Tak to już jest w naszej krainie że na początku listopada człeka myśli nachodzą o tzw. sensie istnienia. Mła w tym roku to szczególnie, dużo osób bliskich mła odeszło, niektórzy nawet z wpisanym covidem ( szpital tyle nie zarobiłby na kardiomiopatii rozstrzeniowej czyli krańcowej niewydolności zastoinowej serca czy na terminalnej niewydolności nerek co na zgonach covidowych, personel też żyć z czegoś musi a szpital rachunki płacić - okrutne ale prawdziwe ). Mła się zatem zastanawia nad tym do czego to życie ma prowadzić i na co ono. A tu jeszcze w ramach otwierania umysła mła bombardujo nowymi starymi pomysłami, takimi jak transhumanizm ( od 30 lat ulubiona teoria Tatusia ) na ten przykład. Taa... mła uchroniona przed śmiercią za pomocą skopiowania jej jaźni do świata cyfrowego. Wicie rozumicie, New Age skrzyżowane z matrixem. Może to dobre dla fanów gier komputerowych ale mła po głębszym zastanowieniu jednak woli klasycznie odwalić kitę, ryzykując ( he, he, he, mając nadzieję ) na choćby przejściową nicość czyli odpoczynek. Nikt niby nie chce kipnąć, każdy się boi ale żeby tak trwać bezterminowo? Człowiek istota zdziwna, potrafi świadomie, z chęci nieistnienia przerwać swoje życie a transhumanizm ma uszczęśliwić ludzkość? Brednie!
Mła się tak zastanawiała nad tym transhumanizmem ale to co tam dostrzegła to nie możliwość rozwoju , "nowy wspaniały świat", "człowieka w maszynie", "obietnicę nieśmiertelności" czy "brak zniedołężnienia i chorób", tylko to co zawsze dostrzegała w podstawach każdej religii - strach przed śmiercią, biologicznym, śmierdzącym końcem. Strach przed doświadczeniem ostatecznym, zarejestrowaniem przebiegu własnego zgonu i utratą świadomości istnienia. Bo przeca wiemy że śmierć jest procesem i że przynajmniej część tego procesu rejestrujemy, na co wskazuje wzmożona aktywność całego mózgu podczas umierania. Koniec świadomości jest kresem doświadczania i szlus ( przynajmniej dla ateistów ). Tak że nie jest to tak że śmierci jako całego procesu nie doświadczamy, nie jest to dla nas co najwyżej doświadczeniem do którego możemy wrócić ( choć i to nie do końca pewne ). Taa... cały ten transhumanizm to dla mła kolejny nowy wspaniały świat i królestwo niebiewskie na Ziemi. Mła nawet przyuważyła że koryfeusze przeczuwający potrzebę opium nowej jakości już wymyślajo dogmaty dla religijnego oświeconego ludu, jeden z nich jest co prawda karkołomny dotyczy bowiem niezmiennej i jedynie prawdziwej Nauki, statycznego bóstwa które na drugie imię ma Aksjomat ( oczywiście w euklidesowym ujęciu tematu ).
Znacie te klimaty, mła je nieraz przywoływała z okazji wpisów covidowych. Mła ma czasem niegodny i źle o niej świadczący niezły ubaw z bliźnich bo ten religijny stosunek do nauki przejawiajo namiętnie osoby uznające się za niereligijne, co przypomina jej stary dowcip Woody Allena o tym jak ateista spierał się z agnostyczką w religii którego z rodziców będą wychowywać dziecko. Łatwo jest uśmiercić nazwane bóstwo, potrzebę wiary i dążenie do stworzenia z prywatnej kwestii wiary zjawiska społecznego jakim jest religia znacznie ciężej z człowieka wyrugować. Mocno zastanawiam się czy to w ogóle jest możliwe? W umysłach takich kandydatów na wyznawców nowej religii słowa alternatywa i nauka prawie się nie spotykają. To jest naprawdę śmieszne, kiedy zważy się na to jak rozwijała się nasza wiedza o świecie. Nie wiem co mogłoby uświadomić już gotowym do wyznawania że niezmienna jest tylko zmienność ( do podobnych wniosków doszedł jakieś dwa i pół tysiąca lat temu pewien nepalski książę ). Może upływający czas. A może i nie? Pewnie mła jest nieco skrzywiona ale słowo wyznawca nie kojarzy mła się dobrze. Człowiek wierzący OK ale słowo wyznawca ma dla mła odcień fanatyzmu i agresji za którą stoi strach. Mła organicznie nie znosi braku wątpliwości, zresztą może dlatego zejście aż tak jej nie przeraża żeby koniecznie w coś zawierzyć, bo ma co do zjawiska wątpliwości, he, he, he?
Dlatego opowiastki transhumanistyczne nie dla niej. No bo gdzie ten humanizm, mła uważa że prawdą jest twierdzenie że to śmierć definiuje życie - co to za człowiecze życie bez niej , to już tylko byt i to nieludzki. Równie dobrze można by mła zaprojektować, zrobić hologram i niech tak mła sobie trwa niedokończona w nieskończoność. Czekaj, czekaj, ponoć któś już na to wpadł, nawet w ramach bonusu mła śmierć wgrał, he, he, he ( żeby się mła nieskończoności nie bała ). Od pytań natury fylozoficznej przejdźmy do kwestii technicznych - jak wgrać świadomość, o której już teraz wiemy że jej poziomy są trudne do mierzenia i określania i że jest czymś tak skomplikowanym że mamy problemy z definicją zjawiska? Qrcze, z zimną fuzją sobie nie radzimy, liczby pierwsze nadal dla nas tajemnicze - to digitalizowanie świadomości jest dla nas tak realne jak milion lekstrycznych samochodów Morawieckiego. Cóś tam może wgrajo ale do świadomości będzie się miało tak jak świat wirtualny do realu, w dodatku będzie jeszcze bardziej kruche niż biologiczne życie. Bajania dla naiwnych. Biologiczna matryca jest najlepsza.
No ale... Grzebanie w genach? Modyfikacja terapeutyczna, nanocząstki zwalczające choroby nowotworowe czy cywilizacyjne, choroby degeneracyjne mózgu, usunięcie samego procesu starzenia? Tragedią jest niedokończone życie, przerwane w czasie kiedy wychowujemy potomstwo czy dopiero wchodzimy w dorosłość ale śmierć w wieku mocno dojrzałym bywa wyzwoleniem. Wiem o czym piszę bo miałam do czynienia z bardzo starymi osobami, trzy które dożyły ponad setki ze sprawnym umysłem chciały już odejść bo były życiem zmęczone. Ich śmierć była jakby wynikiem utraty chęci życia wynikającej nie tylko z pogorszenia się stanu zdrowia ale i z poczucia wyalienowania ze współczesności, znudzenia, zrozumienia że nihil novi. Mła się dziwiła ale słyszała "Za młoda jesteś żeby zrozumieć", cóż zostaje jej żyć do setki żeby pojąć i z satysfakcją zejść ze znudzenia istnieniem. Myślę że nowe technologie terapeutyczne umożliwią dłuższe życie, pytanie tylko ile my w stanie tego życia jesteśmy znieść? Zakładamy że chcemy żyć wiecznie bo większość z nas nie zdąży się nim zmęczyć, nie ma zbyt wielu ludzi cieszących się naprawdę długim życiem. Mła sobie myśli że substancja ma ograniczenia i jako ludzie nie jesteśmy skazani na nieustające biologiczne bytowanie. Obserwując ponad pół wieku siebie i inszych ludzi doszłam do wniosku że to w zasadzie łaska.
He, he, he, może mła w zgodzie z tradycją niektórych ze swoich przodków powinna się udać do Częstoschowanej na kolanach za łaskę niedowiarstwa. Podziękować że nie przemieniło się jeszcze w cynizm i że zawierzenia mła ( każda i każden jakieś ma ) nie zamieniły się w wyznawstwo. Mła tak nie do końca dowierza samej sobie w tych swoich zawierzaniach a co dopiero inszym. Niepewność to taka krewna Tajemnicy, a ta jest ekscytująca. Mła jest zadowolniona że niczego nie jest pewna bo, o dziwo, niepewność zapewnia jej spokój. A zamiast tego teraz ma być transhumanizm, fuj! A tak w ogóle to wyobraźcie sobie te tysiące lat ze mła spędzanych. Mój boszsz, jak mła sobie pomyśli że są na świecie typy z którymi miałaby spędzić niemal wieczność to już się jej lęgną myśli samobójcze! Mła postraszy Tatusia że jeden jego znajomy też pewnie będzie chciał żyć wiecznie i nadal uporczywie będzie pragnąć z Tatusiem kontaktu, he, he, he.
P.S. Mrutek do Pasiaka - Madka to taka zamyślona że znów pomyliła puchy. Ja tobie Pasiak powiem tylko jedno - podszerstek rozdmuchuje, pitu - pitu sama ze sobą uskutecznia a ja dziś tylko czterysta gram dostałem, a już pod wieczór. Jak się nie poprawi to zabieram cię do Wrocka i wracam do Mamy Beni. Tam to wszystko było na czas i rzundziłem! Pokażę ci jak sobie tam wszystkich ustawiłem.
Pasiak do Mrutka - Ale to ja tam będę robił za kota z Centralno - Polski, no wiesz kot co pochodzi z miasta Odzi.
Mrutek po namyśle - Ja też chce być z miasta Odzi!
Pasiak - Jak tak to ja zostaję!
Mrutek do Pasiaka - Tak to nie będzie że madka będzie obżerana przez ciebie Pasiak. Zostaję bez względu na wszystko!
Po tej rozmówce do mła dotarło że sobie o pierdołach rozmyślała, co to jest za problem transhumanizm? Żaden. Transfelinizm to dopiero jest wyzwanie! W muzyczniku dziś stosowny Jan Sebastian Bach i Adagio z koncertu D- minor BWV ( katalogu Schmiedera ) 974 w wykonaniu Víkingura Ólafssona.
Bosz, ileż już było książek na te tematy, nawet całkiem niezły serial na Netflixie: Altered Carbon. Polubiłam śmierć całkiem niedawno, boje się samego procesu, ale jakoś będzie. Wszyscy wszak dają radę, dam i ja :) Lubię Ziemię, ale wiem doskonale, że są inne place gry, chciałabym skorzystać. Skądś przyszłam, dokądś zmierzam, zobaczymy, w tym cała zabawa. Transhumanizm betonowany aksjomatami nie interesuje mnie. Bio jest ok. Zielone jest dobre :) A potem? Zobaczymy ;) Masz jednak cyniczne i roszczeniowe koty ;)
OdpowiedzUsuńMła się dowiedziała od Tatusia że jest z lekka wsteczna bo jego mistrzowie twierdzili że nie ma innej drogi rozwoju niż transhumanizacja. A to byli światli ludzie. Niektórzy światli ludzie miewali jednak też durne pomysły, patrz Newton Isaac. Bio niby lepsze ale niekoniecznie bardzo dobre, wcale nie podobie mła się kierunek w który lezie genetyka. Dobrymi chęciami itd.
UsuńNo są roszczeniowe ale czy cyniczne. Chyba nie, nawet Felicjan nie był cyniczny. Był dziecięco wymagającym egocentrykiem. ;-)
Ok, może z tym cynizmem to za bardzo. One po prostu SĄ pępkiem własnego świata, co w sumie jest bardzo dobre dla kotków i wszystkich co to stosują :)
UsuńI nie, genetyki ja nie uważam za BIO. Zdecydowanie nie. Bio jest wtedy, gdy ja grzebię we własnych genach, bo moje i chcę. Medytacja to takie grzebanie w genach na przykład :) I terapia na którą chodziłam w ramach nauki życia z depresją. Tego typu BIO :)
Mła się wydawa że myśmy tak popłynęli w technologię jakby jej ograniczeń nie było. Mła wie że jest mnóstwo cudowności o których ludzie po prostu nie wiedzą bo albo nie są zainteresowania albo się im o nich nie mówi. Jednakże gdzieś tam we mła siedzi takie której jej przypomina że każda cudowna technologia po czasie okazywała się mieć skutki o jakich nam się nie śniło, a my się w niej taplaliśmy bez umiaru i pomyślunku jak dzieci w morzu radioaktywnego błotka zrobionego z mazutu, inszych chemicznych dobrodziejstw, z dodatkiem mnóstwa plastiku. Mam wrażenie że obecne zachłyśniecie się genetyką wcale nie skończy się tak słodko jak to nam pieją. Druga strona medalu wcale nie będzie złota. Myślę że większość ludzi wcale nie jest taka durna jak to się niektórym jajogłowym wydawa, mają naturalny odruch nieufności wynikający z doświadczeń rodziców, dziadków. Jakoś nie rzucajo się szczęśliwi jak prosię w błoto w żywność GMO, prędzej przemawia do nich terapia genowa ( ciekawe że nie widzą sprzeczności w rozumowaniu, może to już nie kwestia "rozumu" tylko głębiej to wlazło ).
UsuńHe, he, transfelinizm🤣 Transfelicjanizm tym bardziej by nie wyszedł. Własnego mózgu porządnie nie znamy, a transhumanizm się marzy....
OdpowiedzUsuńPierdoły to rzeczywiście, ale ludzkości tyle rzeczy się udało, oczywiście zawsze z nieplanowanymi efektami ubocznymi, że kto wie co będzie. Pomyśl, jak różne technologie weszły do naszego życia. Czy obecne dziecko uwierzy że my wychowane bez komputera, telefonu komórkowego? Ja też wolę Tajemnicę od całkowitej pewności.
Dooobra, z poważnych spraw, nic nie mających wspólnego z pierdołami to pora dopchac futerka saszetkami i lulu. Dobranoc.
Mła tyż zalicza opowieści do gatunku pierdół dla młodocianych ale jej Tatuś jak zwykle twierdzi że technologia jutra rozwiąże problem. Mła jednak sądzie że stopień komplikacji naszego obecnego życia zawdzięczamy niczemu inszemu tylko nowym technologiom, które wcale nie są bardziej odporne niż nasze biologia. Jedna porządna burza słoneczna i po ptokach, te satelity będzie sobie można wsadzić nie powiem gdzie. Problemem za to może być wychowanie takich którzy będą potrafili znaleźć z takiej zapaści wyjście. Ostatnio Hamerykanie szukali starych przepisów na rakietę, żenua z lat 70 ubiegłego wieku. No bo był problem inżynieryjny. Taa... Wyobraź sobie współczesne dziecko które usiłuje guziczek w mikrofalówce naciskać a ona nie działa. Wyobraź sobie że to dziecko nie ma gotowego zestawu żeby do tej mikrofalówki niedziałające włożyć i że nie ma jak sprawdzić co teraz zrobić bo internet i fon padły a sąsiadów dziecko nie zna i generalnie jest nieufne wobec dorosłych bo wszyscy to pedofile na dziecko czyhający. A rodzice z pracy dochodzo właśnie na piechotę bo akumulatory padły. Mła już się nie dziwi popularności tych wszystkich szkół przetrwania, takie uzależnienie od technologii w niektórych budzi strach.
UsuńWyobraziłam sobie to niewyobrażalne. Byłaby to dla nas, wszak wychowanych z mniejszą zależnością od technologii i tak trauma. Wygrani byliby tylko nieliczni, tu survival niewiele pomoże. Podstawą do przeżycia jest woda. Masz studnię? Bo ja nie mam, mieszkańcy miast są pod tym względem od razu na straconej pozycji.
UsuńWśród Twoich cudowności jesiennych widzę wierzbowe kotki????!!!!! Niemożliwe chyba....
UsuńNa studnie mam miejsce i wiem gdzie płynie ta woda pod glebą ale nie w tym rzecz żeby sobie utrudniać życie tylko w tym żeby go sobie nadmiernie nie ułatwiać bo można zginąć od trafienia odłamkiem cegły w łeb podczas czytania w smartfonie info że w tym miejscu gdzie się obecnie znajdujemy właśnie wali się budynek. ;-) Kochana to lepiej niż wierzbowe kotki, to obietnica przyszłorocznego kwitnienia magnolki !!! :-D
UsuńPrzeczytałam wczoraj, komentuję dzisiaj.
OdpowiedzUsuńJa zawsze mam wątpliwości i widzę dobre strony różnych złych rzeczy, oraz złe strony tych dobrych. Stuprocentowa pewność to stan mi raczej nie znany, "wiem, że nic nie wiem" to mogłoby być moje motto życiowe. Poniżej tej wypasionej tarczy herbowej z jednorożcem na zadnich nogach stojącym, a rogiem swym przebijającym, powiedzmy, księżyc w 3 kwadrze. No ale nie posiadam herbu. Z chłopów pochodzę, przypuszczam.
Ale mnie niepewność nie przynosi ukojenia.
O transhumaniźmie czytam se tu po raz pierwszy. Takam niedoedukowana.
Moje kocio jest baaardzo grzeczne i je co mu daję z polizaniem w rączkę.
Zadam Wam pytanie totalnej ignorantki w temacie; czy koty się szczepi i na co?
Bo jedna moja wet powiedziała, że właściwie nie potrzeba, a znowu jedna koleżanka, że raczej się powinno, ale zapomniałam przeciw czemu.
Wety są różne. Ja mam trzy nieszczepione koty mocno dorosłe koty i jednego szczepniętego. Między ich zdrowiem nie ma różnicy. U mamy są dwa, co miały nawracający koci katar. Zaszczepiłam, bo wet powiedziała, że może pomoże. To trzeba co rok. W drugim roku jeden po szczepieniu normalnie, drugi dwa miesiące koci katar miał. Więc w trzecim roku odpuściłam. Zdrowe, czasem kichają, ale ok. Szczepienie kotów na wściekliznę uważam za pomyłkę, poza tym zdarza się, że mają nowotwory jakieś w miejscu szczepienia tym. Wiec rozważywszy za i przeciw, jestem przeciw zbytniej zdrowych kotów immunizacji :) Ale jak zwykle są decyzje i decyzje :)
UsuńMla z transhumanizmem to niemal od zawsze bo Tatuś miał idée fixe. Mnie niepewność kiedyś też denerwowała, z czasem zaczęłam dostrzegać zalety tego stanu. Herbik fajny możesz wykonać, Cesarzowa łapkę odbije na glejcie nadającym szlachectwo za opiekę nad Pi. Jak Twoja kota wystawi Ci dobrą opinię ( odpowiednia jakość michy, zdaniem Mrutka u nas tragiczna - mało i prawdziwe mięcho tylko cztery razy w tyźniu ) to może Ci jeszcze jaki tytuł skapnie?
UsuńCo do kocich szczepień to zależy wszystko od kota. Wieku, stanu zdrowia, trybu życia, przebytych zabiegów, czy żyje w stadzie i jak licznym. Małe się szczepi na katary i inne parwowirozy, dorosłe okazjonalnie albo jak któryś bardziej wrażliwy choć są zwolennicy budowanie metod odporności bardziej tradycyjnymi metodami. Co do wścieklizny to raczej tylko w rejonach zapowietrzonych i dobrą szczepionką, bo rzeczywiście mogą być po nich komplikacje. U nas miała być szczepiona parę tygodni po zabiegu Szpagetka ( co najmniej trzy tyźnie po ) ale była obejrzana, zważona, cukierki dla dla opiekunów zostały wywalone z miseczki i dohtory stwierdzili że przy takiej styczności z inszymi kotami jaką ona ma i przy przebiegu rekonwalescencji i wieku naszej koty, to mła ma paść dobrutkami i pozwalać na prawie wszystko ( co Szpagetka starannie wzięła sobie do serca ). Jedyne co od zabiegu nam się zdarzyło to ta akcja na początku jesieni, która była z przyczyn na które szczepionka nie pomaga. Reszta hasa gruba i niezaszczepiona. Wszelkie katarki to mła załatwia zanim się rozbujają ( Laluś był wrażliwy, trzeba było jesienią uważać ).
Hrehrehre! Właśnie niedawno skończyłam powieść science fiction, która ekstrapoluje ideę transhumanizmu. Naszły mnie, co oczywiste, przeróżne wątpliwości, również natury filozoficznej, a zachwycona raczej nie byłam.
OdpowiedzUsuńA niedowiarstwo - cóż, człowiek ma naturalną (tak mi się wydaje) potrzebę wiary w cokolwiek. Wątpliwości to przecież niepewność, która każdą wiarę podważa. Dlatego przecież religie potępiają wątpliwości. Ale dzięki wątpliwościom dokonuje się postęp, więc ortodoksyjna wiara w naukę zdaje się być bardzo nienaukowa;)
I jeszcze, jakoś tak niedawno rozmawiałam ze znajomą o tym, że z wiekiem świat jawi się człowiekowi jako coraz bardziej nieprzyjazny, denerwujący, nawet wtedy, kiedy jesteśmy sprawni umysłowo, kiedy rozumiemy mechanizmy rządzące nim, kiedy ogarniamy różne nowości. I zaryzykowałam stwierdzenie, że może to być jakieś przystosowanie, dzięki któremu śmierć wyda się nam przyjazna, a nawet będzie wyczekiwana. Ona wyraziła wątpliwości (hrehre), ale już nie wracałyśmy do tej dyskusji.
Mła z natury nieufna, potrzeba wiary u niej występuje ale jakaś taka mikra, jakby źle hodowana czy cóś. Potrzeba weryfikacji w niej się zalęgła we wczesnym dzieciństwie i mła sobie wyrobiła w epoce netu rodzaj natręctwa - mła ciągle by doczytywała. Co do możliwości przystosowania organizmu do zejścia to cóś w tym jest - mózg żąda pożywki, kiedy zaczyna "kręcić się w kółko", rozpoznawać schematy itd. to wkrada się znużenie a także nerwy i brak radości życia. Wygląda na to że moi obaj dziadkowie mieli rację - zatrudnij głowę tyloma sprawami iloma tylko zdołasz to dłużej pożyjesz, znaczy im więcej do uporządkowania tym mniej nudno bo trudniej znaleźć schemat, tym mniej poczucia wyalienowania i nerwów. Hym... przypomniał mła się stryj Mamy, Mieczysław, który zginął nietypowo jak na dziewięćdziesięcioparolatka, znaczy został przejechany za zielonym świetle na pasach przez nietrzeźwego kierowcę, kiedy zmierzał na kolejną sprawę sądową ( dopilnowywał czy adwokat "sobie radzi" w razie czego służąc natychmiastowa pomocą, umysł miał bystry a pamięć tak świetną że rodzinie dłużnika po siedemdziesięciu latach wypominał jakieś grosze z czasów wielkiej inflacji ). Stryj Mieczysław jakoś nie był jeszcze znużony, za to był zajadły. Szczerze pisząc to jedyna mła znana osoba w tym wieku która nie zaliczała dołów ( przynajmniej oficjalnie ). A o zdrówko dbał jak rasowy hipochondryk, mła zauważyła że im dalej w las tym ludzie chętniej przestają się kontrolować z dietami itp. na zasadzie i tak niedługo fiknę to z tej marności nad marnościami cóś uszczknę.
UsuńSlicznie kolorowo w Twoich ogrodach!
OdpowiedzUsuńTaka ognista coda przed szaroburością. Może się jeszcze trochę utrzyma. Z nadzieją to piszę. ;-)
UsuńTeż mam taką nadzieję, że jeszcze się naocznie ponapawam.
UsuńPonoć ma być jeszcze ciepełko po fali opadów. :-)
UsuńWitaj. Skupiłam się na zdjęciach. Fajnie Ci wyszła jesień. Niby taka prosta do sfotografowania a ja na przykład mam z nią problem. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuńJesień wcale prosta do focenia nie jest, mła się nacykała a niewiele fotek wyszło jej tak jesiennych jak chciała.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZe wszystkich "transów" najbardziej przemawia do mnie transhumancja, co jest poniekąd selbstverständlich.
OdpowiedzUsuńAch, jaką piękną jesień sfociłaś!
Koty moje wszystkie, znalezione w różnych stadiach dogorywania, były i szczepione, ale teraz hulają bez żadnych iniekcyj i zdrowe są.
Musiałam usunąć, bo klawiatura mi strajkuje i tworzy co chce.
Wędrować, ach wędrować, łowiecki wypasować, he, he, he. Pasterstwo wzięło się przeca z wędrówek za stadami po sawannach i stepach. Mła tak sobie pomyślała złośliwie z powodu spędu w Glasgow że afrykańskie, amerykańskie, europejskie i azjatyckie stada dziczyzny liczyły niegdyś tyle sztuk co współczesne hodowle a nikt zwierzątkom śladu węglowego nie wypominał i o metanizowanie atmosfery nie oskarżał. Któś tu napiendrolił a teraz ma cóś do zwierzątków. I jeszcze twierdzi że jest eko. Hym... w końcu przyjdzie prawdziwie wściekły wirus, taki że politycy pierwsi wyjadą na pustynię Gobi i będą udawali że nazywają się Kuchciarek i problem metanizowania atmosfery rozwiąże drobny ustrój, he, he, he. ;-) U mła podobnie, małe szczepione, znalezione leczone i szczepione a teraz hulando. :-)
UsuńJa prosty inżynier jestem, filozofia nie leży mi. Teksty długie a mądre czytam od tyłu. Aczkolwiek czasami ... się zastanawiam ;-)
OdpowiedzUsuńPoprzestanę na zachwycie Twoim ogrodem. Takie obrazy chętnie zatrzymuję w pamięci na długie zimowe wieczory.
Każdy się zastanawia. Czasem. ;-) Ogród jak ogród ale ta jesień!
UsuńU mnie szczepione jako małe kociaki, a potem przyszedł wirus i był wet zamknięty i Emrys już nie był szczepiony. Jakoś tak zleciało. Ale on zdrowy jak koń a minęły dwa lata prawie od kiedy jest. A chyba szczepić nie będę, bo rok temu czy dwa jak jak była mała Buba szczepiona to coś Salem dostał kichania, więc ja nie ryzykuje. Alex ma 12 lat więc dajmy spokój.
OdpowiedzUsuńZe starszymi to czepionki tylko w porozumieniu z dobrym wetem i naprawdę przy "wyjątkowych okazjach".
UsuńDlatego póki mamy Aleksika i Mefisia nie będziemy ruszać malych łobuzów bo jeszcze nam tu zrobią epidemię kocia. Teraz trzeba sterylizację zrobić.
Usuń