Dziewczynki jako kocięta nie były specjalnie piękne, szczerze pisząc to były najbrzydsze kocięta jakie widziałam. Hienowato rudawe, ze szczurzymi ogonkami, wiecznie umazane żarłem ( miałam wyrzuty sumienia że takie ufajdane a ja nie sprawdzam się jako matka ). Na szczęście wesołe i psotne, które to cechy u maleńkich zwierzątek na ogół wiąże się ze zdrowiem ( do pierwszych odrobaczeń i tym podobnych wetowych spraw ). Moi koci panowie na ten brak urody nie reagowali, ponieważ już w momencie przybycia dziewczynek udali się na emigrację wewnętrzną ( w przypadku Felicjana była to najpierw emigracja zewnętrzna - zobaczył małe, próba mordu się nie powiodła bo pilnowałam i wyszedł na trzy dni. ). Na emigracji wewnętrznej sprawy takie jak uroda kocich panienek nie miały dla kocurów żadnego znaczenia. Sytuacja uległa zmianie gdy małe troszkę podrosły i zaczęły napadać na Lalka i Felicjana. Trudno być emigrantem kiedy domowe sprawy pod postacią dwóch polujących kociąt Cię atakują. Felicjan ciężko się obrażał za ten powrót mentalny w domowe pielesze, natomiast Lalek okazał się świetną niańką. Nasz Laluś ma łagodny charakter ( w zasadzie, bo Rudy czyli Skradające Się Zło budzi w Lalku najgorsze kocio - samcze cechy ) i lubi się bawić, dla dziewczynek nasz Laluś był prawdziwym darem Wielkiego Kotowego. Od Lalusia dziewczynki odebrały potrzebną dobrze wychowanym kotom edukację w zakresie obcowania z kocim towarzystwem, polowań ( niestety ) i postępowania z ludźmi ( obie gwiazdki są przytulajskie i potrafią "wleźć na głowę" )
środa, 23 września 2015
Kocie "urodziny" czyli rocznica przybycia dziewczynek do domu
Mój Ty Wielki Kotowy, aż mi uwierzyć ciężko przychodzi - małe mają już trzy lata! Sztaflik i Szpagetka przybyły do domu dokładnie 23 września trzy lata temu. Przyniosły je dzieci "z pod siódemki", które najpierw się nimi bawiły a potem dopiero odkryły że dzika kotka takich małych "po ludziach" może nie przyjąć. Pojawienie się w domu jeszcze ślepych kociąt poprzestawiało nam nieco życie - kotowstwo samcze przeżyło stres stulecia a ja zostałam pełnoetatową kocią matką. Mój boszsz..... te karmienia co dwie godziny bez względu na porę dnia i nocy, przygotowywanie mieszanek ( najpierw szaleńcze zakupy odpowiedniego dla małych kociąt mleka ), dobieranie strzykawek bo buteleczki karmiennej dla kotów nie udało się dostać, doczytywanie o wyższości jednych papek nad drugimi, gotowanie i przecieranie żarła. Uff! Na samym żarciu sprawa z niemowlętami kocimi się nie kończy, jazda jest niemal taka jak z ludzkimi maluchami. Inkubatorek z koszyka, termoforka ( w późniejszej fazie z butelki po napoju wyskokowym owiniętej ręczniczkiem, na której można było słodko przycupnąć ), ja dyspozycyjna zamiast inkubatorka ( wiadomo nie ma jak matczyne ciepło,he,he ), masowanie brzuszków, nieustające sprzątanie po trawieniu. Potem doszły spacery w celu "złapania słoneczka" i robienie za tzw. obiekt polowań. No, na pełnym etacie byłam!
Dziewczynki jako kocięta nie były specjalnie piękne, szczerze pisząc to były najbrzydsze kocięta jakie widziałam. Hienowato rudawe, ze szczurzymi ogonkami, wiecznie umazane żarłem ( miałam wyrzuty sumienia że takie ufajdane a ja nie sprawdzam się jako matka ). Na szczęście wesołe i psotne, które to cechy u maleńkich zwierzątek na ogół wiąże się ze zdrowiem ( do pierwszych odrobaczeń i tym podobnych wetowych spraw ). Moi koci panowie na ten brak urody nie reagowali, ponieważ już w momencie przybycia dziewczynek udali się na emigrację wewnętrzną ( w przypadku Felicjana była to najpierw emigracja zewnętrzna - zobaczył małe, próba mordu się nie powiodła bo pilnowałam i wyszedł na trzy dni. ). Na emigracji wewnętrznej sprawy takie jak uroda kocich panienek nie miały dla kocurów żadnego znaczenia. Sytuacja uległa zmianie gdy małe troszkę podrosły i zaczęły napadać na Lalka i Felicjana. Trudno być emigrantem kiedy domowe sprawy pod postacią dwóch polujących kociąt Cię atakują. Felicjan ciężko się obrażał za ten powrót mentalny w domowe pielesze, natomiast Lalek okazał się świetną niańką. Nasz Laluś ma łagodny charakter ( w zasadzie, bo Rudy czyli Skradające Się Zło budzi w Lalku najgorsze kocio - samcze cechy ) i lubi się bawić, dla dziewczynek nasz Laluś był prawdziwym darem Wielkiego Kotowego. Od Lalusia dziewczynki odebrały potrzebną dobrze wychowanym kotom edukację w zakresie obcowania z kocim towarzystwem, polowań ( niestety ) i postępowania z ludźmi ( obie gwiazdki są przytulajskie i potrafią "wleźć na głowę" )
Teraz o sprawie imion czyli dlaczego Sztaflik jest Sztaflikiem. Małe zostały nazwane na cześć bohaterów serialu dobranockowego z czasów mojego dzieciństwa. Czeski filmik "Staflik a Spagetka", jak to po polsku szło "Sztaflik i Szpagetka", był jednym z moich najnajów bajeczkowych ( takiego Jacka i Agatkę to miałam w głębokim poważaniu, takoż Balbina z Ptysiem do mnie nie przemawiali ). Jedno z małych kociąt było wyraźnie większe, sądziłam że to samczyk ( u małych kociaków ciężko odróżnić płeć ) i zostało Sztaflikiem. Sztaflik okazał się być okazałą dziewczynką. Ech, jak to zleciało - takie były małe a teraz całkiem z nich dorosłe kociambry!
Dziewczynki jako kocięta nie były specjalnie piękne, szczerze pisząc to były najbrzydsze kocięta jakie widziałam. Hienowato rudawe, ze szczurzymi ogonkami, wiecznie umazane żarłem ( miałam wyrzuty sumienia że takie ufajdane a ja nie sprawdzam się jako matka ). Na szczęście wesołe i psotne, które to cechy u maleńkich zwierzątek na ogół wiąże się ze zdrowiem ( do pierwszych odrobaczeń i tym podobnych wetowych spraw ). Moi koci panowie na ten brak urody nie reagowali, ponieważ już w momencie przybycia dziewczynek udali się na emigrację wewnętrzną ( w przypadku Felicjana była to najpierw emigracja zewnętrzna - zobaczył małe, próba mordu się nie powiodła bo pilnowałam i wyszedł na trzy dni. ). Na emigracji wewnętrznej sprawy takie jak uroda kocich panienek nie miały dla kocurów żadnego znaczenia. Sytuacja uległa zmianie gdy małe troszkę podrosły i zaczęły napadać na Lalka i Felicjana. Trudno być emigrantem kiedy domowe sprawy pod postacią dwóch polujących kociąt Cię atakują. Felicjan ciężko się obrażał za ten powrót mentalny w domowe pielesze, natomiast Lalek okazał się świetną niańką. Nasz Laluś ma łagodny charakter ( w zasadzie, bo Rudy czyli Skradające Się Zło budzi w Lalku najgorsze kocio - samcze cechy ) i lubi się bawić, dla dziewczynek nasz Laluś był prawdziwym darem Wielkiego Kotowego. Od Lalusia dziewczynki odebrały potrzebną dobrze wychowanym kotom edukację w zakresie obcowania z kocim towarzystwem, polowań ( niestety ) i postępowania z ludźmi ( obie gwiazdki są przytulajskie i potrafią "wleźć na głowę" )
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fantastyczne!!!! Ogromniaste buziaki dla Ciebie jesteś cudowną osobą i najpiękniejszym sercu :)))) Moja kocica zniknęła na niecałą dobę, prawdopodobnie wlazła gdzie nie trzeba i moje intensywne poszukiwania po sąsiadach ją uwolniły i te parę godzin starałam się zaopiekować malutkimi kociakami... nie udałoby mi się gdyby nie wróciła, ale wiem ile to pracy :)))) Jesteś Wielka :D
OdpowiedzUsuńZ tą wielkością to przesadyzm, uważam że jestem po prostu w miarę normalna. A w ogóle to znacznie lepiej opiekuje mi się zwierzętami niż ludźmi, do tego ostatniego gatunku mam za mało cierpliwości.;)
Usuń