niedziela, 25 grudnia 2022

Brugia - o urodzie beginaży


Podczas tegorocznych podróży  mła naszła dwa miejsca które wywołały efekt wow! Jedno krańcowo odmienne od drugiego ale jednocześnie w jakiś sposób podobne. Mła myśli że chodzi o to że w obydwu człowiek znajduje się w krainie harmonii. Nie że złotkiem po gałach, jak już to złoty podział. No i to wtopienie w pejzaż, takie bardzo, bardzo mocne, znaczy nie sposób sobie wyobrazić po oblookaniu tych miejsc że mogło ich kiedyś w tych okolicznościach przyrody nie być. Dziś pokażę Wam jedno z nich - begijnhof w Brugii, dla mła  absolutny must see. Po polsku takie miejsca nazywano beginażami, tak bardziej z francuskiego béguinage. Zacznijmy jednak nie od opisu beginaża a od historii od której cała idea zgromadzeń beginardzkich się zaczęla.  Bega z Andenne, czasem nazywana Begue. Urodziła się koło roku  620 w Landen w Belgii, zmarła dnia  17 grudnia,  w  691 lub 693 roku w Andenne. Mła Begę lubi już za samą rodzinę, w której przyszła  na świat,  młodszą siostrą Begi jest  święta Gertruda z Nijvel, mniszka, święta Kościoła katolickiego i patronka kociarzy. Świętym został też ich brat Bawo. Czwórka rodzeństwa a troje z nich zostało kanonizowanych, niezły osiąg.  Bega i Gertruda  były  córkami Pepina z Landen, majordoma Austrazji ( to była kraina, do której za czasów Merowingów  należały ziemie wschodniej Francji, zachodnich Niemczech, Belgii i Holandii i której głównymi  ośrodkami  były Metz i Reims, w którym w później,  nawiązując do dynastycznych powiązań z Merowingami, koronowali się królowie francuscy) i jego żony świętej Idubergi ( Itty ). Prowadziła  świeckie życie, wydano ją za mąż za Ansegizela, syna Arnulfa, biskupa Metzu. Niech Was nie dziwi ten syn u Arnulfa, to nie było jego jedyne dziecko.   Arnulf był mężem Dody i ojcem Ansegisela, Chlodulfa i Martina, formalnie to wszystko jak  w liście do Tymoteusza pisał święty Paweł - "Biskup więc po­winien być bez zarzutu, mąż jednej żony, trzeź­wy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nieprzebierający miary w pi­ciu wina, nieskłonny do bicia, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz, dobrze rzą­dzący własnym domem, z całą godnością trzy­mający dzieci w uległości".  Unius uxoris vir było stosowane nieraz  prosto, dopiero następne  tysiąclecie stworzyło kler katolicki jaki dziś znamy. 

W przypadku Arnulfa wyglądało to już tak bardziej nowożytnie,  że  rzecz tak określę, kiedy jego małżonka Doda postanowiła wstąpić do zakonu, to on natentychmiast tyż chciał pójść do klasztoru, jednak w 614 został obwołany biskupem Metzu. Nie wiadomo czy z powodu aury świętości otaczającej rodzinę czy po prostu był popularny, bo w kraju piwoszy, facet w cudowny sposób mnożący piwo ma spore szanse na zostanie biskupem a nawet świętym. Arnulf zakończył żywot jako świętobliwy pustelnik a rodzinną misję bycia świętym człowiekiem przejęła  jego synowa Bega. Ansegizel i Bega  dali początek dynastii Karolingów, tak, tak, to praszczury Karola Wielkiego.   Byli jednymi z najznamienitszych możnych Austrazji, ich  małżeństwo  zapewniło rodowi takie znaczenie że córka, Klotylda z z Herstalu,  została wydana za króla a synowie Pepin z Herstalu i  Martin z Laonu mieli aspiracje że ho, ho.   Po śmierci męża Bega postanowiła resztę życia spędzić w zakonie, to był popularny trynd wśród wdów z arystokracji. Bega oprócz ufundowania paru kościołów,  zbudowała klasztor w Andenne pod Namur, gdzie spędziła resztę swych dni jako ksieni. W XI wieku została wprowadzona do Martyrologium, a jej wspomnienie liturgiczne obchodzone jest 17 grudnia. W zbiorach wilanowskich znajduje się obraz autorstwa nieznanego malarza według obrazu Petera Paula Rubensa który powstał w latach 1612–1615 , które to malowidło  z kolei miało być  inspirowane obrazami Huberta van Eycka, co widać po strojach portretowanych na nim postaci. To Podwójny portret Ansegisusa i św. Begi z Brabantu, której kult w XV wieku miał się we Flandrii nieźle.

W końcu XI wieku  i na początku wieku XII  w Europie dzieją się zdziwne sprawy, mamy do czynienia z taką zapomnianą rewolucją. Zostaje przełamana dominacja kleru w życiu duchowym społeczeństw i rodzą się pierwsze oddolne ruchy heretyckie. Oczywiście to nie jest tak że od tej i tej daty to koniec, zamykamy klasztory i wogle.  To jest raczej rewolucja z tych pełzających, wielu mogłoby to nazwać ewolucją , jednakże mła postrzega sposób zmiany  myślenia jako rewolucyjny.  W wieku XIII ta pełzająca rewolucja zaowocuje w Zachodniej Europie powstaniem ruchów kontestujących jedynie słuszną, papieską wersję chrześcijaństwa. Beginat, będzie jednym z nich. Będzie miał więcej szczęścia niż ruch katarów vel albigensów i wiele pomniejszych ruchów, które kościół mniszył lub bardzo szybko eksterminował. Czasy wypraw krzyżowych sprawiły że w Zachodniej Europie wiele kobiet, nie tylko z możnych rodów rycerskich,   zostało wdowami lub nie miało możliwości  wyjścia za mąż. W beginacie takie  osoby odnalazły swoje miejsce w życiu. Dlaczego nie klasztory?  Klasztory nie były w stanie wchłonąć tak dużej liczby kobiet, doszła jeszcze kwestia wkładu własnego czyli wiana, którego nie było dla klasztoru  odpowiednie no i uchwały Soboru Laterańskiego IV z 1215 zakazywały tworzenia nowych zakonów. Jak  beginki się pojawiły to tylko czekać  trza było żeby pojawili się  begardzi, mężczyźni wywodzący się  z tych samych klas społecznych co beginki. Dobra, teraz do konkretów - czym był właściwie beginat?

Ruchem  religijno - społecznym, pokrewnym  ruchowi  franciszkańskiemu, którego uczestnicy uważali  że człowiek może osiągnąć doskonałość bez pośrednictwa Kościoła, jeżeli będzie prowadził życie w duchu cnót chrześcijańskich ( tzw. vita apostolica - życie apostolskie czyli życie jak  żyli apostołowie ),  proste i ubogie.  Taa... niebezpieczne poglądy. Te grupy ludzi świeckich, którzy decydowali się na życie we wspólnocie i ubóstwie ( na podobieństwo zakonów żebraczych ),  których  członkowie nie składali ślubów wieczystych ( a szczególnie ślubów posłuszeństwa wobec hierarchii kościelnej ) tworzyły miejsca dla siebie. Ci ludzie  nie odcinali się całkowicie od życia świeckiego ale nie zanurzali się w niej całkowicie. Wiedzieli że są odrębni i dla własnego spokoju a także spokoju innych  ( przeca jasne że  byli solą w oku hierarchii kościelnej  ) osiedlali sie w miejscach wydzielonych, najpierw poza miastami a później  w przestrzeni miejskiej. Te osiedla nazywamy beginażami. No i rzeczywiście żyli  prosto, begardzi zajmowali się głównie pracą rzemieślniczą, a beginki dziełami miłosierdzia, znaczy pielęgnowaniem chorych w szpitalach, czasem nauczaniem dzieci.Wspólnoty beginek i begardów były autonomiczne i rządziły się własnymi, specyficznymi dla każdej j wspólnoty prawami.  Mieli  swojego przełożonego wspólnotowego, który kierował funkcjonowaniem beginażu i reprezentował beginat czasem  sam a czasem z radą. Najczęściej były to matka  przełożona, wielka panna ale najczęściej  nie oznacza zawsze bo istnieli wszak begardzi. Wspólnota  utrzymywała się z własnej pracy, posiadała wspólną kasę, budynki. Jadano wspólne posiłki i rzecz jasna odprawiano wspólne nabożeństwa. Dziś byśmy to określili  jako komunę ale nie określimy bo ostatnia  beginka, niejaka Marcella Pattyn, Belgijka, zeszła z tego świata w wieku lat 91 w roku 2013.
 

 
Kościół katolicki miał  z gryz z takimi religijno - społecznymi ruchami,  z jednej strony tolerował je, a niekiedy nawet wspierał, bo jakoś jeszcze te beginaty wydawały się  tej instytucji  alternatywą wobec ruchów bardziej odlecianych od  doktryny, typowo heretyckich ( np. w Tuluzie, gniazdku katarów, beginaty były cacy  ). Z drugiej strony ten nieuregulowany status kanoniczny  wspólnot sprawiał, że  hierarchia kościelna nie  mogła beginatów kontrolować w sposób jaki chciała to robić. Ruch beginek i begardów od zawsze  budził podejrzliwość ze strony  duchowieństwa. Zarzucano im  hipokryzję, rozwiązłość seksualną, a także  naruszenia dyscypliny kościelnej, szczególnie  nieautoryzowane głoszenie kazań bo tu monopol był zagrożony. Generalnie to za słodko beginatowi z Kościołem nie było, zwłaszcza że niektóre wspólnoty znalazły się pod wpływem potępionych przez Kościół myśli albigensów oraz tzw. Herezji Wolnego Ducha. Kościół się wówczas bardzo mocno pultał, czego skutkiem było przejście całkiem sporej  liczby  beginatów  na tercjarstwo franciszkańskie i przyjęcie przez te wspólnoty  reguły trzeciego zakonu św. Franciszka z Asyżu.  Wspólnoty będące pod  duchową opieką franciszkanów były zabezpieczone przed oskarżeniami o sprzyjanie  heretykom. Inne wspólnoty zdecydowały się przyjąć taką opiekę od  dominikanów  czy karmelitów, przyjmując tercjarstwo dominikańskie lub karmelitów. Wspólnoty które pozostawały  pod wpływem flagelantów  czyli biczowników zostały ostatecznie uznane przez Kościół za heretyckie.
 

 
W 1311 papież Klemens V oskarżył ruch beginek o rozprzestrzenianie herezji. Wszystko przez niejaką   Marguerite  Porète z Hainaut, która w roku 1306 napisała Speculum simplicium animarum co tłumaczy się jako "Zwierciadło dusz prostych". Nie dość że kobieta nie będąca mniszką tworzy literaturę jakby teologiczną to jeszcze nie uznaje autorytetu Kościoła. To nie mogło skończyć się dobrze, Sanctum officium vel Inquisitio haereticae pravitatis zainteresowało się Małgorzatą. Skutek był taki że po procesie prowadzonym przez  inkwizytora Wilhelma z Paryża, w którym beginka nie zgodziła się uznać autorytetu duchowego Kościoła i odmówiła składania zeznań, została ekskomunikowana i 1 czerwca 1310 roku na Place de Grève w Paryżu zapłonął stos na którym spalono ją wraz z jej dziełem. Na wiele to się nie zdało, Kościół stworzył męczennicę, której słowa poszły w świat. Wraz z nastaniem ery druku to w ogóle było przerąbane i praca Małgorzaty stała się jedną z podwalin reformacji. Książka nie dość że była drukowana, to była tłumaczona na języki nowożytne. Zgroza. Tak beginka została babką reformacji. Na początku XIV wieku w ogóle  władze kościelne wykonały szereg ruchów wymierzonych w tzw. heretycki mistycyzm, po prostu te ruchy oddolne, które w olbrzymiej większości były skierowane przeciw doktrynie Kościoła, zaczęły wyrastać jak  grzyby po deszczu i Kościół czuł że przestaje ogarniać. To właśnie na to stulecie przypada największy rozwój beginatów.



Podczas obrad Soboru w Lyonie w 1274 przeciwnicy begardów i beginek przeprowadzili propagandowy atak na wspólnoty. Udało im się doprowadzić  do odnowienia i potwierdzenia postanowień z 1215 o zakazie tworzenia nowych zakonów i zaczęto się zastanawiać czy aby nie rozwiązać wspólnot. Baby, bo był to głównie ruch babski,  miały podporządkować się nakazowi zamążpójścia albo wstąpienia do uznanych prawnie zakonów, które w XIV stuleciu to już mogły przyjmować panie jak leci. W roku 1290 w Kolmarze postawiono  pierwsze formalne oskarżenia o herezję wobec beginatu, nieortodoksyjne podejście do religii oparte na mistycyzmie, nowe koncepcje teologiczne niekoncesjonowane przez papiestwo - wszystko to działało na kler jak płachta na byka. Największe procesy o herezję spod znaku Wolnego Ducha miały miejsce w w Strasburgu w roku 1317, zainicjowany  przez miejscowego biskupa Jana z Zürichu oraz w Kolonii około roku 1326 z inicjatywy miejscowego arcybiskupa Henryka z Virneburga. W pierwszym z nich wynik był taki se dla biskupa,   chyba wszystkim begardom udało się myknąć ze Strasburga, więc i owszem spokój ale zero satysfakcji.  W drugim Kościołowi poszło lepiej - księdza związanego z beginatem spalono na stosie, a osiem innych osób skazano na więzienie. U nas tyż tak  było,  beginki w liczbie 16 - 20,  które mieszkały na Śląsku, we wrześniu 1332  miały nieprzyjemność bycia oskarżonymi w procesie, który wytoczył im inkwizytor Jan Schwenkenfeld.  W latach  1293 -  1300 rokiem włocławski biskup Wisław osadził w swoich dobrach pięciu begardów, którzy wznieśli  jedyny na ziemiach polskich kościół i klasztor, od którego zresztą powstała nazwa miejscowości Kaszczorek ( dziś jest to dzielnica Torunia ). Po potępieniu begardów na soborze w Vienne następca Wisława Gerward wywalił beginat z Kaszczorka, na mocy  wyroku sądowego zatwierdzonego przez  papieża Jana XXII w 1321 roku a te resztki begardów przeniósł do swoich dóbr w Dobrzejewicach, gdzie przebywali do śmierci. Dopiero następne stulecie przyniosło uspokojenie stosunków na linii beginaty   - Kościół,  ruch beginatów i jego pierwotne idee, został zrehabilitowany przez papieża Eugeniusza IV w XV wieku, Kościół już wówczas wiedział że lepiej mieć beginaty po swojej stronie niż przeciw sobie. na wiele  się to nie zdało bowiem w następnych stuleciach  ich zgromadzenia zostały w większości rozwiązane w ramach ruchów reformacji. Po prostu beginki, które przeszły na protestantyzm, zostały diakonisami.
 


Najbardziej znane beginaty, w których żyło   nieraz tysiące ludzi znajdowały się w: Mechlin, powstały w roku 1207, Brukseli powstał w 1245, Leuven powstał około roku  1232, Antwerpii  w 1234, Brugii w 1244, Lier, Kortrijk, Gandawie, Amsterdamie. Najczęściej beginaże powstawały na terenie północnej i dzisiejszych: północno-wschodniej Francji, Belgii, Holandii oraz zachodnich i północno-zachodnich Niemiec. Jak taki  begijnhof wyglądał? Zwykle to były niewielkie domki zgrupowane  wokół prostokątnego lub trójkątnego placyku, takiego dziedzińca, choć nie zawsze to tak wyglądało, niektóre beginaże miały domki budowane w dwóch  rzędach wokół trawiastego placu. Begijnhof brugijski to około trzydziestu pomalowanych na biało domów, z których większość pochodzi z końca wieku XVI a także wieków XVII i XVIII. Te domy są wszystkie zgrupowane wokół dużego centralnego dziedzińca. Domy w beginażach mogły być jedno- lub wieloosobowe ( niby wszyscy równi ale domy wieloosobowe były dla mniej zamożnych beginek i nowicjuszek ). Kiedy zamożna kobieta albo zamożny mężczyzna zostali przyjęci do wspólnoty mogli  wynająć  lub kupić jeden ze wspólnotowych domów. Po ich śmierci dom ponownie stawał się własnością  beginatu. W każdym begijnhofie znajdował się  mały kościółek lub kaplica. W Brugii begijnhofkerk  jest poświęcony Świętej Elżbiecie Węgierskiej. Najstarsza, wczesnogotycka budowla kościelna w tym miejscu w 1245 roku, kiedy hrabina Flandrii,  Małgorzata II z Konstantynopola kazała przenieść nieczynną kaplicę wicehrabiego Burgii do niedawno założonego begijnhofu.
 
No i przeniesiono dosłownie,  oprócz wyposażenia  w miarę możliwości ponownie wykorzystano również materiały budowlane. W styczniu 1584 roku, za czasów administracji kalwińskiej w Brugii, budynek kościelny, który pełnił wówczas funkcję magazynu zboża i słomy został strawiony przez  pożar. Uniknął szczęśliwie całkowitego zniszczenia i już od 1587 roku mógł być ponownie używany. Całkowita renowacja trwała kilkadziesiąt lat i została zakończona w latach 1604-1609. Wnętrze, które zostało wzbogacone dziełami sztuki w ciągu XVII i XVIII wieku, jest typowo barokowe. Na mła zrobił sympatyczne wrażenie  bowiem śpiewały w nim dwie siostrzyczki zakonne, jedna staruszka a druga młodsza, czarnoskóra. Obie radośnie  fałszowały, kościół lekko pachniał pleśnią, tak jakoś naturalnie i z lekka omszało było. W wielu wspólnotach znajdowały się budynki szpitalne, w pobliżu szpitala lokowano często dom matki przełożonej.  Beginaż otoczony był murem, w którym znajdowała się jedna lub więcej bram, łączące beginaż z miastem. Do głównego bramy wejściowej brugijskiego bejginhofu można dotrzeć przez kamienny most z trzema łukami, który nosi cud nazwę - Wijngaardbrug. W niszy nad wejściem można zobaczyć figurę św. Elżbiety Węgierskiej, patronki wielu beginaży.  Brama wjazdowa jest stosunkowo nowa, została zbudowana w 1776 roku przez znanego W Brugii i okolicy  mistrza murarskiego Hendrika Bultyncka w stylu modnego klasycyzmu. Druga brama zapewnia dostęp przez most Sasbrug do  czegóś zwanego Sashuis, co mła tłumaczy sobie jako przedbramie ( na pierwszej fotce poniżej ). W beginażach znajdowały się zwykle takie miejsca jak: izolatka dla zakaźnie chorych, stajnia, kurnik, browar, ogrody i łąki W brugijskim jest winnica powierzona opiece świętego Aleksego z Edessy.
 
 
Begijnhof  w Brugii powstał pod patronatem hrabiny Flandrii Małgorzaty II z Konstantynopola. Jeszcze przed 1240 rokiem społeczność pobożnych kobiet osiedliła się w miejscu zwanym de Wi(j)ngaard na południu miasta. Ta nazwa oznaczała ponoć z lekka bagniste łąki. Pierwszymi beginkami były, podobnie jak w innych miejscach, dziewczęta o skromnym pochodzeniu, wspólnota której  źródłem utrzymania było sukiennictwo. Wytwarzanie sukna wymagało dużej ilości wody, więc osiedlono się blisko cieku wodnego. Beginki z Brugii otrzymały wsparcie kaznodziejów, którzy osiedlali się w Brugii od 1235 roku. Działali oni mocno u władz kościelnych i świeckich  na rzecz uznania begijnhofu za odrębną parafię, co pozwoliłoby wspólnocie na niezależność. W 1245 roku ich starania zostały uwienczone powodzeniem i uznano begijnhof za samodzielną parafię. W 1299 roku przeszedł pod bezpośrednią władzę króla Francji Filipa Pięknego i otrzymał tytuł Béguinage Princier czyli Beginaża Książęcego, pod którą to nazwą znany jest do dziś. Kolejni hrabiowie Flandrii i książęta Burgundii podtrzymali ten przywilej. Od 1300 roku begijnhof rządził się regułą ostateczną, ustanowioną na podstawie kilku następujących po sobie reguł prowizorycznych. Okres prześladowań ( lata 1311-1318 ) utrudnił życie beginkom ale bez przesadyzmu, miały możnych patronów. W XIV i XV wieku begijnhof brugijski przeżywał swoje złote lata.  Kościół parafialny obsługiwał proboszcz i siedmiu kapelanów. W ambulatorium i  szpitalu beginki opiekowały się chorymi współobywatelami, ciesząc się bardzo dobrą opinią. Kres temu złotemu wiekowi położyła reformacja i niepokoje religijne. Podobnie jak  klasztory, beginjnhof przeżywał ciężkie chwile w latach Republiki Kalwińskiej ( 1578-1584 ). Co prawda beginki nie  zostały zmuszone do ucieczki, jak  zakony, ale ingerowano mocno w ich prawa majątkowe, choćby przez zamianę budynku ich kościoła na magazyn siana i zbóż.
 
W XVII wieku było już lepiej,  wspierane przez władze kościelne, w tym arcybiskupa Mechelen Jana Hauchunisa, beginki ponownie doprowadziły  to miejsce do rozkwitu. Nie było tak jak za dawnych , dobrych czasów, kiedy Brugia była jednym z najbogatszych miast Europy, ale było nieźle.  Wspólnota w  Brugii skupiła się całkowicie na życiu kontemplacyjnym. W rezultacie takiego podejścia   że ora cóś ważniejsze  niż labora do begijnhofu przybywało coraz więcej dziewcząt z zamożnych rodzin, które miały własne środki do życia. Begijnhof nabrał więc z lekka arystokratycznego wdzięku. Domy wokół dziedzińca zostały gruntownie wyremontowane lub wybudowane na nowo. Gmina weszła również w posiadanie wielu majątków. W XVIII wieku beginek nie dotknęła kasata klasztorów, którą cesarz Józef II Habsburg leczył bolączki państwa, wszak one nie do końca były  zakonem. Beginki udostępniły część swoich domów zakonnicom, które zostały bez klasztorów, odbyło sie to bez sprzeciwu ze strony rządu. W 1796 roku po ustanowieniu Republiki Francuskiej begijnhof nagle okazał  się być własnością rządu. Beginki miały wybór między wywłaszczeniem i wydaleniem lub włączeniem ich  majątku do sieci "mieszczańskich przytułków" administrowanych przez gminę, przy jednoczesnym zachowaniu wspólnoty  jako usługodawców dla opieki nad osobami starszymi organizowanej na tym terenie. Beginat wybrał rzecz jasna drugą opcję. Następne stulecie nie sprzyjało wspólnocie. Przez cały okres rządów francuskich, a także czas kiedy te ziemie należały  do Zjednoczonego Królestwa Niderlandów a potem przez pierwsze lata Królestwa Belgii, beginkom co prawda  pozwolono dalej mieszkać w begijnhofie, ale nie było mowy, nawet gdy katolicy rządzili zarówno państwem, jak i miastem, o ponownym przeniesieniu własności na wspólnotę.
 
Przy minimalnych dochodach i malejącej liczbie członkiń nadal jednak beginat funkcjonował. W XX wieku społeczność skurczyła się do zaledwie kilku starszych beginek. Ich wielką panną była Geneviève de Limon Triest, członkini szlacheckiej rodziny Ghent i córka Esquire Alfreda de Limon Triest . Wraz z proboszczem Begijnhofkerk kanonikiem Rodolphem Hoornaertem i Domem Gasparem Lefébvre wielka panna pracowała nad utworzeniem bardziej współczesnej wspólnoty monastycznej, która mogłaby ponownie być atrakcyjna dla młodych dziewcząt. Wymyślono  Córki Kościoła, wielka panna  Geneviève de Limon Triest została pierwszą przeoryszą tego zgromadzenia w roku 1927.  Wiele domów przekształcono w pomieszczenia klasztorne, rozbudowano by  można było wynajmować je na rekolekcje i spotkania duchowe. Liczne domy w tzw. dolnej części, która opustoszała, po renowacji wynajmowano samotnym damom. W 1974 roku własność całego obszaru została przekazana miastu Brugia, bowiem mogło zapewnić solidniejsze finansowanie prac konserwatorskich prawie 800 letniego założenia. W roku 1998 begijnhof książęcy Ten Wijngaerde, jedyny zachowany beginaż w Brugii, został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

18 komentarzy:

  1. No dobra. Niech już będzie. Pierwsza się przyznam, że o beginażach, beginkach i begardach miałam pojęcie bardzo niklutkie i mętne. Prawie żadne. Znów doksztalciłaś😄. Dziękuję.😄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła kumała dzięki wymieniu Róży, czyli śledzeniu z wypiekami przygód pewnego franciszkańskiego brata rodem z Baskerville i jego ucznia Adso. Książka Eco była pełna takich zdziwieństw dla mła typu - a kim byli do cholery ci dulcynianie? Pokrewnymi duszami beginek, begardów, katarów, flagellantów, wolnoduszystów - wszystkich tych ruchów z których za dwa stulecia zrodzi się reformacja. Mła bardzo lubi "Imię Róży", żadna filmowa adaptacja jej do końca nie zadowoliła choć uważa że Wilhelm z Baskerville w wykonie Connery'ego był dokładnie taki jak powinien być.

      Usuń
    2. Patrz, a mnie zupełnie bezrefleksyjnie i bez zdziwień przeszła lektura "Imienia Róży". Zdaje się że nie trafiłam z czytaniem na odpowiedni moment życia, trzeba będzie powtórzyć 😄

      Usuń
    3. Mła raz na jakiś czas powraca do tej lektury i zazwyczaj znajduje tam rzeczy które jakoś jej przedtem nie wpadły w oko. Eco był takim erudytą że jednorazowe spożycie nie ujawnia głębi smaku. ;-D

      Usuń
    4. To ja też przeczytam na nowo.

      Usuń
    5. Do Eco warto wracać. ;-D

      Usuń
  2. Bardzo ciekawa opowieść o zupełnie mi wcześniej nieznanej historii i miejscach, dzięki, że zapał edukacyjny nie opuszcza Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła tak się stara troszki wincyj pisać bo zauważyła że u nas za wielkiej świadomości na temat beginatów ni ma. O znanych zakonach to i owszem ale taka insza koncepcja życia konsekrowanego w naszej świadomości nie istnieje. Może stąd takie klerykalne zacięcie do niedawna było w naszej wersji katolicyzmu?

      Usuń
  3. Temat nie jest mi obcy, w zeszłym roku czytałam,że ostatnia amsterdamska beginka Agatha-Antonia zmarła w 1971r. natomiast ostatnia na świecie pochodząca z Belgii Marcella Pattyn w 2013r. Co by nie mówić, Europa na kulturze chrześcijańskiej stoi.
    Te beginaże to zapewne dalekie echa monastycyzmu Ojców Pustyni.
    Tu o tej amsterdamce:
    https://adoptkhol.blogspot.com/2021/05/rowno-50-lat-temu-zmara-ostatnia.html
    Trochę czuję zmęczenie w kościach, miałam gości przez dwa dni, więc się natruchtałam wokół nich.
    Ale dostałam prezenty;) Dziś odpoczywam,chociaż pogoda jest obmierzła.
    Niemniej życzę wam błogiego wypoczynku.
    Natrafiłam na "Ojcze nasz" po aramejsku, piękne aż ciarki przechodzą:
    https://twitter.com/daniellebraunOL/status/1605086740448178177

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS.Polecam znakomity,po prostu genialny wykład M.Budzisza, teraz odsłuchałam.
      https://www.youtube.com/watch?v=K4IB1kNM6Kg

      Usuń
    2. Mła politycznie to sobie dopiero po śniętach zada, teraz to mła przegryza wieści z Niemiec, które doszły do niej droga pantoflową. Tam się dzieje i to inaczej niż u nas zapodajo i to wcale nie znaczy że lepiej.
      Co do beginatów to tak, cóś w tym jest z Ojców Pustyni, oni tyż mieli wylane na tzw. struktury i czcili jak uważali.
      Do mła prezenty to przyjechały, bo mła ma problem z wylezieniem na czas dłuższy. Obecnie chorowanie zakończyła Pabasia a zaczął Pan Dzidek, Małgoś twierdzi że ta zaraza na pewno nie od niej bo ona bezkontaktowa. Mamy podejrzane dzieciaczki, nosicieli przebrzydłych. Siedzą te bidoki obecnie w chałupach bo przedszkole zamknięte. Taa... wincyj maseczek, lockdownów i kwarantann oraz zamkniętych przychodni a będzie lepiej. Jasne jak słoneczko co to wylazło dziś na całą godzinkę.

      Usuń
    3. Kurde, chyba i mnie coś bierze,czuję gardło i szum w uszach.

      Usuń
    4. Jeżeli pojawi się paskudny kaszelek natychmiast antygrypówki i zaleganie trzydniowe. Potem niech lekarz zdecyduje wraz z Tobą czy antybiotyk osłonowo konieczny czy sobie sama poradzisz. U Małgoś był potrzebny ze względu na wiek i tzw. ogólny stan zdrowia, Pabasia dała radę bez, mimo że po osiemdziesiątce. U Pana Dzidka jest w fazie wykluwania więc zamiast ewentualnie zapodawanego antybiotyku ma porykiwania mła. Edmundo się nie słuchał, wyłaził z domu i za karę jest w szpitalu gdzie będzie miał czas przemyśleć do czego doprowadza krnąbrność. Buśka na szczęście wyprowadzają sąsiedzi.

      Usuń
    5. Gardziołko przeszło, trochę czuję ucho, na szczęście bez gorączki.
      Zimny wiater dziś.
      Co taka cisza?Przejadły się? Płukanie żołądka na pogotowiu?:)

      Usuń
    6. Nawet mła się nie chce pisać co te męskie gadziny z sąsiedztwa zrobiły, jak się bezczelnie dziadki pochorowały. Tak, że teraz wszyscy koło nich latajo. Małgoś współczuwa, mła nie - mła obiecała że zarżnie ich żywcem jak tylko wyzdrowieją. :-/

      Usuń
  4. Poświąteczne dzień dobry!
    Hanno mascia rozgrzewajacż posmaruj miejsce kolo ucha, powinno pomóc.
    Mroźny wiaterek, to prawda. Wczoraj była mokra ciepla wiosna, dzis slonecznye klimaty za to zimniejsze.
    Nie mam czasu na uważne czytanie ,bo jeszcze się gosciujemy, dziś sprzatanie, nawet szyby przetarłam, bo okrutnie brudne byly, po niedawnej zawieji snieżnej, deszcz wczoraj doprawił, więc fuj, trzeba było.
    Zdrowia do chorowitków , Tabo odpoczywaj pomiędzy, bo caly czas jesteś na wysokich obrotach .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się odpoczywać, nawet sobie zapuściłam co Kocurrek poleciła ale odleciałam po 5 minutach. To tak przyjemne z pożytecznym bo się podświadomie przez sen ukulturalniałam.;-D

      Usuń
    2. He,he, metodą podprogową😃😃

      Usuń