Był czas kiedy myślałam angielska róża a oczami wyobraźni widziałam odmianę 'Graham Thomas'. Pojęcie róża Austina w ogóle jakoś niemrawo się do mojej świadomości przebijało, angielki znałam jedynie z literatury i ogrodniczych serii BBC . I angielki to była głównie jedna, ciągle wywołująca ochy i achy odmiana - 'Graham Thomas'. Kiedy lata później dorwałam krzaczek tej róży byłam niemal tak szczęśliwa jak byliby himalaiści gdyby udało się im wleźć na K2 zimą! Jak to ze spełnieniem wielkich marzeń bywa, dane było mi przeżyć tzw. "Szczęście Frania". Wymarzony wymarzeniec, wypieszczony w myślach, cudowna róża trwale zapisana w moich zwojach jako synonim angielki, nieźle mnie rozczarowała. Gdzie jest qrczę ten wdzięk i stajl, gdzie ta trwała radość dla oczu i w ogóle w którym miejscu krzaczora człowiek może się natknąć na, za przeproszeniem, ten wytrysk geniuszu hodowlanego Davida Austina?!!! Znaczy wymyślona róża doskonała okazała się w realu nie całkiem doskonała. Tak naprawdę to okazała się być zupełnie inną różą niż jej wykreowany przeze mnie obraz.
Trochę trwało zanim oswoiłam się z realnym "Grahamkiem". Pomogło mi w tym przystosowanie się tej róży do warunków Alcatrazu, 'Graham Thomas' jest moim zdaniem odmianą róży która musi w naszym klimacie trochę posiedzieć w gruncie żeby mogła pokazać na co ją stać. To tak jak z niektórymi irysami bródkowymi - pierwszy sezon kwiat testowy, drugi zachęta, trzeci sezon to "O rany"! "Grahamek" wpisał się w teorię trzech sezonów, dopiero jego trzecie letnie kwitnienie uzmysłowiło mi że coś jest mocno na rzeczy z tą legendą, w którą obrósł. Solidny krzaczor o przewisających pędach, kuliste kwiaty o różnych odcieniach żółci, przedziwny owocowy zapach nie mający za wiele wspólnego z tym co zwykło się nazywać różaną wonią, doskonałe zarówno pierwsze kwitnienie jak i następne . Dziś tak wrósł w ogrodowy krajobraz że nie wyobrażam sobie różanki bez tej odmiany. Podstępnie mnie wziął znaczy ten "Grahamek", "na czas".
Teraz metryczka - odmiana wprowadzona została w świat w 1983 roku, jest krzyżówką siewki uzyskanej przez Davida Austina i odmiany 'Iceberg' z 1958 roku autorstwa Kordesa. Dorasta do 3 metrów wysokości ( u nas jest znacznie mniejszy, wielkim sukcesem będą już 2 metry ) i około metra szerokości. Kwiaty składają się z 35 płatków, mają kulisty kształt, w miniklastrze jest ich zazwyczaj około pięciu sztuk. Odmiana nazwana została na cześć Grahama Thomasa, pomnikowej postaci angielskiego ogrodnictwa. Graham Thomas żyjący w latach 1909 - 2003 ( ha, jeszcze trochę i byłaby setka - ponoć pasjonaci ogrodnictwa ciągną tak długo bo czekają na kolejny sezon, znaczy żyją przyszłością ) był uhonorowanym Orderem Imperium Brytyjskiego głównym "ogrodnikiem" National Trust. National Trust to legendarna instytucja dbająca o dziedzictwo kulturowe Wielkiej Brytanii, Graham Thomas to legendarna postać związana z angielską sztuką projektowania ogrodów więc nie ma się co dziwić że róża nazwana jego imieniem też została legendą. Jasne dla każdego kto wytrzyma trzy sezony czekania na właściwe kwitnienie róży 'Graham Thomas'!
GT to moja pierwsza angielka. Kupiłam z polecenia, jako NN i "bardzo wytrzymałą, piękna różę". Pierwsze lata siedziała sobie spokojnie i była owszem piękna i wytrzymała. Z czasem rozpoznałam jej nazwę. Od samego początku u mnie siedzi przy wodniku, u stóp tarasu, najbliżej miejsca w którym przesiaduję. W zeszłym roku wraz z bratem Abrahamem Darby zakwitły i wyrosły tak spektakularnie, że z okolicznych działek przychodziły pielgrzymki by te cuda oglądać. Graham Thomas sięgał jesienią do wysokości 2,60 m i cały był w kwiatach. W tym roku odpoczywają, generalnie ten sezon dla moich róż nie jest udany (niszczylistki i inne paskudztwa), ale wiem że jeszcze pokażą na co je stać. Od paru lat osłaniam GT na zimę kartonami owiniętymi do wysokości 1,20 m, nie musi wtedy budować krzewu od zera (mrozy u mnie nawet ponad 28 st. C).
OdpowiedzUsuńNo i proszę, jest potwierdzenie że musi w gruncie posiedzieć żeby się zaprezentować należycie. Ja mam o tyle szczęśliwie że różanka w takim bardziej zakrytym od wiatru miejscu, tuż przy południowej ścianie chałupy. Dlatego nie ma konieczności bardzo mocnego przycinania krzoków. Niszczylistków współczuję, trzymam kciuki za Twoje mordercze zamiary wobec tego dziadostwa, truj jak Lukrecja Borgia vel pastw się jak Pstwa, he, he. U mnie w tym roku jest OK ale zeszły sezon miałam podobny do Twojego tegorocznego - kiepawo było.
OdpowiedzUsuń