W tytule wpisu trochę zmodyfikowany tekst starej piosenki Andrzeja Waligórskiego, za oknem pluszy , pruszy i znów pluszy, za mną pluszowe walczą o lepsze miejsce przy źródełku ciepła. No zima, zima już przylazła i to w takiej nieciekawej wersji mokrośnieżnej. Wczoraj do późnego popołudnia nie było żadnego delikatnego śnieżku dekoracyjnie ułożonego na gałązkach drzew i krzewów, przykrywającego polistopadowe brudy tylko zamarzająca chlapa. Auralna doopa panowała za oknami że się tak wypiszę. Wieczorem andrzejkowym jakby bardziej zimowo się zrobiło, śnieg co prawda mokry i ciężki ale za to oblepiający należycie co trzeba ( i co nie trzeba tyż ). Koty natychmiast przyszły do Sweet California czyli na podgrzewane wyro, co bardziej bezczelne osobniki zniknęły w Malibu czyli pod zakazaną kordłą. Z dużym trudem zdobyłam miejscówkę dla się w ten śnieżny wieczorek. No i poczułam lenia co się we mnie rozbiesił! Powinnam zacząć cóś tego, jakby na kształt świątecznych porządków, albo choć zaciasteczkować a ja twardo nic - zalegam jak tylko mi się uda chwilę znaleźć i gapię się przez okno na zaśnieżone Podwórko. No zgroza, Panie, zgroza, jak tu przeżyć świadomie te trzy cholerne zimowe miesiące?! Zasnęłabym jak ta niedźwiedzica w gawrze ale moje młode ( koty znaczy ) mimo zrobienia sobie odpowiedniej tkanki tłuszczowej nijak w sen zimowy zapaść nie chcą. Owszem w dzień chrapią ale o drugiej czy trzeciej w nocy prowadzą dość intensywne życie towarzyskie, takie z wyłażeniem na dwór ( robię za okienną, znaczy wpuszczam przez okno jak tylko słyszę ryk ponaglający ). Ech, tak jakoś przez te ich nocne spacery jestem wymęcona, a wiadomo że takie wymęcenie niczym dobrym nie skutkuje. Rozmyślam o zalanych słońcem klifach wybrzeża Portugalii, o tym poszumie jaki robi "Ołszyn", o porannych mgłach ciepłych i jakby słonawych, o zapachu kwitnących laurowych lasów.
Za oknem zapach zimy ledwie wyczuwalny w miejskim smogu, beżowe niebo i odgłosy protestujących przeciwko zimie tramwajów ( co i raz jakieś spięcia, iskry i zgrzytanie po szynach ). No doopa, doopa, doopa! Gdzie się podziała ekscytacja pierwszym śniegiem, tak mile zapamiętana z dzieciństwa? Dlaczego nie umiem cieszyć się białym i puchatym ( nawet jeśli mokrawym )? Wszak odgarniać jeszcze nie muszę. Co takiego porobiło się z zimą i mną że przestałyśmy się lubić? Zamiast celebrować zimowe rytuały typu herbatka i nalewka marzę o cieplejszych stronach w których całorocznie uprawiać można ogrody i w których świat nie zamiera na parę miesięcy w roku. Chce mi się odcumować miasto Ódź i popłynąć z nim do Ciepłych Krajów ( tym bardziej że ono miasto, gród dumnych meneli mimo tego menelstwa wbrew pozorom cóś tak mało przystaje do Najjaśniejszej Pszenno - Buraczanej, Ziemia Obiecana zatruwa najwyraźniej zdrową, chłopską krew swoich mieszkańców bo une krnąbrne i mało prawomyślne ). I wiecie co? Świetnie wiem że miasto Ódź to byłby okręt flagowy Armady Spragnionych Ciepła i Normalności. Kupa luda by się w ten rejs udała zostawiając za sobą koszmarną pogodę i różne takie rekiny, ośmiornice i inne meduzy unoszone na falach politycznej koniunktury ( nie wiadomo co gorsze - nawiedzeni idioci czy klasyczni oportuniści ). Armada wróciłaby pod koniec marca a paskudna żywina przez zimowy czas trochę by się przerzedziła w tzw. procesie naturalnym, oszczędzając nam nerwów z powodu marnowania naszych własnych pieniędzy na działania pozorne ( tak nawiasem pisząc co to się dzieje z rzundzącymi ze wszystkich opcji że po połowie kadencji markują normalna pracę ). A w czasie zimy na południowym "Ołszyn" poławiali my by perły, łapali słoneczko i nie myśleli smętnie o cenach opału czy tam innego paliwa bo pasaty by nas popychały w kierunku zachodnim, który jest zdaje się kierunkiem preferowanym przez większość mieszkańców Kraju Kwitnącej Cebuli.
Dzisiejszy wpis ilustrują prace Vivien Wu, która mieszka sobie w południowej Kalifornii. Ech!
"No zgroza, Panie, zgroza, jak tu przeżyć świadomie te trzy cholerne zimowe miesiące?!"
OdpowiedzUsuńTeż pytam - jak???
Mamelon przy takiej pogodzie ma załamkę, ja zazwyczaj mam półzałamkę ale ten niżyk jest jakoś wyjątkowo złośliwy. Noo, dooopa! :-/
UsuńBuuuuu! Ty masz chociaż śnieg za oknem a u nas cały dzień sławny wrocławski kapuśniaczek. Jak wszędzie śnieg i mróz u nas deszcz, deszcz ze śniegiem i zgnilizna 0/+1. Tak to jest mieszkać w polskim biegunie ciepła. Ciepło wcale nie jest tylko OBRZYDLIWIE!
OdpowiedzUsuńJaki śnieg, znów jestem na etapie brei, która w ramach dopieszczania łamliwych na pewno wieczorem zamarznie! Trochę mnie pocieszyła hamerykańska prognoza długoterminowa, ponoć będzie śnieżnie ale nie bardzo mroźno a luty ma być lightowy. Oby! :-/
Usuń"No zgroza, Panie, zgroza, jak tu przeżyć świadomie te trzy cholerne zimowe miesiące?!"
OdpowiedzUsuńproponuje przeżyć nieświadomie :P
mnie wystarczy przeżyć do 2 stycznia, najgorsze będą dwa ostatnie tygodnie roku, nienawidzę "świątecznej atmosfery", najchętniej gdzieś bym się teleportowała ale zdaje się, ze musiałabym do innej galaktyki.
nad Ołszynem środkowym tez dziś śnieg pada w formie przelotnych opadów, wprawdzie nie zalega ale ten teges JEST. futerkowce tez okupują łóżko, chyba wiem dlaczego akurat moje, stoi najbliżej okna ;)
O rany, nieświadomie znaczy w moim wypadku pod wpływem ( biedna wątroba ). Świąteczna atmosfera udziela mnie się tak w okolicach 6 grudnia gdy zaczynam montować ustrojstwa pod tytułem stelaż dla bombków ale niemal natychmiast się kończy bo nie uprawiam klasycznych świąt. Szczęśliwie wyrosłam z obowiązkowej wersji Wigilii, "proszonych" obiadów świątecznych i tym podobnych klasycznych punktów świątecznego programu. I bezczelnie twierdzę że mi z tym bardzo ale to bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńO rany, jak nad środkowym "Ołszynem" śnieży to został nam już tylko ten afrykańsko - południowoamerykański. Futra pod żagle i fru z pasatami! :-)