No tak, od czego by tu zacząć? Może od tego że zamówiwszy u Roberta maluchy, irysy SDB znaczy. Niestety w tym roku ściepy do Mid - America nie będzie. Kochane polskie urzędy i opłaty. Robert zamawia przez holenderskiego kolegę, może tą drogą na cóś i ja się kiedyś załapię. Może powinnam zostawić bez komenta tę chciwość urzędów umiłowanej Cebulandii, która skończy się tym że cło za hamerykańską przesyłkę zapłaci się w innym państwie ale nie zostawiam. Stare polskie porzekadełko "Chytry dwa razy traci" pasi jak ulał. Najsampierw opłatę celną, potem opłatę za fitosanitarkę, na sam koniec opłatę kurierską, o tym że utrudnia się dostęp do najnowszych krzyżówek roślin i tym samym utrudnia pracę rodzimym hodowcom ledwie napomknę. Napisałabym że brawo, osiągnęliśmy kolejny szczyt głupoty i pastwiłabym się niemiłosiernie przez kolejne akapity ale nie napiszę i pastwić się nad tematem urzędowej chciwości nie będę bo po cotygodniowym przeglądzie prasy i portali info już wiem że numer z opłatami to picoletto, jakaś skromniutka Babia Góra przy K2 absurdu, który udało się naszym rzundzącym zdobyć ( zdaje się że w stylu alpejskim, bez tlenu co tłumaczy zaniki świadomości, znaczy brak poprawnej oceny rzeczywistości - przy niedotlenieniu odjazdy są częste ).
Dobra, przyznam się - płakałam i to ze śmiechu a nie z żalu nad oplwaną Ojczyzną. Numer jak z Monty Pythona, facio z fundacji co to miała walczyć z "polskim obozami śmierci" pochylił się nad problemem i teraz to mało która nazwa dotycząca obozów śmierci będzie tak popularna jak "polish death camps". Po prostu hit, bije na łeb nawet San Escobar poprzedniego ministra spraw zagramanicznych. A potem wisienki na torcie, nocne obrady Senatu i przede wszystkim tłumaczenie przemówienia premiera, wygłoszonego na okoliczność awantury jaka wybuchła kiedy ten cud legislacyjny wypłynął na szerokie wody polityki międzynarodowej. Ryłyśmy z Mamelonem do rozpuku, normalnie profeska całą gębą tylko dziewczynkom i chłopakom zawody się pomyliły. Owszem, polityk musi być niezłym aktorem ale żeby od razu komikiem?! A te smętne dupki od przygotowań aktora do występu, co do cholery robił inspicjent, he, he? Gdyby to nie było groźne jak cholera to może bym nawet na obecnych rzundzących zagłosowała, na ogół wkarwiam się na politycznych ale tym razem udało im się rozbawić mnie do łez, no a w końcu śmiech to zdrowie.
Oplwana Ojczyzna jakoś przeżyje, nie takich idiotów u steru przeżywała. Gorzej jest z ludźmi którzy w obozach zagłady i obozach koncentracyjnych siedzieli albo stracili bliskich. Szczególnie polskim więźniom i ich rodzinom musi być przykro że z powodu działań ludzi, którzy co najwyżej na stanowisko pomocnika referenta się nadają, ta nieprawda o polskości lagrów się utrwali w świadomości innych nacji. Moim zdaniem szkoda niemal nie do odrobienia. No ale tak to jest jak matoł jeden z drugim bierze się do uprawiania polityki historycznej. Politykę historyczną na ogół uprawia się wtedy kiedy nie potrafi uprawiać się tej zwykłej, każdy rząd na świecie miewa takie zakusy. Rolą dyplomacji jest tonowanie przekazu co przy tzw. zaszłościach wymaga mistrzostwa świetnego tancerza baletu klasycznego. U nas jednak pojechano siermiężnie, jak na remizową dyskotekę przystało i nawet nieprofesjonalne rozemocjonowanie ambasador Izraela nie przykryło tej naszej dyplomatycznej mizerii. Rączki opadajo do poziomu przednich łapek orangutana. Na szczęście na politycznych świat się nie kończy. Co wcale nie znaczy że lektura inszych wiadomości ze świata była błoga.
Przeczytawszy ja trochę o wyprawach wysokogórskich, tak łącznie z komentami pod tekstem redakcji i dowiedziawszy się z komentów że himalaiści nie powinni mieć dzieci. Nie mogą bo mogą kipnąć w górach. Oni himalaiści a nie dzieci. Hym... a policjanci dzielni i strażacy nieustraszeni , że o wojskowych tylko napomknę to mogą te dzieci mieć? A zabronić im wszystkim ustawowo! Co będą tacy miłośnicy adrenaliny ( przeca nie ma przymusu żeby taki zawód akurat wybrać ) maleństwa na sieroctwo narażać. Wiadomo, człowiek żyje dla dzieciów a nie dla realizowania siebie, jak się poświęca to jest cichym bohaterem. Macierzyństwu i ojcostwu wielbicieli adrenaliny nasze stanowcze nie! Z tych komentarzy cichych bohaterów w moim odczuciu to zaczęła jak dupa z pokrzywy wyzierać smutna gęba niezadowolonych ze swojego życia ludzi. Nikt nie jest w stanie nikomu zagwarantować że mu cegła w drewnianym kościele na głowę nie spadnie, są profesje w których ryzyko jest większe , są takie gdzie jest minimalne ale absolutnie bezpieczny to człowiek na tym świecie nie jest nigdzie. Odniosłam jakieś takie wrażenie że opowiastki o dzieciach sierotkach mają zrobić dobrze ich autorom, potwierdzić że są cool, są odpowiedzialni i że się realizują.
Tylko że jak się człowiek realizuje to w dupie ma cudze pasje, ma własną i na niej się koncentruje, nie marnując czasu na komentowanie na forach informacyjnych portali. No i przede wszystkim rozumie innych którzy mają pasję. Pasjonatki macierzyństwa czy pasjonaci tacierzyństwa to raczej czas pociechom poświęcają a nie snuciu w necie opowieści o swojej odpowiedzialności ( po sobie samej wiem że jak czegóś mało to się w nety idzie ). Takie podejrzanie wyglądające na hejterzenie wpisy przydarzają się prędzej bezpasyjnym, którzy muszą się utwierdzić sami bo Dzidek opuścił przewód albo cóś. W hejcie jest coś strasznie smutnego, w zwalaniu bezpasyjności na te biedne dzieci tyż. Może tak to odczuwam bo moi rodzice i owszem kochali mnie ( niekiedy ocierało się to o bałwochwalstwo ) ale dość szybko pokumałam że nie jestem treścią wypełniającą całkowicie ich życie. Mieli swoje sprawy i spraweczki, gdy miałam 10 lat zrozumiałam że zawód mamy to coś znacznie więcej niż zarabianie na chlebek. Nie znaczy że nie kombinowałam jakby tu pozostać numerem 1 na liście maminych priorytetów ( cały czas nim byłam ale uważałam że zagrożenie detronizacji istnieje ). Przeszło mi dość szybko, dzieci błyskawicznie dojrzewają o ile im się na to pozwoli, z tuptusia słodkiego do rozwydrzonej nastolatki w trzy chwile. Potem sama szukałam swojej pasji, swoich spraw i spraweczek. Szczęśliwie nigdy nie udało mi się usłyszeć "A tyle dla ciebie poświęciłam/ poświęciłem". Niczego na mnie nie zwalono i może dlatego mój stosunek do rodziców jest jaki jest ( taa, kochanie, kochanie - ja ich zwyczajnie lubię ). Publiczne, mimo że niby anonimowe wpisy na temat czegóż to ja dla dzieci nie poświęcam, rany, okropnie to odbieram! Może jak to takie poświęcenie to ci ludzie nie powinni byli zostać rodzicami. Taki bagaż z poświęceń to dla dziecka musi być uwierający, wszak ono na świat się nie prosiło.
Tak sobie rozmyślałam o tej odpowiedzialności i możliwości wydawania koncesji na posiadanie ( bardzo głupio używane słowo, powinno być na wychowanie ) dzieci. Nawet myślałam żeby do Magdzioła, tej ostoi macierzyństwa w naszej rodzinie zadzwonić i przedyskutować ( ja z pozycji luzaka ona z pozycji mateczki ) ale sobie w porę przypomniałam że Magdzioł jest w tej chwili w fazie buntu bo nasze bachores mają już swoje latka a Magdzioł swoje własne zabawki i usłyszę jak ostatnio że dzieci są kochane, słodkie i w ogóle przemiłe ale muszą znać wyporność mamusi ( Magdzioł nie z tych co się dadzą zatopić ). Magdzioł kiedyś samokrytycznie określiła się jako fabryka potworów, potem stwierdziła że dzieci są przereklamowane więc jej mateczkowatość jest jakby lżejszej próby. Owszem, bachores są ciamkane i przytulane, w swoisty sposób rozpieszczane, padają twierdzenia że złe czai się głównie w innych dzieciach ( choć szczęśliwie poprzedzane przypuszczeniem że być może ) ale nie jest przekonana że urodziła geniuszy, w dodatku absolutnie bezgrzesznych i ma w stosunku do synków tzw. wymagania. Po mojemu to w miarę zdrowe ale kudy mnie się tam o macierzyństwie wypowiadać. Może to nie jest matkizm zaangażowany i w związku z tym zdanie Magdzioła o odpowiedzialności macierzyńskiej będzie tylko zdaniem Magdzioła , mateczki zdystansowanej, która twierdzi że jeszcze trochę a chłopaki pofruną w świat i ona dopiero sobie odpocznie? Przy czym snuje jakieś rojenia na temat przyspieszenia procesu dojrzewania bachores, he, he. Mój boszsz... a w naszej rodzinie to moja "średnia siostra" robi za wzór Matki Polki! Na tym etapie życia rodzicielki to chyba nie ma co pytać o stosunek do macierzyństwa i do pasji.
Moje cooleżanki i cooledzy? Popytać? Hym... większość jest solidnie zakręcona, nie da się ukryć że lubię się z ludźmi którzy "cóś" lubią. Mają sobie swoje zwyczajne życia ale zawsze w nich mają miejsce na swoje własne "cóś" ( mój boszsz... znam nawet takich dwóch którzy po Himalajach łazili, może to już wstyd się przyznać, he, he ). Wielu z nich ma dzieci i wiem że z masy rzeczy dla tych dzieci rezygnowali, ale zdarzało się że stawiali "cóś" jako bezdyskusyjną sprawę do realizacji, nawet kosztem uszczuplenia czasu poświęcanego dzieciom bądź czasu potrzebnego na zdobywanie kasy dla tychże dzieci ( wicie rozumicie, ten dodatkowy angielski na ten przykład ). Czasem podejmowali ryzyko na które niewielu ludzi sobie pozwala. Jak tak sobie o znajomkach rozmyślam to granica między odpowiedzialnością rodziców a pajdokracją robi się jeszcze bardziej niewyraźna. Może nie ma się co zastanawiać, to po prostu wybór indywidualny, postępujesz jak ci sumienie dyktuje i szlus. Nie piszę tu oczywiście o przypadkach degeneratów których pasja do
życia kończy się zejściem dzieci, mam na myśli ludzi w miarę
normalnych. Nie ma recepty i gotowego przepisu na odpowiedzialność rodzica, są w końcu ludzie którzy dla dobra dziecka robią rzeczy naprawdę dziwne, na ten przykład oddają je innym na wychowanie i to wcale nie zawsze dlatego że tak jest najłatwiej ( czasem przeca bywa najtrudniej ). No i dlatego dochodziwszy do wniosku że moje początkowe wrażenia że te utyskiwania na nieodpowiedzialność rodzicielską himalaistów to cóś innego miały przykryć są chyba zgodne z prawdą. Podejrzewawszy takie pieprzenie w bambosz ludziów co to swój sposób na świat chcą uczynić jedynie słusznym. Znaczy te dzieci to alibi dla hejterzenia. Jak tak sobie wysnułam snuja i się utwierdziłam w mniemaniu to temat spospoliciał do tego stopnia że przestałam się nim zajmować.
Doszedłwszy do wniosku że dalsze przeglądanie info albo skończy się zejściem ze śmiechu albo będę jakieś niedotyczące mnie ( no dobra, jestem odpowiedzialna wobec kotostwa ) snuje wymyślne uprawiała i zakończyłam szybko ten przegląd. Znaczy tylko się upewniłam że jeszcze nikogo nie zaatakujemy, he, he, he, a potem odpuściłam. Przegląd prasy dwutematyczny i w zasadzie stwierdziwszy że dalej nic nie wiem ale tyż nic nie wskazuje na to żeby świat się kończył. Uspokojona zabrałam się do przeglądu szklarenek oferowanych na Alledrogo. Większość w ogóle nie kwalifikowała się na szklarenkę parapetową, jakieś wymyślne tunele foliowe ( taa, folia i Felicjan ) paropiętrowe foliowce i niespecjalnie urodziwe mnożarko - inspekty. Znaczy nic przydatnego. Potem poszukawszy szklarenek po sklepach netowych z dekorami , gadżetami itd i tam powaliły mnie ceny. Na sam koniec potupawszy do kwiaciarni w której dostawałam już nieraz poszukiwane przeze mnie akcesoria ogrodowo - domowe i tam wreszcie wypatrzyłam moją szklarenkę. No cena też nie była z tych najniższych ale jeszcze do przeżycia. Westchnąwszy i wysupławszy.
Na tym nie koniec zakupów, Mamelon działając w szale wyprzedażowym nabyła dla mnie dwa swetry. Szczęśliwie wyprzedaże się kończą i Mamelon niedługo się uspokoi, znaczy różowy kombinezonik mi nie grozi ( Mamelon jak widzi kombinezonik ma ten swój błysk w oku i jak kombinezonik nie pasuje na nią to może zakombinezonikować kogoś innego - nie wiem skąd w niej taka miłość do kombinezonu, stroju który jest dość kłopotliwy "w noszeniu" ). Cio Mary tyż mnie usiłowała zasweterkować ale sweterek okazał się być cóś przyciasny w płucach, tzn. jakbym nabrawszy powietrza to na pierwsiach mógłby mi pęc i w związku ze związkiem zasweterkowanie się nie odbyło ( ku wielkiemu żalowi Cio, która dzieli z Mamelonem pasję łowiecką ). Kupowanie ciuchów traktuję jako ciężki dopust, bezczelnie przyznaję się do abnegacji w dziedzinie mody. Znaczy lubię pooglądać kreacje prezentowane na dużych pokazach mody, zawsze miałam słabość do happeningów, ale mi się to w żaden sposób nie przekłada na przymierzalnie w sklepie. Mamelon i Cio Mary bywają załamane tym w czym potrafię dumnie paradować i od jakiegoś czasu przejęły zadanie strojenia Tabazelli. Jej Leniwość łaskawie zezwoliła na takie działania ( nie muszę się wysilać, Mamelon i Cio cóś dla mnie wypatrzą, ja z bolesną miną przymierzę i w trzech na cztery przypadkach zaakceptuję ich wybór ).
Jak to określiła Gajka ostatni wpis był ambitny, więc ten jak widzicie nie jest. Totalne domowe pitu - pitu i opowieści o dupencji Maryni. Zero ambicji ogrodowego ( w zasadzie ) blogera w dziedzinie uogrodawiania ludności miast i wsi. Znaczy leżę w temacie Marioli ale obiecuję że się poprawię i będzie więcej ogrodowszczyzny ( na ten przykład szalenie interesująca i wciągająca czytelników sprawozdawczość z parapetowego wysiewu roślin, he, he, he ). I nie ma że zima, że karnawał i że znów zapowiadają śniegi - ogrodowo będzie i już! Teraz o obabrazkach ozdabiających ten wpis. Ich autorką jest Lucy Grossmith, chwała Suffolk. Lucy, podobnie jak Marcelle jest piewcą życia w country. Macie obabrazki przedstawiające ten life w każdej porze roku. Mam nadzieję że wam się spodobają jako i mnie się spodobały. Cóś mi ostatnio paszą prace Brytyjek, nie są pretensjonalne, są niezwykle zwykłe i takie jakoś optymistycznie nastrajające.
Szkoda, że jest taka trudność w kolekcjonowaniu roślin. Zgadzam się z Tobą i buntuje wraz z Tobą, ale co do nazewnictwa tak ważnej sprawy już nie. Za chwilę historia będzie totalnie przez Niemców przekłamana. Nie, nie wolno do tego dopuścić. Skoro to takie nic to czemu Niemcy tak pieczołowicie próbują zatuszować swój wkład w II wojnę światową? Skoro na Afroamerykanina nie można powiedzieć murzyn to tym bardziej coś takiego nie może pozostać bez echa skoro pojawia się coraz częściej.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Agatku, Niemce niczego się nie wypierajo, wiem co piszę bo troszki ten kraj z tzw. autopsji znam. Problemem to jest nazwa utrwalona w powszechnej zachodniej świadomości za sprawą historyków brytyjskich i amerykańskich, która zresztą była używana jako pewien skrót. Przecież w historiografii zachodniej istnieją też niemieckie obozy, znaczy takie które znajdowały się na terenie dzisiejszych Niemiec ( w końcu ta nieszczęsna nazwa powstała odterytorialnie, że się tak wypiszę ). Moim zdaniem wpadanie w histerię z jej powodu niczego nie poprawia, a jak widzisz gdy się za prostowanie nazw bierze stadko niekompetentne jak rzadko to skutek jest odwrotny od zamierzonego. Sama sprawa z nazwą obozów nie jest dla nas komfortowa ale sposób załatwienia tej sprawy sytuację tylko pogorszył i obawiam się że odkręcić coś takiego będzie strasznie ciężko. A co co tego słynnego murzyna, to określenie słówkiem negro czarnoskórej osoby w Stanach jest podobne do polskiego określenia żydek. Niespecjalnie to nobilitujące dla określanego. Ciekawe ilu z nas chciałoby być nazywanych polaczkiem a nie Polakiem? Wiesz co mnie w tej sprawie najbardziej złości? Fundacja która miała o to nasze dobre imię dbać dostała na działalność 150 dużych baniek. No i zadbała! Osobiście to wolałabym żeby ta ciężka forsa poszła w system służby zdrowia na ten przykład a nie na promowanie nazwy "polskie obozy koncentracyjne".:-/
UsuńAle co tu się politycznymi przejmować, niby śnieg idzie a ja tu szklarenkę szykuję!:-) Jakby mi wiosenniej! :-D
Edukacja niemiecka przeczy temu co piszesz, sorki ale ja też sporo wiem. W każdym razie ja dzisiaj będąc w hipermarkecie dłuższą chwilę ... dłuższą chwilę (zamierzenie powtórzone) stałam przed nasionami :) To już wiosna niemalże , chociaż straszą od jutra powrotem zimy, a ja czuję, że rzeczywiście jakoś mroźniej dzisiaj :/
UsuńAgatku a poziom naszej edukacji? Jakby kto społeczeństwa miał po programach nauczania oceniać to lepiej żeby nas pod lupę nie brać.;-) Nie tak dawno dane było mi przejrzeć cóś co nazwano podręcznikiem do nauki historii dla szkoły średniej . Nie było mi do rechotu ale jeszcze ciekawiej było gdy cooleżeństwo oglądało podręcznik podstawówkowy he, he. U Niemców co land to inny system edukacji u nas niby centralnie ale nie mniej głupio, he, he. Ja zresztą tak sobie myślę że II W Ś to akurat młodych tyle obchodzi co mnie swego czasu powstanie styczniowe, no czas robi swoje i nic się na to nie poradzi. Poziom wiedzy o niej będzie malał tak i u nas jak i za granicą. Przeżywać coś czego zmienić nie można to bezsens, a u nas z tego robi się tragedię narodową która na dodatek przekłada się brzydko na teraźniejszość. I jeszcze wydaje się na to wszystko ogromne pieniądze!
OdpowiedzUsuńZ nasionami nie jest do końca tak jakbym chciała żeby było.:-/ Wiesz marzą mi się ciekawe odmiany a tu że się tak wypiszę - program podstawowy. Duużo miksów! Swego czasu w okolicznych sklepach z nasionami było ciekawiej , teraz muszę internetowo szukać, mimo że niby mieszkam w dużym mieście i jakby dostęp do handlu większy. Naszłam w końcu te nasturcje, które mi się podobały ale z groszkami pachnącymi nadal kicha.:-/
Politycznie poprawnie. Ale wtrącę na temat poświęcania się dzieciom. Było tak, że starsza, już myśląca i licząca, zapytała ile wydaliśmy na nianie różnego sortu przez tyle i tyle lat i ile to było na miesiąc. Liczyła z mozołem, policzyła. Zdumiała się niepomiernie i zapytała, czy nie woleliśmy zamiast ich, dzieci znaczy, dobrego samochodu. Kiedy usłyszała odpowiedź powiedziała, że nie rozumie, jak można się tak poświęcić, bo ona jednak wolałaby ten samochód. Dziś sama bardzo poświęcona.
OdpowiedzUsuńBo ja wiem czy poprawnie. Raczej szczyrze, bo poprawnie to się powinnam cinżko oburzać a ja tu rechoczę bo całe "załatwianie sprawy" jest jak z kretyńskiej komedii. Co do poświęceń - każdy ma to co lubi, dzieci, koty, samochody. I to jest OK, problematycznie robi się kiedy ci od dzieci, kotów i samochodów obiorą za jedynie słuszną drogę tę którą akurat kroczą. No i cały świat, wszystkie te różne i różniste ludzie majo być tacy jak jest jedynie słuszna linia. I każdy argument , choćby nie wiem jak z czapy wzięty jest dobry żeby innym dowalić. Strasznie wkurzył mnie ten hejt i pastwienie się nad trumną, której raczej nie będzie albo będzie pusta. Tak sobie pomyślałam przy tej okazji o kibicowaniu skoczkom - "Leć , Adaś, leć" ale jak się rozpieprzysz to po coś leciał?! Jest w tym trzymaniu jedynie ze zwycięzcami coś obrzydliwego, fałszywego i niskiego! :-(
OdpowiedzUsuńNic to, staram się teraz nie czytać niczego coby mogło mnie zdenerwować zbyt mocno. Hym, może niedługo tylko "zielona" lektura mi pozostanie.:-/
Gorzka prawda...
UsuńWczoraj ktoś mi powiedział z ekranu, że nie jestem patriotką, bo z Kościołem mi nie po drodze. A że z Bogiem blisko, to się nie liczy? Cholerny palant obraził mnie! Mnie patriotkę.
Musiałam Ci odpowiedzieć.
Bo to teraz mogą wymyślić jakąś punktację, zaliczysz wszystkie punkciki to jesteś patriotą, nie zaliczysz to jest pół albo nawet ćwierć.;-) Jak zwykle głupota a faktyczny nie podlany radosną propagandą stan finansów państwa jest jaki jest. No bawią się dziewczęta i chłopcy jak to zwykle u politycznych bywa, media przygrywajo i wszyscy oni takie fête galante sobie urządzajo. A złośliwe jajko za złocisza i dwadzieścia groszy wraże miazmaty sieje w mózgach, nawet w mózgach tych co to pińcet dostali. Zastanawiam się czy jak już, za chwileczkę będziemy mieli zostać Gierkowym rajem, drugą Japonią, Zieloną Wyspą to złośliwe jajko nie pierdyknie, jak swego czasu pierdyknął cukier a potem cała reszta. Doświadczenie mi podpowiada że mało rzeczy jest tak groźnych dla rozbawionych cud wymysłami politycznych jak realna kaszanka w nieodpowiedniej cenie.;-)
UsuńPatrząc dziś przez okienko uświadomiłam sobie, że ciepię na "białą depresję" spowodowaną obecnością białego puchu, który skutecznie dobija moje ogrodowo-glebowo-roślinne chęci. Niby to normalne w lutym, że śnieg leży, ale niemiło jednak. Zasypało rabatki i za cholerę nie widzę, gdzie postanowiłam grzebać i przesadzać na wiosnę. A mam ferie i coś bym mogła już działać, a tak tylko pożeram pyzy z cebulką i faworki. Pozostaje jeszcze przeglądanie internetowych ofert sklepów ogrodniczych i szkółek i latanie za nasionami w sklepach rzeczywistych. W nosie mam problemy polityczne i napięcia międzynarodowe o podłożu wiadomo jakim. To rozrywka dla gawiedzi, żeby miała czym pasjonować się i temat zastępczy, jak zwykle. Prawdziwe problemy i kwestie wielkiej wagi załatwiane są przez możnych tego świata tak, że do hołoty czyli nas pozostałych, nie dojdzie ani strzęp informacji. Tylko, że nas będzie to dotyczyć w pierwszym rzędzie. Dlatego patrzę sobie na rosnące heliotropy - mają już drugą parę listków i kobeę pnącą (wsadziłam w doniczki patyk od szaszłyków) i zaraz posieję aksamitki.
OdpowiedzUsuńNad obecną polityką naszych rzundzących to ja się staram w ogóle nie pochylać bo któż zrozumie chaos. No i rację masz, kto i komu to teatrzyk ( jacy aktorzy taka publika, he, he ). Natomiast tzw. polityka historyczna niemal od zawsze służy mi za źródło rozrywki ( "Kopernik była kobietą!" ) i z lubością od czasu do czasu rechoczę z co lepszych pomysłów na przeszłość ( to nie moja wina ze ktoś sobie robi z trupów schody do dobrobytu, więc rechoczę bez większych wyrzutów sumienia ). Najśmieszniejsze w tym wszystkim to jest to że polityka historyczna zwyczajnie się nie sprawdza, nie wiem po co tyle energii wydatkować w coś z góry skazanego na niepowodzenie. No chyba że chodzi o tzw. wielką doraźność czyli albo chap póki jesteś u koryta lub ratujta się kto może. Żenua ale dla obserwatora zabawne. Szkółki ogrodnicze i zielone sklepy odwiedzam i natentychmiast z lekka mam nerw - nie ma tego czego pożądam. A nie pożądam znowu jakichś strasznych wymyślności, chciałabym po prostu żeby był większy wybór odmian nasion roślin jednorocznych i dwuletnich. W pocie niskiego czółka napisawszy teraz post o siejstwie i groszku pachnącym, stwierdzam w nim znacznie niedopieszczenie mojej osoby przez handel nasienny a właściwie to przez producentów, których nasiona zdominowały rynek.:-/
OdpowiedzUsuń