niedziela, 8 listopada 2020

Roma - Villa Borghese czyli klejnocie lśnij

Podrepczmy po  Scalinata di Spagna na wzgórze Pincio a potem wzdłuż Piazza Trinità dei Monti i Viale Trinità dei Monti do Viale del Belvedere, z której rzeczywiście rozciąga się wspaniały widok na Rzym, aż do wysadzanej zimozielonymi magnoliami Via delle Magnolie i poprzez Viale San Paolo dell Brasile dojdźmy do Viale dell Museo Borghese, którą dotupiemy do Gallerie Borghese. Taa... jeżeli  Was  zavialowało to głęboki oddech i popatrzcie na fotki.  Przed Wami Roma w kolorach ciepłych, harmonijna mieszanina stylów architektonicznych i urodna zieleń. A mła przystąpi poniżej do opisania jednej z najsłynniejszych rzymskich willi.



Villa Borghese to coś więcej niż Galeria Borghese znajdująca się w budynku willi, to olbrzymi, około 80 hektarowy, czwarty co do wielkości park publiczny w Rzymie, który niegdyś zajmowały ogrody wokół Villa Borghese. Tak po prawdzie to nie ród Borghese stworzył tu ogrody, w I wieku p.n.e. ogrody w tym miejscu postanowił założyć rzymski wódz Lucius Licinius Lucullus ( Lukullus bardzo dla ogrodnictwa zasłużony, przypisuje mu się sprowadzenie do Europy czereśni ). Przechodziły z rąk do rąk, zawsze trafiając do wysoko urodzonych. Czasem prawo własności nabywano w brzydki sposób - żona cezara Klaudiusza, Waleria Messalina,  stała się właścicielką zieloności po wykombinowaniu sobie  że byłoby dobrze gdyby dotychczasowy właściciel, Waleriusz Azjatyk, kopnął w kalendarz. Waleriusz Azjatyk odszedł w prawdziwie rzymskim stylu - został przewieziony ze swej willi nad Zatoką Neapolitańską do Rzymu, gdzie cesarz Klaudiusz osobiście prowadził jego przesłuchanie. Oczywiście Messalina i wyzwoleniec Narcyz knowaniami doprowadzili do tego że Waleriusza Azjatyka skazano, jednakże w dowód łaski pozwolono mu wybrać rodzaj śmierci. Waleriusz Azjatyk zachował się do końca jak stoik. W swojej willi na terenie ogrodów Lukullusa pogimnastykował się, wykąpał, poucztował, obejrzał własny stos pogrzebowy, a następnie polecił przesunąć go w inne miejsce, coby ogień nie osmalił gałęzi drzew. Po tym wszystkim wezwał lekarza aby otworzył mu żyły. Messalina się za długo cud ogrodami nie nacieszyła, luby Narcyz podkablował Klaudiuszowi że małżonka popełniła bigamię i obrazę majestatu jednocześnie, znaczy formalnie poślubiła młodego senatora Gajusza Syliusza, jednego ze swoich licznych kochanków.

Klaudiusz  na wieść o tej formalności się zagotował a potem wykipiał, najsampierw zrobił pogrom kochankom Messaliny a potem postanowił odpocząć i zrobić kęsim jeszcze komuś. Narcyz bał się że cezarowi gniew na małżonkę przejdzie a on jako kabel od złych wieści oberwie, więc wziął sprawy w swoje ręce i wysłał oddział pretorian niby z polecenia cezara z rozkazem natychmiastowego rozwiązania sprawy Messaliny. Cezarowa przebywała w swych zdobycznych ogrodach, ponoć płakała i rozpaczała bo żadna tam z niej była godna rzymska matrona. Matka Messaliny, Domicja Lepida, która nie widywała się z Mesaliną przez całe lata i potępiała jej  rozrywkowy tryb życia, towarzyszyła jej w ciężkich chwilach, prosząc by Messalina zdecydowała się godnie umrzeć bo z ułaskawieniem będzie kiepsko. Mesalina próbowała ale wyraźnie jej nie szło, ręka jej drżała, nie miała siły wbić sobie ostrza w pierś ani w szyję. Musiano jej pomóc. Jak widzicie już w starożytności te ogrody uchodziły za coś za co można kipnąć, choć po prawdzie to Messalina kipnęła za całokształt.


W  czasach nowożytnych na wzgórzu Pincio, na terenach horti luculliani, około 1580 roku ziemie zakupili Borghesowie. Posiadłość została rozszerzona przez serię nabytków kardynała Scipione Borghese , siostrzeńca papieża Pawła V.  Kardynał chciał stworzyć w tym miejscu coś co nazywał  villa di delizie,  co można  tłumaczyć jako rozkoszna willa  oraz przywrócić  chwałę antycznym ogrodom. W 1606 roku  kardynał Borghese zlecił  projekt budynków architektom Flaminio Ponzio, a po śmierci tego architekta zatrudnił  Giovanni Vasanzio ( to  tak z włoska  bo po prawdzie facet nazywał się Jan van Santen ). Vasanzio jest autorem fasady budynku,  Ponzio zadecydował o proporcjach pomieszczeń i doryckim porządku  zewnętrznym. Oprócz architektów zatrudnił ogrodnika Domenico Savini z Montelpulciano. Oczywiście  co  i raz do różnych prac wtrącali swoje trzy grosze inni artyści, choćby  Pietro i Gianlorenzo Bernini,  np. w parku obsadzonym 400 piniami umieszczono rzeźby Pietra Berniniego oraz fontanny Giovanniego Fontany.



Sam   budynek główny  był gotowy w roku 1616, jednakże za datę ukończenia kompleksu willowego należy przyjąć  rok 1633. W 1766 roku książę Marcantonio IV Borghese podjął prace przekształceniowe w "Casino nobile" ( obecnej siedzibie  Galerii Borghese ) oraz w "Casino dei giuochi acqua" ( obecne "Aranciera" i siedziba Muzeum Carlo Bilotti ), a zwłaszcza w parku zwanym "Giardino del lago" (  na zdjątkach powyżej ) autorstwa architektów Antonio Asprucciego i jego syna Mario. Cały ogród został ozdobiony fontannami i niewielkimi budowlami ogrodowymi, które pozwoliły na uzyskanie tak lubianych w angielskich ogrodach pejzażowych XVIII wieku "pięknych widoków". Na początku XIX wieku  tereny willowe  zostały dodatkowo powiększone przez Camillo Borghese, który dokonał  zakupu gruntu w przy Porta del Popolo i Porta Pinciana    ( tak po prawdzie to takie  a nie inne  włączenie tych gruntów do kompleksu willowego zawdzięczamy  działaniom architekta Luigiego Caniny ). W ciągu XIX stulecia znaczna część dawnego ogrodu formalnego została przekształcona w ogród krajobrazowy w stylu angielskim. Przez cały wiek  XIX ogrody były otwierane dla rzymian z okazji świąt,  odbywały się tam też  festyny. Jako  jedyny z wielkich kompleksów rzymskich willi, nie był nigdy dzielony i w całości został w roku 1901  zakupiony przez państwo włoskie. W roku 1903 państwo  obdarowało willą z przyległościami miasto Rzym. Dziś na terenie willowym jest sporo różnych "casin" - budynek Ptaszarni projektu Girolamo Rainaldiego, w którym Scipione Borghese zadziwiał gości widokiem rzadkich ptaków,  budynki sprzed okresu Borghesów, 5 muzeów, teatry,  ZOO, zegar przedziwny i tym podobne atrakcje.



Scipione Caffarelli - Borghese,  któremu zawdzięczamy zainicjowanie zbiorów składających się na kolekcję narodową,  był typowym dziecięciem swojej epoki.  Tak naprawdę on był Caffarelli ale jego wuj, papież  Paweł V, dał mu prawo do noszenia nazwiska rodowego. Byłby takim zwykłym nepotą, niczym dziwnym na papieskim dworze, gdyby nie jego zamiłowanie do sztuki. W kościele epoki po Soborze Trydenckim, na którym  kler usiłował sam sobie narzucić ograniczenia, kardynał  Borghese był echem rzymskich szaleństw papieży i kardynałów doby renesansu ( wujcio Paweł V kilkakrotnie udzielał mu reprymend za organizowanie bibek w okresie Wielkiego Postu, które to reprymendy nie były brane zbytnio do serca przez papieskiego siostrzeńca ). Jakby było mało imprezowania i szastania kasą to o kardynale chodziły słuchy że jest z kochających inaczej. Taa... "mafia lawendowa" to nie jest żaden "upadek dzisiejszego Kościoła", od zawsze w instytucjach kościelnych trafiali się geje ( trafiali się przeca wszędzie - na tronach, w kantorach kupieckich, przy sztalugach i w armii ).  Zarzuty  były na tyle głośne ( nie tylko ludek plotkował ) że postanowiono przeprowadzić  śledztwo czy kardynała i jego majordomusa łączą tylko stosunki  pracodawcy z zatrudnionym. Śledztwo niczego oczywiście  nie wykazało, starannie tego dopilnowano. Kardynał wyszedł z dochodzenia  czysty jak łza  dziecięcia , a jego majordomusowi, Stefano Pignatelliemu,   dla osłody znalezienia się w niewygodnej sytuacji ( no przeca Święte Oficjum śledztwo prowadziło ) ofiarowano kapelusz kardynalski. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to że tajemnicą  Poliszynela było że śledztwo jest dęte a o upodobaniach kardynała zachowały się tak liczne zapiski że historycy dziwią się  jak ten numer przeszedł i nawet po śmierci Pawła V nikt kardynała  Borghese nie  śmiał ruszyć.  No cóż, mła ma pewną koncepcję dlaczego tak się stało, opartą na współczesnych obserwacjach.  W  każdym razie dzięki "grzesznemu" kardynałowi mła  mogła zobaczyć dzieła  ludzi, których on uważał niemal za przyjaciół ( niemal, bo urodzenie nie pozwalało mu zapomnieć o  "przepaści klasowej" ). Scipione  był jednym z pierwszych mecenasów Berniniego oraz wielbicielem sztuki Caravaggia i to znalazło  odbicie w zawartości kolekcji.  Do swoich zbiorów kardynał dzieła zakupywał, wyłudzał, przymuszał do ich sprzedaży a także zwyczajnie kradł. Kolekcja kardynała,  byłaby warta osobnego muzeum ale na kardynale ród  Borghese nie wygasł, inni jego członkowie przez kolejne stulecia dodawali co raz nowe dzieła do kolekcji.

Postacią na swój sposób tragiczną, która odpokutowała rodowe grzeszki  kolekcjonerskie kardynała,  był Camillo Filippo Ludovico Borghese. W 1807 książę Camillo Borghese ( tytuł dostał we Francji,  po poślubieniu Pauliny z domy Bonaparte primo voto Leclerc d'Ostin ) został zmuszony przez szwagra, Napoleona Bonaparte do sprzedaży mu części kolekcji: 154 posągów, 160 popiersi, 170 płaskorzeźb, 30 kolumn i rozmaitych waz. Sprzedane dzieła utworzyły Kolekcję Borghese w Luwrze. Jakby było mało małżeńskie życie z Pauliną nie należało do najłatwiejszych - Paulina też była swego rodzaju kolekcjonerką, mianowicie kolekcjonowała kochanków. Na domiar złego miewała pomysły dotyczące stylu życia takie jak: noszenie jej do kąpieli przez afrykańskich niewolników, używanie dam dworu jako podnóżków a służących jako krzeseł. Co prawda jak mogła starała się mężowi zapewnić odpowiednią pozycję ( do historii przeszły słowa jakimi zapewniła mu zarząd Piemontem - "Camillo jest imbecylem, nikt nie wie o tym lepiej niż ja. Ale jakie to ma znaczenie, kiedy mówimy o zarządzaniu terytorium?" ) ale mimo tego Camillo nie zdzierżył rozkoszy stanu małżeńskiego i skończyło się separacją. Odetchnął kiedy Paulinie się zeszło w 1825 roku. W 1827 książę Camillo wydobrzał na tyle że zakupił w Paryżu słynną Danae Correggia i zabrał się za pracę  nad kolekcją i spiski. W 1833, na mocy testamentu Francesca Aldobrandini Borghese, kolekcja rodowa została objęta zakazem sprzedaży, co zapobiegło jej  podziałom i zubożeniu zbiorów. W 1891 do Villa Borghese powróciły obrazy które niegdyś przeniesiono do pałacu Campo Marzio, w  tym samym roku cała kolekcja została zakupiona przez państwo włoskie a w roku 1903  udostępniono ją szerokiej publiczności. 


Gallerie Borghese obejmuje dwadzieścia pokoi na dwóch piętrach. Pomieszczenia na parterze służą ekspozycji sztuki starożytnej powstałej od I do III wieku n.e. ( w tym słynnych mozaik z lat 320-30 n.e. znalezionych w Torrenova w 1834 roku ) a także sztuki neoklasycznej ( rzeźby Canovy, między innymi przedstawienie  Pauliny Borghese jako Wenus ). Wiele rzeźb jest eksponowanych w miejscach, do których były przeznaczone, no.  prace Gian Lorenzo Berniniego  stanowiące  znaczny procent w jego dorobku rzeźby świeckiej  ( począwszy od wczesnych dzieł takich jak:  Koza Amaltea z małym Jowiszem i Faunem  z roku 1615,  oraz grupa Eneasza, Anchisesa i Ascaniusa  z lat 1618–19, do  Porwania Prozerpiny  z kat 1621–22 , grupy  Apollo i Daphne  z lat  1622–25  i Dawida  z roku 1623 ). Ponadto w galerii znajduje się kilka popiersi portretowych, w tym jeden portret papieża Pawła V i dwa portrety  kardynała Scipione Borghese  z roku 1632  ( drugi portret Scipione powstał po odkryciu dużego pęknięcia w marmurze  podczas tworzenia pierwszej wersji ).  Dżizaas biegała po pokojach parteru  jak wściekły wewiórek, twórczość Berniniego robi na niej olbrzymie wrażenie  ( hym... Michał Anioł jest oskarżany przez Dżizaasa o stworzenie wzorca dla socrealistycznego kanonu piękna, taa...   ).  Mła usiłowała  nie dostać oczopląsu bo wydawało jej się że patrzy na wszystko naraz ( barokowy albo i inszy  historyczny sposób prezentowania dzieł  nie ułatwiał jej odbioru ) a w końcu oko jej się zatrzymywało na różnych zdziwnościach typu posągi tworzone z różnych materiałów ( tzw. Cyganka i Smutna Niewolnica  )  albo na mozaikach. To kolorowe szaleństwo z marmuru, najwyższej szaleńczej próby, tak mła odbiera zbiory rzeźby w galerii. Rzecz jedyna w swoim rodzaju, must see. 


Na piętrze mamy zbiory malarstwa, mła się przyzna  że  odleciała przy obrazach Caravagia i  przy późnym Tycjanie. Mła przybliży Wam z  jakiej klasy zbiorem dzieł malarskich mamy do czynienia. "Chłopiec z koszem owoców" to jedno z najwcześniejszych dzieł Caravagia, powstałe ok. 1593 roku, na początku jego pobytu w Rzymie. Powszechnie przyjmuje się, że do obrazu pozował szesnastoletni Mario Minniti, przyjaciel i współpracownik artysty, ale według części krytyków jest to autoportret. "Dawid z głową Goliata" - jedno z ostatnich dzieł artysty, prawdopodobnie wysłane kardynałowi Scipione Borghese z prośbą o ułaskawienie. Ułaskawienie było potrzebne bo w 1606, znany z gwałtownego charakteru Caravaggio zabił w pojedynku, prawdopodobnie nieumyślnie, niejakiego Ranuccio Tomassoniego. Postanowiono dać mu czapę ale on przeczuwając własną egzekucje, myknął był do Neapolu. Potem przez prawie cztery lata tłukł się po Malcie i Sycylii, cały czas zabiegając o uniewinnienie. Płótno Dawid z głową Goliata przekazane kardynałowi Scipione Borghese to była taka łapówka, mająca przekonać możnego wielbiciela sztuki do wydania aktu łaski. "Madonna z Dzieciątkiem i św. Anną" zwana Madonna dei palafrenieri lub "Madonna z wężem" – obraz namalowany w latach 1605 - 1606 na zamówienie kardynała łapówkarza do jednej z kaplic w Bazylice św. Piotra. Obraz długo tam nie powisiał, został źle przyjęty przez komisję kardynalską i w końcu nie zawisł w Watykanie. Dzieło do swojej kolekcji zakupił kardynał Borghese, bo insi się nie poznali na geniuszu. "Św. Hieronim piszący" Caravagio też z późnego okresu rzymskiego. Na mła wielkie wrażenie zrobił "Chory Bachus", obraz który Caravagio namalował po ciężkiej chorobie, szpitalnym leczeniu ( leczenie szpitalne w tym czasie było horrorem  ) i otarciu się o śmierć. Dla mła  ten obraz to jest jednocześnie pochwałą witalności i melancholijnym przypomnieniem że mamy termin ważności. No i kolory, trza zobaczyć  żywcem żeby uwierzyć.



"Złożenie do grobu" - obraz namalowany przez Rafaela w 1507 roku. Ten obraz nie był własnością rodziny Borghese, dlatego nazywany jest również Deposizione Borghese  ( takich obrazów jest w galerii całkiem sporo ). Powstał na zlecenie Atalanty Baglioni, patrycjuszki z Perugii, która chciała uczcić pamięć syna. "Dama z jednorożcem" czyli Ritratto di dama con liocorno - olejny obraz na desce, powstały w latach 1505-1506, działo Rafaela, niegdyś przypisywane Pietro Perugino. Portretowaną była najprawdopodobniej Maddalena Strozzi, która w 1503 wyszła za mąż za Angela Doniego a w 1505 była malowana przez Rafaela. Troszki to zdziwne bo Maddalena w chwili powstania obrazu była mężatką a jednorożce były uznawane za atrybut dziewictwa. "Leda" – obraz powstały w latach 1504–10, pochodzący ze szkoły Leonarda da Vinci. Jest podobno najwierniejszą kopię zaginionego w XVIII wieku dzieła Leonarda, obrazu który wchodził w skład francuskich zbiorów królewskich. Autorem tej kopii jest prawdopodobnie Ferrando Spagnolo. "Miłość Niebiańska i Miłość Ziemska" - Tycjan pod wpływem Giorgione, tak rzecz najkrócej ujmę. Obraz został namalowany na zamówienie księcia Ferrary, Alfonsa I d'Este, w latach 1515–1516. Jego tytuł obrazu nie pochodzi od Tycjana, to Vasari go nazwał. Po raz pierwszy został wymieniony w 1613 roku w katalogu obrazów galerii kardynała Scipione Borghese pod innym tytułem: Belta disornata e Belta ornata ( Piękność naga i piękność ubrana ).  Obraz  Tycjana z okresu późnego czyli  z roku 1565 - "Wenus zasłaniająca Amorowi oczy opaską" (  stałam i się wgapiałam, żadna kopia  nie oddaje prawdziwego kolorytu obrazu ), "Danae" – jeden z bardziej znanych obrazów Correggia, namalowany około 1531 na zamównienie władcy Mantui Fryderyka II Gonzagi, jako jedno z serii czterech płócien przedstawiających sceny miłości Jowisza według dzieła Owidiusza pod tytułem "Metamorfozy". Do kolekcji Borghesów trafił w 1827 roku za sprawą Camillo Filippo Ludovico Borghese. 


Malutką część kolekcji przywołałam, są prace Cranacha Starszego, Rubensa, Veronese, Belliniego, Bassano, Antonello da Mesiny czy Parmigianino. Szczerze pisząc znacznie więcej  do obejrzenia  niż zdoła się porządnie zobaczyć w ciągu dwóch godzin. Bo  czas na zwiedzanie jest wyliczony, dwie  godziny i szlus, wchodzą następni zwiedzający. Mła coby pokazać Wam co jest w galerii musiała siegnąć do domeny publicznej, Dżizaas jak to wewiórek pokręciła solidnie i zapewniała mła że do Gallerie  Borghese nie można wnosić aparatów  ( Dżizaas zwiedzała już raz Gallerie Borghese ). Po czym wszyscy nieliczni zwiedzający strzelali foty a mła strzelała tylko oczami na obrazy i rzeźby. Pewnie dzięki temu  macie lepsze foty do oglądania, mła nie jest przeca dobrą focistką tylko człowieczkiem uszczęśliwionym cykaniem fotek. Mam nadzieję że Was ten przydługi post nie znużył i nie zniechęcił   do oblookania Villa Borghese  jeżeli zawieje Was kiedyś do Rzymu. 



30 komentarzy:

  1. Rany, będę wracać do tego posta i wracać i wracać. Wielokroć. Jakie ponapawała? Podejrzewam, że z tym kompleksem ogrodowo-muzealnym jest jak z Luwrem, trzeba być kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt razy, by przyswoić ogrom i różnorodność oglądaną. Dawkując ją sobie rozsądnie, co samo w sobie trudne. A na Rzym, pewnie potrzeba kilka ludzkich żywotów. Coś jest na rzeczy z tym czerpaniem socrealistów z Michała, ale protestuję przeciwko obarczanie go winą. Jedyną jego winą jest bycie geniuszem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ponapawała" brzmi lepiej niż "ledwo liznęła".

      Usuń
    2. Oczywiście że mła polezie do Gallerie Borghese jeszcze raz,a w ogóle to ma przed sobą pierwszą wizytę w Villa Giulia, która do tego kompleksu należy, chce zobaczyć też sztukę włoskich futurystów i ukochanego Giorgio de Chirico a i to tam może oblookać. Wicie rozumicie - mła była w Rzymie dwa tygodnie a tak po prawdzie to zorientowana jest dobrze tylko w topografii miasta ( mła pisze o centrum a nie satelickich osiedlach ). Jest tyle muzeów i wystaw do których i na które mła by chętnie polazła ale czas nie pozwalał. W Rzymie czas dla mła przyspiesza. Dlatego mła wie że do Rzymu jeszcze wróci, bo jest mnóstwo rzeczy które chce w nim zobaczyć.

      Usuń
  2. Szyszunie spowodowały kompletną dezorientację. Przez moment oko dawało do mózgu komunikat, że oglądam obraz ławicy rybek w tropikalnym morzu. Prześliczne są.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są szyszunie cedru, mła straszliwie żałuje że cedry nie znoszą naszych zim. :-/

      Usuń
  3. A kanadyjskie? Kompletnie nie w temacie posta, ale Ci napiszę, że kupę lat temu byłam na wystawie "Kultura cedru", czyli przecudownych m.in masek totemicznych, łodzi,sprzętów rozmaitych z cedru kanadyjskiego. Wszystko z pracy rąk indian, z terenów śnieżnych i mroźnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istniejo trzy gatunki cedru:
      Cedrus atlantica – cedr atlaski
      Cedrus deodara - cedr himalajski
      Cedrus libani - cedr libański
      Cedr kanadyjski widać nie jest znany botanice. ;-) Hym... może to tak jak z cedrem syberyjskim vel limbą syberyjską, która tak naprawdę jest syberyjską sosną Pinus sibirica. Ona troszki pokrojem i kolorem igieł przypomina cedry atlantyckie, stąd zwyczajowa nazwa. W Ameryce jest sporo drzew nazywanych przez miejscowych cedar wood, w wypadku tych indiańskich totemów to najprawdopodobniej chodzi o żywotnika olbrzymiego Thuja plicata, przodka wielu odmian naszych żywopłotowych tujaków. :-)

      Usuń
  4. Patrz, w życiu by mi do głowy nie przyszło że w tym wypadku szwindel nazwowy ma miejsce. Tuję olbrzymią osobiście kupiłam maciupeństwo teraz rosnące obok świerka. Miała być szmaragdem, a jak widać nie wyszło. Z czerwienią po wierzchu nie ma nic wspólnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba stąd cedr że drewno żywotnika czerwonawe. Tuja olbrzymia wbrew temu co się u nas ćwierka nie jest wcale aż tak mrozoodporna, to jest gatunek z nadpacyficznych lasów deszczowych Ameryki Północnej. Krzyżówki są odporniejsze, więc Ty się ciesz że tujowy rarytet Ci rośnie. ;-)

      Usuń
  5. To ja Wam napiszę, żem se posadziła cedr na swoim gruncie. Jaki - zapomniałam. Miał przywieszkę, ale zniknęła w otchłani dziejów. Cedr posadzony został około 7 lat temu i się jakoś trzyma. Zmiana klimatu przyszła we właściwym momencie, od tego czasu nie miewamy tu ( odpukać ) -28 st. mrozu zimową porą. Nie powiem, że wiele urósł, ale nie zmalał i nie sczezł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła się wydawa że masz jakąś odmianę cedru himalajskiego, który w naszych warunkach jest w miarę odporny. Za największego hardcora uchodzi odmiana 'Karl Fuchs'( po 15 latach uprawy w optymalnych warunkach dorasta do 5 m wysokości), podobno tez odporne są odmiany należące do grupy Pakita: 'Eisregen', 'Eiswinter', 'Polar Winter'. Nieco mniej odporny ale łatwiejszy do okrycia jest cedr odmiany 'Feelin Blue', on ma na maksa cóś ponad 2 metry wysokości przy prawie dwa razy takiej szerokości, a rośnie baaardzo wolno. Złotolistnych odmian - 'Golden Horizon' czy 'Lime Glow', raczej nie radziłabym sadzić do gruntu w naszym klimacie. Na temat odmiany 'Pendula' słyszałam różne opinie, są miejsca w których się udaje i takie gdzie nie przeżywa dwóch sezonów ( mimo tego że niby powinna ). :-)

      Usuń
    2. Złotolistnego nie mam. Tego co mam, już nie okrywam. Zakładam, że musiał się dostosować, skoro jeszcze żyje. Na początku raz czy dwa go przykryłam, ale to nie robota. Rośnie w miejscu dla ludzia trudno dostępnym, to może i dla mrozu też?
      A w ogóle to sobie wyobrażałam ( jak taki klasyczny głupowaty ogrodnik Karela Čapka ), że mój cedr, libański oczywiście, olbrzymim drzewem będzie. Za mojego żywota, bo ja też będę żyć 300 lat z hakiem. A wszystko przez "Egipcjanina Sinuhe".

      Usuń
    3. Też tak miewam 😄. Obyśmy się nie myliły w tych wyobrażeniach. U mnie za cedra robi jodełka koreańska, od pięciu lat rośnie po centymetrze, oczywiście doczekam tych kilkunastu metrów. Nie ma innej opcji😀

      Usuń
    4. No co ja mam Wam napisać? Z potęgą wyobraźni nie ma co walczyć - mła ma szydlice jak przy japońskiej świątyni. Hym... i szydlica i moja "świątynia" cóś słabo widowiskowe. ;-D

      Usuń
    5. Najpierw musiałam się dokształcić, co to ta szydlica. Okazało się, że nawet troszkę znam, jako kryptomerię. I znowu przez literaturę. Przez Musashi Miyamoto. Onże się szwendał po Japonii i wszędzie na drodze spotykał szydlice.
      Zobaczysz, że Ci ładnie urośnie drzewko, może świątynia też.

      Usuń
    6. Jedna z moich szydlic ( mam dwie odmiany ) osiągnęła cóś kole 7 - 8 metrów wysokości. Świątyni nadal nie widać. ;-)

      Usuń
    7. Pod ziemią jeszcze ta świątynia. Może wiosną wyrośnie pierwszy kiełek?

      Usuń
    8. Młą się obawia że świątynia to wzięła i wygniła, ewentualnie że nornice ją zeżarły. ;-)

      Usuń
  6. Carravaggio wymiata, a Hieronim i Bachus dla mnie przewspaniałe.. za to ostatni obraz ilustracją literatury mocno fantasy-Dzieciatko w krainie zombi. Większość Dzieciątek to w krainach fantasy, ale to...Paulina wygląda zmyłkowo. Czy to aby na pewno prawda, z tą niechęcią mężowską? Chyba że po śmierci babiszona odziedziczył jej majątek, w tym wizerunki małpy utrwalające jej urodę.i szkoda mu było wywalić, bo to jednak sztuka. Dodatkowa radocha z posta, smoki znalazłam, uff - nie wyginęły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie rozbawiła "Ostatnia wieczerza", obrazek trzeci od dołu. Totalny zwis, towarzystwo jakby wzięli każdy co innego, każden w swoim świecie, Jeszua w środku zagubiony jakiś.

      Usuń
    2. Ten obraz to "Madonna z Dzieciątkiem i św. Ignacym z Antiochii i św. Onufrym" autorstwa Lorenzo Lotto ( św. Onufry to ten z przepaską z liści, Ignacy to ten w szatach biskupich ). Dzieciątko nie jest takie złe, na pewno bardziej realistyczne niż te potwory z dzieł Carlo Crivellego. Co do Pauliny to ona chyba uwierzyła że Cesarstwo Rzymskie w sferze obyczajowej wzięło i wróciło za rządów jej brata. Wizerunek wykonany przez Canovę powstał w czasach kiedy Camillo jeszcze nie wychłódł był w stosunku do Pauliny, znaczy z okazji ich ślubu. Potem to mu szybko przeszło ale musiał biedaczek udawać i wiele znosić. Jak już się odseparowali to Camillo żył sobie na wygnaniu we Florencji ( bo sympatycy Napoleona musieli mykać z Rzymu po abdykacji cesarza ) z oficjalną kochanką a Paulina do męża wróciwszy dopiero na trzy miesiące przed własną śmiercią ( wiedziała że kipnie, umierała na raka żołądka albo gruźlicę czy raka wątroby, były negocjacje, przeprosiny, wstawiennictwo Piusa VII, no i zmarła jak na księżnę Borghese przystało i została pochowana w książęcej krypcie w Bazylice Santa Maria Maggiore razem z innymi członkami rodu ). Takie słuchy chodziły że wcale nie zmarła po katolicku, śmierć wybrała sobie w stylu Rzymu antycznego - niosło się że popełniła samobójstwo ale nigdy tego nie potwierdzono. Niejasne jak przyczyna jej śmierci. Co do posągu to Camillo znał jego wartość, w końcu za niego zapłacił. Po upadku Napoleona Venus Victrix została przeniesiona do pałacu Campo Marzio, a w 1820 roku Camillo Borghese zapakował ją do skrzyni. To było zgodne z wolą Pauliny - tak wynika z jej listu do księcia "Camillo, chciałbym cię prosić o przysługę ... Wiem, że czasami pozwalasz komuś zobaczyć mój marmurowy posąg. Byłabym zadowolona gdybyś już tak nie robił, bo nagość rzeźby graniczy z nieprzyzwoitością. Został stworzony dla Twojej przyjemności, teraz już tak nie jest i dobrze, że pozostaje ukryty przed wzrokiem innych". Dopiero w 1838 roku, po śmierci obojga, posąg wystawiono w Villa Borghese. Przeca Borghese mieli smoka w herbie, smoku musowo trza się pojawić.;-)

      Usuń
    3. Obabrazek namalował Jacopo da Ponte zwany Bassano w 1542 roku po oblookaniu ( nie wiem czy żywcowo czy zapoznał się z ryciną ) słynnego fresku Leonarda da Vinci, z końca XV wieku, znajdującego się w kościele Santa Maria del Grazia w Mediolanie. To jest wenecki manieryzm w najlepszym wydaniu, kolorystyka miodzio - mła była zachwycone zieleniami i różami. Wiadomo - Wenecja! Dużo ukrytej symboliki ( jest wierny pies, fałszywy kot - zgadnij gdzie jest Judasz, potrawy których znaczenie odczytywano w bardzo konkretny sposób ). Najciekawsza sprawa to sprawiający wrażenie lekko odlecianego św. Jan, jedyna osoba z którą Jeszua wchodzi w bliską relacje ( dłoń, stopy ). Jeszua jest nie z tej Ziemi a Jan jak widać na załączonym obrazku. Poza tym Jan jest niemal dzieckiem ( hym... dziś to się pewnie mało biblijnie kojarzy). Jeszua jest w centrum a jednocześnie poza wieczerzą, uczestniczy w niej poprzez kontakt z chłopcem który będzie miał wizję. Zauważ że ubrany nie tylko w cud różową koszulkę ( no i znów, dziś pewnie też się niektórym kojarzy, głównie takim co im się wszystko kojarzy z ) ale ma czarną opończę. Nieczęsto na obrazach widuje się Jeszuę w czerni. Towarzystwo przypomina wzorowane na uprawiających rolę z okolic Wenecji, znaczy prostaki wszystko łącznie z Piotrem co to ma być opoką. Taa... na obrazie wyraźnie widać że naprawdę liczy się tylko Jan, dzieciak z wizją, reszta to przyziemności. Taki obraz mógł powstać w republikańskiej Wenecji, w papieskim Rzymie ten numer by nie przeszedł. ;-)

      Usuń
    4. Zgadnij, zgadnij. Może ten z nożem, a może ten w czarnej szmacie, a może... Jacopo Bassano mógł podpisać pod każdą postacią jej imię. Byłoby łatwiej.

      Usuń
    5. Ja stawiam na dwóch.
      -tego przy którym siedzi kot, czyli chłop pierwszoplanowy w prawym rogu,
      -tego który zręczną łapą sięga po półmisek z głową jagnięcia (fuj), a sam pokurczony tajniacy się po prawej stronie głównego bohatera. Noże, trzy, ostrzami do J. są b. mylące. celuje

      Usuń
    6. Po półmisek to sięga ręka Jeszuy, on wskazuje paschalnego. To jest najprawdopodobniej ten pierwszoplanowy z kotem u nogi. Jak się mu dokładniej przyjrzysz ( znaczy powiększysz obabrazek to zobaczysz że trzyma w ręku sakiewkę ).

      Usuń
  7. Czego jak czego, ale sprawności języka i szczerości to Paulinie można zazdrościć. Dzieciątko jest ok. Ale w towarzystwie zombi. Te trupie rączki, no fuj. Co do ostatniej wieczerzy, to jest wytłumaczenie. To jest wieczerza w stylu włoskim, czyli rozmowa całym ciałem, z użyciem intensywnej gestykulacji. A Jeszua przeżywa, przed nim (lub może za nim) stres związany z myciem gir. Stres jak nie wiem co. Być może myśli, komu tak śmierdzą. Jeśli już było mycie - to zagwozdka kogo pominął..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja tu tak bezboznie i po profańsku. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że niezbyt mam cierpiwosc do religijnych obrazów. Owszem bywają bardzo przejmujące, przepiękne. Ale od już dłuższego czasu nie są dla mnie przedmiotem religijnym. Coś mi się takiego zrobiło po kontaktach z rynkiem dewocjonaliami, chyba w samoobronie. To nie jest normalne, żeby Matce Bożej łepek odkręcać celem nalania wody, różańce na tony liczyć.

      Usuń
    2. Mła nie posiada tzw. uczuć religijnych tylko co najwyżej średniej próby poczucie przyzwoitości, cinżko więc z profanacjami.;-)) Dla mła z racji jej wykształcenia kiedyś dawno tam zdobytego, obrazy religijne nie były i nie są przedmiotem kultu ( ten kult jest dla mła zrozumiały ale rozpatruje go w kategoriach socjologiczno - psychologicznych, że tak rzecz określę ). Jeśli chodzi o to mycie nóg apostołom czyli zapoczątkowanie mandatum to one apostoły w sandałkach chodziły, co najwyżej mogli je mieć brudne straszliwie ale grzybkom to się ciężko przy takim przewiewie rozmnażało. Poza tym tak po prawdzie to obmywanie nóg było wyrazem uszanowania a nie jakimś szczególnym dbaniem o higienę, symboliczne to było. W tym wypadku jest niezwykłe to że rabbi mył nogi uczniom a nie odwrotnie. Co do Matek Bosek z odkręcanymi łebkami - dewocjonalia jakby z natury rzeczy skręcają w stronę profanacji, tak było, jest i będzie. Nie jest to przypisane do chrześcijaństwa, to sprawa dotycząca wszelkich wierzeń i tej ich warstwy symbolicznej i zarazem materialnej.

      Usuń