Ostatni tydzień przed wyjazdem nam mija na robieniu zapasów, gotowaniu i mrożeniu, kiszeniu, pouczaniu, grożeniu, zaklinaniu, korupcji czynionej ciachami i skwarkami, surowymi wątróbkami i mieloną wołowinką. Im bliżej terminu wyjazdu tym bardziej towarzystwo pokazuje rogi, mła już sama nie wie kto ma dłuższe i bardziej kręte - Małgoś czy koty? Była u nas Cio Mary, która przyszła ustalić jak zawsze co i jak z Małgoś i kotami podczas nieobecności mła. Przy okazji oblookałyśmy nowy czynsz Cio Mary, który może nie jest z tych stawiających włos na głowie na sztorc, bo Cio Mary i Wujek Jo są osobami oszczędnymi, nie grzeją jak wściekli, pranko zbierają itd, tym niemniej podwyżka jest z tych mocno zauważalnych. Oczywiście to nie jest wina biura obsługującego wspólnotę mieszkaniową Cio Mary i Wujka Jo, to są głównie opłaty medialne czyli te za podgrzanie wody, jej dostarczanie, ścieki i wywóz odpadów. Podwyżka za obsługę przez biuro jest śladowa. Ech... mła sobie postawiła za punkt honoru przekonać Cio Mary i Wujka Jo do wyjazdu na wakacje, mimo tych czynszowych cudności. Należy im się zmiana klimatu i troszki kąpania w jeziorku i zbierania grzybów, tego co najbardziej lubią na wakacjach robić. Mła musi się nieco spiąć, zawziąć w sobie i uściubić, coby dołożyć jakby trza było.
Na razie mła ogranicza wydatki jak może, ostatni wypad na rynek to okrutna suma 15 złociszy wydanych na starotki i drugie tyle wydane na sukinkulenty. Reszta to żarełko. Owszem mła zaszalała i kupiła maliny ale mła doszła do wniosku że raz w sezonie nam się należy zjedzenie malin i dla Małgoś to lepsze niż kolejna ciastkowa słodkość. Co prawda na widok malin Małgoś natentychmiast zaczęła coś bredzić o tym kremie co był do tera misiu i biszkoptach jako podkładzie do malin. Mła na razie dała odpór ale nie wiem jak długo w nim wytrwam bo Małgoś strasznie namolna a mła spolegliwa bo przeca Małgoś będzie zostawiona, tęskniąca i wogle. Poza tymi malinami to mła przytargała borówki amerykańskie w ludzkiej cenie, polne pomidory, fasolkę żółtą i zieloną, kalafior, ogóry do kiszenia z pachnącym niesamowicie owocującym koprem. Koszyki i lodówka pełna, Małgoś i Cio Mary mają kulinarne tworzywo na ten czas kiedy mła nie będzie, nie trzeba po sklepach łazić. Co najwyżej Cio Mary po świeży chlebek czy bułeczki wyjdzie do piekarni. Kotom zakupiłam żarciuszka na cały tydzień. Nawet polazłam po mięcho nienastrzykiwane, znaczy żegnajcie klapeczki, co to je ostatnio oglądałam. Sytuacja jak z Małgoś, przeca będą tęskniące. Także wicie rozumicie, wydatek na starotki i sukinkulenty na tzw. tle nie wydawa się mła rażący. A mła kupiła: Crassula muscosa, Faucaria tigrina, Crassula pellucida marginalis 'Variegata', Portulacaria afra 'Medio-picta'. Mła prezentuje na fotach. Przy okazji niejako na własne oczka może Piesa zobaczyć jak odnóżki z Cat's Castel się porozrastały. Proszę, proszę - Otthona capensis 'Ruby Neclase', Haworthia venosa var. tessellata i Haworthia obstusa pilifera oraz Haworthia turgida, Crassula perforata. A to jeszcze Psico nie wszystko.
No bo i insze haworsje się poprzyjmowały - Haworthia limifolia, Hawiorthia fasciata 'Concolor'. Wygląda na to że nawet się jednemu z lisich ogonów udało, tfu, tfu, tfu! Na tle uprawowej grozy na parapetach, która ma miejsce w kocich domkach, to mła odnosi sukcesy. Nie dość że zielone rośnie to jeszcze co poniektóre zakwita. To nie tak że nikt czterołapy czy trzyłapy się zielonym nie interesuje, tylko że uwaga rozproszona bo za oknem motylki, pasikoniki, myszki, którym susza niestraszna. Po co koncentrować się na niszczeniu zielonego na parapecie jak tu za oknem świat czeka i wzywa rykiem Kituchny czy pomrukami Pusia ( Pusiu porykuje tenorkiem, Kituchna to zdecydowany baryton, schodzący nieraz w rejestry basu ). W chwilach kiedy pada i w domu się siedzi to lepiej madkę prowokować zwalaniem książek z półek albo grozić wywaleniem monitora. Z parapetami dużo roboty, bo szczelnie zastawione, nie wiadomo na czym łapę postawić i czy się najsłodszego ciałka czym nie pokłuje. Znaczy trzeba uważać. W dodatku przy parapecie to madka ma swobodę ruchów, jeszcze złapie jak to kocie madki dzieci łapio i po pupsku spierze za karygódkę.
Tyle o sukinkulentach, jeśli chodzi o starotki to zarówno Mamelon jak i mła poszły w szkatułki. Mamelon dorwała dużą, robioną pewnie gdzie w Indonezji na jaki niemiecki rynek, bo taka echte, solidnie wykonana. Mła dorwała mniejszą ale za to wyraźnie starszą, okrągłą szkatułkę na biżuterię, niestety wymagającą gruntownej naprawy. Tamborek do haftowania mła pod rękę podszedł i ohydne ubranko na komórkę, z którego mła ma zamiar zedrzeć ozdóbstwo. Do tego doszła stareńka, fajansowa doniczka, którą czym prędzej zasiedliłam miniaturowym gruboszem. Mamelon dorwała za to kloszo - wazon z seledynowego mlecznego szkła za marne rupie. Naprawdę byłyśmy tą wizytą na wysortach i śmieciach usatysfakcjonowane. Co prawda po zakupach przyjemnościowych przyszły te mniej przyjemnościowe, znaczy się natachałyśmy bo nie tylko zapasy na tydzień ale i zapasy ogórkowej kiszeniny na zimę postanowiłyśmy zrealizować, ale jakoś nie czułyśmy się szczególnie wyplute po tych zakupowych ekscesach.
Cio Mary przyniosła nam troszki papierówek ze swojej działki, mła postanowiła przerobić je na garaletkę papierówkową. Upierdliwe to było bo mła jechała wg. klasycznej receptury garaletkowej, znaczy prużenie z wodą było. Hym... jak mła najdzie na garaletkowanie następnym razem to jednak posłuży się sokowirówką. Jak widzicie mła w minionym tyźniu bardzo dużo czasu spędziła na żarłowych zakupach i pichceniu. No nie ma lekko, nie mogę przeca zostawić Małgoś i Cio Mary takie nieobrobione i wogle w czasie kiedy sama się będę szlajać po świecie i przyjemnościować. Nie myślcie że mła na twarz pada przez te robótki domowe czy cóś, dżemowanie jest dla mła przyjemnie bo to nie jest dżemowanie wyczynowe, zakupy mła lubi robić, szczególnie te rynkowe, pichcenie to w końcu działalność artystyczna. Mimo tzw. łobowiązków mła się udało oblokać nowy film Baza Luhrmanna "Elvis", który może nie był takim szaleństwem jak "Moulin Rouge" ale ze wstrętem się od ekranu nie odwróciłam, he, he, he. Poczytała sobie trochę i nawet z kotami solidnie przed ekranem na którym krimi leciał pochrapała.
Hym... co prawda mła nie zrobiła wpisów tematycznych na blogim, Łańcut i Gdańsk rozbabrane bo mła robiła za skrzętną gosposię. Ogród tyż odłogiem leży, może jutro cóś w nim zrobię. Staram się nie planować ogrodowo bo jak tylko uplanuję to dżdży albo skwar. Dobra, zdjątka dziś domowe a muzycznik energetyzujący - Elvis dziecko deep sotuth.
Taba by dla średnio zorientowanych rodzajami sukinkulentów wstawilla zdjatka pojedynczo z odpowiednim podpisem, bo tak to cza w internetach szukać hu is hu. Crasule superanckie b ja chciałam. Jak trafie to sie nie oprę na pewno. Ogolnie zakupilam kilka kwiatkow, no szalona jestem ale jak nie brac jak tsniocha w biedronce.
OdpowiedzUsuńWstrzymaj się z kupnem krasul. Szczepki Ci mogę porobić Crassula marnieriana (czwarte zdjęcie lisowi uszami wychodzi), Crassula arborescens i Senecio herreianus 'Purple Flash (szóste zdjęcie, wylewa się z niebieskiego). Tylko piśnij, to się dogadamy, co chcesz.
UsuńJeżusiu, pisnę, ale teraz już mi coraz blizej do wyjazdu, więc dopiero listopad wchodziłby w grę.
UsuńKedyś mła wykona takowego wpisa, kedyś. ;-D
UsuńDora, pisnąć możesz wcześniej a listopad to już prawie za tydzień (czy tylko mnie tak czas zapitala?), więc daj mi wziąć rozbieg :) Piskaj.
UsuńMła właśnie czas zaczął zwalniać. Wakacje. :-D
UsuńUdanego wyjazdu, a domostwo, zwierzaki i stsrowinki czekają cierpliwie i grzecznie!
OdpowiedzUsuńMła już czuje reisefieber. ;-D
UsuńJa zaczynam rowniej ,wszakk koniec sierpnia juz za moment.
UsuńNo co Ty, dopiero połowa miesiąca. :-D Lato w pełni.
UsuńPacz Pani kochana, rosną! To dobrze, że rosną.
OdpowiedzUsuńWiesz, jak się Ciebie czyta, to można odnieść wrażenie, że występujesz co najmniej w trzech osobach. Zadyszałam się od czytania.
Galaretka wygląda pysznie :)
No młą się tak czuje jakby jej cóś wincyj było. Hym... jeszcze trochę a pojawi się u mła mutacja genetyczna czyli trzecia ręka na brzuchu mła wyrośnie, taka do dźwigania zakupów i szybszej obsługi kocich misek. ;-D
UsuńDo zakupów polecam plecak! Ortopeda mnie skutecznie wylecYl z dźwigania siat 🤣
UsuńWyleczył*
UsuńJa sie nie nadaje do plecaka, co chwile ten plecak sciagac, zakladac, no i plecy szybko mokre sid robią, a szczefolnie teraz latem, do kitu. Zatem albo w rekach, albo na ramieniu torbe szmacianke zawieszam.
UsuńPlecak to mła teraz będzie nosić ale to lekki. Na zakupy jakby brała to by się mogła do gleby przygiąć. ;-D
UsuńA gdzie zdjęcia łupów z wysortów, się pytam ? Za to sukinkulentami i kolekcją doniczek jestem usatysfakcjonowana, śliczności. Galaretka jabłkowa nie jest mi znana osobiście , można ją zrobić z innych jabłek, niż papierówki ?
OdpowiedzUsuńWysorty zostaną zaprezentowane , kiedy już będą godne zaprezentowania. Na razie są na etapie bazy dla pomysłu. Garaletkę można z każdych kruchych i podlegających rozpróżeniu. Mła zamieści przepis, spoko.
UsuńKrasula to dla mnie ciągle krowa. Prostakiem byłam, prostakiem zostanę.
OdpowiedzUsuńFajna ta gararetka. Mogłabyś dać przepis. Co prawda papierówki własne pożarłam właściwie wszystkie na surowo. A czego ja nie wciągnęłam, to konie zjadły. Te gorsze jabłka znaczy się.
Ale będą inne jabłka. Może z nich bym zrobiła galaretkę?
Będzie przepis, wszystkokruchojabłkowy. Krasula to je krowa, Crassula to je roślina - to je proste. ;-D
UsuńTeż ciekawam łupów. Gdzie w mieście Ł.jest dobry sklep z odzieżą używaną? U mnie w mieście multum tych sklepów, ale nie mają dobrego towaru.
OdpowiedzUsuńNa Rudzie, na Bałutach, w Środmieściu jeden czy dwa. Trzeba po lumperionkach hasać jak Cio Mary, to cóś tam się zawsze wygrzebie. Mła swój osiedlowy lumperionek to nawiedza głównie w kwestii ściereczków, poszewek jaśkowych itp. Łupy pokażę później, po powrocie z wakacji.
OdpowiedzUsuńA gdzie kocia dokumentacja gabarytów żebyśmy mogli ocenić po powrocie czy kociki należycie utyte? 🐱🐱🐱🐱🐱
OdpowiedzUsuńTowarzystwo może być co najwyżej przy żarle focone na szybciora, głównie biegają po ogrodzie z dzikimi rykami. Boczki tłuste. ;-D
Usuń