sobota, 28 listopada 2020

DżejPiTju i mła - słowo prawie na niedzierlę

Mła jak to zawsze po przeżyciach się bierze  i się uspokaja. Uspokajanie u niej sprzyja  analizowaniu, tak jakoś to działa. No to mła  bierze na ten swój mały mózg i analizuje. Ostatnio się działo w dziale duchowość i religia i mła się ma  w co wgryźć. To będzie post bardzo osobisty, długaśny, ględzący  i zmuszający mła do przyjrzenia się własnej przeszłości na tzw. tle. Będzie o mła i "naszym papieżu".  Nie będzie  to wcale  tekst świeżo obudzonej i wcząśniętej ( bo mła  ani świeżo obudzona  ani tym bardziej mocno wcząśnięta ),  nie będzie to też opowiastka  o Gargamelu z Wadowic któren jest Samo Zuo, będzie do rozmyślania  troszki  o instytucjach w życiu naszem, o wyborach których dokonujemy i tych które dokonuje się dla  nas  lub w naszym imieniu. Mła ma nadzieję że nikogo ten wpis nie urazi ale jak urazi to trudno, mła bywa czasem krytyczna  w  sposób którego ludzie nie lubią. Wpis ten powstał dlatego  że mła się naczytała  czegóś co się nazywa listem w sprawie  bezczeszczenia  pamięci papieża Jana Pawła II, który to list podpisało wielu ludzi z akademickimi tytułami. No i ma się wzięła  i zrefleksjonowała.

Zacznę od  tego że rozwój nauki zakłada może nie brak szacunku, ale bezstronne podchodzenie do obiektu badań. Przedmiot badań się obiektywizuje, inaczej  nie możemy  mówić o naukowym podejściu. Mła zatem tytuły akademickie przy nazwiskach w tym liście troszkę dziwią ponieważ ludzie nauki powinni jej zdaniem mieć jasność co do tego jak  będzie przebiegał proces badania dorobku papieża. Mła odniosła wrażenie ( być może mylne ) że ta akademickość i yntelygenkość miała za cel "ujarzmienie autorytetem" kontestujących  spuściznę Jana Pawła II. Hym... dla niej osobiście to po lekturze tego listu zapaliło się ( nie po raz pierwszy ) czerwone światełko odnośnie   jakości tytułów akademickich przyznanych ludziom którzy nie rozumieją procedur badawczych a także  tzw. zwyczajnego biegu rzeczy. Oczywiście wywalczenie "nakazu szacunku"  jest niemożliwe, to walka  z wiatrakami i mła bardzo dziwi że ten list podpisany jakby nie było przez ludzi nauki, ma właśnie taką  a nie inną treść i formę. Mła troszki rozumie tych profesorów, mła też jest starszawa i emocjonalnie związana z obiektem badań ale mła nie pisze listów otwartych w obronie pamięci bo mła wie, choć żadnych tam prof. i doc. przed nazwiskiem nie ma, że  zapamiętywanie jest procesem, pamięć znaczy ewoluuje. Profesorstwo  tak ładnie pisze o deformacji pamięci ale mła widzi że  ich emocjonalne podejście  do polskiego papieża   rzutuje  na ich własną pamięć. Mła pozwoli sobie przypomnieć w tym miejscu że  przeca watykański  raport w sprawie amerykańskiego kardynała to nie jest jedyny dokument który rzuca światło na sprawy pedofilii i zmieniającego się do niej  na przestrzeni lat stosunku Watykanu. Od lat dziewięćdziesiątych  ubiegłego wieku wylewało się szambo obyczajowe które dotyczyło wszystkich stopni duchowieństwa katolickiego, jedyną różnicą jest obecnie to  że dokumenty dotyczące szamba zaczęły wypływać bezpośrednio z Watykanu, czego ludzie wypierający do tej pory odpowiedzialność Kościoła w tej kwestii, nie mogą już ignorować. Mła czytawszy tylko wyjątki z raportu ze sprawy McCarrica ale były one na tyle obszerne  że zauważyła nieprecyzyjność w obszarze badania stosunku do ex kardynała przywódców KK. Jeżeli ona to zauważyła to bystrzejsi  od niej ( a mnóstwo   ludzi jest od niej  bystrzejszych ) tyż to zauważyli. Ta nieprecyzyjność wymaga  doprecyzowania i mła wie że któś to prędzej czy później zrobi.  Żadne listy  o bezczeszczeniu pamięci tego nie zmienią. Mam wrażenie że profesorstwo brnie w mitologię zapominając  że papież  to nie tylko  nie jest Pan Bóg w Trójcy Jedyny ale nawet heros z niego żaden. Ot,  człowiek jak my wszyscy, postawiony zrządzeniem opatrzności, przypadkiem czy brakiem przypadku czy czym tam jeszcze kto chce, na stanowisku szefa instytucji,  która nie raz i nie dwa  miała problemy z przekraczaniem norm obyczajowych  i wiarygodnością.

Teraz będzie o mła osobistym stosunku  do DżejPiTju. Mła swój stosunek  do papieża Polaka określa mianem przywiązania. Żadna  miłość bezwarunkowa  ale pełne  wdzięczności przywiązanie. Ono będzie już we mła zawsze, niezależnie od tego czego mła się  jeszcze dowie o watykańskiej  kuchni, bo mła jest  swoiście religijna  i ma  świadomość jak toczy się światek. Mła jest bardzo głęboko przekonana o tym że  bez wsparcia jakim dla naszego narodu  był wybór jednego z nas na głowę KK i  bez  osobistego, bardzo  mocnego  zaangażowania Karola Wojtyły w proces rozmontowywania  systemu  komunistycznego ( u nas w kraju odbieranego jako  imperializmu rosyjski dla niepoznaki zwany sowieckim ) ekonomiczny  i polityczny upadek ZSRR mógł  mieć  dla nas zupełnie  inne konsekwencje. Moglibyśmy trwać jeszcze dłuuugo w  formie czegoś podobnego do sytuacji białoruskiej bo stopień naszej samoorganizacji byłby znacznie niższy. Wszyscy, bez  względu na to czy silnie wierzący, czy  katolicy kulturowi czy też  ateiści,  nie za bardzo mielibyśmy koło kogo się skupić gdyby DżejPiTju  nie było. Tak się nie stało i w jakimś stopniu zawdzięczamy naszą wolność  człowiekowi który stał się dla nas wszystkich przywódcą albo punktem odniesienia, komuś kto pozwolił nam się przeliczyć i poczuć na moment wspólną  tożsamość. Mła zatem paczy  z perspektywy narodowej troszki i z własnej, osoby która nie została szczęśkiwie  udupiona komuną.  Dla mojego pokolenia, które w czasie pierwszej Solidarności ( zwanej prawdziwą, choć miała  korzenie zarówno antykomunistyczne jak i  esbeckie ) przechodziło z nastolęctwa w dorosłość, KK z papieżem  Polakiem na czele był symbolem oporu, niezgody na opresyjny system i w co dziś młodszym sporo  ode mnie ciężko uwierzyć  - był powiewem wolności i nadziei. DżejPiTju był też pierwszym papieżem który wszedł w dialog z innymi, niechrześcijańskimi wyznaniami, KK wydawał się wówczas nam przygniecionym  niechcianym  sojuszem i zamordystycznym kretynizmem realnego socjalizmu ostoją tolerancji.  To  naprawdę było coś!  Mła była zauroczona  nie ulega wątpliwości, to że było to szczenięce zauroczenie typu "różowe okulary" tyż. 

Kiedy mła minęły już  młodzieńcze wykwity  uczuć, kiedy rewolucja zmieniła się w ewolucję, znaczy kiedy zderzyła się z realem powstawania niepodległego państwa,  zaczęła bardziej realistycznie patrzeć na instytucję Kościoła. A potem na Kościól jako wspólnotę wiernych. Otrzeźwiającym dla niej momentem  była  papieska pielgrzymka do niepodległej Polski i to co podczas niej mówił papież, do mła dotarło wówczas że powiew  wolności zamienił się w walkę o władzę. Pokumała tak jakoś szybko że nie była to tylko walka o tzw. rząd dusz a bardzo  przyziemne  polityczne machinacje. Polityczne przyziemne machinacje  i autorytet moralny to  jest cóś,  co jak mła uważa, zupełnie do siebie nie pasi. Mła zaczęła  tę paskudną politykę w działaniach papieża  dostrzegać w czasie minionym, nagle okazało się że wszystko co  do tej pory robił dla naszej niepodległości i samostanowienia  Kościół,  ma podszewkę. Nie  oznacza to jednak że mła przestała cenić DżejPiTju, ceniła  ale był już dla niej  kimś innym - nie duchowym przywódcą  narodu  a facetem z podszewką. Mła nie czciła  DżejPiTju , mła miała do niego stosunek sentymentalny i szanowała  jako kogoś bez  kogo mła byłaby w dupsku polarnego niedźwiedzia. Mła  do dziś patrzy na niego poprzez pryzmat lat osiemdziesiątych w Polsce, jak pisała wyżej - wie z tego nieobiektywnego patrzenia już się nie wyzwoli. Mła dość  szybko zauważyła że między wyższym kościelnym personelem w Polszcze a papieżem jest spory dystans intelektualny  ( nieliczne wyjątki potwierdzały regułę ) i że dzieje  się cóś nie halo bo papiescy nominanci w naszym kraju to nie były orły sokoły. Nie bardzo  rozumiała dlaczego swojej ojczyźnie  papież  robił takie gugu ale przestało jej to zaprzątać głowę  bo szczerze pisząc instytucja Kościoła stała się jej obca i obojętna. Pewnie byłaby  obojętna  nadal  gdyby nie  to że KK w Polsce miał wręcz nieposkromiony apetyt na władzę i zaczął zawłaszczać państwo. Mła myślała że się  Kościołu we łbie przewróciło od  dobrobytu ale  doszła  do wniosku że  się  nie przewróciło  tylko że Kościół zawsze miał ze swoim  stosunkiem  do władzy problem.

Teraz będzie łopatologia stosowana. W czasach stosunkowo nam bliskich to po "Rerum novarum" Leona XIII  wyrósł w kościele  model "zaangażowania", KK zamiast po  królewsku panować i przewietrzyć  dla  wiernych teologię, postanowił włączyć  się w tzw. walkę klas i  tworzyć model  nowego człowieka. Mła się wydawa że przez tę chęć KK do politycznego zarzundzania a nie do królewskiego panowania teraz Kościół ma kłopoty. Panowanie jest  pewnego rodzaju marginalizacją ale trwanie jego jest  znacznie dłuższe  niż trwanie tych co  zarzundzają. No i cieszy się większym szacunkiem. Po rewolucji Leonowej j  był Jan XXIII i  otwarcie się Kościoła na nowe ( czyli ucieczka przed kłopotliwymi pytaniami o stare ) a  jeszcze później była "Humanae vitae" Pawła VI,  która uwikłała KK w spór z nauką ( spory z nauką zawsze KK przeżynał ) i sporą rzeszą wiernych.  Zaangażowanie papieża,  dla którego  celibat wg. nauk KK powinien  być stanem prawie że naturalnym,  w sprawy życia seksualnego wiernych wśród katolików wywołała pewien ferment. On  narastał i w końcu zaczęło  kipieć.  Ponieważ KK skoncentrował się   dosłownie  na dupie Maryni a  każda akcja wywołuje reakcję, to  Marynia namówiła inszych żeby skoncentrowali się na kościelnych tyłkach. No i  wylazło to co do tej pory było zamiatane pod  dywan. Ludzie kościoła  rzadko byli aseksualni, przeca  jakoś nie przyjęła się ta kastracja którą proponował Orygenes (  sobór nicejski w 325 roku zakazał kastracji jako praktyki religijnej, mła robi się cóś  podejrzliwa kiedy  teraz  różni tacy nawołują żeby wrócić  do chrześcijańskich korzeni ). Było zatem w czym wybierać. Przy czym niektóre zarzuty typu "To co my dziś nazywamy pedofilią towarzyszy KK od zawsze" są od czapy.  Nie można  Kościoła oceniać bez  kontekstu  historycznego, bo zaraz  nam wylezie  że taka Jadwiga  Andegaweńska jako dwunastolatka to została do wyra wepchnięta ponad trzydziestoparoletniemu Jagielle przez  panów małopolskich  i w związku z tym Polska to kraj pedofilów a województwo małopolskie to  Sodoma i Gomora w jednym. KK jako  instytucja jak i wiele innych  instytucji, opierała  się między innymi na prawie  rzymskim,  a ono było skonstruowane w oparciu o obyczajowość z czasów rzymskich a nie współczesnych.

Trzeba sobie jasno zdawać sprawę że nasze dzisiejsze podejście do pedofilii   zszokowałoby XVI wiecznego człowieka żyjącego w Europie  ( no bo to jak najbardziej w porzo  żeby dwunastolatka i czternastolatek jak przystało za zgodą rodziców się pobrali i to zanim osiągnęli  faktyczną zdolność prawną do rozporządzania własną osobą  ).  To ahistoryczne podejście do sprawy pedofilii to głupota, co nie znaczy że Kościół, Matka Nasza prowadził się nienagannie. Wielokrotnie w swojej  historii Kościół się "reformował w duchu wstrzemięźliwości" i wielokrotnie dawał ciała bo Matka Nasza z Matką Naturą przeżynała. Zaprawdę powiadam Wam, lepiej by było żeby Paweł VI  czymś innym się zajął w swojej encyklice. On jednak postanowił zanurzyć się we  współczesności od dupy strony i ostro odnieść do zdobyczy nauki, która umożliwiła o wiele mniej inwazyjne sterowanie płodnością kobiet przez nie same ( pragnę zauważyć  w tym miejscu że do XIX wieku spędzanie wczesnych płodów nie było dla Kościoła problemem ).  No to popultano się i w jakiś czas potem przypomniano  Kościołowi jego własne grzechy.  Crimen sollicitationis  z roku 1922  zmodyfikowana w 1962 roku przez Jana XXIII, zajmująca się problemem   molestowania przez  ludzi Kościoła ludzi świeckich,  może dla nas dziś stanowić szokującą lekturę a nie dzieli nas od jej wydania więcej niż sto lat. No i to że dopiero  wicie rozumicie molestowanie za przestępstwo kanoniczne uznał  Jan Paweł II i było to w roku 2001. Ujjj!!! Dokładnie  83 lata zajęło KK  dostrzeżenie że  wrażliwość  społeczna się wzięła  i mocno zmieniła ( i tak krótko, Galileusz z tym swoim podejściem do empirii i  nauki musiał czekać dłużej ). O praktyce zawiadamiania o  przestępstwie duchownego władz  państwowych to lepiej zmilczeć bo jak widać i słychać fajnie nie jest.  Takie  to są niebezpieczeństwa   kiedy sacrum zanurza się w profanum, a instytucja religijna  chce mieć monopol albo  choć wpływ na przyziemność naszą powszechną. W końcu żeby rzucać w kogoś kamieniem samemu powinno się być  bezgrzesznym a to jest niemożliwe o czym KK wyraźnie zapomniał ( jak i o wielu innych naukach rabbiego z Galilei ). Zdrowiej zachować pewien dystans. My tu się tym wszystkim za bardzo  nie zajmowali bo i nasz katolicyzm taki  obrzędowy  i przez większą cześć wieku XX to się ciągle musieliśmy przed kimś  bronić, braliśmy KK  z dobrodziejstwem inwentarza bo sprawiał wrażenie swojego ( choć historia cóś  się  nie zgadzała bo wcale nie taki swój i różne grzechy wobec naszego narodu miał ).

Wracając  do DżejPiTju to był człowiekiem działającym w ramach instytucji, został głową Kościoła  który od początku swojego istnienia był jaki był, i to w czasie w którym na tle  przestępczo - gospodarczo - obyczajowym  już znów zdrowo się działo. Żadnemu z papieży nie udało się uczynić tego kościelnego tworu czymś świętym (  jak wiadomo  Kościół święty być nie może, wszak jest instytucją złożoną z ludzi a ludzie są ułomni ). Wierni jednakże uparli  się żeby na czele nieświętej instytucji stał autorytet moralny.  Qrcze, zdrowo pokręcone! Dlaczego miałoby się udać  papieżowi z Polski uzdrawianie KK skoro nikomu się  jeszcze nie udało? Czy winą DżejPiTju jest to że jako  polityk skoncentrował się na tym co mu najbardziej  na sercu leżało a jako tzw "autorytet moralny" był ślepy na insze zagadnienia? Może powinien się zabrać za reformę kościelną, dla KK to byłoby lepiej  albo i nie,  ale jaki wpływ  to by miało na nas? Może kasa która płynęła na to żeby kiedyś tam  mła mogła poczuć wolność pochodziła ze zbiórki organizowanej  przez łebskiego  przestępcę pedofila?  Mła tego nie wie, wie natomiast że ten zastrzyk finansowy mógł pomóc zmieć jej życie. Hym... wychodzi na to że mła  mogła skorzystać na przestępstwie, umoczonym  trochę ciężko się oburzać na rzeczywistość nawet jak umoczeni nieświadomie. Wie też mła że Jan Paweł II był dzieckiem swojej  epoki a jego dorosłe życie kształtowała instytucja do której należał. Działająca jak mafia, o nieprzejrzystym finansowaniu, pełna tajemnic i często żerująca na wiernych. Pobrnijmy dalej w mafijną poetykę. DżejPiTju  był obciążony tym że inny gang ze  Wschodu wlazł mu na terytorium i niszczył jego ludzi. On był z tymi, którzy byli przeciwko tym ze  Wschodu.   A kiedy stał się capo di tutti capi  i  roztoczył nad nami opiekę, to  prawie wszyscy byliśmy z tego powodu zadowoleni bo lepsza wydawała nam się mafia wyrosła z nas  niż obcy ubrany w  ideologię imperializm. A  co by było z nami gdyby DżejPiTju  zaczął wówczas reformować mafię? Zdaniem mła to mamy wobec  DżejPiTju nierealne wymagania ( podobnie jak obecnie wobec Francesco ) - kiedy Michaił Gorbaczow zaczął reformować KPZR  to ona się wzięła i skończyła  ( bo to co funkcjonuje pod  tą nazwą obecnie to jest całkiem cóś inszego ).

A co by nam tu w Polsce dał KK o mniejszej sile rażenia w latach osiemdziesiątych XX wieku?  Krótkoterminowo to dzięki szefowi KK łatwiej wybiliśmy się na niepodległość, długoterminowo to odbija  nam się jako państwu brak odcięcia pępowiny od instytucji Kościoła, tak jak włoskiemu państwu  odbija się mafią i zapewne w wyniku niestrawności staniemy się państwem odreligijnionym, co wcale  nie jest złe. Do kogo mamy mieć  o to pretensje i czy w ogóle o to można mieć pretensje?  Obecnie KK nie jest wykańczany przez  próby reform, ani też przez masonów czy zaciekłych ateistów, nawet nie przez konsumpcjonizm, instytucję zabija smartfon, znaczy szybki obieg informacji. Przeciętny wierny jeszcze ćwierć wieku temu nie był tak bombardowany informacjami, teraz  one go dosłownie zalewają. Ludzie  w moim wieku  i troszki młodsi mają dysonans poznawczy bo wzrastali tak jak i ja  w przekonaniu że Kościół jest instytucją mającą tzw. historyczne zaszłości na koncie ale obecnie to skrzyżowanie związku wyznaniowego z organizacją dobroczynną. No cóż, okazało się  że nie jest. No i co z tym robić?  Są tacy którzy oleją temat i pójdą dalej ale są  i tacy dla których jest to naprawdę  kwestia wiary.  Jak ktoś  jest  mocno wierzący to znaczenie drugorzędne ma dla  niego organizacja Kościoła, będzie oburzał się machlojami ale członkiem Kościoła będzie się czuł nadal i tylko różności  będą  go uwierały ( co będzie załatwiał albo poprzez próbę jakiejś  reformy oddolnej albo przez wyparcie i twierdzenie że  wszystko jest OK ). Mła wie tylko jedno -  dobrym  lekarstwem na ból powodowany przez  zawiłości życia jakie mła zna jest jawność. Jawność zapewnia katharsis i sprzyja układaniu spraw od nowa.  Jak to kiedyś DżejPiTju mądrze powiedział "Prawda Was wyzwoli",  więc może potęga smartfona  nie jest taka zła?

A co z obawami profesorstwa o pamięć o papieżu? Mła pozwoli sobie przypomnieć że kiedy dwa tysiące lat temu pewien rabbi  wjeżdżał na osiołku do świętego miasta Jeruszalaim to ludzka  ciżba witała go wrzaskiem ku czci i palmami. Parę dni później ten motłoch żegnał tegoż rabbiego wrzaskami inszej treści i opluwaniem.  Pamięć masowa jest pamięcią złotej rybki, pięć sekund i świat przeszły nie istnieje. Wpisywania w pamięć zbiorową i jej weryfikacji  dokonują ludzie którzy z masy się wyróżniają i to są na ogół tacy  którym listy o bezczeszczeniu pamięci zwisają.  Co prawda Napoleon twierdził że historię piszą zwycięzcy ale mła świetnie wie że to nieprawda, było to  pobożne życzenie Napka a nie cóś wynikającego z ludzkich doświadczeń. Zawsze znajdą się umysły dążące do prawdy i stale odbywa się weryfikacja pamięci zbiorowej. Jak już pisałam wcześniej zapamiętywanie jest procesem, każda zapamiętywanie, to zbiorowe też. Zapewne za jakiś czas ludzie  którzy odbierali Jana Pawła II na poziomie Lolka  Kremówki, naszego człowieka w Niebiesiech, Pambukowi niemal  równego,  zachłysną się tym  jaki to był z niego Drań przez duże D, Szatan wcielony i Samo Zuo. Profesorstwo nic na to nie poradzi bo nie ma co dyskutować z ludźmi bezkrytycznymi. Profesorstwo przez pielęgnowanie wybiórczej pamięci o świętym DżejPiTju,  któren nie wiedział nawet  co to jest pedofilia,  nie obronią prawdy o Janie Pawle II, za bardzo zajęci są obroną mitu żeby bronić prawdy o człowieku. A ludzie i ludziska  z czasem masowo zobojętnieją, kiedy nadejdzie ta obojętność pojawią się tacy którzy będą dociekali prawdy i to oni będą wpisywać  w pamięć masową Jana Pawła II dla tych co przyjdą po nas.  A  mła będzie sobie żyła  z pamięcią o człowieku który nie  mógł nie wiedzieć o przestępstwach wobec dzieci dokonywanych przez ludzi Kościoła, który nie dla wszystkich okazał się być dobrym, który miał zalety i wady,  był rasowym politykiem ale jakoś się to nie  przekładało u niego na bycie wyjątkowym, moralnie jednoznacznym ( ta... )  przywódcą wspólnoty religijnej. Który poprzez nominacje biskupie rozłożył polski Kościół a jej samej pomógł załatwić sobie lepsze życie.

Na osłodę ględzenia macie cud dżefka. Średniowieczne.

13 komentarzy:

  1. Zdecydowanie wybieram dżefka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła tyż by wybrała. Cóś jej ten post długi wylazł ale mła chciała dokładnie opisać co jej w duszy gra.

      Usuń
  2. Bardzo masz rację. Nic mnie tu nie uraża, sama też na swój sposób robię rozrachunek. Dzielić się wnioskami nie będę, większość smutnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu znajomków mła którzy myśleli że jakoś ze spokojem podejdą do odjaniepawlenia naszej zbiorowej świadomości nagle odczuwa jakieś żale że wcale. Mła myśli że to w większości wypadków żal za utraconym bohaterem z czasów młodości i za samą młodością. Marność świata nas jakby dopada kiedy Winnetou okazuje się postacią fantastyczną. Cóż, to są "rozkosze" późnego dojrzewania.

      Usuń
  3. Cieszę się, że nie zakończyło się to palpitacją serca i masz się lepiej :))))) Zdrowia życzę tam wszystkim, kogo widzisz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozmyślania janiepawłowe to nie jest cóś co mła może puls przyspieszyć, to raczej takie uwieranie w rodzaju ciut nieczystego sumienia, jakby mła się czuła odpowiedzialna za młodzieńcze zauroczenia. Za życzenia zdrowia dziękujemy.

      Usuń
  4. Wiesz co? Te dżefka to niezła metafora jest. Ich artystyczny średniowieczny portret tak ma się do prawdziwego wyglądu drzew, jak wizerunek wyryty w mózgach ogółu ma się do prawdziwego Karola Wojtyły, noszącego miano w wersji mocno skróconej JPII. Teraz ten skrót wygląda jak ksywa agenta obcego mocarstwa. J23, coś w tym guście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dżefka te jednakże mimo daleko idącej stylizacji są rozpoznawalne, człowiek jest się w stanie zorientować co to za gatunek. Myślę że podobnie jest z twarzą publiczną, że tak rzecz określę, a tym jaki ktoś jest bez fleszy. Człowiek stworzenie niejednowymiarowe, określić cinżko ale to nie znaczy że takich ocen nie dokonujemy, wprost przeciwnie - robimy to z pewna zajadłością i najczęściej po łebkach. Na Karola Wojtyłę patrzymy przez pryzmat KK, zblatował się z instytucją do tego stopnia że nie odróżniamy już co jest jego zasługą bądź winą a co zasługą bądź winą instytucji którą dwadzieścia parę lat rządził.

      Usuń
  5. No cóż podobne zachłyśnięcie w młodości przeżyłam. Mam nawet zdjęcia papieża w papamobile na naszej ulicy. Ale wiesz, nie uwiera mnie, bom była młoda, dopiero zaczynałam. I ja doszłam do wniosku, że nie potrzebuję kk, wyszłam i nie wróciłam.
    A jeśli chodzi o JPII, nawet mi sentyment nie został, bo obawiam się, że ta studnia jest głęboka. I nie mam ochoty zaglądać. Człowiek jak każdy z nas, dokonał swoich wyborów.
    Ja najbardziej się zastanawiam, co watykan ma w swoich archiwach, katakumbach, bibliotekach...to mnie wkurza, bo to nasza historia, ukradnięta i zawłaszczona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem trzeba się pogodzić z tym, że nie będzie się wiedziało wszystkiego.

      Usuń
    2. Taa... te zauroczenia młodości, człowiek jest wówczas tak naiwny że można go spokojnie zaprosić do Konsomołu czy Hitlerjugend. Zdolność krytycznej analizy przychodzi z wiekiem. Z KK sprawa jest o tyle bardziej skomplikowana że raczej rzadko pociągają nas charyzmatyczne osoba hierarchów czy głowy KK, uczestniczymy w Kościele poprzez przodków, religię dziedziczymy i ona jest dla nas dziedzictwem domowym, przyjmowanym często bezrefleksyjnie. No a potem się okazuje że wspieraliśmy organizację która przyczyniła się do ludobójstwa w Rwandzie ( tam odbudowano bardzo dużo kościołów, tylko bardzo słabo z odbudowywaniem tym katolickich, co mła wcale nie dziwi ). No i że to się działo jakoś tak niedawno i niemal nam to umknęło że dość mocno zaangażowany w sprawy Rwandy był pewien polski biskup. To że się wszystkiego nie wie to oczywiste ale trza się starać żeby wiedzieć jak najwięcej. Jak to mawia Tatuś - "Ludzie są albo ciekawi albo głupi". Hym... ciekawe jak to się ma do tego że bardzo małoletnia mła usiłowała włożyć spinkę do włosów do kontaktu. ;-)

      Usuń
  6. Taabazo, mędrczyni, albo lepiej, wiedźmo.
    Mnie niczym nie uraziłaś. Ale moja religijność zawsze była niestandartowa, a dżipitju nigdy nie był moim idolem. A znowu moja osobowość, ku wielkiemu memu ubolewaniu, głębią nie poraża. Nie mam głowy do przemyśleń, do ciągnięcia rozważań i wniosków wyciągania. Moje myślenie odbywa się gdzieś pod progiem świadomości. Tym bardziej cenię ludzi, którzy to potrafią.
    Napisałaś mądre rzeczy, wyważone, i ja nie mam Ci nic do zarzucenia.
    A obrazki całkiem przyjemne, zaraz sobie popowiększam i będę się napawać detalami, jeśli rozdzielczość pozwoli.
    Nadmienię, że u nas - biało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła jest daleka od wielkiego rozumu, mła ma taki całkiem nieduży, dość zdezelowany rozumek. Mła nie jest ani głęboka jak ta studnia głębinowa, ani płytka jak Zatoka Pucka u brzegu. Mła jest normalna, przeciętna i w ogóle się jakoś specjalnie bystrością umysła czy jakością przemyśleń nie wyróżnia. Mła czasem tylko siebie analizuje i swój stosunek do różnych spraw bo nie jest tak do końca pewna czy jej świetlany charakter jest tak bardzo świetlany ( na ogół jej wychodzi że wcale nie jest ). W chrześcijaństwie to się nazywa rachunek sumienia u mła to się nazywa poszukiwaniem gdzie dałam dupy. U mła sypie ale do białości daleko.

      Usuń