzie dobry, nawet późny start zimną wiosną specjalnie nie przeszkodził im w "nabieraniu ciała". Zeszłoroczne dary i zakupy nieźle się rozrosły. Większość wietlic ( wyjątkiem jest tu wietlica uszkowata czyli okanumka której wyraźnie nie che się spać tylko rozrabiać ) i adianta układają się już do snu, zmieniają barwy, elegancko zasychają. Kolorowe wietlice schodzą uroczo płowiejąc i wysrebrzając te swoje "koronki", zwyczajnie zielone nabierają złocistych odcieni i zasychają brązowiejąc. Niestety ich sporofile szybko zgniją lub skruszeją i po paproci zostanie tylko wspomnienie, aż do przyszłej wiosny, gdy poczuwszy majowe ciepełko wietlice znowu pokażą pastorały. Trochę wcześniej niż kolorowe i zielone japońskie wietlice obudzą się adianta, które nie znikają może aż tak całkowicie jak "Japonki" ale o uroku poplątanych brązowych nitek zostawianych przez te paprocie na zimę lepiej nie wspominać, wszak takowy nie istnieje. Takie delikatne paprocie najpiękniejsze są latem, wiosną ich pastorały i pastorałki przegrywają moim zdaniem z bardziej widowiskowymi pastorałami nerecznic a jesienią ich uroda jest nietrwała. Proces przebarwienia nie trwa długo, jak wspomniałam sporofile szybko więdną i zanikają, nie ma czym oka ucieszyć. Obserwuję w tym roku mieszańcowe wietlice, ciekawa jestem ich zamierania. W zeszłym roku jakichś spektakularności nie było, no ale to był pierwszy sezon w Alcatrazie, a wiadomo pierwszy sezon się nie liczy - rośliny zachowują się jak te panny debiutujące w towarzystwie, zawsze mogą coś palnąć nie tak.
Z paprociami po których spodziewamy się wiecznej zieloności wydawałoby się powinno być "bardziej lepiej" ale nie zawsze tak jest. Są ogrody w których języczniki wyglądają jak marzenie niemal przez cały sezon ( takie króciutkie intermedium na zmianą liści się nie liczy ) ale mój Alcatraz nie zalicza się do takich ogrodów przyjaznych języcznikom czy paprotnikom kolczystym. Owszem, toleruje, zaraz nie zabije ale żeby języcznik śmiał być urodny np. w listopadzie czy tam innym marcu to co to, to nie! Nie ma brewerii, w listopadzie i marcu paproć powinna wg. Alcatrazego wyglądać na lekko zdechłą, w końcu w listopadzie to prawie już zima a w marcu to jest tylko chwilkę po zimie. I nie będzie paprotnik czy tam inny języcznik z tą zielenią się Alcatrazu narzucał! Wystarczy że Alcatraz jest dobry dla nerecznic. Nawet dla takiej nerecznicy Siebolda, która potrafi nieźle w ogrodach grymasić. U mnie o dziwo ta paproć najładniej wygląda właśnie w listopadzie, tak było w ubiegłych sezonach , w tym roku sytuacja się powtarza. Wyłazi to to późno, długo nabiera ciała, solidnie się rozrasta w drugiej części sezonu i to pod warunkiem że ma sporo wilgoci. W październiku zaczyna wyglądać dobrze a apogeum urody przeżywa w miesiącu uważanym za koniec sezonu ogrodowego, czas w którym się narzędzia konserwuje i krzewy co wrażliwsze opatula.
No tak, dla nerecznic Alcatraz naprawdę jest miły. Jak cóś jest nie tak z tymi paprociami to jest to moja wina. Na ten przykład w przyszłym roku muszę się zebrać do przesadzania Dryopteris filix-mas 'Linearis Polydactylon'. To prosta w uprawie, tzw. bezproblemowa paproć, która w Alcatrazie po prostu rośnie w złym miejscu. Podzieliłam dużą kępę i wsadziłam parę sztuk przy rodkach. Rodki rosną, paprocie rosną, wysoka kokoryczka obok też rośnie - cóś się za ciasno zrobiło, paprocie źle wyglądają. W przyszłym sezonie czeka mnie znalezienie dla niej odpowiedniego stanowiska, mam nad czym się zastanawiać w długie, zimowe wieczory.
No a teraz samograje królowe balu, królowe serc i w ogóle gwiazdy. Na pierwszy rzut Dryopteris affinis 'The King'. Jak nie wiesz co człowieku posadzić paprotnego sadź "Kinga", Twardy jest jak nie przymierzając pióropusznik strusi tylko bez zdobywczych zapędów, zielony jak żaba i mało wybredny jeśli chodzi o stanowisko ( co nie znaczy że zniesie pioch i słoneczną patelnie, mało wybredny jak na paproć, które to rośliny jak wiadomo lubiejo cień, półcień i wilgoć ). Nieraz już na blogim wylewałam się na temat "Kinga" bo moim zdaniem to świetna odmiana. Sporofile mają piękny, czytelny, paprociumowy kształt ( żadnego pietruszkowania kędzierzawego ) a forma cristata ( to rozwidlenie na końcu liści, taki żmijowy języczek ) jest u tej odmiany wyjątkowo ładna. Tak szczerze pisząc nie przepadam jakoś szczególnie za formą cristata u gatunków nerecznic, 'Linearis Polydactylon' posadziłam ze względu na soprofile jak koronki, Dryopteris dilatata 'Lepidota Crispa Cristata', ze względu na wzrost ( potrzebowałam niezbyt wysokiej nerecznicy i ta mi się akurat trafiła ), tak naprawdę jedynie u "Kinga" podoba mi się to rozwidlenie. Wolę kiedy paprocie są klasycznie "jednojęzyczne". Oczywiście powyższe nie dotyczy języczników, języczniki mogą być poliglotami, he, he!
Na drugi rzut królowa barw, żadne wietlicowe kolory tak nie cieszą jak miedziane sporofile Dryopteris erythrosora nerecznicy czerwonozawijkowej. Rośnie u mnie na trzech stanowiskach i cóś mi się zdaje że to nie jest jeszcze moje ostatnie czerwonozawijkowe słowo. Listopadowa sobotnia przebieżka upewniła mnie że ta paproć mimo nie najlepszego startu dogadała się świetnie z Alcatrazem. Rośnie w dużym rozrzucie, że się tak wypiszę, w dość oddalonych od siebie miejscach ogrodu i w każdym z nich rośnie naprawdę dobrze. Uprawiam jej trzy formy, nie widzę żadnych różnic w wymaganiach, wszystkie trzy formy są dość łatwe w uprawie. Nie widzę też różnicy w nabieraniu ciałka, choć forma 'Brilliance' uchodzi za nieco delikatniejszą ( być może z tą delikatnością chodzi raczej o to że nie przepada za podziałem, a mnożona in vitro może dawać sporą ilość roślin rewersujących ). Sprawdziłam jak się ma nowe koleżeństwo dosadzone do czerwonozawijek rosnących pod Podskubaną. Golteria nie procumbensuje ale nie wygląda na zdychającą, a wsadzony w zeszłym roku mały odmianowy bluszczyk jest dokładnie w tym samym rozmiarze jak rok temu. Hym... no ekspansywność innych roślin to na pewno moim czerwonozawijkom nie grozi, tym bardziej że dziś pogroziłam naszemu staremu bluszczowi sekatorem ( raz na jakiś czas trzeba ). No i to by było na tyle z dzisiejszej przebieżki, takiej pobieżki właściwie bo nic poważnego ogrodowego dziś nie zrobiłam, mimo ładnej pogody. Niby było wolne ale w tym wolnym to tyle zajęć się nazbierało że ogród był załatwiony przebieżkowo - pobieżnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jeżu kolczasty! Czyli jednak! Jest jak podejrzewałam - Ty masz ogród botaniczny 1000 hektarów!
OdpowiedzUsuńStraszliwie duży to wcale Alcatraz nie jest ale ostatnimi czasy wymagał ode mnie zbyt dużego wysiłku. Stąd jego zmiana z ogrodu w miarę ( bardzo w miarę ) uładzonego w ogród nazwijmy to leśny, bardziej dzikawy. Nie da się ukryć że duch kolekcjonerstwa nie daje się u mnie tak łatwo wyegzorcyzmować, stąd taka ilość gatunków w zwyczajnym miejskim ogrodzie. :-)
UsuńAle duzy i piękny ogród.......
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Szczęśliwie to baaardzo, baaardzo duży nie jest, dla mojego kręgosłupa szczęśliwie...;-)
Usuń