Do Trogiru postanowiłyśmy urządzić sobie wycieczkę ze Splitu, bowiem mła się naczytała o Trogirze jako miniaturze Splitu. Niestety mła nigdzie nie przeczytała że Trogir przed sezonem rozryty jak jej miasto Ódź i że w związku ze związkiem część atrakcji zamknięta na głucho. Mła jednakże nie żałuje że się do Trogiru wybrałyśmy bo i to co udało nam się oblookać warte było zobaczenia. Troszki historii na początek. Trogir zaczął się czasach prehistorycznych, znaczy w tym rejonie znajdowano ślady bardzo wczesnego osadnictwa. Nie dziwota bo miejsce sprzyjające zasiedlaniu. Grecy około III wieku p.n.e. założyli na niewielkiej wysepce osadę nazywaną Tragurion. Nazwę tę przetłumaczyć można jako Kozia Wieś. Cóś z tymi kozami musiało być na poważnie bo i dziś kole miasta wznosi wzgórze zwane górą Kozjak. Grecki Traugurion stał się z czasem rzymski, potem był już jako Trau węgierski następnie jako Traù był wenecki, króciutko francuski, habsburski czyli austriacki i austro - węgierski, potem Trogir był chorwacki, jugosłowiański i chorwacki, uff. Działo się.
Przez 2300 lat swego istnienia Trogir był wielokrotnie zdobywany i wiele nacji odcisnęło na nim swój wpływ ale dla mła najwięcej w tym południowo słowiańskiego i weneckiego. Mła nazywa ów odcisk złożony z tych dwóch głównych komponentów i pomniejszości, stylem dalmacko - weneckim, który zresztą na Dalmacji się nie kończy, bo i dla Montenegro, znanego od XV wieku także jako Czarnogóra, jest stylem reprezentatywnym. Polacy najczęściej określają tę mieszankę nazwą "Bałkany", jakby wszystko co wybudowano na Półwyspie Bałkańskim było w stylu dalmacko - weneckim. Zwiedzałyśmy Stare Miasto, wpisane w roku 1997 na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury i Przyrody UNESCO, położone na płaskiej jak stolnica wysepce. Przechodzi się niewielki mostek nad fosą oddzielającą ląd od wysepki i już się jest w starym Trogirze.
Za mostem Brama Północna, zwana Lądową, wzniesiona w XVII wieku w stylu renesansowym. Oczywiście to renesans dalmacko - wenecki. W przeszłości do miasta wiódł zwodzony most, no ale dziś insze czasy, dziś chyba by numer ze zwodzonym jako jedynym od strony lądu mostem nie przeszedł. Nad bramą XV wieczna figura błogosławionego Jan Ursiniego z Trogiru, człowieka zgody i przeciwnika wszelkich ekscesów i fanatyzmów, żyjącego w latach 1062 - 1111. Od strony morza w starym Trogirze znajduje się jeszcze jedna brama, XVI wieczna Brama Południowa, zwana Morską, której autorstwo przypisuje się wybitnemu artyście Tripunowi Bokanićowi. Brama wbudowana jest w XIII wieczne mury miejskie, tuż przy dwóch bocznych wieżach zbudowanych w XIII wieku. Przy bramie, po prawej stronie zbudowano małą loggię, która miała stanowić schronienie przed słońcem, wiatrem i deszczem dla spóźnionych podróżnych, którzy nie załapali się na czas wejścia do miasta.
Stary Trogir nie powstał cały w jednym czasie, mamy w nim mieszankę stylów: romańskiego, gotyku, renesansu i baroku. Oczywiście są to wersje stylistyczne charakterystyczne dla tego konkretnego miejsca. Układ urbanistyczny powstał po roku 1123, kiedy to miasto zostało zniszczone przez Saracenów. Na ile obecny układ miasta odzwierciedla ten sprzed saraceńskiej znisty mła nie wie, jedyne co może na jego temat napisać to jest to że uchodzi za najlepiej zachowany romańsko - gotycki układ miasta w Europie Środkowo - Południowej. Labirynt wąskich uliczek przeuroczych i klimatycznych. Chciałyśmy nimi podreptać na słynny główny plac miasta, który już za czasów rzymskich odgrywał rolę forum. Wicie rozumicie przy placu loggia miejska zbudowana w XIV wieku, w XV wieku przebudowana na renesansową modłę a w niej z renesansowe płaskorzeźby, posągi, ornamenty, w tym płaskorzeźby przedstawiające Jana biskupa Trogiru, świętego Wawrzyńca i alegorię Sprawiedliwości z wagą ( loggia pełniła niegdyś także funkcję sądu ).
Ponoć w tej loggii, tak jak w Westybulu Pałacu Dioklecjana w Splicie, można czasem posłuchać śpiewających a cappella męskich chórków. Przy loggii wznosi się wieża zegarowa, która do XV wieku była częścią kościoła pod wezwaniem świętego Sebastiana. We wschodniej części placu znajduje się zbudowany w XV wieku ratusz, który w przeszłości był Pałacem Rektorów. Przy placu znajduje się też najważniejszy zabytek miasta, czyli katedra świętego Wawrzyńca ( po chorwacku Wawrzyniec to Lovre ). Katedra została zbudowana na fundamentach wczesnochrześcijańskiego kościoła, który podobnie jak reszta miasta uległ zniszczeniu podczas najazdu Saracenów w 1123 roku . Odbudowa świątyni rozpoczęła się w 1213 roku, a zakończyła w roku 1589, zatem budynek zawiera elementy późnoromańskie, gotyckie i renesansowe.
W katedrze największe wrażenie robi późnoromański portal z 1240 roku znany jako Portal Radovana, od imienia mistrza, który go wyrzeźbił. Z postaciami Adama i Ewy strzegącymi razem z lwami wejścia do świątyni jest pewna zagwozdka, hym... prarodzice mają pępki. W katedrze za najlepszość uchodzi kaplica błogosławionego Jana z Trogiru, którą uważa się za jeden z najpiękniejszych zabytków renesansu dalmacko - weneckiego. Powstała w XV wieku, wcale nie troszki zmałpowano ze Świątyni Jowisza w Pałacu Dioklecjana w Splicie, starożytność pod bokiem to było z czego odgapiać. Po raz pierwszy od czasów antycznych sklepienie kaplicy zbudowano bez użycia przęseł i podpór. Jest naprawdę bardzo antycznie bo to sklepienie kaplicy pokrywają kasetony z motywem anielskich łebków. Mła niestety kaplicy nie widziała, na dzwonnicę katedry w Trogirze nie wlazła, wieży zegarowej z kopulastym dachem i loggii nie sfociła, bo jakieś płachty, bo stado robotników z rułami i wogle . Dzwonnicy wybudowanej w 1400 roku w stylu gotyku dalmacko weneckiego, z elementami wczesnobarokowymi z roku 1598 tyż nie sfociła z bliska, ale na fotce obok macie dzwonnicę foconą z daleka. W malutkim starym Trogirze jest w sumie zdawa się 15 kościołów, niekiedy stareńkich mocno. Obok wypasionej katedry malutki kościół Jana Chrzciciela z grobami rodziny Ćipiko zbudowany w 1270 roku.
Kościół świętego Sebastiana ufundowany po epidemii dżumy, taki cóś bardziej renesansowy, kościół świętego Piotra, niegdyś kościół klasztoru benedyktynek, założonego wg. tradycji przez królową Marię, żonę króla Beli IV, w roku 1242. Nad portalem rzeźba świętego Piotra dłuta Niccola Fiorentino. Dawny kościół świętego Franciszka, który około roku 1260 trogirski patrycjusz Nikola Albertinov ofiarował dominikańskiemu klasztorowi św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Splicie, został przemianowany na kościół świętego Dominika. W drugiej połowie XIV wieku budynek kościoła rozbudowano a w 1372 roku dodano z zachodniej strony nową fasadę. Teraz to tzw. punkt łobowiązkowy na mapie zwiedzania, tym bardziej że leży przy Rivie. Po kościele świętego Michała ostała się tylko XVI wieczna dzwonnica, klasztor i należący do niego kościół zniknęły podczas bombardowania w 1944 roku. Kościół świętego Mikołaja stoi na miejscu na którym kiedyś stał kościół świętego Dujama. Święty Mikołaj słynie z wieży, ufundowanej w XVI wieku przez Milicę Ćipiko, która to wieża jest ozdobiona przez wspomnianego już Tripuna Bokanića z wyspy Brač. XVII wieczny kościół Naszej Pani z Góry Karmel, do którego dojście było cudem samym w sobie, późnorenesansowy i bardzo hym... "trogirski" kościół pod wezwaniem Wszystkich Świętych. Mła chyba te najważniejsze świątynie wymieniła, jak cóś zapomniała to trudno.Oprócz kościołów turyści namiętnie oglądają pałace. W mieście sporo się zachowało. Pałace rodziny Ćipiko ( duży i mały, choć mła nie orientuje się już który jest który bo od ilości Ćipikowych budynków w głowie się kręci, większość z nich zbudowano w XIII wieku, często gęsto wykorzystując antyczne pozostałości, a swój obecny kształt ten kompleks zyskał w 1457 roku ), pałac Stafileo i pałac Garagnin-Fanfogna mieszczący w sobie dziś Muzeum Miejskie. Ten ostatni pałac można zatem oglądać nie tylko z zewnątrz, jak pozostałe. Nazwa budynku pochodzi z wieku XVIII, pałac należał wówczas do miejscowej rodziny arystokratycznej Garagnin pochodzącej z Wenecji. To Fanfogna przyszło w wieku XIX, kiedy Garagninowie skoligacili się z patrycjuszowską rodziną Fanfogna z Zadaru. Pałac ma historię znacznie starszą niż oba rody, w jego murach zachowały się fragmenty z czasów romańskich, a na parterze odnaleziono nawet ślady grecko - rzymskiego budowania. Jest jeszcze Pałac Miejski vel Książęcy i taki jakby pałacowy fragment zwany Wieżą Vitturi, oczywiście nazwa utworzona od nazwiska rodziny do której należał budynek. Łażąc po wąskich uliczkach co i raz można się natknąć na weneckie okna, ślady starej kamieniarki, ozdobne nadproża z herbami, mła odniosła wrażenie że tzw. lepszych domów musiało być niegdyś w Trogirze o wiele więcej. Wychodząc ze starego miasta na Rivę i leząc w kierunku zachodnim dotarłyśmy do twierdzy Kamerlengo i wieży świętego Marka. Twierdzę, zaplanowaną na nieregularnym kształcie trapezu, z czterema potężnymi basztami, zbudowali w XV wieku Wenecjanie. Niegdyś była częścią fortyfikacji miejskich i służyła obronie miasta przed Turkami. Przez pewien czas mieścił się w niej pałac weneckiego gubernatora, a obecnie to co z niego zostało, znaczy ilości śladowe, zwiedza się włażąc na blanki i wogle. Mła przyznawa że starannie sobie z Mamelonem odpuściłyśmy. Zadowoliłyśmy się oblookaniem wieży świętego Marka, stojącej samotnie w pewnej odległości od twierdzy. Mury łączące niegdyś twierdzę i wieżę przestały istnieć dawno temu.
Mła się przyznawa że z uliczek starówki wylazłyśmy żeby troszki odpocząć. Nie że zwykły turystyczny hałas, czy klaustrofobia, bo niektóre z onych uliczek wąziutkie bardzo. Nic z tych rzeczy, zderzyłyśmy się po prostu z potężnym remontem - zdjęta nawierzchnia, wykopy, zwielokrotnione chyba przez odbicie od murów dźwięki wydawane przez maszyny i wszechobecne błotko, za powstaniem którego stała tzw. dynamiczna pogoda, znaczy czasem słońce, czasem deszcz. A my w tym wszystkim jeszcze z własnymi, cudem zachowanymi zębami, rapetkami wielokrotnie skręcanymi, tyłkami, które zniosły niejedno cinżkie obtłuczenie wypadkowe. No dobra, uciekłyśmy z miasta bo łeb urywało i trza było od stresu odpocząć. Oblazłyśmy wysepkę, znalazłyśmy w miłym miejscu ławkę, delektowałyśmy się widokiem i postanowiłyśmy że obiadek zjemy z dala od hałasu a do miasta wrócimy, kiedy to remontowi udadzą się na obiadek.
Plan zrealizowałyśmy, do miasta wróciłyśmy dopiero po mulach na buzaru i dość długiej wizycie na bazarku ( z miasta nadal dochodził odgłos pracujących maszyn ). Przy okazji bazarkowej wizyty odkryłyśmy że znajomość języka polskiego wśród sprzedających jest powszechna i że trza się nam w język gryźć i nie komentować w ojczystej mowie wszystkiego co widzimy. Bezczelnie przyznawam że uwielbiam korzystać z tego że polska język bardzo trudna jest i innostrańcy kulą się w sobie na sam dźwięk naszej gwary. Na bieżąco z Mamelonem dzielimy się wrażeniami, przy minimalnym ryzyku obrażenia czyichś uczuć. No ale wicie rozumicie, jak któś po polsku cóś kuma to problematycznie się robi, bo co inszego stwierdzenie - Wow, ta kamieniarka jest ajebista!, a co inszego luźniutko rzucone - Jak się ma taką oponę na bencolu to się nie powinno wciskać w taką kiecę! Swoboda swobodą ale po co komu przykrość sprawiać. Ciągle mam nadzieję że hym... Sucha przed sklepem nas jednak nie zrozumiała, bo trajkoczemy półgłosem jak karabiny maszynowe z tłumikiem.W miasto ponownie wbiłyśmy się kiedy ucichły maszyny ( niestety jak się okazało tylko na trochę ). W nieco spokojniejszych okolicznościach, z dala od głównych atrakcji, posnułyśmy się wąziutkimi uliczkami, co i raz dopatrując się jakiejś na wpół ukrytej urodności którą mieszkańcy Trogiru odziedziczyli po przodkach. Miło było też pogapić się na miniogródki doniczkowe przy zamieszkanych domach, odniosłam wrażenie że starówka nie jest zamieszkana wyłącznie przez turystów. Za atrakcję dodatkową robiły małe sklepiki, w których nie było zbyt wiele chińszczyzny. To było prawdziwe leniwe i sjestowo - południowe popołudnie. Pełni szczęścia dopełnił widok grubych kotów wylegujących się na ławkach, parapetach i w doniczkach. Mła sobie pomyślała że mogłybyśmy tu jeszcze kiedyś wrócić, po tym remoncie, żeby bezstresowo się pokręcić.
Poległam na błogosławionym Janie Ursinim. Okazuje się że nazwisko Ursini aktualne i w necie obecne dla żyjących tu i teraz, natomiast historyczny święty człowiek pokoju nieobecny. A zaciekawił mnie ze względu na to że człek pokoju, co wśród świętych nieczęste. Z różnych przyczyn zostawali świętymi, może i byli ludźmi pokoju ale ugodowość i pokojowość rzadko wysuwana na plan pierwszy. I zostałam taka niewiedząca co to był za jeden.
OdpowiedzUsuńDobrze że dajesz takie słoneczne miejsca. Trogir to inna uroda niż wyspa Pięknej Izabelli, ale też piękny kontrast do warunków pogodowych i geograficznych.
Pitu,pitu, jedź do Splitu, nadłóż drogi i zwiedź Trogir 😃
OdpowiedzUsuńBędą fotki z wewnątrz palacu muzeum?
No fajnie żeśta se pozwiedzały, klimaty miłe dla oka, ciekawe historycznie, może się Wam uda jeszcze po tych remontach tam sobie powypoczywać. No trzeba się pilnować z polszczyzną, bo niespodziewanie ktos może odpowiedzieć😃
Ja również wymiękłam przy Janie Ursinim, oraz również zaciekawiło mnie nazwanie go człowiekiem pokoju.
OdpowiedzUsuńChciałabym się wybrać w tamtym kierunku, może mi się kiedyś uda...
Agniecho,, niech Agniecha się odniesie do komentarzy pod porzednim postem, bo my tam kombinujemy ze zdrobnieniem psiego imienia.
OdpowiedzUsuńOch, chętnie wróciłabym do Trogiru na parę dni , miałam tylko parę godzin na potuptanie po mieście , a to wystarczyło, żeby nabrać apetytu na więcej. Pewna znajomość polskiego w tych okolicach mnie specjalnie nie dziwi- podczas majówki w marinie niemal wszystkie łódki miały polskie załogi :-) Chyba nigdzie za granicą nie spotkałam rodaków w takiej ilości .
OdpowiedzUsuńJan z Trogiru, Giovanni Orsini , Ivan Ursini ( zmarły przed 1111 rokiem) był biskupem Trogiru, chrześcijańskim błogosławionym.
UsuńPoczątkowo był mnichem benedyktyńskim w klasztorze św. Piotra w Osor, położonym na wyspie Cres. Ostatecznie Jan został konsekrowany na biskupa Trogiru przez Laurentinusa, arcybiskupa Splitu, na prośbę obywateli miasta. Jego imię pojawia się w statutach królów chorwackich pod koniec XI wieku. W 1105 roku podczas kampanii sukcesyjnej o koronę odwiódł węgierskiego króla Kolomana od zniszczenia Trogiru. Jego grób znajduje się w katedrze w Trogirze. 14 listopada uroczyście obchodzone jest święto błogosławionego Iwana z Trogiru, patrona miasta Trogir. Gołąbek pokoju, któren tak był ugodowy że nawet znany z twardego stąpania po ziemi i srogiego rozprawienia się z niemieckimi krzyżowcami król Węgier Koloman, ten sam, któren pastwił się nad rodziną dokładnie tak jak średniowieczny władca powinien, nagle wzion sobie do serca opowieść o chrześcijańskim miłosierdziu i zamiast przykładnie wyrżnąć miasto, to paciorki zmawiał.;-D
Mła do wnętrza nie właziła Dorko, tam dzikie tłumy się kłębiły.
Romi, Agniecho, Dorko i Mariolko - to nie jest moja ostatnia wyprawa w te rejony. Mamelon się wzięła i zafascynowała, my tam jeszcze pojedziemy. :-D
Ok, bardzo popieram, Dalmacja fascynujaca. I tak nie będzie z Wami tak, jak z moją znajomą co od ponad trzydziestu lat (od wczesnej dorosłości) jeździ rok w rok do Jelitkowa.
UsuńHi hi Romano, do Jelitkowa?!:) Ja tez! Tam sie wychowalam i dla mnie to jest najpiekniejsze miejsce na swiecie , do dzis😅 Wcale sie tej znajomej nie dziwie , a lato tego roku bylo w Jelitkowie cudowne nawet we wrzesniu , w polowie wrzesnia bylam i 30-stopni na plazy wygrzalam i przepyszna rybka sie raczylam ... Owszem Dalmacyja cudna ale moje Jelitka wziely gore 😉
UsuńJejuuu, no nie mam takiego miejsca, bo nie wakacjuję / urlopuję. Chyba fajnie jest mieć swoje Jelitkowo😃
UsuńPewnie że fajnie mieć swoje Jelitkowo, takie miejsce w które ciągnie rożnych dobrych powodów. Czasem powody mijają, czasem są stale, różnie bywa. Kitty być może nawet zna z widzenia tę moją znajomą, temperamentna kobieta i potrafi się wyróżniać mimo wieku (już 70+, więc Jelitkowo ponad pół wieku) elegancją wszędzie, myślę że na plaży nawet nudystów też🤣. Da się zauważyć i zapamiętać. No dobra, Jelitkowo Jelitkowem, faaajnie, ale równie faaajnie odkrywać nowe. 😉
UsuńTak!
UsuńTeż mam swoje Jelitkowo- wiochę na Pojezierzu Drawskim, od 2008 co roku obowiązkowo zaliczaną, ale ponieważ urlop dzielimy sobie na części, to znajduje się czas i na Dalmację, Tunezję, czasem Podlasie czy insze Sianożęty :)
UsuńO! I takim to sposobem Jelitkowo zostalo symbolem ulubionego miejsca na Ziemi😁Kazdemu zycze, aby znalazl swoje wlasne Jelitkowo 😍
UsuńAgniecha poszła i się odniosła.
OdpowiedzUsuńTeraz będzie sobie ćwiczyć nowe wersje Korkowego imienia, coby je móc wymawiać szybko a poprawnie.
Jakież to ćwiczenia logopedyczne !
OdpowiedzUsuń