Dziś nie będzie za dokładnie o tym w której części muzeów co się znajduje, dziś będą takie tam "drobnice", które Mamelon i mła sobie oglądały snując się po muzealnych wnętrzach jeszcze przed oficjalnymi godzinami ich otwarcia. Różne takie "dary dla papieży", zbiory przedmiotów wykorzystywanych w liturgii z okolic bibliotecznych, arrasy z Galerii Arrasów czy mozaiki i układane we wzory kamienne podłogi bodajże z Galerii Kandelabrów ( z dedykacją dla Agatka ). No różności znaczy, misz - masz epok i stylów, cóś dla każdego. Niby nie sztuka przez duże S. Są jednak rzeczy na najwyższym poziomie rzemiosła artystycznego, jak najbardziej przyjemne dla oka. Zaczynam od czegoś co nie jest specjalnie zapierające dech ale jednak kole tego kościółka z metali ( fotka obok ) co i raz któś przystaje. Głównie po to żeby oszacować wartość kruszcu ( takie czynione szacunki słychać w wielu językach, po polsku to jest "Jeny, myślisz że to złoto?!" ). Ten model architektoniczny wykonany z cennych kruszców przedstawia Basilica Pontificia di Sant'Antonio di Padova czyli Bazylikę św. Antoniego w Padwie. Św. Antoni zwany Padewskim po mojemu jest Lizboński a w ramach świętego patronatu dogląda Drochiczyna ( no, jeszcze wizyta w Forli i Tuluzie i okaże się że mła się włóczy śladami św. Antoniego ).
W Bibliotece Watykańskiej i okolicach mnóstwo miłych dla oka rzeczy, w trzecim poście poświęconym muzeom mieliście troszki fotek szkiełek rzymskich i freski, teraz mła zamieszcza fotki inszych artefaktów. Barokowe figurki świętych wyrzeźbione z kości słoniowej, taki wyraz luksusowej pobożności wyższych klas społecznych. Gotyckie miniołtarzyki z figurami z tego samego tworzywa i cud urody płycinę, chyba pochodzącą z Bizancjum ( to ta fotka obok ). Na fotkach poniżej macie zapodane urodne przedmioty wykonane w głębokim średniowieczu. Emalia z Limoges to żadna święta, tak nazywa się jedną z technik emalierskich. Polega ona na tym że odpowiedniej gęstości szklaną pastą pokrywa się wyżłobiony mosiądz ( albo droższe tworzywo, niektóre relikwiarze to złotko i srebełko - najważniejsze żeby temperatura topienia pasty była niższa niż temperatura topienia metalu ). To wyżłobienie podkładu różni ją od emalii komórkowej tzw. cloisonné, w której pastę nakłada sie na ograniczone nałożonymi przegródkami tło ( tak jakby po wierzchu ). Dla tzw. lepszego efektu w technice emalii z Limoges wykorzystuje się też walory niepowleczonego szkłem metalu, często zestawiano powierzchnie emaliowane z partiami pozostawionymi "na goło". Takie cóś nosi nazwę rezerważu, przy czym istnieją dwie metody stosowania tego sposobu: stosowano bądź dużo mosiężnego, złoconego tła, a postaci ludzkie emaliowano, albo na odwyrtkę i szczegóły ornamentacyjne na emaliowanym tle pozostawiano w metalu. Technika emalii kładzionej w taki sposób nosi nazwę emalii żłobkowej vel champlevé.Najlepsze jej okazy pochodzą z XII - XIII wieku. Oczywiście nie tylko w Limoges wypalano emalię, duże ośrodki emalierstwa znajdowały się nad Renem i Mozą.
Na fotce powyżej macie słynną złotą różę papieską. Złote róże przekazywane są do dziś kościołom, sanktuariom, władcom lub innym osobistościom jako wyraz szacunku i uznania. Zwyczaj ten jest stareńki, bowiem sięga aż X wieku. Zaczęło się od tego że papieże poświęcali żywą różę w kościele pod wezwaniem Świętego Krzyża Jerozolimskiego na wzgórzu laterańskim w Rzymie w niedzielę Laetare, jako jeden z symboli Jezusa Chrystusa. Pierwszą różę wykonaną w metalu papież Leon IX w 1049 roku , fundując klasztor Świętego Krzyża w Eguisheim, podarował jego kanoniczkom. Kfiotek ze złota o wadze 2 uncji rzymskich nie wiadomo gdzie był wykonany, albowiem papież zlecił albo przesłanie gotowego kfiotka albo ilości złota potrzebnego na jego wykonanie. Wręczenie pierwszej złotej róży wiąże się z I wyprawą krzyżową w roku1096. Pierwszą osobą, o której wiadomo, że ją otrzymała jest Fulko IV hrabia Andegawenii. U nas złotych róż całkiem sporo, na Jasnej Górze mają cztery. Mamy też w kraju taką złotą różę jakiej nie ma nikt inny - w Muzeum Auschwitz - Birkenau jest podarowana przez Benedykta XVI papieska róża o czarnych płatkach.
A to są wspominki z Galerii Arrasów, Muzea Watykańskie bogate w tkaniny z Flandrii. Mła się przyzna że to nie słynne "Rafaele" z Pinakoteki a właśnie arazzi z tejże Galerii Arrasów zrobiły na mła największe wrażenie ( zresztą w Galerii arrasów też wiszą takie wytkane na podstawie kartonów atorstwa uczniów Rafaela z Urbino ) . Może dlatego że mła mogła je obserwować z bardzo bliska, co nie pozostało bez wpływu na ocenę kunsztu tkaczy. Z bliska bowiem widać dopiero maestrię z jaką te tkaniny zostały wykonane. Zważywszy na ich rozmiary to, mła której proces tkania nie jest obcy trwa w zadziwieniu jakim cudem osiągnięto taką spójność obrazu ( każdy tka inaczej, jakby kto nie wiedział to czasem po splocie można rozpoznać tkacza, oczywiście specjaliści rozpoznajo, nie mła i insi laicy ) a te arrasy są tak jednorodne, jakby tylko spod pary dłoni wyszły ( co nie jest prawdą ). Większość arrasów pochodzi z XVI wieku ( tzw. seria Nowej Szkoły, zamówiona przez papieża Leona X i utkana przez Pietera van Aelsta ), przedstawiają życie Jezusa, insza seria to epizody z życia Maffeo Barberiniego czyli papieża Urbana VIII ( te z życiorysem papieża pochodzą z końca XVII wieku ). Arrasy zostały zawieszone w Galerii za czasów papieża Grzegorza XVI, konkretnie to w 1838 roku.
Teraz cóś dla Agatka - fragment posadzki w jednej z galerii górnych, szczerze pisząc to nie pamiętam już która to galeria była ( natłok wrażeń, wicie rozumicie ). Lilia królów Francji ( irys w rzeczywistości ) nic mła nie mówi, zatem ciesz się Agatku obrazem nie zlokalizowanej układanki z marmuru. Na fotce poniżej fotki podłogowej jest jedna z najbardziej znanych starożytnych mozaik, perełeczka umieszczona na ścianie chyba Galerii Kandelabrów ( sorry, wspomniany natłok wrażeń ). Ta martwa natura z rybami, oskubanym ptokiem, owocami morza, szparagami i daktylami to mozaika rzymska, wykonana w II stuleciu naszej ery, pochodząca z willi Tor Marancia, znajdującej się niedaleko katakumb Flavii Domitylli.
Jedną z trzech galerii górnych ( dłuuugi korytarz którym dochodzi się do Kaplicy Sykstyńskiej i Stanz Rafaela został podzielony na trzy galerie, tzw. galerie górne: Galerię kandelabrów, Galerię Arrasów i Galerię Map - mła powinna o tym wspomnieć kiedy pisała o tym co włazi w skład Muzeów watykańskich ale ją wzięło i przerosło ). Galleria dei Candelabri czyli Galeria Kandelabrów zbudowana była pierwotnie jako otwarta loggia w 1761 roku przez papieża Piusa VII. Została zabudowana pod koniec XVIII wieku. Sklepienie pomalowano w latach 1883 - 87. Nazwa galerii pochodzi od marmurowego kandelabra z drugiego wieku, który wraz z filarami i łukami podzielił galerię na mniejsze części. Możemy tu znaleźć m.in. rzymskie kopie hellenistycznych posągów datowane od I do III wieku p.n.e. ( najsłynniejszy jest posąg Afrodyty, mła jak niemal zawsze jakoś nie zachwyciła się słynnością ). Oczywiście mła się wgapiała nie tam gdzie trza, kształty naczyń podziwiała a nie słynne posągi. Mła z pokorą przyjmie wypominki że oto ona tutaj zamieszcza fotki jak z katalogów firmy pogrzebowej oferującej kremację wraz z naczynkiem na popioły po drogich zmarłych ( nie wiem jakim cudem te naczynka są niewiele tańsze od wielkich w stosunku do nich trumien, zapewne tajemnica handlowa ). Tylko wiecie, prędzej fotki rzeźb z owej galerii zoczycie w necie, niż foty tych garów, waz czy innych mis.
No, żeby nie było że rzeźbków nie ma to mła wzięła i zamieściła. Jest nawet fotka wielocycatej Kybele a właściwie kopii posągu Artemidy z Efezu ( ostatnia fota ). Dla mła jest pewną zagadką dlaczego akurat dziewicza bogini łowów i księżyca przejęła atrybuty macierzyństwa, którymi tak obficie dysponowała Kybele. Taa... takie zdziwności synkretyzmu religijnego naukowcy tłumaczą różnorodnie. A to że to wcale nie cyce matki karmicielki tylko ptasie jaja, a to jądra byków składanych w ofierze albo ( moja ulubiona teoria ) to taki naszyjnik z bursztynu, będący symbolem płodności u starożytnych boginii z Bliskiego Wschodu się wywodzących , albo że to kalebasy czyli tykwy. A te odniesienia starożytne do wielopierśnej Artemidy z Efezu to chyba tak tylko dla efektu. Co ciekawe rzymianie Kybele przedstawiali zupełnie inaczej, jako kobietę bliższą wzorowi matrony ale bez tych matczynych atrybutów. Czcili ją solidnie bo uważali się wszak za potomków Trojan a Kybele cieszyła się dużym poważaniem w Troadzie. Dla Rzymian też była Magna Mater, divinitas salutaris, o czym już kiedyś pisałam we wpisach o starożytnym Rzymie ( chyba ). Sorry że w tym wpisie nie ma do kompletu fotek z Galerii Map ale tam ich po prostu nie robiłam( zajęłyśmy się z Mamelonem śledzeniem weneckich posiadłości i jakoś się po aparat nie sięgnęło ). Dokumentacja galerii górnych znaczy nie kompletna ale mam nadzieję że cześć fotek bibliotecznych Wam to wynagrodziła.
Ach!! Piękny ten kawałek podłogi :D Ja nad tkaninami wykonanymi przez tkaczy też zawsze długo medytuję jak im się to udało zrobić :D Ale ja w ogóle nie mam doświadczenia w tej dziedzinie.
OdpowiedzUsuńMła ma niewielkie doświadczenie jednak na tyle jej to doświadczenie dało w kość że z podziwem oglądała z bliziuteńka te arrasy. :-)
Usuńłaaaał, no jest co podziwiać, a ta ucięta stópka w odzieniu, jakaś taka brrr, strasznawa:)
OdpowiedzUsuńHe, he, he, ja tam lubię takie anatomiczne fragmenta. :-)
Usuń