Jak niemal każda osoba mieszkająca pod jednym dachem ze zwierzętami mam tzw. tendencje do antropomorfizacji inszych gatunków. Czasem się zastanawiam czy koty są świadome że ludzie podejrzewają je o zdolność felinizacji człowieka. Bo podejrzewają, to jest pewne bo ja jestem ludź i podejrzewam. Wydaje się mi to pewne bo w końcu jakiś tam dialog między nami ssakami ( a niekiedy ptakami a nawet gadami ) jest prowadzony. Bez słów ale niekoniecznie bardziej prymitywny, rozmawiamy całym ciałem, zapachami, dźwiękami - na bogato. Co prawda ciężko nam dziś przyjąć pozasymboliczne, pozaliteralne , ogólne pozawerbalne porozumiewanie się jako to najbardziej szczere czyli właściwe. Dialog wg. przeważającej części ludzkości to słowa, słowa, słowa. Padają hasełka typu "proces logiczny", "myślenie pojęciowe", "kognitywność" albo i jeszcze mądrzej i tylko od czasu do czasu do czasu do nas dociera że ktoś uznał czyjeś poglądy za głupie bo mu skóra interlokutora cóś brzydko pachniała. Nie uświadamiamy sobie masowo tego pozawerbalnego dialogu który prowadzimy ze światem, w ogóle cóś tacy mało prawdziwie świadomi siebie jesteśmy. Na ten przykład pieprzymy o nadzwyczajnym statusie naszego gatunku, o tym jak to potrafimy środowisko zmieniać i w ogóle, nie zauważając że takim bakteriom to my w tej dziedzinie nawet do fimbrii i pilusów podskoczyć nie możemy. Naczelne mają tendencję do głupawego zadowolenia z siebie, u kuzynów dostrzegamy to wyraźnie u siebie tę cechę starannie ignorujemy. Cóż może ona była naszemu rodzajowi potrzebna do czegoś tam ale nie wiem czy w przypadku naszego gatunku nie stała się balastem.
Z drugiej strony przeca większość ludzi wie że zwierzęta czują, podejrzewa że ich procesy myślowe w jakiejś części są tożsame z naszymi a nawet postrzega że sposób myślenia co niektórych gatunków gwarantuje im zdolności adaptacyjne wcale nie gorsze od naszych. Taa, taka dychotomia nam się robi - z jednej strony odjechany "pan stworzenia" a z drugiej nie tak głośno wyćwierkiwane ale za to głęboko zakorzenione przekonanie o istniejącej bliskiej więzi z innymi gatunkami. Cóż, pojęcie "pana stworzenia" nie wytrzymuje krytyki, przeżynamy z takimi bezmózgami jak wirusy więc zdaje się że to drugie podejście jest tym właściwym ( zapewne ku rozpaczy kreacjonistów ). A jak ja tylko przedstawiciel jedynego obecnie występującego gatunków z rodziny Homo w rodzaju naczelnych to sobie mogę przekładać z kociego na ludzki, choć sprawa trudniejsza niż z przekładem z inszego ludzkiego języka. A może wcale nie bo "Słowa są źródłem nieporozumień"? Przeca ludzie na całym świecie, niezależnie od języka w który ubierają myśli rozumieją swoje zwierzęta, więc może tylko porządnie trza odkurzyć stary zapomniany język którym kiedyś porozumiewaliśmy się ze światem i wysłowić niewysłowione.
Podstawiam sobie literki pod ruchy ogonów, pozycje uszu, burknięcia, miauczenia i "strzelanie ślepiami" i słyszę w myślach te dialogi, monologi i kłótnie wieloosobowe. Ha, czasem nawet słyszę cóś jakby śpiew tłumu. Tak, przyznaję się bez bicia - znam mowę zwierząt! Nie wszystkich ale tych ze mną żyjących pod jednym dachem to na bank. Mam wykute na blachę nawet cóś jakby idiomy, he, he, he. Oczywiście jak to w każdym tłumaczeniu ( dobrym ) trochę ze mnie w tej translacji jest, nie da się tego uniknąć. Bezczelnie się pocieszam że to zawsze lepsze niż robota robota, każdy kto tłumaczył googlem wie o czym piszę. Moje zwierzęta w związku z moim nazwijmy to wkładem artystycznym, potrafią kląć, snuć opowieści szkatułkowe a nawet śpiewać. No tak, w końcu tłumaczę na moje a dopiero potem jakoś to układam na ogólnoludzki wyrażany po polsku. Jestem pewna że podobny proces translacji ludzkiego na koci przeprowadza druga strona i że tam też istnieje pewna indywidualizacja tłumaczenia zależna od osobowości tłumaczącego. No bo tak, zwierzęta wicie rozumicie to też indywidua so. Mam wrażenie że podobnie jak ludzie są stadnie przekonane o swej indywidualnej niepowtarzalności, he, he, he.
Jakież to u mła w domu kocie rozmówki się odbywają? "Ano różne, różniste" że zacytuję klasyka. Pogodne pogawędki o pogodzie i możliwości zmoczenia futerka, egzystencjalne gadki o dużym stopniu złożoności pojęć ( cinżko to tłumaczyć ), przechwalanki, kłótnie różnopowodowe, zażarte dyskusje na temat hierarchii gatunkowej. Oprócz rozmówek prowadzone są monologi, za przerwanie monologu grozi kara - czystość formy ma być zachowana! Uprawiane są też tak zwane półrozmówki półgębkiem, takie niedopowiedzenia celowe bądź nie. Gwarno i ciekawie znaczy jest. Przykłady? Proszę bardzo - poranne rozmówki przedśniadaniowe w wykonaniu kociej czwórki i mła.
Mła otwiera ślepie o godzinie czwartej trzydzieści bo poczuła na powiece wilgoć. Po otwarciu ślepia druga porcja śliny sącząca się ze sznupy udeptującej mła Szpagetki trafia w gałkę oczną.
"Czy czujesz jak cię kocham?" - wymrukuje i wydeptuje na mła Szpagetka
"Boszsz, kota proszę zejdź. Nie po szyi, nie po szyi!" - wystękuję mła
"Ale czujesz jak cię kocham? I będę cię kochała aż do podania śniadania! Bardzo cię będę kochała, o tu po szyi łapką będę cię kochała, tak żebyś naprawdę poczuła że cię naprawdę kocham"
"Eghhhghhh...." - mła czuje, nie ma siły żebym nie czuła. Naprawdę!
"Śniadanieee, śniadanieee, zrób śniadanie okaż miłość kotu."- wydeptywane z uczuciem.
Nagle Szpagetka zamiera w pozie "Łapa na gardle", po czym powoli odwraca głowę w kierunku skradającej się Sztaflisi.
"Byłam pierwsza" - cedzi spojrzeniem.
"No i wuj!" - odpowiada Sztaflik postawą ( siad, łepek tak ustawiony że robi się większy podbród, spojrzenie nr 21 pod tytułem "Nie mamy Pana płaszcza i co nam Pan zrobi?" ).
"Ignoruj ją, nadal cię będę kochała" - Szpagetka pomrukując i śliniąc się obficie wydeptuje na mła ale na wszelki wypadek rzuca Sztaflikowi spojrzenie nr 22 pod tytułem "Rozpiendrolę wam tę szatnię jak płaszcz się nie znajdzie."
Łup! Czuję na brzuchu cztery kilo kota. Wydaję z się cóś na kształt westchnienia "Eyyii...".
"Odtąd aż do nóg jest moje do kochania" - udeptuje energicznie Sztaflik
"Ale ja kocham mocniej" - Szpagetka włącza do akcji pazury
"Yyyyyyy!" - to mła
Koty udeptują mrucząc, mła usiłuje złapać oddech i cóś zrobić z rękami zaplatanymi w kołdrę. Wyzwolić ręce i oswobodzić się z tej kociej miłości to priorytet, znaczy szansa na przeżycie. Łup! O rany jak dobrze że obok głowy skoczyła a nie na głowę! - myśl przebiega mła przez mózg a tymczasem Okularia rozsiada się na poduszce i szykuje do porannej toalety. Zaczyna od wylizywania łapek którymi myje sznupę ale nie kończy ablucji bo interesują ją moje usiłowania wyplątania rąk z kołdry.
"Polowanie, bawimy się w polowanie!"- Okularia cała jest Wielką Łowczynią. Szpagetka przerywa udeptywanie i też zostaje Wielką Łowczynią. Mła jest już dla nich tylko ofiarą. Sztaflik widząc że zwalnia się miejsce przy szyi szybko zajmuje pozycje na klacie mła i zapewnia o gorącym uczuciu.
"Bardzo cię kocham i śniadanie też. Ukochaj kota daj śniadanie" - wydeptuje mocno, na szczęście się nie ślini. Jak się waży ponad cztery kilo zamiast dwóch z małym kawałkiem to nie trzeba się ślinić żeby przekonać o solidności uczuć.
"Łiiii!" - popiskuję bo Okularii udało się osaczyć rękę mła i zagryźć. Nagle słyszę ten jękliwy ton pełen pretensji, Felicjan przylazł z dworu i wymiaukuje żale:
"No jasno jest, prawie południe a śniadanie nienaszykowane. A ja głodny jestem! Zły jestem, zaraz zrobię porządek z tymi tam co na tobie siedzą. Skoczę tylko na ciebie i będę porządkował! A potem zjem śniadanie."
Robi się nieciekawie, nie życzę sobie żadnych bójek na mnie. Zanim Felicjan zdąży skoczyć na łóżko trza się wyzwolić z dziewczątek. No niestety mła musi się przy tej czynności wspomóc rykiem pełnym emocji i wyrazu. Jednego wyrazu.
"Karrrwaaa!" - ryczę i wygrzebuję się spod kotów jak Godzilla spod zwałów ziemi, otrząsam się z nich i łapię oddech.
"No, wstałaś wreszcie!" - rzuca pełnym dezaprobaty miaukiem Felek i natychmiast nowym miaukiem dodaje "To teraz kochaj nas i daj śniadanie"
Stado dzikim pędem rzuca się do kuchni, ja uciekam do kibelka. W łazienkowym lustrze widzę swoją oplutą gębę i podrapaną szyję ( miłosne pazurkowanie Szpagetki ), włos zmierzwiony. Za to nie widzę nawet mikrego śladu po tym co kiedyś zwano poranną świeżością. Nie ma jednak czasu na dołowanie się wyglądem, z kuchni dobiega ryk zbiorowy:
"Śniadanie, daj śniadanie! Kochaj Kota!"
Takie to są poranne kocio - ludzkie gadki.
Dzisiejszy wpis miały ozdabiać pocztówki z kotami drukowane w Japonii na początku XX wieku ale doszłam do wniosku że nie ma co pocztówkować tylko trza pokazać z czego się kocie pocztówki narodziły ( jak się lepiej wgryźć w temat to jak wyglądały praszczury mangi ). Jak o ukiyo - e i kotach to musi być o Kuniyoshi Utagawa ( to ten facet na drzeworycie powyżej, oczywizda należycie otoczony kotami ). Naprawdę nazywał się Magosaburō Igusa ale japońscy artyści przyjmowali nowe imiona i nazwiska kiedy osiągnęli mistrzostwo w swoim fachu. Tak jakby z rikszy nagle zrobiła się toyota. Często przyjmowano nazwiska artystów u których się kształcono, Kuniyoshi przyjął nazwisko Utagawa które należało do jego mistrza Kunisady Utagawy, który z kolei przyjął je od artysty zwanego Toyokuni Utagawa. Wielki ród japońskich artystów ukiyo - e Utagawa to ludzie niespokrewnieni ze sobą tylko tacy których połączyła wykonywana przez nich sztuka. Rodzina to naprawdę pojemne pojęcie, he, he, he. Utagawa Kuniyoshi żył w latach 1798 - 1861, w złotym okresie sztuki ukiyo - e, znaczy w epoce zwanej Edo.
4.30 mówisz ? nieee, to ja w podobnym wypadku otwieram okno, okiennice i lotem koszącym cale towarzystwo ląduje na dworze.
OdpowiedzUsuńw przypadku zwierząt nieludziokształtnych podziwiam wrodzony poliglotyzm.
ps. dziecko od chińskiego przyjechało i znów wyjechało a mnie się zapomniało ale nadupały były.
Latem to one lubiejo tak wcześnie żerować, od zawsze takie były. Wywalania całego stada przez okno sobie nie wyobrażam, tym bardziej że wywaleni zaraz by powracali - praca Syzyfa. Wiesz ile to wysiłku by mła kosztowało?! Lepiej skarmić gady i szybko do wyra hulnąć, pięć minut i znów śnię. Poliglotyzm mnie się tak jakoś am wyrobił bo ja to Panie tego od wczesnego dziecięctwa obracam się w nieczłekokształtnym towarzystwie. Brak zapytowywania o chińszczyznę wybaczamy, nam też upały nadpaliły zwoje.;-) Najbardziej martwi mnie to że niestety u nas od jutra powtórka z rozrywki, mam nadzieje że u Ciebie Ołszyn trochę schłodzi powietrze. W Centralnopolsce upały są po prostu obrzydliwe, powinny być zakazane. :-) Howgh!
Usuńha, ha, ha, wrodzony poliglotyzm nieludziokształtnych Tabazo :D tu spotykam zwierzaki francuskie, angielskie i niemieckie, wszystkie jak jeden doskonale rozumieją po polsku, nie wliczam w to moich bo wiadomo. domyślam się, ze Ty masz rozmaite talenta, jesteś kobieto-orkiestro ale, żeby zaraz podziwiać... ;P
OdpowiedzUsuńNorwegowie nie dają nam więcej niż 23 w tym tygodniu, dziś pada, wprawdzie miał być heavy rain a jest light ale może za to z ciężkiej wody :O
A pewnie że poliglotyzm, mła rozumie po psiemu, kociemu, jeżowemu, ma lekkie trudności w dogadaniu się z nietoperzem. Z rybkowym jej ciężko szło, one rybki cóś były mało komunikatywne.;-)
UsuńBoszsz...ale zazdraszczam tych temperatur, o rain to ledwie napomknę ( susza suszy szosę i nie tylko szosę ).
dziecko od chińskiego powiedziało, ze nie umi czytać starodawnego pisma chińskiego. rzuciłam się wiec na głęboką wodę i ośmieliłam zapytać pani kustosz.
OdpowiedzUsuńpani kustosz napisała, ze to takie poetyckie opisania różnych stanów jak np. wiosenny wiatr a jeśli chodzi o autora to jest w tej czerwonej pieczątce najprawdopodobniej. malunki jak najbardziej współczesne, żeby nie było wątpliwości.
Podziękuj przy okazji latorośli i kustoszce w imieniu mła, please. Znaczy te tytuły z netu mogą rzeczywiście być tłumaczeniem. Co do rozszyfrowania pieczątków to sobie starannie darujemy. Pozostańmy przy rozszyfrowywaniu zawiłości kociej mowy. :-)
OdpowiedzUsuńNo pięknie, pięknie! Po prostu zazdraszczam! Tusiek okupuje mnie i moją sypialnię niemal niepodzielnie i tylko on po mnie łazi. No i kotostwo jednak mi odpuszcza do 5.30, bo u mnie w trzech miejscach w domu i dwóch na zewnątrz stoją chrupki. Ale też bym chciała zbiorowy pląsik poranny po łóżku i po mnie. Wraz z przeprowadzką minęło bezpowrotnie. Trochę mi stado zdziczało i się nie godzi na spoufalanie.
OdpowiedzUsuńZwierzęta też nas sobie tłumaczą zwłaszcza przez pryzmat wcześniejszych doświadczeń. Dzisiaj Tusiek rzucił się do panicznej ucieczki widząc mego chłopa z kijem w garści. Kij przeznaczony był do podparcia i ujarzmienia rozwydrzonych pędów jeżyny, cośma ją posadzili, ale Tusiek wiedział swoje.
Im dłużej żyję, im więcej wiem, a mam nawet wykształcenie kierunkowe, tym bardziej mierzi mnie to zadufanie naszego gatunku. Całkowicie bezpodstawne, a nawet wbrew jasnym dowodom. To takie samozadowolenie bezdennego idioty, graniczące z samouwielbieniem. Przyroda sobie poradzi z nami. Wymrzemy szybciej niż dinozaury, a ona zatrze po nas ślady.
Moje stado socjalizowane i co i raz odnawia więź z pańcią. Dziewczynki chyba nie miały złych doświadczeń ale co do Felka to jemu ta klepka z niczego tak nie odpadła. Traumy jakoweś były na 100%. A nasz gatunek to to jest chyba pozagatunek, gupi jakiś taki. Wysort?:-/
Usuńnie omieszkam a właściwie już to zrobiłam zginając się w japońskich ukłonach, ona się bardzo sumitowała bo właściwie uczyła się głównie japońskiego a chiński to tak przy okazji po łebkach ale trochę rozpoznaje. to bardzo skromna osoba a robi takie wystawy, ze klękajcie narody. poprosiła tylko, by dać jej znać gdy trafisz na autora czy coś więcej o obrazkach bo tez się jej podobają choć ona właściwie koniara.
OdpowiedzUsuńja tłumacząc guglem różne podpisy pod onymi obrazkami najbardziej się zastanawiałam przy opisie "Puszkowane mrożone gruszki jesienne" i przez przypadek trafiłam na profil na fb, który prezentował cały koci zestaw z podpisem "publikacja za zgoda autora" a onym autorem jest 罐装冻秋梨 czyli wg fb "galaretka w puszkach"
https://www.facebook.com/pg/sweetxsweet2d/photos/?tab=album&album_id=202046643708357
podana jest również strona autora https://weibo.com/llleizmy
no to jeśli to nie jest rozwiązanie zagadki to ja już nie wiem co to jest
Hym... i jak tu się zwrócić do autora "Szanowny Panie Galaretko z Puszki, uprzejmie proszę o możliwość zaprezentowania prac Pana Galaretki w moim blogu". Aż strach bierze co mógłby autor odpowiedzieć.:-/
UsuńZastanawia mnie kilka rzeczy w związku z ilustracjami. Zakładając, że artysta malował z natury, to zarówno ubarwienie, jak i krótkoogoniastość dają do myślenia. Na przykład na pierwszym i drugim rysunku kot żółto-rudy i żółto-rudo-biały. I tylko dwa pręgusy, o kształtach mini tygrysów - lewy dolny róg na zbiorówce i doskonale zakamuflowany na ostatniej ilustracji. Muszę coś poszukać o japońskich kotach.
OdpowiedzUsuńumaszczenie jest regionalne. w moich okolicznościach przyrody występują głównie wariacje na temat syjamów, które się tu pojawiły wraz z palmami i czarnymi zonami w końcu 19 wieku. kolor bezowy w różnych wariantach, stosunkowo mało jest tygrysów.
UsuńZnalazłam zdjęcia z japońskiej wyspy kotów i faktycznie najwięcej rudych i trikolorów, a burasków jak na lekarstwo. No i były też krótkoogoniaste, pewnikiem mieszańce po bobtailach. Współczesne bobtaile mają jeno kikucik zamiast ogona, ale kiedyś musiały mieć je dłuższe. To tak jak z jamnikami. Na początku i w pierwszej połowie XX wieku jamniki były bardziej proporcjonalnie zbudowane niż dzisiejsze. Były rasą użytkową, a obecnie są rasą kalek.
UsuńHa, tygrys polski to jest tygrys polski! Pręgowane buraski, takie popiołkowe, mocno szare i te z rudawym odcieniem dla nas codzienność a gdzie indziej to Panie tego, egzoty. :-)
UsuńTo co ludzie wyprawiają obecnie z hodowlą i uprawą potwierdza moją tezę że nasz gatunek jest gupi. :-/
UsuńUf! Myślałam, żeś umarnięta jest na śmierć z tych upałów i dlatego się nie odzywasz! A Ty po prostu pewnie coś przeskrobałaś. Względnie Tobie coś przeskrobano ;)
UsuńMam pytanie: czy w najbliższej, dającej się przewidzieć przyszłości, tak powiedzmy przyszły tydzień i okolice, pozostawać będziesz pod adresem domowym (ten z Tuśko-bazarka mam na myśli)?
Na razie nic nie planuję ale to nie znaczy że życie za mnie nie zaplanuje. Mam koło siebie taką sprawę która że tak powiem się nagrzewa ( i to ona zabiera mi tak dużo czasu że ledwie mnie starcza go na życie ) że nic nikomu nie obiecuję. Po prostu nie wiem. Wiem że głupio ale nie wiem. :-(
UsuńSpoko. Nie zjadę Ci, tylko żeby listonosz Cię zastał.
UsuńListy to odbierze Małgosia albo Ciotka Elka, ostatnio obie robią za skrzynkę ( powinnam napisać poradnik "Praktyczne Wykorzystanie Staruszek - 100 Rad Dla Pań Domu I Innych Gospodyń" ). Jakbyś chciała zjechać to trza dać znać wcześniej żeby koty zdążyły tańce i wierszyki popisowe opanować.;-) Ja nie wiem co będzie po weekendzie, szczerze pisząc mam nadzieję że będzie spokojnie i domowo. No ale ostatnio tyż miałam nadzieję... :-/ Taa, wiesz czyją mamusią jest nadzieja?
UsuńAno wiem. Łomatko kochana, jestem miszczyniom w rozśmieszaniu Pana Boga moimi planami i nadziejami...
UsuńJeśli kiedyś mnie zniesie w tamte strony wystarczą mi kocie śpiewy, nawet bez laurek ;)
No dzisiaj to mnie się gryplany tak rozgryplanowały że prawie nic nie zrobiłam.:-/ Taa... Ten Stareńki na Górze to pewnie boki zrywał i się zapluwał.
UsuńNo w życiu bym nie pozwoliła, żeby zwierzę mnie traktowało jak żywy materac. Nawet jeżeli takie fajne gadki by uskuteczniało. No, non und nein.
OdpowiedzUsuńI tego się Agniecha trzymaj, ja już słyszę te kobyłkowe gadki:
Usuń"Mamusiu co ty masz takie duże oczy, tylko trochę depczę i to świeżo podkutym kopytkiem. Cieszysz się że nie hodujesz perszeronów? ". ;-)
Moje na szczęście nie są podkute, ale faktycznie, jak który przypadkiem stanie na stópce, to rzeczywiście to dobrze działa na powiększanie oczu. Oraz na aktywację strun głosowych.
UsuńNo widzisz jaki źwierzęta wpływ na urodę i "wyrażanie samej siebie " majo! ;-)
UsuńKocia też mnie budziła o 4.30 jakoś w czerwcu, ale jak dostała kilka razy z rzędu kopa w tyłek i won na dwór bez śniadania, to teraz grzecznie śpi do 8.00.
OdpowiedzUsuńNo tak ale Kocia jest jedynaczką a u mnie szaleje czwórka bestii. Emeryturę za poświęcenie dostać chyba powinnam. ;-)
UsuńNo tak, to rozumiem. Trudno wykopać czterech terrorystów z chałupy przed piątą nad ranem. Dziś Kocia przytargała do domu upolowanego takiego dużego zielonego pasikonika, ale on jej uciekł bez jednej nogi, która została na dywanie w pokoju. Kocia chodziła, skakała wokół niej i wreszcie załapała, że gdzieś zniknęła reszta jej zdobyczy. Była rozczarowana. A dziś rano spała do 8.30, nawet ja wstałam wcześniej, a ten ospaluch wylegiwał się dalej, co mnie bardzo cieszyło.
OdpowiedzUsuńMoim na szczęście odechciało się polowan, leniuchują ukryte w trawsku. I dobrze! :-)
Usuń