niedziela, 27 września 2015
Pierwsze grzybobranie tej jesieni
Agatek tak zachęcająco pisała o grzybkowaniu, ryneczek osiedlowy kusił straganowymi prawdziwkami, Mamelon tęskniła za ekskursją do lasu - po prostu nadeszła pora na wyprawę na grzyby! Pogoda co prawda nie jest z tych najbardziej lubianych przeze mnie przy zbieraniu grzybków ( lunie, nie lunie ) ale nic to, las czeka. Ponieważ w Centralno - Polszcze nadal suchawo, pojechaliśmy do lasów nad bajorami. Lasy piękne ( kierownik naszej wycieczki, Piotr, dobrze je zna ), bajora owszem urocze, ale leśna ściółka sucha. Tylko w bezpośrednim sąsiedztwie wody rosły sobie grzybki. Za to miłe dla oka - krawczyki i muchomory. Uwielbiam zbierać krawce, są tak urodne że cenię je bardziej niż prawdziwki. Wiem, wiem - prawdziwek jest śliczny, aromatyczny i pięknie wypada w potrawach. Krawczyk prześliczny w lesie, aromatyczny przecudnie ale urody kulinarnej nie ma - ugotowany ciemnieje, marynowany jest twardawy ( choć nadal piękny ) i zdaje się że ze względów zdrowotnych "małozakąskowy". Dlatego krawczyki najlepiej proszkować. Do sosów jak znalazł, do szybkiego dogrzybiania potraw, do wciągania nosem dla leśnie uzależnionych, he, he. Co prawda niezbyt dużo udało nam się tych krawców naciąć, ale pocieszająco pojawiły się zwyczajne koźlarki. Koźlarek to też dobry łup, więc narzekania nie było.
Jedynego prawdziwka z naszej wyprawy do lasu przywiózł Piotr. Sporawe, bardzo urodne grzybisko. Nieopodal rósł drugi, ale niestety mniejszy i nieprzyuważony został nieszczęśliwie rozdeptany ( Piotr groził śledztwem, więc Mamelon się bohatersko przyznała - w końcu Piotr to kuzyn, więc rodzinie odpuści, he, he ). Mamelon, Sławek i ja mieliśmy pecha do prawdziwków ale za to były tzw."osiągi" kaniowe. Co prawda po to żeby dopaść kanie trzeba było przybagienkować, ale czego się nie robi dla trofeum. Przyznam że z lekkim strachem właziłam w te bagienkowe połacie lasu. Nie tyle bałam się podtopienia co żmij z Piotrowych opowieści. Ponoć wylegują się z lubością na bardziej suchych i słonecznych partiach bagienka. No, może to nie słynna "bałucka kobra", ale ukąszenie gadziny jest do cholery bolesne. A potem jeszcze to całe obsrywantes u lekarza ( czytaj - zdążysz człowieku zdechnąć w oczekiwaniu na kontakt z polskim medycznym ). Może nie powinnam tak psioczyć na medycznych, wszak pożarłam kanie, znane jako grzyby wysokiego ryzyka z racji ich podobieństwa do muchomorów sromotnikowych i kto wie czy medyczni nie będą mnie i rodzinie + sąsiedztwu potrzebni ( w razie czego to ja pana Huberta z osiedlowego spożywczego otrułam nieumyślnie ).
No ale las to nie tylko grzyby, tak naprawdę to nawet gdybyśmy nic grzybowego nie znaleźli, to i tak czułabym się usatysfakcjonowana. Leśne zapachy, mech w który zapadały się stopy, pięknie przygotowujące się do zimowego snu paprocie ( złotawe lub czerwonawo brązowiejące orlice są urocze, aż chce mi się zapomnieć o ostrzeżeniu Marty przed ekspansywnością tych paprociumów, porównywalną a może nawet większą niż w przypadku pióropusznika strusiego ). Nad głową szybują ptasi drapieżcy, korzystający z łowieckich okazji jakie się trafiają przy zlotach ptaków migrujących, w bagienkowych wodach co i raz coś zastanawiająco pluska, mrówki "we właściwym dla siebie środowisku", he, he, krzątają się zaopatrując pięknie wzniesione mrowisko ( leśne domki mrówek są dla mnie ciekawe i pełne jakiegoś tajemniczego bo związanego z lasem uroku, te ogrodowe mrówcze domki są tylko wkurzające ). Las sobie żyje, oddycha i jeszcze nie czuje się gotowy do zasypiania, przeciwnie widać i słychać że trwa jakieś gorączkowe ożywienie przed bardziej senną fazą jesieni i prawdziwie "śpięcą" zimą. To leśne ożywienie udzieliło się i mnie, "wyoddychana" lepszym powietrzem rzuciłam się w wyczynowe smażenie kań. Mam nadzieję że przeżyjemy degustację. Mniam! Może na wszelki wypadek powinnam się pożegnać - jakby co to wspominajcie mnie miło, rośliny dla Artamki na przyszopiu, koty 15 października do weta. Pa!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przecudne zdjęcia:) ogromnie podoba mi się kolorystyka. Życzę udanych zbiorów, wszak jesień dopiero się zaczęła :) Miło mi, że Cię zainspirowałam :))))
OdpowiedzUsuńBuziaki :D
Z tą kolorystką to raczej nie moja zasługa, jesień swoje zrobiła.:) Zdjęcia czasem szczęśliwie mi wychodzą, a czasem wręcz przeciwnie ( te zamieszczone to te udane, ale ile było paskudnych! ). Nadal żyję i mam nadzieję na kolejne grzybobrania, oby tylko choć troszkę popadało.
Usuń