No i się wzięło i się porobiło i w ogóle i kto to słyszał. Koty złe, Alcatraz przymrożony a i we mnie narasta agresja ( Muczenica Dorofieja w niełasce, jak tak dalej pójdzie rozważę portugalskie metody postępowania ze świętymi ). Mrozi, śnieży, pluszy, no pogoda jest absolutnie źle wychowana - to są ekscesy! Ja rozumiem w maju sprawki trzech ogrodników i nieznośnej a chłodnej Zofiji ale druga połowa kwietnia to powinna być bardziej wiosenna. Mam na myśli słonko, motylki, pszczółki i kwitnące tulipany a wszystko to w powietrzu które nie przypomina tego lodówkowego. Alcatraz też jest obrażony, głównie z powodu magnolii i młodych igiełek modrzewi. Wygląda smętnie, nawet focić mi się go nie chce ( inna sprawa czy chciałby żeby foty takiej jego kondycji pojawiły się jakby nie było w publicznym obiegu ). Ech, ciężko nam z taką aurą. Mam wkopane co prawda nowe róże ale musiałam kopczyk zrobić leciutki bo to delikatesy a tu przymrozki. Przyszły nowe irysy z Australii, które muszą grzecznie poczekać na sadzenie. Razem z nimi przyszła smętna wiadomość że to chyba były ostatnie zakupy w szkółce Tempo Two bo Barry wygląda emerytury. Cóż kończy się pewna epoka w irysowym światku, dla mnie smętek bo lubiłam te nietypowe łączenia kolorów, rozwijanie barw kwiatów wraz z ich wykwitaniem i inne "blythowskie" smaczki. No a teraz wzięło i się utło. Może czas na nowe miłości, takie irysy Antona Mego na ten przykład. Teraz jednak snuje gryplany nasadzeniowe, niby już wiedziałam w momencie składania zamówienia gdzie który irys będzie rósł ale to było przed zamówieniem amerykańskim, które zmieniło moje irysowe plany. Teraz mam dylematy i w ogóle. 'Sherbet Bomb' nieco namieszał, najchętniej posadziłabym go w okolicach 'Bratislavian' albo 'Zlatovlaska', odmian Mego o trochę podobnej kolorystyce. Taa, tylko miejsce przy nich jest już zajęte a nie będę przesadzać irysów TB w kwietniu. Zostaje mi posadzenie nówek na "tymczasie" a potem w sierpniu przesadzanie. Na razie na stałe miejsce powędruje tyko piękna odmiana Keppela 'Friendly Advice' ( którą Mamelon określiła swego czasu jako irys o kwiatach w kolorze "zdechły beżo - różowo - lila" ). Do Mamelona mają przywieźć nowo zamówiono lawendy, rzecz jasna i dla mnie jest tam parę sztuk do obsadzenia piaszczystych części podwórka. No zrobi się u mnie w lipcu na przyszłej Suchej - Żwirowej jasno fioletowo - niebieskawo, znaczy jeszcze bardziej niż było. Coś mam wyraźną potrzebę chłodnych kolorów w lipcu, chyba nie przesadzę z tym "niebiewskościami"? Na razie jednak nic nie będę sadzić, poczekam aż przejdzie wielki ziąb siedząc w domowych pieleszach, starannie obłożona kotami. Teraz jest na wszystko ogrodowe za zimno, na wszystko!
No, ja to się, szczerze mówiąc, spodziewałam dokładnie takiego scenariusza. Jak widziałam na termometrze 25 stopni przez ponad tydzień i pastorały paproci wyrośnięte na 20 cm, zwłaszcza. U nas zapowiadają nie ziąb i przymrozek, tylko regularny mróz do -4, przez całą noc z czwartku na piątek. Ogród wygląda jak posesja pacjenta z ciężką postacią choroby zbieraczej - wszędzie wiadra, szmaty, skrzynki, doniczki poprzykrywane czym popadnie. I na dodatek mam absolutne przekonanie, że to bez sensu, bo przy takim długim mrozie i tak paprocie szlag trafi.
OdpowiedzUsuń"(...) chcesz być sfrustrowany całe życie - zostań ogrodnikiem" czyli przysłowie chińskie w polskich realiach.
U mnie zbudowałam chochołki na chybcika ale też mam przeczucie że nie pomogą za bardzo. Za to magnoliowe kwiaty, nie napiszę co mi żal konkretnie ściska bo i tak wiadomo. Ech!
UsuńRano na parapecie było -3. Ile było w nocy - wolę nie wiedzieć.
UsuńKffiotki i potencjalne owocki (w sensie strat) mnie nie ruszają, jedyne, na czym mi zależy, to rarytetne paprocie wleczone z Albionu na własnym garbie i moje własne siewki tychże. I nie, nie chodzi o te listeczki, które piękne już i tak nie będą, chodzi o to, co w ziemi i co się potem przez cały sezon słabiutko regeneruje (o ile w ogóle, jak roślina na starcie słaba). Rarytety dostały na noc jeszcze dodatkowe kołderki, z moich własnych, osobistych kocyków i polarków. Poniewczasie wymyśliliśmy, że pod kocyki można było włożyć rozgrzewające saszetki, takie co to się je najpierw w garnku gotuje, albo latarenki ze świeczuszką. Szkoda, że pomysł padł dopiero rano. Ponura perspektywa - to, co przetrwało bez uszkodzeń mrozy do -30, załatwią kwietniowe przymrozki. Kurna felek.
To są radości mieszkania w strefie niekoniecznie przyjaznej języcznikom. U mnie było w nocy -2, listki magnolii Siebolda już wczoraj źle wyglądały, dziś chyba już w ogóle nie wyglądają. O irysach SDB staram się nie myśleć. Robert powiadomił że też stara się nie myśleć, co przychodzi mu z niejakim trudem bo w maju ma irysową imprezę. No ogólnie wygląda na to że wszyscy się swoimi ulubionymi roślinami zamartwiają. A najlepsze odpowiedzi i pomysły to zawsze przychodzą do głowy "na schodach"!;-)
UsuńPortugalskie metody postępowania ze świętymi rozwalają system. Chciałabym kiedyś zobaczyć szeroki plany z Twojego ogrodu Taba.
OdpowiedzUsuńNie prowokuj!;-) W maju zamierzałam mu zrobić wielką fotosesję poporządkową, ale cóś mi się zdaje że to prędzej w czerwcu wypadnie. Teraz na topie robót będzie podwórko bo przy polepszeniu aury muszę błyskawicznie posadzić na nim rośliny.
UsuńU mnie dziś rano termometr wskazywał -4,9 :(
OdpowiedzUsuńŁany tulipanów i narcyzów, które wczoraj dzielnie przetrwały -2, dziś były smętnie zgięte wpół. Ciekawa jestem, co zobaczę po powrocie z pracy. Może się podniosą?
Bo pięknie kwitnące brzoskwinie to pewnie już na tych kwiatkach skończą w tym roku i owoców nie będzie.
Nie okrywałam wczoraj niczego. Co będzie to będzie. Co przetrwa, będzie rosło, co nie - trudno. Sorry, taki mam klimat
No u nie tak tragicznie nie było ale kto wie co będzie działo się dziś w nocy. Staram się wykrzesać resztki optymizmu zaklinam rzeczywistość w sprawie irysów SDB. Może się uda.
OdpowiedzUsuńU mnie wszystkie tulipany też były zgięte w ukłonie, ale wstały. Zobaczyłam, że oprócz tych nieszczęsnych magnolii mróz załatwił mi listki żółtej wajgeli Middendorfa. Jezu, tyle jej się w zeszłym roku naszukałam, potem zdybałam w sklepie pod nosem, potem posadziłam, chuchałam, dmuchałam, przyjęła się, rozrosła. Teraz przed tym zimnem wyskoczyła pięknymi listkami i pąkami kwiatów. Trzask-prask jedna zimna nocka załatwiła sprawę.
OdpowiedzUsuńNatomiast a propos ciekawych praktyk religijnych kiedyś czytałam o pewnym Latynosie, który w Meksyku wymuszał na św. Antonim wyproszenie łask za pomocą przywiązywania figurki do pala męczeństwa i przypiekanie opornemu świętemu stópek. I co najważniejsze - zawsze mu to działało. Nie ma to jak dobrze przygrzać.
Sugerujesz podpiekanie Dorofieji, he, he? Nie zdążyłam rano wleźć do ogrodu, więc kto wie - może jej się upiecze bez podpiekania. Najbardziej boli to mrożenie wyszukanych z dużym trudem roślin. Ech! Teraz intensywnie trenuję optymizm.:-)
UsuńU mnie też coś brzydkiego lśni na trawie :P
OdpowiedzUsuńJak to nam się wiosną perspektywa zmienia - późną jesienią szron istne cudo, w kwietniu to ten cholerny przymrozek!;-)
UsuńNie, nie nie... nawet jesienią jest ble :D
UsuńOj tam, oj tam, w końcu listopada szron to cud natury!;-)
UsuńO_O
UsuńSzron jesienią może być, byle nie w kwietniu - jesteśmy zadowolone, jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, no nie? Niektóre żywiołki są jednak odporne na różne ekstremalne przygody. Mam w ogrodzie takiego mieszkańca, siedzi już sobie trzeci sezon, a maluśki jako rękawicka albo ten kawałecek smycka. Jest to żmijowiec ruski, kupiony w szkółce Magda w Nadrybiu, niezbyt daleko od Lublina. Mają stronę internetową - zawsze jestem z nich zadowolona, polecam. No więc ten żmijowiec posadzony był jesienią, rósł sobie w tempie niezachwycającym - mały był, potem po zimie wiosną obudził się mizerotą, myślałam, że mu się zejdzie - ale nie, przetrwał, uformował mikroskopijną rozetkę. Po kolejnej zimie większy się obudził i teraz go przed tymi mrozami przesadziłam, bo mi się stanowisko nie podobało. Przyszły mrozy i już myślałam, że koniec, ale ten rusek nadobny przetrwał i to. Znów się przyczaił i zobaczymy w jakim tempie będzie przyrastał. Nazwałam go Władimir P.
OdpowiedzUsuńPiękny ten Rusek, wart wprowadzenia. Dzięki za namiar. Imię ma paskudne, znaczy Władymir może być ale to P. odpada - żadnych KGB - owców w moim ogrodzie! Tym bardziej takich ze żmiją w nazwie!;-) Mój Rusek będzie się najwyżej Wołodia nazywał.:-) Choć tak szczerze pisząc to wolałabym Saszeńkę Saszeńkowicza.:-)
OdpowiedzUsuńU mnie takie imię dostał ze względu na wzrost niekonieczny i taki ścichapękowy wygląd. Ale może trzeba go ochrzcić jeszcze raz w nowym obrządku, to i wzrost uzyska słuszny :) W takim razie będzie Iwaniuszka.
OdpowiedzUsuńDobrze że będzie Iwaniuszka, Władymir P. mógłby się podstępnie rozsiewać w zbyt wielkich ilościach ( aneksja terenów nieprzeznaczonych pod jego uprawę ).;-)
Usuń