Zarząd złożony z kotów i Małgoś - Sąsiadki mało mła w piątek nie zwolnił, polazłam szukać odpowiedniego kurczaka i ich zdaniem zaginęłam w czasoprzestrzeni. Nerwy byli bo tu nienagotowane, nieobrane i przede wszystkim niezjedzone. Brzydko było na mła paczane i brzydko było mówione o młowej inteligencji ( podobno posiadam tylko resztki takowej ). Małgoś sprytnie zatkałam biszkoptami, z kotami poszło gorzej bo co prawda pani prezes zarządu łaskawie robiła czółko ale wiceprezes będący jednocześnie dyrektorem do spraw wyżywienia usiłował mła poodgryzać palce podczas zadawania paszy. Niby niechcący ale mła cóś wiceprezesowi nie dowierza, miał to swoje spojrzenie rififi. Madka musiała zwrócić uwagę wiceprezesa na godny ubolewania fakt wywracania się krzeseł drzewnianych, kiedy wiceprezes opiera się solidnie o ich oparcie wskakując na krzesełka ze stołu ( ma to miejsce dopiero od wiceprezesowych pięciu kilo wzwyż ) . Wiceprezes odpowiedział na to że krzesła są źle skonstruowane a ta od obrony terytorialnej ( Sztaflik ) to ostatnio z powodu ciężkości dupki nie doleciała na stołek, rzecznik prasowy zarządu ( Pasiak nieustannie nadający ) wyżera wszystkim z misek i on nie chce wywlekać zbytnio ale specjalistka od spraw kontaktów międzykotnych ( Okularia ) zajmuje już prawie 1/5 wyra. I że to jest mobbing ze strony madki wobec zarządu takie wydzielanie żarcia. Na wadze nadal wiceprezes ma ponad sześć kilo więc mła jest nieczuła na argumentację, tym bardziej że nie była przedstawiona na piśmie.
Niedzierlny ranek jeszcze był jaki taki, chwilami nawet jakby słoneczko wyglądało. Po południu deszczowa dupanda, snujnie i depresyjnie. Dżizaas wyciągnęła mła wraz z Dorotą na jakieś geo cóś. Wicie rozumicie, minerały, kamory, biżuteria i insze szkło i ceramika. Mła skusiła się na dwa szkieleciki biednych jeżowców i tyle. Drogo a tu rachunki czyhają i nie jest to czas na szaleństwo rozrzutności. Szkieleciki w cenie w miarę przystępnej więc troszki radości mła ma, znów mła przystąpi do robienia podkloszowych konstrukcji z pamiątek po byłych morskich żyjątkach. Wyrób jedwabnych kfiotów idzie mła jak po grudzie to może czas na przerwę i zrobienie czegoś inszego. O tym żeby dziś wyleźć do ogrodu mowy nie było, może pogoda w przyszłym tygodniu będzie mniej listopadowa. Koty zalegli na wyrku po obiadku nad wyraz obfitym ( zdaniem Mrutiego mogłoby być bardziej obficie ) i pochrapują, mła pali w kominku aromaty - olibanum, mirra, bergamota, mandarynka, troszki cynamonu, troszki paczuli i sporo olejku z bobu tonka. Mła dodała też mini mini prawdziwego ( znaczy lepszej jakości ) białego piżma kupionego jeszcze w zeszłym roku. Białe piżmo to twór powstały na bazie roślinnej, tzw. absolucie ambrette czyli modyfikowanego destylatu z nasion piżmianu właściwego Abelmoschus moschatus. To dość wyrazisty zapach więc trza bardzo roztropnie nim w kominku aromaterapeutycznym gospodarować ( jedna kropla na duży kominek to jest zdaniem mła za dużo o jakieś 90% ). Kupując białe piżmo trzeba się dopytać jakie jest pochodzenie bo często sprzedaje się syntetyki pod tą nazwą, znaczy cóś nie do końca właściwego do kominka aromaterapeutycznego. Na razie w chałupie upojne wonie kominka będą się mieszać z wonią pieczonych jabłuszek. Cóś nam się mocno z Małgosią chce słodkiego, mła wymyśliła te jabłuszka coby diabetolog Małgoś jej nie zatłukł za rozpasanie i nie takie wpisy w książeczce diabetyka. Pieczone jabłuszko samo zdrowie.
Mła w ubiegłym tyźniu w ogóle miała szczęście do jabłuszek, oprócz renetopodobnych udało jej się kupić prawdziwe kosztele, takie piegowate i z krótkim ogonkiem. Wicie rozumicie , sakces, bo w dzisiejszych czasach pod nazwami starych odmian kryją się jakieś zdziwne jabłuszka, które w niczym nie przypominają jabłek których smak mła pamięta z dzieciństwa. Hym... nie dość że tytówki, smalcówki vel grechoty zaniknęły w ogóle to jeszcze kosztele nie smakują kosztelami, szare renety rozwalają się w pieczeniu a antonówka przesmażona jest ohydną, kwaskowatą bryją. Podobno i tak mamy dobrze bo gdzie indziej na świecie wszystkie jabłka smakują podobnie i opowieści mła o różnistości jabłuszek traktowano by jako fantasmagorie starszej pańci. No bo jabłka dzielo się tylko na dwa rodzaje - przemysłowe i deserowe. Taa... takie czasy nam nastali że jak człowiek trafi na jabłko odmianowe smakujące w sposób charakterystyczny dla odmiany to aż o tym fakcie wiekopomnym wpisy na blogim zamieszcza. Dobra, teraz do fotek, dziś prawdziwe listopadzianki. Szpagetka, Okularia i Pasiak w wyrze porankujący ( Sztaflisia i Mrutki uskuteczniali w tym czasie słoneczny patrol w ogrodzie ) oraz Sucha - Żwirowa po południu ( w mżaweczce paskudnej, zwróćcie uwagę na wrednie zielonego ambrowca ). W muzyczniku ciepłe nutki, takie w sam raz na ponury listopad.
Po wykonaniu tego utworu przez Mariana Opanię jakoś nie umiem wrócić do pierwotnej, wzruszającej wersji- od pierwszych nut mam na twarzy banana i "oczami duszy" widzę panamarianową kufajkę :)
OdpowiedzUsuńMrutkowi proponuję wydać nakaz zakładania do posiłków krawata- powszechnie wiadomo, że klient (czyli i konsument) w krawacie mniej awanturujący się jest.
Też liczę, że będzie jeszcze jakiś pogodny dzień- cebulki nadal leżą nieposadzone :(
Mruciu jest z tych którzy pod krawacikiem tez by nerwy okazywali, z niego jest taki primadonn. Przyzwyczajony że madka ustępuje, wymagania ma i żądania. Łapką na madkę tupie jak cóś nie po Mrutkowej myśli. Nie że złośliwy, co to to nie, gniewny tylko jak trzylatek któremu odmówiono nowej zabawki. ;-)
UsuńSłoneczny patrol😀, taaa. Na piśmie skargi😀, taaa. Mżawki nie widać, prawdziwie Jesiennie,ambrowiec oprócz wrednie zielonych ma fioletowe liście, nie taki on wredny 😀. Odpoczynek od kwiatów się przyda, będą się lepiej zwijać 😀
OdpowiedzUsuńKosztele znam. Uwielbiałam. Renety takoż. Antonówki nie. Musiałam poszukać po odmianach jabłoni reszty by zorientować się co to za jedne, znam czy nie znam. Znam titowkę. Nie lubiłam. Ale za to starking, ach! Od lat nie mogę trafić na smakujący oryginałem oryginał, same podróbki.
UsuńOj, starkingi mła się przypomniały. Na Wielkanoc jeszcze można było je jeść. Podłużne, soczyste i takie malownicze z tą purpurową skórką. Mła uwielbiała je jako składnik tzw. martwych natur. Lata całe prawdziwych starkingów mła nie widziała. :-/ Ambrowiec tych fioletowych liści to ma sztuk trzy, reszta niemal tak zielona jak w czerwcu. :-/
UsuńPo tych wszystkich pomiarach wagi stwierdziłam, że muszę się dowiedzieć ile waży moje zwierzątko. 3,5 kg. A wygląda tak grubo.
OdpowiedzUsuńPi wygląda na damę o drobnej kości. Takim damom to jak się grubo wygląda jak przekroczą magiczne trzy kilo. Szpagetka to przy 2 i 1/2 kilograma zaczyna wyglądać jak spaślunek.:-)
UsuńNie no weźcie z tym wazeniem. Noga mnie ćmi, dostałam żelki na pocieszenie i teraz nie mam odwagi ich otworzyć.
OdpowiedzUsuńA to dobre jogurtowe są.
#TeamMrutek #DuzaMiskaDlaMrutka
Murucio chce godnie chałupy bronić przed mrozami i dogrzewać mamusie, a mu żałują! No nie! Skandal jakiś!
Dokladeczke temu panu.
Same piękności na zdjęciach. U mnie cały czas ogrzewanie mi nogi i się zastanawiam co się w nocy dzieje czy to coś mi się odbiło od kolana, czy to po prostu jakiś proces gojenia. We wtorek się dowiem.
Kredki za mną chodzą i kolorowanki. Aaaaa
Ważenie dotyczy kotów. Jedz swoje żelki na zdrowie.
UsuńMruciu napadł dziś na Małgoś i pochłonął nielegalnie całą kurzynę która była obierana dla zespołu. Mła mu nagadała o braku solidarności i wogle. No to on się wogle nie przejął, tylko dalej kombinował z sępieniem. Teraz czekamy na Twój dohtorski wtorek, może cóś się wyklaruje? W listopadzie to zdawa się różne takie manualne za ludźmi chodzo. Hym... Małgoś przyszywa guziki do swetrów.
UsuńAgniecha ma rację, żeli trza jeść coby substancję zwaną mazidełkiem wspomóc. Dla zdrowotności znaczy. ;-)
UsuńAż tak na jabłkach sie nie znam i niexwiem , ktore to kosztele. Antonowek nie lubię, mogą nie istnieć. Renety, żółte papierowki, malinówki, te lubiłam , i mielismy też jakiws zimowe jablka ,,axh, byly pyszne, nawet jak już polezały i stawały sie pomarszczone.
OdpowiedzUsuńMoże Ty niejabłkowa, ale to samo co z jabłkami dzieje się ze śliwkami, gruchami czy czereśniami. Że o truskawkach tylko litościwie napomknę. Chłodnie całoroczne i zaleganie w sklepach dobremu smakowi owoców cóś nie sprzyja.
UsuńTaaa... W zeszłym roku dwa razy skusiłam się na malinówki. Kolor owszem. Kształt już wzbudził pewne podejrzenia, bo choć podobny, to jakieś wszystkie zbyt równe były te jabłuszka. W rezultacie stwierdziłam, że one nawet koło malinówek nie leżały.
OdpowiedzUsuńKosztele były ulubionymi jabłkami mojego męża. I zeszłą jesienią udało mi się kupić, naprawdę smakowały kosztelami.
A widziałyście ostatnio wiśnie szklanki? Marzenie ściętej głowy. I w ogóle te wiśnie na straganach to nieporozumienie. Bez ogonków, trudno się zorientować ileż to wisienki mają dni. Za to w biedronce bywają czasem w sezonie wiśnie paczkowane, z ogonkami, nawet i listek się zdarza, i są pyszne. Córka mówi, że bywają też w lidlu.
Koty już po lisopadowemu w kłębki pozwijane :)
Małżonek Twój miał upodobanie jak Sobieski, Jan III znaczy się. On też przepadał za tymi jabłkami. Cosik podobnego mam w swoim ogrodzie - stara jabłoń na dożyciu - ale w tym roku strasznie kwaśne, bo te moje potrzebują do późnego października dużo słońca.
UsuńMój boszsz... prawdziwe malinówki, młą pamięta ten aromat. Te współczesne wersje w ogóle nie przypominają malinówek mojego dzieciństwa. Właśnie kształt mają zupełnie inszy, no i zapach nie ten. Takoż samo z landzberskimi, współczesna wersja tej odmiany to jakaś dziesiąta woda po kisielu! Mła zna takich którzy mają szklanki w ogrodzie, szczęśliwa znaczy bo w Polszcze coraz mniej osób sadzi czerechy. Nie wiem dlaczego. Mła na ten przykład woli konfiturę ( taką prawdziwą, do herbaty ) ze szklanek niż z wiśni. Koty teraz to rozwinięte, ciepełko mła im zapuściła. ;-) Jesienne słoneczko to przy późnych jabłkach musowo, taka to "technologia" niestety że trza cukry wyprodukować w odpowiedniej temperaturze. ;-)
UsuńAch, landzberska! Albo boiken! Całe lata już ich nie widziałam.
UsuńMła widziała i nawet smakowała ale podróbstwo to było! :-/
UsuńZ antonówek najpyszniejsze musy , żadne inne tak nie smakują. Innych wymienionych przez Ciebie jabłek nie znam. Bardzo żałuję, że musiałam oddac działkę ogrodniczą , na której rosła stara jabłoń nieznanej mi odmiany z najpyszniejszymi jabłkami , jakie jadłam- były małe, trochę jak spłaszczona kula, z czerwono paskowaną skórką, bardzo soczyste i aromatyczne, dla mnie miały posmak malinowy. Szkoda, że nie wiedziałam jeszcze wtedy, że można zaszczepić gałązkę na innym drzewku :( Ze współczesnych jabłek najbardziej lubię jonagold, w tym roku doczekałam się pierwszego zbioru u mnie- dojrzało mi jedno jabłko, ale co to była za delicja nad delicjami !
OdpowiedzUsuńAntonówki "jedynie słuszne" do musów i pastiły, nie tracą aromatu. Z tym szczepieniem to nie takie proste bo trza wiedzieć na czym szczepić. Tzw. normalizowane podkładki zdaniem wielu odpowiadajo za tzw. normalizowany smak jabłek. Ze współczesnych to mła podjada Jonagold Decosta. Nie jest jakimś superzapylaczem, owocuje jakby naprzemiennie ale smak ma. ;-)
UsuńMp, wiem o jakie Ci chodzi, ale też nie wiem, jak się nazywają. I rzeczywiście są pyszne, aż mi się ślinianki uruchomiły na samo wspomnienie.
UsuńTaaa... znowu sobie Pani szanowna mebelki filigranowe sprawiła, jakieś taburety wywrotne a'la Ludwiki i na Mrutiego zwala ichnią wywrotność (wywrotowość ;)). Jeszcze osłabiona głodem kocina sobie zrobi kuku, gdy tak z krzesełkiem się będzie wykopyrtywać. A może krzesełko się wyfikło, bo Mruti z tego głodu się zataczał i na łapkach ustać nie mógł? Ej, Taba, Taba, to pastwienie się nad zwierzyną TOZami się skończy! Niech no tylko opanują obsługę telefonu stacjonarnego. Bo gdybyś miała dotykowego smartfona, już by dzwoniły. (Pewnej nocy, jeszcze w starym mieszkaniu, nasze kocice pół świata obdzwoniły nocą z telefonu mojego chłopa. A na koniec włączyły tryb samolotowy, żeby świat nie mógł pretensji zgłaszać od samego rana)
OdpowiedzUsuńJadało się Pani kochana i smalcówki, i sólki, i zimowe grochówki - pieśń przeszłości. W tym roku moim jabłkom zabrakło słońca i ciepła, bo kwaśne były. A mam cztery jabłonki w ogrodzie - jedna nówka (nieznana mi odmiana, sadził poprzedni właściciel, ale taka nowoczesna, czyli pancerna i z lekka plastykowa, mimo wszystko dość smaczna); jedna bardzo leciwa i na dożyciu, coś koło koszteli, dwie w sile wieku, z czego jedna to reneta - nie rozpada się i do słoików jak znalazł!
Jakie filigrany, uczciwe przedwojenne Art Deco od byłego kompletu stołowego! Mrutek na sklejkowe współcześniaki to by nie skakał ze względów bezpieczeństwa, madka by mu nie pozwoliła. ;-) Srajfonem nie wydzwania ( na szczęście ) ale zwyczajnym domowym to rzuca. Rzuca bo lubi! TOZ niech się od mła odtitiritka, mła jest pewna że Mruti nie doniesie, sam jej mruczał do ucha że on kabli nie znosi i dlatego trza zmniejszyć rację żywieniową Pasiakowi ( któren doniósł o występach Mrutka w samochodzie Pana Krzysia - jakby włam był choć Mrutek twierdzi że otwarty bagażnik to zaproszenie). Renety zazdraszczam, my tu mamy takie pseudorenety, trza uważać bo z tym ich nierozpadaniem to taka trzecia prawda księdza Tischnera. ;-)
UsuńTrylogię Baztan polecam na Netflix! Klimacik jesienny!
OdpowiedzUsuńMła sobie postara się za niedługo zapuścić, jest tak snujnie że marzy jej się zaleganie z kotami przy monitorku. :-)
UsuńTo wgniata. Uprzedzam.
UsuńMła się przyznawa ze jej plany oglądalnicze sczezły. Mła chrapała wraz z kotami, które do chrapania mła namówiły. ;-)
Usuń