Ta dekada jest wariacka pod względem aury - trzy czy cztery lata temu w kwietniu zalegały tzw. śniegi styczniowe a mocno wiosenne słońce zamiast roztapiać bielactwo rysowało na nim dłuuugie cienie drzew, zupełnie jak nie w naszej strefie klimatycznej. W tym roku mamy za to na początku kwietnia letnie temperatury, co jest zabójcze dla wczesnowiosennych roślin - nie pokwitną sobie długo biedaczki, no chyba że zmieni się aura. Przyznam się że ze strachem myślę o przymrozkach, szczególnie mi niemiło kiedy pomyślę o irysach SDB, którym przymrozek uszkadza kwiaty w pąkach. Pamiętam takie wiosny podczas których maluchy irysowe już się zaczynały kłosić a tu przychodził przymrozek i zamiast kolorowego morza kwiatów wyłaziły z pąków zdeformowane pokurcze, w których nijak nie można było dopatrzeć się cech odmianowych. No zgroza, ból zęba i dziąsło z zapaleniem! Tak, tak, te irysowe hekatomby też się tak mile zaczynały, cieplutkim początkiem miesiąca. Hym... tego... jestem wobec tej wiosny mocno podejrzliwa, taka słodka i rozkosznie letnia a potem się okaże że wredna i francowato atakująca gwałtownym obniżeniem temperatury o naście a może i dziesiąt stopni i kto wie czy nie pokazująca grożąco szronu i sypiąca paskudnie śniegiem. Czuję się trochę niepewnie bo w tym roku nie odczyniłam uroku z Marzanną i w razie czego to poczucie winy jeszcze mnie się zalęgnie że to niby przez zaniedbanie obowiązku spławienia paskudy. Może ten, takie spóźnione podtapianie urządzić czy cóś?
Alcatraz kwitnie wszystkim naraz, zachowuje się jak dżin wypuszczony z butelki - chce pokazać zbyt dużo w zbyt krótkim czasie. Dogasają ostatnie krokusy a już wyłażą zawilce gajowe, jeszcze kwitną przylaszczki ( w końcu pokazała się "biała" transylwańska ) a już zaczynają otwierać się kwiaty hiacyntów. Nie jest to naturalne, roślinki wczesnej wiosny zazwyczaj kwitną w określonym szyku. Teraz wygląda na to że jest wolna amerykanka a wszystko z powodu zbyt wysokiej jak na tę porę roku temperatury. A myślałam że wysokie temperatury w końcówce marca to apogeum ciepłego przedwiośnia, oj, naiwna. Trochę zgrzytam zębami na ten misz masz kwitnieniowy który robi się na rabatach ( choć na szczęście wiosenne jednoczesne kwitnienia zawsze jakoś "grają" ) ale co robić, rzecz niezależna ode mnie tylko od Wielkiego Ogrodowego. Oczywiście nieustająco usiłuję porządkować ogród, słowo usiłuję jest jak najbardziej na miejscu - po pierwsze ciepło rozleniwia, po drugie nie ogarniam wszystkiego bo to co powinno w ziemi siedzieć już wyłazi i wymaga obsługi ( np. wycięcia starych pędów, czy odmłodzenia przez podział ), po trzecie jak już kupiłam nowy sekator to natychmiast zrobiły mi się pęcherze na rękach przez co praca w ogrodzie boli. A tu pogoda sprawia że wegetacja wegetuje wegatywnością superwegetującą i stawia mój wysiłek ogarniający w jednym rzędzie z pracką Syzyfa. Czynności powtarzalne i daremność usiłowań. Pocieszające jest jedynie to że ja pracuję sobie w okolicznościach przyrody a Syzyf musiał tyrać w gównianym i naprawdę dołującym ( choć niby ekskluzywnym ) Tartarze.
Teraz sprawozdawczo - najwięcej jest niebieskości i różowości. "Niebewskość" głównie za sprawą śnieżników i cebulic syberyjskich, różowość jest miodunkowo - hiacyntowa. Dla tych mających problemy z odróżnieniem śnieżnika lśniącego od cebulicy syberyjskiej. Śnieżnik to ta roślinka której kwiaty nie mają klasycznych pylników tylko coś na kształt rurki pośrodku kwiatu, cebulica syberyjska ma dobrze widoczne jak na tak małą roślinkę pręciki z ciemnymi pylnikami. W ciągu ostatnich dziesięciu lat botanicy szaleli z systematyką i miejscem w niej śnieżników. Namącili tak że im samym trudno jest się połapać który śnieżnik należy do którego gatunku i teraz mamy parę oznaczeń dla tych samych śnieżników i ostre spory nad wyglądem stożkowato zrośniętych pylników, wielkością plamek bieli w centrum kwiatów lub też ich braku a także wyglądem komórek i różnicami pomiędzy markerami genetycznymi. Naukowe piekiełko znaczy. Z ogrodniczego obowiązku donoszę ( głównie za RHS ) - w naszych ogrodach występują przeważnie trzy gatunki śnieżnikow - Chionodoxa luciliae, Chionodoxa forbesii i Chionodoxa siehei. Przy czym głównie Chionodoxa siehei jest tym od niebieskich dywanów, różowości i bieli niedawno znanych jeszcze pod nazwą Chionodoxa forbesii ( w RHS asekuracyjnie wymyślili nazwę Chionodoxa forbesii Siehei Group, he, he ). Jak zwał tak zwał, grunt że ten wiosenny cebulaczek nieźle się u mnie rozrasta czyli że Alcatraz wyraźnie go lubi. Jeśli chodzi o cebulicę to ona jest nadal zwykłą Scilla siberica vel sibirica, dobre i to.
U mnie na razie plackowe porastanie śnieżników i cebulic, wielkich połaci jeszcze nie ma tym niemniej z przyjemnością zauważam że placki z roku na rok robią się większe i że dotyczy to nie tylko "podstawowej" niebieskiej odmiany śnieżników ale i tych różowych i tych olbrzymich jasnoniebieskich. Najsłabiej idą te biało kwitnące, szczerze pisząc nie wiem dlaczego ( może z nimi tak jak z białymi zimowitami, które rosną nieco słabiej niż odmiany kwitnące kwiatami w kolorze wrzosu ). Jeśli chodzi o cebulicę jest nieco mniej ekspansywna ale jest to naprawdę tylko nieco. Może za jakieś parę lat pod kasztanowcem i klonami zrobi się "niebiewsko" czy różowo po całości. Będzie po wymarzonemu. A budząc się z tych rojeń niebiewsko - różowych to powinnam dokupić jakieś bratki do hiacyntów. Niestety do tej pory wpadały mi w oko jedynie wielkokwiatowce o ciemnawych albo jaskrawych kwiatach. Nie wiem czy ogrodnicy nie zdążyli z produkcją ( w końcu dopiero początek kwietnia ), czy moda na drobnicę przeszła ale w ogrodniczym same duże braciochy w kolorach jarzeniowych, w Leroyu jak na moje gusta ciut drogawo i niekoniecznie to co bym akurat chciała, znaczy drobnica jakaś tam występuje ale coolorki nie są satysfakcjonujące, jakby to określiła Cio Mary. Cóż, przyjdzie mi poczekać na "rozwinięcie" sezonu w centrach ogrodniczych i szkółkach, może przed Wielkanocą cóś się w moim guście bratkowego objawi.
A teraz tadam, tadam - niedzielne "niebiewskie" szaleństwo w Parku Klepacza. Odzianie wylegli masowo do najbardziej zaniebieszczonego przez cebulicę i śnieżniki parku miasta. Komóry, srajfony, aparaty - wszystko focące skierowane na "niebiewskość". Nawet wycieczka Zielonych Odzian ( tupają z przewodnikiem po ódzkich parkach ), głównie skierowująca uwagę na starodrzew nie mogła się oprzeć zagłębianiu w sprawy cebulowe. No bo nie da się panie tego, "niebiewskiemu " oprzeć. To takie samo zjawisko jak to co opętujące ludziska w tatrzańskich dolinach ( na widok kwitnących krokusów szaleju jakby sobie zadali ). No może tylko u nas tak roślin nie tratują, ścieżki są i utwardzone i z trawy.
Niesamowity ten parkowy kobierzec ...
OdpowiedzUsuńW starych parkach takowe cuda się zdarzają, Paprota sfociła kiedyś olśniewające przebiśniegowisko w koszalińskim parku. Nowe parki głównie zatyrawniczone, do doopy takie nasadzenia po całości!
Usuńłaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaał
OdpowiedzUsuńNo naprawdę ja łaaaaaaał, usiłuję małpować pod kasztanowcem i jedną magnolią.;-)
Usuń