wtorek, 4 kwietnia 2017

Codziennik - gryplany, gryplany

Coraz bardziej zielono wokół, wiosna błyskawicznie robi się "prawdziwą wiosną", przeskok z fazy przedwiośnia to w tym roku  obudzenie się w innej rzeczywistości. Jeszcze wczoraj modrzewiowe igły nie istniały, brzoza nie miała listeczków ( o zgrozo a teraz ma je od razu razem z kwiatami, zupełnie nie po  brzozowemu ), ciemierniki dopiero się rozwijały. Człowiek się budzi, otwiera  ślepia a  za oknem zielone szaleństwo, pachnąca deszczem ziemia i koty od bladego świtu rezydujące na podwórku, bezczelnie gapiące się na ptaki. No wiosna, wiosna najprawdziwsza, taka  z trudem wyczekana, wytęskniona zimą, wymarzona kiedy za oknem było -20. No i jakże to tak szybko  ta luba pora roku przechodzi i mija, a gdzie celebrowanie rozwijającej się zieloności i delektowanie się powoli zachodzącymi zmianami? Zachowuje się jak Blitz - Frühling a nie porządnie poukładana pora roku, bezczelność! A ja tu nie zawsze mogę tylko  ogrodem żyć, insze obowiązki mam. Jak nie ogarniam na początku sezonu Alcatrazu to strach się bać co będzie potem, jak ruszą ostro byliny i to nie zawsze te które uprawiam, he, he. Trudno, jakoś to będzie choć z gryplanów snutych na ten rok jak na razie cóś się nic nie realizuje. Taka to uroda moich gryplanów, zawsze coś cholera stoi na przeszkodzie w ich realizacji. Chyba powinnam się nieco wkurzać ale jakoś mi się nie chce. Drzewa podcięte tyle o ile, kontener muszę zamówić na odpady nie tyle drzewne co szopkowo - ogrodowe i zebrać siły na wlezienie w okolice oczka. To nie jest gryplan to jest realizacja porządków,  jest większa szansa na ziszczenie się porządków niż gryplanów.

No tak, ja tu będę jakieś śmieciory wynosić ( taa,  mogę  otworzyć hurtownię plastikowych donic  ) a w ogrodzie szaleją fiołki i zbiera się na kwitnienie większym tulipanom. I jak tu się kwitnieniem w biegu nacieszyć? Fotkę pstryknąć jak japońska wycieczka ( teraz co prawda pstrykają głównie  chińskie wycieczki ) i odłożyć oglądanie zielonego na czas za jakiś czas a najlepiej to  na zimę (  nie ma to jak  zielone na ekranie komputera, kontakt z naturą że ho, ho ) ?  Wiosna w tym roku nie poczeka, pewnie jak będę w połowie porządków to złośliwie  przejdzie w lato. Może się obrażę i poświęcę więcej czasu domowym pieleszom, mniej stresogennie będzie. Domowe pory  roku mniej zależne od  kaprysów aury, jedyne co mnie  może poganiać  to niecierpliwe zrzędzenie Ciotki Elki na temat przygotowań do wypieków wielkanocnych. Ciotka  Elka ma w tym roku ambitne ciastowe gryplany, aż się boję  że może dojść do ich pełnej realizacji ( a wtedy to witaj kongresie diabetologów, możemy robić na takim spędzie za ofiary cukrzycy błyskawicznej ). Co prawda Małgoś - Sąsiadka pocieszająco ćwierka że Ciotka Elka "się nie wyrobi" ale tu właśnie dochodzimy do zrzędliwego zniecierpliwienia i mojej osoby. Poganianie mnie ma na celu wypróbowanie jeszcze przed świąteczną okazją wszystkich  nowych przepisów czyli  zróbmy to teraz a ty drogie dziecko będziesz robić za asystentkę ( "Siostro proszę podać pacjentowi wanilię z cukrem  dopiero jak zaczyn pacjenta urośnie, delikatnie dozować z mąką i otrzeć mi  czoło gazikiem" ).


Powoli zaczynam  w głowie "budowanie" świątecznej dekoracji, wielkanocne zajączki i inne kurczaczki na topie. Trzeba jakoś wcześniej zacząć się nimi cieszyć, Wielki Tydzień to stanowczo zbyt krótki czas na zającowanie i kurczaczkowanie. Drzemiące we mnie dziecko ( lekka ta drzemka ) domaga się w tym roku ustrojstw i upieprzania po kątach zieloności z wielkanocnym motywem. Może nawet nie do końca to takie wielkanocne motywy, ptoszki czy tam inne gniazdka są po prostu wiosenne . To jest domowa wiosna  - wiosenne obiekty dekoracyjne w ściśle kontrolowanym środowisku ( waza do zupy ) -  wiosna constans, zupełnie inna od tej Blitz - Frühling za oknem. Ustawione dekoracje mogą się zmienić jedynie przez interwencję kotów ( nie ważne  że szklany, ptaszek jest ptaszek ) ale mam nadzieję że koty uszanują czeskie pochodzenie szkiełek ( co wcale nie znaczy że mogą tłuc te chińskie, wiszące nieopodal ). Może powinnam zastanowić się nad dekoracyjnym wykorzystaniem kotów ( stara pocztóweczka obok nasuwa pewne pomysły - przywiązać do drzewa i potraktować czymś białym  w sprayu - śmietaną  czy też ewentualnie przypruszyć cukrem pudrem ), w końcu wiosna jest, dlaczego koty mają się lenić?! Pańcia  nie może lenistwu wrodzonemu pofolgować a one takie bezrobotne ( samozatrudnienie przy obserwacji ptaków się nie liczy ).

Pisanki - pisanek wykonywać nie będę, czuję  że po wypiekaniu z Ciotką Elką mogę zapaść na czasowy jajowstręt. Pisankowanie dekoracyjne załatwię za pomocą onyksowych jajek ( tak, tak, czasem w życiu przydają się jaja z kamienia ). Te jajka mają piękne kolory, troszki przypominają mi te impresje morskie z Kronik prządkowych . Nie ma w nich co prawda niebieskości szarawej  wód północnych mórz ale jest za to szklista przejrzystość lagun i przebijająca się przez fale zieleń wodorostów. Mam straszną słabość do zielonawych onyksów, nie przeszkadza mi nawet ich "licheńskość" czyli niemal szkliste wykończenie powierzchni ( moim zdaniem są kamienie które wręcz paskudnie wyglądają wypolerowane do tzw. błysku absolutnego, nie wszystkim kamieniom służy taka obróbka ). Niestety nowszej daty wyroby z onyksu dostępne na  naszym rynku to nie jest to co do mnie mocno przemawia. Właściwie poza sześcianami, jajami i kulami onyksowo wokół mnie milczy, ciiiisza. Kelyszki do brandy i te do jajek to nie jest to, cud szkatułki to nie jest to, jeszcze ładnego kształtu moździerze zdzierżę ale generalnie zielonawy onyks ma formy zupełnie z innej bajki niż ta którą lubię. Jedyna duża rzecz z onyksu która mi się podobała, którą u nas spotkałam okazała się być  urną na prochy - dobrze że o gustach się nie dyskutuje, he, he.

Eh, co robić żeby zamknąć ten wiosenny, przedświąteczny  czas w słoiku, tak jak Megi zamknęła zimę - Słoik na zimę ? Focić, focić i jeszcze raz  focić? Cóś mi focenie nie wychodzi i pewnikiem dlatego mnie nie cieszy. Nie wiem też czy jest taką absolutnie dobrą metodą na przytrzymanie czasu. Może lepiej intensywniej przeżywać niż tylko notować życie ( a jak człowieka trafi skleroza to zdjęcia i tak  zrobią się mu obce, jakby go nie dotyczyły  )? No i jak sfocić gryplany? - nie da się! Gryplany się snuje, wypełniają przyszłością teraźniejszość, czasem są naprawdę osnową a czasem w trakcie realizacji zmieniają się w niewielki wątek, taki wtręt ledwie widoczny. Niekiedy w ogóle zanikają i tylko mgliste wspomnienie o nich gdzieś tam trwa, niekiedy uwierając a niekiedy wprost przeciwnie ( "Dobrze  że nie zrobiłam tego czy owego" ). Wyszło mi  że gryplany można zasłoikować przez zapisywanie, człowiek zapisze i one trwać  będą. Wieczne gryplany, nieważne czy zrealizowane czy nie, doskonałe w swoim gryplaństwie .  Za jakiś czas człowiek spragniony gryplanowania zajrzy do zapisków i stwierdzi - "Tak, to chciałam zrobić w zeszłym roku, trochę dziwne że chcę to nadal zrobić " albo "Co też mi do łba wpadło, to chore było!". Na wszelki wypadek  zapiszę wołami - cieszę się z gryplanowania, nawet jak nic  mi z planów nie wychodzi bo czas  pędzi a ja go nie mogę dogonić! Tak, gryplanowanie czyli życie in spe wypełnia  mi sporą część życia teraźniejszego. Mam nadzieję że rozsądną część. Dżizuu, właśnie do mnie dotarło że ja słoikuję przyszłość ( dokonaną lub niedokonaną ) ! Ciekawe jak zareaguję na zawartość słoiczka po świętach, co z  codziennika mojego powszedniego zostanie "zrealizowane", co  "odpuszczone", co  "uwierające" a co  "to całkiem głupi pomysł był"?

6 komentarzy:

  1. Szkoda wyrzucać plastikowe doniczki. Oddaję je ogrodnikom sprzedającym sadzonki na ryneczku.
    A koty do roboty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprzedający na moim rynku nie są stanie wchłonąć tego doniczkowego hurtu. :-/ Koty ciężko dziś pracowały, zalegania wyczynowe uskuteczniały na trawce, polowania na motyle, podchody pod gołębie pasione przez Małgoś - Sąsiadkę, ataki na miski w porach najmniej odpowiednich. Szczęśliwie więcej czasu spędziły na dworze i mogłam trochę chałupy ogarnąć bez asysty.:-)

      Usuń
  2. Taba, przeczytałam ten wspaniały post u Megi. Dlaczego koty tak często chorują na nerki? czy można temu jakoś zaradzić?czy trzeba je co jakis czas badać w tym kierunku? jak poznać,ze kot ma niewydolne nerki? czy to kwestia diety? Ty masz doświadczenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powszechne jest mniemanie że to jest związane ze sterylizacją i niby częściej trafia samczyki choć nie jest różowo i dla samiczek. Koty robią się starsze w wieku około 7 - 8 lat. Nie przychodzi nam do głowy że w naturalnych warunkach dzikie koty w tym wieku prawie nie występują. Patrzymy przez pryzmat domowych pupili, które mogą dożyć wiek około 20 a w szczególnych przypadkach nawet 30 lat. No ale cóś za cóś, koty w naturze masowo się rozmnażają co stanowi o ich sukcesie ewolucyjnym ( zastępowalność pokoleń działa bez pudła bo rodzi się wiele młodych i stare dzikie koty czyli osobniki żyjące powyżej 4 lat mają stado spadkobierców ) w domowych pieleszach płodnością kotów steruje człowiek ( naturalnie prowadzone kotki są nie do upilnowania a kocurki krążą po okolicy rozsiewając smrodek i geny ). Po sterylizacji zmienia się gospodarka hormonalna i wymagana jest dieta, stąd karmy dla sterylizowanych kotów. Moim zdaniem przyczyna zapadalności na przewlekłą niewydolność kocich nerek jest bardziej złożona, to nie jest tylko kwestia sterylizacji. Na pewno są uwarunkowania osobnicze ( i na to niestety nie można nic poradzić ), co do tego nie ma wątpliwości. Dochodzi kwestia kocich karm ( opłaca się koty żywić żarciem przygotowanym w domu i starannie dobierać karmy, czytając uważnie skład i szukać co "kotowi" na ich temat piszą ), tzw. traumatycznego kocięctwa a nawet stresów w dorosłym kocim życiu, przebytych chorób itp.. Starszym kotom co pewien czas wykonuje się badanie moczu, no i krwi. To pozwala wykryć wczesne stadium i kota leczyć, co przedłuża mu życie, nieraz bardzo znacznie. Opowieści o twardzielstwie kotów nie są tak do końca zgodne z prawdą, niestety.:-(

      Usuń
  3. bardzo Ci dziękuję za uświadomienie, woje doświadczenie w tym temacie jest bezcenne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tfu, tfu, tfu, szczęśliwie jak do tej pory problemów z nerkami stadko nie ma, co nie znaczy że nie ma innych problemów ( szczęśliwie mniejszej wagi ). Oby tak jak najdłużej.

      Usuń