Ogród zaczyna powoli przygotowywać się do snu. Na Suchej - Żwirowej dogasają ostatnie marcinki, wyzłacają się trawy. Z przebarwieniami liści krzewów za to cieniutko, ani kolkwicje, ani mój karłowy ambrowiec nie czują prawdziwej jesieni. Jakby odporne były na mniejszą ilość światła i listopadowe chłody. Kolkwicje prezentują jasną zieleń liści, natomiast ambrowiec całą gamę odcieni zieloności - od rzekotkowego do głębokiego szmaragdu. Ani śladu czerwieni czy choćby porządnej, jesiennej żółci. Mła nie jest zachwycona takim obrotem sprawy, coś czuję że za zeszłoroczne właściwe wybarwienie liści ambrowca mogą być odpowiedzialne te cholerne lipcowo - sierpniowe upały i doświetlenie "aż za". Tegoroczne lato było bardziej deszczowe i mój ambrowiec w listopadzie znów wściekle zielony jak żaba. Taa... mła pamięta jak jej się pięknie wybarwił parę lat temu, w grudniu się wybarwił. No cóż, nie można mieć wszystkiego, powinnam się cieszyć że sobie rośnie i w ogóle. Mamelon swojego ambrowcowego karzełka pożegnała już dawno temu - najpierw starannie dobrała mu miłe, słoneczne miejsce, później chciała go ukontentować jeszcze lepszym ale złośliwiec odmówił współpracy i zszedł był ku utrapieniu Mamelona. Mój egzemplarz, pozyskany z tego samego źródełka z którego Mamelon pozyskała swojego ambrowca, początkowo rósł tak sobie ale od dwóch lat zaczął porządnie "nabierać ciała". Zrobiła się z niego całkiem spora kula ( to odmiana 'Gumball' nisko szczepiona ).
Z trawami też nie jest tak całkiem słodko, owszem, rozplenice pięknie się wybarwiają ale nie wszystkie kwitną. Dlaczego tylko część się kłosi? Mła postanowiła doczytać w jeszcze więcej tym temacie ( bo w zeszłym roku czytała i zastosowała jedną z porad ) a jeżeli nie uzyska z netu satysfakcjonujących ją info to zacznie dręczyć takich co trawki uprawiajo wyczynowo. No bo wicie rozumicie, wybarwiona kępa rozplenicy 'Moudry' czy 'Black Beauty' jest miła dla oka ale kwitnąca i złocista kępa to jest olśniewająca. Kępami prosa rózgowatego i miskantami to mła się w tym roku nie nacieszy przez upadłego grabka, będzie musiała poczekać z tym cieszeniem się do przyszłej jesieni. Na szczęście trzęślice czyli molinie ratują "honor traw", mła je wprost kocha, są niezawodne! Wysoko "noszone" kłosy, delikatny pokrój - w październiku i listopadzie molinie są dla Suchej - Żwirowej tym czym ostnice w czerwcu i lipcu. Przenoszą tę moją sztywną rabatę w inny, łąkowy wymiar. Jakoś tak bardziej subtelnie wygląda dzięki tym delikatnym trawom ( a taka rabata na której rośnie szałwia lekarska pospołu z irysami i lawendą to ma daleko do wszelakiej subtelności ). Na zdjątku obok mła prezentuje Wam "Niderlandczyka", znaczy to jest zimowit Colchicum speciosum 'Atrorubens'. Dostawy roślinków nam jego zakup przez mła nie przyspieszył, ale przynajmniej na rabacie jakoś się tam prezentuje. Rzeczywiście wybarwienie jest niezłe. Mła masochistycznie się zastanawia czy aby i w przyszłym roku jakiegoś zimowita sobie sprowadzić?
Mła kiedy tak oglądała swój ogród przypomniał się wiersz Stanisława Grochowiaka "Rozbieranie się do snu" - Alcatraz i Sucha - Żwirowa tacy właśnie niemal do szkieletu rozebrani. Ogród turpistyczny, w stanie daleko posuniętego rozkładu, który przeca nie jest niczym innym tylko wybuchem innego życia. W przypadku ogrodów głęboko ukrytego, nieoczywistego bo niewidocznego gołym okiem. Nic nie fruwa i nie bzyczy ale to nie znaczy że jest martwo. W ziemi, w opadłych gnijących liściach, w skorupkach po "kipniętych" ślimakach nadal trwa życie. Bakterie, wirusy, fagi - wszystko to tajemniczo egzystuje, wytwarzając ciepło pozwalające na rozwój mimo spadku temperatury powietrza a w bardzo niesprzyjających warunkach to hym... tego... żyjątkowo schodzi do podziemia. Mój ogród niemal rozebrany do snu ale te wszystkie niewidzialne organizmy pozwolą mu śnić, to nie będzie zimowa martwota tylko śnienie o wiośnie.
Bardzo nagłe w tym roku to układanie się. Z dnia na dzień widać różnicę, bardzo późnojesiennie się zrobiło.
OdpowiedzUsuńHym... jest prawie koniec pierwszej dekady listopada, to nie tak nagle. Mła myśli że październik był ciepły i wilgotny, liście się długo utrzymywały na drzewach. Teraz zjazd temperatury i wydaje nam się że po tak nagle po złotej jesieni.
OdpowiedzUsuńAle Twój ogród, lub lepiej ogrody, zadziwiają, wiesz? Konwalniki rzeczywiście jak pająki,brr, mimo że urodne. Fotki traw mogłyby być fotografiami abstrakcji, a hakone z paprocią fotografią podwodną. Języczniki też jakieś morskie.😄.
OdpowiedzUsuńHym... ogród mroczny, jak z horrorów. Takie zdziwności pajęczo - morsko - potworzaste w nim rosną. ;-D
UsuńAleż cudne masz te paprocie ! I traw zazdraszczam... Ale za to u mnie jeszcze sporo roślin kwitnących - rozchodniki , resztki dalii, jakaś chryzantema , ostatnie nasturcje, zwariowane oleandry, obsypane nowymi pąkami (wynoszę je do piwnicy dopiero po solidnych przymrozkach), jakieś dziwadło w doniczce- całe lato marniało i miało się na umarcie, ale teraz oszalało, wypuściło prawie metrowy pęd kwiatowy i kwitnie różowiasto już z dwa tygodnie (a myślałam, że mam tam posadzony agapant). Taka pocieszka :-)
OdpowiedzUsuńU mnie kwitnienia dogasają bo chryzantem domowych nie liczę. Zimno i wilgno, jak mawia Wujek Jo, mła czuje listopad w kościach. Zostaje mi pocieszanie się paprociumami i ostatnimi kolorowymi liśćmi. Zawsze to cóś. ;-) Znaczy tyż pocieszka.
Usuń